Final Audio Design, jak już pisałem, nie jest częstym bywalcem tego miejsca i wszystkie dotychczas zrealizowane recenzje ich produktów pochodziły od osób prywatnych. Bez ich życzliwości nie byłoby to możliwe, także tradycyjnie staram się zawsze na początku za ten fakt podziękować. W przypadku modelu Sonorous VI, gest wypożyczenia należy do p. Grzegorza Jaworka, za co jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję.
Dane techniczne
- Przetworniki: dynamiczne (50 mm) + armatura zbalansowana
- Format: wokółuszny, pełnowymiarowy, zamknięty
- Impedancja: 8 Ohm
- SPL: 105 dB
- Waga: 480 g
Zawartość zestawu
- słuchawki FAD Sonorous VI
- kabel 1,5 m mini jack 3,5 mm TRS z adapterem
- instrukcja obsługi
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki są zbudowane praktycznie tak samo jak poprzednicy, choć różnią się wykończeniem. W rzeczywistości jest to połączenie konstrukcji modelu III z komorami dwu-przetwornikowymi i pałąkiem z modelu IV.
FAD zastosował tu bowiem pałąk z modelu IV ze szczotkowanego metalu, z tym samym obiciem, ale wykończony został elementami na frezowane aluminium. Faktura plastiku została przejęta po modelu III, ale wewnętrzne pokrywy obudów muszli otrzymały materiał metalowy, nie plastikowy. Przez to słuchawki są cięższe i nie pomagają tym faktem w kwestii wygody.
W zasadzie wszystko poza tym zostało przejęte i zgodne z modelami przeze mnie wcześniej już recenzowanymi, toteż nie chciałbym się powtarzać, a co najwyżej odesłać do lektury modelu Sonorous III i Sonorous IV. Powoduje to też naturalnie to, że cały ten akapit będzie znacznie krótszy.
Z Sonorousami VI mam jednakże niemal ten sam problem co z modelem IV, a więc małą ilością miejsca na ucho, która powoduje, że słuchawek nie mogę używać dłużej niż przez ok. godzinę. Tym samym od startu niestety kwalifikują się na wymianę padów lub proste modyfikacje, takie jak np. umieszczenie wkładek akustycznych od AKG K271 w środku nauszników. Prosty, bardzo tani i w pełni odwracalny mod, który mocno poprawia wygodę i jest kompletnie dyskretny, minus pocieplenie i spowolnienie dźwięku, które zaczyna się tu pojawiać w konsekwencji, ale które – o dziwo – bardzo mi się spodobały.
Niemniej trzeba sobie powiedzieć wprost, że w cenie ponad 3000 zł, jakie trzeba dać za te słuchawki, takich rzeczy nie powinniśmy robić. Identycznie rzecz się ma przy wymianie nauszników na inne modele, np. Brainwavz. Musimy po prostu liczyć to jako dodatkowy koszt i punktować jako wadę.
Poza tym jednak nie stwierdziłem żadnych uchybień z tym modelem i jedynie moje odstające trochę uszy miały problem z tym, że opierały się o kanciaste wyprofilowania wewnątrz muszli. Być może Final postanowił zachować je jako coś na kształt falowodów lub dyfuzorów, trudno powiedzieć. Ale tak czy inaczej ma to swoją konsekwencję w wygodzie.
Ponieważ nauszniki są raczej płytkie, przyleganie słuchawek do głowy jest umiarkowane i tym samym izolacja od otoczenia. Powoduje to jednak przyjemny skutek uboczny w postaci zmniejszenia się temperatury wewnątrz komory odsłuchowej, co może być dodatkowym atutem w sezonie letnim.
W zakresie kabla nie zaszły żadne zmiany względem poprzedników. Nadal jest to symetryczny kabel z blokowanymi wtykami i na mały jack.
Przygotowanie do odsłuchów i pomiary
Standardowo całe modus operandi, a więc procedury i szczegóły dot. sprzętu testowego, znaleźć można w tym osobnym artykule. Warto jednak zaznaczyć, że gro testów było wykonywane na Bursonie Conductor V2+ oraz systemie od Aune.
Pomiary z uśrednionych przebiegów tonalnych dla każdego kanału przy 5 różnych pozycjach słuchawek:
Pod względem sceny natomiast sprawy mają się następująco:
Oczywiście na temat wszystkiego sobie jeszcze porozmawiamy we właściwej części recenzji.
Jakość dźwięku
Bas w zależności od utworu i toru jest w stanie zaskoczyć nas od czasu do czasu ładnym zejściem. I rzeczywiście linia basowa jest ładnie prowadzona przez w zasadzie cały czas, mimo tendencji spadkowej robiącej z niego de facto zakres mid-basowy. W takiej też formule występuje najczęściej, ale wystarczy że nasz sprzęt jest odpowiednio dopasowany do niskich impedancji, aby z kontrolą nie było naprawdę żadnych problemów.
Z wieloma utworami komponuje się bardzo dobrze, ze sporą częścią wręcz idealnie. Nie udało mi się go złapać na jakimś dramatycznym uchybieniu, także kontynuuje w tym względzie dobrą passę poprzednika. Potrafi ładnie uderzyć i przyjemnie zamruczeć. Z racji tego że słuchawki mają bardzo niską impedancję, lepiej radził sobie z nimi zestaw od Aune „na sterydach”, a więc albo gdy źródłem była S6 na kablu ViaBlue KR-2 Silver oraz sterownikach XMOS 3.20 i zasilała S7 po balansie, albo Conductor, który zasilał S7 na identycznym kablu USB i sterownikach, ale na okablowaniu Connector Signature One, które testowałem w tym okresie bardzo intensywnie. W obu przypadkach różnica między torami nie była specjalnie duża, ale czuć było mimo wszystko walory Conductora, mimo doskakiwania do niego tak faworyzowanej na dodatkach S6.
