Gość to nieoczekiwany i jedna z kolejnych premier, ale nie witająca się w progu drogą oficjalną. Bardziej jest to niezapowiedziana wizyta, przejazdem i kurtuazyjnie, ale też w konkretnym celu, spowodowanym lekkimi kontrowersjami, jakie towarzyszyć zdają się tym słuchawkom i jednocześnie trapić niepotrzebnie ich posiadacza. Mam więc nadzieję, że recenzja pozwoli na ich skuteczne rozwianie, a za w ogóle możliwość jej przeprowadzenia chciałbym serdecznie podziękować użytkownikowi Palpatine, do którego to należy opisywany tutaj egzemplarz.
Dane techniczne
- Konstrukcja: pełnowymiarowa, wokółuszna
- Przetworniki: 40 mm, dynamiczne, otwarte
- Impedancja: 80 Ω
- Skuteczność: 104 dB
- Złącza: zatrzaskowe 3,5 mm TS (mono)
- Waga: 450 g
Zawartość zestawu
- słuchawki Focal Elear
- dokumentacja
- kabel symetryczny 3 m jack 6,3 mm TRS do 2x 3,5 mm TS
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki przychodzą do nas w bardzo stylowym pudełku, świetnie zapakowane i prezencją godną ceny, jaką przyjdzie nam potencjalnie za nie zapłacić. Co dostajemy w jej ramach? Takie oto cudo:
Słuchawki o konstrukcji plastikowo-metalowej, bardzo solidnej, ale też przez to wyjątkowo ciężkiej jak na dynamiki (450 g to jeszcze trochę i mamy wagę LCD-2F Bamboo). Plastikowe są tylko ramy muszli, podczas gdy reszta jest już metalowa: od siatek maskujących, przez widełki, po pałąk.
Jakość wykonania stoi na bardzo wysokim poziomie. Użyte materiały są pierwszorzędnej jakości i o słuchawki z tego powodu naprawdę warto dbać. Zwłaszcza że plastik jest z jednej strony matowy, zaś na krawędziach połyskliwy i lubi pokazywać na sobie rysy. Tak samo należy uważać przy ich odkładaniu, ponieważ metalowe siatki są malowane na ciemny kolor i łatwo można je uszkodzić. Ten sam więc aspekt co w HD600/650 na ten przykład. Dochodzą jeszcze do tego widełki – ten sam problem, tym razem metaliczne malowanie. Trudno jednak zakładać, że ktoś będzie na tyle śmiały, aby rzucać słuchawkami za cztery i pół tysiąca złotych.
Konstrukcja samych kopuł oparta jest na podwójnym stelażu żebrowym, zawierającym usztywnienie w ten sposób zarówno dla zewnętrznej „warstwy” jaką pełni siatka metalowa, jak i wewnętrznego utrzymywania przetwornika na swoim miejscu, zasłoniętego metalową przesłoną na bazie plastra miodu oraz otoczona nylonową siateczką zgrzewaną z plastikowym użebrowaniem na tej samej zasadzie, jak miało to miejsce np. w Beyerdynamikach T1.
Występuje ona również dodatkowo i pod wspominanym plastrem miodu, aby mieć pewność, że przetwornikom absolutnie nic nie będzie zagrażało jeśli chodzi o brud czy kurz. Te zaś to konstrukcja oparta o ogromną kopułkę aluminiowo-magnezową z zawieszeniem przypominającym bardziej przetwornik kolumnowy niż słuchawkowy. Ale trudno się temu dziwić, jako że Focal jest producentem kolumn tak czy inaczej.
Bardzo cieszy odpinany kabel w stylu Audio-Techniki, a więc na dwóch małych jackach 3,5 mm mono. Jest to kabel symetryczny, oparty o dwie odseparowane od siebie wiązki w grubej otulinie. Dobrze że wybrano ją zamiast oplotu, bowiem z dodatkowym usztywnieniem tego typu nie jestem pewien, czy dałoby się z niego normalnie korzystać.
Wygoda jest na dosyć wysokim poziomie, choć ani to waga piórkowa nie jest, ani też docisk nie najmniejszy z racji unikalnego na tą chwilę mechanizmu automatycznego powrotu muszli do pozycji wyjściowej za pomocą prawdopodobnie sprężynek. Oznacza to, że słuchawki po założeniu będą same obracać się ku górze, generując nacisk na żuchwę i zwiększając wrażenie docisku całościowego do głowy. Sytuacji może też nie poprawiać fakt, że zastosowano nausznice z mikrofibry w stylu R70X o dosyć miękkim profilu (gąbka pamięciowa), a więc bardzo łatwo się poddające i w ten sposób utrzymujące ucho bardzo blisko przetwornika (częsty kontakt z maskownicą). Montuje się je na pięciu zatrzaskach. Obicie pałąka jest całkiem w porządku jeśli chodzi o wypełnienie, ale różnica przyznam nie jest dla mnie aż taka duża ponad opaską skórzaną z LCD-2F.
