Sennheiser HD 660S to zupełna nowość w tej rodzinie Sennheisera. Pamiętałem stare odsłuchy HD600, dwukrotne HD650, a licząc AVS 2019 nawet trzykrotne, ponieważ egoizm jednego z uczestników połączona z agresywnym dysponowaniem łokciami (i brzuchem) spowodowała, że 650-tki były jedynymi słuchawkami, które dawało się jakkolwiek założyć. Stojąc bokiem i walcząc z uszkodzonym adapterem. Żałowałem, że nie dało się posłuchać 660-tek. Ale może to i lepiej, bowiem dzięki uprzejmości p. Grzegorza, do recenzji mogłem podejść na czysto i bez żadnych doświadczeń wcześniejszych. Czyli tak jak lubię, choć w bardzo trudnym dla mnie czasie końcówki roku, przeplecionym czy to niedyspozycją zdrowotną, czy też koniecznością odrywania się co rusz do palących i nagłych spraw. Niemniej udało się i swoje przemyślenia w formie recenzji publikuję zaraz po recenzji HD560S, jednocześnie dziękując p. Grzegorzowi za cierpliwość.
Dane techniczne
- Przetworniki: dynamiczne otwarte
- Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 41 kHz (-10 dB)
- Poziom ciśnienia akustycznego (SPL): 104 dB
- Impedancja: 150 Ω
- Zniekształcenia harmoniczne (THD): < 0,04 % (1 kHz, 100 dB)
- Waga: 260 g (bez kabli)
- Dodatki: kabel 3 m jack 6,3 mm + 3 m pentaconn 4,4 mm + adapter na mały jack
- Cena na dzień pisania recenzji: 2269 zł (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Jakość wykonania i konstrukcja Sennheiser HD 660S
Słuchawki te były zwiastunem zmian, jakie Sennheiser wprowadził w późniejsze rewizje HD600 i HD650. Pierwotnie, seria ta, może poza HD580 Precision, była oferowana w dwóch wykończeniach plastiku: marmurkowym dla HD600 i perłowym dla HD650, zachowując odpowiednio ciemne kolory obu modeli. Miały obłe zakończenia plastików, podczas gdy w HD660S zastosowano już nieco bardziej nowoczesną, nieco kanciastą formę. Ta forma jest obecna aktualnie w obu pozostałych modelach, z czego HD600 straciły swoją marmurkową fakturę.
Obudowa
Obudowa HD660S jest całkowicie plastikowa, choć pozostawiono metalowe elementy suwadeł ramion. Karnacja jest czarna i matowa, bez lakierowania, z drobnymi zmianami metalowych grilli bocznych (doszło logo na wytłoczeniu, jak w HD560S). Jej jakość jest dosyć standardowa – z jednej strony nie sprawia wrażenia, jakby miała się zaraz rozpaść w rękach, ale producent nie kwapił się od ukrycia widocznych odlewów np. przy gniazdach wtyków.
W pewnym momencie miałem wrażenie, że obudowy wykonuje ta sama fabryka, odpowiedzialna także za produkcję HD6XX i HD58X na zlecenie Massdropa. Aczkolwiek nie chciałbym być tu specjalnie uszczypliwy, bowiem nie doskwierało mi to podczas użytkowania słuchawek. Fakt faktem, matowe wykończenie ma tą samą wadę, co HD560S, a więc podatność na ujawnianie wszelkich zarysowań, tudzież ew. ścieranie się napisów na plastiku, jeśli będziemy próbowali słuchawki dotykać bardzo często w tamtych miejscach lub czyścić środkami niezbyt dla obudowy słuchawek obojętnymi.
Przetworniki w Sennheiser HD 660S
Przetworniki przypominają wyglądem jednostki z HD700 i jest tu wiele spekulacji na temat tego, czy faktycznie po zakończeniu produkcji tego modelu Sennheiser postanowił „zutylizować” w ten sposób swoje zapasy części i zaprzęgnąć je do nowej roli, czy też jest to coś zaprojektowanego całkowicie od postaw, a może po prostu wariacja przetworników dotychczas stosowanych w HD600/650 z tylko nieco inaczej wyglądającą z zewnątrz kapsułą, dającą takie a nie inne efekty akustyczne. Bardzo trudno jest mi to oceniać, więc nie chciałbym spekulować niepotrzebnie, choć gdybym miał strzelać, to wahałbym się między „dopicowanym” przetwornikiem z obecnych serii, a faktyczną przekładką z HD700, ale z naciskiem raczej na owe dopicowanie.
Pady, pałąk i wygoda
Czy coś więcej można powiedzieć o tych słuchawkach lub cokolwiek jest warte odnotowania jako swoiste novum? Ponad HD600 oraz HD650 – niespecjalnie, ponieważ ich wygoda się tak naprawdę nie zmieniła. Cały czas mamy te same pady, te same wkładki, te same obicie pałąka (wszystko w pełni zaczerpnięte z HD650), ten sam mocny docisk do głowy, choć jeszcze nie czyniący z nich słuchawek jednoznacznie niewygodnych, a i przez metalowe elementy systemu wysuwania mogący dać się wyprostować.
Dlatego też słuchawki te, jeśli planujemy użytkować jako codziennych kompanów odsłuchowych, muszą na głowie swoje spędzić, aby doszły do siebie. Po drodze wymienimy pewnie trochę padów, bo gąbki lubią w nich znikać tak samo, jak za dawnych lat, ale rozgięcie się widełek regulacyjnych, czy to samoczynnie, czy ręcznie (na własną odpowiedzialność), w wygodzie pomóc mogą dosyć konkretnie.
Z największych wad, prócz wspomnianego docisku, wymienić można jeszcze niesamowitą tendencję do łapania kurzu i brudu, nie tylko przez welurowe pady, ale także i matową obudowę. W tym względzie mam wrażenie, że bardziej „śliscy” fakturowo poprzednicy nieco lepiej sobie z tym radzą, choć pady pozostają między nimi takie same. Taki jest jednak aspekt pracy z padami welurowymi i każdy musi się do tego rad nie rad przyzwyczaić.
Jakość dźwięku Sennheiser HD 660S
Tym razem będzie to troszkę inny opis strukturalnie, niż zwykłem stosować w ostatnich recenzjach, ale wiernie oddający moim zdaniem charakter tych słuchawek. A tymże jest płynność. Ogromna płynność i przyjemność. Toteż i my będziemy sobie płynąć od ogółu do szczegółu z ich opisem.
Jak nie trudno się na tym etapie domyślić, HD660S zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie, ale co do zasady w istocie zaskoczyły. Z jednej strony strojeniem, z drugiej zestrojeniem przetworników, które pomiarowo wypadają bardzo blisko siebie i bez dużych odchyleń. Chwaliłem za to HD800 i uważam, że u Sennheisera proces parowania przetworników jest naprawdę wysoko na listach kontroli jakości. Jedynie prawy kanał gra delikatnie jaśniej pomiarowo, ale różnice są marginalne i łatwe do skorygowania samym sposobem nałożenia słuchawek na głowę. Bardzo możliwe też, że mimo powtarzalności pomiarów właśnie tam mają swoje źródło powstawania.
Choć pomiar wykazuje wyraźny szczyt w 6 kHz, a więc powtarzając jakoby historię z serii 800, HD660S nie kwalifikują się jako słuchawki analityczne, anemiczne. Takie bowiem przymiotniki latały w eterze pod ich adresem, w zasadzie obu wymienionych. Wydaje mi się, że w przypadku 660-tek spowodowane było to przez pryzmatowość postrzegania oceniających. Jedni podchodzili do nich względem HD600, inni HD650, jeszcze inni – HD700 czy nawet wspomnianych HD800. Ja natomiast podchodzę do nich z perspektywy żadnej z wymienionych par, nawet przy fakcie posiadania 800-tek od paru ładnych lat. Czynię to natomiast z widoków K240 MKII, K271 MKII, ESP/950, LCD-i3, LCD-i4, K1000, LCD-XC. Te wszystkie pary poszły bowiem w ruch w tym samym momencie, w którym HD660S przybyły na warsztat.
Czego się w Sennheiserach doszukałem, to na pewno nie wymienionych cech związanych z analizą i anemią. HD660S określiłbym za to jako słuchawki „normalne”, łączące w sobie różne – i sprzeczne niekiedy – cechy dźwiękowe, dające im sumarycznie powiew świeżości w tej mającej premierę w 1997 roku serii słuchawek. W tym wszystkim słuchawki od swojego dziedzictwa jednak uciec nie potrafią. Czemu – trudno powiedzieć. Być może po prostu tak działa ta konkretna konstrukcja komory, a być może Sennheiser nie chciał przestrzelić ze strojeniem i zaoferować de facto wydania HD700 w tańszym opakowaniu, tak jak pisałem przy okazji akapitu z przetwornikami.
HD660S grają ocieplonym, ale wciąż jeszcze naturalnym dźwiękiem, ale wciąż zmiękczonym i podwiniętym na skrajach. Najniższy bas i najwyższa góra są tu traktowane po macoszemu i czuć, że nie jest to szczyt kondycji. Bas nie schodzi aż tak nisko, jak nawet w LCD-i3, nie wspominając o i4, natomiast góra nie jest tak rozdzielcza i rozszerzona częstotliwościowo na najwyższych oktawach, jak w takich ESP/950. Tylko że to wszystko są słuchawki od HD660S lepsze, droższe, bardziej wykwintne można powiedzieć i przede wszystkim oparte na innych technologiach. Nakreślają one jednak pewne modus operandi w podchodzeniu do HD660S i jednocześnie uczą pewnej pokory. Że choć 660S mogą się bardzo podobać (i podobają), to wciąż będzie to dźwięk technicznie mający skazy i naleciałości.
Jednocześnie są to tak naprawdę dwie moje główne przywary pod ich adresem. Mocniejszy niski bas oraz wyraźniejsza najwyższa góra (a co za tym idzie scena) i można zacząć się zastanawiać nad jednoznacznym górowaniem nad pozostałymi modelami z serii HD6xx. Nadanie HD660S klimatu swoich poprzedników to niestety też skopiowanie ich wad, organizując dźwięk wokół średnicy i charakteru odświeżonych klasyków. Przyjemnych i nadających się na długie odsłuchy, nawet z bolącą głową czy w stanie sugerującym mocno zakrapianą imprezę dnia poprzedniego. Te słuchawki są „przyjemnie zwyczajne”, niby nie oferujące żadnego potężnego atutu, a jednak będące właśnie w tym względzie atutem samym w sobie największym.
Wokal umieszczono bardzo blisko słuchacza. Jest to wizytówka całej tej serii i choć nie jest to aż takie przybliżenie jak w HD600 czy grubość jak w HD650, mam wrażenie że łączy w sobie jedno i drugie, dorzucając trochę styl samych HD700, a więc oddalenie na tyle, aby nie być już wpychanym w gardło. Słuchawki nieco na tym tracą moim zdaniem. To była w istocie wizytówka. Z drugiej strony na równie płynnych lampach z bliskim środkiem ten styl wraca, także może to i lepiej, że słuchawki mają nieco więcej marginesu w tym miejscu. Sam głos śpiewany jest ocieplony, ale nie na potęgę. Bardzo przez to naturalny, przyjazny, unikający sybilacji, ale nie zamulony w żaden sposób, nie zagęszczony, przyciemniony do przesady. Zależnie od utworu, ale niekiedy można powiedzieć, że jest niemal idealny, choć wciąż gdzieś tam z tyłu kołacze jego ocieplona stale natura.
Sopran to rzecz w HD660S bardzo de gustibus. Choć testowałem HD600 dawno temu, pamiętam cały czas wiele aspektów mających w nich miejsce i śmiem zaryzykować stwierdzenie, że jednak 600-tki były bardziej neutralne, jaśniejsze, mające więcej światła, ale też nieco większą płynność. HD660S to z kolei taki specyficzny półmrok, coś pomiędzy HD650 a HD600. W tym względzie zaczynam rozumieć czemu część osób wskazywała na ich analogie do HD650. Pojawia się jednak też i więcej detalu, który jest bardzo sprytnym trikiem, polegającym na większym dole, poprzedzającym obszarowo wybicie w okolicach 8-9 kHz. HD600 nie pamiętam aby miały tak mocno zaznaczony spadek, a przy całościowo większej energii sopranu ma miejsce paradoks taki, że wydawać się mogą bardziej koherentne i gładsze na przejściu.
Lądowanie HD660S na warsztacie zaliczyły w momencie, gdy bawiłem się świeżo co przybyłymi LCD-i4 oraz desperacką troszkę equalizacją i3, aby grały co do fundamentu tonalnego tak, jak ich 3-krotnie droższy brat. Udawało się, a gdy już doszedłem do ściany z daną metodologią korekcyjną, postanowiłem zrobić sobie przerwę od walki z sopranem i jego barwą, sięgając po HD660S jako taki swego rodzaju przerywnik. I nie zawiodłem się.
Być może właśnie tego mi brakowało. Słuchawek grających podobnie, jak LCD-i3, ale wprost z pudełka, a nie po wymyślnych fikołkach związanych z korekcjami barw. Proszę mnie nie zrozumieć źle – traktuję to jako wyzwanie i cieszę się, że i3 tak wyraźnie reagują na EQ, bowiem nie sądziłem iż dociągnięcie do strojenia i4 będzie jakkolwiek możliwe. A udało się w 80-90%. Nie mylić z jakością. HD660S natomiast dały mi bardzo podobną przyjemność w rejonie średnicy oraz łączenia się niższej góry z górą właściwą, co właśnie i4. Gdzie od razu muszę dodać, że i4 są u mnie absolutnym TOPem jeśli chodzi o słuchawki dokanałowe w 2020 roku. Po drobnym dostosowaniu nie słyszałem słuchawek tak malutkich, a o tak wielkim dźwięku, formacie, naturalności i przyjemności barwy, która w gust mój wchodzi niczym ręka we własną kieszeń.
Zrozumiałym byłoby więc, że HD660S z takiego pojedynku, nawet jeśli wcale nie zamierzonego, wyjść muszą poobijane. Nie ta jakość, nie ten poziom wrażeń, nie te wykończenie rzeczonych skrajów i przede wszystkim… nie ta cena. To samo tyczy się i3, które kosztują 3 razy mniej, a po karkołomnych i desperackich zabiegach okazują się nawiązywać pościg. HD660S nie musiały się z niczym ścigać, ale współdzieliły tą właśnie cechę z i3 – oferowały sporo jak na swoją cenę.
Brzmi to pewnie dziwnie, ponieważ HD660S są uważane czasami za niewspółmiernie droższe od swoich odpowiedników klasycznych, które z kolei można dostać na całkiem godziwe pieniądze z drugiej ręki. Ale tak samo jest i z 660-tkami, które także da się złapać w dobrej cenie. A ponad wszystkim, jeśli już mówić o skuteczności obranego kierunku, mi osobiście się on tu bardzo dobrze widzi. Mało tego, spodziewałbym się nawet bardziej radykalnych zmian względem wspomnianych skrajów pasma. Jest dobrze, ale mogłoby być jeszcze lepiej. Ponieważ nie jest, z tym co mamy musimy wojować i wcale nie jesteśmy na przegranej pozycji. Nie pamiętam aby HD600 czy HD650 miały tak zaznaczone aspekty techniczne, lepsze technicznie wykończenie tych samych skrajów, które przed chwilą skrytykowałem jako niedostatecznie rozwinięte ilościowo w obu kierunkach. Z drugiej strony pamiętam, że jedna i druga para miała swój bardzo unikalny klimat, analogowy i ciepły, przyjemny, w HD600 z większą dozą neutralności, podczas gdy w HD650 idąc w stronę starych Audeze LCD-2F, które grały mi wtedy bardzo podobnie, jeszcze przed zmianą przetworników w 2016 roku.
Oczywiście tam też jakość była lepsza, bezapelacyjnie, ale traktowałem HD650 jako ich tańszy, bardziej pospolicie brzmiący substytut. Z drugiej strony w LCD-2F można było wykonać dokładnie ten sam zabieg. I tak się to ciągnęło.
Pytanie czyim substytutem byłyby HD660S? Z pamięci wskazałbym u Audeze ich LCD-GX, ew. LCD-i3 po korekcjach/dostosowaniach. GX też były bardzo przyjemne w odbiorze, można było ich słuchać długo i bez specjalnych konsekwencji. Tak samo 660S. Choć cały czas słyszę ich niedoskonałości, głównie z zejściem basowym, typowo takim „dynamicznym” można powiedzieć, to nie mogę powiedzieć, że słuchawek tych nie lubię. Z jednej strony ma się świadomość doskonałą, że nie są to słuchawki idealne, a jednak zakłada się je na głowę i słucha. Po pół godzinie wsiąka jak w gąbkę, a każda kolejna para założona po nich brzmi zbyt krzykliwie, drażniąco, z mocniejszą agresją i atakiem. To ostatnie to tylko wrażenie, bowiem po prostu sopran HD660S jest tak skonstruowany, aby nie być nawet takim jak w i3 czy ESP/950, gdzie część jest ocieplona, a część wysoce detaliczna, ale tworząc koherentną i spójną, płynną masę. Ale nie tak znów płynną jak w HD650, dzięki czemu słuchawki zachowują taki specyficzny, misternie utkany status quo między detalicznością, a muzykalnością, charakterem jedynie przechylając się w stronę tego drugiego elementu.
Moim zdaniem, gdyby HD660S miały lepiej pociągnięty najniższy bas i sopran, tj. nieco bardziej agresywny i rozciągnięty, byłoby perfekcyjnie. Ale też istniałby szereg warstw ryzyka. Przede wszystkim słuchawki mogłyby nagle eksponować swoje niedoskonałości klasowe, ale najbardziej producent zapewne obawiał się gromów ze strony fanów starszych serii. Problem zmierzenia się z legendą. Dlatego być może AKG nie było zainteresowane zabawą w następcę K1000, a Sony nie planuje dalszych prób wskrzeszania R1 poza trochę kontrowersyjnymi Z1R.
Choć nie jest to ten sam przetwornik co w HD580/600/650 itd., a zapożyczony z HD700 (czy może po prostu ponownie użyty, skoro HD700 nie są już produkowane i nie odniosły rynkowego sukcesu), to jednak zmiana komory akustycznej wpłynęła na niego tak samo, jak wpływa na przetwornik HD800. Mało kto bowiem wie, że ten słynny „igielnik” i „żyleciarz” bez komory akustycznej gra bardzo podobnie do tego, co prezentują sobą HD660S. To ponowna iteracja tej samej technologii, ale na innych pryncypiach akustycznych. To, co słyszymy w HD660S w zakresie ich strojenia, to zwykła fizyka, a raczej zmiana sposobu, w jaki jej prawa są aplikowane.
Osobną kwestią pozostaje więc, czy mogłoby to wszystko być zaaplikowane lepiej. Uważam, że mimo wszystko tak. Choć w ich cenie, tj. 1800 zł, mamy wciąż kawał dobrego dźwięku, a przede takiego, którego można słuchać długo i głośniej niż zazwyczaj, nie mogę do tej pory pozbyć się wrażenia, że tym słuchawkom potencjał jeszcze się nie skończył. Zresztą to samo przeczucie miałem z HD560S i jak się okazało – słusznie. 660S grają w bardzo „relaksująco-uporządkowany” bym powiedział sposób, a raczej utrzymując taki właśnie kierunek. Rozciągnięcie skrajów to jedno, ale proszę zauważyć, że tyle tekstu napisawszy nie powiedziałem nic negatywnego o strojeniu sopranu czy zachowaniu się średnicy. W tych rejonach wszystko jest na moje uszy w porządku, nawet bardzo. To chyba dziedzictwo tych konstrukcji i być może Sennheiserowi należy się wręcz podziw za to, że teoretycznie na innych przetwornikach osiągnął w praktyce tak wielką imitację oryginalnego strojenia, A może po prostu te obudowy już tak mają i tworzą taką a nie inną akustykę? Choć i ingerencji w same przetworniki odmówić nie sposób, gdy może „to tylko tak wygląda” i twierdzenia o przełożeniu przetworników z HD700 są wyłącznie poparte tym co widać, a nie w 100% wiarygodną obdukcją? Któż to wie.
Synergiczność
Słuchawki te lubią oberwać napięciem i moim zdaniem idealnym kompanem dla nich jest sprzęt, który zagra:
- jaśniejszym skrajem sopranu
- dobrą techniką
- z wyraźnym zejściem basowym
- ogromną sceną
- wysoką klasą całościową dźwięku
Dobrze by było, gdyby źródło miało też odpowiedni zapas mocy. Niekoniecznie musi być to prądowy potwór, nie musi także być to lampa. Niemniej warto, aby oscylował wokół dobrych urządzeń o jaśniejszym zabarwieniu. Już stara poczciwa karta pokroju SC808 jest w stanie wyciągnąć z tych słuchawek bardzo komfortowy poziom wrażeń dźwiękowych, także w świadomych rękach i z umiejętnym podejściem do tematu, tor zbudowany wokół HD660S w żadnym wypadku nie musi być drogi. Choć oczywiście jakieś modyfikacje, inwestowanie w tor, inne pady (jeśli jest to możliwe i nie zamorduje akustyki) mogą sumarycznie poskutkować podniesieniem się poziomu doświadczeń.
HD600, HD650 czy HD660S?
Skoro nie ma odpowiedzi, to może udałoby się sformułować przynajmniej jakąś podpowiedź? Ze swojej strony doradzić mogę jedną rzecz, bazującą na obserwacjach i doświadczeniu z różnymi słuchawkami.
Weźmy sobie na przykład HD600 i HD650. Obie pary są do siebie dosyć podobne, ale grające inaczej. HD600 równiej i bardziej neutralnie, choć wciąż naturalnie. HD650 z większym basem środkowym i muzykalnością, cieplej i ciemniej. Jeśli każdą z tych par spróbowalibyśmy torem sprowadzić do wspólnego mianownika, nie udałoby się. Chyba, że jakieś ciężkie modyfikacje pojawiłyby się na wokandzie, ale ani HD600 nie udałoby się ocieplić do poziomu HD650, ani HD650 rozjaśnić do poziomu HD600. Bawiąc się dampingiem moglibyśmy tylko popsuć dynamikę i najpewniej scenę. Kupienie więc HD600 pod cieplejszy tor ma więc sens taki sam, jak kupienie HD650 pod jasne towarzystwo. Ale tylko wówczas jest to zasadne, gdy chcemy pozostać wciąż w domenie dźwiękowej tych słuchawek i nie robić im rewolucji, a jedynie oszlifowanie i precyzyjne dostrojenie tego, co już w nich jest.
Bazując tylko na pamięci, powiedziałbym, że subiektywnie każda para posiada różne przymiotniki względem tego, jak każdą z nich zapamiętałem. HD660S są jednak takim swego rodzaju łącznikiem, który najwięcej czerpie z HD650, ale wykazuje się szybkością i nie aż taką koherencją, jaką pamiętam z 650-tek, mimo zachowania wciąż dużych pokładów przyjemności i płynności. Bliżej im jednak w niektórych aspektach do HD600. Najważniejsze jednak, że HD660S nie są cudowną maścią na wszystkie bolączki tej serii i nadal będziemy mogli zaobserwować tu problematykę czy to niedostatecznego rozciągnięcia basu, czy też relatywnie oszczędnej sceny. Czy są to wady, czy może po prostu cechy – po części chyba jedno i drugie.
Wciąż, fani najbardziej neutralnego przekazu mogą spokojnie patrzeć myślę w stronę HD600. Miłośnicy muzykalności, aż wręcz do stadium kocyka (sławny „Sennheiser veil”), nadal mogą rozpływać się w ciepłym i koherentnym dźwięku HD650. Dla kogo będą więc HD660S? Prawdopodobnie dla tych, którym marzą się HD650 z dodatkowym pazurem na górze i większą dynamiką wprost z pudełka. Takie bardziej „utechnicznione HD650 puszczające oczko do HD600”… i tak bym je finalnie skwitował.
Największą sensowność zakupu będzie jednak ustalała finalnie cena. Na dzień pisania recenzji, cena zakupu na oficjalnej stronie Sennheiser.pl wynosi 2269 zł. Tymczasem sklepy w większości oferują je za 1819 zł, z wahaniem między 2149 do nawet 1669 zł, przynajmniej patrząc po wynikach z Ceneo. Co ciekawe, ten sam jeden sklep potrafi je oferować w dwóch różnych cenach, zależnie czy zakupu dokonujemy bezpośrednio na stronie sklepu, czy na Allegro. Tu zapewne do gry wchodzi doliczenie prowizji, ale rozpiętość cenowa sama w sobie jest ogromna i trudno powiedzieć od czego uzależniona. Dla nas, konsumentów, im mniejsza cena, tym lepiej, choć jak zawsze należy uważać na zakupy w sklepach niemożliwych do zweryfikowania lub używających zdjęć z innych portali bez ich zgody.
Podsumowanie
Największy dylemat w zakresie oceny HD660S to stwierdzenie, że są to słuchawki lepsze lub gorsze od HD600 i HD650. Bazując co prawda wyłącznie na mojej pamięci, raczej stwierdziłbym, że po prostu inne. Z HD600 dziedziczą podwinięcie dolnego skraju i nieco bardziej detaliczny sznyt w ramach wciąż ciepłej jednoznacznie góry, którą z kolei dziedziczą z HD650. Takie trochę pomieszanie z poplątaniem, ale realizowane w nieco lepszej jakości względem obu tych modeli z racji nowszego przetwornika z modelu jeszcze wyższego i niepodobnego już kompletnie do obu. Które będą „najlepsze” – tu już naprawdę ciężko jest się dokładnie wypowiedzieć i nawet jeśli, to za każdym razem dla każdego użytkownika werdykt może być dowolnie wypadający na jedną z tych trzech par. A trzeba pamiętać, że do gry wchodzą tu także względy ekonomiczne (HD660S najdroższe, HD600/650 często na rynku wtórnym w lepszych cenach), a wraz z nimi także i pewne „wytrychy” (HD58X i HD6XX z Massdropa).
Na moich barkach taka arbitralna deklaracja nie spocznie, ponieważ HD600 testowałem lata temu, a HD650 najwcześniej na AVS 2019 i to tylko przelotem na uszkodzonym adapterze. Sytuacji nie ułatwia też fakt, że nie mogę wesprzeć się danymi pomiarowymi. Co nie zmienia faktu, że słuchawki te, mimo swoich oczywistych wad: ograniczenia na rozciągnięciu basu, sopranu oraz w konsekwencji małej sceny, były naprawdę bardzo przyjemne w odbiorze i z głowy, zwłaszcza późnymi porami wieczornymi, zejść nie chciały, mimo że swoją obecność zaznaczały wyraźnie (docisk). Nie zmienia to też faktu, że HD660S traktuję względem HD600 i HD650 nie jako rewolucję, nie do końca też ewolucję, a bardziej wariację, wynikającą z chęci zagospodarowania kluczowych części z dwóch różnych konstrukcji w ramach jednej, bardzo podobnej do poprzedników formy. A czy już dla kogoś będzie lepsza poprawność HD600, koherencja i płynna muzykalność HD650, czy też misz-masz jednego z drugim okraszony lepszą technicznością, tu już zdecydować trzeba samemu.
Na dzień pisania recenzji, uśredniona cena słuchawek Sennheiser HD 660 S wynosi 1819 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- lekka, ponadczasowa konstrukcja
- metalowe elementy systemu wysuwania
- przyjemne w dotyku pady welurowe i w pełni otwarta konstrukcja
- odpinane okablowanie w dwóch rodzajach (BAL/SE)
- bardzo przyjemne i muzykalne brzmienie z nutką detalizacji
- dźwięk nie drażni nawet podczas długich, nocnych odsłuchów
- łączenie w sobie cech HD600 i HD650
- wyższy poziom techniczny i jakościowy dźwięku niż oba wymienione modele
- stosunkowo łatwe w napędzeniu i wysterowaniu
- podatne na dopieszczenie torem
Wady:
- dziedzictwo serii 600: umiarkowana scena, ograniczone zejście basu oraz rozciągnięcie góry
- plastikowa konstrukcja podatna na rysy i otarcia, a metalowe grille na odpryski
- docisk słuchawek do głowy trochę powyżej przeciętnej
- koszt i żywotność materiałów eksploatacyjnych
- duże fluktuacje ceny końcowej, która też mogłaby być jednak niższa niż sugerowana 2269 zł
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla p. Grzegorza za użyczenie Audiofanatykowi swojego prywatnego sprzętu do testów
Witam, z góry przepraszam za pytanie w tej formie (jeżeli miejsce jest nieodpowiednie, proszę usunąć komentarz).
Czy miał Pan może do czynienia z serią IE PRO tegoż producenta, konkretnie modelem IE 40 PRO? (niekoniecznie w kontekście krytycznej oceny)
przepraszam za zaśmiecanie. na końcu recenzji znajduje się link do forum i sugestia aby tamteż się udać w celach dyskusyjnych.
Nic nie szkodzi Panie Piotrze. Odpowiadając – nie. Wszystkie modele Sennheisera z którymi miałem styczność mają swoje recenzje na blogu. Nie zdarzyło mi się mieć styczności z ich modelami dokanałowymi.
bardzo dziękuję za odpowiedź. zapytałem ponieważ większość ich recenzji jest bardzo pozytywa – niestety większość tychże, przynajmniej w anglojęzycznym internecie, pochodzi z „młynków” opiniotwórczych, portali które mają w swoich archiwach setki testów.
Trudno powiedzieć czemu tak jest. Absolutnie nie odmawiam nikomu prawa do posiadania własnej opinii na temat tych słuchawek, obojętnie jakiej, czy euforycznie pozytywnej, czy agresywnie negatywnej. Być może część osób po prostu lubi taki dźwięk i wpada on im w gust. Być może we wspomnianych „młynkach” podchodzi się do testów już rutynowo i mechanicznie. Na pewno natomiast absolutnie zyskują w moim odczuciu we wszystkich aspektach po wymianie padów na takie, których materiał serwuje jak sądzę lepszą szczelność i mniejsze rozpraszanie dźwięku. Pomiary przynajmniej zdają się na to wskazywać. Także do zakupu słuchawek należy liczyć jeszcze pady, jeśli wprost z pudełka okaże się, że grają tak jak opisałem w recenzji i chciałoby się, aby zagrały tak jak w akapicie po wymianie padów.
Zapewne chodziło Panu o Sony MDR-R10, legendarny model tej firmy z muszlami wykonanymi z drzewa Zelkova. Nie mylić z MDR-10R ( podobne do 1R i 1A).
Co do samych HD 660s, słuchałem wielu modeli z niżej schodzącym basem czy bardziej detaliczną górą, jednak chyba żadne nie dały mi jeszcze tyle przyjemności z odsłuchu. Szczególnie z wracających do łask, czarnych płyt, jednak także dobrej jakości pliki audio nabierają jakby bardziej analogowego brzmienia. Być może jest to efekt wspomnianej przez Pana płynności czy też gładkości.
Pozdrawiam serdecznie.
Witam ! Chciałbym się zapytać o wzmacniacz słuchawkowy który by dobrze współgrał z tymi słuchawkami. Na forach z tego co czytałem jest pomieszanie z poplątaniem, każdy pisze co innego, a nie zawsze w sklepie można przetestować osobiście każdy sprzęt który by sie chciało. Z tego co mi wiadomo słuchawki te potrzebują dobrego wzmacniacza, najlepiej lampowego, żeby wydobyć z nich to co najlepsze, czy dostałbym coś w granicach ok. 2000zł co byłoby dostępne bez problemu na polskim rynku ? Wiele dobrego słyszałem o feliks audio echo, ale można znalazłaby się też inna, może tańsza alternatywa. Byłbym b. wdzięczy za odpowiedź, pozdrawiam
Witam Panie Andrzeju,
Pomieszanie z poplątaniem jest dlatego, gdyż mieszają się tam zarówno opinie użytkowników, z których każdy ma swoje własne doświadczenia, jak i opinie handlowców, którzy opisują swój własny asortyment w sposób kompletnie oderwany od preferencji i oczekiwań pytającego.
Nie potrzebują one wcale wzmacniacza lampowego, tylko dobrego wzmacniacza jakiegokolwiek, który zaoferuje im dobrą scenę i najlepiej granie na planie V, aby podnieść skraje pasma. Sam osobiście może szukałbym czegoś u Toppinga, może jakieś używane Aune.
Pozdrawiam.
Dziękuję bardzo o odp. Czy mógłbym jeszcze prosić o jakieś konkretne modele z firmy aune, które by spełniały te kryteria ?
Z nowych raczej żadne. Z używanych może S16 lub S6, choć w tych ostatnich trzeba uważać na problemy z ekranami (dziwne zakłócenia niewiadomego pochodzenia).
Ciekawe czasy, ponad 10 lat temu kupowałem HD600 za około 900zł, w tym czasie AKG k701 kosztowały 1500zł.
Dzisiaj ceny HD600 zaczynają się od 1250zl podczas gdy k701 są dwa razy tańsze.
Dzisiaj uważam HD600 za nudne słuchawki i myślę, ze w tej kwocie można kupić coś o wiele ciekawszego/lepszego.
Tak, wiem, ze recenzja jest o HD660s.
Dzień dobry,
Czy te słuchawki nadają się do karty dźwiękowej AIM 808 czy to już za wysoka liga? Jeśli tak to czy kable AC2 dadzą w takim zestawie zauważalnie więcej basu?
Dzień dobry,
szybkie pytanie: niedługo będe w posiadaniu HD660S + karta dżwiękowa AIM SC808 (kupiona pod wpływem recenzji Pana Jakuba co było świetną decyzją). Jaki wariant wzmacniaczy operacyjnych będzie najtrafniejszy?
2x LME49720 + LM4562NA
2x LME49720NA + LM6172IN
czy może cos jeszcze innego?
Pozdrawiam
Dzień dobry,
Najtrafniejszy wariant to fabryczne kości JRC4580D, kosztujące 1,50 zł za sztukę. Urządzenie jest najlepiej dostosowane do pracy właśnie z tymi układami. Wykonane po latach badania oraz wnikliwe testy pomiarowe, zarówno moje własne, jak i opublikowane na portalach zagranicznych, wykazały brak jakiegokolwiek wymiernego i korzystnego wpływu na dźwięk w zakresach, które mają znaczenie w audio. Tym samym problem wyboru wzmacniaczy operacyjnych nie zachodzi, a różnice w dźwięku okazały się niestety tylko subiektywnymi odczuciami i efektem placebo.