Recenzja HiFiMAN Edition X (V2)

HiFiMAN znany jest i zapewne zapamiętany będzie już do końca jako ten producent, który wskrzesił i rozpropagował ponownie technologię magnetostatyczną (ortodynamiczną) w ramach słuchawek, które były proste w konstrukcji i na tyle tanie, aby zyskać rzeszę zwolenników, do dziś hołubiących sobie takie modele jak HE-4 czy HE-6. Zaskoczeniem więc swego czasu było wprowadzenie na rynek bardzo drogich HE1000 i zastanawiano się, czy przypadkiem nie ma już odwrotu od tego trendu. Okazuje się, że HiFiMAN doskonale wyczuł nastroje i postanowił wprowadzić uproszczoną wersję „HEk’ów” o znacznie większej przyjazności dla portfela, ale wciąż za które trzeba jednak wyłożyć 6 tysięcy złotych. Podwójne to szczęście i wdzięczność, że model ten w najnowszej swojej wersji (V2) trafił do mnie na warsztat i podziękowanie w tym względzie chciałbym wyrazić jednemu z czytelników bloga.

Dane techniczne

  • Przetworniki: magnetostatyczne, otwarte
  • Format: wokółuszny
  • Pasmo przenoszenia: 8 Hz – 50 kHz
  • Impedancja: 25 ohm
  • Skuteczność: 103 dB
  • Waga słuchawek: 399 g (bez kabla)

 

Zawartość zestawu

  • słuchawki HiFiMAN Edition X
  • odpinany kabel 1,5 m jack 3,5 mm oraz 3 m jack 6,3 mm (na zdjęciu zamiennik konfekcjonowany pod BAL)
  • skrzynka-etui do przechowywania słuchawek

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Edition X przychodzą do nas w bardzo fajnym, gustownym pudełku-etui. Choć słuchawki wykonane są na bardzo duże podobieństwo do modelu HE1000 (i jeszcze bardziej Ananda), kosztują od nich wyraźnie mniej. Wynika to z zastosowania innych przetworników oraz tańszych (ale za to lżejszych) materiałów. A z samego faktu dużych podobieństw wynikać będzie tym razem krótszy trochę opis ich konstrukcji.

Ponieważ słuchawki są w wersji V2, posiadają pałąk w wariancie z dodatkowymi zakresami regulacyjnymi oraz metalowe profile widełek. Nylon uważam tu za bardzo dobrą decyzję w zakresie nausznic, ponieważ o ile nie jest tak przyjemny dla skóry w kontakcie jak welur z HE1000 V1, o tyle jest pozbawiony największej jego wady: tendencji do łapania wszelakich włosków i drobinek. Grille maskujące przetworniki od strony zewnętrznej w dalszym ciągu są jednak metalowe. Przetworniki – przynajmniej na oko – zajmują dokładnie tyle samo miejsca co w HE1000, choć widać wyraźnie inną ich konstrukcję („wężowe” ułożenie ścieżek).

W zakresie ergonomii praktycznie nic się nie zmieniło, poza tym, że słuchawki łatwiej obracają się muszlami wokół własnej osi. Niemożliwe jest więc bezpieczne wzięcie ich do jednej ręki i zakładanie zawsze należy wykonywać oburącz. Z czasem stało się to dla mnie uciążliwe i może wręcz trochę irytujące, bo wymagało sporo uwagi. Nie można było też słuchawek spokojnie odłożyć na podkładkę, którą stosuję podczas odsłuchów testowych, ponieważ z racji praktycznie zerowego oporu mechanizmu obrotu co chwila przewracały się na bok.

Po założeniu słuchawki można byłoby się spodziewać, że będą przez to dopasowywały się samodzielnie. Niestety należy mimo wszystko dostosować ich kąt nachylenia względem naszej głowy, ponieważ grubsze nausznice stawiają niespodziewany opór widełkom. Wydaje mi się, że HiFiMAN nie do końca przemyślał ten konkretny aspekt budowy Edition X i mogę tylko podejrzewać, że identycznie jest w modelu HE1000 V2. V1 nie miały takich problemów, ponieważ w nich jest na odwrót: nausznice są cieńsze, a profil muszli grubszy.

Na pałąk i widełki będę niestety również narzekał. I to tym razem nie o ponownie stosowane wypełnienie plastikowe, bo ono także pracuje nam na niską wagę tego modelu, ale malowanie wszystkiego na czarno. W zasadzie ten sam problem jest poniekąd z Audeze, ale z tą jedną zasadniczą różnicą, że pręty regulacyjne są tam pozbawione malowania. Dlatego wielokrotne regulowanie wysunięcia opaski/widełek nie powoduje, że słuchawki się wizualnie i materiałowo zużywają. W Edition X wszystko jest pomalowane na czarno, także suwadła prędzej czy później pozostawią na słuchawkach swoje ślady.

Oczywiście uwaga ta teoretycznie tyczy się też i HE1000, ale tam producent zostawił wszystko w stanie surowym i ostatecznie: niewidocznym. Być może dlatego zdecydowano się na odświeżenie modelu X i wprowadzenie wariantu Ananda z pałąkiem z modelu Sundara. To jednak pozostanie w zakresie mojego zgadywania.

Ostatnią rzeczą jest objętość na głowę. Ponieważ opaska słuchawek jest dłuższa (większa) niż w HE1000, wzorem np. SR-507 czy Kennertonów musiałem słuchawki trzymać na bardzo niskim zakresie regulacyjnym, odsłaniając w sumie tylko jedno oczko z każdej strony co najwyżej. Moim zdaniem HiFiMAN zagalopował się z tym zabiegiem i model V2 zamiast dostosować pod większe głowy, przepoczwarzył w taki, który jest w stanie przyjąć każdą. Osoby słuchające muzyki w czapkach z daszkiem powinny być wniebowzięte. Normalny użytkownicy – trudno powiedzieć.

 

Różnice między V1 i V2

Recenzja dotyczy modelu V2, który jest aktualnie oferowanym. Nie testowałem modelu V1 i nie wiem czym się charakteryzuje, a więc odwrotnie do sytuacji z HE1000. Z informacji jednak, jakie udało mi się odszukać, wynika, że różnice między nimi powinny sprowadzać się głównie do zastosowania widełek metalowych (a raczej metalowych profili z plastikowym wypełnieniem) zamiast w pełni plastikowych, a także większej skali regulacyjnej na pałąku.

Słuchawki posiadają tą samą membranę na przetwornikach, a także identyczną wagę (399 g). Prawdopodobnie zmieniono nausznice na poliestrowe, dokładnie jak w HE1000 V2, a także zastosowano ten sam kabel co w droższym modelu. Zmniejszono także cenę, co w ogóle jest ciekawą sprawą i dosyć wyraźnym dostosowaniem się cenowo do konkurencji ze strony np. Audeze. Tym bardziej, że w Polsce V2 kosztują… o 1000 zł więcej od V1.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.

Aby niektóre osoby nie musiały udawać, że nie widzą sprzętu wykorzystywanego w danych odsłuchach, nawet przy wymienieniu konkretnych jego nazw w tekście, ułatwię także i tutaj sprawę.

Ponieważ byłem proszony o wykonanie kompletu porównań między Edition X a HE1000, postanowiłem całą recenzję napisać z perspektywy konfrontacji jednego modelu z drugim. Ale też wrzucając w ten pojedynek kilka innych modeli, ze swoimi LCD-2 na czele, jako słuchawkami wykonanymi w identycznej co one technologii.

W roli źródeł dźwiękowych niezmiennie wystąpiły dwa podstawowe tory, jakimi dysponuję od już blisko dwóch lat:

Z racji bycia modelem używanym i w pełni wygrzanym – nie mogę powiedzieć kompletnie nic o tymże procesie. Testy wykonywane były na okablowaniu fabrycznym, konfekcjonowanym kablu BAL oraz ponownie WireWorld Nano-Eclipse, aby rzeczy takie jak medium transmisyjne były między tymi modelami identyczne i przekładały się czysto na możliwości samych słuchawek.

 

Pomiary

Przebieg tonalny na obu kanałach prezentuje się następująco:

Wahania przebiegu dla obu przetworników ponownie nie są jakieś straszne, ale istnieją. Co ciekawe są one bardzo podobne jak w HE1000, zwłaszcza z przesileniem na lewym kanale. Dlatego też w trakcie wykonywania pomiarów zrobiłem przerwę i pomierzyłem kontrolnie kilka innych par na kilku źródłach, aby wyeliminować problem ze sprzętem pomiarowym. Wszystko było w pełni sprawne, a sytuacja HiFiMANów nie powtórzyła się. Co trzeba zaznaczyć, o dziwo w odsłuchach różnice np. na basie nie rzucały się w uszy. Niemniej ponownie spasowanie przetworników w tym konkretnym egzemplarzu przegrywa z poziomem wycenianych identycznie HD800. Koherencja w ramach różnego ułożenia na głowie jest natomiast wzorowa i praktycznie nie wykazuje wrażliwości na ułożenie poza niskim basem (w ramach każdego kanału oczywiście):

Ostatnią rzeczą jest scena, która przedstawia bardzo fajną i rozbudowaną na boki przestrzeń:

 

Jakość dźwięku

Być może będzie to sporym zaskoczeniem, ale bas Edition X określiłbym, że ma więcej wspólnego z niektórymi starszymi modelami AKG. Nie jest to ani płaski jak stół bas LCD-2/2C, ani też spokojnie opadający bas HD800 lub K812 PRO. Ba, nie jest to nawet bas ich własnych HE500, mających cechy pomiarowe dwóch przed momentem wymienionych flagowych dynamików. Najprościej jest opisać go jako słabsze wydanie basu z HE1000 z wyraźnym tąpnięciem w 35-45 Hz. Nie jestem w stanie zdiagnozować przyczyny tegoż spadku (a raczej nagłego wzrostu, jeśli umówimy się, że idziemy tylko ku górze wykresu), ale występował on zawsze, bez względu na użyte okablowanie, źródło czy przyjętą na fantomie pozycję. HE1000 nie miały takiej cechy i prezentowały przebieg znacznie gładszy, ale też zaczynający się od wyższego – średnio o 10 dB – progu początkowego. Dopiero po pewnym czasie spotykały się między jedną a drugą parą, toteż w bezpośrednim porównaniu od razu usłyszelibyśmy, że HE1000 mają lepsze od Edition X zejście. Trudno się zresztą dziwić patrząc na różnicę w cenie.

Z tego względu, ale też w kategoriach ogólnych i oderwanych od bezpośredniego porównania z droższym bratem, Edition X można odebrać jako bas z gatunku wyczuwalnych, dobrze wyważonych ilościowo, ale z delikatniejszym dotykiem na samym dole i ze względu na ów słabszy wygar – mniej ofensywnych, a bardziej skupionych na wybrzmiewaniu. Oznacza to większy nacisk na średni bas, zupełnie jak w przytaczanych wcześniej AKG. Najśmieszniejsze jest to, że podobieństwo w proporcjach można byłoby stwierdzić głównie uszami, a nie pomiarowo. Tu oczywiście są to dwie różne bajki.

Założenie zaraz po Edition X np. LCD-2 powoduje, że przekaz się nam przyciemnia, robi bardziej kameralny. Ale że jesteśmy na razie przy opisie basu: wyraźnie większe możliwości zejścia kosztem średniego basu. Tak można określić wrażenie, jakie generują LCD na głowie słuchacza i choć jeśli miałbym wskazywać, która prezentacja lepiej mi się widzi, wybrałbym tą z Dwójek (lub HE1000), nie mogę odmówić HEX’om przyjemności i uniwersalności płynącej z tego tytułu. Ich bas jest lżejszy na zejściu, ale nie lekki. Po prostu fajny, wyważony, jakby odmierzany menzurką i stawiany co do piędzi przed słuchaczem. Bo tak, bo można. Audeze powodują, że noga sama rwie się do rytmu, pokazują w muzyce dokładnie to, co wcześniej zarejestrowały mikrofony pomiarowe, ale Edition X sprawiają naprawdę nie gorsze wrażenie umiejętnego odjęcia masy.

Średnica jest odwrotem od prezentacji HE1000 czy LCD-2, aczkolwiek chyba bardziej poprawnie byłoby powiedzieć, że to realny i prawdziwy fundament, z którego HE1000 ewoluowały w to, czym były w ich recenzji. Mowa o pozycyjności wokalu i jego przestronności prezentacji. Edition X mają mniej rozbudowaną scenę na środku. W sumie można powiedzieć, że bardziej poprawną, konwencjonalną, w której wokalista stoi na przedzie, w pierwszym rzędzie przed słuchaczem (choć i tak jeszcze nie tak blisko, jak w SR-202, 303 czy K1000). Spokojnie słyszmy to, co dzieje się dookoła niego, czujemy od niego dystans. Słuchawki nie mają problemu z ujęciem nas angażem.

