Marki tej jeszcze na blogu nie było, ale miło jest mi gościć ją na jego łamach, obdarzając uwagą nic innego jak „klony” dokanałowych planarnych Audeze i jednocześnie model następczy dla kontrowersyjnych M300, o nazwie M350, a za którego to wypożyczenie bardzo serdecznie dziękuję jednemu z moich czytelników.
Dane techniczne
- Przetworniki: magnetostatyczne o średnicy 31 mm
- Format: otwarty, dokanałowo-namałżowinowy
- Pasmo przenoszenia: 8 Hz – 50 kHz
- Impedancja: 18 Ohm
- SPL maksymalny: >130 dB
- Czułość: 103 dB / 1 mW
- THD: <0,1% przy 100 dB
- Cena: 599 zł
Wykonanie i konstrukcja
Choć słuchawki są bardzo lekkie, wykonano je w niemal całości z plastiku (jedynie maskownice zdają się być z metalu) i zdecydowano się na rozwiązania, które co prawda omijają tym razem oskarżenia o bezczelne kopiowanie konkurencji (Audeze), ale niosą jednocześnie ze sobą spore konsekwencje.
Zasadniczą konsekwencją jest tu ergonomia i osadzone „na sztywno” zausznice, mocowane na zawiasach. Trochę przypomina to rozwiązania typu „clip-on” w starych konstrukcjach bezpałąkowych, tudzież konfigurowalne kąty nachylenia driverów jak w K1000. Trzeba uważać, aby słuchawek po prostu nie połamać, a także mieć na względzie, że jest to plastik sztywny, toteż jeśli nasze ucho nie wejdzie do końca w zausznicę, zwłaszcza przy „zamykaniu” słuchawek, to albo istnieć będzie pewne ryzyko ich połamania (a wtedy już pozostaje nam tylko cerowanie ich samodzielnie lub używanie jako bezpośrednio aplikowanych słuchawek do ucha), albo pojawienia się szybko dyskomfortu.
Słuchawki nakłada się przez to dziwacznie. Najpierw trzeba „otworzyć” zausznice, nałożyć je na małżowiny, a wtedy domykać powoli słuchawki i jednocześnie wprowadzać tipsy do kanałów słuchowych. Jest to mozolny troszkę proces właśnie z obawy, aby nic się nie ułamało. Nie sprawiają bowiem M350 wrażenia bardzo solidnych i trwałych. Gdzieś jednak oszczędności musiały zostać poczynione.
W zestawie wraz ze słuchawkami znajdziemy metalowy blister tipsów w 4 rozmiarach (na oko tulejka T400) oraz kabel MMCX-jack 3,5 mm, który jednak muszę pochwalić, bo sprawia bardzo dobre wrażenie. Spodziewałem się dostać tu konieczność stosowania niemal od pierwszych sekund innego okablowania, ale fabryczny jest tu absolutnie wystarczający i nie generujący nam żadnych dodatkowych kosztów.
Również temat etui została załatwiony kompleksowo, bo za sprawą twardego etui z wytłoczonym logo Monolith.
Także na tym etapie jedynie zausznice i aplikacyjność budzą pewne zastrzeżenia, ale resztę w 650 zł spokojnie bym już zaakceptował. Oczywiście o izolacji można pomarzyć, gdyż jest to konstrukcja otwarta tak jak Audeze, ale fakt faktem o mniejszym stopniu otwartości niż drożsi kuzyni.
Pomiary
Standardowo wykres częstotliwości, tu wykazujący mocne wybicie w 1,6 kHz i dół w 6,2 kHz.
Impulsowo słuchawki potrzebują mnóstwa czasu aby się uspokoić.
Opis dźwięku
Monolith M350 jak za swoją cenę robią w pierwszym kontakcie fenomenalne wrażenie. Choć w żadnym wypadku nie są równe, posiadają dźwięk zmanierowany w stylu np. starych HD 580, a zakładanie ich jest delikatnie mówiąc specyficznym procesem, to jak na 600 zł są naprawdę pod wieloma względami wybitne.
Nawiązałem do HD 580 Precision bardzo celowo. Te słuchawki są względem siebie grającymi bardzo podobnie. Jedyna różnica – prócz oczywistych konstrukcyjnych – to jaśniejsze granie Monolithów. Założenie zaraz po nich HD 580 to jak otrzymanie ich wokółusznej wersji o po prostu ciemniejszym graniu i z tego powodu jeśli ktoś pytałby mnie o odpowiednik M350 w ramach słuchawek większego formatu, od razu wskazałbym na HD 580. Mowa oczywiście o tym starym modelu z 1993 roku, nie najnowszych wypustach dostępnych w serwisie Drop, choć również cieszących się ogromną popularnością. Bardzo możliwe, że udałoby się doszukać też zdrowej ilości analogii do obecnie produkowanych LCD-3, ale to już niestety tylko rzecz znajdująca się w sferze spekulacji na tyle, ile pamiętam ich odsłuch na AVS w 2019 roku. Najwięcej „doświadczeń” miałem z posiadanymi przez siebie LCD-3 z 2015 roku, upalonymi przez wzmacniacz DIY o nazwie Rapture 2, a które miały absolutnie przepiękny dźwięk o mocniejszym basie i właśnie takim mroku, jaki towarzyszy obecnie posiadanym przeze mnie HD 580. Był to jeden z dwóch powodów dla których je zatrzymałem, choć spodziewałem się brzmieniowo otrzymać stare HD 600. Jak zwykle jednak Internety sobie, a życie sobie.
Monolithy nie tylko całościowe strojenie mają „podobne”, przynajmniej odsłuchowo, co HD 580. Robią też od nich kilka rzeczy lepiej. Podobieństwo, a przede wszystkim cudzysłów, wynikają z faktu, że obie pary mają coś takiego: idzie sobie strojenie, nagle dostaje górkę energii, która za chwilę się normalizuje i ponownie otrzymuje punktowy strzał w rejonie sopranu przy 10 kHz. Oczywiście wszystko jest od siebie mocno poróżnione, a górki występują w innych rejonach, ale zasada jest ta sama – dwa „doły” tworzone przed i po górkach na progu 10 kHz. Dlatego jedna i druga para będzie grała tylko „podobnie”, nie podobnie, nie identycznie, a „podobnie”.
Paradoksalnie wszystko to odbywa się w podobnych cenach między modelem używanym HD 580, a nowym M350. Z racji planarnych przetworników, wygrywają z leciwymi dynamicznymi 300R na polu czystości. Dźwięk jest lepiej zdefiniowany jakościowo, klarowniejszy, a czemu pomaga też jaśniejsza góra. Z niej z kolei wynika lepsza scena, która jest większa i zakreślona mocniej, czytelniej.
Co do zasady jednak, słuchawki Monolith M350 grają:
- pełnym i przyjemnym, ale nieofensywnym basem,
- bliskim i ocieplonym wokalem,
- przyciemnioną górą ale z tendencją do odkrywania najwyższych oktaw i detali (pochodna nierówności w tym rejonie),
- szeroką i napowietrzoną sceną.
Efekt nierówności w rejonie sopranowym ma oczywiście swoje przełożenie na muzykę, która brzmi jednocześnie ciemno i jasno. Wybicie notowane w dokładnie 9440 Hz i mocny dół w 6190 Hz powodują, że słuchawki absolutnie nie sybilują, ale nie grzebią detali na 5 metrów pod ziemią i to żywcem. Stąd powołanie się na stare LCD-3, które też miały coś podobnego. I też gdzieś w rejonie 7 kHz jak pamiętam sobie wesoło dołowały, dając dźwięk ciepły, gęsty, ale zaraz wybijający się i pokazujący detal, zadzior, czytelność różnych „cyknięć” i „brzdęknięć”. To bardzo specyficzny sposób prezentacji dźwięku, a samo określenie to jest uwielbiane przez prasę audiofilską, gdyż jest wygodnie zamienne z określeniem, że słuchawki po prostu są kiepsko zestrojone i przez to upośledzone, ale dźwięk który odtwarzają nie jest na tyle zepsuty, żeby albo nie dało się go słuchać, albo osiągnąć mimo wszystko ciekawego efektu.
Monolithy podążają mniej „bezczelnie”, że tak powiem, kopiowaną ścieżką iSine i słynnego modelu M300, który przy znacznie niższej cenie oferował bardzo ciepłe brzmienie, ale jako posiadacz modelu LCD-i3 nie mogłem pominąć i takiego porównania. Ale ku mojemu zaskoczeniu, LCD-i3 mają od M350 z reguły mniej basu wynikającego z bardziej problematycznej aplikacji tipsów do uszu, są bardziej wyrównane (jeśli w ogóle można tak mówić o ich strojeniu) w rejonie mającym u M350 największe tego typu problemy, a generalnie są jeszcze bardziej przestrzenne i jaśniejsze. W kategorii czystości sprawiają wrażenie w zasadzie porównywalnych. Na pewno jednak są znacznie lepiej wykonane, ale objawia się to chociażby w ich masie. M350 w dotyku i wadze niestety wydają się jakby były plastikowymi zabawkami, które zaraz się rozpadną w rękach albo coś się ułamie.
W kategoriach wygody LCD-i3 także są wygodniejsze, obojętnie czy na zausznicach, czy silikonowych „ślimaczkach”. No i na koniec tajna broń: Reveal oraz podatność na equalizację, która potrafi wyciągnąć z nich sporo potencjału. Co prawda w M350 jest to także możliwe, ale też gdyby podjąć się debaty która z tych par jest bardziej „kompletna” wprost z pudełka i ma szansę zagrać przyjemniej, lepiej, „drożej”, byłoby ciężko wyłonić zwycięzcę.
Moim zdaniem M350 mimo wszystko wygrywają i tak ceną oraz przystępnością, ponieważ 600 zł kontra 4500 zł to rzecz która praktycznie zamyka temat. Strasznie zalatuje tu wszystko KOSSem, który też inwestował zawsze w jakość dźwięku i przetworniki, a nie w osprzęt, obudowę i opakowanie. A i tak wraz z M350 dostajemy wcale nie głupi kabelek, twarde etui, normalne tipsy które nie spadają ani nie przypominają… albo nie, nie będę mówił co. W każdym razie w zakresie opłacalności, o ile sam osobiście kręciłbym się przy M350 myślami za iSine 10, to jednak tym słuchawkom naprawdę nie można odmówić ani konkretnych atutów, ani jakości dźwięku. A takiej mieszanki chyba myślę większość z nas właśnie poszukuje. Niemniej planów zamiany swoich i3 na M350 nie mam, zwłaszcza po odpaleniu wszystkich swoich korekt, które na i3 mocno symulują to, co uzyskiwałem tonalnie na i4. Ale to już jest zmiana zasad gry i nie chciałbym aby było to traktowane jako rekomendacja i3 ponad M350. Zupełnie inne przedziały cenowe.
Pozostając jeszcze przy tematyce Audeze, pytanie jak wypadają M350 na tle również „specyficznych” Euclidów? Oto jak wypadają:
Jeśli już pojedynkować się na specyficzność, wolałbym tą mniejszą specyficzność z M350. Słuchawki mimo wszystko są równiejsze, ale przede wszystkim czystsze z racji większych przetworników. Nawet biorąc pod uwagę, że Euclidy są wykonane z lepszych materiałów i są konstrukcją zamkniętą, mającą nad M350 oczywistą przewagę w izolacji od otoczenia, to strojenie M350 jest płynniejsze, a co też punktowałem w recenzji Audeze.
Zróbmy sobie więc może jeszcze porównanie do np. flagowych obecnie KZ AST, aby była jakakolwiek konwencjonalna para dokanałowa w tej recenzji.
Słuchawki są znacznie prostsze w zakładaniu, wygodniejsze w użytkowaniu, izolują od otoczenia z racji zamkniętej konstrukcji, zaś ich brzmienie jest wielokrotnie bardziej koherentne i mające więcej basu. Z wad jednak od razu czuć, że nie jest to konstrukcja planarna, a wielokrotna armatura zbalansowana. Scena zauważalnie mniejsza, bas mocno podkreślony, brzmienie zauważalnie najcieplejsze z całego grona, nawet na tle HD 580. Dźwięk wydaje się natomiast równy i „poprawny” w takim znaczeniu jego konwencjonalności dokanałowej. Zakres akceptowanego sprzętu źródłowego za to zmniejsza się, gdyż AST wyciągają mocno szumy tła i tylko ciche urządzenia, najlepiej o jasnej sygnaturze, sprawdzą się sensownie z tym modelem. Jak więc widać, M350 mają cię czym bronić.
W trakcie żonglerki słuchawkami celem zebrania jak największej liczby ciekawych porównań, w ręce wpadły mi KZ ZEX. To bardzo tanie, bo kosztujące ok. 114 zł, dwuprzetwornikowe słuchawki zamknięte, które w formie dokanałowych muszelek gnieżdżą konwencjonalny przetwornik dynamiczny oraz ekstremalnie zminiaturyzowany elektret. Naturalnie pojawiają się tu zaraz pewnie w głowie klimaty K340 czy D1000. Okazuje się jednak, że te maleństwa, mimo teoretycznie gorszej jakości dźwięku, absolutnie nie dają się pokonać planarnym M350 na polu strojenia.
Uwaga co do wykresu, że ZEX mają dla mnie więcej basu, a co wynika z faktu, że łatwiej i lepiej jest mi umieścić tips M350 w aparaturze pomiarowej, niż ZEXy. W rzeczywistości basu ZEXów jest więcej, choć nie schodzi on aż tak nisko jak w M350. Ogólna jakość także jest naturalnie niższa. Ale to z ZEXami spędziłem potem już cały dzień. Słuchawki po modyfikacjach na jakie pozwala ich konstrukcja (wymiana kabla na Emmoni 4-core, tipsy o krótszym kanale dolotowym) mocno się stabilizują i nie skrzeczą już górkami sopranowymi, ale o tym jeszcze zapewne powiem w ich osobnej recenzji. Niemniej wydają się jaśniejsze, równiejsze, czytelniejsze i znacznie bardziej poprawne. Owszem, to nie ta scena, też nie ta czystość, na pewno brak im kameralnego sznytu M350, ale i tak utrzymuje się to na wysokim poziomie w ramach całokształtu. W cenie tychże 114 zł robią dokładnie taką samą dla mnie furorę, jak M350 w swoich 600-650 zł. Również na tle modelu ZEX PRO. Trochę inaczej wygląda to przy modelu ZAX, ale tu już jest to opowieść na inną okazję i porównania z wyżej wycenionymi Fearless S8F.
O ile więc M350 mogą bardziej pasować dla kogoś, kto szuka słuchawek do klimatycznej muzyki i po prostu lubi taką prezentację, o tyle słuchawki te nadal nie mogą powstrzymać się od oglądania przez ramię za goniącymi je innymi modelami, które mimo gorszej jakości mogą robić w porównywalnej lub mniejszej cenie za znacznie bardziej uniwersalną parę w codziennym użytkowaniu. A co też bardziej wpisuje się w moje osobiste preferencje jeśli chodzi o poszukiwanie takiej właśnie pary. I dokładnie te same uwagi mógłbym wystosować wobec LCD-i3, a nawet i4, które przy 12 tysiącach złotych z jednej strony dewastują wszystkie modele jakie tu opisałem, ale z drugiej obracają się dokładnie w tej samej zamkniętej sferze konkretnych rozwiązań i patentów próbujących większy nacisk położyć na elementarną jakość dźwięku i konwersję rozwiązań planarnych do formatu dokanałowego, niż taką wręcz fundamentalną ergonomię jakiej oczekiwalibyśmy od modeli dokanałowych w ogóle. Dlatego też M350 finalnie odbierałem jako tanią, ale mimo wszystko wariację w tym temacie. Dobrą jakościowo, ale troszkę specyficzną strojeniem i ryzykowną na wygodzie.
I choć używam tego słowa wielokrotnie w tej recenzji, to względem moich słuchawek referencyjnych, modyfikowanych i equalizowanych na taki właśnie kształt, jak na ironię ich niekompletne (to chyba najlepsze słowo patrząc po wykresie) strojenie nadaje im nie wrażenia wadliwego dźwięku, jak często ma to miejsce przy Audeze, a dźwięku w bardzo konkretny sposób uformowanego, zmanierowanego. I dopiero tu można dyskutować o akceptowalności takiego efektu, ale nie o jego wadliwości w sensie stricte. Dlatego też o ile śmiało mogę powiedzieć, że M350 to nie jest „moje” granie i preferuję tu słuchawki po prostu równiejsze, nawet niech będzie że trochę gorszej jakości, o tyle dźwięku M350 ani bym jakoś mocno nie equalizował, ani też nie odrzucam. Zwłaszcza że naprawdę fajnie grają w ramach tej swojej dziwności i może się to spokojnie spodobać słuchaczowi. Po prostu trzeba mieć świadomość, że M350 nie są słuchawkami równymi i oferują klasyczny układ „coś za coś”, dając jednak więcej zalet niż posiadają realnie wad.
Podsumowanie
Jestem niesamowicie rad, że miałem okazję posłuchać tych ciekawych słuchaweczek i swoje „odsłuchowe dziewictwo” z Monolitem straciłem na modelu M350, a nie M300, bowiem być może dałoby mi to jakieś uprzedzenia co do spodziewanego dźwięku, dziwne oczekiwania, naleciałości. Być może jednak i wgląd w porównanie dwóch modeli ze sobą. Dobrze też się stało, że zapoznanie miało miejsce po odkryciu wszystkich kart po stronie Audeze, a więc prekursora takich konstrukcji, iSine 10, 20, LCD-i3 oraz i4. Daje mi to trochę tej niezbędnej perspektywy, aby przez pryzmat już znanych mi wad i zalet takiego słuchania móc pełniej ocenić Monolity jako konstrukcję, a nie tyle sam model.
M350 to słuchawki tanie, ale dostarczające przede wszystkim cechy zarezerwowane do tej pory dla iSine 10, a więc kaganek (nie krużganek) światła dla wszystkich spragnionych planarnej jakości w jak najbardziej ludzkich pieniądzach. I choć nie jest to produkt pozbawiony pewnych wad czy to konstrukcyjnych, czy strojenia w wymiarze obiektywnym, subiektywnie jest bardzo przyjemny w odbiorze, a przede wszystkim czysty. W swojej cenie ich największą zaletą będą właśnie scena i czystość, których próżno byłoby szukać w konkurencyjnych rozwiązaniach. Wadami natomiast będzie jednoznacznie muzykalne, średnicowe, wręcz specyficzne strojenie, do którego trzeba będzie się przyzwyczaić. Jeśli tylko więc trochę niekompletne strojenie nas nie odrzuci albo kwestie związane z obudową i ergonomią (plastiki, mocowanie elementów na stałe, wymóg ostrożnego zakładania i zdejmowania), definitywnie są to słuchawki warte zainteresowania. Jeśli szukamy strojenia od linijki lub jednoznacznie lepszego substytutu dla wspomnianych Audeze, raczej szukałbym w zakresie innych rozwiązań.
Na dzień pisania recenzji sprzęt jest możliwy do nabycia w cenie 599 zł.
Zalety:
- technologia magnetostatyczna ze wszystkimi tego zaletami
- lekka i otwarta konstrukcja
- kompletnie wyposażone w dodatkowe tipsy
- wymienne okablowanie
- ogólna jakość dźwięku
- zadziwiająco dobra scena
- przyjemne i jednoznacznie wokalno-muzykalne strojenie
- niemęczące nawet przy bardzo długim odsłuchu
- atrakcyjna cena
Wady:
- do bólu plastikowe
- niewymienialne, zintegrowane zausznice narzucające się w temacie wygody i ergonomii
- strojenie głównie dla fanów ciemności i brzmienia w stylu starych LCD-2/3 bez Fazorów
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla jednego z czytelników za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Mam je już od dłuższego czasu i szczerze według mnie jedne z najlepszych dousznych słuchawek do gier w miarę rozsądnym budżecie (płaciłem jakieś 80 euro bo miałem kod rabatowy). Większość dousznych które miałem od najtańszych jak np. Moondrop Quarks do trochę droższych Moondrop Aria, CCA c16 nie miała wystarczającej sceny i detalu by radzić sobie w grach pokroju CS-GO lub Valorant gdzie M350 radzą sobie świetnie.
Jako ciekawostka to istnieją słuchawki z wyglądu prawie identyczne (minus pałąk) o nazwie TFZ BALANCE 7 tylko że kosztują 4 razy tyle.
Jak zwykle panie Jakubie świetna recenzja. Pozdrawiam.
Panie Jakubie, zawracałem Panu dupę niejednokrotnie :D, poszukując słuchawek idealnych. Nawet zamawiałem kable u Pana do Denon GC30 (jack 2.5mm). Dzięki tej recenzji zamówiłem, nowe M350 za „oszałamiająca” kwotę 450 zł. To mój pierwszy kontakt, ze słuchawkami otwartymi oraz planarnymi, ale chyba nic lepszego, w życiu nie miałem, w/na uszach. Jakie to jest dobre, obawiałem się (niepotrzebnie) pałąków, jest dobrze i komfortowo, są to pierwsze dokanałowe, których nie muszę poprawiać w uchu, aby mieć bas (który jest piękny, nawet na niskiej głośności) oraz zapominając, że mam coś w uchu. W tej chwili mam je oraz nauszne Sennheiser MOMENTUM 3 Wireless i gdy chce się zanurzyć, w dźwięku wybieram Monolith. Co ciekawe moje uszy, rejestrują podobną barwę obu par, ale zaskakujące jest, że dokanałowe dają imitację słuchawek nausznych, a jak jeszcze weźmiemy różnicę cenową, to jest mała przepaść. Jeszcze kwestia, używania M350 jako słuchawek do grania, nie gram w gry Multi, ale świetnie się spisują, z konsolą PlayStation 5, po włączeniu dźwięku 3D, myślę, że ma to związek, z tym że słuchawki mają konstrukcję otwartą, nie ukrywam, że przyczynił się także komentarz @Janusz-a. Po tym wszystkim nabrałem ochotę na słuchawki nauszne otwarte i planarne, zastanawiam się teraz nad modelem Monolith M560. Dziękuję Panie Jakubie 🙂
Kłaniam się uniżenie i życzę więc owocnych odsłuchów z nowymi konstrukcjami. 🙂