Tematem przenośnych głośników, a w zasadzie głośniczków, zajmowałem się ostatnim razem tak dawno, że nawet nie pamiętam kiedy i czym. Tym bardziej więc jest to powód, aby rzucić okiem i uchem na to, co oferują obecne konstrukcje tego typu. Choć okres letni już się kończy i zamiast biwaków w głowach mamy zapewne powroty do pracy, nic nie stoi na przeszkodzie, aby – być może właśnie pod naporem niedostatków jakie objawiły się podczas tegorocznych wakacji – pomyśleć już teraz o konstrukcjach tego typu. Wybór przedmiotu testów padł więc na coś droższego i większego niż poprzednio: głośnik bezprzewodowy Tronsmart Bang Mini.
Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Tronsmart, która podesłała niniejszy sprzęt celem wykonania rzeczywistych testów użytkowych i wydania niezależnego osądu na jego temat.
Cechy i dane techniczne Tronsmart Bang Mini
- Pasmo przenoszenia: 65 Hz – 20 kHz
- Moc wyjściowa: 50 W
- Wbudowany mikrofon ze wsparciem asystentów głosowych
- Wbudowane podświetlenie RGB
- Funkcja banku energii
- Czas odtwarzania:
– do 15 godzin (RGB wyłączone)
– do 13 godzin (RGB włączone) - Czas ładowania: ok. 4 godziny
- Gniazdo ładowania: USB-C
- Standard Bluetooth: 5.3 / do 15 m / NFC
- Obsługiwane kodeki: SBC
- Waga: 2,37 kg
- W zestawie:
– 1 x głośnik Bang Mini
– 1 x kabel AUX
– 1 x kabel ładowania USB-C
– 1 x karta z instrukcją SoundPulse® oraz gwarancyjna
– 1 x instrukcja użytkownika
Wykonanie i jakość Tronsmart Bang Mini
Pierwsze wrażenie to zaskoczenie gabarytami. Głośnik jest opisywany i pozycjonowany przez producenta jako „przenośny głośnik imprezowy”. I faktycznie wiele aspektów jest podporządkowanych tu takim właśnie zastosowaniom. Spodziewałem się głośnika wielokrotnie mniejszego niż otrzymany, ale też przyznam, że pod koniec testów nie obraziłbym się, gdyby był on jeszcze większy i o większym litrażu wewnętrznym.
Obudowa wykonana została z dosyć dobrej jakości czarnego plastiku, aczkolwiek to co rzuciło mi się w dotyku, to średnia uwaga poświęcona krawędziom. Czuć że są one ostre, choć mogłyby takimi nie być. Podczas częstego używania będzie to jednak się jak myślę samoistnie wygładzało. Front i tył skrywające głośniki to metalowa czarna siatka pleciona z dodatkowym materiałem maskującym.
Głośnik bezprzewodowy Tronsmart Bang Mini jest poza tym stosunkowo ciężki. Trudno się dziwić – w środku zmieszczono sporą baterię o dużej pojemności, gwarantującą 15 godzin pracy (włączone diody LED RGB skracają ten czas do 13 godzin), a także zespół czterech przetworników i jak się orientuję dodatkowych trzech membran biernych odpowiedzialnych za niskie tony. Czas ładowania baterii nie powala – 4 godziny. Za to dużym plusem jest możliwość pracy głośnika także w trakcie ładowania. Nie musimy więc przerywać zabawy tylko dlatego, że skonsumowaliśmy całą energię ogniw.
Przedni panel to zestaw gumowych przycisków, ponieważ głośnik certyfikowany jest standardem wodoszczelności IPX6. Mamy tu:
- Przycisk włączenia/wyłączenia oraz zmiany źródła
- Diodę ładowania (4 punkty – co 25% jak mniemam) oraz BT (niestety brak wyraźnego wskazania które źródło poza BT jest wybrane)
- Sterowanie głośnością i odtwarzaniem (oraz odbieraniem rozmów telefonicznych)
- Przełącznik SoundPulse EQ (bardzo prosty equalizer podbijający górę)
- Przycisk parowania stereo (dwa osobne głośniki Bang Mini jako 1 zespół)
- Przełącznik oświetlenia bocznego RGB
Bardzo podoba mi się, że głośnik zapamiętuje swoje ustawienia, zarówno głośność, wybrane źródło, tryby dodatkowe, jak i nawet miejsce w którym zako
Z tyłu znalazła się bardzo masywna zatyczka gumowa, którą bardzo trudno wyłuskać. Z jednej strony jest to wada, z drugiej zaleta, bowiem nie ma ryzyka, że gniazda które skrywa ulegną odkryciu np. w transporcie. Pod nią znajdziemy:
- Port USB-A (funkcja banku energii)
- Wejście AUX w standardzie jack 3,5 mm
- Slot na kartę pamięci (funkcja odtwarzacza stacjonarnego)
- Port ładowania USB-C
Niestety z racji dużego zagłębienia i bliskości zatyczki, niemal niemożliwe jest wydłubanie karty pamięci palcami. Nie udało mi się też zmusić głośnika do pracy z gęstymi plikami. Odpadają więc np. WAV 24/96. Katalogi na szczęście działają, także z niestandardowymi alfabetami, jak również pliki o standardowej gęstości (bez problemu udało się odtworzyć np. WAV, FLAC i MP3).
Z rzeczy na które mogę zwrócić uwagę jest jeszcze brak zaawansowanych kodeków typu apt-X czy LDAC, ale w takim urządzeniu uważam, iż nie są one potrzebne i nie uważam ich za krytyczną wadę. Z prostego względu: nie jest to sprzęt audiofilski. Nawet i najlepsza jakość plików lub transmisji nie dadzą tu aż tak słyszalnych efektów końcowych, aby gra była warta świeczki. Jest to natomiast typowy sprzęt użytkowy, normalny i zwyczajny.
Generalnie jakość wykonania Bang Mini naprawdę nie jest zła, tak samo jak możliwości jakie oferuje. W praktycznym użytkowaniu jedyne co mi doskwierało, to brak czytelnego opisania jakie pliki obsługiwane są z karty pamięci oraz konkretnego wskazania jakie źródło zostało wybrane. Można byłoby też mieć życzenia do większej palety ustawień EQ. Poza tym jednak to wszystko i możemy mówić o bardzo solidnej ocenie za wykonanie i funkcje.
Na koniec zostawiłem sobie mały test w postaci przeprowadzenia przez Bang Mini rozmowy telefonicznej. Tutaj głośnik pozytywnie zaskoczył. Rozmowa była bardzo dobra, mój głos bez problemu był zbierany nawet z odległości 4 m z drugiego końca pokoju, choć pojawiało się już echo pomieszczenia. Natomiast siadając przed głośnikiem w odległości ok. 40-50 cm mój rozmówca stwierdził, że jakość głosu odpowiada bezpośredniemu mówieniu do telefonu (Realme 9 Pro+). Nie ma co ukrywać, głośnik wysoko mi tu zapunktował i zostawił przeświadczenie, że w innych głośnikach, zwłaszcza tych tańszych,
Ciepłobasowy dźwięk Bang Mini
Tytuł w zasadzie mówi wszystko. Głośnik jest nastawiony ze swoimi 50W mocy na dostarczenie przede wszystkim imprezowych wrażeń, a to oznacza bas. I tak nie jest to basowy potwór, ale miło było móc usłyszeć jego rywalizację z typowymi głośnikami komputerowymi 2.1, które przecież mają osobny subwoofer. A tu mówimy o jednym małym głośniku przenośnym.