Tak naprawdę sekretem było bowiem nie uzyskanie dźwięku klasowego czy jakoś szczególnie wystrojonego, nawet też i nie o dużej mocy, a z najlepszą kontrolą i niską impedancją wyjściową. S7 w tej roli był nieoceniony i to właśnie z tego powodu go swego czasu kupiłem. Warto więc, aby przyszły posiadacz Sonorousów VI też o tym pamiętał. Bas zatem krótko i treściwie: ładny, równy, choć słyszalnie średniobasowy charakter o dobrych parametrach i dużej przyjemności.
Średnica zachowuje się dosyć podobnie do Sonorousów IV, w ogóle tak jak całe brzmienie co do zasady, ale mam wrażenie, że zaczęło im się tutaj nieco mocniej „tłuścić”. Nawiązuję oczywiście do poprzedniej recenzji IV-ek, w której pisałem iż straciły one sporo „tłuszczyku” względem modelu III i stały się przez to na średnicy klarowne i neutralne. Mieszały przy tym się troszkę z cechami poprzednika, bardzo ciepłego i muzykalnego. Sonorousy VI robią coś podobnego, ale jednak jakby mocniej nawiązywały do muzykalności modelu III, przywracały brzmienie ku dobru, dźwięczności. Przez to wokale brzmią w taki bardzo czysty i schludny sposób, ale bez anemii i anoreksji. Nie ma tutaj mowy o piasku, pieprzu i ziemi suchej niczym dowcipy w Familiadzie. Jest więc jednym słowem wyjście od neutralności w stronę muzykalności i odpowiedniego umiejscowienia pozycyjnie średnicy na planie dźwiękowym.
Sopran w tych słuchawkach generalnie lubi grać pierwsze skrzypce i stawać o ten jeden mały krok przed szeregiem. Wszystko to wynika z jego dosyć równomiernie podkreślonego zakresu sopranowego, wypadającego na mniej więcej przedział od 2 do 12 kHz. Tam właśnie Sonorousy alokują swoją „górkę”, zaczynając od powolnego wzrostu i później nieco szybszego spadku. Z niej wynika też zarówno trochę nosowy charakter sopranu przez wzgląd na nacisk w okolicach 5,65 kHz oraz 7,6 kHz, jak też i wysunięcie sceniczne do przodu. Ma się wrażenie, że wszystkie instrumenty z tego rejonu oraz szelesty i detale są bliżej nas, bardziej donośne i dające się obejrzeć z każdej strony przed ostawieniem na swoje miejsce.
Jednocześnie nie jest to ani zakres sybilujący (6 kHz nie jest najmocniejszym punktem), ani analityczny, ani w ogóle próbujący naśladować słuchawki takie, jak HD800. Jest jaśniejszy od np. LCD-XC, ale przyjemniejszy od 800-tek, bardziej mu po drodze bym powiedział ze STAXami SRS-3100, a nawet górką moich LCD-2, którą notują na padach fabrycznych starego typu. Korzystnie wpływa tak czy inaczej całościowo na scenę.
A skoro o niej mówimy, rysuje się znów dosyć podobnie jak miało to miejsce przy Sonorousach IV, a więc w nietypowy, bo bardziej rozbudowany do tyłu sposób. Wokal jest od nas trochę odsunięty, ale nie na tyle, aby mówić o jakimkolwiek wycofaniu. Szerokość sceniczna jest bardzo dobrze zachowana, zaś tył powoduje, że jeśli trafimy na co bardziej przestrzennie zrealizowany utwór, można się bardzo mocno zaskoczyć na plus tym jak świetnie scenicznie potrafią Sonorousy nam błysnąć. I to tym bardziej należy im się słowo uznania, że jest to wzorowo rozwinięty element z poprzedniego modelu, a także że cały czas mówimy o słuchawkach zamkniętych.
Sonorousy potrafią zaprezentować się więc po tej bardziej scenicznej stronie słuchawek zamkniętych i choć brakuje im np. do sceny W1000Z, dobrze je odebrałem. Są przy tym bardziej sceniczne niż K270 Studio czy LCD-XC, więc tu także mają mocny punkt zaczepienia. Paradoksalnie, bliżej im pod względem ogólnych zdolności scenicznych do LCD-2 niż XC, a co też należy odbierać jako plus, bo o ile gorzej radzą sobie od Dwójek w zakresie holografii, tak mimo wszystko na szerokość i do tyłu jest więcej miejsca. Dwójki bardziej wyważają scenę w ramach siebie, Sonorousy zaś cały czas mają w sobie ten specyficzny nalot słuchawek zamkniętych, choć starają się jak mogą go zrzucić i wielokrotnie się im to udaje.
Ale zbierając wszystkie te obserwacje razem, brzmieniowo Sonorousy VI wypadły pozytywnie i dosyć przewidywalnie na tle dwóch poprzednich modeli tego producenta, a dokładniej jednego z nich. Odsłuchy dzieliła spora różnica czasowa, a i tak miałem przez cały czas wrażenie, jakbym słuchał bardziej koherentnej i spójnej wersji Sonorous IV, w której całość dopracowano tak, aby zastosowanie tweetera było jeszcze bardziej efektywne i powodowało wrażenie uzupełnienia w stronę kompleksowości, a nie dodatku mającego swoje własne jestestwo i lubiącego żyć własnym życiem.
Słuchawki grają przez to bardziej wyrównanym dźwiękiem o charakterze poddanym temu, jaki płynie ze źródła, jednocześnie z wysuniętą lekko nosową górą na pierwszym planie. Można je interpretować jako takie stricte stacjonarne, mniej funowe wydanie brzmienia na planie „V”. Szukam sobie w głowie jakichś konkretnych odnośników za takim graniem i do głowy przychodzi raptem kilka modeli, więc Sonorousy na pewno realizują tutaj coś swojego, własnego i bardzo dobrze, że na rynku ma miejsce taka właśnie egzystencja.
Sonorousy zawsze posiadały swego rodzaju cechy unikatowe i z perspektywy trzeciego modelu z tej serii chyba mogę już bez przeszkód tak powiedzieć. Grają niby podobnie co niektóre modele na rynku, a jednak odmiennie. I gdybym miał je opisać najkrócej, miałbym jednak autentyczny problem. Być może po prostu nie trafiłem na dokładnie tak grający odpowiednik Sonorousów w żadnym innym wydaniu. Góra niby podobna do SRS-3100, ogólnie brzmienie niby podobne do P7 Wireless, a to innym razem do M50xBT, a to trochę na myśl przyszły Dharmy D1000… ale mimo to żadna z tych par nie pokazała dokładnie tego, co pokazuje produkt Final Audio Design.
Zastanawiając się trochę głębiej nad ich istotą, całościowym jestestwem, jestem skłonny stwierdzić, iż są to słuchawki podobne do Audeze i przez to niestety dla mnie dosyć trudne w jednoznacznej ocenie. Na czym polega problem? Otóż na priorytetach. Są osoby, dla których na pierwszym miejscu jest zawsze wygoda. Nawet na czystą logikę ma to sens – po co komu słuchawki, które są niewygodne i nie da się ich używać zbyt długo, choćby i najpiękniej na świecie grały? Odsłuch zmienia się wtedy w katorgę, może wręcz masochizm. Co mają do tego Audeze? Oj sporo. Od dawien dawna każdy, bądź niemal każdy, narzekał na ich wagę (czy może ogólnie ergonomię). Po latach producent wprowadził trochę modyfikacji, zaczął odciążać swoje modele, stosował lżejsze drewno, więcej tworzyw sztucznych, zmienił pałąki, wypuścił dodatkowe modele itd. Zawsze jednak użytkownicy tych słuchawek byli z reguły tak oczarowani ich dźwiękiem, że przymykali oko na dyskomfort, uczyli się robić przerwy, pracować nad jak najdłuższym korzystaniem z nich w określonych pozycjach.
Można byłoby powiedzieć, że to skandal, że za tyle pieniędzy słuchawki nie są wygodne i trzeba przy nich tańczyć i cudować. Owszem, można. Ale też chyba na tym polega to hobby, że ludzie mimo wszystko fascynują się dźwiękiem ponad wszystko, a nie tylko przyjmują pozycję użytkownika z gatunku „płacę – żądam”. Choć i taka perspektywa co do zasady nie jest zła, zwłaszcza w często folgującym sobie przedziale sprzętu audio z półki premium. Z tym że płomienne bronienie producentów też jest złe i przykład tego do czego może to prowadzić miałem okazję zasmakować przy jednej z ostatnich recenzji. W negatywnym tego słowa znaczeniu.
Z Final Audio Design w tych konkretnych modelach mam dosyć podobnie i stąd właśnie owe skojarzenie z Audeze. Nie chodzi o bronienie kogokolwiek oczywiście czy jakieś negatywne doświadczenia, ale podobny dylemat. Z perspektywy użytkownika końcowego nie da się przejść obojętnie obok wygody i tutaj Sonorousy dostawać powinny mocną reprymendę jak na słuchawki za 3000 zł. Z drugiej strony proste mody poprawiające wygodę i naprawdę fajne brzmienie oraz scena nie mogą zostać jednoznacznie przekreślone. To dylemat i rozdarcie, bo logicznie należałoby uwzględnić wygodę na pierwszym miejscu – w myśl zasady że po co mi dobrze grające słuchawki skoro nie mogę ich komfortowo używać – ale serce jednak okupuje się za brzmieniem. W takich chwilach na pewno będzie miało miejsce poróżnienie się z niektórymi czytelnikami co do oceny całościowej, ponieważ każdy z nas zwraca uwagę na inny element. I jest to całkowicie normalne. Same modyfikacje jednak, mimo swojej subtelności wynikających z faktu, że to tylko płatek gąbki i materiału, przełożenie na dźwięk jakieś ma:
Jak widać jest cieplej i ciemniej, nieznacznie, ale dostatecznie, aby móc poczuć to wszystko w słuchawkach. Ciekawy jest bas, który tylko na samym dole, super-niskim basie, delikatnie rośnie. Wrażenie jego ilości płynie z korelacji z ciemniejszymi pozostałymi partiami słuchawek.
W każdym razie dźwiękowo Sonorousy wydawały mi się bardzo adekwatnie grające co do swojej ceny, nie mające jakichś krytycznych ubytków, a strojoną czytelnie i na przysunięcie górę interpretowałem bardziej jako ich cechę charakteru aniżeli przywarę. Jeśli w tej cenie i przy takim kształcie rzeczy dostajemy tu całkiem dużą responsywność i scenę, to zaczyna to do mnie przemawiać ponad koniecznością stosowania forteli, aby móc je testować na głowie dłużej niż 30-60 minut bez przerw. Ale i znów… nie mogę przymknąć na to oka, że nowe słuchawki od startu trzeba modyfikować lub zmieniać pady, aby dało się z nich korzystać jakkolwiek wygodnie. Także niestety to wszystko będzie ostatecznie zależało od interpretacji czytającego, a później być może używającego tego sprzętu, czy kwestia wygody będzie dla niego czynnikiem rozpraszającym, czy będzie nim może fakt konieczności modyfikacji, czy może też nie i to brzmienie zacznie przemawiać na pierwszym planie najbardziej.
Zastosowania i synergiczność
Co by nie mówić, z Sonorousami mimo ich trochę nosowego strojenia naprawdę można się świetnie bawić. Są wbrew pozorom bardzo uniwersalne i widziałbym je spokojnie jako uzupełnienie np. dla ATH-M50xBT, jeśli ktoś mocniej chciałby używać Audio-Technik na zewnątrz, a w domu czegoś trochę innego. Widzę je także jako bardzo fajne słuchawki zamknięte, które są świetną alternatywą dla TH900 za mniej i na trochę inną modłę.
Najlepiej Sonorousów słuchało mi się w gatunkach elektronicznych – tam najczęściej zaskakiwały, dawały upust sceniczności, odnajdywały się ze swoim środkowym basem, nie przeszkadzała kompletnie ich przybliżona do słuchacza góra. Oczywiście inne gatunki też są do zagrania i to z dobrymi efektami, ale ich charakter najbardziej idzie upłynnić właśnie pośród elektroniki.
Gorzej będzie w temacie sprzętu źródłowego. Ogólnie szukałbym tu urządzeń mniej lub bardziej ciepłych, scenicznych, z niską impedancją wyjściową i bardzo dobrą kontrolą. To bardzo trudna sztuka aby znaleźć taki sprzęt w ramach jednego urządzenia i Conductor tu się niestety nie sprawdzi – słychać szum tła. Dlatego też słuchawki radzę parować ze sprzętem takim, jaki wskazałem wyżej co do ogólnego opisu. Jaki to ma być sprzęt – tu już dowolność, byle spełniał kryteria. Ciepły DAC i np. Aune S7 to może być bardzo dobry początek. Jeśli stosować się będzie modyfikację z wkładkami akustycznymi – możliwe że nawet nie będzie takiej konieczności, aby był to sprzęt nieco cieplejszy w którymkolwiek ze swoich komponentów.
Podsumowanie
Sonorous VI to dla mnie słuchawki, które można ocenić jednocześnie i pozytywnie, i negatywnie. Wszystko zależy od tego, czy większą uwagę przykładamy do warstwy ergonomicznej, czy brzmieniowej. Ale też jeśli trochę się nad nimi popracuje, to potrafią wyjść na prostą.
Wadami w modelu VI są na pewno wygoda po stronie ergonomicznej i trochę zbyt przybliżony sopran po stronie brzmieniowej. Z tym że z pierwszym można sobie bardzo prosto poradzić, a drugie w konsekwencji również może się uspokoić. A i nawet jeśli nie, to samo przybliżenie nie jest tu realizowane w ramach negatywu, a bardziej cechy, właściwości, stylu grania.
Ostatecznie słuchawki te ujęły mnie właśnie na wkładkach, prezentując się cały czas pierwotnym charakterem, ale z dobrą sceną, solidnym basem, nie uciekającym mi wokalem. Cały czas na stole była także opcja z nausznikami niefabrycznymi, ale okazało się, że wkładki same z siebie potrafią bardzo fajnie zrobić w nich robotę. To świetne słuchawki zamknięte do elektroniki, sprawdzające się nawet i w grach komputerowych, ale jedyny niesmak jaki po sobie pozostawiają, to ten związany z koniecznością wymiany nauszników od startu lub stosowania wkładek. W tej cenie jest to moim zdaniem trochę niedociągnięcie, które mimo wszystko nie powinno mieć miejsca.
Jednocześnie powoduje to u mnie dylemat, bo słuchawki te z chęcią bym polecił, jako bardzo fajny model zamknięty, sensowny brzmieniowo, z nad wyraz dobrą sceną, niezgorszymi właściwościami dźwiękowymi i ogólnie całościową jakością brzmienia. Ale ta wygoda i konieczność modyfikacji – to już powoduje, że jeśli je zarekomendować, to przede wszystkim „nieformalnie”, bo dla świadomego użytkownika, który jest w stanie jakkolwiek takie cechy w nich przełknąć i któremu nie przeszkadza eksperymentowanie na tym polu niemalże wprost z pudełka, aby uzyskać efekty lepsze, niż od startu oferuje producent. I nierozłącznie z tym dokładnie zastrzeżeniem nadaję im poniższy znaczek:
Słuchawki na dzień pisania recenzji można jeszcze dostać sporadycznie w naszych rodzimych sklepach w cenie ok. 3000 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- ciekawy projekt od strony technicznej
- banalnie prosta, hybrydowa konstrukcja o wysokiej tym razem całościowej jakości materiałów
- odpinane kable dające dodatkowe możliwości
- niesprawiające problemów zawieszenie obu muszli
- efektowne, ale wciąż przyjemne granie na planie kompetentnego „V”
- połączenie cech modeli III oraz IV
- uniwersalne gatunkowo co do repertuaru, ale świetne w elektronice
- naprawdę bardzo dobra jakość dźwięku w tej cenie
- bardzo dobra scena jak na słuchawki zamknięte
- są w stanie szybko wsiąknąć w gust użytkownika
- ekstremalnie wydajne i nie wymagające zbyt dużo mocy do napędzenia
- bardzo zyskują po wymianie padów lub drobnych modyfikacjach
- wysoki stosunek ceny do jakości dźwięku
Wady:
- nieco zbyt nosowa barwa, choć dająca unikatowe efekty dźwiękowe
- niewygodne dla osób o większych małżowinach
- położenie przetwornika armaturowego wpływa na pozycję sceny
- bardzo niska i problematyczna oporność
- trzeba przyzwyczaić się do ich specyficznego systemu regulacji
- krótki i tylko jeden kabel sygnałowy przy braku jakiegokolwiek innego wyposażenia
- utrudniona konfekcja okablowania ze względu na głęboko umieszczane wtyki w muszlach
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla Pana Grzegorza za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów.
Towaroznawca
Sonorusy VI to wyjątkowe słuchawki, o bardzo korzystnym stosunku jakości do ceny ale tylko dla zaawansowanych audiofili.
