Marka Kennerton jest w sumie takim ucieleśnieniem sławnego „gniotsa nie lamiotsa”. Słuchawki wykonane są zawsze z surowych materiałów w taki dosyć prostolinijny, szczery sposób. Nie ma tu kiczu czy zgrywania się, ale ma być odporność na sytuację wylądowania słuchawek na ziemi, gdy będziemy próbowali sięgnąć po naszą ulubioną wódkę matrioszkę i świeżo podwędzone konserwy z wojskowych magazynów, zanim wyruszymy na miasto po zapasy w masce przeciwgazowej i kombinezonie ochronnym. Choć Magni nie są modelem wyjściowym, a w pełnym tego słowa znaczeniu domowym. Przystąpmy tym samym na poważnie do analizy i odpowiedzi na pytania: czym są Kennertony Magni, jak grają, jak się mają na tle innych modeli tego producenta które testowałem oraz jakie są ich mocne i słabe strony. Bardzo przy tym dziękuję p. Rafałowi za możliwość ich przetestowania.
Widoczne na zdjęciu stojak Fanatum Statera i kabel AC3B w wersji jack 3,5 mm nie są dołączane do słuchawek, ale jako że test zbiegł się z obydwoma premierami, to i pamiątkowe zdjęcie się zrodziło. Oba akcesoria można zakupić osobno w razie potrzeby.
Dane techniczne (wg producenta):
- Przetwornik: dynamiczny, mylarowo-grafenowa membrana 50 mm
- Pasmo przenoszenia: 15 Hz – 50 kHz
- Czułość: 114 dB
- Impedancja: 33 Ω
- Maksymalna moc wejściowa: 250 mW
- Przewód: Odpinany 2 m, OFC, pozłacane wtyki mini jack 3,5 mm (adapter jack 6,3 mm w zestawie)
- Waga: 440 g
Jakość wykonania i konstrukcja
Wyposażenie – można powiedzieć, że jest w porządku. W zestawie zdaje się jest tylko jeden kabel, ale dostajemy świetny, miękki kuferek w formie torby z opaską w stylu jak dla aparatu fotograficznego. Tu akurat bardzo mi się to spodobało.
Materiały – tu zaś można powiedzieć, że tak jak we wstępie, Kennerton dowiózł identyczną filozofię, co przy pozostałych swoich modelach. Mamy tu więc zestawiane klockowo drewno (muszle nie są pełną częścią drewnianą, a sklejanymi ze sobą kawałkami), sporo metalu, ale wagę udało się utrzymać jeszcze w rozsądnych granicach (o tym za moment). Wynika to z faktu też i tego, że nie ma tu magnesów: słuchawki mają przetworniki dynamiczne.
Okablowanie – choć moja opinia, jako osoby zajmującej się okablowaniem, nie wybrzmiewa z jednoznacznie neutralnego gruntu, ale proszę mi wierzyć, że tak fatalnego kabla nie pamiętam nawet z recenzji Focali (ten ich legendarny „kabel od żelazka”), więc jeśli tylko jest na to szansa, definitywnie radzę wymieniać go na coś, co nie będzie zachowywało się jak produkt kablopodobny. Na czym polega problem? Oj długo wymieniać. Przede wszystkim koszmarny efekt mikrofonowania, bardzo duża sztywność i pamięciowość, nieprzyjemność w dotyku… po prostu nie da się go używać. Każda chwila z tym kablem to był dla mnie koszmar, ale też nauka jak w praktyce się takie kable sprawują i czego unikać przy tworzeniu własnych. Nawet mój stosunkowo ciężki i gruby AC3B, który również znalazł się jako dodatek w tej recenzji właśnie z tego powodu, że nie można było z fabrycznym kablem wytrzymać, jest znacznie lepszym użytkowo kablem, a do tego z dobrymi właściwościami dźwiękowymi (większy wigor i czystość oraz nieco większa scena wraz z głębią). Chyba że ktoś chce iść z nimi w zupełnie przeciwnym kierunku. Moja rada więc: wymieniać kabel od razu, nawet niekoniecznie na AC3, tylko na cokolwiek nie próbującego pozować na linkę holowniczą. Sam osobiście nie byłem w stanie dokończyć recenzji na kablu fabrycznym, co również nie pamiętam aby kiedykolwiek mi się zdarzyło.
Pałąk – o ile słuchawki nie mają takiej wagi i jednocześnie mechanizmu regulacji jak Vali/Odin, o tyle producent decydując się na zastosowanie systemu automatycznego, zapomniał o fizyce, a dokładniej przenoszeniu drgań i – znów – mikrofonowaniu.
Opaska pałąka zamontowana jest na dwóch językach z plastiku, które niesamowicie skrzypią. Pojawia się to także podczas użytkowania, przenosi się po metalowym pałąku, trafia ostatecznie do naszych uszu. Wrażenie jest takie, jakby słuchawki były zamontowane na jakichś sprężynach, które co rusz dają o sobie znać.
Pady – zdecydowano się na twardsze pady po to, aby – tak jak u Audeze – uniknąć problemu kolizji małżowin usznych z wnętrzem słuchawek, które jest zabezpieczone tylko materiałem i nie ma żadnej amortyzacji.
W dłuższej perspektywie pady potrafiły dawać niestety o sobie znać swoją twardością, naciskając mi skronie i powodując konieczność wyginania muszli na głowie tak, aby nacisk był większy na żuchwę. Znam osoby nie lubiące ani tego, ani tego. Pozostaje więc liczyć na to, że z czasem pady się ułożą, albo spróbować je wymienić na coś innego. Nigdy nie miałem przy tym kolizji małżowiny z maskownicą, co jest plusem. Zaznaczyć też trzeba, że słuchawki były ze mną zbyt krótko, aby fakt ułożenia się padów mógł zaistnieć.
Konektory – gniazdka ustawiono pod kątem prostym, co przy wtykach również typu prostego jest mało praktyczne, a przy wtykach kątowych również powoduje niepotrzebną presję na kable. Zwłaszcza, że zdecydowano się na wtyki jack 3,5 mm mono, które nie są w żaden sposób blokowane. Istnieje więc ryzyko uszkodzenia czy to wtyków, czy gniazd, jeśli ktoś przysłowiowo „macha witami na prawo i lewo niczym rozluźniony anemik”.
Wolałbym tu mieć gniazdka blokowane i pod kątem. Na szczęście nie jest to nic, co mi osobiście przeszkadzało na tyle, aby słuchawki stały się nieużywalne lub sprawiały mocne problemy w trakcie testowania.
Wygoda – o ile Kennerton miał z reguły problemy z wagą swoich produktów, tak Magni są przyzwoite w tym zakresie, choć też nie lekkie – 451 g (wg danych technicznych miało być 440 g).
Mimo to wciąż czuć je na głowie i tym bardziej przez wspomniane pady. Wydaje się, że Magni lepiej będą sprawdzały się na trochę mniejszych głowach. Moja do takich się średnio zalicza. Mają bowiem pewną przestrzeń w spoczynku między nausznikami, a im bardziej słuchawki będą rozchylone, tym mocniejszy będzie ich docisk z tytułu powrotu do formy wyjściowej. Prawdopodobnie pomoże tu rozginanie pałąka, ale oczywiście wiadomo, że w prywatnym egzemplarzu nic w tym zakresie nie zrobię, aby nie czynić prawowitemu właścicielowi kłopotów.
Izolacja od otoczenia – jeśli ktoś liczy na maksymalną izolację, to raczej nie pod tym adresem. Izolacja od otoczenia, o ile oczywiście jest z racji zamkniętości, o tyle plasuje się na poziomie generalnie LCD-XC, a więc „umiarkowanie”, że tak powiem. Sporo dźwięków jest blokowanych, ale głównie tych o niskim natężeniu. Pozwoli lepiej skupić się na muzyce, ale nie będą to drugie Etymotiki i o odcięciu się od latających po domu dzieciaków raczej nie ma mowy.
Podsumowując na tym etapie, słuchawki wykonane ładnie i solidnie, ale w paru miejscach trochę siermiężnie i niestety na tyle, aby pozostawiać po sobie bardziej irytację niż uznanie. Kabel nieergonomiczny, gorszy nawet niż w Elearach/Elexach, kwalifikujący się na w miarę szybką wymianę z tego głównie powodu, do tego nieco zbyt twarde na moją głowę pady i skrzypienie opaski pałąka od naprężeń. No i gniazdka fajnie byłoby mieć jednak pod kątem i blokowane, dla pełnego efektu. Poza tym jednak nie jest źle i „da się słuchać”. A właśnie…
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem, który jest przeze mnie wykorzystywany i przewijający się również i w tej recenzji. Sprzęt dla pewności zawsze zostawiam sobie włączony na 24-48h z tytułu profilaktyki przed krytycznymi odsłuchami (tzw. wygrzewanie), a do pisania przystępuję średnio przynajmniej po tygodniu testów w różnych warunkach.
Wyposażenie testowe w szczególe obejmowało:
- Konwertery C/A: Pathos Converto MK2
- Wzmacniacze: Pathos Aurium
- Karty dźwiękowe: Asus Essence STX (2x MUSES8820 + TPA6120A2), AudioQuest DragonFly Cobalt
- Kondycjonowanie i zasilanie: Lucarto Audio LPS Custom, Lucarto Audio KS300 Custom, okablowanie własne
- Słuchawki testowe: 1MORE H1707, Audeze LCD-XC
- Słuchawki gościnne: Beyerdynamic T90, MrSpeakers Ether CX
Analiza pomiarowa
Tym razem słuchawki wzięte zostały na bardzo wnikliwy, eksperymentalny wręcz warsztat pomiarowy, dający bardzo dobry pogląd na temat ich tonalności. O ile takie wykresy znajdują się praktycznie w każdej recenzji słuchawkowej, chciałbym całościowo wzmocnić rolę elementu pomiarowego w swoich wpisach, bo choć nie jest to oczywiście istota sama w sobie (tj. sławne „pomiary nie grają”), jednocześnie są to najbardziej wymierne i wiarygodne dane jakimi w świecie audio możemy operować. Oczywiście zakładając ich poprawne wykonywanie. To bowiem, że ktoś ich nie rozumie, nie jest dowodem na ich bezcelowość.
W przypadku Magni pomiary uzupełniają się dokładnie z moimi subiektywnymi odczuciami. Wnikliwe analizy wykresów i danych tego typu, również ze stron trzecich, pozwalają na lepsze zrozumienie tego co się słyszy. A słyszy się fizykę, tudzież konkretne częstotliwości i ich natężenie, układające się zarówno w odbiór czysto w muzyce, jak i ogólnie właściwości akustyczne i odbieranie elementarnej tonalności (jasne, ciemne, za jasne, za ciemne itd.).
Uśredniony wykres przebiegu częstotliwościowego:
Sparowanie kanałów ze sobą okazało się nie do końca takie, jak można byłoby sobie tego życzyć. Jest słyszalne i widoczne przesunięcie na lewy kanał, a charakterystyka zachowania przebiegu wskazuje na problem z nausznikiem, tudzież jakąś nieszczelność.
Koherencja pomiarowa nie wykazuje jakichś super znaczących różnic między wykresami mogącymi wynikać z ułożenia słuchawek na głowie. Magni są w tym zakresie tolerancyjne i nie trzeba ich godzinami poprawiać na głowie dla jak najlepszego grania, jak miało to miejsce chociażby w D8000, ale i np. moich K1000.
Spektrogram pokazuje nam w tym konkretnym przypadku które fragmenty pasma są przy nominalnej głośności odsłuchowej najbardziej słyszalne w pierwszej kolejności. Czerwone fragmenty są najbardziej słyszalne. Choć dane te operują na wynikach surowych, bez kompensacji, bardzo dobrze odzwierciedlają w tym przypadku to jak sam te słuchawki odbierałem.
Bardzo podobnie, ale w zależności od głośności, pokaże nam to też wykres kaskadowy.
Zniekształcenia harmoniczne i szum tła to rzeczy bardzo niewdzięczne do mierzenia w warunkach domowych czy może po prostu nieidealnych. Niemniej poziom zniekształceń wygląda nie najgorzej.
Jakość dźwięku
Kennerton Magni to słuchawki, które bardzo skrótowo mógłbym ująć jako zamknięte DT880. Oczywiście bardzo umownie. Bardziej jednak byłaby to na moje ucho mieszanka DT880 z LCD-XC, bowiem z obydwoma parami jest Kennertonom po drodze. Też jestem zdziwiony, ale to właśnie te dwie pary – z pamięci oraz bezpośrednio – mają moim zdaniem najwięcej tu wspólnych mianowników.
Czemu DT880? Przez neutralność. W sumie można byłoby od razu wymienić tu K400 LP po modyfikacjach, ale powiedzmy, że zostajemy przy rozwiązaniach dostępnych od ręki w sklepie. Zatem DT880, zapamiętałem je bardzo dobrze ze względu na właśnie ich bardzo równy, trochę zmanierowany przekaz, który nie miał tej sceniczności i dynamiki co DT990, ale za to serwował solidniejszy, bardziej zagruntowany fundament dźwiękowy. Łatwo to wyjaśnić na przykładzie Lehmanna, którego specyficzna owa maniera potrafiła być przez lata elementem charakterystycznym zarówno dla oryginałów, jak i klonów.
Czemu zaś XC? Przez podobne usposobienie. Obie pary są dosyć jasne, dosyć basowe, mają bardzo podobnie kreowaną scenę z naciskiem na szerokość i są zamknięte. No i poza tym XC posiadam, więc zrobienie przyrównania jest możliwe od ręki. A co też jak widać czynię.
Największa różnica rysuje się tu jednak w ogólnej jakości dźwięku, scenie oraz prezentacji środka z perspektywy czysto barwowej. Barwa w XC jest bardziej naturalna, podczas gdy w Magni bardziej neutralna. Wrażenia obie pary pozostawiają takie, że XC są bardziej monitorowe, kontrolne, podczas gdy Magni starają się być absolutnie neutralne i przesuwające energię ze środka pasma na skraje. Tak samo działo się w K400 LP po modyfikacjach, choć oczywiście w znacznie mniejszej skali i znacznie gorszej jakości.
Dźwięk Kennerton Magni nie jest skomplikowany i jego opis będzie odtąd bardzo konkretnie przeze mnie opisany. Ogólnie można go sklasyfikować jako neutralny z tendencją do podkreślania skrajów – minimalnie części sopranowej w stylu właśnie wspomnianych DT880, a więc na wyższą oktawę, jak też rytmiki basu, który jest bardziej sprężysty i jednocześnie sprawia wrażenie uderzającego bardziej konturowo na górnym basie.
Bas jest tu mocny i podkreślony, ale jego moc definiuje właśnie wspomniana twardość. Słuchawki są przez to wrażliwe np. na przydźwięk w ok. 100 Hz, aczkolwiek może po prostu warto powiedzieć, że potrafią być tak samo nastawione na wykazywanie określonych cech realizacyjnych, co słuchawki faktycznie predysponowane przez innych producentów do takich właśnie zadań.
Należy podkreślić, że ogólnie Magni są słuchawkami o dziwo trudnymi w jednoznacznym opisywaniu i kategorycznym umieszczaniu w określonych sztywnych ramach, ponieważ ich układ tonalny jest mocno wyważony między różnymi kierunkami i tendencjami. Poza cechami które opisałem raptem 2 akapity wyżej, słuchawki lubią zwrócić nam na wyjściu to, co dostaną na wejściu. Elektronika towarzysząca będzie miała zatem większy niż zazwyczaj wpływ na to, co otrzymamy.
Jeśli Magni miałyby mieć jakiś słaby punkt w repertuarze cech brzmieniowych, to zacząłbym się najpewniej czepiać głębi sceny. W przeciwieństwie do Magni, w LCD-XC otrzymuję coś w zamian: bliski wokal. W LCD-MX4 tak samo. W K1000, również. Ale już w HD800 jest kompletnie na odwrót.
Magni natomiast mają środek położony nieco dalej niż w XC i w pierwszej chwili ma się wrażenie, że słuchawki mają bardzo fajną, „eteryczną” wręcz średnicę, ale im dłużej się jej słucha, tym bardziej ma się wrażenie, że nie stoi za tym realna przestrzenność, a jedynie wrażenie, złudzenie akustyczne. Paradoks Magni polega na tym – i stąd tak gęsto powołuję się na porównania do XC – że choć średnica (wokal) prezentowana jest w odległości od słuchacza, to faktyczna przestrzenność i zdolność do wychylenia w osi przód-tył jest mniejsza niż w XC, które przedstawiają wokalistów bliżej niż one. Nie powiem jak to wygląda w MX4 nie mając ich pod ręką, a z pamięci nie chciałbym w tym aspekcie na ich temat zmyślać, ale w Magni jest to – już tak w kategoriach czysto ogólnych – po prostu prezentowane czasami z dużym uproszczeniem. Tak, jakby średnica była odtwarzana w takiej pozycji, a nie konstruowana na żywo.
Można jeszcze spekulować, czy barwa Magni jest aby na pewno prezentowana poprawnie w wymiarze sopranowym, ale nawet mimo różnic nie jest to coś, co odbiera się jako wadę, a bardziej cechę. Przy czym sopran nigdy mnie nie zmęczył. To jest akurat ten zakres w Kennertonach, który mimo pewnego podkreślenia, zwracania dużej ilości detali, nie jest nastawiony na przekaz „przedetalizowany” lub co do zasady sztuczny. Co więcej, to właśnie torem można próbować go nagiąć do naszej własnej woli. Być może producent po prostu chciał tak je wystroić, aby nie było co do tego wątpliwości i oddać sporą część decyzyjną w procesie reprodukcji dźwięku torowi audio jako całości.
Ostatecznie rzeczy, na które do samego końca zwracałem w Magni uwagę co pewien utwór, to tendencja basu do utwardzania się w górnych segmentach oraz wspomniane zblokowanie się średnicy w określonym miejscu przestrzennym, a także modulacja barwy w stronę neutralności, która mogła kwalifikować się na cieplejszy tor nawet niż ten, którym dysponowałem. Czysto de gustibus. Choć słuchało mi się ich jak już pisałem dobrze i bez efektu zmęczenia. Zarówno utwardzenie basu, jak i barwa czy sceniczność, były dla mnie bardziej cechami aniżeli przywarami. No, może rzeczywiście poza tą głębią sceny. Z drugiej strony to słuchawki zamknięte, do tego strojone w bardzo określony przez producenta sposób.
Przywarą będzie zaś dla mnie zestrojenie przetworników. Nie jest w tym względzie najlepiej. Może p. Rafał posiada słabszy egzemplarz, może jest to kwestia ułożenia padów (i chyba to właśnie tym tropem bym podążał), niemniej taki jest też urok słuchawek używanych.
Tonalnie, definitywnie nie jest im po drodze ani z Vali, ani z Odinami, jako że to całkowicie inne słuchawki o innej konstrukcji i walorach. Znacznie cieplejsze w obu przypadkach, a do tego przy Odinach dochodzi jeszcze konkretna scena w wymiarze dojrzałości i kompleksowości. Ale też i cena znacznie większa. Magni są na ich tle taką bardziej budżetową propozycją, choć trzeba przyznać, że ich ogólna jakość dźwięku, czystość, dynamika, stoją na bardzo przyzwoitym poziomie, którego raczej nie spodziewalibyśmy się w tej cenie. Klasowo stawiałbym im tu za rywala np. chwalone przeze mnie TH610, także naprawdę nie jest źle i ostatecznie Magni zostawiają po sobie wrażenie całkiem pozytywne.
Dla kogo Kennerton Magni?
Na pewno warto rzucić na nie okiem ze strony tych osób, które:
- preferują słuchawki rzetelnie neutralne,
- szukają modelu w jak najmniejszym stopniu dodającym od siebie,
- chcą uniknąć przy tym nudności czy monotonni,
- wolą mieć model zamknięty niż otwarty,
- chcą dać więcej głosu torowi i używać go mocniej do kształtowania brzmienia słuchawek,
- interesuje duża scena na szerokość bardziej niż jej kompleksowość,
- mają ciepły tor i chcą słuchawek dobrze się na takowym czujących,
- pragną nabyć słuchawki dobrze czujące się we wszystkich gatunkach,
- nie boją się wymiany okablowania na cokolwiek bardziej sensownego,
- nie posiadają super mocnego mocowo toru.
Z Magni niezadowolone będą najpewniej zaś osoby:
- wolące bardziej muzykalne słuchawki o cieplejszym usposobieniu,
- będące fanami ogromnych scen we wszystkie strony i absolutnych holografii
- preferujące pulchny bas środkowozakresowy albo jednoznacznie przybliżoną średnicę,
- szukające absolutnej izolacji od otoczenia,
- mające już jasny lub neutralny tor, a chcące raczej odwrotnego efektu niż wzmocnienia tychże cech.
Czy Magni to słuchawki referencyjne?
Spotkałem się z tym stwierdzeniem wcześniej, gdy analizowałem pierwsze informacje na ich temat. Przewijało się to też przy np. HiFiMANach Arya. Osobiście uważam, że żadna z tych par nie jest w pełni referencyjna, ale że mówimy tu tylko o Magni, a przynajmniej powinniśmy, to powtórzę to już w należytej formie: Magni nie są wprost z pudełka słuchawkami referencyjnymi. Aczkolwiek mają ku temu sporo predyspozycji i mogą stanowić bardzo fajną parę do pełnienia roli przynajmniej słuchawek do zresetowania ośrodka słuchu.
Aby jednak tak się stało, należy dobrać im odpowiedni tor. Słuchawki najlepiej czują się i czuć będą na wszelakich cieplejszych torach, które pomogą wygładzić ich sopran i nadać bardziej naturalnej barwy. Bowiem to właśnie te elementy mi przeszkadzają w nazwaniu ich referencją, oczywiście umowną. Słuchawki – a co widać na spektrogramie – lubią „dogrzać” troszkę sopran w kilku punktach, ale choć nie jest to nic drażniącego lub dążącego do sybilowania, to ustala ich wysoką neutralność z przechyłem na jasność i delikatną nosowość. Usunięcie tych dwóch elementów może sprawić, że dostaniemy bardzo kompetentną parę słuchawek.
W przypadku konsumentów, takich typowych, którzy nie chcą wydać zbyt wiele, a mają okazję dorwać Magni za dobre pieniądze, najlepiej będzie poszukać czegoś cieplejszego lub wprost ciepłego. Ze wzmacniaczy np. Lehmann Rhinelander chodzi mi po głowie. Z DACów czy ogólnie integr warto zainteresować się chociażby iFi Zen DACiem. Jeśli ma być to w formie karty dźwiękowej, absolutnie Tempotec Serenade wart jest uwagi, zaś dla najbardziej budżetowych użytkowników coś w stylu może AudioQuesta DragonFly Black by się nadało. Trzeba mieć jednak wtedy świadomość, że słuchawki stać będzie na więcej niż jest w stanie zaoferować źródło. Zapewne jest też multum innych urządzeń innych producentów, lepszych i gorszych, oferowanych u nas w kraju i nie, ale bardziej chodzi o zasugerowanie jaki rodzaj będzie dla Magni wskazany.
Podsumowanie
Przy wszystkich walorach tych słuchawek, w Kennertonach drażnić mogą głównie drobne rzeczy. Z tych brzmieniowych będzie to co najwyżej lekka tendencja do utwardzania się basu oraz specyfika średnicy wraz z jej pozycjonowaniem na oszczędnej osi przód-tył. Z tych zaś fizycznych, absolutnie koszmarny kabel sygnałowy z ogromnym mikrofonowaniem oraz odgłosy pracy metalowego pałąka od czasu do czasu. Pady również mogłyby być delikatnie miększe, aby słuchawki nie cisnęły tak w skronie, choć jest to akurat też poniekąd uwarunkowane cechami anatomicznymi i wyczuleniem danej osoby na takie rzeczy (oraz wielkością głowy).
Czy mimo to można Magni polecić? W sumie tak. W niektórych okolicznościach nawet więcej niż w sumie, a przynajmniej zakładając, że część rzeczy jak pisałem wynika z mojej anatomii albo cech tech konkretnej sztuki. Można je podsunąć do rozważenia na pewno osobom lubującym się w słuchawkach neutralnych, nie za jasnych, ale definitywnie nie za ciemnych, a ewidentnie kochających się z cieplejszymi torami. No i też tym, dla których inwestycja w jakikolwiek lepszy kabel jeszcze wchodzi tu w grę, a wymienione przeze mnie w tekście cechy fizyczno-użytkowe okaże się, że nie będą przeszkadzały. Wielu osobom w istocie bowiem nie przeszkadzają, ale wiadomo, że co głowa to opinia, a każdy jest wyczulony na inne aspekty zarówno dźwiękowe, jak i użytkowe. Niestety, w audio sprawy nie są czarno-białe i odsłuch własny był, jest i będzie najlepszym weryfikatorem.
Słuchawki na dzień publikacji recenzji są dostępne w sklepach w cenie 2990 złotych.
Zalety:
- dobre materiały użyte do wykonania tych słuchawek
- świetne etui w zestawie
- łatwy recabling i dostosowanie kabla do potrzeb użytkownika
- dużo przestrzeni na uszy
- neutralno-jasne brzmienie z zacięciem referencyjnym
- bardzo solidna podstawa basowa z dobrym zejściem
- dosyć sprawnie utrzymana należyta klasa odsłuchu w swojej cenie
- rozbudowana scena na boki
- uniwersalność gatunkowa
- bardzo łatwe w napędzeniu
- łatwo dają się wysterować na cieplejszych torach
Wady:
- sceniczność na osi przód-tył lubi często być prezentowana na jedną modłę, tak samo czasami wyższy bas
- bardzo sztywny, pamięciowy, mikrofonujący i ogólnie kiepski kabel fabryczny generujący dodatkowe koszta
- metaliczny dźwięk pałąka podczas użytkowania
- złączki ustawione pod kątem prostym potrafią trochę przeszkadzać
- izolacja od otoczenia jedynie na dostatecznym poziomie
- z racji nieco twardych padów słuchawki raczej przeznaczone na mniejsze głowy
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla p. Rafała za użyczenie mi swojego prywatnego sprzętu do testów.