Recenzja mikrofonu Mozos MKIT-600PRO

Żyjemy w czasach roszczeniowości, niestety. Roszczeniowość przyjmuje na co dzień formy najbardziej kształtne w handlu i zapewne zgodzi się ze mną każdy lub prawie każdy wystawiający coś na aukcjach i portalach z ogłoszeniami, ale i forach, kto zetknął się tam albo z bardzo szczodrymi ofertami kupna sprzętu za ułamek kwoty za jaką go wystawiliśmy, albo wątkami „co kupić” w których sprzęt ma grać nieziemsko, obłędnie i kłaść na kolana narody całe, a kosztować tyle co duża paczka chipsów. Wszystkie dowcipy o wszelakich zachowaniach mających symbolizować ludzi do przesady oszczędnych, do granic smaku skąpych, czy też wprost malkontentów, dla których powiedzenie „płacę – żądam” stało się życiowym credo respektowanym z niezdrową starannością, nie wzięły się niestety znikąd. Producenci mimo wszystko próbują spełnić żądania swoich klientów i wypuścić produkt, który wciąż jednak musi mieć jakiś wkład w materiały i jednocześnie nie komplikować życia swoim użytkowaniem. Wciąż muszą gdzieś te oszczędności zostać upchnięte i na ogół lokują się albo we wszystkich aspektach urządzenia, albo w marży, albo w dołączanych akcesoriach. Tu mam wrażenie zdecydowano się na dwa ostatnie, a co zaskutkowało wypuszczeniem bardzo atrakcyjnej oferty mini-mikrofonu typu shotgun z kompletnym wyposażeniem: Mozos MKIT-600 PRO. Sprawdzam więc czy i gdzie zaoszczędzono, w co tu zainwestowano i przede wszystkim w czym tkwi sekret tego urządzenia, bowiem już na tym etapie zdradzę, że takowy jest.

Jakość wykonania i konstrukcja

Większość osób zapewne zastanawia się, zresztą tak samo jak ja, jak można było wypuścić mikrofon w tak niskiej cenie i jeśli to już się stało, to na pewno musiało wyjść tragicznie. Prawda jest taka, że tak i nie.

Na początku nieco wyjaśnienia co do ułamanej nóżki. Nie jest to objaw tego, że kufer był/jest źle wykonany, tylko raczej smutnego standardu firm kurierskich i przypomnienie, że należy paczki zabezpieczać czasami na „każdą ewentualność”, nawet jeśli – tak jak w tym przypadku – ma ona oznaczać kopanie sprzętu po ścianach. A i tak proszę zobaczyć, że skończyło się tylko na ułamanej nóżce kuferka. Dla porównania miałem podobną paczkę z Francji z bliźniaczym kuferkiem i tu przyszło wszystko OK, ale też innym przewoźnikiem niż ten zastosowany tutaj. Jego nazwy przez grzeczność nie wymienię, ale powiem tylko, że to jedna z największych firm kurierskich w Polsce, a raczej pracownicy na oddziale na północną Polskę, pracujący ciężko na jak „najlepszą” jej renomę. Mój ojciec uczył mnie, że jeśli już coś robić, to albo dobrze, albo wcale. Jeśli komuś się nie chce, nie ma problemu, ale niech zwolni miejsce temu, komu się chcieć akurat będzie i kto doceni to co robi, nawet jeśli jest to praca na sortowni. Inaczej to my tej Polski nie zbudujemy, jak mawiał mój znajomy z pracy.

Najważniejsze w tym wszystkim, że kuferek spełnił swoje zadanie i ładnie zabezpieczył znajdujące się wewnątrz akcesoria. Co prawda nie mam w tym momencie czasu, bo myśli i uwaga rozerwane na wszystkie strony, ale będę rozważał zrobienie krótkiego, osobnego artykułu o tym jak zabezpieczyć słuchawki w transporcie. Co prawda tu o mikrofonie mowa, do tego z własnym kuferkiem, ale nie jest to pierwsza recenzja w której przypominam o bezwzględnej zasadzie ograniczonego zaufania wobec przewoźników. Historii o sprasowanych paczkach oblanych olejem silnikowym czy zostawianiu ich u obcych ludzi ze sfałszowanym podpisem odbiorcy oszczędzę, bo w tym momencie nie jest to nic związanego z przedmiotem recenzji.

