Poprzednio recenzowane słuchawki firmy Master & Dynamic urzekły mnie swoim wyglądem, a także bardzo mile zaskoczyły jakością wykonania. Ten ulokowany w Nowym Jorku producent swoją premierę miał wtedy w lutym, ale wrażenia i oczekiwania pozostawił po sobie wysokie. Zagadką było więc jak kosztujące 2000 zł bezprzewodowe MW50 sprawdzą się na tle świetnie przeze mnie zapamiętanych MH30, ale słychać, że z obu wyłania się dosyć klarowny obraz jednej spójnej szkoły brzmienia nastawionej po raz kolejny na muzykalność i bezpieczeństwo.
Dane techniczne
- Format słuchawek: wokółuszne, składane
- Przetworniki: 40 mm, dynamiczne, zamknięte, z membranami berylowymi
- Wersja Bluetooth: 4.1 z aptX
- Impedancja: 32 Ohm
- Pasmo przenoszenia: 5Hz – 30 kHz
- Czas odtwarzania muzyki/rozmów: ok. 16 godz.
- Waga: ok. 240 g
Zawartość zestawu:
- słuchawki Master & Dynamic MW50
- etui na słuchawki
- twarde etui na okablowanie
- kabel jack 3,5 mm stereo (ok. 1,25 m)
- kabel ładowania USB typu C
- instrukcja obsługi
- certyfikat jakości
Jakość wykonania i konstrukcja
Master & Dynamic także i tym razem nie zawiodło. Pakowanie jest pierwsza klasa i już samo otwieranie pudełka powoduje uczucie, że producent stara się dbać o nas każdym detalem. Również same słuchawki przy pierwszym kontakcie krzyczą jakością.
Wizualnie bardzo mocno przypominają model MH40 jeśli spojrzeć na maskownice, ale też od razu chciałbym wyklarować jedną rzecz – nie jest to model półotwarty. Siatki maskownic to – wzorem np. K450 – atrapy. Ich zakrycie rękami nie powoduje żadnych zmian w brzmieniu, a same słuchawki z racji tego faktu oferują całkiem dobrą izolację. Gdyby był to model faktycznie półotwarty, raczej nie byłoby to możliwe.
Materiały użyte do budowy MW50 są pierwszego sortu. Dominuje tu prawdziwa skóra (na pałąku bydlęca, na nausznicach owcza) oraz metale: stal nierdzewna i aluminium. Całość jest przez to umiarkowanie ciężka – same słuchawki ważą ok. 240 g. A przypomnę, że jeszcze muszą zmieścić w sobie sterownik oraz baterię.
To często ogniwo waży w takich konstrukcjach najwięcej i należy bardzo wyraźnie pochwalić producenta za to, że mimo wszystko starał się utrzymać wagę w ryzach. M.in. dlatego mechanizm wysuwania jest znacznie bardziej uproszczony niż w MH30. Słuchawki nabierają przez to wrażenia łatwych w podejściu.
Nausznice tradycyjnie rozwiązano w zakresie montażu za pomocą magnesów i pozycjonujących je wypustów, ale tym razem nie są to klasyczne nausznice z przestrzenią w środku, a perforacją w materiale okalającym. Aby zachować należyte strojenie, producent postanowił także zmienić ażury w samej muszli na metalowe maskownice perforowane z informacjami o pochodzeniu modelu (Nowy Jork + współrzędne geograficzne).
Ergonomia jest dosyć dobra, głównie za sprawą wspomnianych mięciutkich nausznic, ale jak w każdych słuchawkach kompaktowych należy mieć baczenie na fakt, że przylegają one tylko do naszych małżowin i ostateczny poziom komfortu będzie zależny od naszej anatomii. W moim przypadku słuchawki były na ogół na tyle wygodne, aby móc z nich korzystać przez kilka godzin, ale po tym czasie musiałem robić sobie przerwy.
Słuchawki trzymają się głowy bardzo pewnie i w przeciwieństwie do MH30 mają większy zakres regulacji wysunięcia, dlatego na maksymalnym pasowały na moją głowę jak ulał. Podczas nieużywania MW50 możemy bezproblemowo złożyć na płasko, przez co miejsce przez nie zajmowane dodatkowo ulega zmniejszeniu. To naprawdę bardzo poręczne słuchawki i wielokrotnie podczas testów to udowodniły. Z tego powodu nie jest mi aż tak tęskno do możliwości pełnego składania do środka, która w tym modelu akurat nie została zaimplementowana.
Bardzo ciekawym rozwiązaniem, które również definiuje w pewnym stopniu wysoką cenę tego modelu, jest podwójny mikrofon. Choć MW50 nie posiadają systemu aktywnej redukcji szumów, coś na jej kształt zaimplementowano w ramach zbierania dźwięku podczas prowadzenia rozmowy telefonicznej. Podczas gdy mówimy do jednego mikrofonu, drugi skierowany jest w otoczenie i rejestruje wszystkie pozostałe dźwięki, następnie są one konfrontowane w przeciwfazie względem sygnału pierwotnego w locie. Bardzo sprytnie pomyślane. Ale na tym nie koniec. Producent zastosował w środku antenę aluminiową, która powinna bardzo ładnie zbierać sygnał z nadajnika Bluetooth. I faktycznie słuchawki ani razu nie straciły u mnie sygnału podczas testów.
W kontekście niedawnego testu Bluedio T4 i doniesień o opóźnieniu między dźwiękiem a obrazem podczas odtwarzania filmów, na szybko sprawdziłem MW50 z PC wyposażonym w adapter BT400 pod przykładowym materiałem YouTube 720p oraz filmami streamowanymi z serwisu cda.pl, również w 720p. Nie stwierdziłem żadnych problemów z przesunięciem obrazu względem dźwięku. Wszystko było w jak najlepszym porządku.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze zostawiam sobie minimum 24-48h pracy dla sprzętu z tytułu profilaktyki, aby miał on szansę dojść do siebie.
Sprzętem źródłowym w przypadku tych słuchawek były tradycyjnie:
- Aune S7
- Asus Xonar Essence STX
- Asus BT400 (nadajnik Bluetooth)
- Burson Conductor V2+
- Shanling M1
Słuchawki były testowane zarówno w trybie bezprzewodowym jak i przewodowym, a także z późniejszym wykorzystaniem niestandardowego okablowania oraz systemu wyposażonego w analogowy segment korekcyjny.
Dla najbardziej dociekliwych, muzyką testową jak zawsze były różnorodne pliki dźwiękowe, od MP3 i OGG VBR po FLAC 24/96 z bardzo różnych gatunków muzycznych, najczęściej elektronicznych, eksperymentalnych, ambientowych i elektroakustycznych, ale z uwzględnieniem również jazzu, klasyki, bluesa czy dynamicznej muzyki filmowej, a także synthu i rocka progresywnego.
Jakość dźwięku
MW50 w prostej linii starają się iść w ślady swoich poprzedników, a więc modelu MH30. Słuchawki po raz kolejny prezentują swoje zakresy tonalne progresywnie ku ciepłocie, eksponując w pierwszym rzędzie bas, potem średnicę, następnie górę i z typową dla kompaktów sceną. Mam jednak wrażenie, że robią to tym razem lepiej, a czemu sprzyjają też po części nausznice.
Konieczną do podkreślenia rzeczą bowiem jest na samym początku sposób nałożenia MW50. Potrafi mocno wpłynąć na odbieraną przez nas tonalność i sprawić, że jeśli słuchawki założymy zbyt mocno „do przodu”, uzyskamy znacznie cieplejszy dźwięk niż MW50 są w stanie zaoferować. Należy więc zakładać je tak, aby krawędź poduszek nie kończyła się wraz z krawędzią małżowiny, a bardziej aby ta ostatnia wtapiała się w słuchawkę. W ten sposób uzyskamy najbardziej wyważone brzmienie, które głęboko wierzę jest tym prawidłowym: przyjemnym i wygładzonym, nastawionym na muzykalny i aksamitny przekaz, który nie będzie nas męczył nawet przy wielogodzinnych odsłuchach.
Bas to powtórka programu MH30, a więc wciąż pulchny zakres, który jednak odpuszcza nam trochę i nie jest aż tak zaznaczony jak u poprzednika. Cały czas mamy tu należyte emanowanie mocą, bardziej nastawiające się na wybrzmiewanie niż tak jak w 30-stkach zejście i rytmikę, aczkolwiek i z najniższymi partiami słuchawki całkiem pewnie stoją, a w pomiarach wykazują się nawet lepiej.
Średnica to zakres bliski i intymny, odpowiednio dociążony i nasycony. To typowa wizytówka modeli muzykalnych, dla których ważną rzeczą jest reprodukcja wokali. Głosy są w małej odległości od nas, śpiew kierowany jest bezpośrednio w naszym kierunku, zaś o sybilantach nie ma mowy – całość wyważa się między wrażeniem głosu realnie ocieplonego, a zachowaniu uczucia świeżości i czytelności.
Efekt „zamglenia” średnicy jest więc tu niespecjalnie rzucający się w uszy przy – podkreślę ponownie – poprawnym założeniu słuchawek, choć oczywiście na tle wielu słuchawek monitorujących będzie nam takie wrażenie towarzyszyło. Na duży plus zanotowałem także niepoddawanie się średnicy basowej ofensywie – jeden zakres z drugim ładnie koreluje i w większości przypadków to utwór zdecyduje, którego z nich będzie ostatecznie najwięcej.
Góra nie pełni już roli trzecioplanowej, choć drugoplanową – już owszem. Ponownie jest wciąż z nami, obecna i nieodłączna, a jednocześnie bezpieczna i wygładzona na kształt aksamitu. Nie zaskakuje nas nieprzyjemnościami, zachowuje równość i kompetencję bez względu na gatunek, radząc sobie najlepiej z tymi albumami i utworami, które być może do tej pory robiły nam psikusy.
Scena pozostała bez zmian umiarkowaną i jednocześnie typową jak na słuchawki kompaktowe. Trzeba być świadomym tego, że w takich konstrukcjach bardzo trudno jest osiągnąć pułapy modeli pełnowymiarowych, toteż należy zawsze brać na to odpowiednią poprawkę. Zazwyczaj jest poza tym tak, że scena jest czymś w takich modelach okupiona – a to znacznie gorszym dociskiem i izolacją, a to nieprzyjemną i drażniącą górą, a to jeszcze czymś. MW50 tego nie robią i tym samym znów przekładają wzorem swoich poprzedników spod tej samej marki muzykalność ponad scenicznością.
Układ sceniczny idealnie powiela się z tym, co dało się zaobserwować w MH30. Scena jest więc dosyć kompleksowa, ale mała i faworyzująca oś lewo-prawo. Delikatnie skleja dźwięki ze sobą stawiając na bardzo koherentny i jednorodny przekaz, ale na szczęście bez wrażenia sklejenia się ze sobą dźwięków, a przynajmniej na odpowiednim źródle, które samo z siebie nie gra w taki sposób.
Przyznam że MW50 pozostawiły po sobie znów dobre wrażenia obiektywne, choć subiektywnie ani mi po drodze z większością kompaktów, ani też z mocniej ocieplonym brzmieniem. Te ostatnie przy dobrym ułożeniu słuchawek na uszach nawiązuje do OPPO PM3 czy K240 Monitor, jak również K290 Surround, ale od wszystkich tych modeli jednak przechodząc do kolejnego, głębszego poziomu ocieplenia. Nie są to słuchawki jednoznacznie ciemne i brakuje im sporo do okrzyknięcia takim mianem. Bezpieczne, rozsądne, przewidywalne, przyjemne, wygładzone – to przymiotniki cały czas skaczące mi po głowie za każdym razem gdy pracowałem z MW50. To przeciwległy biegun dla W855BT czy MSR7/DSR7, nawet tańsze modele takie jak JVC S30BT czy Audictus Achiever są od nich jaśniejsze, ale też produkt JVC pod względem jakości dźwięku i wykonania nawet nie leżał obok Masterów, jak również Achievery są od nich znacznie bardziej zwyczajną parą. 50-tki zachowują na ich tle coś bardzo ważnego, czego część ludzi mocno w słuchawkach poszukuje – charakter. Jeśli jednak chcemy mieć wszystko razem, wtedy na myśl przychodzi mi już tylko jedna opcja: Bowers & Wilkins P7 Wireless.
Produkty Edifiera czy Audio-Techniki są w stanie sprawdzić się w wielu sytuacjach i błysnąć kunsztem zwłaszcza w elektronice czy elektroakustyce, zaś P7W ogólnie wywrzeć na słuchaczu bardzo pozytywne wrażenie, natomiast Mastery mam wrażenie nastawiają się mobilnie na mocną pasywną kompensację dźwięku dochodzącego z zewnątrz, aby swoim strojeniem wyrównać się do umownej perfekcji spowodowanej bardzo konkretnym zaburzeniem postrzegania przez nas dźwięku z powodu hałasu otoczenia, zaś w odsłuchach domowych ponad wszystkim stawiają na bezpieczeństwo słuchacza, który z wielu suchych i jałowych urządzeń chciałby poczuć się jak na prawdziwym torze lampowym. Dlatego zamiast detalizować na potęgę, iskrzyć i drapać sopranem niczym pazurami, zwracają się ku czystej esencji muzyki – solidnej i długo wybrzmiewającej stopie basowej oraz nasyconym, ciepłym wokalom. Towarzysząca temu góra, choć ważna i niepomijana, ma po raz kolejny mimo wszystko nie przeszkadzać. Staje się to więc pewną wizytówką M&D i jednocześnie wielką gratką dla wszystkich amatorów sprzętu oscylującego nie tylko wokół stereotypowo grającego sprzętu lampowego, ale ogólnie grającego muzykalnie.
Synergiczność
MW50 to moim zdaniem słuchawki kompletne, którym ani specjalnie kabel nie jest lepszy potrzebny (standardowy w zupełności wystarcza), ani też cudowanie ze źródłami. Sprawa jest prosta – im jaśniejszy sprzęt źródłowy tym lepiej. Im bardziej kontrolujący bas tym lepiej. Im mniejsza będzie jego impedancja wyjściowa tym także lepiej. A jeśli będzie Bluetooth, to już w ogóle najlepiej, choć w tym trybie słuchawki praktycznie nie różnią się od dobrze napędzonych i wysterowanych za pomocą kabla. Z tego względu są bardzo proste w podejściu i parowalne z mnóstwem sprzętu towarzyszącego.
Podsumowanie
Master & Dynamic MW50 po raz kolejny zaserwowały sobą mnóstwo przyjemności. Ponownie są to ciekawe, świetnie zbudowane słuchawki z porządnymi materiałami, mając szansę zapewnić dużą satysfakcję osobom przede wszystkim mobilnym, ale lubiącym obcować z klasa premium. Ponownie odznaczają się wysoką muzykalnością oraz bezpieczeństwem, szanując muzykę oraz wrażliwość słuchacza na sopran, serwując go w ilości należytej, ale rozważnej. Na tyle, aby cały czas kwalifikować się jako słuchawki ciepłe i z konsekwencją w małej scenie. Jeśli tylko podobać się nam będzie ich brzmienie, lub po prostu ogólnie lubujemy się w muzykalności, prawdopodobnie będzie to ich jedyna wada.
Z racji bycia minimalnie większymi od MH30 pasują na moją głowę tym razem idealnie przy maksymalnym rozstawie, ale pamiętać należy że są to kompakty, a więc konstrukcja leżąca na naszych małżowinach. Jeśli mamy mimo wszystko wątpliwości – warto potrzymać je trochę na głowie przed zakupem, aby upewnić się że wszystko będzie w porządku. Jeśli tak – zyskamy kolejny punkt programu muzykalnych produktów słuchawkowych warty przesłuchania i obadania.
Recenzowane słuchawki są na dzień pisania recenzji dostępne w cenie 1999 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- świetna jakość wykonania i użytych materiałów
- praktyczna, składana, kompaktowa konstrukcja
- bardzo ciekawy sposób montażu i wymiany nausznic
- woreczek do przenoszenia oraz twarde etui na kable
- wymienne okablowanie i łatwość w jego konfekcji
- podwójny mikrofon z aktywnym tłumieniem otoczenia
- wzmocniona antena przeciwdziałająca utracie sygnału
- wsparcie protokołu aptX
- odpowiednio długi czas pracy na baterii
- bardzo solidny system regulacji wysunięcia muszli
- przyjemne, muzykalne granie o dużym nasyceniu i bliskości
- nacisk na bezpieczeństwo i angaż
- całkiem dobrze wyważone względem siebie osie sceniczne przód-tył i lewo-prawo
- łatwość w napędzeniu i wysterowaniu (jaśniejszy sprzęt źródłowy)
- całkiem wysoka jakość ogólna dźwięku, zwłaszcza jak na konstrukcję kompaktową
Wady:
- scena wciąż jedynie dostateczna rozmiarowo
- niektórym może brakować odrobiny werwy i agresji w ich spokojnym brzmieniu
- nauszna konstrukcja może dać się we znaki przy bardzo długich odsłuchach
- ułożenie słuchawek na głowie może przekładać się też na ich stopień przyciemnienia, rozjaśnienia oraz ostatecznie uzyskiwanej izolacji od otoczenia
- wciąż szkoda że na same słuchawki nie dostajemy twardego etui zamiast woreczka
Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Chyba je kupię dla samego wyglądu. Piękne są.
Swietna recenzja. A czy ze słuchawek można korzystać do rozmowy telefonicznej? Zakładając ze będą podpięte pod telefon komórkowy dobrze by było nic za ich pomocą rozmawiać przez telefon w dowolnej chwili. Drugie pytanie czy jest / będzie model cały czarny tak jak dla poprzednich modeli?
1. „Czas odtwarzania muzyki/rozmów: ok. 16 godz.”
2. Pytania o wersje kolorystyczne raczej powinny być kierowane do dystrybutora tej marki, nie do osoby recenzującej.
Format słuchawek: wokółuszne ?