Thieaudio Oracle – recenzja słuchawek dokanałowych

Po recenzji egzotycznych Fearlessów, przyszła kolej na kolejne słuchawki od producenta bardzo (mi osobiście) nieznanego i poszerzającego nie tylko moje horyzonty, ale ogólnie nas wszystkich, gdyż każda z takich recenzji to konkretny sprzęt, konkretny dźwięk i przede wszystkim pomysł na jego reprodukcję, który nie musi się wszystkim podobać, ale jednak komuś podobał na tyle, że stał się jego użytkownikiem. Stąd bardzo serdeczne podziękowania ponownie dla p. Jakuba za podesłanie swoich słuchawek na testy i tym samym umożliwienie nam wszystkim zapoznania się z jego słuchawkami: Thieaudio Oracle.

Recenzja słuchawek Thieaudio Oracle

Dane techniczne

Producent opisuje je (na stronie sklepu) w następujący sposób (tekst oryginalny):

  • New Tribrid IEM with 2EST +2BA +1DD Drivers
  • Penta-Driver Triple-Hybrid Setup With 3-Way Crossover and 3 sound tubes
  • 10mm Dynamic Driver & Sonion Dual-Electrostatics Driver
  • Knowles DFK mid-high balanced armature driver
  • Litz 5N OCC 100 wire x 4 core Silver Plated Wire

Od razu należy zwrócić uwagę na „dual-electrostatic”. Nie są to przetworniki elektrostatyczne. Co najwyżej elektretowe. Czepiałem się tego przy np. KZ ZEX, czepiać się będę także i tutaj.

Z faktycznych i typowych już danych technicznych, pozycje wyglądają następująco (tekst oryginalny):

  • Frequency response: 20 – 80kHz
  • Impedence: 32 Ohms
  • Sensitivity: 106dB/mW (@1KHz)
  • Drivers Config:
    – Low :10mm Dynamic Driver;
    – Mid: Knowles DFK Balanced Armatures;
    – High:Sonion Dual electrostatics driver
  • Cable: Litz 5N OCC 100 wire x 4 core Silver Plated Wire
  • Cable Length: 1.2m
  • Connector: 2Pin 0.78mm
  • Plug: 2.5mm TRRS, with 2 adapters
    – Others: 3.5mm and 4.4mm do not come with adapters
  • Accessories:
    – Silicone Eartips x1 Pair
    – Foam Eartips x3 Pairs(S/M/L)
    – Carrying Case x1

Uwielbiam takie rzeczy jak kreatywne operowanie spacjami, dwukropkami i „impedencję”. Nie wiem czemu ale bardzo mnie rozwesela to słowo. Choć i mi zdarzało się robić różne fikołki językowe w swoich recenzjach. Warto zwrócić natomiast uwagę na to, że tylko wersja 2,5 mm ma w zestawie adaptery. Reszta nie. Czemu? Dobre pytanie. A to wszystko w cenie tylko ok. 540 USD.

 

Wykonanie i konstrukcja

Co trzeba przyznać, słuchawki przychodzą do nas świetnie zapakowane i całkiem dobrze wyposażone. Właściciel słuchawek wysłał je wraz z oryginalnymi adapterami, kablem, etui wodoszczelnym, a także woreczkiem tipsów.

Recenzja słuchawek Thieaudio Oracle

Naprawdę nie ma się nad czym rozpisywać, bowiem słuchawki są wykonane w formule OTE z pełnego odlewu akrylowego. Dobrze i szczelnie leżą w uchu, ale nie posiadają niestety żadnych mechanizmów pozwalających na wyrównywanie na bieżąco ciśnienia w kanale słuchowym. W efekcie słuchawki sprawiają problem przy aplikacji, bo bardzo łatwo sobie „zatkać” ucho, ale też jest to negatywne w kwestii zdrowotnej. Jak zresztą każde słuchawki typu IEM. Jedynymi wywietrznikami w słuchawkach zdają się być otwory tuż przy gniazdach 2-pin.

Recenzja słuchawek Thieaudio Oracle

W kwestii wykonania moją uwagę zwróciły jedynie faceplate’y, które przyklejone zostały trochę niechlujnie, z wyczuwalnym klejem na krawędziach lub niedoskonałościami od spasowania. Przy tej cenie słuchawek nie wygląda to zbyt fajnie. Reszta rzeczy na szczęście jest w porządku.