Różnica między takim sposobem prezentacji, a tym z np. LCD-2 polega na tym, że – używając wyobraźni – jeśli chciałbym spojrzeć na to, co dzieje się za wokalistą (załóżmy że to solista), pojawia się między HiFiMANami a Audeze dyskurs. W HEX ma się wrażenie, że nad estradą znajdują się okiennice, przez które pada światło słoneczne wprost na artystę. Pozostawia to po sobie uczucie naświetlenia przekazu, powietrza i światłości, ale odbijając się od niego częściowo nas oślepia. W ten sposób zakrywa i zaciemnia nam widok tego, co dzieje się za nim. W Audeze natomiast jest to samo światło słoneczne, ale nie dzienne, a z późnego popołudnia. Daje zupełnie inny kolor, cieplejszy, delikatniejszy, przez co i klimat w pomieszczeniu robi się inny. Choć odległość wszystkich przedmiotów czy osób od wokalisty nie zwiększa się, to ma miejsce brak tak mocnego odbicia się światła od jego głowy i twarzy, przez co nasze oczy lepiej dostrzegają to, co jest zaraz za nim.

Przekładając to na konkret – średnica w HEX’ach ma mocniejszy punkt skupienia, podczas gdy w LCD lepiej wypada pod względem holografii i przestrzenności, niekoniecznie poprzez zwiększenie odległości bocznych, a jedynie głębi, przy jednoczesnym zachowaniu bardziej kameralnego klimatu.

Dopiero wyjęcie i założenie HE1000 jest w stanie podjąć temat pokazany przez Audeze i posunięcie go dalej, w kierunku jeszcze mocniejszej głębi i słuchawek takich, jak HD800 czy nawet K812 PRO. Dochodzi wtedy do nas jak bardzo „konwencjonalne” są Edition X, ale też jak wiele rzeczy robią dobrze, jak optymalnie i uniwersalnie starają się zachować bez względu na to, w jakiej sytuacji się znajdą, albo też i tak jak teraz – kto będzie je recenzował oraz z jakim innym ekwipunkiem porównywał.

Sopran to moim zdaniem – przy dobrze dobranym torze i najlepiej jakimś konkretnym kablu – pokaz bardzo fajnego strojenia. Góra jest jaśniejsza niż w LCD-2 i iSine, ciemniejsza (i gorzej wykończona na najwyższym skraju) niż w HE1000 czy L300, kompletne zero sybilacji jak w K812 PRO czy też tendencji ku temu jak w HD800. Największe analogie znalazłem natomiast w porównaniu do wykresu sopranu z HE500. Jest to niemal identyczny przebieg, jakby odrysowany od miarki, a jedynie z jaśniejszymi, mocniej zaznaczonymi fragmentami tu i tam. Owe „tu i tam” to delikatnie więcej w 4-5 kHz oraz przesunięcie największej górki z 6 kHz (HE500) na 7 kHz (HEX) i późniejsze wytracanie się jej na prawym zboczu aż do 9 kHz, w którym to punkcie oba wykresy tych słuchawek znów się spotykają, jeśli nałożymy jeden na drugi.

Efekt praktyczny jest tego taki, że słuchawki śmiało i z pełną kontrolą balansują się między jasnością i ciemnością, nie mając w zwyczaju okopać się jednoznacznie po jednej ze stron. To przykład bardzo dobrego statusu quo, aczkolwiek w zależności od punktu odniesienia, z którego słuchawki byśmy oceniali, można zaryzykować stwierdzenie o mieszance jaśniejszej porcji sopranu do wspomnianych 9 kHz i lekko ciemniejszego, wytracającego jakby impet ponad tymże progiem.

W praktyce HEX zachowują się świeżo i łagodnie w tej samej chwili. Dają należytą porcję detalu, powietrze, naświetlenie, ale nie przedobrzają i nie starają się analizować nagrania, zostawiając jakoby to zadanie HE1000. Tam wchodzi nam już ten świetny mikrodetal, większa dokładność. Tu mamy za to niesamowity luksus lekkiego wyluzowania się. Taki trochę profesjonalista z umiejętnością zdystansowania i zażartowania z siebie i swojej pracy. Dokładny i sumienny, ale nie zapominający o czerpaniu przyjemności z tego co robi. Na pewno słuchanie na takim tle HE1000 jest bardziej ekscytujące i dające trochę więcej informacji, ale według mnie Edition X wychodzi to tylko na dobre.

Dlaczego? Bo tak jest bezpieczniej dla użytkownika. Recenzje audio piszę od 10 lat i jest to też ogrom sytuacji, w których spotykałem się z problemami wyboru sprzętu. W ogromnej większości traktowały o tym samym, ale też bazowały na często tych samych schematach. Prawidłowość jest z mojego doświadczenia taka, że im większą dostępnością charakteryzują się dane słuchawki, tym bardziej obniża się świadomość potencjalnego nabywcy. Choć może inaczej – zwiększa się ryzyko trafienia na użytkownika, który nie wie co kupuje, ale kupuje, choćby się ziemia zapaść miała. Nie sądzę co prawda, aby Edition X miały szansę notorycznie trafiać na takie okoliczności zakupowe, ale na pewno ryzyko to jest większe, niż w przypadku HE1000. Wydać bowiem pięć tysięcy, a czternaście, to jednak spora różnica i powód, dla którego zapewne sam bym podobnież czynił. Edition X są w tym względzie dużym gwarantem sukcesu i zadowolenia z odsłuchów.

Na sam koniec pozostaje ocena sceniczności. Ta wypada również bardzo dobrze. Choć słuchawki mają mniejszą holografię od LCD-2 tak jak mówiłem i bardziej plasują się w tym względzie na pułapie LCD-2C, a także nie mają aż takiej dokładności jak HD800, to jednak przy trochę zredukowanej głębi nadal wciągają swoim przekazem i świetnie rozbudowaną sceną, zwłaszcza na boki. Do tego stopnia, że jest to niemal poziom HE1000 i zakup tych ostatnich daje nam przede wszystkim zastrzyk głębi i holografii, czyniąc scenę obiektywnie większą, ale nie wyraźnie szerszą. To się HiFiMANowi świetnie udało i jest też dużym plusem, że nie obdarto modelu X z wszystkich atutów, jakie niesie ze sobą ta konkretna konstrukcja. Dość powiedzieć, że nie czułem się w żaden sposób nienasycony scenicznością Edition X i jedyne wrażenia z tym związane powstawały przy przesiadce z LCD-2 czy HE1000, aby jednak po chwili zniknąć w odmęcie płynącej w nich muzyki.

Jak więc widać HiFiMAN Edition X zrobiły na mnie naprawdę wielkie wrażenie i to niemniejsze niż HE1000. Z prostego powodu. O ile tym razem nie mówimy o klasowości brzmienia, bo jednak HEX grają w klasie niższej i zbliżonej do moich LCD-2, o tyle są od HE1000 tańsze, lżejsze i strojone w bardziej naturalny sposób, który w moim odczuciu jest bardzo bliski strojeniu idealnemu. Akustyka to w tych słuchawkach naprawdę kapitalna sprawa i nie miałbym nic przeciwko temu, aby HE1000 również realizowały takie strojenie, jednocześnie uzupełniając w HEX ich niedostatki, takie jak jeszcze równiejszy bas z lepszym zejściem oraz głębię sceny. Gdy nałożymy obie pary na siebie, staje się to jasne i klarowne:

Przy czym należy zauważyć jedną rzecz: porównuję tu ze sobą dwa produkty tego samego producenta, ale oddzielone od siebie ceną w stosunku niemal 1:3. Naturalnie powstaje pytanie, czy HE1000 mają w ogóle sens jako słuchawki droższe same w sobie i czy zysk jakościowy (tudzież materiałowy) jest wart świeczki. Moja odpowiedź może być tu trochę tendencyjna, ponieważ mam duże poważanie dla sprzętu grającego wysokiej próby dźwiękiem, a także jako po prostu entuzjasty słuchawkowego brzmienia świetnej jakości, ale nie czuję, aby HEX odbierały sens egzystencjalny HE1000. Jednocześnie moim zdaniem HEX to takie „HD600 wyższych sfer” – słuchawki robiące wszystko tak jak trzeba, mające większość lub nawet wszystkie cechy słuchawek idealnych, perfekcyjnych z punktu widzenia obiektywnego, a przynajmniej uważanego przeze mnie za takowy.

HEX mają bowiem zarówno bardzo przyjemny bas, dobrze zaakcentowaną średnicę, która nie jest aż tak mocno przybliżona, świetnie wyważoną górę, która nie jest ani za jasna, ani za ciemna, a także solidną scenę, zwłaszcza na boki. Do tego wysoka wygoda, należyta rozdzielczość, odpowiednia zwiewność i responsywność, a także elementy typowe dla słuchawek magnetostatycznych: element dociążenia, nadania odpowiedniej wagi, choć z koniecznością dogadania się z wymienioną wcześniej zwiewnością. To też jest automatycznie różnicą ponad przytoczonymi wyżej HD600, którym zdarzało się łapać uwagi nt. ich nudności. Z HEX nie można się nudzić i rzuca się to w uszy przy dłuższych sesjach odsłuchowych. Chyba że komuś zależy na zupełnie innym, znacznie bardziej karykaturalnym brzmieniu, uznając tym samym HEX za zbyt grzeczny wariant HE1000.

Słuchawki oferują we wszystkim ogromny kompromis, ale nie na zasadzie daleko idących ustępstw po każdej stronie, ale realizacji wszystkiego z intencją najlepszego interesu każdego aspektu brzmieniowego. To jest właśnie siła i potęga tych słuchawek, a także powód, dla którego budzą mój szacunek i uznanie. Można je zastosować praktycznie do każdego gatunku z przynajmniej bardzo dobrymi rezultatami, a także podłączyć do sprzętu o różnej tonalności i słuchać, jak słuchawki zmieniają się wraz z nim na daną modłę. Nadal jednak będzie to metoda barwienia w odpowiedni sposób punktu idealnego, w którym znajdują się domyślnie.

 

Zastosowanie i synergiczność

Z powyższego względu nie ma sensu rozpisywać się nad tym który wzmacniacz będzie dla nich „najlepszy” albo z którego toru zagrają „dobrze”. Po prostu trzeba posprawdzać to sobie samemu, ponieważ nawet na słabszym torze sprzęt ten wciąż „zagra”, ale na wyższej klasie elektronice nasz mnożnik zadowolenia będzie podejrzewam zauważalnie wyższy. Dlatego choć nie miałem problemu z pracą z HEX z duetu S6+S7, ostatecznie preferowałem je – dokładnie tak samo jak HE1000 – z Conductora. I tak samo jak przy droższym wariancie świetnie sprawdził się tu kabel WireWorlda, dając finalnie czystsze, bardziej przestrzenne i delikatnie miałem wrażenie łagodniejsze brzmienie, dodające im kropli przyjemnego uroku.

 

Podsumowanie

Z odsłuchów Edition X wychodzę tak samo zadowolony, jak miało to miejsce przy HE1000. Może nawet bardziej, ponieważ słuchawki – przy niższej cenie i wynikającej z tego tytułu większej przystępności dla zwykłego użytkownika z trochę bardziej zasobnym portfelem – oferują wciąż bardzo wysoki pułap jakościowy, który moim zdaniem w zupełności zaspokoi ogromną większość oczekiwań adekwatnych do tego przedziału cenowego. Zaopatrzone w lepszy kabel oraz porządnej klasy tor będą nas czarowały przez długie godziny bez najmniejszego uczucia zmęczenia czy ciążenia na głowie. Wszystko to dzięki jeszcze lżejszej konstrukcji oraz w pełni otwartego formatu.

Ilość wad tych słuchawek można policzyć na palcach jednej ręki i za największą mógłbym uznać chyba tylko przesadzoną objętość na głowę, ogólną „obkręcalność” muszli podczas próby podniesienia ze stojaka czy podkładki oraz podatność na uszkodzenia wizualne z tytułu ciemnego malowania. Dlatego choć są to jedne z najwygodniejszych słuchawek na rynku, musiałem odjąć im końcowo jeden punkt. Brzmieniowo jednak w tej klasie spełniły wszystkie moje kluczowe wymagania oraz niemal wszystkie dodatkowe, poboczne punkty, jakie w ich programie byłbym skłonny widzieć. Owszem, brakuje mi troszkę klimatu Audeze, czy też głębi i basu HE1000, ale w tej cenie naprawdę trudno oczekiwać od nich więcej i tu już załącza się po prostu mój subiektywny gust i słabości ku konkretnej prezentacji. Efekt – bardzo mocna rekomendacja i wpisanie do Polecanych na najwyższe w tym momencie miejsce na podium pośród słuchawek do 6000 zł, a także wraz z HE1000 na moją osobistą listę najciekawszych alternatyw dla posiadanych obecnie słuchawek.

 

 

Słuchawki HiFiMAN Edition X V2 są wciąż dostępne w sklepach w cenie ok. 6 000 złotych. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

 

Zalety:

  • bardzo wysoka wygoda użytkowania
  • niska waga i świetny rozkład masy na głowie
  • łatwy recabling i dostosowanie do sygnału zbalansowanego
  • naturalno-neutralne brzmienie
  • bliskie wzorcowych właściwości akustyczne
  • należyta klasa odsłuchu
  • duża i napowietrzona scena
  • wysoka uniwersalność gatunkowa i synergiczna
  • czułość na klasę i tonalność toru sygnałowego
  • wysoka opłacalność w zakresie możliwości i jakości dźwięku do ceny

Wady:

  • troszkę sztywny kabel fabryczny
  • konstrukcja mało odporna na uszkodzenia wizualne powstające z czasem
  • ergonomia mogłaby być lepsza w zakresie mechanizmu obrotu muszli
  • słuchawki raczej na większe głowy

 

Jeszcze raz serdeczne podziękowania za użyczenie Audiofanatykowi prywatnego sprzętu do testów.

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

14 komentarzy

  1. Bardzo ciekawe porównanie. Wisienką na torcie byłoby odniesienie tego wszystkiego do Ether Flow.

    • Musiałby się do mnie zgłosić użytkownik tych słuchawek, ponieważ dystrybutor tej marki na dzień dzisiejszy ze mną nie współpracuje i pozyskanie ich na normalną recenzję nie jest dla mnie w tej chwili możliwe. Może kiedyś trafi się okazja, aby EF odsłuchać i pomierzyć.

    • Na jak długo potrzebowałby Pan te Ether Flow, aby zrobić rzetelną recenzję?

    • Przy takim sprzęcie z reguły nie zajmuje to więcej niż 14 dni. Zależy to tak naprawdę od tego czy słuchawki łatwo dają się opisać i pomierzyć.

  2. Troszkę nie rozumiem rozumowania producenta. Słuchawki mają być jakby „portable”. Mała impedancja, łatwe w napędzeniu – ale umówmy się, jak słuchać takich słuchawek podczas podróży czy innych zastosowań „przenośnych”. Otwarte oraz duże raczej się nie nadają.
    A w domu w parowaniu np z jakąś lampą… zapewne nie zagra to za dobrze.

    • Teraz niestety taka moda Panie Miłoszu. K812/872 też tak zrobiono i co z tego wyszło – opisałem w ich recenzjach. Niemniej Edition X pędziłem na bardzo podobnych poziomach co swoje LCD-2 / HD800.

    • Odpowiem z mojej perspektywy – one nie maja być możliwe do napędzania ze smartfona, żeby brać je do pociągu – to niegrzeczne grać otwartymi słuchawkami w miejscach publicznych. One maja być łatwe w napędzaniu, bo nie każdy lubi ten ceremoniał z wpinaniem się w tor, dobieraniem lamp itd. Fajnie jakby high end był dostępny szybko – słuchawki na głowę, nutki z telefonu i tyle 😉

  3. Zastanawiam się nad nowym nabytkiem. Obecnie jestem rozdarty pomiędzy hifiman x a lcd-x. Co by Pan radził? Ew czy ma Pan coś innego na co powinienem zwrócić uwagę w tym przedziale cenowym? Pozdrawiam

  4. Witam, a z jakim źródłem dobrze jest sprawować hifimany x v2? Aktualnie lecą z aune s16. O ile dźwięk jest całkiem przyjemny w porównaniu z audioquest dragonfly cobalt (bardziej gładki, aksamitny), to jednak chciałbym dodać słuchawkom więcej analogowego brzmienia (czasem są trochę zbyt cyfrowe). Trochę dodać basu, masy do wokali, energii, nie tracąc zbytnio na detalu. Oczywiście nagrań nie poprawię, a jak mówimy o albumach bardziej analogowych, dobrze nagranych, to nie ma się do czego bardzo przyczepić. Obawiam się, że tutaj sporo problemu leży, ale tego nie zmienię. W EQ udało mi się w kilka min zrobić takie ustawienie: https://pasteboard.co/IRTBr90.png

    dźwięk jest zdecydowanie przyjemniejszy, więcej impaktu na basie, wyższe partie straciły cyfrowy nalot. Wreszcie da się tego słuchać 😉 jak wyłączam eq to jest kiepsko, teraz to bardziej słyszę. Pewnie da sięlepiej, ale chciałem ogólnie pokazać kierunek. Jak tutaj sprzętowo postąpić, żeby uzyskać takie efekt. Osobno wzmacniacz z lampą?

    • Uwaga bo ktoś pomyli, że te słuchawki jakoś źle grają z aune 😉 Sam się zdziwiłem skąd tyle problemów na niektórych kawałkach, słuchawek dawno nie używałem, ale wcześniej. Okazało się, że to wina przejściówki ;o nie wiem jak to możliwe, ale to fakt. Oczywiście nadal nie ma co oczekiwać cudów jak się wrzuci jakieś nagranie słabe to wyciągnie na wierzch świństwa, ale już nie w takiej ilości!

    • Witam,
      Jeśli podoba się Panu taki kierunek brzmieniowy jak w Cobalcie, to być może Pathos Converto MK2, na pewno Pathos Aurium, coś może z oferty Feliks Audio (Echo, Euforia) lub Lucarto Audio (Songolo HPA300). Można spróbować rzucić okiem na ostatnio testowanego Albero HPA200, choć tam będzie to bardziej analogowe granie, zależy jaką lampę się dobierze. Na Aune robi Pan mniej więcej takie strojenie, jakie prezentuje właśnie Cobalt.
      Można też próbować z wkładkami akustycznymi, co będzie najtańszym rozwiązaniem, choć może odjąć sceny.
      Z kabli ocieplających na razie nie jestem w stanie nic zaoferować, ponieważ nie mam jeszcze wersji AC3B pod 2,5 mm, ale możliwe że w najbliższym czasie coś się urodzi.

  5. Dziękuję za recenzję która pomogła mi w podjęciu jakże trudnej (w tym przedziale cenowym) decyzji wyboru HEX v2. Od siebie dodam, że długo poszukiwałem klona Sennheiserów HD650/HD600 w planarnej wersji. Parę miesięcy używałem HiFiMana Sundara uważając, że są deczko lepsze ale tam gdzie były lepsze (szybkość, detaliczność, żywsze, bardziej angażujące na swój odmienny sposób) to były też aspekty w których brakowało im wyrafinowania tego majstersztyku po którym jest poczucie że słuchamy naprawdę rasowych słuchawek a nie przypadkowo ładnie grających. Zamiast skupiać się na kupowaniu i odsprzedawaniu przeczytałem i przesłuchałem o wszystkich modelach Audeze, HiFiMan i do wniosków doszedłem że nie Ananda, nawet nie droższa Arya, też nie Audeze LCD-X a Edition X v2 takie czarne owieczki ze stajni deczko jasno grających planarów HiFiMana. Strzał w 10 ! Ciepłe, detaliczne, meeeega przestrzenne brzmienie, lekko angażujące i relaksacyjne przy stosunkowo niskiej wadze i absolutnie mistrzowskim komforcie na wiele godzin odsłuchu. Troszkę niedoceniane na zachodzie i mało się o nich mówi ale w pełni zgodnie z autorem powyższej recenzji powinny trafić do absolutnej czołówki rekomendowanych słuchawek dla potrzeb referencyjnego brzmienia ale w dobrym tego słowa znaczeniu.

    • Dodam jeszcze tylko to, że HEXy v2 można na tyle łatwo napędzić że testowo posłuchałem podłączone do maleńkiego ipod shuffle 2 generacji z bardzo satysfakcjonującym efektem 🙂 W domku słucham z DACiem bazującym na Amanero USB i kości ESS Sabre ES9038Q2M + mały wzmacniacz na podwójnej lampie 6K4N z ZSSR + 2x TI NE5532P. Mobilnie ze smartfona ostro pędzi przetwornik na ES9280C Pro.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *