Z niesamowitą przyjemnością i zaintrygowaniem przystąpiłem do testów Mod House Audio Tungsten Single Sided, ręcznie wykonywanych planarów opartych o autorski projekt za wcale nie tak mało, bo 1500 USD. Firma Mod House Audio do tej pory parała się jedynie modyfikacjami o nazwie „Argon” słynnych Fostexów T50 i T60, zaczynając mam wrażenie identycznie, jak Mr Speakers i jego „Mad Dogi”. Jak potoczyły się losy tej drugiej firmy, zapewne każdy wie. Ale czy znaczy to, że historia nie może się powtórzyć? No właśnie.
Bardzo serdecznie przy tym dziękuję p. Krzysztofowi, który mimo tak wielkiej wartości słuchawek i zainwestowanych w nie czasu oraz uwagi, nie bał się podesłać je do mnie na testy i pomiary.
Dane techniczne Mod House Audio Tungsten
Dane skopiowane bezpośrednio ze strony producenta dla wersji jednostronnej:
- Weight 520g
- Impedance: 135 ohm average
- Sensitivity: 76db/mW
- Cable: 6ft 4-pin XLR, OCC Copper Litz
Są to wszystkie dane techniczne jakie posiadamy. Nie doszukałem się niczego więcej.
Jakość wykonania i konstrukcja Tungstenów
Słuchawki przyszły do mnie bez wzmocnionego kuferka transportowego, ale ostrzegał o tym Właściciel słuchawek.
W zestawie były za to słuchawki, kabel od Viking Weave oferowany bezpośrednio przez producenta na swojej stronie, a także woreczek z plakietką z parametrami. Był tam numer seryjny, wersja przetworników (9.2), wersja obudowy (1.0), typ padów oraz kabla. Absolutnie nic więcej.
Impedancja słuchawek mierzona wynosi:
- 135 Ω dla kanału lewego
- 137 Ω dla kanału lewego
Czyli generalnie 135 Ω to impedancja domyślna tych słuchawek i jest to perfekcyjna zgodność z tym, co producent podaje na swojej stronie.
Z plakietki dowiedzieć się można, że słuchawki posiadają magnesy tylko z jednej strony (jest to konstrukcja planarna). Kłania się więc coś w stylu starej serii HE od HIFIMANa. Nie jestem pewien, czy na początku Audeze również nie miały magnesów jednostronnie. Jak widać w danych technicznych (i niestety czuć), Mod House Audio Tungsten mają bardzo niską skuteczność, co oznacza, że wymagać będą konkretnego prądu.
Obudowa wykonana jest z tego co widzę na drukarce 3D, wzbogacona przy tym o elementy metalowe, takie jak grille ze zintegrowanymi maskownicami czy pałąk. Widać tu bardzo dużą inspirację konstrukcjami Audeze.
Praktycznie z każdej strony czuć, że jest to konstrukcja wykonywana w całości ręcznie i mimo, że jest to powodem delikatnych deformacji np. pałąka, znanych mi bardzo dobrze właśnie m.in. z konstrukcji Audeze, zawsze miałem i nadal mam ogromny szacunek dla każdego rękodzieła. Chociażby dlatego, że wiem sam po sobie ile pracy i uwagi wymaga zrobienie nawet tak prostej zdawałoby się rzeczy, jak stojak słuchawkowy czy kabel. A tu mówimy o kompletnej parze słuchawek, która – bez kabla – zajmuje wg opisu na stronie producenta aktualnie ok. 12 tygodni. Na jedną parę.
W tym czasie jednak zdaje się, że nikt nie próżnuje, gdyż jakość wykonania sama w sobie jest wysoka. Tak samo można powiedzieć o np. warstwie technicznej, gdyż przykładowo kanały są bardzo wyrównane i tu Mod House Audio Tungsten nie mają się czego wstydzić. Sparowanie jest na poziomie topowych Sennheiserów, a więc mówimy tu o firmie utytułowanej i mającej swój staż na rynku. Naprawdę pod względem balansu kanałów czapki z głów. Fantastyczna robota. I piszę to tutaj w akapicie o jakości wykonania, gdyż poniekąd zdradza to dużą uwagę i pieczołowitość przygotowania każdej pary. A to jest coś, co powinniśmy chwalić zawsze.