Skupiając się więc na niej, być może będzie to zadziwiające, ale sam mikrofon nie posiada żadnych cech lub oczywistych wad fizycznych, które mógłbym wypunktować w tej cenie. Wręcz przeciwnie, jest dobrze wykonany i wyraźnie kontrastuje z akcesoriami dołączonymi do urządzenia. Po prostu cały osprzęt dołączony do mikrofonu „jest, bo jest” i będziemy musieli brać na to poprawkę. Choć w sumie nawet dobrze, że budżet poszedł w samą jednostkę nagrywającą, a nie w otoczkę, bo akcesoria – o ile potrzebne, a owszem – o tyle nie odpowiadają za nagrywanie w sensie stricte. Nawet najlepsze akcesoria nie zrekompensują nam słabego mikrofonu, choć niewątpliwie wpłyną w pewnym stopniu, czasami znacznym, na przyjemność i efektywność użytkowania.

Efekt jest tego taki, że o ile sam mikrofon jest dobrze jak pisałem wykonany i robi lepsze wrażenie niż wskazywałaby cena (także pod kątem nagrywania, ale o tym za moment), o tyle akcesoria wykonano w całości ze zwykłego, taniego plastiku. Dlatego użytkownik musi uważać, aby nic z akcesoriów się nie uszkodziło, a jeśli już się uszkodzi, to żeby po prostu nie być zdziwionym. Jest ich dużo, owszem to plus, a także i plastikowy kuferek to nieoceniona wartość dodana (kuriera przeżył, więc test w sumie zaliczył), ale wciąż jednak patrzę na sprawę krytycznie i zaraz wytłumaczę dokładnie dlaczego.

W zasadzie wystarczy nam do pełni szczęścia tylko kabelek sygnałowy i czerwony chwytak-adapter, bowiem to dzięki niemu uda nam się mikrofon zamontować na statywie (gwint jak pod akcesoria foto) albo aparacie. Co prawda gdybym się uparł, mógłbym go w palcach złamać, ale na szczęście musiałoby to być wykonane z premedytacją i dużą siłą. Kabelki są w porządku, nic się tu raczej nie powinno stać (są w zestawie dwa – jeden stereo do kamer i aparatów, drugi TRRS do telefonów). Gąbkowa czapeczka także jest bardzo w porządku.

Od tego momentu zaczynają się już schody. Przede wszystkim zauważyć trzeba, że nie wymieniłem wyżej telefonu jako sprzętu do którego da się mikrofon podłączyć. Owszem, podłączenie jest możliwe i działa bardzo sprawnie, ale sam uchwyt jest niskiej jakości, wykonany z plastiku, z bardzo dużą siłą oporu jednego z ramion, które wysuwa się i w ten sposób dostosowuje do naszego telefonu. Do tego niemiłosiernie trzeszczy – dokręcanie śrub montażowych nic nie daje.

Nie byłem w stanie umieścić w nim swojego telefonu w pokrowcu (Redmi Note4 – 79 mm), a jeśli już się to udało, bardzo bałem się zarówno o telefon, jak i wytrzymałość uchwytu. Producent nie podaje jaki jest zakres regulacji i jakie telefony są z nim kompatybilne. Podejrzewam, że z takimi jak np. stary Huawei Honor U8860 nie byłoby problemów, natomiast przy LG G4c bałbym się o uszkodzenia obudowy telefonu. Tam akurat plastik potrafił pękać na osi czasu i od użytkowania.

Przyczepić mogę się jeszcze do „fretki”, czyli osłonki futerkowej zabezpieczającej mikrofon przed wiatrem. Ogólnie takie dodatki cieszą, tylko że fretka dołączona do zestawu linieje na potęgę. Bardzo niskiej jakości materiał imitujący sztuczną sierść po prostu nie trzyma się i można go dosłownie wyciągać z niej palcami. Moim zdaniem jest dzięki temu bezużyteczne, do tego brudzące nam włoskami wszystko wokół.

Pozostałe elementy to ramię przedłużające oraz trójnóg składany, mogący pełnić rolę „pistoletu” po złożeniu na którym zamontujemy mikrofon i będziemy „strzelać” nim w cel naszego nagrania.

Mikrofon właściwy jak pisałem jest za to w jakości przyćmiewającej pozostałe akcesoria. Wykonany w całości z metalu, z kapsułą na froncie, nierozbieralny (a przynajmniej w palcach nie da się go rozkręcić), zasilany wyłącznie mocą urządzenia pod który jest podłączony.

MKIT-600PRO nie jest więc jak widać urządzeniem pozbawionym wad i chyba nie ma osoby na tyle naiwnej, żeby spodziewać się inaczej. Jednocześnie daje na tyle duże możliwości w swojej cenie, że na niektóre rzeczy będziemy mogli przymknąć oko. Przy pracy z jakąś kompaktową lustrzanką wymagany będzie właściwie tylko czerwony adapter. Da się go też zamontować na standardowym trójnogu do foto. Jakiś mały kompakt będzie w tym względzie świetną alternatywą dla plastikowego, dołączonego do zestawu. Tym samym to i owo da się tu obejść, choć naturalnie podniesie to koszt urządzenia. Co więcej, da się go także używać jako taniego mikrofonu kierunkowego do PC, ale tu będzie trzeba zaopatrzyć się albo w osobny kabel o większej długości, albo jakiś przedłużacz.

 

Jakość nagrywania

Może trochę nieuczciwie, ale porównanie wykonałem do Alctrona UM900, którego mam cały czas odkąd go recenzowałem i krótko później kupiłem sam dla siebie. Zrobiłem też z ciekawości porównanie do kilku mikrofonów „słuchawkowych”, ale odpuściłem sobie wyjmowanie Radium600. Jeśli bowiem Alctron był przesadą, to i tym bardziej Genesis by nią był. Plus trzeba brać pod uwagę, że żaden z wymienionych nie jest konstrukcją typu shotgun. Niemniej nam to przeszkadzać nie będzie, a wręcz przeciwnie – nada ciekawego kontekstu.

W moim przypadku jest on taki, że o ile posiadam sporo naprawdę drogiego sprzętu odsłuchowego, o tyle w ten do nagrywania nie inwestuję specjalnych środków. Po prostu nie mam takich potrzeb, to i wolę środki alokować w innych przestrzeniach. Niemniej głuchy też nie jestem, toteż wskazać dobrze nagrywający w moich warunkach mikrofon umiem. Choć więc w porównaniu bezpośrednim Alctron podoba mi się bardziej, bo nagrywa dźwięk jakby w „szerszym spektrum”, MKIT-600 stawia bardziej na mowę i mocniejszą konkretyzację tejże. Jest to kluczowe przy takich konstrukcjach i byłbym właśnie zdziwiony, gdyby MKIT nagrał tak jak UM900 (próbka dla porównania poniżej).

Znaczyłoby to bowiem to, że mikrofon zbiera za szeroko. W przypadku MKITa jest to kierunkowy, konkretny strumień rejestrowanego dźwięku i tak w zasadzie powinno być. W mikrofonie pełnowymiarowym, zależnie od aplikacji i realizacji, traktowałbym to prawdopodobnie jako wadę, ale w 600-tce jest to moim zdaniem zaleta. Albo może nawet inaczej: po prostu działanie które uznałbym za prawidłowe i nic czego nie spodziewałbym się po styczności z tego typu mikrofonem. Poniżej próbka MKITa.

Jak łatwo przewidzieć, mikrofon ten w sytuacji opierania się wyłącznie o możliwość napędzenia przez urządzenie wejściowe, uzależniony będzie jakością nagrywania i przede wszystkim głośnością od tego, co posiadamy. Redmi poradził sobie przykładowo całkiem akceptowalnie, choć dystans nie był zbyt duży w możliwościach do osiągnięcia w takiej konfiguracji. Z Essence STX było jakościowo lepiej, ale również z podobną obserwacją (100% głośności mikrofonu, żadnych wzmocnień). Za to już na STX ze wzmocnieniem (mic boost, prawdopodobnie + 12dB, ale nie jestem pewien), robi się bardzo głośno i o ile nie mówimy zbyt blisko mikrofonu (poniżej ok. 15-20 cm), nie pojawia się żaden clipping. Poniżej jest on bardzo mocny, więc odległość ta jest myślę dosyć optymalna. Nie było problemu z czytelnym zbieraniem głosu także z odległości i 50 cm, wciąż bez zbyt mocnej dyspersji ale już ze słyszeniem pogłosu z otoczenia.

Mowa tu cały czas o zwykłym, w miarę spokojnym mówieniu. Tło było co prawda lekkim szumem i ew. odgłosami fotela i potykania się o własne nogi, ale we wszystkim mogłem małego MKITa użyć na poziomie satysfakcjonującym, zwłaszcza jak na swoją cenę. Przy głośniejszym otoczeniu mogłoby się już okazać, że nadmierna czułość mikrofonu stanie się wadą, a nie zaletą, toteż podejrzewam, że to właśnie producent miał na myśli projektując MKIT-600 PRO bez osobnego zasilania. Na STX fakt faktem jest to (w tej chwili) najtańszy i najprostszy mikrofon o największej głośności i jednocześnie jakości dźwięku w swojej cenie, z jakim się (na razie) spotkałem. Jeśli ktoś jest skupiony głównie na temacie mowy, powinien nie na żarty rozważyć go sobie jako mikrofon kierunkowy od czoła w zastosowaniach gamingowych, jeśli w portfelu pustki, czystki i pająki.

To, co mi osobiście się podoba w MKITcie, to brak zaszumienia i wspomniane skupienie się na środku, ale bez pogrubiania głosu i sybilowania. Mój UM900 jest wyraźnie bardziej zaszumiany na tle. A tutaj? Poza bardzo lekkim szumikiem powietrza z PC oraz może jakimiś dramatami elbląskimi za oknem, nie słyszę specjalnie nic niepokojącego. Choć charakter oczywiście głosu będzie inny i nie taki jak w Alctronie. Warto przesłuchać próbki i zdecydować, czy taka jakość głosu nam w tej cenie odpowiada. Ostatecznie, i w przeciwieństwie do akapitu z wyposażeniem, o dziwo nie będzie z mojej strony wobec tego mikrofonu specjalnych uwag. Moim zdaniem całkiem fajnie nagrywa, nie zbiera tego co niepotrzebne, robi to z odpowiednią jakością, choć odległość raczej winna być mniejsza niż większa.

 

Dla kogo MKIT-600 PRO?

Zbierając wszystkie swoje obserwacje do kupy, moim zdaniem mikrofon sprawdzi się najlepiej z tańszymi lustrzankami i aparatami, gdzie nie potrzeba cudownego sprzętu, ale w miarę sensownego i do tego bez wydawania fortuny. Raczej na mniejsze odległości, jako mikrofon na początek.

Taka ciekawostka, że podesłałem próbki głosu znajomemu, który zainteresował się jego możliwościami. Podesłałem mu też próbkę Alctrona. Wskazał MKITa jako ten mikrofon, z którego nagranie brzmiało mu najlepiej. Być może właśnie dlatego, że mój głos był wyraźniejszy i głośniejszy. Jakie to ma znaczenie? Spore. Jest to bowiem osoba, która ze sprzętem audio ma styczność pod postacią maksymalnie Edifierów przy PC oraz K271 MKII w temacie słuchawek. I tyle. Żadnej audiofilii stosowanej, melomaństwa, wyszukanych smaczków, po prostu zwykły użytkownik większość z czytających takie recenzje jak ta. Jest to więc opinia osoby z zewnątrz, dla której dźwięk jest rozpatrywany w kategoriach słyszalności oraz dobrze/źle, a nie transjentów, skupienia, sceny, czystości itd. Walory jakościowe więc doceniłem ja, ale on jako postronny docenił całokształt i praktyczność uzyskanego nagrania. Czasami warto powołać się na znajomego, który audiofilem nie jest i jak płomiennie deklaruje: nie zamierza nigdy być. Zresztą przy tak niskiej cenie mówienie o audiofilii czy profesjonalizmie to już troszkę nieporozumienie.

Zadowoleni bardzo będą z niego także właściciele komputerów stacjonarnych i laptopów, którzy przy wymianie kabelka na dłuższy mogą z powodzeniem wykorzystywać go jako mikrofon komunikacyjny i to z naprawdę dobrą jakością, przebijającą mikrofony wbudowane w słuchawki. Kto wie, czy nawet w takich zastosowaniach nie sprawdziłby się statystycznie najlepiej?

Przy telefonach też jest super, ale tutaj preferowałbym jakiś inny uchwyt. Przy tym dołączonym do zestawu nie chciałbym pracować.

 

Podsumowanie

MKIT-600 PRO zrobił na mnie mieszane wrażenie, ale tylko dlatego, że jego akcesoria zostały poświęcone na ołtarzu przesunięć budżetu w te rejony, które – na szczęście – w dużej mierze to rekompensują. Przypomina mi przy tym słuchawki KOSSa: kompletnie odpustowe wykonanie, a dźwięk taki, że ludzie kupują paletami. MKIT też prezentuje podobną koncepcję i to jest właśnie ten jego wspomniany na początku sekret.

Sekretem jest sam mikrofon: wykonany jak na tą kwotę nienagannie, nagrywający również w sposób do którego w zasadzie nie można się przyczepić, ponownie: zwłaszcza w tej cenie. Akcesoria natomiast plastikowe i nie budzące przekonania o ich wysokiej trwałości i jakości. Po prostu są bo są. Podczas recenzji nic się z nimi nie stało, ale recenzja to recenzja, a użytkowanie przez miesiące, niekiedy lata, to już inna para kaloszy. Gdybym więc zdecydował się na MKITa, mocno zastanowiłbym się z czasem za lepszymi akcesoriami. Nie jest to zakup „na gwałt” potrzebny, ale znacznie bardziej pasujący do mikrofonu. Czy mikrofon jest tego wart? To już każdy musi sam ocenić, ale jego zalet nie da się pominąć – jako całość jest oferowany w atrakcyjnej cenie, dobrze zbiera na krótki dystans, ma szansę poradzić sobie i na trochę dłuższy, nie potrzebuje dodatkowego zasilania, jest nader prosty w obsłudze i daje duże możliwości zastosowania. Tym bardziej szkoda, że sprzętowi nie dano lepszych akcesoriów. Jeśli więc komuś plastikowe dodatki nie przeszkadzają, a szuka w miarę dobrze działającego mikrofonu na początek zabawy z takim sprzętem, MKIT-600 PRO jest jak najbardziej wart rozważenia.

Recenzowany mikrofon można nabyć za atrakcyjną cenę tylko ok. 90 zł. (sprawdź aktualną cenę i dostępność w sklepach)

 

Zalety:

  • sam mikrofon naprawdę nieźle wykonany
  • solidna metalowa obudowa
  • prosta konstrukcja bez zbędnych elementów
  • brak dodatkowego zasilania
  • od razu gotowość do pracy
  • duże możliwości skonfigurowania dołączonych do zestawu akcesoriów
  • dobra jakość nagrywanego dźwięku i duża głośność (na odpowiednim źródle)
  • wyjątkowo niski poziom zaszumienia własnego
  • niski poziom zbierania odgłosów z otoczenia (kierunkowe działanie)
  • duża niewrażliwość na przebicia z racji braku zasilania jako takiego
  • bardzo atrakcyjna cena

Wady:

  • kontrastująca z mikrofonem słaba jakość dołączonych akcesoriów
  • możliwości mikrofonu ograniczane przez wspomniane akcesoria i potencjalne dodatkowe zakupy lepszych jakościowo akcesoriów
  • liniejąca od nowości osłonka przeciwwiatrowa
  • niedopracowany uchwyt na telefony

 

Serdeczne podziękowania dla firmy MOZOS za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

2 komentarze

  1. Hej,
    Szukam mikrofonu do nietypowego zastosowania. Obecnie prowadzę zajęcia fitness online. Zatem potrzebuję mikrofonu, który zarówno będzie sensownie przetwarzał muzykę, którą puszczam z głośnika zewnętrznego, jak i mój głos. Czy taki mkit 600 pro byłby tu dobrym rozwiązaniem? Będę wdzięczna za podpowiedź 🙂

  2. @Davenport – w takiej sytuacji potrzebne jest miksowanie dźwięku z kilku źródeł: muzyki z odtwarzacza (cd/telefon/komputer) i mowy (mikrofon). Wykorzystanie mikrofonu do wszystkich dźwięków naraz (muzyka + mowa) jest bardzo złym pomysłem. Miksowanie można przeprowadzić w samym komputerze (za pomocą oprogramowania), za pomocą interfejsu audio lub zewnętrznego miksera.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *