Do dźwięku z komputera można podchodzić na różne sposoby. Od pewnego czasu swój renesans przeżywają konstrukcje stereofoniczne, zbudowane z dwóch kolumienek. Dawniej jednak ograniczały się głównie do malutkich biurkowych zestawików pamiętających czasy Glide3D i monitorów LG Studioworks. Wtedy też swój rozkwit zaliczyły zestawy 2.1, później bardziej zaawansowane 5.1 i 7.1. To właśnie w tej przedostatniej grupie znajduje się przedmiot niniejszej recenzji, którą mimo upływu lat (data publikacji pozostała niezmieniona), nadal mam opublikowaną na blogu z powodów sentymentalnych. Mowa o głośnikach Logitech G51.
Dane techniczne
– Łączna moc zestawu: 155 W RMS
– Całkowita moc szczytowa: 310 W PMPO
– Moc satelitek: 4x 20 W RMS (8 ohms, @ 1 kHz, @ 10% THD)
– Głośnik centralny: 19 W RMS (8 ohms, @ 1 KHz, @ 10% THD)
– Subwoofer: 56 W RMS (2 ohms, @ 100 Hz, @ 10% THD)
– Pasmo przenoszenia: 36 Hz – 20 KHz
– Punkt odcięcia subwoofera: 150 Hz
– Odstep sygnału od szumu: >94 dB
– Membrany w satelitach: 2x 5.1 cm laser-tuned
– Membrana subwoofera: Down-firing 13.3 cm high-excursion
Wymiary głośników (wysokość x szerokość x długość) cm:
– Wymiary satelitek: 10,7 x 14,2 x 21,6 cm
– Wymiary głośnika centralnego: 20,3 x 9,9 x 14,2 cm
– Wymiary subwoofera: 19,6 x 26,4 x 33,3 cm
– Wymiary panelu sterowania: 14,5 x 8,6 x 4,6 cm
Cena:
– ok. 450-500 zł (cena na 2013 rok).
Mikroprzegląd segmentu średniej klasy 5.1
Okoliczności recenzji są niejako nakreślane również przez konkurencję, w jakiej głośniki się poruszały. Warto zatem pokrótce opisać fragment segmentu najpopularniejszych głośników 5.1 wraz z wyszczególnieniem pozycji, które według mnie są (były) jednymi z najciekawszych pośród nich.
Umownie można ustalić, że obszar w jakim się będziemy poruszać wyznaczają w zasadzie cztery najpopularniejsze zestawy głośnikowe 5.1, a których to dźwięk jednakże był swego czasu jakkolwiek na poziomie. Otwierają go Logitechy X-540, zastępujące niezbyt udane X-530. Wiele osób pytało wówczas dlaczego zamiast 40-stek nie brać tańszych 30-stek. Powodem był fakt, że X-530 miały niedopracowaną sekcję niskotonową w subwooferze, dzięki niemu co jakiś czas głośniki potrafiły uraczyć słuchacza albo puknięciami albo rosyjskim bądź czeskim radiem. Nie wszystkie egzemplarze cierpiały na owe bolączki, ale i tak ten konkretny model po prostu lepiej pominąć i skupić się na młodszym, co do którego nie ma tego typu zastrzeżeń. Jest to w miarę tani i dobry zestaw pod muzykę stricte elektroniczną „niższej klasy”, gry i filmy. Jego dodatkową zaletą jest pojedynczy tryb Matrix oraz pilot kablowy. Cena: ~270zł
Nieco wyżej od X-540 stoją często polecane Geniusy SW-HF 5005, następcy uważanych za trochę awaryjne 5000. Budzą zaufanie użytkowników swoim wyglądem oraz opiniami dot. innych modeli 2.0 tego samego producenta. Brzmienie jest ogólnie uznawane za lepsze od X-540 pod kątem odsłuchu muzyki, ale argumentowanie tego „plastikowością” 540-stek jest nieco niepoważne, ponieważ przypisuje materiałowi obudowy zbyt dużą rolę w kreowaniu dźwięku, niż miało to miejsce w rzeczywistości. W przypadku 5005 można było rozważyć jeszcze kupno modeli 5000 oraz 6000. Cena: ~350zł
Następny szczebelek w drabinie to w zasadzie jednakowa półka brzmieniowa, ale w zupełnie różnych cenach: recenzowane tu Logitech G51 oraz Creative G500. Oba modele były między sobą konfrontowane dosyć często i oba po dziś dzień mają swoich użytkowników i zwolenników, dlatego jeśli nie stać nas było na G500 to wybór stawał się oczywisty. Jeśli stać na oba – cóż, można było zacząć się zastanawiać co jest lepsze. Głównym kryterium jest tutaj brzmienie, które, mimo faktu że G500 były parametrami mocniejsze, często do gustu przypadał efekt kreowany przy odsłuchiwaniu słabszych G51. Jak zwykle więc wszystko rozbija się o preferencje. Przy G500 jednakże muszę wspomnieć o pewnej przykrej wadzie, otóż zdarzały się przypadki wyłączania się zestawu na skutek przegrzania wewnętrznego układu wzmacniającego. Nie mam jednak informacji na temat skali zjawiska. Cena: od ~650zł
Jakość wykonania i konstrukcja
Wracając więc do przedmiotu recenzji, dosyć duże pudło kryje w sobie skrupulatnie popakowane głośniczki oraz subwoofer. Przy ich wyjmowaniu radzę zachować ostrożność, ponieważ np. w przypadku subwoofera głośnik nie jest niczym osłonięty i znajduje się na spodzie. Łatwo więc można go uszkodzić poprzez niefortunne wsadzenie w niego ręki i przebicia membrany palcami lub paznokciami (tu uwaga głównie dla pań, choć żyjemy teraz w takich czasach, że coraz trudniej o jednoznaczny przypis).
W skład zestawu wchodzi pięć satelitek z dwoma 5 cm głośnikami w technologii FDD2 o łącznej mocy 20 W oraz subwoofer o mocy 56 W z 13 cm głośnikiem typu down-firing. Zestaw powinien wystarczyć do nagłośnienia pomieszczenia o rozmiarach 25 m2, aczkolwiek nie jest to żadna zasada i jedynie spora umowność.
Wszystkie materiały użyte w G51 stoją na dobrym poziomie, od plastików po maskownice. Każda satelitka, subwoofer i pilot mają pod sobą gumowe podkładki, które efektywnie zwiększają przyczepność do podłoża, a co ostatecznie zmniejsza ryzyko przypadkowego przesunięcia. Tak samo każdą można zamontować na ścianie dzięki odpowiednim zaczepom w podstawkach.
Było to trochę zabiegiem dla komputerowych bawidamków, ale można było w nich zdejmować osłonę z pleksi i umieszczać pod nią własne wydruki z gier lub kawałki kolorowego papieru – w efekcie dostosowując wygląd wedle własnego uznania.
Pilot
Kablowy pilot pozwala na dostrojenie nawet w kompletnej ciemności (dzięki diodom symbolizującym skalę) wszelkie niezbędne ustawienia (osobna regulacja dla: master volume, subwoofer volume, center volume, surround volume dla tylnych satelitek), jak również sterowanie wbudowanym DSP odpowiedzialnym za emulowanie dźwięku przestrzennego ze ścieżek stereo (trzy tryby: Gaming – z mocniejszym basem, Music – z oszczędniejszym ale za to szybszym, a także OFF – wszystkie efekty przestrzenne wyłączone). Największą wadą pilota jest fakt, że to właśnie on „pamięta” wszystkie ustawienia i nie ma własnego zasilania. Wystarczy jego odłączenie lub brak prądu, a wszystko zostaje wyzerowane.
Pilot posiada w miarę przystępnie wyprowadzone gniazda dla mikrofonu i słuchawek, jak również wyłącznik zestawu i przyciski wyciszania mikrofonu i samych głośników.
DSP
A więc opcja Matrix, która aktywuje wbudowany procesor dźwięku w G51. Dzięki niemu dźwięk ze ścieżki stereo jest miksowany i rozprowadzany do wszystkich satelitek na zasadzie sparowania kanałów (FL + RL i FR + RR) oraz odwróceniu ich względem siebie wraz z dodaniem efektu pogłosu. Może być ustawiony we wspomnianych wcześniej dwóch trybach: Gaming i Music.
O ile jest to ciekawy „bajer” to jednak w praktyce nie wychodzi poza to słowo. Efekty są ciekawe, choć pasują tylko do niektórych utworów, nawet w ramach tego samego albumu. Zależą również od konkretnych ustawień karty dźwiękowej. Nie nadaje się według mnie na dłuższą metę w filmach i grach, choć w przypadku tych ostatnich może to zależeć od tytułu, a konkretnie tego, jaki silnik dźwiękowy i z jakim powodzeniem został w danej produkcji zaimplementowany.
Ciekawostką jest, że tryb Matrix jest konfigurowalne niezależnie od ustawień samych głośników w trybie Matrix OFF, choć ustawienia mają wpływ zarówno na Gaming jak i Music jednocześnie.
FDD2
W G51 Logitech „odkrył” coś takiego, jak Frequency Directed Dual Drivers technology – to właśnie ona dodaje satelitom czytelności. Koryguje efekty echa wydobywające się z podwójnych głośników i tworzy przed słuchaczem jednolity obszar dźwięku, dzięki temu niweluje wzajemne nakładanie się fal z obu membran i w efekcie pozytywnie wpływa na odsłuch.
W praktyce jest to nic innego jak stworzenie z zespołu dwóch przetworników o małej średnicy czegoś na kształt soczewki akustycznej, która działa przy spełnieniu określonych wymagań. Różni się to od każdej innej pary głośnikowej wyposażonej w więcej niż jeden przetwornik tym, że są one wobec siebie bliźniacze (każdy o takiej samej średnicy i z tym samym zakresem pracy) oraz umieszczone w nieckach, tworzących coś na kształt falowodu. Naturalnie pomijam fakt, że optycznie niższy przetwornik został tak umieszczony, aby udawać jednostkę dużej średnicy. Osoba złośliwa mogła więc zarzucić Logitechowi próbę oszustwa, tak samo jak przy ich nowszych konstrukcjach okrojenie jednego z przetworników do roli membrany biernej, nic o tym klientom nie mówiąc.
Możliwości i rozmieszczanie
Mimo że niewątpliwie plusem jest możliwość zamontowania głośnika centralnego na panelu LCD, reszta satelitek nie posiada już regulowanej stopki. W efekcie mają stały kąt nachylenia (choć i tu jest pewien sposób – podstawki są przykręcane do głośnika sporą śrubą, można więc po jej odkręceniu zmieniać obrót satelitki względem podstawy). Mi akurat to nie przeszkadza, jako że głośniki są położone niżej niż mam głowę.
To jednak, co może być realnym problemem, to kable. Tyle salelity mają 4 m kable przytwierdzonego do nich na stałe. Dla niektórych może się to okazać za mało. Ale też w tym miejscu trzeba zaznaczyć dwa plusy: satelitki są wymienne między sobą i ta przeznaczona np. dla Front Left będzie spokojnie pracowała identycznie jak Rear Right. Drugi plus to fakt iż można nabyć kable przedłużające bez większego problemu.
Jakość dźwięku
Jak na zestaw wielokanałowy jest całkiem dobrze. Jednak jest to zależne od tego czego się w zasadzie słucha (jak również i na czym, ale przede wszystkim akustyki.
Wbrew pozorom naprawdę bardzo dużo zależy przy zestawach 2.1/5.1/7.1 od tego w jakim pomieszczeniu się znajdują oraz gdzie został umieszczony subwoofer. Na własnym przykładzie sprawdziłem różne ustawienia subwoofera względem położenia w stosunku do mojego stanowiska pracy. Okazało się, że stojąc obok biurka dawał niesamowity bas, który wielu uznałoby za dudniący. Stojąc tuż za biurkiem okazywał się być płaskim i pozbawionym życia, brakowało mu emocji i wyrazu dzięki czemu praktycznie cały dźwięk leżał. Wreszcie stojąc tuż przy mnie, w przegrodzie na PC (który i tak znajduje się w innym miejscu abym mógł sobie spokojnie od czasu do czasu w nim pogrzebać) zdawał się oferować najbardziej wyważony bas. Nie za mocny ale też z wyrazem i uczuciem.
To jest niestety częsty problem przy takich głośnikach, że od ustawienia może zależeć być lub nie być, a opisanie akuratnie jego charakterystyki staje się po prostu niemożliwe. Efekt zbyt często będzie losowy i to nie w ramach drobnych odchyleń, a skrajnie i ekstremalnie. Szczególnie, że na pewno znajdą się osoby, które spróbują rozłożyć głośniki dokładnie tak jak na ilustracji na pudełku. Wykorzystajmy naturalne cechy tego zestawu i sprawdźmy przed osądem wszystkie możliwe ustawienia, bowiem głośnik skierowany w dół nie kierunkuje fali dźwiękowej w żadną stronę, a więc w zasadzie sprawę dodatkowo ułatwia.
Muzyka, której słucham to elektronika, ambient, drone, często zmieszany z chilloutem i psy (Hibernation) bądź groove, dream, space, downtempo oraz electropop i future garage. Do tego typu gatunków głośniki nadają się wprost rewelacyjnie. Ponieważ satelitki starają się wykreować brzmienie neutralne z lekkim zaznaczeniem sopranu, ale nadal w ramach sensownie stonowanego brzmienia, nie szufladkują się tylko i wyłącznie w takich zastosowaniach, ani też tylko i wyłącznie grach. Nawet w trybie stereo można wyłuszczyć całkiem niezłe budowanie przestrzeni. Gdybym miał je oceniać tylko po „swojej” muzyce, noty byłyby całkiem wysokie. Jedynie rock i pochodne mogą dopraszać się miejscami o porządne 2.0 i brzmieć mogą lekko sztucznie.
Skoro nawiązałem do gier, dla G51 nie są jakimś wielkim wyzwaniem. Przy dużej szybkości i wielu źródłach dźwięku można się nieco pogubić, ale grając np. w Stalker: Clear Sky i mając za sobą cieknącą wodę myślałem, że naprawdę z tyłu gdzieś coś cieknie. Takie efekty przy słuchawkach stereofonicznych możliwe są tylko na bardzo scenicznych i holograficznych modelach o planarnym kreowaniu fali akustycznej.
W filmach także nie ma problemu: dźwięk jest czytelny, a bas głęboki. Naprawdę przyjemnie się ogląda w nich kolejne tytuły i wrażenia są jak najbardziej pozytywne, oczywiście cały czas przy zachowaniu poprawnej akustyki.
Sumarycznie więc głośniki prezentują się dosyć szablonowo, ale mimo to na sensownym poziomie. Przez szablonowość rozumieć należy konkretny nacisk na konkretne częstotliwości. Subwoofer daje stosunkowo głęboki bas, który w przypadku wielu przypadkach będziemy mogli skorygować ustawieniem. Uniknie się wtedy niestabilności i dudnienia. Średnica delikatnie po macoszemu, ale też nie jest to specjalny wyróżnik w przypadku wielu modeli głośników tego typu. Góra czytelna, ale bez przesadyzmu. Scena również na dobrym poziomie w trybie stereo, choć naturalnie żywiołem tych głośników jest praca w systemie natywnie wielokanałowym. Tym którym nie będzie dane tak ich podłączyć, pozostanie emulacja efektem Matrix.
Plastik nie jest złem automatycznym
Trochę odbiegając od tematu, chciałbym poświęcić nieco miejsca semantyce. Dosyć często bowiem spotykałem się z określeniami „plastikowe pierdziawki”, „plastikowy dźwięk” czy nawet „plastikowy sub”. Pozwolę sobie zaadresować te określenia i zauważyć kilka rzeczy.
Po pierwsze, nie jest prawidłowym pojęcie „plastikowego dźwięku” jako definicji stricte relatywnej do konstrukcji. Jest to bardziej próba nieprecyzyjnego wyrażenia przez opiniującego braków w brzmieniu odsłuchiwanych przez siebie głośników, ale jednocześnie niestety mylnie odbierana, że każde głośniki o budowie plastikowej są automatycznie grającymi „plastikowo”. Pytanie retoryczne: dlaczego „plastikowe” G51 grają subiektywnie lepiej od przytaczanych na początku „nieplastikowych” Geniusów 5005? Powodów na pewno jest kilka, ale materiał wykonania obudów zdaje się jest akurat w tym przypadku marginalny. I nie jest to „drewno”.
Druga rzecz to wyrażenie „pierdziawki”, czyli „pierdzenie”, ale nie tyle pejoratywnie o dźwięku, co przy wysokiej głośności. O ile jest to mankament wielu zestawów komputerowych, których sekcje aktywne po prostu nie są w stanie zaopatrzyć przetworników w dostateczną ilość mocy, o tyle G51 są go o dziwo pozbawione. Poza tym proszę pamiętać, że słuchanie na przysłowiową „całą parę” nie ma zbyt dużo wspólnego z prawdziwym słuchaniem muzyki, a bardziej z zakłócaniem porządku. Tłumaczenia, że ma to na celu „poczucie klimatu”, jakoś niespecjalnie jestem w stanie przyjąć do wiadomości, przynajmniej na trzeźwo.
Trzecia to „plastikowy sub”. Każdy z zestawów z opisywanego segmentu, a więc od X-540 po G500, posiada głośnik basowy w obudowie z płyty MDF, a więc ponownie jest to określenie pejoratywne i pogardliwe w stosunku do tych konstrukcji. Źródłem owych określeń podejrzewam, że jest płaski bądź dudniący bas, którego za nic w świecie nie da się opanować, a już w szczególności wyrównać. Tu wyłania się pojęcie akustyki pomieszczenia i subiektywność wszelakich opinii jakie można spotkać na sieci.
Dobór źródła
Może będzie to zaskakujące, ale na kiepskiej karcie dźwiękowej nie uda się wydobyć takiego dźwięku, jaki naprawdę drzemie w tych głośnikach. Aby wyprzedzić ewentualne pytania dotyczące „odpowiedniej” karty dźwiękowej, odpowiadam: w zupełności wystarczą konstrukcje pokroju X-Fi Gamer, zaś po stronie Asusa naturalnie Xonar DX/D1. Chociaż nie wydaje mi się, aby głośniki mocno wzgardziły również i najbardziej z nich wszystkich grającym na planie „V” Sound Blasterem Omni Surround 5.1, głównie z powodu całkiem wyczuwalnej filtracji źródła przez elektronikę subwoofera.
Podsumowanie
Tak jak pisałem na początku, recenzję trzymam z sentymentu, bowiem tworzona w roku 2009, a potem edytowana w roku 2013 nadal opisuje jakby nie patrzeć ostatni komputerowy zestaw głośników typu surround, który uznałbym za jak najbardziej sensowny. Obecne konstrukcje Logitecha tak mocno odstają w stronę chińszczyzny, że stają się obiektem dywagacji nt. oszustw i ukrytych mankamentów. G51 (jak również Z5500) były swego czasu czymś więcej niż tylko głośnikami komputerowymi i za to należy im się mimo wszystko myślę pewne miejsce pośród innych recenzji, zwłaszcza tych współczesnych konstrukcji.
Zestaw grał w moim odczuciu naprawdę fajnie i jeśli tylko dysponowało się odpowiednią kwotą, to w zasadzie prócz G500 nie miały popularnych alternatyw tego typu. Warto mieć to na uwadze podczas poszukiwań np. modeli używanych. Ponieważ głośniki te nie są już od dawna produkowane, nie dostaną ani oceny opłacalności, ani podsumowania – wszystko zależeć będzie de facto od ceny końcowej i stanu, w jakim będą oferowane.