Bas realnie pojawia się w okolicach 50 Hz, szczytując najmocniej w wyższych partiach, 100 Hz i więcej. Głośnik gra przy tym ocieplono-basową sygnaturą, czyli naciskając mocno na bas, potem średnicę i gradualnie schodząc do sopranu. Nadaje mu to delikatnie pogłosowego charakteru, który możemy z kolei słyszalnie zredukować za sprawą systemu SoundPulse EQ, który zmienia dźwięk w klasyczną „V-kę”.
Mimo stawiania na bas, głośnik jest wciąż czytelny w przypadku filmów i ogólnie sekcji mówionych. Oglądanie na nim telewizji, streamów, YouTube to pestka i informacje mówione są przekazywane w sposób wyraźny, nie sprawiający trudności w rozumieniu. Robienie obiadu w kuchni słuchając wiadomości? Żaden problem. Audiobooki? Proszę bardzo. Podcasty? Nie ma sprawy.
Sopran jest ocieplony i zmiękczony, ale na szczęście nie jest odcięty. Im głośniej słuchamy, tym jest donośniejszy, a co jest chyba zamierzonym efektem. Głośnik bezprzewodowy Tronsmart Bang Mini po prostu premiuje głośne słuchanie, tak jak np. robią to niektóre słuchawki. Jeśli więc jesteśmy typem słuchacza bardziej intymnego, tak jak ja, musimy brać na to poprawkę. Przy czym najlepszą barwę odnotujemy preferencyjnie od frontu, na wprost głośników przednich, na osi naszych uszu.
Zalety systemu SoundPulse EQ
Dużym plusem jednak jest to, że nawet bez systemu SP EQ, głośnik nie jest zamulony ani mocno przytłumiony, o ile czyjeś preferencje nie wskazują na taki jego odbiór. Aczkolwiek po włączeniu SP EQ można się bardzo pozytywnie zaskoczyć względnie równym dźwiękiem głośnika Bang Mini. I to wszystko przy sytuacji, w której obcujemy z jakby nie patrzeć konstrukcją będącą jednym kanałem. Dlatego połączenie dwóch takich głośników w system stereo ma sporo sensu, o ile w innych konstrukcjach konkurencyjnych z reguły patrzyliśmy na to jak na swoisty łańcuszek szczęścia, ciekawostkę i dodatek, który nic namacalnego nie daje poza mnożeniem punktów odsłuchu, tak tutaj faktycznie Tronsmart nadał takiej topologii zasadność.
Podsumowanie
Głośnik Bluetooth Tronsmart Bang Mini zrobił na mnie przyznam całkiem dobre wrażenie. Pewnym ciekawym konkurentem Banga Mini był w tej mini-recenzji chociażby odrestaurowany zestaw Creative Inspire P380 2.1, swoją drogą będący moim pierwszym zestawem jaki lata temu kupiłem, ale ani na tym tle nie wypadł on źle, ani też już tak bardziej patrząc w kategoriach ogólnych, nie będących przyłożeniem do konkretnego produktu. Jakość wykonania głośnika, jego możliwości, parametry i funkcje pozostawiają po sobie pozytywne odczucia, a ewentualne braki w logiczny sposób wydają się konsekwencjami małych gabarytów i kompromisów. Tak samo cena, która na oficjalnych łączach producenta wskazuje na ok. 439 zł.
Najciekawszą wizją zastosowania głośnika Tronsmart Bang Mini jest moim zdaniem połączenie go z drugim głośnikiem i dedykowanym tabletem z Foobarem i ogromną kartą pamięci, aby zbudować w pełni bezprzewodowy system odsłuchowy z 7” ekranem. Do tego ewentualnie 3-slotowa ładowarka z IKEI i mamy nagle kompletny, nieprzerwanie odtwarzający muzykę system. Tylko pilota co najwyżej brak, ale taką rolę pełnić może wspomniany tablet. Dźwiękowo, jak na jeden kanał, też wypada to nie najgorzej i pozostawia po sobie tym razem zainteresowanie droższymi i większymi produktami tego producenta.