Z racji otwartej konstrukcji, Mod House Audio Tungsten kompletnie nie izolują. Wygoda natomiast jest dobra. Choć Tungsteny nie należą do najlżejszych modeli ze swoimi 520 g wagi, mają bardzo dobry rozkład masy oraz niski docisk, który połączony z wygodnymi padami hybrydowymi-zamszowymi z perforacją, oferuje sensowną wygodę użytkowania.
No dobrze, z grubsza słuchawki są opisane, pozostaje więc podłączyć, założyć i zobaczyć (usłyszeć), co warte są planary za 1500 USD.
Jakość dźwięku Mod House Audio Tungsten
Pierwsze wrażenie i… Tungsteny przyznam, że zrobiły na mnie na początku mieszane. Dlatego, zwłaszcza w kontekście ceny, zaserwowałem sobie urlop od innych (a w zasadzie wszystkich) par słuchawkowych celem nabrania odpowiedniego dystansu i dopiero po paru dniach kompletnej przerwy (praca wyłącznie na MS50A) powróciłem do odsłuchów. Mówimy tu bowiem o słuchawkach za gruby pieniądz od niespecjalnie znanej firmy. Do tego robiącej wszystko ręcznie i mającej niewątpliwie swoje aspiracje, dlatego bardzo łatwo jest skrytykować taki produkt i niesłusznie go ocenić przez pryzmat tylko i wyłącznie ceny, a nie realnych możliwości. Toteż chciałbym, aby było tu wszystko jak najbardziej uczciwie i w porządku.
Ponownie zakładam Tungsteny na głowę i przelatuję jeszcze raz przez pierwsze utwory. Słuchawki w pierwszych odsłuchach prezentują się jako bardzo równe, lekkie i z wyraźną tendencją ku jasności w wyższych partiach. Bardzo szybko przeszedłem więc do pomiarów:
Bas jest piekielnie równy w wymiarze technicznym i przyznam, że poza dawnymi projektami Audeze, nie widziałem jeszcze czegoś takiego. Fakt, że nasz słuch i tak sobie z tym nie poradzi i spora część z tego nie będzie przez nas w ogóle słyszana, ale i tak robi to ogromne wrażenie.
Odsłuchowo bas, mimo że bardzo równy i z zejściem dosłownie do samego piekła, jest taki tylko na papierze. Albo inaczej: przy dużych głośnościach. Na umiarkowanych bowiem poziomach, ma się wrażenie basu nadal bardzo równego, ale lekkiego i zwiewnego, którego ilości moglibyśmy sobie życzyć więcej. Dzieje się tak ze względu na krzywe izofoniczne, ale nie będę wnikał w szczegóły budowy ludzkiego słuchu. Za to cieszy mnie, że słuchawki, niczym kameleon, są w stanie upodobnić się charakterystyką basu do tego, jak odbiera je człowiek w zależności od głośności.
Dużo zależeć będzie też od struktury utworu. Większość z nich odbierałem na Tungstenach jako lekkie basowo, elastyczne i zwiewne, ale na mocnej elektronice, która miała potwierdzone zejście w dół, dało się go poczuć. Było to niczym odezwanie się „leniwego smoka”, który zazwyczaj nie rusza specjalnie tyłkiem, ale jak się go zmusi, to daje konkretnie ogniem.
W sumie jakby Wam ktoś nadepnął na ogon, to pewnie też byłby ogień.
Średnica jest również bardzo równa i neutralna, pozostająca z nami cały czas w obecności, ale ani się od nas oddalając, ani przybliżając intymnie. Jest, powiedziałbym, obrazowa. Trochę przypomina mi to Shure SRH1540, ale też i Sennheisery HD560S. Średnie tony prezentują się czysto, klarownie, bez żadnego efektu zamulenia, pogłębienia, pogrubienia głosów albo wpychania sobie klusek w policzki, aby udawać jedną z głównych postaci Ojca Chrzestnego. Tungsteny kontynuują więc filozofię „płaskiej deski” także w tym rejonie.
Dopiero sopran jest tym miejscem, gdzie opadają mgły i przetworniki planarne Tungstenów ze snu budzą się, parafrazując tekst pewnej piosenki. Barwa dźwięku wędruje w kierunku nosowości, a wszelkiej maści talerze i inne dźwięki momentalnie wydają się ostrzejsze i bliższe. Nie jest to jeszcze festiwal sybilantów, ale czytelny i podkreślony sopran jest najbardziej rzucającym się w uszy elementem gry Tungstenów.
Wszystko to za sprawą dwóch wybić w 5,5 oraz 7,5 kHz. Na horyzoncie majaczy jeszcze 13,5 kHz, ale generalnie to dwa wybicia wymienione wcześniej są sprawcami grania Tungstenów w takiej a nie innej formie. Chciałbym powiedzieć, że z pamięci przypomina mi to bardzo ADX5000, ale patrząc po wykresach więcej wspólnego ma to z Sennheiserami HD800, ale w kompletnie innym wydaniu. Z równiejszym basem i nie tak jeszcze agresywną punktowo górą. Ale paradoksalnie to HD800, a dokładniej HD800S, są przyjemniejszą w odbiorze parą z „poprawniejszą” górą i… taką samą ilością basu. A przypomnę, że uważam te Sennheisery za oszczędniejsze basowo wydanie zwykłych 800-tek.
Jeśli rozbudziłem w tym momencie nadzieje za scenicznymi właściwościami Mod House Audio Tungsten, przywołując przed nimi 800-tki, to niestety srodze się rozczarujemy. Szerokość tych słuchawek jest bardzo w porządku, holografia też jest niezgorsza, ale niestety nie są to HD800, ani też HD800S. Problemem będzie przede wszystkim głębia sceny, która jest mocno zredukowana i słuchawki właśnie temu zawdzięczają użyte przeze mnie wcześniej określenie o „obrazowej” średnicy. One pokazują dźwięk przed nami, w bliskości, ale nie wypuszczają go z obszaru wirtualnej „ściany”.
W temacie czystości Tungsteny wydają się niesamowicie czyste i choć mam problem, aby akuratnie zmierzyć ich parametry przy jedynie 70 dB SPL, naprawdę robią pod tym względem wrażenie.
Responsywność Tungstenów również technicznie stoi na bardzo wysokim poziomie. Praktycznie w 0,6 ms przetwornik jest w stanie się ogarnąć, gdzie po 1,0 ms mamy całkowity spokój.
A przypomnę, że to słuchawki z jedynie jedną stroną wypełnioną magnesami.
Porównania Mod House Audio Tungsten do…
Zaczynając od wspomnianych Sennheiserów HD800S, których recenzję tyczącą się starego wariantu można znaleźć tutaj, Mod House Audio Tungsten mają już tutaj pewne problemy, aby sobie z nimi poradzić. Bas w Tungstenach jest lepszy, to bez dwóch zdań. Jest trochę mocniejszy od 800S, ale technicznie znacznie bardziej równy. Wiadomo: dynamik kontra planar.
Pojedynek jest nieco nierówny, ponieważ 800S miały fabryczny kabel, a Tungsteny z automatu oferują kabel aftermarketowy, ale fakt faktem okazało się, że Niemiec i tak o dziwo ma czym odpowiedzieć. 800-tki serwują zauważalnie większą głębią sceny, trochę lepszą holografią, ale co najbardziej dla mnie zaskakujące, przyjemniejszą barwę góry. Tak, te same 800-tki których czasami wprost nie mogłem słuchać ze względu na swoją nosowość, tutaj jawią się niczym lepsza wersja Tungstenów. Trochę tak, jakby usunąć im górki i zostawić tylko pierwszą. Zresztą można to sobie łatwo zasymulować odpowiednio zastosowanym equalizerem w Tungstenach.
Obie pary odebrałem jako uczestniczące w bardzo wyrównanym pojedynku, nie tylko w perspektywie cenowej. Przy czym HD800S wymagają zauważalnie mniej mocy i nie trzeba z nimi kręcić się na końcowe zakresy skali.
Drugim punktem odniesienia były nieśmiertelne AKG K1000. Bas jest oczywiście mniej równy, z brakami na zejściu, które są nadrabiane troszkę basem średnim. Średnica jest znacznie przyjemniejsza jednak w dawnym flagowcu AKG, a barwa góry znów bardziej naturalna i po prostu lepsza od obu poprzednich par słuchawek, znów poprawiając układ tonalny o oczko w dobrym kierunku. Scenicznie, choć mają bliższą średnicę od HD800S, scena jest bardzo porównywalna z Tungstenami pod każdym względem, ale z nadal trochę od nich lepszą głębią. Jedynie czystość moglibyśmy wskazać jako atut po stronie bohatera recenzji.
Na sam koniec, jako w sumie ciekawostkę, chciałbym wyciągnąć niedawne AKG K240DF-MOD2, ale powiem tylko tyle, że o ile były one technicznie oczywiście znacznie gorsze od Tungstenów, to tonalnie słuchawki te odbierałem od nich przyjemniej. Aby pojedynek był bardziej wyrównany, jeśli w ogóle można użyć tu takiego słowa, wróciłem nawet do wersji pierwszej i zmieniłem pady na welurowe (MODV), uzyskując większą równość na skrajach i nie tylko. Nadal – o ile słuchawki różnią się jakością niczym dzień i noc – to DFMODy były przyjemniejsze w odbiorze niż Tungsteny. Ot taka ciekawostka.
Później wróciłem na skórkowy MOD2 i doprawdy miałbym ogromny problem między tymi parami, wybierając między drogim akwarium a rzadkimi rybami. W sumie to porównanie jest genialnie oddające istotę sytuacji.
Największe analogie jak widać spośród posiadanych przeze mnie słuchawek okazały się być względem HD800S. Jest tam najwięcej podobieństw i najmniej różnic, choć te, które są, nadal determinują różnorodność jednej pary od drugiej. Nawet cenowo są one do siebie zbliżone (7000 zł vs ok. 8000 zł). Mimo iż technicznie Tungsteny są wyborne, wyśmienite i zdawałoby się, że w pełni adekwatne do swojej ceny, słuchawki nadal miały spore problemy, aby poradzić sobie nawet z HD800S. Z czego słowo „nawet” wynika z faktu, że z reguły w słuchawkach tych nie przesiaduję z racji wspomnianego wybicia w 6 kHz, na które jestem wyczulony. Wolę równiejsze, bezpieczniejsze słuchawki, albo equalizację, która daje naprawdę fajne efekty przy minimum zachodu.
Ogólne odczucia o Mod House Audio Tungsten
Mod House Audio Tungsten nadal mogą się podobać, ale uważam, że największym ich dramatem w wersji SS jest to, że robią największe wrażenie wówczas, gdy… nie są porównywane do innych słuchawek. Zdaję sobie sprawę, że ma to wydźwięk dość pejoratywny, ale wynika to z ich charakterystyki i tego, jak bardzo nasz zmysł słuchu przyzwyczaja się do określonej tonalności i jakości.
Co więcej, nawet wykorzystując kompleksową wiedzę o tym zjawisku, te słuchawki to tym bardziej „pułapka” w obecnej formie. Jak bowiem wiadomo, nasz słuch wraz z wiekiem się degraduje. Zaczynamy gubić w pierwszej kolejności sopran, a więc rejony, w których Tungsteny emanują naturalnie większą energią. Ale jednocześnie obniża się nam czułość (jakość) słuchu, co powoduje, że ultra-czystej sygnatury Tungstenów nie usłyszymy. Będzie to fizycznie niemożliwe. A gdy będziemy próbowali ową górę zniwelować np. poprzez stosowanie ciepłych wzmacniaczy lampowych, ich THD będzie znacznie przewyższało możliwości słuchawek i czystość Tungstenów zastąpimy brudem z lamp. Są to jak widać procesy i działania wzajemnie się wykluczające i stąd pojęcie pułapki.
Trzeba mieć świadomość, że zakup Mod House Audio Tungsten obarczony będzie ogromnymi wymaganiami napędowymi i dopiero przy takich konstrukcjach jak one balans ma sens. A jako, że jest to import, należy doliczyć jeszcze cło i podatek, a także wcale nie taki tani shipping. Przechodząc cierpliwie cały proces importowy, do ręki dostaniemy słuchawki technicznie bardzo dobre, ale… no właśnie… zbyt techniczne. Największy problem z Tungstenami mam z sopranem, który jest najzwyczajniej w świecie nakierowany na nienaturalne odkrywanie sopranu w rejonach, w których dużej energii bym się nie spodziewał i nie oczekiwał. Oczekiwałbym zatem czegoś grającego bardziej naturalną górą, z niższą barwą, bliżej ulokowanymi naciskami, aniżeli w rejonie 5-8 kHz.
Można powiedzieć: „no dobrze, jak coś to jest jeszcze wersja z magnesami po obu stronach”. Tylko że opcja ta jest dodatkowo płatna i wymaga do 1500 USD dołożenia jeszcze kolejnych 500 USD. Zasadniczym pytaniem będzie więc, jakie zmiany by to wprowadziło. Jeśli będzie to jak zakładam mocniejszy bas, to w porządku, ale jeśli doszłaby do tego bardziej po ludzku rozlokowana góra, to te słuchawki mają naprawdę wszelkie predyspozycje do stania się mocną pozycją na rynku i na audiofilskich salonach, mimo wysokiej ceny. A cena wysoka być musi, gdyż słuchawki wyglądają na ręczną robotę i taka zawsze powinna być zarówno ceniona, jak i szanowana.
Pod koniec dnia w Tungstenach, jeśli już siedziałem, to bardziej na niższych głośnościach, ale za każdym razem, gdy w nich pracowałem, nie mogłem przestać myśleć o zmianie słuchawek na coś innego, co zagra bardziej naturalnie. Mówiąc wprost, mimo ogromnej sympatii, jaką słuchawki we mnie wywołały, wolałbym od nich mieć na głowie K1000 albo najlepiej HD800S, ponieważ pierwsze dają mi jak pisałem na ich tle lepszą barwę i naturalniejsze ulokowanie peaków kosztem czystości z racji wieku, a drugie w niższej cenie pozbywają się dwóch peaków z wyższego sopranu, dając w nagrodę lepszą scenę i łatwiejszą pędliwość. Pozostaje wówczas tylko 6 kHz do ogarnięcia, a to już znacznie prostsze zadanie, niż equalizacja „Tungów”.
Warto zwrócić też uwagę na jeszcze jeden aspekt. Wszystkie słuchawki które wymieniłem, są w jakiś sposób naznaczone wyjątkowością w dźwięku, która sprawia, że nie chce się ich ściągać. K1000 to ich niesamowita wręcz otwartość i swoboda kreacji dźwięku. HD800S to bajeczna wygoda i scena. Nawet DFMODy to przepiękna średnica. Tungstenom największy wyróżnik przypada natomiast w równości basu-średnicy oraz czystości. Czyli rzeczy, które tak naprawdę ciężko docenić i sądzę, że nie każdy będzie w stanie to uczynić. Customizacja i equalizacja to coś, co bardzo ciężko będzie tu wyegzekwować bez psucia tego, co już jest w nich bardzo dobre, czy wręcz genialne.
Tak więc obawiam się, że Tungstenów sam dla siebie bym jednak nie kupił. W tej cenie są mimo wszystko zbyt czasochłonne i obwarowane zbyt wieloma obostrzeniami, czyniąc je bardzo trudnymi i dosyć specyficznymi w użytkowaniu. Gdyby skupiały się energią na innych fragmentach pasma, prawdopodobnie piałbym z zachwytu. Ale rzeczywistość to sopran, którego strojenie jest dla mnie, jak to mówią, deal breaker’em. Gdyby nie on, naprawdę nie wiem, czy Tungsteny nie byłyby planarnym fenomenem 2023 roku spośród tego, co dane mi było usłyszeć. Bo to właśnie pod koniec roku następował odsłuch.
Podsumowanie
Mod House Audio Tungsten to niesamowicie ciekawe słuchawki. Osobiście naprawdę chylę czoła przed ich jakością oraz technicznymi możliwościami, ale uważam ponad wszystkim, że powinna za tym jeszcze iść typowo ludzka natura strojenia. Aktualna forma Tungstenów wyłania absolutny detal i absolutny bas, okraszając wszystko fantastyczną czystością, ale brakuje tu tego, co powoduje, że takie K1000 czy DFy po modach nie chcą zejść człowiekowi z głowy: frajdy i naturalności. I to mimo ubytków jakościowych na tle Tungstenów.
Jakość wykonania – jak na ręczną konstrukcję naprawdę czapki z głów. Widać pomysłowość, kreatywność materiałową, a także zamysł ogólny. Do tego konfekcjonowany kabel, a nie standardowy i prosty kabelek dorzucony od niechcenia. Jest kilka miejsc w których mimo wszystko widziałbym lepsze skupienie się na detalach, ale naprawdę nie jest źle. 8/10
Jakość dźwięku – w temacie czystości czy zejścia o tych słuchawkach można mówić wyłącznie w superlatywach. W zakresie ogólnego strojenia można już niestety mieć zastrzeżenia, tak samo w kwestii sceny. Jest tu ogromne pole do manewru i rozwoju, ale póki co, w cenie 1500 USD wolałbym pozostać przy innych konstrukcjach, czasami nawet znacznie tańszych, które choć gorsze technicznie, dają wielokrotnie większą przyjemność z odsłuchów i nie stawiają tak kosmicznych wymagań co do toru audio. Jakość dźwięku sama w sobie nie może bowiem nie łączyć się ze strojeniem. To musi iść ze sobą w parze i czasami nawet drogą kompromisu. Tungsteny są stworzone bezkompromisowo, ale głównie w domenie technikaliów, zapominając trochę o tym, co najważniejsze, czyli o muzyce. 5/10
Ergonomia i praktyczność w codziennym użytkowaniu są, cóż, powiedzmy skomplikowane. Słuchawki potrzebują ogromnej ilości prądu, aby zagrać głośno i uciec od zniekształceń źródła, jeśli te nie będzie w stanie sobie z nimi poradzić. Jeśli nie liczyć DFMODów, są to najtrudniejsze słuchawki z jakimi miałem do czynienia kiedykolwiek, przebijając w tym względzie bez żadnego problemu nawet K1000. Waga nie należy do najmniejszych, ale jak na planary nie ma dramatu. Wygoda na uszy i ogólna jest w porządku, ale znów: za każdym razem będziemy zderzali się z 500-gramowymi potworami, często nie do napędzenia. Jeśli przy swoim wyczuleniu na 6 kHz, mając w rękach Tungsteny i HD800S wolałem siedzieć w tych drugich cały dzień, to coś jednak to świadczy. 4/10
Finalnie daje nam to ocenę 5.5/10, czyli słuchawki niemal idealnie pośrodku z tendencją do pozytywów. Ani do jednoznacznego polecenia, bo jednak stawiają mocne wymagania i ograniczenia, ale też na pewno nie do jednoznacznego odradzenia, bo jednak mają w sobie multum jakości i jako projekt wychodzący z ręcznej manufaktury, zasługujący na wszelakie uznanie. Być może sytuacja zmieniłaby się diametralnie na przetwornikach na magnesach dwustronnych, a być może trzeba nad tym projektem jeszcze trochę popracować i zachowując wszystkie ich najlepsze cechy, dorzucić jeszcze do pieca w temacie naturalności, wyważając ich tendencję do analityczności z typowo ludzką stroną audio, jaka jak zakładam dominuje w naszych systemach. Nie pomaga im niestety nawet moc wikingów, bo pomóc nie może. Sytuacja jest zbyt poważna, aby takie rzeczy miały na nie wpływ.
Na ten moment produkt Mod House Audio jest po prostu zbyt kliniczny i jednocześnie wymagający napędowo, aby mógł stać się zakupem praktycznym. Lepiej słucha mi się od nich jak pisałem HD800S, które też przecież często są kwalifikowane jako słuchawki kliniczne i analityczne (różnice względem HD800 nie są aż takie duże), a jednak w codziennym praktycznym użytkowaniu wydają się bardziej – no właśnie – praktyczne. Nawet z punktu widzenia nie do końca leżącej mi tonalności, łatwiej jest je ogarnąć equalizacją, pozostawiając nam w rękach słuchawki lżejsze, wygodniejsze, tańsze, z lepszą sceną, na których zrobimy właściwie to samo, co na Tungstenach, a nawet jeszcze więcej i to bez wsparcia przydomowej elektrowni. Z drugiej strony na mocnym i ciepłym sprzęcie można mieć z nimi naprawdę dużo szczęścia i wykorzystywać ich mocne strony: piekielnie równy bas + średnicę, dobrą szerokość sceny, niezgorszą jeszcze holografię oraz ogólną czystość.
5.5/10
Mimo wszystko bardzo trzymam kciuki za ewentualnymi zmianami wynikającymi z dodania drugiej warstwy magnesów, a panu Krzysztofowi serdecznie dziękuję za możliwość napisania powyższej recenzji. Słuchawki na dzień pisania recenzji zaczynają się od 1499 USD i są dostępne do zamówienia bezpośrednio na stronie produktu u producenta.
Zalety:
- całkiem dobre wykonanie ogólne
- estetycznie wykończona obudowa o umiarkowanej jak na planary wadze
- wyposażenie w dobrej klasy odpinane okablowanie
- fantastyczna równość basu aż do piekła
- wysokie parametry techniczne dźwięku
- niezła szerokość sceniczna
Wady:
- drobne defekty i cechy wynikające z ręcznej roboty
- niepraktyczne w codziennym użytkowaniu
- ekstremalnie trudne w napędzeniu
- strojenie wysoce techniczne i pozbawione ludzkiej, przyjemnej strony odbioru muzyki
- problemy z głębią sceny
Czyli jak wyglądają tak też grają. Bo trochę strasznie jak dla mnie… A czy można je porównać z Audiotechnicą na ten przykład? Z Dsr7 Bt, bo z tych też korzystałem.
Tu nie ma co porównywać. DSR7BT to jakość dźwięku na poziomie słuchawek kablowych za max 350zł. Ratuje je tylko wygoda i ultra równe brzmienie (trochę aż nudne), bo reszta czyli brak jakości, detalu no i to skrzypienie, to żart w ich regularnej cenie.
Te słuchawki są kilka klas jakościowo lepsze, ale też wyraźnie w stronę analizy. Można by mocno to próbować korygować torem, ale to będzie czasochłonna robota. Dla mnie szkoda czasu. Szybciej i łatwiej z planarów kupić coś sprawdzonego od Hifimana, czy co kto tam preferuje.
Oczywiście jako tako, bo też rzecz jasna inne słuchawki.
Mam wrażenie, że to takie prototypowe „HE6SEv2”, które miałem i oddałem, mogą mieć to wyjątkowe mocne uderzenie, ale trzeba niestety słuchać głośno, żeby wrażenie było pełne. Z tymże cena Hifimanów to ułamek tej ceny. Dlatego określenie mianem niszowych kupuję. Jak zwykle świetna recenzja,