Recenzja słuchawek Thieaudio Oracle

Wykonanie okablowania jest dobre, ale sposób zaplotu jest najprostszym z możliwych (pełna spirala), co wpływa negatywnie na sztywność kabla. Poniekąd z tego samego powodu zmodyfikowałem projekt własnych kabli z linii AC3, aby zamiast spirali była tam wiązka monobody, mająca klasyczny zaplot 4-żyłowy pod jednym oplotem. Thieaudio również mógł klasycznie zapleść przewody, ale zdecydowano się jednak postąpić inaczej. Choć ma to i swoje zalety, bowiem taki kabel wykazuje się lepszymi właściwościami podczas ocierania np. o blat stołu.

Recenzja słuchawek Thieaudio Oracle

Okablowanie zakończone jest wtykiem 2,5 mm zbalansowanym, z czego pozostałe standardy są realizowane za sprawą nasadek w standardach 3,5 oraz 4,4 mm. Są to nasadki proste, a więc powodujące niestety problemy przy sprzęcie mobilnym. Wydłużają całościowo wtyk i powodują, że istnieje ryzyko wywierania mocnych sił na gniazdo w odtwarzaczu.

Recenzja słuchawek Thieaudio Oracle

W sprzęcie stacjonarnym natomiast mi to nie przeszkadzało jakoś szczególnie, zwłaszcza że obudowy wtyków i nasadek są niesamowicie lekkie. Wtyk na obudowie posiada delikatną skazę wyglądającą jak wgniecenie, toteż zakładać można dużą oszczędność materiału i stąd niską wagę wtyku. Jest to układ wzajemnych zależności: zawsze coś za coś.

 

Opis dźwięku Thieaudio Oracle

Oracle to przykład niemalże perfekcyjnie strojonych słuchawek, które egzekwują mam wrażenie koncepcję „Harman Plus”. Cechują się przede wszystkim:

  • bardzo naturalnym strojeniem,
  • przyjemnym i słyszalnym basem,
  • dobrze uchwyconym środkiem pasma,
  • ocieploną górą,
  • dodatkowym „plusem” w postaci podkreślenia punktowo detali w jednym miejscu sopranu,
  • niezgorszą sceną.

Przepis ten realizowały już wcześniej ZE8000 i jest to coś, co można byłoby spróbować nazwać „sygnaturą W”. Albo jeszcze prościej: tendencyjnie muzykalne i ciepłe, ale mające ten specyficzny skok w sopranie, który powoduje, że góra dostaje często uwydatnionych mikrodetali, powiewu świeżości i ataku.

Pomiary słuchawek Thieaudio Oracle

Samo ocieplenie nie jest tu przemożne. Sopran i ogólnie barwa tych słuchawek są świetne, naturalne i bardzo łatwo akceptowalne przez nasz słuch. Właściciel tych słuchawek absolutnie za nimi przepada i bardzo je lubi, toteż trudno się dziwić czemu. Jest to właśnie taka specyficzna, brawurowo wręcz uchwycona potulna i bezpieczna tonalność z cechami typowo „funowymi”, które nie pozwalają się nudzić i czuć jakbyśmy siedzieli w słuchawkach dla „starych dziadków”, fanów lamp czy brzmienia sprzętu stereo lat 60-70. Oczywiście nie mówię tego złośliwie, a jedynie odwołuję się do utartych stereotypów i licząc przy tym na zdrową dozę dystansu każdego użytkownika wymienionych sprzętów.

Wiele razy zwracałem też uwagę na fakt, że – choć może to tylko u mnie – im słuchawki grają poprawniej, równiej i naturalniej, tym recenzje wychodzą krótsze. Nie ma się nad czym poznęcać, nie ma nad czym powzdychać, nie ma audiofilskiej epopei na 500 stron. Wszystko bowiem gra tu tak jak powinno, tj. normalnie. Słuchawki nie wymagają odprawiania specjalnych rytuałów aby grały dobrze, po prostu dobrze. Zakłada się je i słucha muzyki. Do tego zostały stworzone, ale na ogół bardzo prostym testem na to, czy dane brzmienie „wchodzi” nam niczym setka czystej, to zwrócenie uwagi na to ile razy zwróciliśmy uwagę na sprzęt (tor, słuchawki, głośniki itd.) podczas odsłuchu. W Thieaudio Oracle takich momentów miałem niewiele, a jeśli już następowały, to głównie przez ciśnienie w kanałach. Ale brzmieniowo? Rzadko.

Oznacza to, że mój słuch – przy oczywistej różnicy preferencji – bardzo szybko adaptuje się do sygnatury dźwiękowej Oracle. Nie jest to te strojenie jeszcze które preferuję osobiście, ale mój organizm bardzo dobrze je akceptuje. To samo mam z K240 MKII czy nawet HD 580, które w godzinach późnonocnych okazują się nie być aż tak ciepłe, ciemne i zamulone, choć de facto są jednoznacznie ciepłe, ciemne i zamulone. Wynika to z elementarnego zrozumienia podstawowych ram w których mój słuch funkcjonuje, rozumienia siebie samego. Dlatego wiem czemu o takiej porze podoba mi się sprzęt X, muzyka Y czy ogólnie strojenie N, a czemu nie. Z tego samego powodu Oracle odbieram bardzo pozytywnie, choć oczywiście nie w sposób bezkrytyczny.

Słuchawki od Thieaudio sprawiają bowiem wrażenie bardzo dobrych, ale jednak w paru miejscach zachowujących się może nie źle, ale „warunkowo”. Znaczy to, że będą tam odbierane bardzo różnie i w zależności od naszych może nie tyle preferencji, co naturalnej anatomii i odbioru pasm przez ośrodek słuchu. Jest to powód dla którego zacząłem w taki sposób poprzedni akapit.

Jeśli miałbym wskazać w dźwięku rzeczy, które mi osobiście się nie do końca podobały, to była to:

  • mimo wszystko klasa odsłuchu (całokształt + zniekształcenia) w kontekście ceny,
  • „odróżniająca się” góra,
  • strojenie jeszcze nieco zbyt „harmanowe”.

Doliczyć do tego należy oczywiście problem z ciśnieniem przy aplikacji w ucho, ale już na polu fizycznych cech. Dźwiękowo natomiast wymienione rzeczy są dla mnie potencjalnymi znakami zapytania.

 

Klasa odsłuchu i różnice w charakterze

Tutaj przyznam, że spodziewałem się iż będzie wyższa. Słuchawki grają świetnie, ale technicznie jeszcze nie na swoją półkę cenową, zostawiając delikatne wrażenie, że albo słuchawki mogłyby zaprezentować się jeszcze lepiej, albo naklejka z ceną odkleiła się, spadła niefortunnie na model leżący na niższej półce i tak już zostawiono.

Pomiary słuchawek Thieaudio Oracle

Rzecz przede wszystkim rozbija się o sopran, który łączy się nierozerwalnie z klasowością i w efekcie oba pierwsze punkty z listy są praktycznie uzupełniającymi się. Sopran ma w sobie specyficzny „nalot”, że tak to ujmę, który od razu sugeruje nam styczność z konstrukcją hybrydową. Armatura zbalansowana nie do końca trzyma charakter dynamika, nie jest też tak bardzo czysta jak on i przez to ma tendencję do odróżniania się. Nie jest to bezpośrednio wina Thieaudio, ale ogólnie cecha większości konstrukcji wieloprzetwornikowych, często wynikająca z samych zwrotnic i użytych tam elementów albo jakości przetworników.

Są osoby, które jednoznacznie deklarują preferencje za pojedynczymi driverami w słuchawkach, czy to pojedyncza armatura pełnozakresowa (stary Etymotic chociażby), czy pojedynczy dynamik. Sam osobiście byłbym za dynamikiem, jako że można z niego wyciągnąć więcej niż samą armaturą i ani „spamowanie” przetwornikami tego magicznie nie odczaruje, ani mieszanie – o ile zrobi mocną różnicę – o tyle będzie nadal mieszaniem przetworników i niekoniecznie musi się to zgrywać.

Pomiary słuchawek Thieaudio Oracle

W Oracle dźwięk powiedziałbym, że jest koherentny na tak 90% w szczycie. Te 10% będzie jednak się za nami snuło niczym brzydki zapach po wdepnięciu w dyskusję z osobami, dla których wygrzewarka kabli ma sens, a dobór zasilacza do routera ma żywotny wpływ na czystość dźwięku strumieniowanego. Możliwe, że wynika to z mojego własnego przyzwyczajenia do konstrukcji jednoprzetwornikowych i stąd to zauważam.

Tripowin x HBB Mele trochę uciekają od tego zjawiska strojeniem, ponieważ słuchawki są wprost z pudełka całkiem milusie tonalnie i lubią maskować pewne drobne detale sopranu, ale wystarczy zmienić im tipsy, aby sopran się wyciągnął i usadowił w tym samym koszyku rozwiązań.

Fearless S8F miały o tyle lepiej, że była to w pełni konstrukcja BA, więc koherencja od razu była lepsza, ale nalot z BA pozostał i słuchawki prezentowały finalnie klasę jeszcze niższą niż Thieaudio.

Dla przeciwwagi, słuchawki pozbawione tejże armaturowej specyfiki to chociażby Aune E1 czy KZ PR1. Te pierwsze oparte na jednym dynamiku berylowym, a drugie na miniaturowym planarze. Nigdy nie doświadczyłem na E1 takich rzeczy jak opisywane wyżej, wszystko było tu w porządku, włącznie z klasą odsłuchu, która była wyższa nawet niż w Lime Ears Monitor X. W PR1 problem co najwyżej jest innej maści, mianowicie typowy dla chińskich planarów „tizzing” oraz zbyt szybki atak na górze. Nie jest to jednak cecha wyłamująca w ramach charakteru czy jakości, a bardziej tonalności.

 

Linsoul i kontrowersje z nim związane

Oceniając sprzęt, najczęściej każdy recenzent skupia się tylko i wyłącznie na tym co dostaje i ile to kosztuje. Jest to oczywiste i logiczne, bowiem recenzja jednak powinna traktować o przedmiocie, a nie o rzeczach pobocznych, a przynajmniej w zdrowych proporcjach. Takimi rzeczami pobocznymi u jednych może być obszerne rozpisanie się na temat historii i bytu samej firmy, producenta stojącego za danymi słuchawkami. Pamiętam nawet, że jeden z podmiotów komercyjnych był łaskaw zwrócić mi krytyczną uwagę, że nie poświęcam w recenzjach na to praktycznie żadnej specjalnej uwagi, choć powinienem w jego odczuciu to czynić.

Sęk w tym, że staram się przede wszystkim myśleć w recenzji jak konsument. A dokładniej konsument z doświadczeniem. Dlatego patrzę na produkt bardziej całościowo: kto dany sprzęt oferuje, jak się zachowuje w przypadku problemów, czy nie będzie kłopotów z gwarancją i w ogóle jaka jest żywotność sprzętu jaki próbuję ocenić i (hipotetycznie) nabyć. Wiadomo bowiem, że w słuchawkach i ogólnie na elektronice audio spędzam ogromną ilość czasu i sprzęt ten pracuje czasami dosłownie dzień i noc. Ma być on wręcz betonowy, solidny i bezpieczny, abym miał pewność zarówno co do jakości odsłuchu, pomiarów, jak i bezpieczeństwa, bo rzecz tyczy się często nietaniego, ale ponad wszystko nie mojego, sprzętu. Ten aspekt niestety jest ogromną wadą Thieaudio i nie konkretnie tego modelu, ale całej marki.

Należy ona bowiem do sklepu Linsoul, który nie cieszy się zbyt dobrą opinią jeśli chodzi o kontrolę jakości tego co wysyła, samego procesu gwarancyjnego itd. Na zagranicznych forach (np. head-fi) można przeczytać o takich historiach jak:

  • wysyłanie bardzo drogich słuchawek w stanie wyraźnie używanym lub wprost zdewastowanym,
  • żądania nagrywania filmów z rozpakowywania, pakowania, użytkowania, (nie)działania słuchawek wraz ze zdjęciami dowodu osobistego lub prawa jazdy,
  • publikowanie prywatnych korespondencji na forach w trakcie dyskusji,
  • problemy z kontaktem i konieczność wywlekania takich spraw na światło dzienne, aby doczekać się reakcji (filozofia gaszenia pożaru).

Praktycznie wszystkie możliwe rzeczy z tego co ludzie mówią. A i tak znajdują się osoby które takich praktyk bronią.

Jeśli więc ktoś zapytałby czemu Linsoul sobie na to pozwala, odpowiedź jest prosta i taka sama jak w przypadku innych marek z Chin: bo pozwalają na to sami użytkownicy. Broniący, rozumiejący, wybaczający, przełykający problemy za które sami przecież zapłacili. Galopujący syndrom sztokholmski przez skrzywione krainy absurdów jednym słowem.

Dlatego też kupowanie produktów marki Thieaudio winno – jeśli już – odbywać się raczej poprzez sklepy partnerskie, bowiem to one będą pośrednim gwarantem i mówiąc bardzo egoistycznie, jeśli problem z produktem zaistnieje, my jako klienci komunikować będziemy się z resellerem, a nie bezpośrednio dystrybutorem czy producentem. Jak wyglądają takie kontakty – nie wiem i przyznam że nie chcę wiedzieć po lekturze jakiej zasięgnąłem na m.in. head-fi. A co tym bardziej jest przykre, że Oracle jako słuchawki są naprawdę bardzo dobre, choć drogie i zostawiające kilka gwiazdek po drodze w swoim strojeniu głównie przez ową cenę w kontekście stylu grania jakiego bym oczekiwał.

Temat kontrowersji ze sklepem Linsoul jest o tyle ciekawy, że wcale nie jest nawet dla mnie zaskoczeniem czy nowością. Nie dlatego, że był mi znany, bo o sklepie tym dowiedziałem się kompletnie przypadkowo, ale dlatego, że takie procesy i zachowania przerabiałem już z innymi producentami, ale też byłem świadkiem wielu dyskusji naprawdę rozgrzanych do czerwoności ze złości użytkowników. Przykład Linsoula pokazuje jak w naszym przypadku – czyli konsumentów – kluczowe jest zachowanie wszystkich aspektów danego produktu w należytym porządku i na odpowiednim poziomie. Obsługa każdego zamówienia składa się bowiem z obsługi:

  • przedzakupowej,
  • zakupowej,
  • pozakupowej.

I jako klient chciałbym być należycie obsłużony na każdym z tych etapów. Przed zakupem mieć jasną i czytelną informację na temat produktu, w trakcie zakupu nie doświadczać problemów, a po zakupie nie spotykać się z brakiem wsparcia i skrajną ignorancją na problemy, których ze wszech miar dałoby się uniknąć. To jasne, że części rzeczy uniknąć się nie da i np. produkt może ulec uszkodzeniu w transporcie w jakimś stopniu, ale jeśli otrzymujemy słuchawki za grube pieniądze niechlujnie posklejane i rozpadające się oraz noszące ślady używania i cudzej woskowiny (!), i to jeszcze z marki, która należy do sklepu w którym zakupu dokonaliśmy, to coś się tu definitywnie nie sumuje. Albo nikt nie ma nad tym kontroli, albo jest to jakaś celowa prowokacja i np. sabotaż wykonawcy/pracownika sklepu. Znam bowiem przypadki pracowników salonów, którzy wprost chwalili się w rozmowach prywatnych, że biorą sobie ze sklepu sprzęty na testowanie w domu.

Niestety jako osoby z zewnątrz, nie mamy żadnej szansy na nie tylko wpłynięcie na tenże proces poza kolektywnym ruchem oddolnym i wstrzymaniem się od zakupów oraz nagłaśnianiem takich spraw, ale też dokładną analizą na jakim etapie i z czyjej winy powstaje problem. A skoro tak, nawet kupowanie produktów Thieaudio od innych partnerów Linsoul może być obarczone ryzykiem, wcale nie mniejszym niż zakupy bezpośrednie. Niemniej jest to właśnie jeden z powodów, dla których nie poświęcam zbyt wiele uwagi w recenzjach historii producenta, jego dziedzictwie i doświadczeniu wyrażanym latami w branży, bo tak naprawdę na sam koniec interesuje mnie produkt i związany z nim poziom obsługi. A gdy mamy sygnały iż poziom ten nie jest dochowany, wówczas uważam iż trzeba się na ten temat rozpisać i traktować to jako część świadomości zakupowej użytkownika. On musi wiedzieć dokładnie co kupuje i czego może się spodziewać. Na różnych płaszczyznach.

 

Czy warto kupić Thieaudio Oracle?

Odpowiedź zatem na to pytanie jest trudna chociażby z racji powyższego akapitu. Ale spróbujmy.

Z perspektywy samych słuchawek jako produktu, abstrahując od wszystkiego innego, to tak naprawdę poza kwestiami związanymi z doborem tipsów celem redukcji efektu korka ciśnieniowego oraz moim zdaniem trochę niekorzystnym stosunkiem ceny do jakości sopranu wynikającego z zastosowanych przetworników, trudno jest się do Oracle przyczepić. Używana sprawna sztuka albo jakaś konkretna promocja to rzeczy, na których powinniśmy się w ich przypadku skupić jako swoistym jedynym słusznym podejściu ich nabycia. Użytkownik tych słuchawek będzie rozsmakowywał się w ich naturalnym i przyjemnym graniu, które pozostawia po sobie tonalnie bardzo dobre wrażenie.

Recenzja słuchawek Thieaudio Oracle

Z perspektywy skończonego produktu, nie dającego się naprawić (integracja obudowy, miniaturyzacja itd.) i przez to operującego w swojej cenie na elementach takich jak kontrola jakości, obsługa klienta, serwis i związana z tym problematyczność potencjalnego przebrnięcia przez ten proces, jest to niestety ryzykowna inwestycja.

6.0/10

Czy kupiłbym sam dla siebie Oracle? Ocena powyżej podpowiada, że akurat nie, a przynajmniej nie w ramach egzemplarza nowego. Przeszkodą byłaby dla mnie nie sygnatura dźwiękowa, która jest bardzo dobra, ale stosunek ceny do ryzyka przy takim a nie innym sklepie/producencie. Na drugim miejscu byłby to problem z ciśnieniem aplikacyjnym, które trochę przeszkadza w codziennym użytkowaniu. Dopiero na trzecim miejscu znalazłby się kontekst ceny do zastosowanych tu przetworników i ich charakteru, który delikatnie, ale wciąż jednak, rzuca się w uszy.

Zalety:

  • bogate wyposażenie akcesoryjne
  • odpinane okablowanie z adapterami nasadkowymi
  • przyjemne i naturalne strojenie w stylu „Harman plus”
  • bardzo dobre wokale
  • naprawdę dobra scena dźwiękowa
  • duża podatność na modyfikacje kablami i tipsami

Wady:

  • ryzykowny co do trwałości i praktyczności system adapterów nasadkowych opartych na wtyku 2,5 mm
  • brak adapterów w innych wersjach okablowania
  • ciśnienie wewnątrzkanałowe powstające przy aplikacji
  • zastrzeżenia co do jakości wykonania korpusów
  • dyskusyjna jakość obsługi i serwisu pogwarancyjnego wg relacji użytkowników
  • troszkę odróżniająca się charakterem góra
  • zniekształcenia nieco za duże jak na swoją cenę

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

3 komentarze

  1. Panie Jakubie,
    Z przyjemnością poczytuję Pańskie recenzje, ale w przypadku tejże mam jakby dwa spostrzeżenia:
    1. co jest śmiesznego w słowie „impedancja”? – wiemy że jest to konkretne pojęcie opisujące konkretny parametr 🙂
    2. tutaj się naprawdę zdziwiłem: w kolumnie „Wady” wyszczególnił Pan (..)ciśnienie wewnątrzkanałowe powstające przy aplikacji(..) – WTF? zjawisko występuje przy zatkaniu kanału słuchowego (a stricte – przewodu słuchowego zewnętrznego) i wystepuje nacisk na błonę bembenkową – co przemawia za typem zamknietym słuchawki a nie np.półotwartym – jak niektóre modele FiiO, łatwo można to wyrównać otwierając szeroko usta – otwiera sie wtedy ujście gardłowe trąbki słuchoowej – to nasza (ludzka fizjologia) – idąc tym tropem rozumowania – podbne jawisko występuje przy wznoszeniou sie czy podchodzeniu do lądowania samolotu – wię samoloty są BE? 🙂
    pozdrawiam serdecznie,
    Piotr

    • Ad 1. W słowie „impedancja” – nic. W słowie „impedencja” – wszystko.
      Ad 2. Wiem na czym polega to zjawisko i właśnie dlatego je opisałem jako występujące przy tej konstrukcji.

      PS. FiiO nie są półotwarte, a przynajmniej te modele które miały rzekomo być i które testowałem: FH9 i FD5. W recenzji tych ostatnich udowodnię to zresztą pomiarowo. 🙂

  2. Oki 🙂
    Ad1 – ok,
    Ad2 – przyczepiłem się że jest to wada konkretnego modelu – może wasro zaznaczyć że jest to normalne fizjologiczne zjawisko vide samoloty 🙂

    Pozdrawiam

    ps. ciekaw jestem tych pomiarów FH9 (też je mam) i chyba opisywane jako „półotwarte” słuchawki FiiO FH5s 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *