S2 to kolejna po T1 MK2 i S16 produkcja ze stajni Aune, mająca swoje ogromne aspiracje związane z segmentem niekoniecznie wyższym, ale nadal oferującym swojemu nabywcy jak najwięcej za jak najmniej. Chińczycy mają to do siebie, że konkurują na rynku niesamowicie agresywnie i choć często odbija się to tak na jakości samego urządzenia, jak i na szeroko pojętym wyzysku pracowników, konsument ma szansę nabyć sprzęt niepozbawiony może pewnych wad, ale też ogromu zalet na tle bardziej markowych produktów. Niezwykle miło jest też widzieć, gdy jakieś urządzenie pochodzące od początku do końca z Chin wyłamuje się z ogólnego standardu tzw. „małych chińskich rączek” i prezentuje wysoką klasę tak wykonania, jak i dźwięku. Do takiego właśnie miana aspiruje wzmacniacz słuchawkowy Aune S2, będący nowym wcieleniem projektu Panda AMP.
Słowem wyjaśnienia jeszcze na tym etapie chciałbym się wspomóc. W recenzji przede wszystkim skupiałem się nad w/w urządzeniem, ale do testów podesłany został również przedprodukcyjny egzemplarz S1, który to jest sieciowo-dyskowym odtwarzaczem plików i ma być do S2 segmentem dedykowanym, tu występującym jedynie gościnnie. Nie pochylałem się zatem nad jego zaletami i wadami, ponieważ głównym celem była „es dwójka”, aczkolwiek pozwoliłem sobie zamieścić dosyć obszerne notatki i obserwacje związane z tym jak grają ze sobą oba urządzenia.
Dane techniczne
– typ: dwuwejściowy wzmacniacz słuchawkowy, klasa A
– wejścia: 2x para RCA z selektorem elektronicznym
– wyjścia: 6,3 mm jack stereo
– pasmo przenoszenia: 0-100 kHz (± 0.5 dB)
– maksymalne szczytowe wzmocnienie na wyjściu: 20 V
– impedancja słuchawek: 32-600 Ohm
– waga: ok. 3,5 kg
– rozmiar: 160 x 160 x 48 mm
– kolor: srebrny
W zestawie otrzymujemy:
– wzmacniacz
– dedykowaną jednostkę zasilającą
– kabel zasilający
– przewód tranzytowy na złączu DIN
Nie jestem niestety w stanie potwierdzić sensowności niektórych informacji zawartych w danych technicznych publikowanych przez Aune. Ewidentnie mają oni problemy z poprawnym używaniem angielskich wyrażeń stosowanych przy opisach technicznych, a niektóre dane wprost wyglądają mi na przegięcie. Dlatego od zawsze mówiłem, że na dane tego typu należy patrzeć z przymrużeniem oka.
Jakość wykonania i konstrukcja
Zarówno Aune S2, jak i S1 zbudowane są w oparciu o tą samą aluminiową „ramę”, na którą składa się dwuczęściowy zestaw jednostka główna + zespół zasilający. Całość, jak zresztą nie trudno się domyślić, swoje w tym wszystkim waży (3,5 kg, choć niektóre źródła mówią, że 4), ale zastosowanie osobnych obudów ma jak najbardziej sens od strony konstrukcyjnej.
Przede wszystkim ekranuje oba urządzenia od zakłóceń i śmieci elektronicznych idących z powietrza oraz zasilania. Jest to o tyle ważne, że wiele osób twierdzi wprost iż ogromna część ewentualnego sukcesu bądź porażki płynie właśnie z implementacji sekcji zasilającej, która w S2 jest dosyć rozbudowana. Im poprawniej sekcje są zaprojektowane, z lepszych komponentów, z lepszym ekranowaniem, odsunięciem od głównych elementów urządzenia, tym lepiej, a czasami znacznie wręcz lepiej.
Druga rzecz, to duża powierzchnia oddawania ciepła, ponieważ rolę radiatora przejmuje na siebie również obudowa. Mimo niepozorności moduł S2 nagrzewa się w dosyć wyraźny sposób, sugerując tym samym pracę w czystej klasie A nawet bez czytania wcześniej specyfikacji. S1 mu zresztą w tym wtóruje. W obu przypadkach grubość ścianek wynosi aż 6mm, więc trochę jednak energii potrzeba, aby to rozgrzać.
Wreszcie po trzecie – zasilanie może zostać zestawione ze stołu gdzieś na ziemię, funkcjonując jako przedłużacz, jeśli przyłączany do niego kabel IEC okazałby się za krótki. Zresztą nawet jeśli tak by się stało, użycie wymiennych kabli zasilających zarówno do zespołu zasilającego, jak i z niego, pozwala na pociągnięcie – nawet za pomocą przedłużacza – okablowania daleko od gniazdka, zwiększając tym samym elastyczność Aune podle różnych sytuacji i topologii zastanych u domownika. Zasilanie podpinane jest pod S2 bezpośrednio za pomocą kabla DIN, tego samego, który towarzyszył Aune T1. W środku znajduje się tym razem jednak porządny transformator toroidalny.
Zastosowanie tej samej obudowy do zarówno jednostek centralnych obu urządzeń, jak i ich zespołów zasilających było zabiegiem celowym nie tylko ze względów estetycznych, czy też po prostu unifikacji oferty, ale także jakoby sugerując w ten sposób, że jeden i drugi segment są dla siebie stworzone. Czy tak faktycznie jest, na pewno będę dociekał w treści recenzji pod kątem brzmienia. Na tą chwilę skupmy się jeszcze trochę na walorach konstrukcyjnych.
Z zasilaczami naturalnie może dochodzić do pomyłek na polu „co jest do czego”, ale jednostka od S2 została specjalnie oznaczona naklejką „S2 POWER” tuż nad wejściem dla wtyku IEC z tyłu obudowy. Jednocześnie ciekawą rzeczą jest, że nie działa on z S1 i na odwrót – S1 nie chce uruchomić się na zasilaczu od S2. Czemu? Nie mam zielonego pojęcia przyznam się, podejrzewam różnice w parametrach elektrycznych.
Na tym etapie generalnie do żadnego elementu tego urządzenia nie mam specjalnych uwag. No, może poza trochę dziwnie rozwiązanym pokrętłem potencjometru z zewnętrznym „talerzykiem” mającym otwór pełniący rolę wskaźnika poziomu natężenia dźwięku. Na szczęście poza dziwnością i ewentualnym nagrzewaniem się o którym pisałem wcześniej moja lista czepialstwa się kończy. Potencjometr (ALPS) działa pewnie i bardzo precyzyjnie, nie ma żadnych luzów oraz stwierdzonych problemów z dysproporcją kanałów na najniższych i maksymalnych poziomach głośności. To niestety częsta przypadłość wielu „potków”, także miło jest mi potwierdzić fakt braku występowania dolegliwości tego typu w tym modelu.
Elementem, który bardzo przypadł mi do gustu, okazał się selektor wejściowy. S2 pozwala bowiem na podpięcie dwóch źródeł dźwięku jednocześnie i w ten sposób wybranie sobie jednego z nich za pomocą przycisku z przedniego panelu. Jest to rozwiązanie bardzo proste i jednocześnie bezpieczne, a w codziennym użytkowaniu bardzo praktyczne, bo ułatwiające wszelakie testy A-B na tym samym stopniu wyjściowym i słuchawkach. Naprawdę bardzo fajna sprawa.
Po uruchomieniu S2 musimy odczekać chwilę, zanim urządzenie zgłosi swoją gotowość do pracy (zabezpieczenie i normalizacja). Po włączeniu zasilacza S2 również budzi się do życia, ale później proces ten możemy realizować na „miękko” przyciskiem od wspomnianego wyboru wejścia. Jego przytrzymanie bowiem wyłączy S2, zaś wciśnięcie – ponownie obudzi.
Przed pierwszym podłączeniem naszych słuchawek i uruchomieniem muzyki radziłbym skręcić S2 na zerową głośność, bowiem (i tu oczywiście jest to komplement) sprzęt ma w sobie naprawdę sporo pary. Także szkoda byłoby myślę, gdybyśmy wysadzili sobie przypadkowo mózg w powietrze. Aune nie podaje mocy, jaką serwuje S2, ale już po samej głośności można mieć na ten temat pewne wyobrażenie.
Brzmienie
Sprzęt testowy wykorzystany w recenzji:
– słuchawki: AKG K550, Audeze LCD-2F, Audeze LCD-XC, Audeze LCD-3, Beyerdynamic DT990 Edition 600 Ohm, Beyerdynamic T1,
– konwertery C/A: Audio In Motion SC808, Aune S1, Aune S16, Aune T1 MK2, NuForce DAC-80, NuForce Icon HDP,
– wzmacniacze słuchawkowe: wbudowane w w/w,
– okablowanie: QED Performance Graphite.
S2 gra ogólnym brzmieniem zdumiewająco przypominającym mi gładkość i analogową aurę spowijającą inny produkt tego producenta: T1 MK2. Jednakże będzie to najwyżej aura i przeświadczenie, zabarwienie dźwięku, niż potężny fundament który cechował wspomnianą hybrydę. Wystarczy to jednak, aby na powiedzmy w miarę równe i neutralne granie układu „nielampowego” nanieść takowy posmak i tym samym urozmaicić w wyczuwalny wciąż sposób ton, w jakim S2 będzie do nas przemawiać.
Bas
Jest tu bardziej muzykalny i spowity przyjemnym puchem, niż rytmiczny, choć oczywiście tego ostatniego odmówić mu w odpowiedniej ilości nie można. Lubi więc w sposób przyjazny muzyce wyciągać z niej w swoim obszarze dodatkową porcję „soku” i nie popadać w nadmierną techniczność, czy też po prostu neutralność. Dzięki temu organicznie łączy się ze średnicą, dodając jej śmiałości i kolorytu.
Wpływa to pozytywnie na fundament wokali, ale będąc dla nich wsparciem niż decydentem i robi to bez szkodliwych nadlewów, o które zresztą bardzo łatwo, jeśli bas jest za mocny albo zbyt gęsty i do tego na domiar złego słabo kontrolowany. Kontroli w sumie jest w nim, jeśli już przy niej jesteśmy i sobie dywagujemy, optymalnie na ilość i choć można byłoby oczywiście podejść do tematu od bardziej rygorystycznej strony, to jednak pojawiłoby się najpewniej uczucie, które S2 jest obce – „spięcia” basu, nerwowości i może troszkę zbyt nadmiernego rygoru. Zamiast tego S2 stawia na opanowanie i wyluzowanie, ale i tu nie przesadzając i nie muląc niepotrzebnie aż do mdłości.
Taka pozycja przyznam bardzo mi się spodobała mimo wspomnianych wcześniej drobnych ubytków w zakresie rytmiki i kontroli. Z prostego powodu – kompletnie nie męczy, a zamiast tego pieści i cieszy, czyniąc sekcję basową żywym i barwnym zakresem. Często jest tak, że jakieś słuchawki, choć dobre, wydają nam się zbyt nudne i monotonne w ramach basu. Być może zatem cechy reprezentowane przez S2 będą tym, czego szukaliśmy. Ewentualnie nasze słuchawki od początku były winowajcami, a my po prostu aż do teraz nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy.
Średnica
Także i ona – również dzięki wspomnianemu wyżej zachowaniu się basu – jest w S2 „na bogato”. Bardzo przyjemna i bezpośrednia, przez to też bliższa scenicznie i w ten sposób jako żywo skierowana w naszą stronę. To na niej właśnie słychać najwyraźniej nie tylko bogactwo wokali, ale też większe serwowanie przez wzmacniacz konkretu i substancji, aniżeli dynamiki i ataku. Stąd też takie organiczne nasycenie przywołało mi na myśl podobnie, choć wyraźnie mocniej grające w swojej domenie, T1 MK2. Tutaj pozostał świetny balans między graniem właśnie tego typu, ale wciąż w ramach typowych cech układów „nielampowych”. Idealna harmonia i spełnienie wszystkich, nawet pozornie wykluczających się założeń. No i kolejny manifest typowego grania Aune, choć trochę dziwnie się patrzy na wyraźnie jaśniej i neutralniej grające S16.
Czy to szkoła czy nie, czy firmowe granie czy nie, wskazywałbym właśnie średnicę jako najmocniejszy punkt programu w wykonaniu S2. I tu także wystarczy podpiąć słuchawki lubujące się w podanej muzykalnie i bezpośrednio średnicy, aby osiągnąć bardzo podobne efekty, jak miało to miejsce przy Asgarcie (tudzież zapewne też i np. Valhalli) albo T1 MK2. Ten pierwszy również jest „sztuką grania jak lampa bez lampy” i choć niektórzy poczytują to za słabość czy w najlepszym wypadku niezamierzoną spontaniczność, tak dla innych jest to wyśmienita celowość i dokładnie to, czego szukali.
Góra
Jest wyraźna i słyszalna, detaliczna, choć S2 lubi z drobnymi smaczkami się wstrzymywać i tym samym mikrodetal schodzi w niektórych momentach na dalszy plan. Stwarza to wrażenie zaokrąglenia wyższych tonów, ale wysoce subtelnego i bardzo przyjemnego, oszczędnego dla muzyki i sprzętu towarzyszącego. Daje się zresztą czasami słyszeć obawy przed zakupem droższego wzmacniacza czy DACa, bowiem całość może zacząć zbyt mocno analizować i wchodzić w nagranie, rozstawiając je po kątach bezlitośnie. Jednocześnie nie chce się nabyć sprzętu słabego, zadymionego i bez klasowości własnej. Aune zdaje się jest właśnie takim w tym miejscu wzmacniaczem, który świetnie zapodaje clou przekazu górnych rejestrów dając bardzo mocne przykręcenie dźwiękowej śruby, ale nie aż do zerwania gwintu.
Przepis na sukces w wykonaniu S2 jest o dziwo całkiem prosty: przed finalnym atakiem sopranów układ wycofuje się i odpuszcza, dzięki czemu daje detalom wybrzmiewać i w łagodny sposób wygaszać się. Słychać to wszędzie tam, gdzie istnieje ryzyko pokazania za dużo: wejścia w sybilację, podrażnienie, przesadną surowość i zaostrzenie. Jednocześnie bardzo zgrabnie unika tępoty i marazmu, gubienia detali czy szybkości oraz precyzji. To się chwali, zwłaszcza jeśli ponownie dokładnie takiego zachowania oczekiwaliśmy.
Scena
Dochodząc do sceny, jest tu dokładnie taka pozycja, jakiej się spodziewałem przy tego typu graniu: minimalna redukcja głębi względem szerokości. To można by rzec klasyczny efekt zabaw w analogowość i konsekwencja, na którą trzeba się świadomie godzić, taki swego rodzaju kompromis. Na całe szczęście ubytek jest mały, a sama scena rzuca się w uszy o dziwo bardzo poprawną konstrukcją i dobrą gradacją pogłosów zarówno odległościowo, jak i na krawędzi przestrzeni między osiami głównymi. Całościowo więc jest naprawdę dobrze i wzmacniacz próbę sceniczną również przechodzi.
Całościowo
Tym samym wyłania się nam z powyższego opisu wizja przyjemnego i muzykalnego wzmacniacza o solidnych podstawach i sporej kompetencji. Lekko garbaty na tonalności, nadaje brzmieniu przyjemnego, analogowego posmaku bez żadnych przymuszeń lub specjalnych konsekwencji. Nie grzebie w popiołach sceny, nie morduje szybkości, nie podniósł się też gwałt na detaliczności. I choć do ideału, a już na pewno high-endu mu brakuje, to w tej cenie S2 okazał się być sprzętem naprawdę dobrym i z szansą na wyśmienite efekty z niektórymi słuchawkami, które lubują się w otrzymywaniu dokładnie tego, co S2 sobą może zaoferować.
Najlepiej jak zawsze jest posłużyć się przykładami z życia wziętymi, na które pozwolę sobie wybrać sprzęt chyba najbardziej mi na tą chwilę znany – Audeze. Dla np. LCD-XC „goły” moduł S2 będzie świetnym kompanem, ponieważ w bardzo płynny i naturalny sposób wejdzie w ich tonalność. XC to słuchawki szybkie i należące do grona jaśniejszych, mających swoje unikatowe cechy (w końcu to zamknięte planary). Lekko zaokrąglony i pluszowy bas S2 bardzo miło wypadać będzie w połączeniu z szybkością i precyzją niskich tonów XC, z kolei wygładzona lekko góra nie będzie występowała z górą XC-ków w kolizji. Średnica zyska najbardziej – ulegnie podkreśleniu i lekkiemu ociepleniu, a także nabierze bezpośredniego wyrazu, czyniąc z XC model bardziej konkretny i muzykalny, niż raczył być wprost z pudełka. Naprawdę świetne jest to połączenie, ale nie jedyne.
Identycznie dobre efekty możemy zanotować również z Beyerdynamic DT990 Edition, bowiem zachodzi tu w zasadzie bardzo zbliżona analogia, jak przy znacznie tańszym Aune T1 MK2. Dla wielu będzie to też lekarstwo na „nudę” jakiej być może doświadczyli jakimś cudem np. w K550. Słuchawek teoretycznie więc spełniających synergiczną receptę trochę jest. Skupiając się jednak na wymienionych wcześniej DT990 Edition, choć wyraźniejsza analogowa aura T1 MK2 przemawia do mnie bardziej od strony stricte tonalnej z tego typu słuchawkami, tak z S2 efekt uznałbym za całościowo lepiej wyważony i przede wszystkim bardziej przestrzenny. Można uznać, że duet z T1 MK2 oraz z S2 jest w obu przypadkach skierowany w tą samą stronę, ale o ile na hybrydzie mocniej naciska na kameralność, klimat i przyjemność, tak w S2 stara się mimo wszystko wyważyć wszystko tak, aby dolać i nie przelać. W ten sposób idzie na najlepszy kompromis, na jaki może się w ogóle zdecydować. Doprawdy czapki z głów przed tym, jak rozsądnie – bo to chyba najbardziej akuratne tu słowo – gra Aune S2 z tymi słuchawkami. Dopiero preferencje mogą tu spór synergiczny rozsądzić i zadeklarować się ostatecznie albo po stronie „dobra, jedziemy z tematem na całego”, albo „spokojnie, każdemu wg potrzeb”.
Ale pamiętać trzeba też, że nawet mimo to z innymi słuchawkami nie musi być już tak miło i jest to jednocześnie zupełnie typowa sytuacja dla wzmacniaczy słuchawkowych, z którą każdy z nas – słuchaczy i nabywców – musi się pogodzić. Taki przykład to np. LCD-2F, a więc słuchawki darzone przeze mnie ogromnym poważaniem i uważane za jedne z najlepiej strojonych tonalnie modeli, jakie miałem niewymowny zaszczyt testować i posiadać. Tutaj S2 sama w sobie będzie nakładała cechy dźwiękowe dwójkom, aniżeli je korygowała. Brzmienie cały czas zachodzi analogowym posmakiem, którego LCD-2F mają w dostatku, toteż im tego typu umizgi są w dużej mierze obojętne i zastosowanie np. konkurencyjnego stopnia wzmacniającego od Matrixa, a więc Quattro AMP, wyszłoby im nieco bardziej na zdrowie. Wszystko przez to, że Quattro skupia się na rytmice, szybkości i skrajach, grając technicznie i zostawiając clou samym słuchawkom. To i chyba więc już czas, aby wyjąć dodatek motywacyjny dla „es dwójki” i sprawdzić ostatnie połączenie, którego jeszcze nie testowałem.
Brzmienie w duecie S1 + S2
Miałem pewne przypuszczenie, że parowanie S2 z S1, nawet mimo faktu, że S1 był tylko eksperymentalnym egzemplarzem pełniącym rolę raptem dodatku, może nabrać bardzo dużego sensu. Zresztą wskazywałoby na to np. podobne stylizowanie obu urządzeń, taki sam sposób zasilania i wspólne nazewnictwo. Do tego chociażby z doświadczenia z zestawem Quattro od Matrixa wynikać mogłoby, że odsłuch duetu w tej konkretnej formule może przynieść bardzo interesujące rezultaty, aby nie musieć się opierać w tym akapicie tylko i wyłącznie na własnym przeczuciu, a czymś nieco bardziej namacalnym.
Zacząć jednak należałoby od pewnego wyjaśnienia i jednocześnie przypomnienia związanego z wyżej wymienionym Matrixem. Otóż tam nieco V-kowaty wzmacniacz był łączony z grającym muzykalnym garbem DACiem i tak samo osobno miało szansę to zagrać z konkretnymi słuchawkami genialnie, jak i w połączeniu. „Eski” grają na identycznej zasadzie, ale z kompletną zamianą ról. Tym razem to DAC gra lekką V-ką, a wzmacniacz minimalnym garbem, toteż sumarycznie jeden sprzęt pasuje do drugiego w teorii jak ulał. Bardzo ciekawą obserwacją jest tu porównanie bezpośrednio z DAC-80, który będąc układem opartym o ten sam chip, gra w połączeniu z S2 nieco sumarycznie gorzej. Nie jest to jednak pod żadnym pozorem przywara skierowana w stronę produktu NuForce, ale wskazówka, że mimo technicznego górowania nad możliwościami brzmieniowymi S1 łeb w łeb, to właśnie „es jedynka” ze względu na większą śmiałość i agresywność – zwłaszcza na skrajach – wkomponowuje się pełniej w rolę stricte korekcyjną dla S2.
Tak więc przede wszystkim DAC-80 nie naciska tak na skraje pasma, jak robi to S1. Nad produktem NU również „Aunowska integra” pod postacią S16 na swój sposób zyskuje tu minimalną przewagę w połączeniu z S2 dzięki śmielszej górze, ale dzieje się to tylko i wyłącznie w ramach synergii lokalnej z tym konkretnym wzmacniaczem. W każdej innej sytuacji mój wybór padłby na powrót na DACa-80 i w zależności od chęci uzyskania przeze mnie odpowiedniej synergii – konkretny model wzmacniacza dopasowany do konkretnych słuchawek.
Mamy więc w S1 + S2 gładkie i pełne łączenie się każdego elementu składowego brzmienia ze sobą. Bas zyskuje najniższego wypełnienia i agresywna maniera S1 kapitalnie mu służy. Nie jest już aż tak puszysty, jak wcześniej, choć zachowuje takowy posmak. Średnica zaczyna się wycofywać i traci swoją analogową aurę na rzecz normalizacji, poddając się chyba najbardziej z tego wszystkiego wpływowi DACa. Góra ponownie na identycznej zasadzie, co linia basowa, dostaje zastrzyku energii i wręcz elektryzuje swoim wyrazem, nie przeostrzając się i nie ostrząc na siłę. Traci przez ową agresję wrażenie wygładzenia i aksamitności. Scena również jest przejmowana przez S2 od DACa, przez co na przestronność i sceniczność narzekać też nie sposób. Zostaje jednak specyficzna jej prezentacja z nieco wyżej przesuniętym horyzontem zdarzeń.
Muszę przyznać, że tak grający duet okazał się zadziwiająco wręcz ciekawy i combo S1 + S2 ciężko się pozbyć z głowy. Jest w nim coś takiego magnetycznego, wciągającego, energetyzującego, kompletnie pozbawionego jakiejkolwiek nudy czy rutyny. Wygląda to tak, jakby Chińczycy przez rok ślęczeli bez spania nad tym projektem i dopracowali brzmienie finalne z precyzją do setnej liczby po przecinku. Albo mają po prostu tak wielkie szczęście i udało się im zrobić kapitalny zgryw jednego z drugim dosłownie rzutem na taśmę.
I to jest właśnie to, co mnie niesamowicie w tym sprzęcie raduje. Każdy segment zestawu ma swoje mocne i słabe strony, a więc absolutnie nie może zostać nazwanym bezwzględnie uniwersalnym i grającym wszystko, zawsze, wszędzie i ze wszystkim. A mimo to sumarycznie jest to wszystko w stanie zagrać wysoce przekonująco i dźwiękiem większym, niż można byłoby sądzić. I choć nadal można byłoby przyjść z lupą i doszukiwać się skaz, że a to scena jeszcze nie do końca taka, jak trzeba przez te dziwne przesunięcie osi, a to dynamika jeszcze troszkę lepsza by być mogła, a to ta średnica bardziej „w twarz” i z analogowością nagiej S2 by się przydała, ale jednak suma summarum uśmiech na twarzy się pojawia i to w tym wszystkim jest najważniejsze.
Na całe szczęście nie jesteśmy z góry skazani na zakup obu urządzeń. To, że grają ze sobą jak perfekcyjnie dobrane małżeństwo, nie musi od razu ani przekreślać szansy na podobny efekt końcowy z czymś innym. Na tym polega cały „myk”, aby wykorzystać modularność zestawu do własnych celów i potrzeb. Nie musi też mój wywód oznaczać, że lepiej w ogóle się nie da, bo to zawsze jest dzielone na końcu przez pryzmat danych słuchawek, określających „zgrywalność” się zestawu ostatecznie. A już na pewno nie podważa sensu egzystencji każdego segmentu pracującego w pojedynkę. Tu również bowiem wszystko będzie zależało od efektu, jaki chcemy końcowo osiągnąć, aby wady przekuć ostatecznie na zalety.
Połączenie S2 z S1 i wymieszanie się w całym tym dźwiękowym kotle wszystkich cech ze sobą daje sumarycznie ustrój na tyle dobry, że 2F nie mają już najmniejszych przeciwwskazań przed podpinaniem pod wyjście słuchawkowe. W zasadzie to nie miały ich też i wcześniej, bo dźwięk mimo wszystko mógł się podobać, jeśli komuś naturalnych cech 2F było za mało. LCD-3 również jako żywo na grę w duecie zareagowały.
Podsumowanie
Zalety:
+ solidna, masywna budowa z separowanym, ekranowanym zasilaniem
+ podwójne wejście z selekcją elektroniczną
+ duża moc wyjściowa wzmacniacza
+ zadziwiająco precyzyjna regulacja głośności
+ bardzo przyjemne brzmienie z analogową aurą
+ lekko średnicowe granie ładnie dopełnia dźwięk wielu słuchawek, czyniąc z tego spory atut
+ świetna synergia ze słuchawkami o wysokim oporze i źródłami o zarysowanych skrajach pasma
Wady:
– wyraźne nagrzewanie się podczas pracy
– pozostawanie ciepłym nawet w spoczynku
– brak wariantu czarnego
– pewna kompromisowość na skrajach pasma
– drobne braki w zakresie głębi sceny na rzecz szerokości
– fani ultra-technicznego grania i czarnobiałej wręcz neutralności nie będą do końca zadowoleni
Subiektywnym zdaniem
Jeśli jakoś ogólnie miałbym ująć to urządzenie, to przy Aune S2 kreuje się ostatecznie ciekawa zależność między ostateczną synergią (i tym samym przeznaczeniem danego combo), a sposobem grania ostatniego elementu toru – wzmacniacza. Tak jak pisałem śmiało o przeznaczeniu Quattro AMPa pod sprzęt kwalifikujący się na wyrównanie wszystkiego, poza rytmiką i średnicą, ale też i szybkością, tak Aune S2 widziałbym po tej drugiej stronie mocy – znacznie bardziej popularnych słuchawek jasnych lub jasnawych, którym analogowość i muzykalność w szerokim tego słowa znaczeniu niesłychanie służą. No, chyba że my, jaki ich właściciele, oczekujemy zupełnie innego grania i będziemy próbowali uciekać jeszcze dalej w ekstremum, by mieć jeszcze jaśniej, ostrzej i suszej. Podsumowując: bardzo ciekawy wzmacniacz o przyjemnym i ciepłym zabarwieniu okraszony przy tym sporą mocą i dużą dozą codziennej użyteczności.
Ponownie świetny tekst. Chłonę wiedzę z każdym przeczytanym słowem. Co do samych S1 oraz S2 jako para wydają się ciekawym rozwiązaniem. Samej Pandy raczej bym nie kupił. Przyznam trafia do mnie tylko w kwestii designu, trochę wpadający w Schiit Audio.
Jak wyglądała by sprawa z połączeniem z Aune T1? Dało by się wykorzystać DAC T1 z jego buforem lampowym i dalej przetorować sygnał przez wzmacniacz S2? Czy to możliwe i w ogóle miało by sens? Obecnie jestem posiadaczem AKG K550, które chętnie bym wygładził i dodał nieco dołu. S2 ciekawi mnie głównie ze względu, że moim celem w przyszłości będą Audeze LCD-2, które z tego co wyczytałem, wymagają większego wzmocnienia niż T1 jest w stanie zapewnić.
Przyznam się nie parowałem obu urządzeń ze sobą w taki sposób. Oczywiście dałoby się, ale sens i opłacalność byłyby znikome. O ile do K550 ładnie by się T1 nadała i faktycznie wygładziła brzmienie tych słuchawek, tak już dla LCD-2 sytuację z S2 (i automatycznie T1) opisałem w recenzji. Jeśli to jakkolwiek ułatwi, dla LCD-2 znacznie lepszym wyborem na obu płaszczyznach, tj. DACa i wzmacniacza w jednym, jest moim zdaniem Aune S16. Ale to jak zawsze tylko i wyłącznie moje subiektywne zdanie. W takiej też konfiguracji K550 dalekie będą od wygładzenia.