Sumarycznie jednak nie narzekałem na wygodę i mimo świadomości i czucia, że ma się na głowie słuchawki, nie powodowało to mimo wszystko żadnego specjalnego dyskomfortu. Możliwe że po części maskowane jest to przez fakt, że posiadam Audeze LCD-2F. Stąd moja tolerancja na słuchawki wagi ciężkiej jest większa, ale ja również lubię konstrukcje lżejsze i to zwłaszcza, gdy pracuję wiele godzin ze sprzętem odsłuchowym. Bardzo łatwo u mnie zresztą o kontuzje na tym polu z racji używania wielu monitorów, także głowa wędruje od lewej do prawej i dodatkowa masa wcale nie jest dla niej korzystna. Z LCD-2 jest jeszcze w miarę akceptowalnie, ale np. z XC byłby już problem. Z Elearami problemu nie mam żadnego, ale dla osoby mającej na głowie cały życie tylko lekkie konstrukcje może jednak być to zderzenie z zupełnie innym światem.
System regulacji jest pewny i solidny, ale brak skali skutecznie dezorientuje co do faktycznego i równomiernego wysunięcia. Moją uwagę zwróciły skromne oznaczenia kanałów, ale są one powtórzone także na wtykach idących do słuchawek, także ich obrócenie ku nam podczas zakładania jest formalnością i ułatwieniem.
Słuchawki pozostawiają po sobie ogólnie świetne wrażenie i uczucie, że wkład materiałowy był tu faktycznie spory. Użytkowo jest przynajmniej dobrze, mimo wagi i docisku, które nie są aż tak duże i zależą głównie od naszej własnej anatomii. Jedyne co mi osobiście nie pasuje, to najwyżej nausznice, bowiem fanem zamszu nie jestem, zwłaszcza jego potencjału to „picia” różnych naszych „soków”. Ale poza tym wszystko w normie. Pozostaje więc skupić się na części właściwej recenzji, a więc wrażeniom odsłuchowym.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.
Ponieważ sprzęt ten pochodzi od osoby prywatnej, nie jest możliwe stwierdzenie jak przebiega i czy w ogóle ma miejsce proces jego wygrzewania. Ale ze względu na stan w jakim przyszły widać wyraźnie, że słuchawki jednak trochę przeszły (moja recenzja kończy ich turnus po kilku innych osobach). Patrząc natomiast po opisach o ostrości i krzykliwości, prawdopodobnie słuchawki muszą swoje przegrać, aby się uspokoić.
Pomiary
Akapit ten chciałbym wyróżnić w ramach recenzji Elearów czytelnie z paru względów. Ułożenie na głowie samo z siebie nie wpływa znacząco na odbiór, mimo faktu niesymetrycznego i nieprostopadłego ustawienia przetworników względem naszych uszu, który teoretycznie jest w tym względzie wymagający. Potrafi jednak odbić się trochę na odbiorze częstotliwości spadkowych w okolicach sopranu (fluktuacji podlega głównie zakres 7-9 kHz) i w niektórych ułożeniach może go potęgować. Warto więc spędzić mimo wszystko ze słuchawkami troszkę czasu.
Ponieważ wspomniana fluktuacja sporadycznie dawała o sobie znać, trochę czasu ze słuchawkami zeszło mi na samym ułożeniu słuchawek na sztucznej głowie. Ostatecznie postanowiłem znaleźć konsensus i wybrać najczęściej uzyskiwany pomiar, jak również najbardziej potem potwierdzany przez własne odsłuchy oraz bezpośrednie testy muzyczne.
To właśnie odległość uszu od przetworników determinuje odbiór proporcjonalny tonalności i ogólny charakteru tych słuchawek, w efekcie tłumacząc czasami skrajne na ich temat opinie. Nie wydaje mi się aby była to specyfika przetwornika, zaś scenariusz z nausznicami i ich dopasowaniem się ich głowy powtarza się od czasu do czasu w różnych słuchawkach.
Słuchawki dostarczone na testy różnią się pomiarem od części tego co widziałem w innych miejscach i przynależą do jednej z dwóch mniej lub bardziej powtarzalnych grup wyników. Jest to ciekawa sprawa, bowiem może faktycznie sugerować albo zmiany produkcyjne, albo bardzo gwałtowny proces wygrzewania, albo niestałość producenta co do brzmienia swojego modelu. Największe różnice tyczą się wzgórka 1-2 kHz, który w recenzowanym egzemplarzu jest słabszy. Nawet uwzględniając różnice w aparaturze pomiarowej, również na słuch Eleary nie wykazują tam większego nacisku, czyli para ta faktycznie gra tak jak na wykresie. Przypomina tym wyniki osiągane na Elearach przy zastosowaniu padów hybrydowych od HM5, aczkolwiek sęk w tym, że mamy tutaj fabrykę. Doprawdy więc ciekawe.
Jakość dźwięku
Przystępując do ewaluacji tego co mamy, bas w Elearach kreowany jest bardzo równo i to już na starcie jest ich dużą zaletą. Słuchawki te na wykresie są równiejsze od moich LCD-2F i do zakresu 1 kHz prezentujące się z jak najlepszej strony, na poziomie HD800, które także mierzę na wysoką równość i także do zakresu 1 kHz. Widać i słychać, że Focal solidnie sobie popracował nad akustyką Elearów i jednorodność, koherentność oraz ogólnie poziom basu są tu dobrane w wyśmienitych proporcjach.
Ilość jest dokładnie taka jaka powinna być, a on sam przyjemnie mruczący i wyczuwalny od niskich oktaw, bardziej zaznaczony w ramach niższego basu niż w HD800 i w tym względzie na pamięć powinno być go przynajmniej tyle samo co w HD800S, może nawet troszkę mniej. Ponownie jednak powołuję się na pamięć, a przy tak małych różnicach jakie potrafią być między tymi słuchawkami niesie to ze sobą pewne ryzyko.
Średnica jest w nich przyjemnie nasycona, ale nie do przesady i mimo że bliska, nie została nam forsownie wepchnięta w gardło. Ekspresja muzyczna to chyba najbardziej pasujące określenie, jakie można w tym miejscu pod adresem Elearów wystosować. W wydaniu konwencjonalnym, typowo słuchawkowym, a przez to dającym wrażenie, że wszystko jest w porządku. Ale tak, ekspresyjność tych słuchawek wynikająca z ocieplenia się góry, ale nadal zwracania należytej ilości detali poprzez wybicia w odpowiednich miejscach jest tym, co chodziło mi po głowie praktycznie przez cały czas ich słuchania. Oznacza to też po drodze pewne kompromisy i drobne uproszczenia, ale przez większą część czasu funkcjonują jako pozytyw. Kiedy zaś jako negatyw? Gdy przy co bardziej skomplikowanych i średnicowych utworach plastyczność zaczyna przekładać się na zazębianie się warstw dźwięku i kumulację w formie lekkiego przydźwięku. A także gdy do gry wchodzą wokale, bowiem potrafią brzmieć jak przy zastosowaniu tańszych mikrofonów dynamicznych lub przynajmniej z bardzo mocnym windshield’em, czyli osłoną przeciwko wiatrowi. Do tego stopnia, że wydają się zbyt ugładzone i nie iskrzeć wtedy gdy powinny. Audeze z reguły radziły sobie lepiej, dając bardziej przestrzenny i „otwarty” wokal, zaś K1000 swoją średnicą kazały wszystkim imprezowiczom iść do domu, dominując pod względem bliskości, intymności i czytelności. Przynajmniej z Conductorem, który nie próbuje ich na siłę jeszcze w tym względzie poprawiać.
Niemniej Eleary nie grają w średnicy wcale źle i po pewnym czasie spokojnie pozwalają się do siebie przyzwyczaić. Poza tym nie są ogólnie skomplikowanymi słuchawkami i to też jest ich duża zaleta. Użytkownik nie musi kombinować ani nad ich ułożeniem na głowie by uzyskać należyte brzmienie, ani specjalnie też rozmyślać nad podłączeniem pod konkretny tor aby cel ten osiągnąć tą właśnie drogą. Tu wystarczy moim zdaniem jasnawy, bardzo przestrzenny, aby mogły się spokojnie odnaleźć i wyrównać w pożądany sposób. Godne podziwu jest też wspomniane wyrównanie wszystkich zakresów tonalnych między sobą, od basu aż po pierwsze sopranowe drzwi.
Co tyczy się sopranu, dopiero tutaj ich odpuszczanie w ramach zakresu 2-4 kHz (a co jest ciekawe biorąc pod uwagę pomiary z innych źródeł) oraz punktu 7,5 kHz powoduje wrażenie przyciemnienia, przygładzenia. Jednocześnie wysoko idący punkt 6 kHz pozostawia wysoki wgląd w mnóstwo detali. Ogólnie pozostawiają po sobie wrażenie słuchawek muzykalnych, tworzących efekt przygładzenia, zmiękczenia dźwięku. W zakresie szybkości i czystości stoją na dostatecznym poziomie, przez co choć nie lecą na rekord, nie powinny rzucać się w tym względzie w sposób negatywny. A przynajmniej ja nie miałem wrażenia, że wypadają poza granice tolerancji.
To będzie zależało od naszej interpretacji tak czy inaczej, ale Eleary sprawiają wrażenie słuchawek, które nie były projektowane po to, aby zaspokoić oczekiwania za doskonałością techniczną, a za przyjemnością płynącą z odsłuchu muzyki. W Focalach, o ile faktycznie są bardziej analogowe w swoim charakterze, nie jest to czynione do przesady i faktycznie stawia to muzykę na pierwszym planie, a dopiero na drugim technikalia. To przekłada się zaś na powstanie wrażenia lekkiego woalu na sopranie, czy też mówiąc bardziej potocznie, efekt „kocyka”.
Ma to o tyle zabawny skutek, że słuchając także i tych gorzej zrealizowanych utworów, słuchawki nie wybrzydzały nimi aż tak mocno, jednocześnie nadal premiując w dużej mierze wszystkie moje zakupy hi-res, jakie poczyniłem na przestrzeni ostatnich miesięcy. To bardzo ważne zwłaszcza dla osób, które lubią swoją muzykę i zamiast błędów realizatorskich lub niskiej jakości wolą mieć na talerzu bardziej całościowy obraz, ekspresyjny. Do tego stopnia, że inne słuchawki, nawet te cieplejsze, potrafią wydawać się ostrzejsze i surowsze niż wcześniej (LCD-2). Tu od strony pomiarowej sprawy wyglądają następująco:
Wiąże się z tym także zachowanie sceniczne, które przez bliższe plany i koherencję w dźwięku nie jest skupione na ogromnej wielkości czy super selektywności. Scena jest tu znormalizowana, dźwięki dosyć blisko siebie, a przez to namacalne, rysowane na głębi bliżej, a całościowo w ramach elipsy. Focalowi trzeba to przyznać, że nie próbuje kombinować i umuzykalniać swoich słuchawek na siłę, a co nazywając po imieniu określić należałoby po prostu ich „domulaniem”. Co innego bowiem skupiać się na muzycznej ekspresji, a co innego szaleć z dampingiem by próbować zamaskować oczywiste problemy ze strojeniem, kosztem sceny chociażby. Wykres w sekcji nisko-średniotonowej pokazuje, że problemów takiej natury tutaj nie uświadczymy, a czego przyznam trochę się obawiałem. Dlatego też scena na szerokość jest lepsza i nadal nie znika nam wrażenie, że mamy na głowie słuchawki jednak ponad wszystko otwarte. Niemniej wykres nie pozostawia złudzeń: LCD ciągną pogłosy dalej.
Efekt uboczny jest w Elearach taki, że skupiając się na miłośnikach jednego sposobu prezentacji tonalnej, jakoby trochę zapomina się o miłośnikach tego drugiego, a więc techniczności. Idealnie jeśli przy jednoczesnym zachowaniu muzykalności. Ta sztuka już Focalowi nie do końca się udaje i słuchawki grają przez to dźwiękiem delikatnie matowym i lekko zsuniętym do siebie, nie wykańczającym poszczególnych elementów muzyki na audiofilski szlif ani nie wprowadzającym między dźwięki nadmiaru powietrza. To trochę zaskakujące, bo spodziewałbym się właśnie czegoś takiego, nauczony chociażby innymi przykładami od pozostałych producentów dynamików.
A jednak, Focal zaryzykował i wypuścił model, który w znacznie mniejszym stopniu, ale może trochę wzorem HD650 czy Sonorous III, mniej kokietuje fanów mikroskopów i szkiełek powiększających. Eleary czerpią podczas odsłuchów z natywnej umiejętności wtapiania się w gust słuchacza i łapania go swoją muzykalnością oraz koherencją bardziej, aniżeli potrzebą złapania tego jednego, ostatniego oddechu powietrza. To zresztą zdumiewające, że przy tak otwartej konstrukcji to muzykalność i wygładzenie przekazu niebezpiecznie zbliżające się do granicy niemalże kameralności, czy wręcz parności, jeśli użyć słowa nacechowanego jednoznacznie negatywnie, słuchawki te nie prezentują cech typowych dla konstrukcji dynamicznych, które przyzwyczaiły nas już do szlifowania mózgu sopranem jakby za moment świat miał się skończyć.
Bardzo łatwo jest zrozumieć zależność między użytkownikami HD650, a np. HD800, dla jednych i drugich inne są tam priorytety, choć też inne klasy. Jednak to słuchawki znane na tyle, aby dało się ich przytoczeniem postąpić dosyć obrazowo. Choć z tym zastrzeżeniem, że w Elearach nie ma miejsca kompletne zapomnienie o tej drugiej grupie. Te słuchawki wciąż mają w sobie sporo detaliczności i zwracają multum informacji, nie domulają i zagęszczają na siłę przekazu, nie ma tu wrażenia że słuchamy czegoś, co równie dobrze mielibyśmy za znacznie mniejsze pieniądze. To jedynie ich barwowość (a raczej barwność), mniejsza scena i tendencja do niewkraczania w pedantyczne polerowanie każdego pojedynczego dźwięku do granic przesady powodują odbieranie ich jako słuchawek bardziej potulnych. To słuchawki nastawione bardziej na ekspresję i kolor, łatwość w interpretacji, zdolność do odnalezienia się w różnych gatunkach i nagraniach z różną jakością, ale nie porzucające też jeszcze wciąż zdrowych proporcji technicznych.
Rodzi się w tym miejscu pytanie, czy można to zrobić „lepiej”? Tak, można – tak właśnie robią moje LCD-2F, te same, które potrafią być żywo nienawidzone z niewiadomego powodu. 2F to dla mnie przykład słuchawek, które choć nastawione także na ekspresję (planarną), czynią to w zdrowych proporcjach i o kapkę może nawet zdrowszych niż Eleary, ale też znacznie bardziej nie zapominają o sferze technicznej. Poprzez inną technologię swoich przetworników oferują większą czystość i sceniczność. To po prostu klasa wyższa tego, co oferują Focale, ale też – no właśnie – inna trochę technologia. A i owe „lepiej” też może być czasami dyskusyjne, bowiem o ile 2F czarują praktycznie zawsze w kontekście sceny nad Elearami, to ekspresja i skupienie się na średnicy tych drugich bardziej do mnie przemawiały w City Birds od Clem Leek:
Czemu? Przy którymś odsłuchu z rzędu doszedłem do wniosku, że większa namacalność w środku jest po prostu korzystna dla tego utworu i większy profit płynie stąd, aniżeli czarowania scenicznością. To taki „wypadek przy pracy” można powiedzieć, ale też pokazujący, że zawsze znajdzie się wyjątek potwierdzający regułę. W kolejnym, a więc Progress, wszystko wróciło do normy i tu już np. z wydźwiękiem fortepianu w końcowej części utworu oraz dźwiękami mającymi wydobywać się przed nami LCD poradziły sobie inaczej i z końcowym efektem mniej plastycznym, a bardziej czytelnym i dającym się podziwiać zarówno jako całość, jak i całkowicie osobne dźwięki. W Focalach było zaś mocniej na pokazanie całości bardziej, aniżeli wszystkiego z osobna.
Wszystko to jednak tylko po to, aby znów z Elearowskiej plastyczności zrobić dobry użytek w ostatnim utworze tego albumu. Choć słuchawki te pochodzą z Francji, bardzo przypominają mi moje KEFy z M-35. Tam także jest właśnie taka typowa angielska szkoła nastawiona na plastyczną i ekspresyjną średnicę, która również – choć gorsza technicznie od chociażby monitorów bliskiego pola czy innych konstrukcji głośnikowych – potrafi urzec i zaangażować. To samo zrobiły Eleary teraz tutaj. Oczywiście tak, jest to w ramach jednego albumu, konkretna realizacja i w ogóle, ale przecież jeszcze wyżej przegrywały z inną parą. HD800 natomiast założone na tym samym utworze się powiedzmy, że nie sprawdziły. Także owe „monitory BP” przegrały z „anglikami” z lat 90-tych. Tak jak mówiłem – Focal zagrał ryzykownie, ale chyba wiedzieli co robili.
Tak jak wspominałem trochę z pamięci, niemniej byłbym skłonny stwierdzić, że Elearom bliżej pod względem czystości do HD800S na fabrycznym okablowaniu, które zapamiętałem najbardziej przez ich „brudny” bas, nieco kontrastujący z całościowym charakterem, do jakiego w ogóle 800-tki przyzwyczajały. A że jestem osobą pracującą z reguły na słuchawkach bardziej analitycznych i technicznych, choć bardzo często i coraz w sumie częściej sięgającą także i po te muzykalne, uwielbiam, gdy oferują mi one wszystko co najlepsze z obu tych światów. Eleary więcej mają w sobie ze świata muzykalności niż techniczności i nie utrzymują bezwzględnie równych w tym względzie proporcji, ale nawet i bez tego całkiem fajnie mi się ich słuchało. A przede wszystkim: płynnie. Nie miałem wrażenia, że nagle trafiłem na gatunek, który im „nie leży”, to bardziej one dopasowywały się do mojej muzyki, niż zmuszały ją do selekcjonowania podług ich kaprysów. Może troszkę tu i ówdzie kompromisowo, ale należy tą umiejętność bardzo uszanować.
Zresztą granie w klasie HD800S to i tak bardzo dobra moneta i z tego względu uważam Eleary za świetną alternatywę gdy scena nie jest dla nas na pierwszym miejscu. Uciekają im natomiast trochę zwykłe HD800 na niefabrycznym okablowaniu, które wyciąga ich rozdzielczość w górę, a także jak pisałem LCD-2F, będące chyba najbardziej bezpośrednią konkurencją – w tym cenową. Przy całej swojej przyjemności jaką oferują Eleary, w LCD-2F rozdzielczość dźwięku, jego czystość i selektywność, są lepsze, śmielsze, scena bardziej holograficzna i trójwymiarowa, zaś tonalność bardziej wyrównana w stronę jasności. 2F można sprowadzać na ścieżkę muzykalności na dwa sposoby: stosując okablowanie na bazie OCC 7n oraz mocny damping w stylu LCD-X. Wtedy zaczynają przypominać znacznie bardziej to, co oferują Eleary, choć wciąż handlując czystością dźwięku za wygodę. Sęk w tym że Focale wcale też do najlżejszych nie należą i nie jest to aż tak oczywiste, że tępione w wielu miejscach Audeze są niezdatne do użycia. W praktyce po obu tych parach HD800 witałem na głowie z podobnym uczuciem założenia czegoś lżejszego.
Ostatecznie pozostaje pytanie czego Elearom brakuje? Odpowiedź: naprawdę niewielu rzeczy i zastrzeżenia można mieć chyba tylko do wspomnianej przeze mnie sporadycznej tendencji do przydźwięku na średnicy gdy występują w niej dźwięki skomplikowane i na konkretnych częstotliwościach, wrażenia delikatnego woalu na sopranie przez wspomniany efekt przygładzenia spowodowany brakiem nacisku w 7,5 kHz, a także sceny, która pod względem kształtu i holografii jest dobra, ale nie przejmuje inicjatywy tak często, jakbym sobie tego życzył. Pod względem czystości i walorów technicznych nie mówią ostatniego słowa, ale wszystko odbywa się w granicach normy. Także ogólnie naprawdę nie jest źle.
Eleary wybrałbym jako swoje własne słuchawki ponad ostatnio przesłuchiwane HE-4 czy też jakiś czas temu już zamknięte K872 (niestety trudno mi ocenić jak byłoby względem K812). Przy również zamkniętych T5p v2 przyznam zastanawiałbym się, bowiem „te piątki” mimo wszystko lubię, jedynie z ich często frywolnym basem trzeba uważać. Ale K872? Moim zdaniem prezentują przynajmniej podobny poziom klasowy co Focale, ale są znacznie trudniejsze w podejściu i nie do końca tak naprawdę wiadomo z jakim sprzętem mogłyby się dogadać prócz korektora. No i ich sopran nie jest do końca tym, czego bym się spodziewał. W Elearach jest za to spokój i opanowanie, znacznie większa bezkarność co do doboru toru, założenia, użytkowania. Zupełnie tak, jakby było to naturalnie i oczywiste.
Zastosowania i synergiczność
Są to tym samym jedne z „łatwiejszych” słuchawek z wyższej półki. Choć przyznam że o ile jest to zaleta dla osoby mającej trochę obaw przed wejściem w ten konkretny światek, dla osoby bardziej doświadczonej i nie mającej problemów z przewidzeniem niektórych rzeczy lub zastosowaniem więcej niż jednego toru o sprawdzonej i wiadomej sobie tonalności, niekoniecznie musi być to ogromna i przeważająca zaleta. Dobrze jednak mieć ją po swojej stronie tak czy inaczej.
Dla kogo więc Eleary będą dobrym rozwiązaniem? W dużym uproszczeniu – w zasadzie dla każdego. Każdemu polecałbym ich posłuchanie, jako że to przyjemne słuchawki o dużej akceptowalności. Taki przyjaciel który choć ma swoje wady, zawsze jest przez nas witany życzliwie i z otwartymi ramionami. Słuchawki sprawdzą się najlepiej moim zdaniem:
- na jaśniejszych, przestrzennych torach dobrej klasy,
- u osób preferujących muzykalność i barwność przekazu,
- dla których przyjemność i długie godziny słuchania muzyki bez zmęczenia liczą się bardziej niż doskonałość techniczna,
- dla których scena nie jest bezwzględnie musowym punktem programu.
Równość i koherentność basu oraz średnicy i prezentowanie ich na pierwszym planie to ich najmocniejsze strony. Sceniczność zaś wskazałbym jako najsłabszą. Fani bliskiej średnicy będą bardzo zadowoleni, fani równości w sekcji low-mid także, tak samo zwolennicy relaksu i bojący się sybilantów, ale nie chcący rezygnować z detaliczności w żaden sposób. Omijać powinni je natomiast miłośnicy chłodu i analizy, a także sceny. Dla nich są lepsze propozycje. Elektronika brzmi na nich bardzo dobrze głównie w formie mieszanek i starego synthu, a prawdziwym żywiołem są gatunki bardziej kameralne.
Można je potraktować jako pewne rozwinięcie HD650, ale też świetną alternatywę i jednocześnie ulepszenie ponad ATH-R70X, PM3 czy – tak jest, przemycę je także i tutaj – K270 Studio. Oczywiście jeśli brać pod uwagę że dwa ostatnie to modele zamknięte i z trochę inną technologią samych przetworników. Ciekawie mogą się też zaprezentować na tle HD800S czy OPPO PM2. Na tle tych pierwszych przede wszystkim, jako że 800S nadal lubią odsuwać trochę średnicę od słuchacza, zaś szczyt w 6 kHz też mimo przytarcia zakreśla się mocniej niż w Elearach. Swego czasu miałem wrażenie powstawania tam kontrastu między pierwotną czystością i przejrzystością zwykłych 800 a lekkiego zduszenia i zwiększenia zniekształceń na w zasadzie idealnie dobranym proporcjonalnie basie. W Elearach zaś charakter ujmowany jest całościowo i nie powstaje wrażenie, że coś nie pasuje do układanki.
Tor, jak już pisałem, najlepiej jest im dobierać taki, który podciągnie troszkę okolice sopranu i nada im odpowiedniej sceniczności, aby zrekompensować „straty własne”. Czy lampy się tu sprawdzą? Te stereotypowe nie. Chyba że naszą intencją jest jeszcze im dosypać do pieca na muzykalność. Osobiście jednak grałbym z nimi na wyrównanie, jako z najwłaściwszym kierunkiem pochodu. Spokojnie są w stanie zadowolić się takim combo jak moje S6+S7, ale też Matrix Quattro II czy coś z wyższej półki, jak Moon 230HAD, także uważałbym za wskazane przynajmniej wypróbowania.
Przy czym pamiętać należy, że moc wzmacniacza nie jest przy nich najważniejsza. Słuchawki należą do wydajniejszych konstrukcji i nie muszą być kręcone wysoko. Grają głośniej od HD800 oraz LCD-2F w tym względzie, także to klasowość toru i jego tonalność będą grały tu pierwsze skrzypce. Mimo potulniejszego trochę charakteru, wbrew pozorom Eleary różnicują je i nie jest im to obojętne pod co zostaną podłączone. To także może determinować ich ostateczną ocenę.
Niestandardowe okablowanie
Czy może na nią, poprzez poprawę tonalności, wpłynąć także i kabel? Oczywiście. I to najlepiej zbalansowany oraz oparty na srebrze, który Właściciel przysłał mi wraz z nimi. Już po splitterze powinno dać się rozpoznać pochodzenie.
Eleary z takim właśnie okablowaniem zyskały ponad fabryką zwłaszcza z S6/S7, zyskując dodatkowy oddech, troszkę bardziej się otwierając i zacierając wcześniej słyszaną chropowatość typową poniekąd dla dynamików. Nadal mają w sobie plastykę, nadal jest też większość charakteru pierwotnego, ale jest to mimo wszystko o ten jeden krok bliżej ideału. Podobno kable nie grają, więc pytanie czy da się cokolwiek po zmianie okablowania zmierzyć? Okazuje się że tak i między obydwoma kablami zarysowuje się mała, ale słyszalna różnica w kilku newralgicznych punktach.
Dokładnie ten sam scenariusz powtarza się także i dla prawego kanału, także jest to pomiar powtarzalny:
Jak widać mimo, że kabel na srebrze odejmuje trochę w okolicach 8,5 kHz, dodaje jednocześnie „mocy” w dwóch największych dołkach, jakie słuchawki te odnotowują praktycznie w każdym swoim pomiarze. Jakikolwiek zysk przy 7-8 kHz powoduje, że słuchawki wydają się jaśniejsze i bardziej skorygowane. Ponownie – różnica niekoniecznie wydaje się z perspektywy wykresu duża, ale jest o jednoznacznie na plus.
Dodatkowo wraz z balansem słuchawki otrzymują plusik do sceny i żywiołowości, którą również mimo swojej z definicji spokojniejszej natury posiadają. W słuchawkach częściej ma się wrażenie, że wydarzenia nabierają dynamicznego rozwoju (nie mylić z dynamiką jako taką), zyskuje też ich klasa sama w sobie. Zauważyłem też, że nieco utwardza się w nich w tej konfiguracji bas, ale dzięki temu zyskuje też troszkę na dokładności. Warto kombinować więc z kablami? Moim zdaniem jak najbardziej, ale głównie jako wykończeniówka tego, co już w sobie mają i z lekkim efektem korekcyjnym, aniżeli remedium na kompletne niewpasowanie się w gust. Korekcje na wykresach są minimalne i mimo swojego korzystnego wpływu na właściwości pasma przenoszenia Elearów, nie zasypują dołów jakie te posiadają i nie zmieniają charakteru samego w sobie.
Podsumowanie
Eleary to słuchawki pod wieloma względami wyważone i przemyślane, a przez to spokojne i opanowane, mające więcej w sobie z potulności niż zadziorności, ale bez przykrywania się wzajemnie jednego przez drugie. Dosyć uniwersalne dźwiękowo, w miarę uniwersalne też i gatunkowo, nie inaczej synergicznie, z porządnym basem, plastyczną, ekspresyjną średnicą i detaliczną, ale wciąż nieco przygładzoną górą, której można słuchać godzinami bez zmęczenia czy znudzenia. Do tego rozsądnie wygodne i bardzo fajnie wykonane oraz należycie zapakowane. Szanują muzykę, szanują również słuchacza, nie wymiotują na wieść o trochę słabszej realizacji, nie czyniąc nam w ten sposób żadnej ujmy, przykrości i konieczności sortowania swojej audioteki na sławny już lepszy i gorszy sort. Do tego zyskujące dodatkowe plusy po wymianie kabla na bardziej dopasowaną mieszankę. Niemalże ideał?
Niemal. Cena jednak swoje tu wynosi, a w niej mimo wkładu materiałowego i nawet po użyciu niefabrycznego okablowania wciąż można oglądać się chociażby na lepszą scenę, czystość, i separację w średnicy w ramach podobnie wycenianych LCD-2F. Oczywiście to dwie różne technologie, ale po zbliżonych pieniądzach, które możemy wydać albo na jedno, albo na drugie. Albo coś z innych, podobnych alternatyw, nawet od samego Focala (Clear). Analogowy i średnicowy styl Focali ma w sobie więcej z zabarwienia muzyki w odpowiedni sposób aniżeli obiektywnej wady jako takiej i to też wydaje mi się kompromis, na który Focal postanowił przystać, by pogodzić ze sobą na tyle dużo cech, aby użytkownikowi pójść bardzo daleko na rękę. Pytanie tylko czy użytkownik w ramach swoich gatunków musi się na takowy godzić. Będą na pewno sytuacje, w których ich plastyczność, mimo całkiem moim zdaniem dużej uniwersalności, może nie być do końca tym, czego by się po nich spodziewano.
Niemniej Focal finalnie stworzył słuchawki ciekawe, przyjemne, barwne i przez swoją miękkość oraz wysoką równość sekcji low-mid – wysoce przyjazne. To zaś w tej klasie słuchawek nie zdarza się wbrew pozorom aż tak często, dlatego w wielu sytuacjach słuchało mi się ich z nieskrywaną przyjemnością i zaangażowaniem, nawet na tle lepszych od siebie. Warto ich posłuchać.
Słuchawki na dzień pisania recenzji można dostać w naszych rodzimych sklepach w cenie ok. 4500 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- fantastycznie wykonane słuchawki i z użyciem wysokiej klasy materiałów
- dobrej jakości wyposażenie i solidne pakowanie
- odpinany kabel dający dodatkowe możliwości
- sprawdzają się nawet podczas długich odsłuchów
- bardzo ciekawie zrobione zawieszenie obu muszli
- bezbłędnie równy przebieg sygnału aż do 1 kHz
- plastyczny i ciepły dźwięk o przyjemnym wygładzeniu i angażu
- bardziej bezpieczne, dokładne i konwencjonalne na tle wielu konstrukcji konkurencyjnych
- mimo to niezatracanie umiejętności przekazania odpowiedniej ilości detali
- łatwe w napędzeniu, a przy tym rozsądnie refleksyjne na jakość i charakter toru
- możliwość stosowania niefabrycznych nausznic
Wady:
- w zakresie padów chyba jednak preferowałbym klasyczny welur
- długi i mało praktyczny kabel sygnałowy
- mechanizm wysuwania bez podziałki: wszystko robimy „na oko”
- mimo wszystko duża waga
- troszkę więcej czystości by nie zaszkodziło
- lekkie wrażenie woalu na sopranie
- czasami aż nadmierna plastyczność
- scena mimo konstrukcji otwartej nie jest tak obszerna i holograficzna jak u konkurentów w tej cenie
- cena mogłaby być trochę niższa
Serdeczne podziękowania dla użytkownika Palpatine za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Dzień dobry.
Mam dylemat pomiędzy Focal Elear a Audio Technica W1000z, wiem, że to inne typy słuchawek, ale podczas odsłuchów w sklepach oba zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. Niestety nie mam możliwości porównania ich bezpośrednio, a nie potrafię tego dobrze zrobić z pamięci. Sprzęt będzie u mnie grał z ifi iDSD micro BL. Które słuchawki poleciłby Pan? Nie chodzi mi o opłacalność, a jakość dźwięku bo wg recenzji W1000Z mają ocenę 9 a Elear tylko 8 w tej kategorii.
Pozdrawiam
Pod oceną jest taki napis: „Oceny odzwierciedlają subiektywne odczucia w danej klasie recenzowanego urządzenia.”
W1000Z jak i Eleary dzieli różnica w cenie, zapewne też brzmieniu, ale jakość dźwięku przy takich słuchawkach jest bardzo wysoka, a bez bezpośredniego porównania trudno powiedzieć co będzie lepsze i czy dla Pana będzie lepszym wyborem. Poza tym radziłbym się kierować własną opinią po odsłuchu zamiast pytać się kogoś o zdanie na temat jakości dźwięku. Jakość dźwięku to nie wszystko, jest też kwestia brzmienia jak i zgrania się ze sprzętem źródłowym.
Panie Krzysztofie,
Tak jak bardzo słusznie zauważył Pan Michał, oceny są bardzo subiektywną częścią każdej recenzji i obowiązujące w ramach klasy danego urządzenia lub słuchawek. W wielu sytuacjach spór można byłoby przełożyć na problematykę: czy lepsze są czarne oliwki, czy zielone. Lepszość jest więc bardzo względnym i relatywnym pojęciem, z którym przyznam mam do dziś wielki problem.
W1000Z i Eleary to przedstawiciele tej samej „grupy” słuchawek. Gatunek ciepły i muzykalny, więc nie powinno być przy żadnej z par zawodu. W1000Z są lżejsze, bardziej przestrzenne, łatwiejsze w napędzeniu, z poręczniejszym kablem. Eleary lepiej i drożej wykonane, z większą pojemnością na ucho, z mocniejszym basem i bardziej plastyczną średnicą. Jeśli chodzi o klasowość, oczko wyżej dałbym Eleary, ale scena W1000Z była i jest do tej pory największą jaką słyszałem w słuchawkach zamkniętych. Jedne i drugie to ciekawe słuchawki mające swoje zalety i atuty.
Pozdrawiam.
Dziękuję Panom za rady. Postaram się porównać bezpośrednio te słuchawki i wówczas dokonam wyboru.
Pozdrawiam serdecznie
Witam Panie Jakubie
Jakie są szanse na synergię z burson soloist mk2? Ten wzmak przybliża średnicę więc całkiem możliwe te słuchawki zyskają na połączeniu? Wydaje się ze burson jest bardziej techniczny więc w połączeniu z muzykalnymi focalami może być interesująco, czyż nie? Mam zamiar je przesłuchać jako alternatywe do lcd 2f i lcd xc. Będę odsłuchiwał wszystkie 3pary. Wiem, że Audeze bardzo fajnie się z bursonem zgrywają.
Pozdrawiam
Witam,
Moim zdaniem będzie to dobre połączenie tylko wówczas, gdy będzie chciał Pan wzmocnić naturalne cechy Elearów. Zależy względem czego Burson ma być bardziej techniczny – jeśli względem lampy to na pewno, ale sam z siebie jest to układ stawiający przede wszystkim na nieco bliższą średnicę. LCD-2F na pewno będą pasowały. XC – tu raczej szukałbym innego sprzętu już, ale przesłuchać oczywiście nie zaszkodzi.
Pozdrawiam.
Witam P. Jakubie
Słuchałem Lcd Xc na heed canamp, soloist mk2 i conductorze. Szczerze powiedziawszy to tak jak na heedzie to połączenie nie było moim zdaniem zbyt udane to na bursonie soloist grało to równie dobrze co na conductorze. Nie byłem za bardzo w stanie znaleźć różnic. Oba urządzenia były co prawda nowe prosto z pudełka więc może dlatego. Słuchałem ok 4godzin. Na kolejny odsłuch wziąłem lcd 2f i lcd xc, ale już tylko na burson soloist mk2 i nie mogłem sie odpędzić od wrażenia że jeśli ktoś chce od muzyki wszystkiego co w niej najlepsze z danego gatunku to dwie pare załatwiają sprawę. Do wokali i lekkiego rocka używałbym LCD 2f, do metalu itp LCD XC. W tych dwóch parach jakby zamyka sie zupełnie każdy muzyczny gatunek którego słucham i brzmi to świetnie. I sam byłem trochę zaskoczony ze obie parę naprawdę pasują mi do soloista. Być może różnica między conductorem a soloistem ujawnia sie po np 100godzinach grania?