Do tej pory nie miałem styczności z jakąkolwiek konstrukcją tego świeżego dosyć producenta z Włoch. Włosi kojarzą się nam zresztą głównie z pizzą, makaronami i sportowymi samochodami, rzadko kiedy ze sprzętem audio, choć jest spore nawet grono marek mających tam korzenie, czy też ogólnie fabryki. Jedną z nich jest właśnie Pathos, którego premierowy układ mój blog gościć będzie pod postacią wzmacniacza pół-zbalansowanego, że tak powiem. Ale grającego tak dobrze, że nawet brak wyjścia XLR będziemy myślę w stanie mu wybaczyć.
Dane techniczne
- Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 80 kHz
- THD: <0.1%
- Impedancja wyjściowa: 0,5 Ohm
- Maksymalny poziom wyjściowy: 7 V RMS
- Wymiary: 260 × 200 × 90 mm
- Pobór mocy: 30 W
- Waga: 3 kg
Wyjście słuchawkowe
- 6.3 mm
– Moc dla 32 Ohm: 3600 mW
Zawartość opakowania
- wzmacniacz Pathos Aurium
- kabel zasilający
- zasilacz sieciowy
- instrukcja obsługi
Jakość wykonania i konstrukcja
Naturalnie kwestie wizualne są pomijalne, subiektywne i mało znaczące – przynajmniej dla pewnej części osób – ale muszę przyznać, że projekt Pathosa do mnie osobiście przemawia. Na dużą pochwałę zasługuje natomiast jakość wykonania – solidne materiały, pełny metal, matowe wykończenie, srebrne akcenty przy cokołach lampowych, unikalny dosyć potencjometr. Naprawdę schludnie to wygląda. Jedynie na tylnej ściance obudowy może być widać ślady naszych palców z racji połyskliwej powierzchni. Sama obudowa jednak bardzo opornie się palcuje i co do jakości wykonana jest precyzyjnie i nienagannie.
Na początku na pewno trzeba będzie się przyzwyczaić do zachowania się Pathosa w zakresie włączenia i wyłączenia, a w szczególności wejść audio. Można je bowiem zmieniać jeszcze przed załączeniem zasilania. Podczas pracy, a także poza nią, wejścia symbolizowane są przez niebieską, stonowaną diodę o bardzo długim kształcie. Pali się ona zawsze, wystarczy że sprzęt jest podłączony do prądu. Dzieje się tak dlatego, że Aurium pracuje jako aktywna przelotka sygnałowa lub rozdzielacz. Przekazuje sygnał płynący z jednego z wybranych wejść na oba wyjścia XLR/RCA jednocześnie.
Głównego wyłącznika też nie ma. Mamy tylko dwa przyciski do użytku na przednim panelu i są to wyłącznik „miękki” (Soft Power ON/OFF) oraz właśnie przełącznik źródła. Możliwe, że zachowanie się Pathosa będzie inne po podłączeniu go do innego segmentu tego producenta poprzez złącze Remote. Zakładałbym tu automatyczną aktywację np. wraz z DACiem, którego producent także ma w zestawie i to jako segment względem Aurium dedykowany.
Na pewno problemem na początku będzie poprawna identyfikacja wszystkich elementów, ponieważ producent, zapewne ze względów estetycznych, zdecydował się nie umieszczać na Aurium żadnych etykiet frontowych. Zapamiętać należy więc, że numeracja źródeł 1-2-3-4 ma miejsce w dokładnie takiej kolejności od lewej diody do prawej, zaś w ramach przycisków: lewy jest owym miękkim wyłącznikiem, prawy zmienia źródło dźwięku. Na pochwałę zasługuje oryginalny i precyzyjny regulator głośności. Gniazdem słuchawkowym jest natomiast pojedyncze wyjście typu single-ended.
Rarytasy dwa znajdują się z kolei z tyłu urządzenia. I nie mówię tu o solidnym pakiecie wejść i wyjść, w tym zbalansowanych, które stawiają wspomniane wyjście SE z przodu obudowy w dziwnej pozycji czegoś, co winne mieć również zbalansowanego kompana w postaci wyjścia słuchawkowego XLR 4-pin (inaczej następuje symetryzacja i prawdopodobnie tak właśnie działa Aurium). Mówię o dwóch pokrętłach, z których jedno zapewnia płynną regulację balansu, a drugie wzmocnienia. Nie ma tu żadnych przeskoków. Wszystko możemy regulować w sposób dowolny, taki jak nam pasuje. To rzadka opcja we wzmacniaczach i należy się Pathosowi za to mocna pochwała.
Gain da się jeszcze zrozumieć, ale być może ktoś zapyta „a po co mnie tu jakieś regulacje balansów?”. Ano po to, że jeśli sprzęt źródłowy (DAC) nie ma możliwości takiej regulacji, przy problemie np. słuchawek z kablem jednostronnym, często mających przesilenie lewego kanału ponad drugim (jeśli to z lewej strony wychodzi kabel sygnałowy), pozostaniemy z niczym. Pathos rozwiązuje ten problem uniezależniając nas od tego jaki DAC zostanie wybrany i czy PC w ogóle będzie uczestniczył w odtwarzaniu, czy też nie. Przy słuchawkach o kablach symetrycznych wciąż może się to przydać (słabszy driver na stronę, nieszczelności padów), ale będzie to czynił znacznie rzadziej. Niemniej wciąż jest to dla mnie spory plus, dający dużą niezależność i zabezpieczenie na naprawdę różne scenariusze. Również takie, w których jedna z lamp zaczynałaby dokonywać żywota.
Na górnej pokrywie znajdują się dwa otwory z wystającymi z nich lampami Electro-Harmonixa 6922EH. Zabezpieczono je trzema blaszkami pozwalającymi ograniczyć kontakt do pewnego stopnia, ale w żaden sposób nie blokując ich ewentualnej wymiany. Nafaszerowano za to sprzęt otworami wentylacyjnymi, które skutecznie radzą sobie z odprowadzanym w dużej ilości ciepłem. Co ciekawe, Aurium grzeje się mniej niż Audio-GD HE-9, mimo zastosowania technologii hybrydowej, a nie zwykłych tranzystorów. Należy podkreślić też, że wzmacniacz pracuje w czystej klasie A (zero-feedback).
Ogólnie z użytkowaniem Aurium nie miałem najmniejszych problemów, a sam sprzęt posiada szereg zabezpieczeń dla naszych słuchawek. Teoretycznie jedynym zastrzeżeniem jest, aby DAC posiadał względem niego regulację głośności po XLR, ponieważ zdarzyło mi się z Aune S6 usłyszeć clipping przy 100% głośności źródła. Przy 50% było natomiast perfekcyjnie, a wciąż dostatecznie głośno.
Po RCA problemu nie stwierdziłem. Okazało się jednak, że to właśnie w tym momencie przydaje się przełącznik na spodzie urządzenia – to tłumik -6 dB korespondujący z każdym wejściem Pathosa. Jeden przełącznik na jedno wejście. Producent przewidział więc taką sytuację jak moja i pozwolił na dostrojenie Pathosa również i pod sygnał wejściowy. Po jego włączeniu problem ustał, ale i bez tego nie było z urządzeniem żadnych czkawek, problemów, kwestii termalnych czy nieoczekiwanych zachowań.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.
Rolę punktu odniesienia pełniły słuchawki takie jak:
- AKG K270 Studio (EP)
- AKG K340 ES-D
- AKG K1000 (LP) (optymalizowane akustycznie)
- Audeze LCD-2F (wersja Rosewood, zaktualizowane do wersji 2018, pady Dekoni Elite Sheepskin)
- Audeze LCD-XC Creator Edition
- HiFiMAN HE-6/LFF (z adapterami pod kable Audeze)
- Sennheiser HD800 (8-żyłowa miedź OCC 7n)
W zakresie źródeł dźwięku i ogólnie sprzętu jakkolwiek porównawczego, wystąpiły następujące urządzenia:
- Audio-GD HE-9 (wzmacniacz BAL)
- Aune S6 (integra słuchawkowa SE/BAL)
- Aune S7 (wzmacniacz BAL)
- Burson Conductor V2+ (integra słuchawkowa – tylko single-ended)
- Yamaha M-35 (końcówka mocy stereo przystosowana do pracy z K1000)
Urządzenie posiadało nieznany mi przebieg, ale w przeciągu pierwszych standardowych 48 godzin nie wykryłem zmian w jego dźwięku.
Jakość dźwięku
Od samego początku odsłuchów Aurium miałem wrażenie na wielu moich słuchawkach, że wzmacniacz ten dodaje od siebie w zakresie basu. I faktycznie, HD800, LCD-XC, nawet K1000, wszystkie jak jeden mąż reagują żywszą linią basową. Czuć różnicę między Aurium a S7. Również i Conductorem, nawet jeśli nie jest aż tak duża, jak można byłoby przypuszczać. Niemniej pojawia się dodatkowa wibracja na basie, jest koloryt oraz nasycenie w dobrym stylu.
Przykładowo to, co słyszałem w Eyes to The Height u James’a Murray’a w albumie o tym samym tytule, było na LCD-XC naprawdę wciągające. Linia basowa była mocna, ale potrafiąca pięknie się wygasić, wycofać w porę, zostawiając wrażenie pulsacji, swego rodzaju echa basowego, podmuch, monumentalność. Przypominają mi się czasy moich starych LCD-3, przed którymi człowiek klękał z podziwu nad basem. Aby osiągnąć takie efekty, choć są one w dużej części wizytówką własną tego urządzenia na swój sposób, należy postarać się o dobranie odpowiedniego partnera dla Pathosa. Jest to bardzo ważne, aby móc w pełni dostrzec i docenić jego walory. Aczkolwiek nie jest to też moim zdaniem zadanie aż tak trudne do wykonania. Wręcz przeciwnie – dogadanie się z różnorodnym sprzętem źródłowym nie nastręcza temu układowi większych trudności.
Walory basowe Pathosa, jego zachowanie się, kultura pracy, możliwości, wszystko to oceniam więc jednoznacznie pozytywnie i może też trochę zaskakująco, ponieważ nie spodziewałem się otrzymać tego w aż tak kompleksowym wydaniu. Już w tym momencie doświadczam zdaje się zalet postawienia na konstrukcję hybrydową.
Idźmy jednak dalej – do średnicy. Tutaj również czuję się jak w domu. Głębia i nasycenie – tak można opisać brzmienie średnicy serwowanej przez Pathosa. Dźwięk jest od nas nieco oddalony, ale nie wycofany, a rozmieszczony po prostu planarnie, wieloetapowo na osi przód-tył. Niczym postawione na sztorc kostki domina, które nie stykają się ze sobą, a my widzimy je wszystkie i dokładnie jesteśmy w stanie zidentyfikować to, co dzieje się przed nami, na której pozycji, o jakim symbolu. Jest przestronnie, z należytą przestrzenią między źródłami pozornymi. Jednocześnie wokal nigdzie nam nie ucieka, trzyma się tego punktu optymalnego, który definiuje co jest dobrze stworzonym środkiem z przestrzenią, a co jedynie wycofaniem, by taki efekt osiągnąć.
Przy tym wszystkim Pathos jak pisałem nasyca dźwięki środka, czyniąc wspomniane kostki domina nie lekkimi i plastikowymi, ale jakby aluminiowymi i mającymi swoją wagę z tego tytułu. Nie fundament, ponieważ nie tylko dolna część jest metalowa, ale całość, równomiernie i w każdej kostce identycznie. Tak właśnie wyobrażam sobie konstrukcję średnicy za każdym razem, gdy słucham na Aurium muzyki. Można to wyczuć zarówno na słuchawkach o rozbudowanych planach scenicznych na środku (HD800, LCD-2), jak i tych, które z bliską średnicą są na „ty” (LCD-XC, K270 S, K1000).
Sopran jest prezentowany w sposób wysoce kompetentny i mieszający ze sobą z reguły płynność i miękkość z detalicznością i możliwością rozkoszowania się górą bez efektu zwinięcia czy nadmiernego wygładzenia. Utrzymuje przy tym tylko subtelne zmiękczenie na najwyższych oktawach i tym samym należytą czystość. Żadnego negatywnego efektu chropowatości czy przesadnej analogowości, tudzież nadmiernej plastyczności tu nie doświadczyłem. A brak takich ujm w dźwięku wszelakich hybryd bardzo wysoko sobie cenię.
Oczywiście podkreśleniu należy poddać fakt, że mimo wszystko Pathos nie czyni sopranu przesadnie miękkim. Nie mamy tu tego typowego, stereotypowego wręcz wyobrażenia na temat lamp, że to ciepły miód i słodkość aż do zemdlenia. Właśnie tu kluczową rolę odgrywa konstrukcja hybrydowa, mieszająca w sobie ten słodkawy powab lampowości z konkretnym i dokładnym stylem tranzystora. Jakby umysł ścisły współpracował tu z humanistycznym w pełnej harmonii, jak dwóch dobrych przyjaciół. Wzajemnie sobie potrzebnych, wzajemnie się wspierających, wzajemnie sobie nie przeszkadzających. Jeśli doliczymy do tego należytą czystość i rozdzielczość, to tak naprawdę będzie to trzeci punkt programu, w którym nie mam się jak i do czego przyczepić. Po prostu nie mam. Nie tylko nie słyszę nic, co przekreślałoby ten sprzęt, ale też nic co mogłoby w ogóle być uznane za ujmę. W tym momencie powtarza się jakby scenariusz z Conductora, który także powodował u mnie brak jakichkolwiek uwag.
A skoro już o tym mówimy, gwoździem programu niech będzie scena. Ta uderzyła mnie – po raz czwarty w tym urządzeniu – zadziwiającym podobieństwem do rzeczonego Conductora, a więc rozbudowaną głębią i jednocześnie trochę mniejszym wychyleniem na boki, przez co ma się wrażenie dużej sferyczności i równości każdej z osi. Aczkolwiek można to wrażenie do pewnego stopnia kształtować torem. Z neutralnym DACiem Conductora tak właśnie było, ale już z np. Aune S6 oś przód-tył była krótsza, a scena na boki ogólnie szersza. Czyli zgodnie z tym jak gra ten układ. Pathos wciąż przekazywał wiele ze swojego własnego stylu grania, ale przebił na ogólnej transparentności i wrażliwości na tor prawie 2x droższego Audio-GD HE-9. Jednym słowem przekazuje tonalność źródła, na które potem nakłada własny charakter, ale pozwala na czytelne odróżnienie jednego od drugiego.
Przy tej okazji na pewno zrodzą się pytania o to, czy warto lecieć z nim w tor stricte zbalansowany. W przypadku S6 porównywałem go po XLR oraz RCA i okazywało się, że na XLRach była trochę lepsza scena i separacja, zgodnie z planem zresztą. Holografia własna Aurium stoi na bardzo dobrym poziomie, toteż urządzenie od razu na to zareagowało in plus, ale fakt faktem wydawało mi się, że to raczej taka troszkę „tajna broń” S6, pozwalająca się nieco podratować w sytuacji bycia urządzeniem niższej klasy. Conductor bowiem po zwykłym tylko RCA dał Aurium bardziej przestrzenny dźwięk. Ma to niestety swoje potwierdzenie w cenie tych urządzeń, także klasa DACa też jest ważna i nie możemy jej pomijać lub wręcz negować.
Oczywiście nie znaczy to, że S6 zagrała słabo. Aurium zawsze wyciągnie taki system w górę, po prostu należy mieć świadomość, że da się wykręcić z tego jeszcze więcej na lepszym sprzęcie źródłowym i wzmacniacz nie jest i nie będzie tu wąskim gardłem. To klasa Bursona, bez dwóch zdań. Sugerowałbym zatem najpierw dobranie maksymalnie klasowego DACa, na jaki nas stać, a dopiero potem ew. branie pod uwagę balansu jako dodatkowego czynnika jeszcze bardziej rozwojowego dla całego systemu. Więcej da nam lepszy DAC po RCA bowiem, niż gorszy po XLR.
Taka kolejność jest narzucana też trochę przez desymetryzującą topologię Aurium. Bo i nawet przy wprowadzeniu tam sygnału BAL, wyjście słuchawkowe Aurium zbalansowane i tak nie jest. W efekcie wybór czegoś niezbalansowanego nie będzie co do zasady błędem i np. wybór takiego DACa-80, który przecież jest tylko na RCA i za wyraźnie mniej niż sam wzmacniacz, będzie tu decyzją w moim odczuciu bardzo dobrą, zwłaszcza ekonomicznie. Pozwoli to zbudować bardzo dobrze brzmiący tor o dużej przyjemności i przy relatywnie małej kwocie całościowej, jaką przyjdzie nam na niego przeznaczyć. Zrównamy się wtedy co prawda kosztem z Conductorem V2+, ale z absolutnie nie gorszym niż on efektem końcowym, zyskując po drodze jeszcze parę dodatkowych rzeczy, większe możliwości przyłączeniowe i regulację gainu oraz balansu.
Z Aune S6 mam mimo wszystko przekonanie, że też jeszcze nie udało mi się osiągnąć w tej recenzji maksimum potencjału. Wynika to z kilku czynników. Po pierwsze, S6 może teoretycznie zagrać troszkę lepiej scenicznie, gdy dopasujemy jej odpowiednie sterowniki USB od XMOSa. Czyli taki sposób połączenia byłby tu wtedy preferowany. Po drugie, w przypadku złącz XLR, których użycie także jest tu jak najbardziej wskazane, czy wręcz wymagane, uważam, iż z posiadanych przeze mnie kabli XLR można jeszcze wyciągnąć trochę potencjału i zamiast używać cudzej konfekcji, musiałbym przysiąść nad własnym okablowaniem i sprawdzić wszystko własnoręcznie, co do rzeczonego potencjału.
Jak więc widać po powyższych opisach, Pathos Aurium zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Nawet więcej niż bardzo dobre – wręcz wybitne, fantastyczne, a już definitywnie niezapomniane. Wreszcie udało się znaleźć jakkolwiek sensowną alternatywę dla Bursona, choć bardziej w wersji bez plusa, a wraz z dobrym i w miarę tanim DACiem – w cenie przynajmniej wersji z plusem lub trochę od biedy ponad nią. Naturalnie nie sprowadza się to tylko do sporu między Bursonem a Pathosem, zwłaszcza że temu drugiemu do życia potrzebny jest inny DAC jak pisałem (ich Converto to już wydatek dodatkowych 7 tysięcy), ale fakt faktem z racji dużych analogii brzmieniowych są to dwa bardzo dobre urządzenia, między którymi wybór będzie bardzo ciężki dla przyszłego nabywcy. Ale też obojętnie z czym by nie został lub nie wyszedł ze sklepu, powinien być zadowolony.
Aurium jest układem grającym w bardzo podobny do niego sposób, a więc na dużą organiczność, substancję, a jednocześnie bardzo kompetentnie realizowaną scenę we wszystkich kierunkach. I przyznaję z ręką na sercu, że gdybym nie miał V2+, a zwykłego V2, już bym się zastanawiał nad zmianą. W sytuacji gdy mamy już dobrego DACa, np. DACa-80 czy coś od Hegla, nasz dylemat staje się znacznie prostszy. Gdy mamy mało miejsca i interesuje nas jak najmniejsza ilość elementów toru lub ich zwarta konstrukcja – już mniej.
Cały czas bardzo brakuje mi wyjścia zbalansowanego z samego wzmacniacza, co powoduje, że owszem, sygnał jest w stanie przyjąć zbalansowany, ale wypuścić może go już tylko w formie niesymetrycznej. Przy kwocie 5 500 zł można oczekiwać troszkę więcej w tym zakresie, zwłaszcza że mówimy o samym wzmacniaczu. Z drugiej strony Copland czy Burson nie mają wyjścia zbalansowanego, a czują się z tym znakomicie i kosztują odpowiednio 8500 i 7400 zł. Ponad wszystkim jednak warto się zastanowić dlaczego producenci ci zdecydowali się zrobić swoje produkty w całości jako single-ended. Być może chodzi tylko o moc, być może o jakieś kwestie techniczne, kto wie.
Brzmieniowo jednak Pathos wyczerpuje wszelkie moje oczekiwania, grając „jak Conductor” z dużym basem i dodatkowym pociepleniem. To najprostsza charakterystyka stylu grania Pathosa. Przesunięte na ciepłotę strojenie z organicznością, zoptymalizowaną kierunkowo sceną oraz podkreślonym basem, takie LCD-4z pośród wzmacniaczy. Mieszanka naprawdę wciągająca, eufoniczna, dająca multum frajdy i zgrywająca się praktycznie ze wszystkim, czym w Pathosa rzuciłem.
+ Audeze LCD-2 (Dekoni)
Z dodatkowymi padami Elite Sheepskin od Dekoni zagrały mi na aksamitną, płynną muzykalność z dobrą głębią. Nie jest to duża różnica, ale daje się ją odczuć. Istnienie tychże zmian udowadniają także pomiary akustyczne na obu typach nauszników. Cechy te powiększają się na Pathosie, gdzie wykorzystywany jest też dodatkowy bas, aby wzmocnić i tak już wzmacnianą linię basową przez nauszniki od Dekoni, zwiększające przede wszystkim zejście na plus.
Słuchawki preferuję co prawda z bardziej technicznymi torami, jaśniejszymi, które ciągną je teraz ku powierzchni, ale trzeba przyznać, że Pathos pielęgnuje ich charakter, pozwala zanurzyć się jeszcze troszkę głębiej w ich muzykalność, przypominając mi troszkę to, co notowałem na LCD-4, czy nawet LCD-3. Z wersją zwykłą LCD-2, tj. na padach fabrycznych, to połączenie jest świetne. Na Dekoni jest natomiast po prostu bardziej kameralnie, jest klimat, jest smak, jest muzyka. Ten przekaz ma sam w sobie dużo plusów i nie jest o nim tak łatwo zapomnieć. Wpaja się w słuchacza i to też największa zaleta, magia tego systemu. Nawet jeśli z reguły preferujemy coś jaśniejszego.
+ AKG K1000
Mocarne K1000 o dziwo idą z Pathosa bez problemu, a dodatkowy bas to cudowny balsam na te słuchawki i rzecz, z której bezwzględnie korzystają jak tylko mogą. Nie jest to różnica dnia i nocy względem Conductora, ale jest to wyczuwalne na tyle, aby stać się realną alternatywą dla mojej Yamahy M35.
Jednocześnie linia basowa nie jest aż tak dokładna jak w HE-9 i z tym trzeba się troszkę liczyć. Środek z przestrzennością i przestronnością to także rzecz, z której K1000 czerpią garściami, a na co już z kolei Yamaha mocno nie stawia. Wszystko przez to, że ich średnica jest przybliżona już w standardzie, stąd notowałem z nimi gorsze efekty na bardziej średnicowym Coplandzie DAC215 i ostatecznie wolałem grającego bardzo podobnie do Aurium Conductora. Powiedzieć, że dlatego się na niego swego czasu zdecydowałem może zabrzmieć jak decyzja po testach porównawczych, ale nic z tych rzeczy. Chronologia wydarzeń jest tu w pełni zachowana. Sopran – tak samo, lekkie zmiękczenie jest tu jak najbardziej na plus. Do tego scena, która nie przeszkadza, tylko rozszerza na tyle, na ile może przekaz K1000 na głębokość, nie na szerokość, której mają pod dostatkiem zazwyczaj. Całościowo było to moim zdaniem bardzo udane połączenie, wręcz zaskakująco udane.
+ Sennheiser HD800
Dodatkowy bas pozwala uzyskać 800-tkom go w stylu HD800S, a do tego zachowanie świetnej sceny. Gładkość góry pomagająca lepiej wytrzymać ich 6 kHz wybicie. Tak można skrótowo opisać to połączenie.
Średnica nie jest może przybliżona do nas tak, jak byśmy sobie tego życzyli, ale w zamian nie ma problemów z aspektami scenicznymi i klarownością przestrzenną jako taką. Również nie było to wg mnie złe połączenie i można je śmiało zarekomendować osobom, które lubią mieć na nich nieco bardziej miękko, ale z basem i zachowaną sceną, bez jednoczesnego wchodzenia w rozwiązania stricte korekcyjne, czy też „stereotypową” lampę.
+ Audeze LCD-XC
Góra także i tu jest strojona korzystnie, tak samo scena, z której w każdym takim systemie XC będą czerpały garściami z tytułu powiększonej głębi, zwłaszcza na lepszym kablu. Bas natomiast to już kwestia de gustibus, bowiem XC nigdy nie miały z nim problemu, zwłaszcza przy starszych swoich rewizjach, ale przyznam, że mi absolutnie nic się w uszach basowo nie przelewało.
Wszystko było jak najbardziej w porządku, bez przesadyzmu, mocno, ale w tym bardziej muzykalnym wydaniu, a nie byle tylko prężyć muskuły nie wiadomo po co. Średnica także jest odsuwana od nas, aby miała więcej miejsca. To duża zaleta Pathosa, który można powiedzieć pasuje do XC jak ulał (także wizualnie). Na tej parze czułem się bardzo dobrze, choć zmiany nie kwalifikują się jeszcze skalą na okrzyknięcie Aurium wzmacniaczem korekcyjnym. Na pewno jednak jest bardzo dobrze dopasowanym układem do tego modelu, mimo że XC nie potrzebują aż takich pokładów mocy.
I tu dochodzimy do jedynych sytuacji, w których Pathos Aurium może mieć jakiekolwiek ujmy całościowe. Jeśli wspominam o XC, od razu stoją mi za nimi z tyłu głowy TH900. Ich bas jest mocniejszy niż w XC, a średnica bardziej wycofana. Generalnie jest to coś pasującego pod zarówno Conductora, jak i Aurium. Wzmocnienia najniższych częstotliwości te słuchawki na pewno nie potrzebują, tak samo głębi sceny wynikającej w ich przypadku z oddalenia średnicy. Może więc będzie to zaskoczeniem, ale widziałbym tu już szarpnięcie się na Coplanda DAC215, który świetnie poradzi sobie z korekcją dystansu średnicy. Co oczywiście nie oznacza, że Aurium jakkolwiek skapituluje. Po prostu trzeba mieć na względzie, że jeśli nie przepada się za brzmieniem TH900, ale też i np. Dharm D1000, Aurium nie będzie segmentem wobec tego stanu rzeczy korekcyjnym. Poniekąd też i K340. Są to jednak jedyne przypadki w których miałbym jakiekolwiek znaki zapytania względem urządzenia od Pathosa co do efektu końcowego. We wszystkich innych scenariuszach sprzęt ten zdaje mi wszystkie egzaminy i zostawia po sobie kapitalne wrażenia odsłuchowe, więc nie zamierzam psuć ich pojedynczymi słuchawkami o mniej lub bardziej specyficznym strojeniu. Zresztą i tak nie da się przecież zadowolić każdego i jeśli Pathos miałby zagrać i z takimi cudami dobrze, to zgrałby całościowo po prostu byle jak.
A tak jest to konstrukcja hybrydowa stworzona z głową, zamysłem i dużą wiedzą nt. tego, co się robi, co za co odpowiada i dlaczego powinno być tak zrobione, a nie inaczej. Jest to też typ urządzenia, które perfekcyjnie wplata się w mój gust, dając dźwięk wciągający, urokliwy, ale w żadnym razie przekoloryzowany lub faworyzujący tylko określony sprzęt, zwłaszcza biorąc pod uwagę możliwości manipulowania torem. Nie zadowoli fana płaskich jak deska klocków, ale tak samo taki płaski klocek odrzuci od siebie sporo osób, zadających sobie pytanie: „a gdzie w tym wszystkim jest muzyka”. Dlatego to właśnie do Pathosa w tej recenzji ostanie słowo, nadanie muzyce smaku i wyrazu, pokazanie jak w ogóle potrafi ona zabrzmieć. Oczywiście zaraz obudzą się głosy mówiące o tym, że „prawdziwa muzyka to tylko na żywo, jak idzie się do opery albo klubu jazzowego” itd. Ale jednak w domu sprzęt odsłuchowy posiadają. Taka hipokryzja potrafi więc być drażniąca, zwłaszcza dla fanów słuchawek czy kolumn spotykających się notorycznie z krytyką wyrażaną przez takie osoby, ale nawet jeśli przez takie głosy zalęgnie się komuś z tyłu głowy myśl, że wszak odsłuch w domu to tylko symulacja, to jednak takie urządzenia jak Pathos, w koniunkcji z dobrymi słuchawkami, czyni owe symulacje bardziej żywymi, realnymi, a przede wszystkim mocniej nacechowanymi emocjami, o które przecież zawsze powinno chodzić.
Tego naturalnie sam szukam w muzyce, dlatego posiadam kilka różnie grających par słuchawek, ale przede wszystkim minimum dwa tory, z których jeden skonfigurowany jest na wysoką neutralność, a drugi utrzymany w tonacji właśnie takiej, jaką prezentuje Aurium – dorzucenia głębi, organiczności, płynności, ale bez negowania kompetencji technicznych i trzymania się w ramach umownego marginesu co do koloryzacji. Tak, aby preferencje własne nie były tu elementem dominującym, a jedynie ubarwiającym na konkretny obraz dźwiękowy.
Kwestią zasadniczą stają się jednak proporcje. Uważam, że tor kolorujący ma w sobie potencjał, a raczej margines, na to, aby stać się jeszcze bardziej kolorującym rzeczywistość, dającym jeszcze więcej przyjemności, ale bez konsekwencji, a nawet z korzyścią, dla ewentualnych recenzji. A jeśli nawet nie dla nich, to dla mnie osobiście. Tu właśnie pojawia się taki sprzęt jak Pathos. Używany przeze mnie Conductor V2+ jest świetnym sprzętem i okrzyknąłem go mianem osobistego „endgame” w 2016 roku, ale nie znaczy to, że nie można zrobić tego samego co on lepiej, czy po prostu inaczej. Aurium robi to. I może robić tym bardziej bezkarnie, że egzystować mógłby praktycznie przy drugim torze neutralnym, nawet z tego samego DACa. I robić to za prawie 2000 zł mniej niż Burson, jeśli porównywać ceny nowych urządzeń. Pisałem wcześniej, że taki sprzęt jak Aurium widziałbym u siebie i ratuje mnie właśnie to, że posiadam Bursona. Co by było, gdybym nie posiadał? Prawdopodobnie już czekałbym z niecierpliwością na kuriera.
Aurium słuchałem jeszcze długo po tym, jak miałem napisaną recenzję, ale jeszcze nieopublikowaną. Bardzo mi się spodobał, zarówno brzmieniowo, jak i w dużej mierze użytkowo. Wystarczyło że wspomniałem o nim na naszym forumowym czacie, aby jeden z użytkowników następnego dnia przejechał się na odsłuchy do salonu i wrócił ze swoim własnym egzemplarzem, wtórując moim obserwacjom i wrażeniom (korzysta z LCD-2, testował go również z innymi modelami Audeze). Jak więc widać nie jest to sprzęt chwalony tylko przeze mnie, ale znajdujący swoją drogę także i do innych uszu i gustów.
Podsumowanie
Odkąd nabyłem Bursona Conductor V2+ dokładnie 2 lata temu, nie byłem specjalnie zainteresowany niczym innym, bo i sprzęt ten wyczerpywał wszelakie moje potrzeby. Dopiero Aurium na nowo rozbudził fantazję, wprowadził coś faktycznie nowego, innego, receptę na dźwięk jeszcze bardziej eufoniczny, ale unikający oklepanych schematów.
W moim odczuciu Pathos jest wzmacniaczem, który w zasadzie wyczerpuje moje wymagania brzmieniowe w ramach swojej ceny, a także poza nią. Wszystko czego bym od niego oczekiwał, oferuje. Przyjemność, eufoniczność, głębię, gładkość bez negowania detaliczności czy sceny, należytą szybkość i dynamikę. Skuteczność tranzystora i powab lampowca. Szkoda że bez wyjścia zbalansowanego i jest to jedyna rzecz, która mi tu jakkolwiek doskwiera. Pomijając to, nie mam jednak specjalnie dużo uwag do Aurium i tego co sobą reprezentuje. Jak na sprzęt za 5 500 zł, jest to spory naprawdę wyczyn, zwłaszcza przy mojej okrutnej tendencji do marudzenia i czepiania się szczegółów. A także posiadania jak pisałem Bursona, który do tej pory wyczerpywał, jako integra, temat wzmacniacza i DACa jednocześnie. Aurium czyni to na tylko jednym polu, jako że jest tylko wzmacniaczem, ale wystarczy pomyśleć co mogłoby się dziać przy lepszym DACu, aby nabrać wobec niego dzikiego zainteresowania, jak również ile należałoby wydać, aby poziom ten jakkolwiek przebić.
Jedynymi sytuacjami wymagającymi przynajmniej spokojnego odsłuchu z Pathosem na np. kilku różnych źródłach mogą być słuchawki na planie V, które bardziej chcielibyśmy „dośrednić” i w poważny sposób skorygować. Tu może być już potrzebny sprzęt bardziej specjalistyczny i dopasowany, aniżeli tak uniwersalny jak Aurium.
Z innych uwag wymienić można konieczność przyzwyczajenia się do stale aktywnych wejść zmienialnych nawet w stanie uśpienia. Bardzo dobrym dodatkiem są wejścia zbalansowane i ogólna mnogość RCA, a także możliwość pracy jako bufor hybrydowy. Płynna regulacja balansu i gaina również zasługuje tu na duże wyróżnienie, bowiem nie jest często spotykana mimo szansy bycia takich pokręteł ekstremalnie pomocnymi i nadającymi dużej elastyczności. No i oczywiście spory zapas mocy, który na upartego jest w stanie porozmawiać nawet z K1000, jeśli oczywiście cały tor będzie należytej klasy, włącznie z kablami i adapterem z SE na BAL dla samych słuchawek.
Pathos ma dla mnie osobiście sporo sensu, a i sam nie miałbym naprawdę żadnych oporów przed jego przygarnięciem pod własną strzechę. Na tą chwilę nie uczynię tego tylko z faktu, że posiadam podobnie grającego Conductora, który choć droższy, ma na pokładzie od razu całkiem dobrego DACa. Jeśli kiedykolwiek jednak przyjdą mi do głowy zmiany, Aurium jest u mnie na bardzo krótkiej liście potencjalnego sprzętu na prywatny zakup dla siebie. To świetny i organiczny wzmacniacz, który potrafi tchnąć życie i przyjemność tam, gdzie wszyscy inni ręce opuścili, jednocześnie zachowując świeżość, detaliczność i kompetencje, których stereotypowa lampa nie posiada.
Wzmacniacz Pathos Aurium można nabyć na dzień pisania recenzji w salonach Top HiFi za ok. 5499 zł.
Zalety:
- bardzo solidna obudowa i precyzyjne wykonanie
- włącznik Soft Power ON/OFF umieszczony wygodnie z przodu urządzenia
- zbalansowana wejściowo topologia pracująca w klasie A
- komplet wejść z możliwością sterowania nimi nawet w trybie uśpienia
- duża moc wyjściowa
- solidne rozwiązania termalne
- wygodna i bezpieczna wymiana lamp
- płynnie regulowane gain oraz balans
- możliwość zmniejszenia czułości wejść sygnałowych
- wysoka jakość ogólna dźwięku
- brak szumienia i brumienia
- fantastyczna organiczność i eufoniczność
- bardzo dobra scena z należytą głębokością
- mieszanie klimatu lamp z dokładnością tranzystora
- możliwość napędzenia i wysterowania w zasadzie dowolnych słuchawek dostępnych dziś na rynku
Wady:
- brak wyjścia słuchawkowego na XLR 4-pin, aby do samego końca wykorzystać możliwości tego urządzenia
- tylna płytka bardzo lubi się palcować
- brak opisania diod i przycisków
- do „na w pół uśpionej” warstwy obsługi trzeba będzie się troszkę przyzwyczaić
- osobiście preferowałbym zasilanie zintegrowane zamiast zewnętrznego zasilacza, ale jest to bardziej uwaga aniżeli faktyczna wada
Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Witam, jak wyglada połączenie Audeze LCD xc z wzmacniaczem Pathos Aurium w kwestii ukazania wokali, w szczególności kobiecych? Czy są one namacalne, cieple, żywe?