Recenzowany model jakiś czas już temu debiutował na „audiofilsko-budżetowych” salonach i zdążył przez ten czas zebrać sporą ilość pochwał, jak również trochę krytyki. Niezmiennie zadziwiają mnie jednak często obserwowane próby podejścia do słuchawek nie przez pryzmat bycia po prostu słuchawkami, a produktem nastawionym bezwzględnie na zysk, sprzedaż „na fali”, będącej mieszanką nowości, ciekawości i niewiadomych jeszcze możliwości. Czyli nic innego jak tzw. „hype”. Na całe szczęście ten już zdaje się minął, toteż na spokojnie i bez przysłowiowego ślinienia się pozostała część osób zajmujących się przygodnym opisywaniem słuchawkowych wojaży może wreszcie przysiąść do przedmiotu recenzji i w całkowitej ciszy sprawdzić, czy może też bardziej po prostu zweryfikować, wszystko to, co zdążyło wokół niego narosnąć. Tym samym zapraszam do recenzji całkiem interesujących i tanich słuchawek Philips SHP9500, bowiem o dobrych (choć czasami również i tych złych) słuchawkach warto mówić myślę bez względu na czas i porę, a także na przekór tym, którzy mniej lub bardziej uzurpują sobie wyłączne prawo do ich opisywania.
Dane techniczne
– Przetworniki: dynamiczne, otwarte, 50 mm
– Pasmo przenoszenia: 12-35 000 Hz
– Impedancja: 32 Ohm
– Maksymalna moc wejściowa: 200 mW
– Czułość: 101 dB
– Długość kabla: 3m, jack 3,5 mm-jack 3,5 mm
– Cena: od 300 do 400 zł
W zestawie otrzymujemy:
– słuchawki
– kabel sygnałowy
– adapter na 6.3 mm
Jakość wykonania i konstrukcja
Konstrukcja SHP9500 jak na swoją cenę jest po prostu wyśmienita, zarówno pod względem wizualnym, jak i materiałowym. Pałąk to bardzo lekki i giętki plastik z wyściółką syntetyczną od strony wewnętrznej. Przymocowana jest do niego wygodna, materiałowa, elastyczna opaska ograniczająca. Wysunięcie odbywa się poprzez wyciągnięcie każdej nausznicy za pomocą stalowych suwadeł z podziałką, która ułatwia precyzyjne jego „dozowanie”.
Każda muszla posiada dwuosiowy system regulacyjny, który chodzi niestety bardzo opornie. Wymusza to na użytkowniku dosyć specyficzne założenie słuchawek na głowę: słuchawki po założeniu dociskamy do głowy tak, aby złapały odpowiedni kąt. Oznaczenie kanałów jest maksymalnie czytelne – oznaczenia znajdują się nie tylko na słuchawkach, ale też zostały namalowane na maskownicach przetworników.
Wygoda tego modelu jest wyśmienita. Bardzo mały docisk do głowy powoduje, że można w nich siedzieć godzinami, a nawet jeśli nausznice okażą się w naszym wypadku za płytkie, to uszy ładnie opierają się na wewnętrznym materiale i bez wspomnianego zbyt mocnego docisku nie są w żaden sposób ugniatane ani prasowane. Nausznice wykonano z materiału swobodnie przepuszczającego powietrze, toteż odczuwalna jest nie tylko lekkość, ale też i cyrkulacja powietrza. Fantastycznie sprawdza się to w upalne, gorące dni, takie jakie towarzyszą nam zwłaszcza o tej porze roku. Ze względu na taki a nie inny stan rzeczy, słuchawki niemal kompletnie nie izolują od otoczenia.
Sporym minusem jest fakt, że Philips postanowił nausznice przyklejać i z tego względu maksymalnie utrudnił ich wymianę na coś innego. Owe coś innego również może być dosyć trudne do dobrania, aczkolwiek najbardziej prawdopodobnym przepisem na sukces mogą być nausznice od HM5 z odpowiednią wkładką z tworzywa pełniącego rolę talerza i przyklejenie takowych na powrót do powierzchni słuchawek. Po pewnym czasie zauważyłem również, że nausznice potrafią mnie drapać w policzki, ale częściową winę za to ponosi zapewne moja broda i przyzwyczajenie do albo nausznic skóropodobnych, albo klasycznego weluru.
Bardzo praktyczny okazuje się być odpinany kabel, który czyni jego wymianę bajecznie prostą. Nie ma znaczenia jego orientacja i to, czy lepiej wykończony wtyk znajdzie się w muszli, czy w urządzeniu źródłowym. Narzekać można jedynie na wyczuwalny efekt mikrofonowy.
Słuchawki mimo bycia w klasie niższej rozwiązań słuchawkowych, warto poddać wygrzewaniu. Ok. 30-40 godzin powinno wystarczyć, aby w SHP9500 mogło się doświadczyć pełni ich brzmienia. Polepszeniu uległ po wygrzaniu chociażby bas o którym na pewno napiszę trochę więcej przy okazji opisu brzmieniowego.
Brzmienie
Sprzęt testowy wykorzystany w recenzji:
– słuchawki: AKG K240 DF, AKG Q701, Beyerdynamic DT990/600 Edition, Superlux HD669,
– sprzęt źródłowy: Audio In Motion SC8000, Audio In Motion SC808, Aune S16, Aune T1 MKII, NuForce DAC-80, NuForce Icon HDP, NuForce uDAC-2,
– oprogramowanie: Foobar2000 1.3.1 w trybach DS, DSD128 (DSDIFF decoder) i WASAPI.
Bas
SHP9500 nie należą do potworów basowych i na pierwszy rzut ucha nie legitymują się mocnym wygarem od parkietu. Z drugiej strony stwierdzić, że basu Philipsy nie mają, było kłamstwem i kompletną nieprawdą. Bas jest, potrafi ładnie zejść, ale na ogół próbuje się przed tym powstrzymywać. Najniższe jego rejony są trochę powściągliwe względem reszty fragmentów basowego spektrum, toteż może pojawić się pewien zarzut o ich nierówne w tym względzie granie, jeśli źródło nie będzie im trochę pomagało, ale też same słuchawki nie zostaną poprawnie założone na głowę.
I tu też od razu wskazówka, że regulacja kąta nachylenia muszli do głowy ze względu na bardzo mały docisk, musi być wykonana pewnym sposobem po stronie samego użytkownika. Należy po założeniu słuchawek docisnąć je do uszu w taki sposób, aby słuchawki mogły złapać odpowiedni kąt systemu regulacji, który nie wiedzieć czemu stawia pewien opór. Dopiero wtedy można mówić, że bas jest należycie w nich reprodukowany, tzn. przekazywany jest dokładnie tak, jak grają słuchawki. W kategoriach ogólnych nadal moje uwagi z poprzedniego akapitu mają miejsce.
Zarzuca im się nudność, ale słuchawki potrafią w tym względzie zaskakiwać. Na początku odsłuchów model ten miał problem z zaserwowaniem basu w ilości nawet większej, niż moje K240 DF, a przecież te drugie niespecjalnie słyną na świecie z basowości. Na dodatek mają wymagania znacznie większe od SHP. Ostatecznie okazało się jednak, że gdy już Philipsy „doszły do siebie”, a mój ośrodek słuchu do nich, zmiana słuchawek z DF na SHP wykazywała należytą (i nieco większą całościowo) ilość basu po stronie Philipsów. DF z kolei unaoczniały nierówność linii basowej Philipsów, tj. skupianie się bardziej na środkowym basie, aniżeli krańcu.
Czy to wada? Raczej obserwacja. Przy całościowo dobrym zejściu, jakie cechuje SHP9500, bas plasuje się po stronie ładnie wyważonych i z naciskiem na muzykalność przy jednoczesnej zdrowej powściągliwości. Przesuwa się nieco w stronę poniżej punktu optymalnego, a więc balansu między obecnością a zaakcentowaniem i wydźwiękiem. Tym samym plasuje się w tej samej grupie tonalnej, co chociażby K612 PRO.
Średnica
Ma swój wyraźnie neutralny charakter, jako że nie czerpie w słyszalny sposób z zasobów pokładów basowych. Występuje w roli zawieszenia między bliskością, a oddaleniem, dzięki czemu wokale brzmią z jednej strony w naszym kierunku, całkiem dosadnie, ale też można poczuć odgradzanie się ich przed nami. Wokaliści śpiewają do nas, ale jednak na scenę wejść nie możemy, bo złapie nas ochrona.
Barwa środka nie jest też specjalnie pogrubiana, znajduje się nieco bo bardziej suchszej stronie i nie odchodzi od poczucia nasycenia, soku, słodkości. Te cechy ze względu na lekkie podsuszenie winny być kompensowane źródłem. I faktycznie, Electro-Harmonix z T1 MK2 ładną czyni z nimi robotę, dodatkowo owy zakres nam przybliżając, choć równie interesująco grało to z Iconem HDP. Dlatego więc o ile średnica prezentuje tu dosyć zwyczajny format, na pierwszy rzut ucha niespecjalnie rzucający się w uszy czymś namacalnym w kontekście jakości, czy też własnego unikatowego charakteru, to właśnie źródło będzie decydowało o ostatecznym jej smaku.
Jeśli nasze preferencje skłaniają się w stronę neutralności charakteru i bardziej normalnej prezentacji wokali, najpewniej będziemy chcieli zostawić wszystko tak, jak jest. Jeśli natomiast będzie nam brakowało tu smaku, wyrazu, nasycenia, to tylko źródło o takiej właśnie sygnaturze może zaoferować tego typu przyjemności. Oczywiście wymieniane wyżej T1 i HDP są przerostem treści nad potrzebami, jakimi SHP9500 się legitymują. Philipsy spokojnie zadowolą się czymś tańszym, także nie ma obaw.
Góra
Wyraźny i bardzo równy zakres, ładnie akcentujący przede wszystkim fragment 4-5 kHz. SHP mimo niskiej ceny nie dostają tu żadnej czkawki związanej z rozdzielczością, czy wyrazem, trzymając się dzielnie między nosowością, a zachowaniem gardłowego animuszu. Naprawdę jestem pod wrażeniem, jak równo starają się ciągnąć owy zakres w niższych partiach sopranu (do 10 kHz), choć nadal wyczuwalna jest tu naleciałość neutralnego, trochę osuszonego charakteru całościowego. Nawet lekka chropowatość dźwięku przy tym pułapie finansowym jest według mnie do pełnego zaakceptowania.
Co ciekawe, mimo plasowania się pośród słuchawek generalnie już jasnych, zakres ten dosyć rzadko wpada w sybilację. Decydują naturalnie w tym względzie utwory, ale w przypadku tych z co bardziej zaakcentowanym sopranem, otrzymujemy po prostu ostrość. Wynika to z pewnej przypadłości tonalnej tych słuchawek, a więc wspomnianym progu 10 kHz. Otóż po jego przekroczeniu słuchawki notują wyraźny spadek przebiegu tonalnego, toteż wszelakie pogłosy, echa i inne tego typu smaczki zaczynają nam gdzieś uciekać, robią się trudniejsze do wyłapania. Słuchawki przypominają mi tym samym latarkę, która choć świeci dosyć intensywnie, a nawet bardzo intensywnie, skupia się tylko na pewnym obszarze i nie rozprasza się na krawędziach. Ma to tym samym swoje bardzo specyficzne przełożenie na scenę.
Scena
Ta dzięki temu, o czym pisałem wyżej i mimo bardzo lekkiej, otwartej wręcz formuły tych słuchawek, jest dosyć umiarkowana i zrównoważona w swoim zachowaniu. Generalnie takie zachowanie w normalnych warunkach od razu zrodziłoby u mnie podejrzenia, że winne jest bardzo kaleczące scenę źródło. Niestety (choć dla mnie osobiście raczej stety), wina leżała po stronie słuchawek i owego punktu krytycznego, a więc granicy 10 kHz.
Z SHP jak zawsze w takich sytuacjach sięgam po trochę bardziej precyzyjny sprzęt korekcyjny, aby lepiej móc zdiagnozować w czym tkwił problem i dostosować tonalność do satysfakcjonującego poziomu. Podbicie sprzętowo punktu 15 kHz od razu dawało dodatkowe wrażenie oddechu i słuchawki zadziwiająco wręcz zaczęły się otwierać. Warunkiem jednak dla poprawnego przeprowadzenia korekcji było absolutne pozostawienie w spokoju wszystkiego, co znajdowało się poniżej 10 kHz, zwłaszcza rzeczonego punktu 4-5 kHz, w którym słuchawki są najbardziej „gorące”. Unikniecie Państwo wówczas zgubnych dla całego obrazu dźwiękowego przeostrzeń. Tak potraktowana tonalność wraz z zastosowaniem bardzo przestrzennego DACa usunęły w dużej mierze wrażenia zbicia sceny w ramach siebie samej i choć nadal nie są to np. Q701, jeśli chodzi o wielkość sceny, to na całe szczęście jest to w ramach tych słuchawek w zasadzie jedyna poważna jakkolwiek przywara z mojej strony, ale też jedna z łatwiejszych w korekcjach.
Jak więc grają Philips SHP9500?
SHP9500 to z jednej strony zupełnie zwyczajne słuchawki, z drugiej zaś są naprawdę dobrą brzmieniowo i świetnie skrojoną pod względem wygody konstrukcją za bardzo rozsądne pieniądze. I w ich ramach spodziewałbym się dokładnie takiego poziomu, jaki otrzymałem w powyższej recenzji. To całkiem dobrze wyważone granie zwracające się w stronę lekkości i jasności oraz koherentnego dźwięku bez wyróżników, które rzutowałyby na ograniczaniu ich zastosowania w konkretnych sytuacjach.
Nie są wbrew pozorom audiofilskim odkryciem stulecia, czy też modelem kompletnie pozbawionym wad. Takie słuchawki bowiem nie istnieją i zawsze, nawet bez względu na cenę, w jakiejś parze ktoś znajdzie bez problemu jakiś szkopuł, który akurat dla niego będzie czymś znaczącym. Mimo to odsłuch naprawdę mogę zaliczyć do udanych i sekret takiego stanu rzeczy tkwi nie w tym, że SHP robią coś rewelacyjnie, a w tym, że w zasadzie niczego nie robią źle. Określenie ich w taki sposób jest tu w zasadzie kluczem do kompletnego zrozumienia tego, jaki cel przyświecał tak projektantom tego modelu, jak i nam może, jeśli będziemy chcieli się na nie jako konsumenci zdecydować.
SHP9500 pozostawia po sobie wrażenie, jako model o solidnie skonstruowanym brzmieniu, które w wielu aspektach jest bardzo podatne na różnego rodzaju dostrojenia torem bez ingerencji w jakiekolwiek korekcje czy kombinowanie. Philips postawił tu bardziej na całościowe strojenie i wrażenie ogólne, niż techniczną doskonałość lub pozorowanie brzmienia, które nie leży w naturze zastosowanych przetworników. To słuchawki „niezwyczajnie zwyczajne” i choć w wielu przypadkach będą najpewniej miały problem z należytym angażem swojego posiadacza na tyle, aby ten przy np. posiadaniu dodatkowych, droższych par, nadal chciał je zostawić u siebie na długi czas, to definitywnie dla każdej osoby, która dopiero zamierza wejść w przestrzeń słuchawek o takiej tonalności, ale nie stać jej np. na K612 PRO, będzie to model wspaniały i wart wszelkiego posłuchu.
Po wymianie kabla
Słuchawki potrafią dodatkowo przypunktować brzmieniowo w sytuacji, gdy wymienimy standardowe okablowanie na konfekcjonowane z lepszych materiałów.
Zmiany wprowadzone do brzmienia nie powodowały, że nagle skraje dostały wystrzału na przebiegu częstotliwościowym, ani też same słuchawki nie stały się modelem dla basolubów, ale mimo to absolutnie wszystko, co do tej pory dało się usłyszeć w SHP9500, zyskało. Brzmienie nabrało głównie czystości i poczuć będzie to można na lepszych układach. Philipsy nabierają nieco więcej życia, oszlifu, stają się bardziej angażujące i bezpośrednie, namacalne. Największym beneficjentem jest tu sopran, który zrzuca z siebie płachtę matowości i jałowości. Także o ile charakter słuchawek nadal został w dużej mierze zachowany, tak dokupienie okablowania da posiadaczom porządne wykończenie tego, co w tej chwili mogą usłyszeć. Zwłaszcza, że koszta nie są duże.
Zastosowanie
Słuchawki widziałbym jako bardzo tanią alternatywę dla K612 PRO pracującą w klasie od nich niższej i będącą jednocześnie pewnym przedsmakiem ich brzmienia. Osobiście naturalnie od razu rzuciłbym się na produkt AKG, gdyby postawiono mi obie pary przed oczami i kazano zdecydować która z nich ma się u mnie zostać. Ogólnie uważam jednak Philipsy za bardzo dobry model entry-levelowy w ramach słuchawek jaśniejszych i bardziej neutralnych, ale wciąż grających dźwiękiem opanowanym i bezpiecznym. Czy lepszym niż również bardzo trudne do dostania AKG M220 PRO w konfiguracji welurowej? Tu już subiektywnie odpowiedzieć muszę: nie. SHP są bardzo dobre, ale nie tak efektowne i angażujące jak limitowany produkt Austriaków. De gustibus, ale rzutujący ostatecznie troszkę na opłacalności tego modelu w sytuacji, gdy dostępność obu produktów jest ograniczona.
Philipsy najlepiej sprawdzą się w gatunkach takich, jak one same: zwiewnych, lekkich, akustycznych, nastawionych na wokal. Klasyczna elektronika to gatunek, który czuje się w nich nad wyraz dobrze, ale słuchawki same z siebie cechuje duża uniwersalność gatunkowa. Parować warto je z układami neutralnymi i ciepłymi lub basowymi, na których choć nie otrzymywać będą korekty najwyższej góry, tak dodatkowa ilość basu i słodkość średnicy będą robiły sporą różnicę na plus w całościowym ich odbiorze.
Podsumowanie
Zalety:
+ bardzo dobrze wykonane i z solidnych materiałów
+ odpinany kabel o niskim koszcie konfekcji w przypadku chęci wymiany
+ porządny system regulacyjny w wielu osiach i z metalowymi wysięgnikami
+ wysoki poziom wygody
+ bardzo solidne brzmienie o lekkości i pochyleniu w stronę jasności
+ refleksyjność na charakter toru
+ duża uniwersalność gatunkowa
+ wysoce opłacalny zakup
Wady:
– bardzo niska dostępność
– trochę oporna regulacja wymagająca specyficznego zakładania
– pewne braki natężenia w najniższym basie i najwyższej górze
– scena mogłaby być nieco większa (konsekwencja powyższego)
– kabel sygnałowy z efektem mikrofonowym
– przyklejane nausznice mocno utrudniają wymianę tegoż elementu
– materiał nausznic potrafi trochę drapać
Subiektywnym zdaniem
Bardzo opłacalne słuchawki o solidnym, optymalnie skrojonym brzmieniu stąpającym po stronie neutralności reaktywnej, zwracającej się w stronę przechyłu liniowego ku górze. Z tego względu reflektują w dobrym stopniu tor, oferuję ciut lżejszy bas od typowych przedstawicieli swojego przedziału cenowego oraz wyraźniejszą górę do granicy 10 kHz. Scena jest w nich poprawna i dobrze reprodukowana, choć trochę pozbawiona ostatecznego oddechu i pogłosu. Wraz z bajeczną wręcz wygodą i świetnym wykonaniem okraszonym atrakcyjną ceną są bardzo dobrym wyborem dla każdego, kto szuka porządnych, lekkich brzmieniowo, jasnych słuchawek za rozsądne pieniądze.
Słuchawki absolutnie zasłużenie trafiły do zestawienia z
rekomendacjami dla słuchawek pełnowymiarowych. Pod wpływem rekomendacji na
tutejszym portalu nabyłem je. Nie ukrywam, że miałem spore nadzieje, zwłaszcza
że teoretycznie miały nie nadużywać niskiego basu, czego nielubię. Wcześniej
zrezygnowałem m. in. z użytkowania Creative Aurvana Live!, a obecnie
korzystałem z zadowoleniem z Superlux Studio Monitor HD668B – słuchawek, które
w ostatnim zestawieniu rekomendacyjnym nie znalazły szczególnej atencji Autora
portalu.
W subiektywnej ocenie i w ramach moich nieporównywalnie
skromniejszych możliwości technologicznych, muszę jednak zauważyć, że słuchawki
mnie nieco rozczarowały. Są, a właściwie były,
dwukrotnie droższe od wspomnianych Superlux Studio Monitor HD668B, a dla nie
grają jednak dość ostentacyjnie słabiej.
Natomiast jakość wykonania i wygoda użytkowania są
absolutnie lepsze.
Jeśli Superluxom miałbym dać za jakość oferowanego dźwięku
100% jakiejś umownej punktacji, to Philips’om już tylko 90 %. Niemniej chyba je
sobie zostawię. Wielkim plusem pozostaje otwór wtykowy typu mały jack zatopiony
w korpusie, umożliwiający dowolne żąglowanie kablami i nie oglądanie się na to,
czy i kiedy miedziany drucik się przerwie.
Materiał dźwiękowy: muzyka klasyczna (fortepianowa,
orkiestrowa i wokalna), muzyka ilustracyjna ( w tym głównie filmowa).
Sprzęt źródłowy: Creative Sound Blaster X-Fi Xtreme Audio Notebook, wzmacniacz
Nakamichi RE-10.
Witam, czy jest sens kupować takie słuchawki w celu słuchania muzyki z iphone ? Czy raczej smartfon jest za słaby, aby w ogóle „odpalić” ten sprzęt ?
Witam Panie Norbercie,
Moim zdaniem można spróbować. SHP9500 wcale nie są takie trudne do napędzenia.
Super dziękuje za odpowiedź.
Uważam, że jak najbardziej jest sens. Proszę zwrócić uwagę, że impedancja to tylko 32 Ohm’y. W SuperLux’ach 668B już 56 Ohm’ów. Poza domem podłączam oba modele do leciwego telefonu Nokia XpressMusic 5310 i to maleństwo potrafi je napędzić. Oczywiście nie tak jak domowy wzmacniacz.
Philipsy na telefonie grają głośniej, chyba właśnie z powodu owej mniejszej oporności, ale nie jest to w praktyce aż tak znaczące. Philipsy są otwarte, więc otoczenie będzie niestety lepiej słyszeć, czego Pan słucha. Przy długim odsłuchiwaniu muzyki są wygodniejsze.
Ciężko będzie Panu nabyć Philips’y, bo po recenzji Pana Jakuba szybko poznikały z aukcji Allegro. Poza tym mogę Panu z czystym sumieniem zagwarantować, że kosztując dwa razy więcej od takich SuperLux’ów HD 668B, absolutnie jak na moje ucho nie grają od nich lepiej.
Dziękuje bardzo za wyczerpującą odpowiedź. Miałem w planach właśnie przeznaczyć 300-400zł na nowe słuchawki i chciałem żeby to był już sprzęt wysokiej jakości, ponieważ słucham dużo muzyki. Po moich poszukiwaniach postawiłem na SHP9500, tylko własnie bałem się że nie ma sensu kupować takiego sprzętu pod słabe źródło.
Panie Jakubie,
Czy wśród dostępnych gotowych kabli są jakieś, którymi warto zastąpić ten oryginalny? Czy może jednak taka zamiana niewiele da, bo oryginał ni jest taki zupełnie beznadziejny?
Moim zdaniem Panie Mikołaju jeśli chciałby Pan próbować z zamiennikami, to dobry stosunek ceny do możliwości uzyska Pan na Cordialach CFM lub czymś na bazie Canare StarQuad. Różnica dla wprawnego ucha, choć jak zawsze przy kablach subtelna, powinna być słyszalna z marszu.