Wielki test audiofilskich kabli słuchawkowych – czy mają sens?

Wielki test audiofilskich kabli słuchawkowych… dawno u mnie takiej tematyki nie było, ale już same zapowiedzi co niektórych elektryzowały. Choć to w sumie mało powiedziane. Panika i złość sięgały zenitu, a ponoć doszło nawet do bezpośredniej ingerencji u jednego z producentów celem zablokowania wypożyczenia kabla. Ten ani nie zaprzeczył, ani nie potwierdził, więc może jest coś na rzeczy.

Mając w pamięci zarówno artykuł o kablach zasilających, jak i niedawną sagę z Echo Sound, trudno się takim reakcjom dziwić. Sporo tych reakcji sięga jeszcze artykułu o wzmacniaczach operacyjnych. Oto bowiem zweryfikowałem tam samodzielnie własne twierdzenia, zmierzyłem się sam ze sobą, w efekcie wycofując ponad 10 lat publikacji o OPAMPach jako coś, co wydawało mi się, że słyszę.

Tu również udało się zebrać naprawdę mnóstwo danych, które mam nadzieję definitywnie odpowiedzą nam wszystkim na zasadnicze pytania egzystencjalne. Mianowicie: czy kable słuchawkowe mają wpływ na dźwięk i co zyskujemy kupując bardzo drogie kable premium ponad tymi dobrymi, ale jednak wielokrotnie tańszymi?

Przy okazji test zbiegł się wynikami z premierą nowego kabla, który znalazł swoje miejsce w teście i wkrótce pojawi się na sklepie. Zdecydowałem się więc na premierę właśnie tutaj, teraz i jednak dzisiaj. Bo jak to mówią, jak nikt nie chwali, trzeba samemu się pochwalić.

Serdeczne podziękowania i wyrazy uznania dla p. Tomasza, Marka i innych, którzy pomogli mi uzyskać okablowanie trzecie na potrzeby niniejszego testu. Podziękowania również dla Divaldi za wyklarowanie sytuacji z kablem Tonalium oraz szczere życzenia powrotu do zdrowia dla p. Daniela z NAC.

Wielki test audiofilskich kabli słuchawkowych

 

Doświadczenie i wiedza w zakresie okablowania

Ogromnym ułatwieniem jest w tym miejscu fakt, że sam zajmuję się okablowaniem od wielu lat. Jest to działalność drugorzędna względem AF, ale nadająca mi unikalnej pozycji osoby z doświadczeniem i wiedzą w tym zakresie. Odpada wysyłanie dziesiątek zapytań, przypominanie, proszenie się, liczenie na łaskę (i niełaskę) oraz długie oczekiwanie na realizację zamówień. Nie muszę dokładnie opisywać każdorazowo po co chcę dokonać wypożyczenia i jak będzie wyglądał test. Bardzo mocno zredukowane są również koszty, gdyż odpadają sowite marże, typowe dla tego segmentu akcesoriów audio.

Ale to nie wszystko. Jest też brak ryzyka na przysłanie spreparowanych produktów celowo. Nie ma szans, aby ktoś podesłał mi kabel z przemyconymi elementami specjalnie pod dowód (np. rezystory we wtykach, kondensatory SMD, nietrzymanie specyfikacji itd.). Ograniczam w ten sposób możliwość realnej ingerencji z zewnątrz na tym etapie testów.

Dlatego szczególny nacisk położyłem w tym teście na obiektywność i maksymalną transparencję, aby zasady były równe i uczciwe wobec wszystkich. O tym, że tak jest, niech świadczy fakt, że największe (i jedyne) problemy miały miejsce przy próbie wypożyczenia kabli do testów od producentów bezpośrednio. Zupełnie tak, jakby czegoś się obawiano. Oficjalnie zapowiedziałem bowiem, iż do testu podejdę od strony obiektywnej, zamiast subiektywnej.

W związku z tym podjąłem kolejną decyzję: przetestuję nie tylko same kable, ale też różne ich elementy pod kątem wpływu na dźwięk. Przy normalnym wypożyczeniu, szanse na otrzymanie różnych tego typu wariantów byłoby praktycznie zerowe, więc poświęciłem ekstra czas na przygotowanie takowych. Różne wtyki, przewodniki, a nawet rodzaj cyny – wszystko to znalazło się w niniejszym teście, którego przygotowanie zajęło ostatecznie kilka miesięcy.

 

Sposoby na przetestowanie okablowania słuchawkowego

Zazwyczaj głównym sposobem na wykonanie testów kabli słuchawkowych jest po prostu podłączenie każdego z nich i odsłuch muzyki. Mówiąc w skrócie, „metoda empiryczna”.

Stosowana jest przez samych użytkowników, ale też powszechnie przez recenzentów audio. Jednocześnie jest to metoda fundamentalnie błędna. Mamy cały czas świadomość co testujemy, więc spodziewamy się określonych rezultatów. Tak bardzo, że zaczynamy je słyszeć (typowa pułapka autosugestii). Nie ma to więc specjalnego sensu i co do zasady – nie jest to nawet test. To wydanie subiektywnej opinii na temat równie subiektywnego wrażenia dźwięku.

Znacznie bardziej wiarygodnym sposobem jest wykonywanie tzw. ślepych testów. Audiofile notorycznie ich nie uznają, choć z definicji jest to dokładnie to, co gloryfikują – wyższość słuchu nad wszystko inne. Bo skoro audiofil czy recenzent twierdzą, że słyszą wyraźną różnicę, to czemu ktoś bez świadomości co testuje miałby jej nie usłyszeć? Przecież kable i sprzęt się nie zmieniły. Słuch też nie. W przypadku braku posiadania innej aparatury, ślepy test jest najlepszą metodą by powiedzieć „sprawdzam”.

Trzecim sposobem jest wykonanie obiektywnych pomiarów na stopniu wyjściowym. Zamiast na słuch, weryfikujemy kable słuchawkowe bardzo czułą aparaturą. Paradoksalnie jest to korzystniejsze dla producentów kabli, gdyż można zarejestrować nawet najdrobniejsze zmiany, podczas gdy na słuch będzie to niemożliwe. Test odbywa się na punkcie wyjściowym toru, czyli na słuchawkach. Niniejsza publikacja wykorzystuje właśnie taką metodę.

Kolejną metodą są testy różnicowe, czyli porównanie widma sygnału pliku audio między wejściem a wyjściem. Rzadko jednak się ją stosuje, a w kablach słuchawkowych – chyba wręcz wcale.

Celowo pominąłem tu pomiary elektryczne – te bowiem są w stanie wykazać bez problemu różnicę w impedancji czy pojemności. Ale zagadką pozostaje nadal przełożenie potem tych parametrów na dźwięk. Metoda weryfikacji stopnia wyjściowego rozwiązuje ten problem. Pomiary elektryczne można wykonać później w drugim rzucie tam, metoda pierwsza wykazała rzeczywiście różnicę.

 

Błędy w poprzedniej metodzie pomiarowej

Metoda z pomiarem dźwięku na punkcie wyjściowym jest przeze mnie stosowana od wielu lat. Również sam się nią kierowałem. Niestety okazało się, że można popełnić błąd i uzyskać w efekcie zafałszowane dane, a co zrozumiałem dopiero po latach i nabraniu wiedzy oraz doświadczenia.

Problemem okazał się moment przepięcia kabla na słuchawkach. Te – leżąc na fantomie pomiarowym – zmieniają delikatnie swoją pozycję, a co w naturalny sposób fałszuje pomiar. W taki oto sposób udało mi się (co ciekawe: powtarzalnie!) tak przesunąć słuchawki, że zmiany rzeczywiście wyszły. Miało to miejsce na kablu wykonywanym przez użytkownika jednego z forów audio o nicku Jimmi Dragon na Focal Elear, więc nie tyczyło się nawet okablowania mojego autorstwa:

Zbudowało to wówczas swego rodzaju fałszywy mit założycielski – subtelnych, ale jednak wykazanych – zmian, jakie okablowanie słuchawkowe może wprowadzić. Zmyliła mnie głównie wspomniana powtarzalność, gdyż najprawdopodobniej słuchawkami ruszałem w dokładnie ten sam sposób. Być może na innych parach bym to wykrył, ale wygrało moje lenistwo. Jeśli bowiem mam coś już zweryfikowane, praktycznie nigdy nie wykonuję eksperymentu ponownie, uznając to za stratę czasu. A przynajmniej jeśli nie ma ku temu wyraźnego powodu.

Tu właśnie takowy wystąpił i wszystkie poprzednie wyniki otrzymały stosowną adnotację, że są to dane niepewne.

Warunki przeprowadzenia testu winny być kompletnie pozbawione zmiennych środowiskowych. Słuchawki nie mogą być luźno osadzone na fantomie, kable przepinane bezpośrednio na nich, a aparatura zmieniać się co rusz. Jeśli nie jest to zapewnione, każde uzyskane dane są i będą niepewne. Zawsze. I myślę, że dlatego tak rzadko podejmowane są próby wykonania pomiarów takich kabli.

 

Nowa, poprawna i powtarzalna metoda pomiarowa dzięki AF AD1

Zabrałem się zatem za wyeliminowanie wspomnianego błędu, a więc poruszania słuchawkami na fantomie w momencie przepinania się okablowaniem. Pierwotnie myślałem o adapterach kablowych. Pierwsze testy wykazały, że i one nie gwarantowały 100% powtarzalności (omyłkowe szarpnięcia/naprężenia).

I właśnie w tym miejscu do gry wkracza zapowiadany przeze mnie jakiś czas temu „Projekt Łasica”. Mowa o dedykowanej przystawce AF AD1 (planowałem nazwać ją PH7, ale nie chciałem być złośliwy), przeznaczonej specjalnie do przeprowadzania takich oto testów okablowania.

Przystawka testująca AD1

Jest to po prostu modularny adapter, który posiada w pełni konfigurowalne wejścia i wyjścia. Dzięki AD1 mogę łatwo stworzyć wykres porównawczy różnorodnych konstrukcji kablowych od ręki. Bez konieczności przepinania kabli bezpośrednio na słuchawkach, bez ryzyka i martwienia się o powtarzalność. Nie ma więc tym razem szans, aby słuchawki mnie oszukały poprzez zmianę położenia na fantomie pomiarowym tak, jak miało to miejsce dawno temu.

Przystawka testująca AD1

Poza tym idea testu się nie zmieniła. Jeśli którykolwiek z elementów toru kablowego będzie miał choćby najmniejszy wpływ na dźwięk słuchawek, bez problemu to wykryjemy na wykresie. I zrobimy to w każdych warunkach oraz na każdych słuchawkach, gdyż końcówki są typu multi-plug (jack 3,5 mm Hifiman/Beyerdynamic + adapter P4 dla Audeze).

Przystawka testująca AD1

Systemem testowym standardowo jest tu zestaw Audeze LCD-XC, Motu M4 oraz nieśmiertelny duet AF DA500 + HA500, który z tego co widziałem wywołał niemałe emocje w światku audio. Choć chyba bardziej wywołała je moja zapowiedź, że nie wyślę ich na testy, które uważam za bezcelowe i bezwartościowe.

Recenzja DACa AF DA500

Skuteczność tej metody pomiarowej oraz użytej aparatury została potwierdzona już wielokrotnie. Wykazała m.in. brak pozytywnego wpływu wzmacniaczy operacyjnych na dźwięk, jak również wpływu negatywnego przy listwach i UPSach komputerowych. Największym sukcesem było zaś zdemaskowanie rzekomych cudów przy kondycjonerze Echo Sound Power Guardian.

Najwyraźniej moje Wydry i Bobry nie znają litości.

 

Czego nie udało się wypożyczyć i z jakiego powodu?

Nie udało mi się oficjalnie wypożyczyć jedynie kabli bezpośrednio od producentów. Zapytania wysłałem do dwóch:

  • Divaldi
  • Nate Audio Cables (NAC)

NAC, mimo super kontaktu i pierwotnie wyrażonej życzliwej chęci na szerokie testy, ostatecznie wycofał się z testów z powodów zdrowotnych. Oczywiście z mojej strony nie ma problemu. Szkoda, że kontakt nam się urwał, choć kable cały czas były oferowane w tym czasie na Allegro i sprzedaż nie została zawieszona. Ale cóż, finalnie temat umarł śmiercią naturalną, jako że nie chciałem w takiej sytuacji się narzucać i przypominać.

W przypadku Divaldi temat dotyczył konkretnie okablowania marki Tonalium. Pierwotnie na jednym z portali audio otrzymałem informację, że wykonuje je p. Waldemar Łuczkoś w ramach właśnie firmy Divaldi i aby tam też zasięgnąć kontaktu. Firma w bezpośredniej korespondencji zaprzeczyła produkcji jakiegokolwiek okablowania pod swoim szyldem. W kolejnej wiadomości doprecyzowano tą kwestię, cyt.:

Kabel został wykonany prywatnie przez Waldka Łuczkosia z udziałem kilku pasjonatów.

Był wykonany jednostkowo z powodu ograniczonego dostępu do materiału i nie ma dostępności egzemplarza który można użyczyć do testów.

Wynika z tego, że kabel nigdy nie wszedł do produkcji i nie można go nigdzie kupić ani wypożyczyć, przecząc tym samym twierdzeniom redaktora naczelnego. Cudownym zrządzeniem losu jednak, udało mi się dotrzeć do właściciela tego właśnie jednego i unikatowego egzemplarza.

Jak mi przekazał pierwszy właściciel (kabel zdążył zmienić posiadacza), był on po kilku naprawach gwarancyjnych, a co jest typową przypadłością tego typu prototypów. Ostatecznie został wymieniony na nową sztukę z racji powtarzającej się awaryjności. Ją to następnie sprzedano drugiemu właścicielowi, który grzecznościowo mi jej użyczył na potrzeby niniejszego testu (ukłony).

Tym samym w mojej recenzji wystąpi przed państwem jedyny istniejący, prawdziwy, autentyczny egzemplarz oryginalnego kabla Tonalium.

 

Omówienie konstrukcji i właściwości tego, co pozyskać się udało

Pochylmy się zatem nad tym, co rzeczywiście przyjechało, co udało się wypożyczyć, albo wykonać samodzielnie. Przy każdej pozycji jest bowiem nieco do poopowiadania o genezie, historii, ciekawostkach czy towarzyszących mi doświadczeniach.

Lista zrobionego i wypożyczonego asortymentu obejmowała:

  • AF Audionum – następca serii ACx,
  • Audeos Deluxe 8 Hybrid – egzemplarz własny,
  • Fanatum Emmoni SE – prototyp,
  • 2x Fanatum Synavlia – dwa prototypy,
  • Kabel fabryczny – standardowy dla tego modelu Audeze.
  • Forza Audio Works Noir Hybrid HPC – prywatny egzemplarz wypożyczony,
  • Tonalium – prywatny egzemplarz wypożyczony,
  • Nordost Heimdall II – prywatny egzemplarz wypożyczony.

Łącznie wyszło 9 kabli, w tym nasza tajemnicza enigma, która jako kabel nieprodukowany i niedostępny zaliczy tu swoją ogólnopolską premierę.

Każdy kabel został przeze mnie przeanalizowany w takim zakresie, na jaki mi pozwalał bez naruszenia trwale jego konstrukcji. Starałem się również ocenić ergonomię każdego z nich. Ocena odbywała się na Audeze LCD-XC przy komputerze (moje standardowe miejsce pracy).

 

AF Audionum (350 zł)

Nazwa tego kabla składa się z dwóch członów: AUDIO – czyli dźwięku, a także NUM – od liczb. Intencją bowiem było stworzenie od razu kabla dokładnie zmierzonego i transparentnego również pod względem kosztorysu. Czyli coś, co jest bardzo rzadko spotykane u producentów i konfekcjonerów.

Autorski kabel AF Audionum

W zasadzie za jego stworzeniem stoją moi czytelnicy, którzy prosili o kabel wykonany porządnie, bez udziwnień i (przesadnych) cudów. Miał on być lekki, poręczny, solidnie wykonany. Do tego z podstawowymi możliwościami personalizacji, ewentualnie wyglądający jak autentyczna produkcja fabryczna. Oczywiście w przystępnej cenie i – co zdaje się dla większości osób jest dość ważne – z możliwością normalnego zwrotu konsumenckiego.

Konkretne aspekty jego budowy, użyte materiały oraz wspomniany kosztorys będą dostępne w osobnym artykule poświęconym wyłącznie temuż właśnie kabelkowi. Odtąd zastępować będzie on całą dotychczasową serię AC i będzie to jedyny kabel, którego konfekcji planuję się poświęcić.

Będzie to też kolejna publikacja z serii stanowiącej szerszą dokumentację toru pomiarowego, na którym wykonuję dla Was testy, pomiary i recenzje. Jest to myślę dobra praktyka, aby wszystko, co opisuję na blogu, miało swój fundament w osobno udokumentowanych faktach, liczbach i pomiarach.

 

Materiały

4-żyłowy przewodnik z miedzi OFC, oploty materiałowe (w tej wersji) na odnogach i głównej wiązce. Wtyki niklowane/złocone, zabezpieczenia odgiętek, splitter aluminiowy (w tej wersji). Topologia hybrydowa (odnogi zaplatane, body w PVC). Obecnie eksperymentuję z otulinami na odnogi oraz splitterami wulkanizowanymi.

 

Ergonomia

Jak mówiłem specjalnie pracowałem nad jego ergonomią właśnie pod takie sytuacje, więc nie dziwota, że wyszedł obronną ręką. Należycie elastyczny, brak ocierania o blat, efektu mikrofonowego i dysproporcji ciążenia odnogi vs body. Z moimi Audeze jest to naprawdę pełen komfort. Serio, tak fajnie mi się dawno z tymi słuchawkami nie siedziało. Możliwe, że popracuję jeszcze nad odnogami, bo jest tu pewne pole do usprawnień. Zobaczymy jak to wypadnie względem wersji ostatecznej.

 

Audeos Deluxe 8 Hybrid (1700 zł)

Jest to kabel, który cały czas posiadam w zasobach własnych, choć szczerze nigdy nie sądziłem, że jeszcze mi się kiedykolwiek przyda. Jeśli dobrze pamiętam, zakupiony został przeze mnie w okolicach 2016 roku za 1700 zł. Obecnie jest on dostępny w nieco innej formie (model 8S), przede wszystkim nieco drożej i bez oplotów.

Kabel Audeos Deluxe Hybrid 8

Przewodnikiem jest jednak cały czas ta słynna „hybryda od Forzy”, którą teraz sklep opisuje jako miedź OCC (dawniej opisywana jako 7N, teraz 6N) od Neotecha. Z kabli tych korzystałem zarówno do swoich Audeze LCD-2F/LCD-3, jak i Sennheiserów HD800. Dziś nie posiadam już żadnej z tych par, a nawet HD800S, które poszły do jednego z czytelników w potrzebie lepszych słuchawek.

Ta seria kabli jest dla mnie osobiście dość szczególna i bliska, bowiem to dzięki nim, a dokładniej czasom oczekiwania wynoszącym 5-6 miesięcy, zacząłem próbować swoich sił z własną konfekcją. Można powiedzieć, że to swoisty paradoks, bo ze złych rzeczy ostatecznie wyszły te dobre.

Choć nigdy nie miałem do tych kabli większych zastrzeżeń na polu ergonomii, ten splitter ViaBlue do dziś mnie przeraża. Dobrze więc, że producent finalnie zmienił go na coś własnego, bowiem nie raz i nie dwa czułem się jak krowa z dzwonkiem u szyi. A przecież krową nie jestem, choć ze wsi rodowity, gdyż tylko krowy nie zmieniają poglądów, zaś mi się i owszem zdarza. Może dlatego, że człowiek jednak wyżej jest rozwinięty od krowy i swój rozum ma, a na błędach się uczy, aniżeli je powiela. Kto wie.

 

Materiały

8-żyłowa miedź OCC od Neotech z żyłami posrebrzanymi. Wtyki Furutech rodowane, solidny oplot na odnogach i wiązce głównej, splitter ViaBlue. Konstrukcja zaplatana typu mono-body (przewody pod jednym oplotem).

 

Ergonomia

Sam kabel jest bardzo elastyczny i z rozsądnie dobranym naciągiem oplotu. Nigdy przyznam nie narzekałem na ten aspekt tego modelu. Wszystko jednak psuje splitter ViaBlue. Jest zbyt duży i przez to położony dość nisko, przez co często zaczepiałem nim o blat stołu. Osobiście uważam, że w nowszych seriach niepotrzebnie zrezygnowano z oplotu, ale przynajmniej splitter jest już bardziej „ludzki” gabarytowo. Gdyby nie splitter, byłoby na pewno lepiej w tej kategorii, ale i tak nie jest źle.

 

FAW Noir Hybrid HPC (1200 zł)

FAW korzysta jak pamiętam z tego samego przewodnika, ale stosuje od zawsze czarne, gustowne zaplecenie. Tu splitterem jest znacznie mniejsza konstrukcja przepustowa.

Recenzja FAW Noir Hybrid HPC

Oba kable można powiedzieć są bardzo zbliżonej do siebie klasy (właściciel wspominał coś o cenie bodajże 1200 zł). Jest też w całości obrandowany, a kanały oznaczono kolorem kółka zębatego z literką A. Na jednym z kanałów jest zielone. Sprytne i pomysłowe.

 

Materiały

8-żyłowa miedź OCC od Neotech z żyłami posrebrzanymi. Wtyki Furutech oraz Neutrik (Rean) pozłacane. Splitter przepustowy. Zaplecenie 4×2 w osobnych oplotach Paracord Black.

 

Ergonomia

Również bardzo elastyczny kabelek, aczkolwiek mam z nim tylko jeden problem. Jest niepotrzebnie rozpasanym warkoczem. W środku nie ma aż tak dużo przewodnika, aby stosować oploty o takiej średnicy. Myślę, że spokojnie można było go utrzymać w mniejszych gabarytach. Nawet organoleptycznie czuć bowiem, że pod oplotami jest luz. Niemniej jest to jak najbardziej poprawnie zapleciony kabel z dochowaniem wszelkich zasad sztuki. Dlatego też również dałbym mu to samo miejsce, co kablowi Audeosa.

 

Oryginalny kabel Tonalium (3500 zł)

Tonalium nie ma żadnych oznaczeń producenta, logo ani nazwy modelu – wiadomo, prototyp. Nie ma sensu robić specjalnie brandingu na jedną sztukę. Ponieważ sam producent zastrzega jednostkowość oraz prywatny charakter produkcji, nie mam podstaw, aby mu nie wierzyć. Tak samo wypożyczającej mi osobie (osobom), że to rzeczywiście ten oryginalny i prawdziwy Tonalium. Od pierwszego właściciela kabla potwierdzenie pisemne z pozwoleniem na ew. publikację korespondencji.

Recenzja kabla Tonalium

Tym samym wszelkie inne sztuki na rynku, w tym te reklamowane przez redaktora innego portalu audio, nie mogą być – zgodnie z oświadczeniem producenta – prawdziwymi kablami Tonalium. Trudno powiedzieć więc czym są inne egzemplarze, które rzekomo krążą po ludziach i na rzeczonym portalu. Jeśli jednak producent wyraźnie mówi, że była tylko jedna sztuka, to znaczy, że była tylko jedna i koniec.

Recenzja kabla Tonalium

Co do samego kabla, jest zauważalnie sztywny i na ten fakt narzekał poprzedni właściciel. Ponoć przed wymianą gwarancyjną było jeszcze gorzej. Kabel kosztował go bagatela 3500 zł, czyniąc go najdroższym w stawce.

Recenzja kabla Tonalium

Oploty zastosowano w formie „na objętość”, prawdopodobnie celem zwiększenia jej wizualnie. W efekcie wszystko musiano zapieczętować ogromną ilością termokurczek. Przy okazji uniemożliwiono w ten sposób jego rozbiórkę. Nie jest przez to ciężki, ale to dlatego, że w środku jest luz i nie ma tam zbyt dużo przewodnika.

Recenzja kabla Tonalium

Sam kabel jest wykonany z bardzo tanich materiałów w dosyć prostolinijny sposób. W środku nawet nie jest zapleciony (czuć przeskakujące żyły pod palcami), więc konstruktor prawdopodobnie nie miał w tym zakresie doświadczenia i zrobił to „jak jest”. Kanały oznaczono luźnymi i troszkę krzywo dociętymi termokurczkami.

Ogólnie raczej nie projektuje się kabli słuchawkowych w taki sposób i projekt rzeczywiście wygląda jak prototyp robiony prywatnie przez kilku pasjonatów. Nie wiadomo do końca ani jak jest zbudowany, ani z czego. Nie wiadomo w sumie nic. Skojarzenia z Echo Sound są tu więc naprawdę ogromne.

 

Materiały

Nieznany przewodnik – sądząc po sztywności, jest to klasyczna linka w teflonie, prawdopodobnie Jantzen/LAPP/Neotech, tudzież cokolwiek, co było tańsze.

Kabel jest w konfiguracji prawdopodobnie 4-żyłowej, ale bez zaplatania. Oplot wełniany oraz duet wełna + PET. Nieznany splitter, najpewniej przelotowy. Wtyki Rean / Neutrik. Na adapterze wtyk 4.4 mm marki Plussound. Konstrukcja mono-body.

Do zestawu dołączono adapter z XLR na 4.4 mm, któremu odpuszczono oploty zewnętrzne, zostawiając tylko cienki PET pokryty całościowo termokurczkami.

 

Ergonomia

Ewidentnie jest to kabel zaprojektowany przez pasjonatów, którzy być może naoglądali się tych wszystkich „węży” i „węgorzy” na targach Audio Video Show. Dlatego też został on wykonany zgodnie z doktryną nieszczęśliwego audiofila. Efekt? Kabla nie da się normalnie używać.

Jest on w praktyce w audiofilskim sensie nietypowy, gdyż wtyki wystają z przodu niczym czułki. Czuję się trochę jak karaluch, którego do dziś moja była sąsiadka-wariatka z góry widzi w ścianach. Dobrze, że nie miałem wówczas tego kabla, bo gotowa byłaby mnie jeszcze zaatakować kapciem.

Recenzja kabla Tonalium

Wtyk główny również wymaga trochę pomysłowości podczas podłączania pod urządzenia, zwłaszcza z dołączonym adapterem, który jest najsztywniejszy z całości.

Sam kabel z wyczuwalnymi luzami pod oplotem nie powoduje niestety zbyt dobrych odczuć. Ale to naturalny etap i część obowiązkowej podróży przez początki nauki wytwarzania okablowania.

Przekombinowanie przekroju powoduje, że nadmiaru kabla nie da się ułożyć sensownie na stole. Przewody przy splitterze wykręcają się w jedną stronę i ich również nie byłem w stanie ułożyć. Kabel nie czyni tego co prawda swoją wagą, ale sztywnością ciąży mi na słuchawkach i ściąga je z głowy (choć te ważą 800 g i nie jest to wcale łatwa rzecz).

Być może dlatego nie można go kupić, gdyż jest to jednostkowa konstrukcja prototypowa. Możliwe też, że ktoś dopiero uczył się na nim sztuki wytwarzania kabli. Nie wyszło, trudno, więc sprzedano ten egzemplarz na rynek. Choć osobiście nie skasowałbym klienta na 3500 zł za tak wykończony prototyp.

 

Fanatum Emmoni SE

Prezentowany kabel pochodzi z linii prototypowej i nigdy nie wszedł do produkcji (Emmoni w wersji zwykłej miał oplot całościowy, nie pojedynczy).

Kabel Fanatum Emmoni SE

Fanatum było marką premium i tak też starałem się wszystko z nią związane wykonywać. Częstokroć było to kosztem urazów, pracy do późna w nocy i ogólnie zdrowia. Raz musiałem wymieniać oploty, gdyż jeden z bąbli od zaplatania pękł i poplamiłem krwią kabel. Tak więc ofiara z krwi na audiofilskim ołtarzu była złożona. Mocno mnie wtedy naciskano, abym jednak odpuścił sobie ich produkcję i zaczął dbać o siebie, a co ostatecznie nastąpiło.

Problemem była dla mnie przede wszystkim ich czasochłonna produkcja, która obejmowała chociażby pieczołowite zaplatanie. Nie żadnymi maszynami, tylko oczko po oczku, aż do samego końca, godzina po godzinie, dzień za dniem. Gdy człowiek siedzi ok. 3 tygodni nad kablem 8-core 5 metrów, robiąc co rusz przerwę na wyprostowanie pleców, które w nocy nie dają mu spać – to jest prawdziwy handmade. Albo głupota, jak kto woli.

Niemniej z efektów pracy byłem naprawdę dumny. Były to kable wykonane jak słuchawkowy hi-end, z użyciem droższych materiałów i outsource-ingu, jak np. personalizacja wtyków. Widać na zdjęciach zresztą, że wszystkie są wzbogacone o przepiękne wstawki drewniane. Jest to autentyczne drewno, tak nasze krajowe, jak i egzotyczne.

 

Materiały

4-żyłowa miedź OCC 24AWG z otulinami teflonowymi w klasycznym zapleceniu koralikowym. Osobne oploty na każdą żyłę, parowane kolorystycznie. Wtyki niklowane/złocone z akcentami drewnianymi (Zebrano + Orzech amerykański). Splitter przelotowy. Oznaczenia grawerowane laserowo.

 

Ergonomia

Niestety zastosowanie oplotów pojedynczych przy tym przewodniku odbiło się negatywnie na sztywności, choć ogólnie nie była ona od startu czymś wielkim. Wszystko przez teflonowe otuliny, ponoć „lepsze dla dźwięku” od PVC. Nic takiego nie zaobserwowałem.

Ale mimo to jest to kabel nadal dający się używać, głównie dzięki o dziwo zredukowanemu efektowi mikrofonowemu na głównej wiązce. Nawet ocieranie się „koralików” o blat nie jest przenoszone na słuchawki. Nadal jednak preferowałbym inne kable osobiście, dlatego ocena ergonomii jest jedynie przeciętna. I nie ma znaczenia że to mój własny twór. Miało być po równo dla każdego, więc nie ma zmiłuj.

 

Fanatum Synavlia

Synavlia jest przy tym znacznie starszym projektem, bo opartym na cieniutkim srebrze AWG30. A ponieważ to solid-core, sprawiała czasami kłopoty łamliwością i miała sens jedynie przy kablach 8-żyłowych, a więc tych najbardziej czasochłonnych.

Kabel Fanatum Synavlia

Tu występuje w wersji 4-żyłowej, ale pakietem dodatkowych wzmocnień, zabezpieczeń i doświadczenia, którego dawniej mi w pracy z takimi kablami brakowało. Wówczas uznałem ten projekt za zbyt ryzykowny na pełnoprawną produkcję z szeroką gamą wtyków. W określonych kombinacjach (np. tak jak tutaj), możliwości zabezpieczenia jest znacznie więcej, więc problemu nie było.

 

Materiały

4-żyłowe srebro OCC 30AWG solid-core w klasycznym zapleceniu koralikowym. Osobne oploty na każdą żyłę. Wtyki niklowane z akcentami drewnianymi (Cis). Splitter przelotowy. Oznaczenia grawerowane laserowo. Drugi egzemplarz polutowany cyną WBT z dodatkiem srebra. Później dodatkowo wtyki zmienione na rodowane na potrzeby testu.

 

Ergonomia

Zaskakująco, ale cieniutki solid-core zachowuje się bardzo przyzwoicie. Nie ma przemożnego efektu mikrofonowego, a elastyczność jest wyśmienita. Tylko ta kruchość przewodnika pozostaje gdzieś z tyłu głowy. Niemniej awaryjności podczas testów nie doświadczyłem, a od strony ergonomicznej dałbym solidne drugie miejsce w całym teście.

 

Nordost Heimdall 2 (3450 zł)

Kabel ten jest jedynym przedstawicielem klasy producenckiej i to od nie byle jakiego producenta. Uznawany w światku audiofilskim za tego, który wyznacza – razem z Cardasem i innymi firmami – pewne standardy, jeśli chodzi o kable dla typowego audiofila.

Nordost Heimdall 2

Kabel zwraca na siebie uwagę charakterystycznym czerwonym kolorem oraz siatką zabezpieczającą wtyki. Niestety seria ta była ponoć awaryjna i tyczyło się to bardzo cienkich odnóg idących do słuchawek.

Nordost Heimdall 2

Zostałem przez właściciela kabla przestrzeżony, aby uważać z rękami oraz wstawaniem, by nic nie szarpać. Oczywiście do pouczenia się posłusznie dostosowałem.

 

Materiały

Bardzo mało informacji podaje się na temat tego kabla. Generalnie jest to konstrukcja we własnej otulinie PVC, z wtykami Rean/Neutrik. Typowy kabel fabryczny. Splitter bardzo lekki, plastikowy.

 

Ergonomia

Kabel typu mono-body w otulinie, choć sztywniejszy od reszty. Największym problemem była tutaj dysproporcja elastyczności i trwałości między odnogami a głównym body. Cały czas człowiek miał z tyłu głowy, że raz szarpnie nieuważnie ręką i po kablu.

Niestety właśnie ta rzecz powodowała, że używanie tego kabla nie było dla mnie komfortowe w wymiarze psychicznym. Plus wspomniana dysproporcja elastyczności także nie pomagała i tylko wzmagała strach przed awarią w newralgicznych miejscach.

 

Obiektywne porównanie wpływu kabli słuchawkowych na dźwięk

Każdy kabel został przeze mnie osobno zmierzony wg nowej metodyki. Następnie skompilowałem wszystkie rezultaty w jeden całościowy wykres:

Pomierzone audiofilskie kable słuchawkowe

Wpływu na tonalność słuchawek uświadczyłem w formie całego zera zmian. Ale nie byle jakie zero – audiofilskie zero! Takie swoiste zero do kwadratu. Czyli wciąż zero.

Tak naprawdę jedyną rzecz, jaką możemy zaobserwować, to drobne wahania SPL wynikające z połączenia impedancji kabla z niską impedancją i czułością samych słuchawek. Dlatego celowo używam w testach LCD-XC (21 Ohm), a nie np. DT1990 PRO (250 Ohm).

Jest to również dowód wielowymiarowy. Potwierdza bowiem następujące rzeczy:

  1. Kable słuchawkowe nie mają wpływu na tonalność słuchawek.
  2. Bez żadnego problemu jesteśmy w stanie to wykazać w sposób obiektywny i powtarzalny.
  3. Poprzednie moje eksperymenty pomiarowe rzeczywiście były obarczone istotnym błędem pomiarowym.
  4. Błąd został poprawnie wyeliminowany przez zastosowanie przystawki AD1.

Wszystkie testy zostały wykonane dwukrotnie w dużym odstępie czasowym i z dwukrotnie umieszczanymi słuchawkami na fantomie. Wszystko po to, aby uwzględnić przybycie Tonalium na testy na jednym wykresie. Pomiary dwukrotnie dały ten sam efekt. Dlatego mogę mówić o pełnej powtarzalności.

Osobiście planowałem serii Audionum używać u siebie docelowo w domowym studiu, jeśli testy okazałyby się być jakkolwiek pomyślne. No i takowymi się okazały. Teraz mogę to uczynić z pełnym przekonaniem, że w rzeczy samej są to kable na poziomie lepszym, niż inna kablowa klasa premium. Bo kosztujące znacznie mniej.

Sam jestem przyznam trochę zaskoczony, może też rozczarowany. Przy tak ogromnej ilości czasu i środków, jakie inwestowałem w swoje konstrukcje premium, spodziewałem się jakiejkolwiek różnicy. A tu proszę. Mój najtańszy kabel „zagrał” jak te najdroższe, a te najdroższe „zagrały”, jak ten najtańszy. Czyli kolejny dowód: cena nie gra. Co najwyżej tylko w głowie.

 

Wnioski i obserwacje z powyższego wykresu

Dane uzyskane metodą z poprzedniego akapitu mają swoje daleko posunięte implikacje.

  • Raz, że pokazują, jak bardzo bez sensu są wszelakie opisy i recenzje wpływu kabli słuchawkowych na dźwięk.
  • Dwa, iż uwypuklają, jak bardzo bez sensu i ryzykowne jest opieranie się na słuchu w ewaluacji takich produktów.

Słuch ludzki jest adaptacyjny. Nigdy nie był, nie jest i nie będzie narzędziem pomiarowym. Opierając się na nim tak naprawdę szukamy w tej materii czegoś, czego nie ma, tj. tego audiofilskiego zera. Padamy ofiarami własnych oczekiwań, marzeń, nadziei i autosugestii. To dlatego handlowcy często „zachęcają” do samodzielnych odsłuchów, aby użytkownik mógł łatwo wpaść w pułapkę własnej psychoakustyki. Banalny mechanizm, który ustawia użytkownikowi jego własny słuch przeciwko niemu.

Osobiście uważam iż kable w ogóle nie powinny w żaden sposób wpływać na dźwięk. Tak więc w myśl tego, wszystkie tu testowane zachowały się w tym względzie absolutnie poprawnie. Po prostu zrobiły to, co do nich należało. Wszystko ponad jest nadbudowywaniem im rzeczy, których nie oferują, bo nie mogą zaoferować. A przynajmniej nie bez bardzo mocnego skalowania ich właściwości elektrycznych lub przemycania jakichś komponentów RLC w środku.

Niemniej, jeśli ktoś głęboko wierzy w to, że takie kable słyszy, mają one wpływ na dźwięk, jest w stanie usłyszeć je o każdej porze dnia i nocy – super. Jeśli poprawiają one samopoczucie i powodują, że jest szczęśliwszy ze swoją muzyką, to czemu nie.

Natomiast w kwestii samego zjawiska, mechanizmów tu zachodzących, faktów i liczb, no cóż… wyszło jak wyszło. A wyszło to samo, co w kablach zasilających, bezpiecznikach, wzmacniaczach operacyjnych, filtrach kondycjonujących masę i poprawiających obraz w TV, itd… Czyli audiofilskie zero.

 

A także parę słów o opłacalności

Generalnie można polecić wszystkie tu testowane, gdyż wszystkie grają tak samo, ale za wyjątkiem Tonalium, który sam się wykreślił ergonomią. Pozostałe mogą być trochę lepsze lub gorsze, ale spełniają swoje zadanie i okazują się być tak samo dobre, jak mój Audionum. Pieniądze to kwestia indywidualna i dżentelmeni z nimi nie dyskutują. Dla jednego 350 zł za kabel to majątek, gdyż dostaje tyle kieszonkowego od rodziców w miesiąc, a dla wysoce wykwalifikowanego informatyka zarabiającego tyle na godzinę, jest to wydatek można rzec groszowy. Oczywiście mi subiektywnie łatwo byłoby wydać osąd w tym kontekście (czyli finansowym), jednakże o gustach oraz urodzie kobiet się nie dyskutuje. Gusta każdy ma inne, a kobieta każda jest piękna (na swój sposób).

 

Wpływ na czystość słuchawek

Bardzo często porusza się w różnych opisach reklamujących kable chociażby tematykę wpływu tegoż na czystość sygnału. Na całe szczęście, obrana tu metodyka obejmuje również pomiary w zakresie zmian czystości słuchawek. Poniżej kilka wybranych:

Pomierzone audiofilskie kable słuchawkowe

Pomierzone audiofilskie kable słuchawkowe

Pomierzone audiofilskie kable słuchawkowe

Pomierzone audiofilskie kable słuchawkowe

Obietnice wspaniałego grania i wyraźnie słyszalnych zmian rozpłynęły się we mgle, niczym rzęsisty bąk puszczony mroźnym porankiem. Żaden z testowanych kabli nie polepszył czystości sygnału. Ale też nie pogorszył – a co jest wbrew pozorom bardzo dobrą wiadomością. Drobne wahania, tak jak przy Echo Sound, są normą w takich pomiarach. Przebieg THD+N nigdzie nie jest mocno zachwiany, harmoniczne też są na niezmienionym poziomie. A i tak Audionum ma tu najlepszy wynik, jeśli pominąć błąd pomiarowy. Kiedyś zapewne wydawałoby mi się, że słyszę poprawę. W praktyce jest to na granicy percepcji. Człowiek jest więc teraz mądrzejszy dzięki temu.

Zatem znów okazało się, że mamy audiofilskie zero. Czyli najbardziej bolesny rodzaj zera, budzący jęki niczym ryk jeleni na rykowisku. Ale fajnie było przyznam też móc sprawdzić kable pod kątem ekranowania. Prawdopodobnie zastosowanie go miałoby sens jedynie w przypadku, gdyby w pobliżu były bardzo duże źródła zakłóceń (mocne transformatory, silne pola itd.).

 

Test wpływu przewodnika na dźwięk: miedź OCC vs OFC vs srebro

Skoro mowa o ekranowaniu, przy okazji warto zwrócić uwagę na pozostałe pomniejsze testy porównawcze. Okazało się chociażby, że zastosowany przewodnik nie ma żadnego wpływu na tonalność.

W żadnym z testowanych kabli się takowymi właściwościami nie wykazał.

Żadnym.

Zazwyczaj wyczytać można w wielu publikacjach, również tych zagranicznych, że srebro rozjaśnia, a miedź ociepla dźwięk. Nic takiego tu nie zaobserwowałem w pomiarach. Zjawisko przypisywania barw, temperatur czy innych skojarzeń do dźwięków nosi cechy synestezji metaforycznej, a jego źródłem są efekty poznawcze, takie jak oczekiwania, efekt placebo, oraz przeróżne metafory konceptualne.

Ileż było dyskusji o wyższości np. srebra czy miedzi OCC nad „zwykłą”. Okazuje się, że niepotrzebnie. Dodatkowo, zgłębiając tematykę różnicy w przewodnikach, nie trafiłem na ani jeden artykuł pokazujący ją w sposób rzetelny (tj. pomiarowo i naukowo). Zupełnie tak, jakby powszechnie uznano to za fakt.

Do dziś zresztą spotkać można mit „OCC 7N” i wspomnianej dominacji. Przykład na stronie jednego z producentów (chiński Ruiyuan):

Miedź OCC a audiofilskie kable słuchawkowe

Zapytałem o źródła na czacie oraz mailowo. Na maila do dziś nie otrzymałem odpowiedzi. Zaś czat wyglądał tak:

Miedź OCC a audiofilskie kable słuchawkowe

I tak mógłbym pisać sobie bez końca.

Swoją drogą, czy nie zastanawiające jest, że w studiu nie znajdziemy żadnych przewodników ze srebra czy palladu? Stosowane są zwykłe, normalne kable OFC z ekranowaniem. Najzwyklejsze, ale sprawdzone, przetestowane i atestowane. Skoro w studiu nagraniowym na etapie nagrywania muzyki wykorzystuje się takie materiały bez problemu, to czemu podczas odtwarzania mają być nagle złe?

Być może odpowiedź zawiera się na powyższych zrzutach.

 

Test wpływu cyny na dźwięk: zwykła vs ze srebrem

Również i nad tym tematem się pochyliłem. Niektórzy producenci bowiem bardzo mocno chwalą się tym, że lutują swoje kable cyną ze srebrem, najczęściej Cardas albo właśnie WBT. Używają przy tym wyboldowanego tekstu z dużą ilością wykrzykników. Klient musi zobaczyć, że kabel jest lutowany nie żadnym tam badziewiem, a rasowym spoiwem godnym ludzi wielkiego formatu.

Tymczasem jak widać na pomiarach, specjalnie polutowany cyną ze srebrem marki WBT kabel „zagrał” dokładnie tak samo, jak identyczny, ale polutowany poczciwym Cynelem. Tak więc również i ten aspekt okazał się nie mieć żadnego przełożenia na dźwięk. Wszystko odbywało się na prototypie modelu Synavlia, który otrzymał w obu przypadkach różną cynę.

Zatem jakiekolwiek ewentualne twierdzenia, że domieszka srebra w cynie ma znaczenie, można potraktować jako kolejną audiofilską kołysankę dla lepszego snu. Albo tak samo, jak opowieści o bitumenie podłożonym pod sprzęt i zamulającym dźwięk. Lub też kondycjonerze poprawiającym obraz w telewizorze. Albo bezpiecznikach tunelowanych kwantowo i wpływających na dźwięk. Albo czymkolwiek, co pozwoli komuś dopiąć dobrą sprzedaż.

Można spokojnie użyć najtańszej dobrej cyny, która będzie kosztować ułamek tej „audiofilskiej”, a z tym samym efektem. Kwestia więc co najwyżej na czym się będzie lepiej lutowało.

 

Materiał wtyków a ich wpływ na dźwięk: złocone vs rodowane vs niklowane

Za każdym razem, gdy mowa o wtykach rodowanych, przypomina mi się sytuacja z AVS 2019. Odbyłem tam swego czasu jakże przemiłą rozmowę z przedstawicielem Audiomica Research. Zadałem jakieś pytanie dotyczące wtyków, które miały być specjalnie „dofurutechowanymi” wariantami Furutecha, poddawanymi jakimś dodatkowym procesom kriogenicznym. Pytanie brzmiało chyba o to, co robią z wtykami, które zużywają się na demówkach ich kabli. Handlowiec odpowiedział mi czule: „a guzik to pana obchodzi”.

Dowiedziałem się wówczas, że są pytania, których producentom się nie zadaje.

Wtyki zbalansowane Fanatum

Jeszcze inny przedstawiciel handlowy, nie pamiętam już kompletnie jakiej firmy, na pytanie o kable, zaprowadził mnie w ustronne miejsce pokoju hotelowego, aby pokazać mi specjalną ofertę. Tak, wiem jak to brzmi. Pokazał mi chyba jakieś kable za 120 000 zł myśląc, że jestem zainteresowany ich kupnem. Nawet dostałem wtedy jakąś zniżkę (jak miło!). Niemniej czułem się trochę nieswojo.

Dowiedziałem się wówczas, że są handlowcy, dla których każde miejsce i każda okazja są dobre, aby coś spróbować wcisnąć.

Dziś natomiast, parę ładnych lat później, bez żadnych szamańskich rytuałów i zaciągania ludzi na stronę, dowiedziałem się jeszcze jednej rzeczy. Test nie wykazał żadnego przełożenia wtyków na dźwięk słyszalny w słuchawkach. Zastosowanie zwykłego, ale dobrego, wtyku niklowanego kontra drogiego Furutecha, nie dało na wykresach nic. I ten „uszamaniony” Furutech też by nie dał nic.

Część kabli miała poza tym wtyki złocone, jeszcze inna XLR-y, ale nawet zastosowanie przejściówki nie dało żadnego efektu w dźwięku. Po raz kolejny można odtrąbić audiofilskie zero zmian.

Pozwolę sobie jednak na uwagę praktyczną w tym miejscu. Najlepiej sprawdziły mi się na osi czasu wtyki niklowane – okazały się być najtrwalszymi i jednocześnie najłatwiejszymi w lutowaniu. Przykładów trwałości nie trzeba zresztą daleko szukać. Wystarczy rzucić okiem na stare AKG, np. K240 Sextett. Na swojej parze celowo zostawiałem fabryczny wtyk, choć słuchawkom wybije niedługo 50-tka. Tak bardzo są to trwałe wtyki.

 

Podsumowanie

No i cóż mogę powiedzieć? Okazuje się, że wystarczył jeden porządny test, aby cały sens istnienia segmentdrogich kabli audiofilskich legł w gruzach.

Tenże test wykazał obiektywnie, że taką samą jakość dźwięku, jak w kablach audiofilskich z krocie, dostaniemy w dobrze zrobionym kablu za 350 zł. Niepotrzebne są zaklęcia, szamańskie obrzędy, węże ogrodowe, techniki wielożyłowego zaplatania, rodowane wtyki, rasowe przewodniki. Tak samo cyna z domieszką naszego królewskiego srebra zrabowanego przez Szwedów.

Zaskoczony jestem najbardziej Tonalium. Na jego tle każdy kabel w tym teście był wykonany niczym niedościgniony hi-end, również na polu ergonomii, a kosztował mniej. Doprawdy nie dziwię się, że powstał tylko jeden egzemplarz, choć dziwię się, że zdecydowano się na jego sprzedanie za takie pieniądze.

Jeśli drogie audiofilskie kable nic nie dają, a tylko pogarszają ergonomię i są awaryjne, ich miejsce jest w śmietniku. Jeśli nie wiadomo kto je produkuje, z czego oraz kto i gdzie je sprzedaje, w ogóle powinna zapalić się czerwona lampka. Tak samo brak zwrotu – zwłaszcza przy standaryzacji opcji i braku znamion produktu unikatowego, to znak ostrzegawczy. Dlatego znacznie lepsze jest kupienie czegoś rozsądnego cenowo i – jeśli rzeczywiście ma to być super – zrobionego nie przez audiofila, tylko prawdziwego pasjonata. Taki zakup będzie i dla niego samego wyróżnieniem za swoją pracę, wiedzę i czas. Chociażby ja sam tak traktuję każde zamówienie kabelka ze znaczkiem „Audiofanatyk”. Jest to nie tylko cegiełka na rozbudowę tego miejsca. To także okazja do zaoferowania przeze mnie w zamian czegoś dobrego i praktycznego. Z gwarancją, zwrotem, specyfikacją, deklaracjami, a teraz również realnymi pomiarami. Jak widać, da się bez problemu.

Natomiast jeśli chcecie polepszyć walory soniczne swoich słuchawek, bardzo drogi kabel „audiofilski” da Wam dokładnie tyle, co „zwykły” dobry kabel za sensowne pieniądze. Czyli – w dźwięku – nic. Ale jeśli ktoś chce, niech kupuje. Branża na kimś też przecież musi zarobić.

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

14 komentarzy

  1. Cześć Kuba, powiem krótko, jestem dumny, wiem z jaką ścianą się zderzyłeś, ale na szczęście nie popadłeś w fanatyzm. Kable robisz świetne, uwielbiam to jak wyglądają i cena jak najbardziej odzwierciedla nakład pracy twoich dłoni.
    BTW Lalik powinien flaszkę od ciebie dostać hahaha
    (Jeśli zbyt osobisty komentarz, spokojnie usuwaj, nie obrażę się)

    • Witaj Michale,
      Bardzo się cieszę że napisałeś. I naprawdę dzięki za ciepłe słowa, to bardzo miłe i budujące. Popaść to popadłem w audiofanatyzm – ten zdrowy i szczery, a co do flaszki to będzie trzeba rzeczywiście pomyśleć. Weźmie ją do Ciebie i wypijecie wspólnie moje zdrowie. 😀

      PS. Pamiętaj, kropla drąży skałę. To i ścianę też w końcu wydrąży. 🙂

  2. Ufffff, na szczęście gustuję w kablach tańszych i mimo wszystko słyszę różnicę, nie diametralną ale wystarczającą by zrobić sobie kabelek na własne potrzeby z takiego Sonolene, czy Canare, bądź przerobić Beyery, AT na możliwość zmiany fabrycznego kabla na lepszy, moim zdaniem, mnie się podoba to co robię i może nawet słyszę. Pozdrawiam za wytrwa łość w dążeniu do obalania mitów.

    • Zrobienie kabelka samodzielnie jest Adamie zawsze najlepsze, bo człowiek może nauczyć się wtedy chociażby podstawowych przejść sygnału do słuchawek i wzmacniacza. Sonolene jest niedostępne od lat, a Canare ma bardziej elastyczne alternatywy. Niektórzy – jak Wire Essence – potrafili usuwać z Canare ekran i otulinę, nasuwając na to tylko oplot materiałowy. Ale raczej tylko Ci się wydaje, że słyszysz, jeśli wszystko dobrze polutowałeś. 🙂

      Dzięki i trzymaj się.

  3. Fajny test, ale mam dwa zastrzeżenia.

    Po pierwsze brakuje porównania audiofilskich kabli do tych typowo budżetowych np. typowych chińczyków do 100 zł z aliexpress, czy chociażby fabrycznego okablowania dodawanego do słuchawek HiFiMana, które uważane są za najgorszy paździerz i nadające się jedynie do natychmiastowej wymiany. Skoro w teście wyszło, że kabel nie gra (co zresztą jest oczywiste i było wiadome od dawien dawna), to jestem pewien, że każdy kabel (fabryczny dodawany do słuchawek lub taki za grosze) zagra tak samo dobrze jak Audionum za 350 zł. Tylko wynik byłby taki, że skoro nie słychać różnicy, to po co przepłacać i zakup audiofanatykowych kabli jak i każdych innych nie ma większego sensu, a mam wrażenie że ten test miał poniekąd reklamować sprzedawane przez Pana okablowanie.

    Po drugie skoro w teście pojawiły się kable premium z serii Fanatum, to dlaczego zabrakło w nim takich modeli jak Emmoni, czy Skevoria? Były dostępne przez jakiś czas w Pana sklepie (jak i inne bardzo drogie modele dla zagranicznego klienta na nieistniejącej już anglojęzycznej stronie). Kosztowały grube tysiące – ceny zaczynały się w okolicach 2000 zł. za 1,5 metra, do aż 6200 zł za 3 metrowy wariant. Tylko wtedy taki kabel FAW czy Audeos to jak za półdarmo i wydźwięk tego testu nie pasowałby do narracji: audiofilskie firmy są drogie – złe, Audiofanatyk jest tani – dobry.

    Mimo wszystko trzymam kciuki za dalszy rozwój bloga i życzę wytrwałości w walce z „audio-szurami”.

    • Przecież wyraźnie napisałem że wszystkie grają jak fabryczny. Takowy również znalazł się w teście i jest na wykresie. Wszystko podane jak na talerzu.

      Co do przeszłości, owszem, kiedyś słyszałem różnicę, więc wydawało mi się, że robienie audiofilskiej biżuterii ma wielki sens. Pochłaniało to ogromne ilości czasu z racji w całości ręcznej roboty. Audeos oferuje np. zaplatany identycznie jak Skevoria model Silver 8S w długości 5m za 8899 zł. I to bez personalizowanych wtyków w drewnie. Logicznym więc jest, że przy tak wielkim nakładzie pracy koszt będzie wysoki.

      Pozdrawiam serdecznie.

  4. Pozwolę sobie zacytować zaledwie jeden z kilkudziesięciu podobnych wpisów autora dotyczących okablowania.
    Cytuję(pisownia oryginalna):
    „Sama zmiana kabla na lepszy gatunkowo przewodnik wpływa pozytywnie na dźwięk”.
    To się chyba nazywa samozaoranie.

    • Nie. To się nazywa nie bycie krową. Bo tylko krowa nie zmienia poglądów. 🙂

    • Powiedziałbym bardziej autosugestii i psychoakustyki, a na czym opiera się właściwie cała branża audiofilska. Mnie ta choroba trzymała dość długo – jak widać po przytoczonym cytacie z recenzji z 2016 roku. Na szczęście po latach robienia pomiarów mam to już za sobą. 🙂

  5. Ja tam nie wiem, co się zadziało, że tyle lat Pan słyszał, a ostatnio nie. Mi to wygląda na wyparcie.

    • No te „ostatnio” to tak już trwa ładnych parę lat i zaczęło się jeszcze na nieistniejącym już Forum AF 😀 . Ale jestem niesamowicie wdzięczny za tamte wypowiedzi i dyskusje, bo gdyby nie one, nie byłoby impulsu i determinacji, by się wreszcie zacząć w tym kierunku kształcić.

  6. dwie kwestie nie dają mi spokoju.
    Pierwsza. Skoro już Pan nie słyszy różnicy w brzmieniu kabli, to jak Pan zamierza prowadzić dalej bloga o tematyce audio i dźwięku bądź co bądź? A przede wszystkim dla kogo?
    I druga. Jak Pan się w tym odnajduje jako producent okablowania? Przecież świetne (użytkowo) kable, to za stówkę, można na popularnych portalach kupić.

    • Stwierdzenie braku obiektywnego wpływu kabli na dźwięk nie rodzi żadnych negatywnych konsekwencji wobec prowadzenia bloga o audio i dźwięku. Jest wręcz przeciwnie. 🙂

      Natomiast co do drugiej kwestii, też nie widzę tu problemu. Dostaje pan polski kabel, z polską gwarancją, wykonany ręcznie przez prawdziwego pasjonata prowadzącego działalność i płacącego polskie podatki, które w Chinach nie obowiązują. Wiadomo co siedzi w środku, jest to dokładnie pomierzone i przetestowane we własnym studiu, na własnej aparaturze, słuchawkach i realnych scenariuszach użytkowych. Jest to dodatkowa forma wsparcia działalności bloga i cegiełka na jego rozwój, gdzie w przeciwieństwie do klasycznej donacji, w zamian otrzymuje się porządny i sprawdzony produkt.

      Myślę, że to całkiem dobry deal. 🙂

      Oczywiście jeśli ktoś pragnie wspierać mimo wszystko gospodarkę Chin lub po prostu nie stać go na zakup – nie ma sprawy. Na tym polegają zasady wolnego rynku i swobody gospodarczej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Logo Audiofanatyk M
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na mój blog i pomoc w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.