Maono gościła już jako marka na moim blogu i poprzednim razem jak pamiętam z duetu ich mikrofonów do gustu przypadł mi bardziej model analogowy zamiast USB. Być może moja recenzja nie miała dla Maono żadnego znaczenia, ale może jednak do jakichś wniosków jednak się doszło, ponieważ tym razem na testy trafił całkiem świeży, ultra-tani mikrofon AU-PM461, który kosztuje zawrotne 99 zł i celuje bardzo agresywnie w najniższe przedziały cenowe. Pozostaje więc sprawdzić, czy jest to delikatne pukanie do drzwi by wejść na salon towarzystwa super-tanich mikrofonów z Chin i poprosić grzecznie o miejsce pośród grona, czy może wyrwanie drzwi wraz z futryną i natarcie niczym 2 Front Białoruski, siejąc popłoch i zniszczenie.
Dane techniczne (wg producenta)
- Rdzeń mikrofonu: średnica 16 mm
- Charakterystyka kierunkowa: kardioidalna
- Pasmo przenoszenia: 30 Hz – 16 kHz
- Czułość: -13,5 dBFS ~ 0,5 dBFS (t3 dB, 94 dB SPL przy 1 kHz)
- Maksymalny SPL: 93,5 dB
- Stosunek S / N: 60 dB
- Częstotliwość próbkowania: 192 kHz / 24 bity Max
- Przewód: USB 1,5 m
Jakość wykonania i konstrukcja
Mikrofon przy pierwszym kontakcie wygląda na typowo tani mikrofonik budżetowy, także z tym spodziewanym natarciem może różnie być, ale wynika to z faktu, że żeby osiągnąć tak niski pułap cenowy, producent musiał z czegoś zrezygnować. W wielu budżetowych mikrofonach tak naprawdę zmienia się tylko obudowa i wyposażenie, a jakość dźwięku mniej więcej oscyluje wokół tego samego, dobrego, poziomu.
W przypadku Maono padło więc na to pierwsze i o ile dostajemy tu kompletne wyposażenie by mikrofon mógł nam służyć wprost z pudełka, o tyle o żadnych metalowych korpusach nie może być mowy. Dlatego też obudowa została wykonana niemal w całości z plastiku i jedynymi elementami metalowymi są:
- nogi trójnogu
- maskownice kapsuły mikrofonu
- śruba regulacji nachylenia
Sama obudowa sprawia wrażenie nierozbieralnej, a przynajmniej ja nie znalazłem sposobu aby się dostać do środka mikrofonu bez używania narzędzi mogących zostawić na niej trwałe ślady. Ale nawet czyszczenie na szczęście nie jest tu potrzebne w razie czego – mikrofon ma w środku zdaje się grubą warstwę filtracji przeciwkurzowej i pełniącej jednocześnie formę dampingu akustycznego. Możliwe że dlatego tak dobrze zbiera, choć o tym powiem jeszcze za moment. Trochę o taniości świadczą też widoczne tu czy tam pozostałości po odlewach form plastikowych oraz skazy w postaci drobnych ubytków plastiku, głównie na dulce montażowej.
Niemniej mikrofon przykręcony do trójnogu jest przez swoją lekkość paradoksalnie trudny do przewrócenia, zwłaszcza gdy jedną nogę ustawimy sobie dokładnie pod mikrofonem. Dzieje się tak ponieważ trójnóg jest masywniejszy niż sam mikrofon i tym samym punkt ciężkości jest położony dosyć nisko. Przypomina się niesławny ISK AT100, który przewracał się jak po spacyfikowaniu butelki czegoś solidnego procentowo.
Największy problem miałem na tym etapie chyba tylko z jednym elementem – brakiem diody zasilania. Nie widać przez to czy mikrofon pracuje, czy też nie. Jeśli korzystamy z mikrofonu okazjonalnie, to nie powinien być to problem. Ale gdy pracujemy na nim cały czas, a nasza dbałość o prywatność i bezpieczeństwo nie należy do wysokich, może się tak okazać, że się to na nas zemści.
Zwrócić uwagę można jeszcze na plastikowe gwinty – są delikatne i bardzo łatwo jest mikrofon opatrznie wkręcić pod kątem, niszcząc w efekcie wyżłobienia.
Urządzenie po podłączeniu jest wykrywane jako „USB Condenser Microphone” i ustawia się automatycznie na 100% cyfrowej głośności. Toteż jedynym sposobem na regulację natężenia dźwięku poza skalą cyfrową jest pokrętło wzmocnienia znajdujące się na froncie obudowy. Pokrętło domyślnie ustawione jest na 50% i ma funkcję automatycznego centrowania się na tym ustawieniu (wypustek wyczuwalny podczas kręcenia gałką).
Nie stwierdziłem problemów z pracą mikrofonu z moim komputerem, ani też żadnych niespodzianek podczas instalacji – system automatycznie instaluje wszystkie potrzebne sterowniki.
Jakość nagrywania
Poprzednim razem byłem bardzo zadowolony z testów Fifine, który okazał się wyjątkowo dobrze wycenionym mikrofonem o dobrej jakości dźwięku. Tym razem jednak tytuł króla opłacalności w budżetowych mikrofonach można wskazać jako propozycję od Maono.
Mikrofon nagrywa bardziej skoncentrowany dźwięk, skupiając się głównie na mowie. Ma się nawet wrażenie, że na tle Fifine jest to dźwięk nieco bardziej monofoniczny. Ale wciąż zachowujący bardzo dobry balans między jakością ogólną, naturalnością a barwą. Ta nie jest np. tak podkreślona jak w Radium 600, ale o ile jest to mikrofon kosztujący jakieś 450 zł, to względem kosztującego jedynie 99 zł Maono absolutnie nie zachowuje się powtarzalność dysproporcji widoczna w cenie.
Powiem więcej – o ile z Radiuma jestem zadowolony i nie zamierzam go zmieniać na inny mikrofon z podobnego bądź niższego przedziału cenowego, o tyle Maono pokazuje, że można zejść bardzo mocno w dół z ceną, a wciąż jeszcze nie przestrzelić. A na pewno spowodować troszkę wątpliwości u mnie, czy abym na pewno powtórzył swój wybór mając bardzo proste zastosowania dla takiego mikrofonu.
Radium jest na szczęście u mnie, zbiera lepiej, dźwięk jest lepszej jakości, ale nie jest to różnica tak wielka jakby jak pisałem wskazywała cena. Jednocześnie mam wrażenie, że produkt Maono jest bardzo dobrze wyceniony, czy wręcz rewelacyjnie.
Producent wzorem KOSSa postawił krzyżyk na wykończeniu i zrezygnował kompletnie z metalowej obudowy i jakiejkolwiek ekstrawagancji, nawet diody zasilania, skupiając się wyłącznie na jakości nagrywanego głosu i w ten sposób bardzo wysoko ustawiając współczynnik ceny do możliwości. Do tego ten fizycznie regulowany gain. Zresztą, proszę posłuchać mojego jakże wstydliwego dla mnie głosu – 50% skali:
75% skali:
100% skali:
Odpowiednio też szum tła, dla 50%:
Dla 75%:
Dla 100%:
Dla porównania wyniki z mikrofonu wzorcowego nagrywana w identycznych okolicznościach (Genesis Radium 600):
Próbka głosu:
Szum:
Nie ma tu jak słychać żadnych przesterów, nawet na maksymalnym wzmocnieniu, choć w uszy rzuca się kilka rzeczy, jak zakładam pochodnych niskiej ceny.
Po pierwsze, zauważyłem bardzo mały wzrost między 75% a 100% wzmocnienia, co może sugerować użycie prostego, analogowego potencjometru działającego w prostej linii.
Po drugie, w tle pojawia się szum (komputera). Mój PC jest bardzo mocno wyciszony, aby nie przeszkadzać w takich nagraniach, ale jednocześnie testy wykonuję tego typu celowo, bowiem w realnych warunkach nie będziemy w stanie maksymalnie wyciszyć naszego otoczenia i tak.
Nie jest to jednak na szczęście jeszcze tak duży problem, zarówno z szumem, jak i wspomnianym malutkim przyrostem wzmocnienia od nierównej skali. Takie rzeczy to tak naprawdę drobnostki, zaś delikatne szumienie w tle, o ile wskazuje na przewagę wielokrotnie droższego Radium (choćby z faktu, że nagrywa ścieżkę dwukanałową, a nie jak Maono 1-kanałową), a nawet o 1/3 droższego Fifine (choć tam mikrofon łapał mi większe echo gdy słuchałem próbek z jego recenzji), przy zastosowaniu otwartych słuchawek usłyszeć da się dopiero po celowym zwiększeniu głośności do odsłuchu nagrań. Do tego celowo użyłem tu słuchawek zamkniętych – K271 MKII – aby było jeszcze łatwiej to i owo wychwycić. K271 MKII, pracujące w tej recenzji wprost z Essence STX, to słuchawki wyspecjalizowane w wokalu i ludzkiej mowie, także ze wszystkich słuchawek przeze mnie posiadanych zdawały się być najbardziej dopasowanym cenowo kandydatem do benchmarkingu.
Co ciekawe, gdy przesłuchiwałem próbki testowe do czytanej właśnie recenzji na HD800, szum wydawał się znacznie mniejszy niż na K271, praktycznie pomijalny. Także to też zależy od słuchawek i ich konstrukcji. Dlatego zachęcam do odsłuchania na spokojnie próbek szumu nagranych przeze mnie, aby samemu ocenić czy jest to poziom, który jest dla nas akceptowalny. Zwłaszcza jeśli ma się już jakieś doświadczenia w tym zakresie lub najlepiej własny mikrofon, który Maono miałby (jak ponownie zakładam) zastąpić.
Oczywiście mógłbym być tu czepialski, ale patrząc realistycznie, za 99 zł oczekiwałem znacznie mniej niż pokazał Maono i praktycznie nie mam się do czego w nim w tej cenie faktycznie przyczepić i skrytykować na kilka stron. W przypadku wątpliwości proszę posłuchać jeszcze raz nagrań. Po to właśnie je załączam do takich recenzji, aby można było samemu ocenić własny próg tolerancji, jako że nasze potrzeby – zarówno moje jak i każdego czytelnika – są bardzo różne. Do profesjonalnego nagrywania takich mikrofonów się z reguły nie kupuje, ale do zastosowań takich typowo domowych, komunikacyjnych, jakiegoś nagrywania pod YT, do podcastów (dobre wychwytywanie clou głosu), gdzie nasz budżet jest ekstremalnie ograniczony: mikrofon w niemal idealny.
Podsumowanie
Moim zdaniem Maono bardzo dobrze wycelowało z tym mikrofonem i uderzyło dokładnie w punkt między jakością wykonania, rejestrowanego dźwięku a ceną, czyniąc z PM461 mikrofon boleśnie wręcz tani, ale kojąco wręcz opłacalny.
Za tylko niecałe 100 zł dostajemy tu lekki i wcale nie tak źle wykonany mikrofon ze stojakiem, kablem, czapą gąbkową i regulowanym ręcznie stopniem wzmocnienia, ale przede wszystkim skoncentrowanym dźwięku na ludzkim głosie i jego barwie. Nie brzmimy tu jak robot albo jak zza poduszki, wszystko jest w jak najlepszym porządku, głośno i wciąż wyraźnie.
Tak naprawdę jedynymi wadami, jakie zwróciły moją uwagę do tego stopnia, aby o nich wspomnieć w tymże podsumowaniu, były nieco mocniej zaznaczony szum tła na tle trochę droższego Fifine K669B, który będzie tu największym rywalem wg mnie, a także brak diody wskazującej pracę. Oznacza to konieczność fizycznego wyjmowania wtyku dla pewności, że mikrofon został odłączony i nie nagrywa. Poza tym jednak (no, może brakiem specjalnej różnicy między wzmocnieniem 75% a 100%) nic się w oczy i uszy nie rzuciło. Sam szum również jest tematem dyskusyjnym, bo zależnym od charakteru nagrania, naszego otoczenia, a także sprzętu odsłuchowego. W nagraniu testowym widziałem ok. -52 dB, więc było bardzo dobrze, zwłaszcza biorąc pod uwagę oddalony o 70 cm na tej samej płaszczyźnie PC z siedmioma stale aktywnymi wentylatorami (odpowiednio skonfigurowanymi rzecz jasna krzywymi termalnymi), a jeśli liczyć to co na karcie graficznej – z dziesięcioma (!).
I dlatego wydaje mi się, że Rekomendacja powinna być tu formalnością. Doprawdy spodziewałem się po tym mikrofonie znacznie mniej. Dawniej Mico, obecnie Maono jest tym mikrofonem, który polecałbym użytkownikom na hasło „jaki najlepszy mikrofon do 100 zł”. O ile znów poprzeczka nie zostanie podniesiona jeszcze wyżej i pojawi się inna propozycja o jeszcze większej opłacalności. Ale bądźmy szczerzy – tu już chyba naprawdę nie ma z czego odejmować.
Recenzowany mikrofon można nabyć za atrakcyjną cenę tylko ok. 99 zł.
Zalety:
- od razu pełne wyposażenie aby móc zacząć z nim pracę
- prosta konstrukcja bez większości zbędnych elementów
- regulowany analogowo poziom wzmocnienia
- stabilne trzymanie się w trójnogu z racji bardzo niskiej wagi mikrofonu
- bezproblemowe działanie wprost z pudełka
- przyjemna jakość nagrywanego dźwięku z adekwatną głośnością
- niewrażliwość na przebicia (w moim przypadku)
- bardzo atrakcyjna cena
Wady:
- brak nawet zwykłej diody sygnalizującej stan pracy jednak trochę mi przeszkadzał
- delikatny szum własny słyszalny w tle
- należy uważać na plastikowy gwint podczas wkręcania w dulkę trójnogu
- praktycznie zerowe możliwości regulacji głośności cyfrowej
Serdeczne podziękowania dla firmy MOZOS za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów