Zapewne każdy będzie zastanawiał się, skąd u licha wzięło się temu fanatykowi na zagadnienia typu „czy kable zasilające mają wpływ na dźwięk”? Albo „czy listwy i UPSy psują brzmienie”? Człowiek może nie zwracać uwagi na fakty i liczby. Aż do czasu, gdy te przyjdą i zaczną pukać mu po drzwiach i oknach. Tak też było w moim przypadku.
Przeglądając Internet w poszukiwaniu pewnych informacji, natrafiłem na pewną recenzję pewnego produktu na pewnej stronie o audio. W niej to w pewnym momencie natrafiłem na pewne zdanie:
„Wielu doświadczonych audiofilów uważa, że zdobycie rozgałęziacza, który chroni sprzęt, ale nie psuje brzmienia w porównaniu z tym, co uzyskamy po wpięciu kabli bezpośrednio do gniazdka w ścianie to już duży sukces, a połączenie zabezpieczeń z poprawą jakości dźwięku to mistrzostwo świata i okolic.”
Gdy je przeczytałem, byłem już pewien, że obok pewnych rzeczy nie dam rady przejść do porządku dziennego. Tym bardziej, że sam jestem użytkownikiem takich urządzeń. To znaczy nie do końca, bo mowa tu o zestawie kabel + listwa za grube pieniądze. Ale skoro tak drogie urządzenia mają definitywnie wpływ na dźwięk wg recenzenta, to co z tymi tanimi, których sam używam? Tam to dopiero musi być masakra, a ja na tym ludziom sprzęty mierzę! W takiej sytuacji należy więc sprawdzić wszystko dla świętego spokoju. Dlatego nie tylko kable zasilające, ale też listwy, UPS, gniazdka… wszystko będzie tu weryfikowane. W efekcie artykuł obejmie znacznie szerszą tematykę, niż pierwotnie zakładałem. Tym bardziej, że obejmować będzie on również sprzęt z lat wcześniejszych i moje dawne obserwacje, jak również sporo pomiarów z lat nowożytnych, że tak powiem.
Kable zasilające – po nitce do kłębka
Totalna weryfikacja stała się zatem przyczynkiem do zgłębienia tajemnicy tematu związanego z zasilaniem. Na początku zacząłem od tego, od czego zacznie zapewne wymieniany wyżej doświadczony audiofil: od recenzji i publikacji na ten temat. I tak bardzo szybko znalazłem się na forach audio, ale też całych blogach poświęconych godnej uznania misji znalezienia odpowiedzi na wspomniane zagadnienia. Zaczęło się od kabli, ale szybko przeszło w listwy zasilające, UPSy, gniazdka, osobne linie, kondycjonowanie. Wygląda na to, że wszyscy poszukujemy rozwiązania niejednej audio-zagadki. Szukamy najlepszymi dostępnymi narzędziami i metodami, jakie tylko posiadamy pod ręką.
Sam autor wspomnianego bloga opowiada o tym tak (cyt. / pisownia oryginalna):
Czy kable zasilające grają? Czy mają jakiś wpływ na dźwięk muzyki? Jedni mówią, że „tak”, a drudzy, że „nie”. Osoba początkująca i szukająca informacji w tym temacie może być zdezorientowana i ciężko jest jej zdecydować, czy wymieniać sobie kabel czy nie. Ale powiem to od razu, jasno i krótko – każdy element toru audio ma znaczenie. Kable zasilające też! I warto je wymienić. Nie zawsze jednak usłyszymy dużą różnice dźwięku ale wynika to głównie z tego, że system audio nie jest przygotowany na to (np jest słaby jakościowo i zwyczajnie nie zagra dużo lepiej niż na zwykłym kablu). W przypadku lepszego sprzętu poprawa brzmienia może być zaskakująca.
Rzeczywiście, jako osoba początkująca i szukająca informacji w tym temacie, jestem bardzo zdezorientowany. Ale ukończywszy Wyższą Szkołę Chłopskiego Rozumu na kierunku Dedukcja Praktyczna, teoretycznie należy przyjąć, że każdy element toru audio ma w istocie znaczenie. Nawet nóżka od kolumny, bo bez niej ta stoi krzywo. Idąc tym tokiem rozumowania, uważam, że w poczet tychże elementów toru wchodzą również tak trywialne rzeczy, jak śrubki. One na pewno też mają znaczenie. Jedni mówią, że „tak”, a drudzy, że „nie”, ale powiem to od razu, jasno i krótko: skoro kable mają znaczenie, to i śrubki również! Nie zawsze usłyszymy różnicę w dźwięku, ale to nie znaczy, że śrubki mogą być pominięte i wpływu na cokolwiek nie mają.
Jeśli różnicy nie słyszymy, to na pewno nasz system audio nie jest na to przygotowany i nie zagra dużo lepiej niż na zwykłych śrubkach. Ale używając porządnych, np. tytanowo-palladowych, śrubek, poprawa brzmienia będzie zaskakująca. O ile można na ten temat polemizować, o tyle w jednym się zgodzimy: sprzęt bez śrubek się nam najprawdopodobniej rozleci.
Kable zasilające nie do taniego sprzętu
Pisałem wcześniej o swoich wątpliwościach względem testowanej listwy i kabla zasilającego, jako posiadacz znacznie tańszego zestawu urządzeń. Trochę rozwiał je po raz kolejny autor cytowanego artykułu:
Nie jest moim celem w żadnym stopniu krytyka tego, że ktoś może mieć tani sprzęt ani tym bardziej nie wywyższam tu nikogo, kto ma lepsze audio. Chodzi mi jedynie o informacje, że jeśli zmieniamy kabel zasilający w słabym sprzęcie audio to możemy nie usłyszeć wielkiej różnicy dźwięku. Nie przeskoczy sie ograniczeń technicznych. Tanie systemy są bowiem budowane z tanich części i wiele sie z nich nie wyciągnie. Sensem zmiany kabla jest lepszy przepływ prądu ale wzmacniacz musi mieć możliwości to wykorzystać. Jak nie ma to wymiana wiele nie da.
Uff, całe szczęście, że moja głowa nie spoczęła na pieńku i uciekłem w porę spod topora. Ale moment, chwila. Autor mówi, że trzeba mieć bardzo dobry sprzęt audio, aby usłyszeć różnicę. Inaczej nie będziemy w stanie przeskoczyć jego ograniczeń technicznych. Autor powtarza to w zasadzie co chwilę, cyt.:
I podobnie może być z kablami zasilającymi (i nie tylko zasilającymi). Jeśli sprzęt jest w stanie zaprezentować wysoką jakość to lepsze kable wniosą dużo dobrego i pozwolą na to. A jak nie to nie. Więc jeśli ktoś ma słaby sprzęt i wymieni sobie kabel to może nie usłyszeć różnicy w dźwięku.
Wiadomo, że kilkukrotne powtórzenie tego samego fragmentu sprzyja jego utrwaleniu w głowie czytelnika. A powtarzanie w kółko spowoduje, że wszystko będzie wyryte niczym kilofem w skale. Nie wiem jak Wy moi kochani, ale ja już jestem pewien, że jeśli nie usłyszę nic, to jest to wina mojego sprzętu, jego taniości, taniości jego elementów. Ale nie tylko. Jest coś jeszcze.
Autostrada zgody i wzajemnego szacunku
Dosłownie w kolejnym zdaniu Autor udaje się w bardzo ciekawym kierunku:
Więc po części mogę zrozumieć osoby, które twierdzą, że „kable nic nie dają”. Ale z drugiej strony… nie rozumiem ich agresywności i drwin w stronę osób „słyszących kable”. Uważam, że jest to przejaw braku kultury i braku dobrego wychowania. Nie można w ten sposób postępować w stosunku do kolegów, którzy również są miłośnikami muzyki. Mało napięć mamy w tym kraju? Naprawdę, aż przykro sie robi… Pamiętajcie – muzyka powinna nas łączyć, a nie dzielić. A kwestie techniczne takie jak wpływ kabli zasilających warto omawiać w spokojnej atmosferze, najlepiej wspólnie przy piwku robiąc razem doświadczenia na rożnych sprzętach.
Kultura, wychowanie, piwko i atmosfera podstawą są zdaje się więc budowania sojuszu robotniczo-chłopskiego. Aż przypomniała mi się piosenka Proletaryatu: „niech słychać młoty i radosny śpiew, a kto nie śpiewa dostanie prosto w łeb”. Jeśli nie akceptujemy przedstawionych tu założeń „tak, jak są”, a do tego jeszcze – o zgrozo – przyjdzie nam na jakieś heheszki, to źli my.
Dlatego będę starał się podejść do tematu z absolutnie należnym mu szacunkiem, aby nikt nie poczuł się urażony. Bo i trudno nie zgodzić się z Autorem (niestety jest on anonimowy, dopiero w O mnie doszukałem się imienia: Łukasz). Może nas dzielić wszystko, ale muzyka to akurat ten jeden element, który mamy wspólny. Niech zaiste nacja Wasza będzie zespolona, zjednoczona z klasą robotniczą.
Kulturalne wywołanie do tablicy
Wszystko byłoby utopijnie i sielankowo, gdyby nie natrafienie na poniższy wywód:
Naprawdę dziwie się ludziom, którzy piszą, że są naukowe dowody na to, że kable nie grają… Coś mi sie wydaje, że takie testy polegają na tym, że został zbadany jakiś jeden parametr, który dla wszystkich kabli był taki sam i na tej podstawie wysunięto daleko idące wnioski, że kable nie maja znaczenia… Gdzieś czytałem informacje, że z takich testów wyszło iż nawet zwykły drut z wieszaka przewodzi prąd tak samo jak drogi audiofilski kabel zasilający…
Myślę, że komentować tego nie trzeba.. Nie mówię, że pomiary, jakie zostały zrobione, były błędne, bo być może otrzymane wartości były prawidłowe i faktycznie były takie same dla kabla audio jak i dla drutu z wieszaka, ale trzeba zapytać, co to były za parametry i czy nie ma innych parametrów, które można sprawdzić! Życie mnie nauczyło, że istnieje wiele właściwości danej rzeczy, które można zmierzyć oraz że istnieje wiele cech, do zmierzenia których nie mamy jeszcze narządzi! Jak na przykład zmierzyć, czy dana rzecz jest przyjemna w dotyku? Jak zmierzyć sens książki?
Myślę, że wrażenia dźwiękowe, jakich doświadczamy, wchodzą właśnie w sferę, którą ciężko pomierzyć laboratoryjnie. Wyrażam ogromną chęć, aby to sie kiedyś udało. Choć z drugiej strony… mi wystarczy to, co słyszę
Przed momentem mówiliśmy o piwku, atmosferze, kulturze i wychowaniu, a tu nagle, niczym dzik z krzaków, wybieg w stronę osób mówiących „sprawdzam”. Tu czy tam przebijająca się nutka pogardy, wykrzykniki, ignorowanie swoich adwersarzy („ja słyszę i mi wystarczy”). Czar audiofilskiej sielanki pryska, a ja zostaję jej resztkami ochlapany.
Zatem czuję się wywołany do tablicy i uroczyście wyrażam w czynie ludowym chęć pomierzenia tego laboratoryjnie, rzucając z radością hasło: „towarzyszu Łukaszu, sprawdźmy co słyszymy!”.
Testowa platforma z prostych i tanich komponentów
System, którego użyję do tegoż pomierzenia, będzie składał się z bardzo prostych komponentów, przed którymi p. Łukasz wyraźnie przestrzegał. Ośmielę się jednak go zastosować, gdyż legitymuje się on bardzo wysokimi parametrami technicznymi, w które p. Łukasz zdaje się nie wierzy.
Swoją drogą, jak mawiał klasyk, rzeczywiście „czasy się zmieniły”. I to tak bardzo, że „to się w pale nie mieści”. Coraz częściej w tanich produktach otrzymujemy jakość na poziomie hi-end (pisałem o tym w recenzji Sabaja A20h). A wysokie parametry techniczne nie są żadnym problemem do osiągnięcia w dobie dzisiejszej techniki audio nawet na bardzo tanich komponentach (tam: 4x TPA6120A2).
P. Łukasz uważa inaczej, ale w porządku, ma do tego prawo i w żadnym razie nie mam zamiaru mu go odbierać. Byłoby to tak, jakbym – używając tradycyjnego już porównania z HE400se – mówił mu jak ma się wypróżnić. Mimo, że człowiek jakby nie patrzeć, srać musi. Tak został stworzony i musi jarzmo biologii zaakceptować. Poza tym, wstrzymywanie stolca może prowadzić do późniejszych poważnych komplikacji zdrowotnych.
W każdym razie, system obejmuje:
- Słuchawki Austrian Audio Hi-X60 (1300 zł).
- Interfejs studyjny Motu M4 (1200 zł).
- Wzmacniacz słuchawkowy Sabaj A20h (450 zł).
- Wzmacniacz słuchawkowy Topping L70 (1200 zł).
- Środowisko testowe oparte na systemie Arch Linux (za darmo).
- Przeróżne inne urządzenia audio na przestrzeni czasu (pomiary i wnioski do artykułu zbierane sukcesywnie od paru ładnych lat).
Co należy podkreślić, słuchawki to egzemplarz zmodyfikowany akustycznie, aby był bliższy moim preferencjom i osobistej krzywej słuchu. Tej samej, która również została okrzyknięta przez p. Łukasza mistyką, nie dającą się zmierzyć laboratoryjnie (czyt. w gabinecie audiologa).
Co będzie podłączane i weryfikowane?
Tradycyjnie badać będziemy to, co można usłyszeć na wyjściu, a więc szukamy zmian w tonalności albo czystości. Punktem wyjściowym będzie jakość dźwięku na zwykłym kablu zasilającym (marki Adam Hall) w sytuacji zastosowania tylko i wyłącznie podłączenia pod gniazdko w ścianie (w tej roli QUADRA QR-G2R-F z ramką za 7,92 zł) i pod zwykły rozgałęziacz z USB (IKEA KOPPLA za 80 zł, aby było modnie).
Następnie wprowadzę „zmienne środowiskowe” w postaci:
- Listwy zasilającej ACAR S10 (80 zł).
- Zasilacza awaryjnego (UPS-a) Mustek PowerMust 2012 (ok. 900 zł dawniej).
- Kabli zasilających Fanatum oraz AF wg własnego projektu (jakieś 1000 zł w materiałach).
- Kabli zasilających Lucarto Audio PC-2EVO i PC-3 (odpowiednio 1000 zł i 1600 zł).
- Kabla zasilającego Furutech FP-S55N z wtykami FI-E50NCFR + FI-50NCFR (4250 zł).
- Gniazdka Furutech FP-SWS-G (380 zł).
UPS ma przy tym aktywną stabilizację napięcia. W przypadku wykrycia zbyt dużego napięcia w sieci elektrycznej, będzie załączał się wewnętrzny stabilizator i uruchamiał tylny wentylator. Taka sytuacja zdarzyła się podczas testu, więc UPS będzie widniał w dwóch różnych pomiarach.
Na czym dokładnie będzie polegała weryfikacja?
Może się wydawać, iż cały ten artykuł jest pisany w kontrze do p. Łukasza i jego bloga, ale nic z tych rzeczy. Po prostu, jako kolega po fachu, mam szczerą intencję, aby p. Łukaszowi pomóc dojść do prawdy, której ze smutną konstatacją nie widzi sensu szukać.
Na szczęście logika dowodu jest bardzo prosta i jestem głęboko przekonany, że tak wnikliwie podchodząca do tematu osoba, jak p. Łukasz, ją zaakceptuje. Nawet mimo deklaracji, że „wystarczy mu to, co słyszy”. Wiem, że przemawia przez niego daleko idąca skromność. Ale jego późniejsze wypowiedzi w przytaczanych fragmentach recenzji wskazują jednak na ciągłe i mimowolne poszukiwania.
P. Łukasz szuka dowodu namacalnego, ale jednocześnie mówi, że wystarczy mu dowód nienamacalny, czyli wyimaginowany. To taka trochę antyteza Niewiernego Tomasza: wierzy nie tylko nie widząc dowodu, ale wręcz nie chcąc go widzieć. Tak jak mówiłem, ogromna skromność i pokora niczym te słynne cnoty niewieście.
Metoda przeprowadzenia dowodu to po raz kolejny akustyczne zmierzenie wpływu instalacji/konfiguracji na dźwięk uzyskiwany na wyjściu. A więc urządzenia ustawione w dokładnie ten sam sposób będą co rusz włączane i wyłączane, celem wykrycia zmian. Po każdorazowej podmianie elementów toru, będę ponownie wykonywał pomiar na słuchawkach, zapisywał go, wyłączał sprzęt, podmieniał elementy, powtarzał proces. W ten sposób uzyskamy komplet danych dla każdej konfiguracji. Ale nie muszę bazować na ryzykownej i ulotnej pamięci dźwiękowej, tylko twardych wynikach.
Weryfikacja recenzji gniazdka Furutech (przy okazji)
Tak się świetnie przy okazji złożyło, a co było jednym z powodów, dla których wybrałem gniazdko SWS-G na test, że testował je również p. Łukasz.
Co więcej, ma nawet całą recenzję na ten temat. Pisze on w niej np.:
Wiele osób opisuje zmianę dźwięku po wymianie gniazdka. Wcale tego nie neguje! Wiem, że u jednego będzie to słychać a u innego nie. I nie zależy to tylko od wrażliwości ucha ale od instalacji, okablowania oraz sprzętu, jaki mamy. Gniazdko ścienne, podobnie jak każdy inny element, może wywrzeć swój wpływ (słyszalny bardziej lub mniej), bo to nic innego jak poprawa przepływu prądu. Im lepsza tym dźwięk lepszy.
Każdy kto wgłębia się w tematy audio wie, że jakość elementów doprowadzających prąd do sprzętu jest tak samo ważna jak okablowanie idące od sprzętu i między wzmacniaczem a źródłem. Niektórzy kładą nawet osobną instalację elektryczną montując nawet w skrzynce audiofilskie bezpieczniki. I maja w tym pełną racje. Co prawda ja nie zdecydowałbym się na to, z uwagi na fakt, że mój sprzęt nie jest tego wart, ale jak ktoś ma zestaw za 100 tysięcy lub więcej to taka instalacja na pewno da mu wymierny efekt.
To już kolejny raz, gdy p. Łukasz stosuje zabieg – jak mawiam na to – „polisy ubezpieczeniowej”. Wykładany jest nam szereg obostrzeń, które mogą wpłynąć na naszą percepcję, choć jeszcze przed momentem różnica była niepodważalna i bezdyskusyjna.
Trudne dochodzenie do prawdy
P. Łukasz naprawdę wydaje mi się sympatyczną osobą i z dużą elastycznością wobec siebie. W pewnym momencie bowiem w przedziwny sposób polemizuje nawet sam ze sobą:
Zastanawiam się, dlaczego za pierwszym razem nie odczułem różnicy w brzmieniu. Przyczyn może być kilka: inny sprzęt, pozbycie sie listwy Gigawatta mającej filtry prądu, podłączenie sprzętów bezpośrednio do gniazd, założenie kilku gniazd (co pozwoliło na wpięcie do nich całego systemu). Mogę jednak sobie tylko „gdybać” bo i tak nie dojdę do prawdy.
Rzeczywiście. Gdy jest się „słyszącym”, jedyne, co można zrobić, to gdybać, gdyż i tak nie dojdzie się do prawdy. Ale nawet, gdy się ją pozna, to czy będzie ona smaczna i przyjemna? A może okaże się tym, co produkowaliśmy jeszcze chwilę temu siedząc na białym tronie? Chciałbym – mówiąc szczerze i bez przekąsu – być w tym samym miejscu, co p. Łukasz. Może niekoniecznie byłbym bliżej prawdy, ale poświęcałbym całe dnie wsłuchiwaniu się w dźwięk, by wydobyć z niego najdelikatniejsze nawet szczególiki. Z przerwami na biały tron, rzecz jasna.
Po automatycznej polemice, wracamy na szczęście do pionu:
Na pytanie, czy warto wymienić sobie gniazdko ścienne na odpowiem, że tak. Nie zawahałbym się zrobić tego ponownie i choć początkowo nie zauważyłem jego wpływu na muzykę i dokupiłem kolejne dwa gniazdka kierując się jedynie kwestiami technicznymi to teraz, kiedy dostrzegłem poprawę brzmienia, jestem podwójnie zadowolony i polecam je każdemu.
Cieszy mnie niezmiernie samozadowolenie p. Łukasza. Słyszy to słyszy, tzn. nie słyszał, ale już słyszy. Niczym w samospełniającej się przepowiedni. Po rzeczonej wizycie na białym tronie, aby mieć lżejsze podejście do tematu, czas tym razem na mnie i dokonanie testów odsłuchowych, które być może rzucą nowe światło na ten temat.
Testy odsłuchowe
Miałem nadzieję szczerą, najszczerszą jak się tylko da, że usłyszę te same rzeczy, a nawet jeszcze więcej, co Autor bloga, na którego zawędrowałem. W sumie i tak winszuję mu, że zmusił mnie tym do tak tytanicznego wysiłku i analizy tematu, który wcześniej, przyznaję, w ogóle mnie nie interesował. Bo i cóż tam jakieś kable zasilające? Działa to działa, po co drążyć temat. No ale właśnie, parafrazując klasyka: „cóż szkodzi posłuchać?”.
Jakiż był mój zawód, gdy okazało się, że nie usłyszałem żadnej różnicy. Nie znaczącej, a po prostu żadnej. Austrian Audio grały cały czas tak samo, bez zmian. Przynajmniej na mojej głowie. I od razu przypomniało mi się to, co pisał Autor bloga: to wina taniego sprzętu, ponieważ jest złożony z tanich komponentów. Warunki klauzuli warunkowej zostały spełnione, bezpiecznik zadziałał.
Problem w tym jednak, że brak zmian odnotowałem nie tylko na gniazdku i kablach Furutecha, Lucarto i własnych. Nie było mi dane ich wykryć również na pozostałym osprzęcie. Zwróćcie proszę uwagę chociażby na UPSa. Odremontowany i naprawiony przeze mnie własnoręcznie, pamiętający czasy jeszcze rodzinnego Athlona 64 na socket 939.
Spodziewałbym się zatem pogorszenia i to dramatycznego. A tu nic. Dźwięk nadal jest taki sam. Ani to on lepszy, ani gorszy. Ale to pewnie i tak wina komponentów i części systemu. Wciąż po głowie chodzą mi też te nieszczęsne śrubki. Jeśli już, to one też muszą być winne. Wszyscy są winni. Ale nic to. Obiecałem sobie, że p. Łukaszowi po chrześcijańsku pomogę, aby gdybać już nie musiał i męki jego wreszcie kres ujrzały.
Testy pomiarowe
Posłuchane to posłuchane, ale skoro powiedziałem A, to powiem i B: „cóż szkodzi pomierzyć?”. Zatem wyniki pomiarów pasma przenoszenia:
Ojej, a cóż to się stało? Jak to pięknie się wszystko pokryło. Równość nad równościami i wszystko równość. Oczywiście chodzi o te nasze takie kolorowe szlaczki. Bo słuchawki same z siebie równe rzecz jasna nie są. Ale choć wygląda to jak przekrój toru do zawodów MTB, Hi-X60 za każdym razem zagrały tonalnie tak samo.
P. Łukasz pytał jak wyżej cytowałem:
(…) ale trzeba zapytać, co to były za parametry i czy nie ma innych parametrów, które można sprawdzić!
Już spieszę z odpowiedziami.
Parametry, które to były, to pasmo przenoszenia słuchawek, a więc ich wykres tonalny na osi częstotliwości. Im wyżej położony wykres, tym głośniejsze słuchawki są w danym miejscu. Jeśli cokolwiek z zastosowanych komponentów (kabel, listwa, UPS, gniazdko) miałoby jakikolwiek wpływ na tonalność, zobaczylibyśmy to jako różnicę wykresie. Nawet najdrobniejsze zmiany, które umykają ludzkiemu uchu, nie zachodzą.
Czy są inne parametry, które można sprawdzić? Oczywiście, całe mnóstwo. Dla użytkownika słuchawek (i głośników) liczyć będzie się jeszcze jednak głównie czystość.
Inne parametry
Czystość, czyli zniekształcenia, a więc THD+N, opisuje nam, jak bardzo zniekształcony jest sygnał uzyskany względem sygnału zadanego. Im niższy poziom zniekształceń, tym wyższa jakość dźwięku. Przyjmuje się powszechnie w nauce, że od pewnego progu słyszenia, człowiek nie jest w stanie już wychwycić dużych, a potem jakichkolwiek, zmian w THD.
Rzecz jasna nie tyczy się to osób, którym wystarczą uszy. Bo tp nie są zwykłe uszy, tylko złote uszy. Uszy prawdy, wykuwane w setkach tysięcy godzin wnikliwych odsłuchów od świtu do nocy. Tylko tak jakoś strasznie kapryśne, bo raz działające (wyraźna różnica w dźwięku), a raz nie (brak jakiejkolwiek różnicy).
Sam osobiście preferuję logikę funkcyjną, toteż różnica dla mnie albo jest zawsze, albo nigdy (powtarzalność). Jeśli ucho, gloryfikowane jako przyrząd pomiarowy, nie jest przyrządem powtarzalnym, to jest to za przeproszeniem kupa, a nie przyrząd. Ucho to ucho, uchem się odbiera dźwięk, a nie go mierzy, bo do mierzenia się ono kompletnie nie nadaje.
Dlatego najpierw uczyniłem pomiar wyjściowy THD dla czystego gniazdka, abyśmy mieli z p. Łukaszem jakąś linię bazową:
Następnie wykonałem pomiar dla listwy i UPSa:
Czytałem, że od komputerowych listw i UPSów powinienem odnotować słyszalne, oczywiste, radykalne i niepodważalne oznaki degradacji dźwięku. Tymczasem z tezy tej wyszła po raz kolejny… no cóż… kupa. A jak wszyscy normalni ludzie widzący kupę, należy ją omijać. Niech muchy też mają coś od życia.
Jeszcze więcej danych pomiarowych czystości (RTA)
Identycznie było na Furutechach, więc nawet nie zapisywałem już nawet wyników na słuchawkach, tylko przeszedłem na analizator widma. Jest to inna forma prezentacji danych niż poprzednie wykresy, ale generalnie operujemy na tym samym.
Standardowy kabel + standardowe gniazdko, a więc nasza linia bazowa:
Po czym następuje zmiana na Furutech FP-SWS G + najdroższy kabel na bazie FP-S55N:
Wow, wyszło nam całe audiofilskie nic. Czyli tonalność się nie zmienia, czystość się nie zmienia, więc co jeszcze ma się nie zmienić, abyśmy doszli do wniosku, że nic się nie zmienia? Nic. Bo nic się nie zmienia. Poprawa dźwięku wyniosła zero. Popsucie dźwięku także. Rzucam jeszcze na szybko okiem do recenzji p. Łukasza, a tam cyt.:
Wiem jednak, że gniazdko Furutech FP-SWS (G) sprawia, iż muzyka zyskuje większą masę i ogładę. Nie do końca podoba mi sie swoista sztywność basu ale jest on za to mocny, co rekompensuje mi jego ostateczny charakter. Warunkiem są jednak dobre kable na całej długości systemu.
Mamy tutaj niekomfortową sytuację, ponieważ wszystkie dane tu zaprezentowane przeczą temu, co napisał p. Łukasz. Gniazdko Furutecha – nawet z firmowym ich kablem za 4250 zł – nie dało nic. Mimo to, dla p. Łukasza może nie być to i tak żaden dowód. Wystarczą mu jego uszy. Tak jak wprawnemu majstrowi niepotrzebna miara i poziomica, bo wystarczy oko.
Warunkiem są dobre kable na całej długości systemu
Pojawił się za to znów „bezpiecznik” w postaci konieczności posiadania dobrych kabli na całej długości systemu. Inaczej wynik będzie oczywisty i niczego nie da się ustalić ani pomiarowo, ani na słuch. Koreluje to z tym, co pisał p. Łukasz, że do zmierzenia wszystkiego, co możemy poczuć, nie mamy jeszcze „narządzi”. Tymczasem bez problemu zmierzyliśmy dwie najważniejsze cechy dźwięku: tonalność i czystość. A więc zależy kto ma jaki „narządź”, to będzie w stanie zmierzyć. Mój „narządź” potrafi zrobić to bez problemu w granicy możliwości słuchu ludzkiego, a więc jest to dobry „narządź” i lepszego nie trzeba.
Mówiąc jednak całkowicie poważnie, pozwolę sobie polemizować z p. Łukaszem odnośnie kabli na całej długości systemu. Wbrew jego twierdzeniu, nie są one warunkiem do uzyskania większej masy i ogłady za pomocą gniazdka elektrycznego z gniazdka za 380 zł. To trochę jak uzależnianie smaku frytek od tego, że ktoś kartofle obierał lewą ręką, a nie prawą. Może to przez to, że jestem ze wsi, a więc człowiekiem prostej konstrukcji i oddający Bogu co boskie. Przeto obiektem kultu nie są dla mnie kable i w moim systemie są one zredukowane do niezbędnego minimum. Tym samym warunek postawiony przez p. Łukasza w ogóle nie zachodzi. Śmiem nawet domniemywać, że jedynym kryterium klasyfikowania przez niego wartości rzeczy, jest cena. A jak bałamutne może to być kryterium, a cena nie równa się wartości, pokazał chociażby Hifiman. Choć nie tylko.
I już tłumaczę co mam na myśli.
A co z filtracją? Przykład na bazie listwy Cardasa
Przytaczany na samym początku fragment recenzji tyczył się zestawu Cardas Nautilus Power Strip (11 200 zł) + kabla Cardas Clear Beyond Power XL (16 000 zł). Jak myślicie, co kryje się w listwie zasilającej za 11 200 zł? Okazuje się, że np. zwykłe ferryty na pierścieniach z drukarki 3D:
Recenzent bardzo sprytnie omija temat filtracji, zrzucając to na barki lakoniczności samego producenta.
Passive RFI/EMI protection on every outlet, the same filters found on our flagship power cables. 3D printed wire guides ensure the uniformity of each coil. Capable of delivering clean, high current to all six outlets.
Sklepy opisują na swoich stronach jedynie:
Każde gniazdo wyposażone jest w filtr RFI/EMI
Nikt nie podaje wartości filtracji ani progowych. Czy można to samodzielnie oszacować? Tak. Szacowana częstotliwość początkowej filtracji EMI dla 6 + 12 + 12 zwojów na trzech pierścieniach ferrytowych (jak pokazano na zdjęciu) wynosi ok. 30–100 kHz. Oczywiście jest to przy założeniu użycia standardowych materiałów ferrytowych (np. Fair-Rite 43/31). Niemniej wartości te jak widać wykraczają daleko poza użyteczne spektrum akustyczne. Jest to więc identyczna sytuacja, jak w OPAMPach.
Pomijając, że nie ma to jakiegokolwiek przełożenia na spektrum słyszalne dźwięku, koszt filtracji tego typu to kwestia 50-100 zł na Allegro, jeśli bawić się w płytkę:
Nawet możemy sobie dobrać wersję w zależności od potrzeb. Nie chciałbym używać dużych i mocnych słów, więc użyję wymienianego tu już określenia, ale dla odmiany w formie sympatycznego emoji: 💩
Cóż czyni branża i rzecze lud prosty?
Swoją drogą, tak, jak wiele urządzeń z testów zwracałem z żalem, tutaj czyniłem to z wielką ulgą. I co więcej, udało mi się zwrócić wszystko bez problemu. Zamrozić kilka ładnych tysięcy złotych tylko po to, aby pomóc jakiejś anonimowej osobie w sieci, to jakby nie patrzeć bardzo duże poświęcenie. Zrobiłem to jednak ze szczerej chęci pomocy w rozterkach p. Łukasza i rozwiązaniu jego problemu. Choć fakt faktem, że nie jest on jedyny:
A także:
Nie widzę jednak sensu poświęcania się po raz kolejny, aby weryfikować inne przypadki i problemy tego typu. Czy zaklinać rzeczywistość będzie audiofil zwyczajny, czy audiofil branżowy, wynik będzie dokładnie ten sam. Jedyne, co uda się odnotować mniej lub bardziej, to może pętlę masy.
Drugim powodem jest sprawa z AIM SC808. Za wydanie własnych pieniędzy na zakup tych kart, a potem wielogodzinne analizy problemów i chęć pomocy innym, zostałem parokrotnie opluty. No cóż, widocznie z koncepcji o piwku, atmosferze, kulturze i wychowaniu, moja skromna osoba jest wykluczona.
Natomiast co mówi szeroko pojęta branża, w tym rzeczony producent okablowania? Bardzo dużo i to nawet w formie wykładów. Poniżej krótka (i niedostępna publicznie z jakiegoś powodu) zajawka:
Na wspomnianych warsztatach osobiście nie byłem. Ale mam wrażenie, że p. Łukasz – koincydencja imion z recenzentem przypadkowa – mówi o teorii fali długiej. Co prawda ma ona jak pamiętam zastosowanie w liniach transmisyjnych WN na dystansach kilometrowych, ale kto by się tam przejmował szczegółami. Jest wyjaśnione, atomy się odpychają, sinusoidy odbijają, elektrony pracują, wszystko gra i buczy. Zwłaszcza, gdy kabel ma (podobno) idealnie 2,7 m. Wówczas audiofil może iść spokojnie na zakupy lub wręcz wołać ekipę budowlaną i dumnie chwalić się efektami swoich dźwiękowych wojaży. A i co też miało czasami miejsce na dawnym Forum AF:
Swoją drogą, gdy parę dni nie słucham swoich słuchawek, też często ich nie poznaję. Zapewne tak, jak były wygrzane, zdążyły ostygnąć przez ten czas. Cóż, ciężkie jest życie audiofila i prościej (oraz taniej) jest nim po prostu nie być.
Aktualizacja (2025-06-04)
Myślę, że odpowiedzi na temat artykułu również kwalifikują się do systematycznego uwzględniania w powyższym akapicie, toteż niniejszym wklejam:
Podsumowanie
Tak czy inaczej jestem ogromnie wdzięczny, tak obu panom Łukaszom, jak i osobom z postów na forach, których pojedyncze przykłady zawarłem wyżej. Dzięki temu wszystkiemu mogę odtąd spać spokojnie. Miało być słyszalne zdegradowanie dźwięku za sprawą komputerowych listew i UPSów. Potem miała być słyszalna dźwiękowa ewolucja w stronę masy, ogłady i sztywności basu bo zastosowałem super kable zasilające i gniazdo Furutecha. A finalnie okazało się, że zaszło absolutnie nic.
Żaden z testowanych elementów w zakresie swojej obecności lub jej braku, nie wykazał w moim systemie najmniejszego wpływu na dźwięk. Ani pomiarowo, ani w odsłuchu. Brak był polepszenia, jak również degradacji. Bo nie było jak degradować, ani czego ulepszać. Kable zasilające własne zrobiłem, działać działają, choć taniej byłoby kupić kilkadziesiąt sztuk marki Adam Hall i mieć spokój.
Oczywiście, może to być tak, że system jest zbyt tani, ja za biedny, zbyt głuchy, a sprzęt pomiarowy zbyt niedokładny, aby rywalizować z czyimś słuchem i doświadczeniem organoleptycznym. Może rzeczywiście trzeba mieć sprzęt za (minimum!) 100 000 zł, najwyższej jakości kable i osobną linię transmisyjną, aby usłyszeć różnicę w dźwięku. Czy to z audiofilskiego gniazdka za 380 zł, kabla za tysiąc-dwa-szesnaście tysięcy, albo listwy filtrującej za jedenaście.
A może trzeba podejść do tego prostym, wiejskim spokojem i stwierdzić, że gniazdko ma wtyk kabla przyjąć, kabel ma prąd przewodzić, a listwa zabezpieczyć przed przepięciami. Koncepcja zaiste tak banalna, jak ta kupa, o której nikt mówić nie chce, ale i tak każdy ją robić musi. Tak więc co do tytułowego pytania: czy kable zasilające mają wpływ na dźwięk? Owszem. Gdy się je wypnie, dźwięk nie płynie, bo sprzęt nie działa. Tylko tyle i aż tyle.
Dorzucę swoje trzy grosze: jeśli ktoś nie potrafi okiełznać zbyt ciemnego brzmienia swojego zestawu, polecam prąd z fotowoltaiki. Absolutne objawienie, zwłaszcza na markowych niemieckich panelach. Niestety nie działa z dark techno i black metalem, ale nie można mieć wszystkiego…
Qrde, a już miałem kupować panele, ale słucham Behemoth i Cradle of Filth to mi nie rozjaśnią :/
Nom, jak żyć 🙁
Wspaniały artykuł
❤️
Co za beznadziejny artykuł – jakżesz można tak jednoznacznie negować wiedzę znakomitych wyznawców Audiofilii, jakżesz można negować wykłady pseudonaukowe tfurcuf wspaniałego sprzętu hi end robionego w przydomowej drewutni gdzieś hen za górami i lasami w województwie opolskim… Przecież to jasne że miliony much – o przepraszam miliony audiofili nie mogą się mylić więc jedzmy gówno – o przepraszam słuchajmy kabli.
A teraz poważnie: Wreszcie autor napisał artykuł własciwie stanowiący jego zabawną wersje statement audio AFa – słuchaj muzyki na sprzęcie a nie złudzeń – a sprzęt ma po prostu być dobry. No więc mogę go tylko pobłogosławić i czuję się zwolniony z obowiązku obrony normalności w audio – acnie przejął pałeczkę i robi to w spacznym i ironicznym stylu.
PS. Oczywiście jak do komentarzy wparuje jakiś burak bez wiedzy to nie zawacham się odezwać :D.
PS 2 – Wybaczam użycie mojego uluionego stwierdzenia w podsumowaniu – tego że kable grają bo jak wyjmiesz kabel to sprzęt nie gra :D.
❤️
Artykuł bez znaczenia , pisany ku pokrzepieniu serc i portfeli sceptyków.
Kabel kablowi , sprzęt sprzętowi, instalacja elektryczna instalacji elektrycznej , uszy uszom … A to bardzo proste , jeśli ktoś w swojej sytuacji słyszy różnice to podejmie decyzję czy jest ona warta kosztu.
O i jeszcze , cena nie musi być po 10000pln a kabel i wtyki z dolnej półki za 300pln potrafi ciekawie pozytywnie wpłynąć na dźwięk więc można całkiem tanio pobawić się w eksperymenty odsłuchowe .
Powodzenia
Komentarz bez znaczenia , pisany ku pokrzepieniu serc i portfeli audiofoliarzy.
Tlumaczenie typowe dla branzy Klient slyszy roznice to slyszy roznice , glupi to kupi wiec po co dalej drazyc xD.
AF pokazal ze na nic to nie wplywa wiec sorry 10000pln czy 300pln jest to zakup bez sensu , ale coz… audiofiowi palcem pokazac a ten dalej swoje :D.
To samo jest z kablami głośnikowymi i słuchawkowymi. Amen.
Oczywiście p. Pawle ma pan rację. Tam również po przecięciu wtyczek albo ich wypięciu dźwięk nie płynie.
Szczęść Boże. 🙂
Świetny artykuł. Od razu po zobaczeniu nagłówka byłem bardzo ciekawy rezultatu, bo z mojego doświadczenia o ile kable głośnikowe coś zmieniają (choć to też jest dosyć mocno przeceniane, a ceny kabli są absurdalne), tak wypożyczyłem raz kabel zasilający, który miał zdziałać cuda no i nie zdziałał 🙂 Myślałem, że coś ze mną jest nie tak albo mam za tani sprzęt skoro u wszystkich innych był efekt aleee ze mną chyba jednak wszystko okej
I tak oto Audiofanatyk bawi, uczy i leczy. ❤️
Oesu, ostatnio nadrabiałem wszystkie filmy Tonu Składowego na YT o audiovoodoo i do tej pory mi łeb pulsuje jak przypomnę sobie te audio switche sieciowe czy kujwa boxy uziemiające z magicznym kwarcem xD Wiem, że to nie tylko w świecie audio takie baśnie ale to właśnie tu najbardziej kisnę z tych czarów xD Jakby nie patrzeć to wszystko opiera się w gruncie na wierze. Ja słyszę różnicę (czyt. WIERZĘ) a skoro TY nie słyszysz to znaczy, że jesteś bluźniercą i obrażasz moje bóstwo. Psychika ludzka jest fascynująco-przerażająca i memogenna xD