Ich wyjątkowość bierze się są to słuchawki stworzone przez Japończyków dla Azjatów. Dlatego pady dla niektórych osób o większych uszach mogą być trochę za małe i na tym kończą się niedogodności związane z ich docelowym pochodzeniem, za to lista zalet jest o wiele dłuższa:
Mają pracować na pięciu etatach, ich brzmieniowy szkielet oparty na brzeniu studyjnym przy odpowiednim zasileniu wzbogacany jest o szczegółowość,(studyjne granie powinno już z natury powinno być detaliczne, ale w Sonorusach działa to na innej zasadzie),ciągłość pasma, w tym również ciągłość wybrzmień harmonicznych, wyjątkową klarowność barw i związaną z tym zdjęciem wszystkich zasłon, kotar przeszkadzających w odpowiednim odbiorze muzyki, bardzo szeroki pasmo przenoszenia od najniższych pomruków basowych po bardzo słabe ale ciągnące się jeszcze w górę sopranowe wybrzmienia. Ich studyjny brzmieniowy szkielet wsparty dobrym prądowym zasileniem skłania osoby słuchające Sonorusów VI do stwierdzenia iż stwierdzenie że posiadają one bas jest tak jakby dla nich nie cenzuralne, ponieważ określenie bas często kojarzy się nam z dźwiękiem akompanionującym o jednostajnym wybrzmieniu. Tutaj mamy nie bas ale mieniący się kolorami zakres basu o piorunującej dynamice.
W europie słuchawki zazwyczaj służą do odsłuchu muzyki dla przyjemności ,(melomani, audifile), oraz profesjonalny, czyli odsłuch studyjny przez realizatorów dźwięku, dj-ów ,itp. W Azji dochodzi do tego zastosowanie sakralne i lecznicze, czyli wszelkiego rodzaju wybrzmienia gongów, mis tybetańskich instrumentów ludowych gdzie wybrzmienie muzyki musi być kompletne, gdzie szczególnie ważne jest aby odtwarzany dźwięk nie miał dziur w paśmie i posiadał ciągłość wybrzmień harmonicznych. Nawet dobrze ocenione w Europie europejskie słuchawki mogą się tam w tym celu nie sprawdzić.
Jak to w Sonorusach VI jest uzyskiwane
Osoby choć trochę obeznane z danymi katalogowymi branży audio czytając recenzje Sonorusów VI czytając iż ich impedancja wynosi jedynie 8 Ohm -ów zastanawiają się czy aby nie nastąpiła jakaś pomyłka i nie czytają recenzji kolumn zamiast słuchawek. Otóż jest to zabieg celowy mający ściągnąć do słuchawek jak najwięcej amperów. Celowo piszę o ściąganiu amperów ponieważ tak to od strony słuchawek wygląda. Z teorii wiadomo iż im niższa impedancja wejściowa tym więcej amperów do słuchawek dotrze i przełoży się to na ilość dźwięku w słuchawkach. Ktoś mógłby jeszcze dodać że jest to bardzo korzystne dla osób słuchających muzyki ze źródeł przenośnych, ktoś inny jeszcze mógłby wtrącić iż wygląd i forma Sonorusów VI raczej nie predysponują ich do zastosowań przenośnych. Otóż w przypadku Sonorusów VI i ich zastosowaniem w Azji wygląda to inaczej niż w Europie. W Japonii świadomość konsumencka w tej branży stoi na nieco wyższym poziomie i czymś zupełnie normalnym jest noszenie na ulicy pełnowymiarowych słuchawek aby wytłumić uszy wewnętrzne. Również ośmioomowa impedancja tych słuchawek nie jest po to aby lepiej dosilić je ze źródeł przenośnych. Te osiem omów jak najbardziej stworzono po to aby służyły do odsłuchu ze źródeł stacjonarnych.
Stwarzanie słuchawek ośmoomowych do źródeł stacjonarnych – Europejczyk mógłby powiedzieć cóż to za głupoty ja wypisuję. Jak już wyżej napisałem w Azji słuchawki mają o wiele większe spektrum zastosowań niż w Europie aby to osiągnąć wymagana jest o wiele większa dokładność zasilania. Jak wiadomo dźwięk w słuchawkach tworzy nam prąd – Banał? Otóż nie aby dobrze coś zasilić prądem potrzebne jest odpowiednie jego napięcie które to pozwoli dostarczyć odpowiednią ilość elektronów do odbiornika. Jednak dźwięk tworzą nam elektrony czyli ampery a nie napięcie które to jest tylko różnicą potencjałów na końcach przewodnika. Dlatego też znani z mrówczej pracowitości Azjaci podjęli się stworzenia stopni przed wzmacniających operujących natężeniem pr ądu a nie napięciem, wystarczy tutaj wspomnieć o Bakonie czy popularnym w Polsce Questyle. Firma Final Audio stworzyła paradygmat ponieważ stworzyła słuchawki sterowane prądowo jest to bardzo trudne w przypadku elektroniki a w przypadku słuchawek jeszcze prawdopodobnie się zwielokrotnia. Aby sterować słuchawki tylko prądem a nie napięciem należało stworzyć coś w rodzaju macierzy, czyli w dużym uproszczeniu dostarczenie odpowiedniej ilości amperów przez wyzwoli określoną ilość i jakość brzmienia w słuchawkach.
Gdzie te 8 ohmów?
Stworzenie matrycy gdzie pasmo przenoszenia będzie pokrywało cały zakres słyszalne przez człowieka oraz będzie pełne czyli nasycone i dobrze oddające ciągłość harmonicznych wymagało właśnie zaimplementowanie impedancji ośmioomowej. Na górnym skraju pasma przetwornik dynamiczny nie potrafi już wyjść tak wysoko i działać tak subtelnie więc dodano przetworniki armaturowe.
Czy skuteczność 105 dB i oporność 8 ohm powinna wystarczyć do komfortowego odsłuchu?
W przypadku Sonorusów VI jest to parametr określający jedynie możliwość używania słuchawek do używania źródeł przenośnych i uzyskiwania z nich odpowiedniego natężenia dźwięku nie ma on nic wspólnego z używaniem ich w systemach stacjonarnych.
Sonorusy VI potrzebują wzmacniacza o impedancji wyjściowej najlepiej 0,1 ohm dającym na wyjściu duże natężenie w bardzo krótkim czasie. Wszędzie tam gdzie jest we wzmacniaczu możliwość przełączenia we wzmacniaczu słuchawkowym na zasilanie słuchawek o trudnym obciążeniu dobrze jest to zrobić, trzeba uważać na pokrętło siły wzmocnienia najczęściej będzie ono działało po staremu i rozrzut pomiędzy skrajnościami na skali będzie o wiele mniejszy.
Sonorusy VI europejskie słuchawki przypominają jedynie z wyglądu. Projektowanie, sposób działania a także budowa tych słuchawek jest zupełnie odmienna od europejskich.
Klasyczny europejski wzmacniacz słuchawkowy gdzie najczęściej minimum impedancji jest to 32 ohm, gdzie jeszcze na dodatek wartość napięcia rozmija się z natężeniem i prąd jest niski, bez możliwości zmiany prądu na wyższy nie zasili dobrze Sonorusów VI. Będą brzmiały anorektycznie nieraz włącznie z zaburzeniem równowagi tonalnej.
Z Sonorusami VI dobre efekty można uzyskać stosując wzmacniacze sterowane prądowo lub lampowe.
Założeniem projektantów Sonorus VI było stworzenie słuchawek które właśnie nie mają własnego charakteru brzmią w Hi -End -owy sposób w pełni neutralnie bez audiofilskich nadinterpretacji i jednocześnie pozwalającym rozkoszować się dźwiękiem w audiofilski sposób. Określając to inaczej: jeżeli ktoś w studiu nagraniowym ładnie śpiewał i grał i realizator to wiernie nagrał, następnie w naszym torze odsłuchowym dostarczymy dobrze kondycjonowany i od szumiony prąd i nasz system czyli źródło i wzmacniacz to idealnie odtworzy to będziemy mieli w słuchawkach dokładną kopię tego co słyszały mikrofony w studiu nagraniowym.
W Sonorusach VI nie ma klasycznych ograniczeń znanych w słuchawkach europejskich. Jeżeli system nam poda zakres basu który brzmi wybornie i schodzi do zamkniętych szybów kopalń na Górnym Śląsku to dobrze zasilone Sonorusy VI to odtworzą. Jeżeli będzie to czarujący wokal również usłyszymy go w dobrze zasilonych Pandorach. W przypadku odsłuchu muzyki poważnej potrafią zarówno pokazać bliski plan jak i bardzo dokładnie dalekie plany uwzględniając zróżnicowanie barw, oraz odpowiednie nasycenie. Scenicznie w zależności od źródła potrafią po części naśladować odsłuch kolumnowy chociaż ja osobiście uważam iż jeżeli słucham muzyki w słuchawkach i słyszę dźwięki w pokoju kilka metrów ode mnie to już trochę za dobrze, sprawdza się to za to bardzo dobrze w kinie domowym i grach. Konkludując – Możemy mieć jedne słuchawki do kilku rodzajów muzyki.
Pod względem komfortu użytkowania lokują się w średnim przedziale czyli nie są idealnie wygodne ani przesadnie nie uciskają głowy, czuję się ich ciężar,ale przy długich odsłuchach nie przeszkadza to bardzo. Oczywiście jak każde słuchawki zamknięte będą bardziej grzały niż te o budowie otwartej.
Ze względu na swoją specyfikę Sonorusy VI uzyskiwały nie prawdziwe wyniki w wielu testach ich skuteczność 105 dB nawet przy odpowiednim wzmacniaczu do 8 ohm -ów jest zawyżona, zakres basu który pochłania większość energii ma tam mniejszą skuteczność. Jeżeli dodatkowo recenzent nie uwzględni tej impedancji 8 omów wyniki testów będą przekłamane.
Wyniki pomiarów nie są przekłamane, zapewniam 😉 . Tak samo jak ocena i zawarty w recenzji opis brzmieniowy. Jeśli jest to dla Pana model hi-endowy, cóż, pozostaje wtedy tylko winszować zadowolenia i życzyć samej przyjemności z ich użytkowania.
Towaroznawca
W swoim komentarzu nadmieniłem iż w przypadku Sonorusów VI jakie nagranie i tor takie granie. Owszem pomiary mogą nie być przekłamane ponieważ system pomiarowy posiadany przez Pana jest dobrej jakości, aby to jednak było wiarygodne potrzebna jest jednak certyfikacja zasilania, czyli podobne wykresy jaki prąd oddaje przy zasilaniu 8 omów Burson Conductor V+, i słuchawkowy wzmacniacz Aune S7.
Ze specyfikacji technicznej deklarowanej przez producenta Bursona wynika iż impedancja wyjściowa Conductora V+ to jest 3 ohm-y efektywnym zasilaniu zaczynającym się od 16 ohm-ów poniżej 16 ohm-ów mamy białą plamę. Jeszcze gorzej jest w przypadku Aune S7 tam w specyfikacji technicznej w ogóle nie można doszukać się impedancji wyjściowej tego wzmacniacza dodatkowo deklarowane przez producenta efektywne zasilanie zaczyna się dopiero na 32 omach przy ośmiokrotnie mniejszej mocy aniżeli przy 16 ohm- ach w Bursonie. Aune co prawda ma możliwość zwiększenia natężenia prądu przełącznikiem gainu o +15 decybeli, ale czy wobec ośmiokrotnej mniejszej mocy niż Burson na początku jego skali zasilania i trzykrotnie mniejszej impedancji Sonorusów VI ma to sens ?.
Mamy więc sytuację gdzie Sonorusy VI są testowane mówiąc kolokwialnie na sprzęcie którego to zakres pracy rozmija się z ich zakresem pracy, a patrząc od strony wzmacniaczy wygląda to jeszcze gorzej ponieważ Sonorusy VI są zasilane niejako na marginesie ich pracy – To tak jakby karmić kogoś odpadkami i spodziewać się dobrych wyników.
Jeżeli przykłada Pan taką dużą wagę do pomiarów czemu prawidłowo nie zinterpretował Pan wyników pomiaru przestrzenności. Na opublikowanym przez Pana wykresie wyraźnie widać że słuchawki mają swoją przestrzenność zorientowaną do tyłu. Nawet słabe przestrzennie słuchawki które graję ewidentnie w głowie nie mają takiej charakterystyki Całe stereo zorientowane jest przestrzennie do przodu. Znajdując się w operze lub filharmonii nie siadamy przecież tyłem do wykonawców.
Najczęściej taką charakterystykę przestrzenną zorientowaną do tyłu mają słuchawki niewygrzane, lub niedostatecznie zasilone o co już jest znacznie trudniej. Trzecią przyczyną może być złe podłączenie polaryzacji gdzieś w torze odsłuchowym. Na 90% według mnie ponieważ wiem to z autopsji przyczyną odwrotnego przestrzennie grania Sonorusów VI jest ich niewygrzanie. Jest to wysoce prawdopodobne ponieważ w opisach Pana zaplecza odsłuchowego deklaruje Pan tylko 48 wygrzewanie co dla Sonorusów VI jest niewysterczające.
Jeśli przestrzenność na pomiarze wychodzi nam do tyłu a nie do przodu jest to poważny argument za tym aby takiego testu/recenzji nie publikować. Ponieważ wygląda to tak jakby recenzent poważnego pisma motoryzacyjnego stwierdził iż dany typ samochodu ma kierownicę umieszczoną diagonalnie z tyłu na fotelu pasażera, i przeszedł po tym do porządku dziennego.
Dokonał Pan testu słuchawek niedostatecznie wygrzanych, gdzie wartości prądu jakim były zasilone jest wielką niewiadomą, Nie ma również informacji o dodatkowym wyposażeniu uzdatniającym prąd w systemie testowym u Pana. Jako recenzent jest Pan zobligowany do posiadania i używania takich urządzeń w testach. Dystrybutorzy czytając spis Pana wyposażenia testowego mogą dojść do wniosku iż jest źle zbilansowany, i kosztem dostatecznego doposażenia toru za dużo pieniędzy poszło w mierniki, co może skutkować ich niechęcią do udostępniania Panu sprzętu do testu.
U mnie tor odsłuchowy ma deklarowaną przez producenta moc kilku watów już przy właśnie 8 ohm-ach. Dodatkowo używam wzmocnienia +20 dB co w porównaniu ze wzmocnieniem Aune s7 daje 5 decybelową różnicę. Dodatkowo prąd przed źródłem jest kondycjonowany czyli odszumiany i naprawiany co w przypadku tak czułych słuchawek jak Sonorusy VI ma bardzo duże znaczenie.
Wobec powyższego nie można się dziwić iż nie może Pan uzyskać z Sonousami VI dobrych wyników dźwiękowych i nie brzmią one u Pana na High- End – owym poziomie.
Dobrze że Final Audio firma wywodząca się z Japonii, kraju gdzie honor jest stawiany na pierwszym miejscu, oraz Pan funkcjonujecie w obecnych czasach, a nie kilka wieków wcześniej -:).
Po pierwsze, zaszło chyba nieporozumienie, ponieważ nie jestem zobligowany do czegokolwiek. 🙂 Nie uważam się również za recenzenta, po prostu bloguję sobie o audio, to moje hobby i staram się do niego podchodzić zdroworozsądkowo, z należytym dystansem.
Po drugie, nie muszę posiadać specjalistycznego sprzętu, aby móc wydać swoją subiektywną opinię o jakichś słuchawkach. To uszy i gust decydują ostatecznie o tym jak słuchawki zostaną ocenione. W myśl zasady że słucha się muzyki na sprzęcie, a nie sprzętu na muzyce. Oczywiście można potem tak jak Pan polemizować, czy i jak bardzo na innym sprzęcie słuchawki zmieniłyby swoje właściwości, ale wciąż będzie z nich bił ten sam charakter i np. do takich LCD-4, czyli realnego hi-endu, nadal będzie im bardzo daleko. Po prostu słuchawki zagrały jak zagrały i tyle, nic ponad to.
Po trzecie, zapewne umknął po drodze fakt, że słuchawki pochodziły od osoby prywatnej, która używała ich przez długi czas. Trudno więc mówić o niewygrzaniu. Nikt też nigdy nie podważał w moich recenzjach kwestii zasilania, polaryzacji czy nagrań, które zresztą bardzo często się w nich pojawiają.
Po czwarte, a co najwyraźniej również umknęło, wykresy sceniczne są percepcyjne, nie pomiarowe. Aparatura mierząca wielkość i rozmiar sceny według mojej najlepszej wiedzy nie istnieje. Jeśli przestrzenność wychodziła do tyłu, to tylko dlatego, że na różnego rodzaju materiale testowym odebrałem je jako grające do tyłu. Identycznie było przy S IV i scena odróżniała się kształtem dopiero przy S III. Nie widzę najmniejszego powodu, aby miałoby to odbierać mi prawa do opublikowania powyższej czy jakiejkolwiek innej recenzji produktów tego producenta, wpływać na poczucie honoru, tudzież powodować konieczność popełnienia seppuku. 🙂
Po piąte, recenzje nie są pisane dla dystrybutorów, a dla zwykłych użytkowników, którzy chcą znać moje, subiektywne zdanie na temat danego urządzenia i sprzęt od tychże dystrybutorów planują być może zakupić. Mimo to zawsze zachęcam do dokonania odsłuchów samodzielnie w salonie przed zakupem, jeśli tylko jest to możliwe, aby wyrobili sobie własne zdanie, niekoniecznie nawet zbieżne z moim. Słuchawki mogą pracować i z najlepszego na świecie toru, świetnie dopasowanego, a i tak będą miały swój własny charakter oraz cechy wynikające właśnie z własnego charakteru lub samej anatomii użytkownika. Dlatego żadna recenzja nie będzie nigdy obiektywna. Taka branża.
Dziękuję również, że uznał Pan mój sprzęt za pracujący na marginesie ich zakresu pracy, a nie poza nim. To miłe, bowiem większość użytkowników będzie wykorzystywać je z innym sprzętem niż mój, który raczej w ogóle nie będzie spełniał tego wymogu. Więc przynajmniej tyle dobrego. 🙂
W którym punkcie mamy brak „dobrych wyników dźwiękowych”. Nawet nie trzeba recenzji czytać, tylko przejść do plusów i oceny – 9/10 za dźwięk, „naprawdę bardzo dobra jakość dźwięku w tej cenie”, „bardzo dobra scena jak na słuchawki zamknięte” i parę innych zalet.
Komentarz brzmi jak opłacony pracownik FAD, dla którego inna ocena niż 11/10 w każdym aspekcie to obraza i negatywna recenzja. A jak trzeba się wg Pana pieścić z doborem sprzętu, to tutaj gruby minus dla sprzętu. Skoro są tak czułe na sygnał, to FAD mógłby niczym STAX sprzedawać słuchawki w zestawie z napędem. Fakt, że 8 omów może być kłopotliwe w kwestii impedancji wyjściowej wzmacniacza, ale choćby wspomniany S7 deklaruje na wyjściu poniżej 1 oma i to powinno wystarczyć.
Napiszę kilka słów o aspekcie niskiej impedacji (8 Ohm, która tak na marginesie nie jest wartością minimalną dla tych słuchawek ale dla częstotliwości 1kHz) i wymaganiach prądowych stawianych co do źródła, czyli wzmacniacza słuchawkowego.
Niska impedancja i relatywnie wysoka efektywność wygląda na pierwszy rzut oka na super warunki dla sprzętu przenośnego. Ale tylko na pierwszy rzut… oka, bo już ucha nie. Podłączając te słuchawki to różnych wzmniaczy o różnej impedancji wyjściowej można dość szybko zauważyć, że dobrze kontrolowany, szybki i nie rozlazły bas, traci swoje cechy gdy impedancja źródła przekracza 1Ohm. A niski damping factor dodaje to wrażenie „pogłosu”.
Ma to nawet wpływ na pozycjonowanie instrumentów na scenie, szczególnie tych niskoczęstotliwościowych.
Czyli z jednej strony fajne jest mieć te 8 Ohmów bo daje szanse na dynamikę lub/i świetnie nasycenie, z drugiej nie ma na rynku zatrzęsienia wzmacniaczy przenośnych o impedancji wyjściowej poniżej 0.4 Ohma, czyli takiej by nie było żadnego negatywnego wpływu na reprodukcję dolnego zakresu przez te słuchawki.
Panie Jakubie, co do wyników pomiarów: Jestem więcej niż pewien, że charakterystyka częstotliwościowa tych słuchawek będzie wyglądać inaczej na wzmacniaczu o impedancji wyjściowej 2-3 Ohmy i 0.2 Ohmy i to właśnie w dole. Może właśnie o to chodziło przedmówcy.
Swoją drogą szkoda, że skoro producent przywiązuję tak wielką wagę do opisywanych powyżej zagadnień nigdzie nie można znaleźć charakterystyk: fazowej i implantacyjnej w funkcji częstotliwości tych słuchawek. Wieeelee by to powiedziało. Może Pan Towaroznawca, by się w wątku nawiązującym do recenzji tych słuchawek takowymi podzielił, bo brzmi jak „wtajemniczony” w konstrukcję tych słuchawek. Byłoby mniej zgadywania, a więcej przewidywania i uzasadnienia, czego się po nich można spodziewać.
Aby rozwiać wątpliwości: mam te słuchawki, pomierzone, osłuchane i zgadzam się z oceną Pana Jakuba. Może tylko dałbym ciut więcej w ocenie opłacalności. Ale jest to wynikiem posiadania przeze mnie mniej odstających uszu :), więc na mnie leżą pewnie trochę lepiej. Jednakże rozumiem, że jeśli ergonomia szwankuje (co widać w ocenie ergonomii) to punktacja opłacalności jest, jaka jest.
Pozdrawiam
P.S. Świetna robota i proszę się Panie Jakubie nie zrażać krytyką.
Witam. Ciekawi mnie temat wymiany nauszników. Po dwóch latach rozpadły się całkowicie, pałąk również. Takie kiepskie materiały. Na szczęście firma Fonnex wymieniła wszystko na nowe i nadal będę cieszył uszy tymi wyjątkowymi słuchawkami. Jednak odnoszę wrażenie że z tymi nowymi nausznikami grają troszkę gorzej. Stare były wygniecione i jestem pewien że lepiej leżały i przede wszystkim brzmiały. Jakie nauszniki Brainwavz polecasz hybrydowe, soft, a może welurowe?
Witam,
Testy wykonywałem dawniej na softach. Dobór padów jednak jest sprawą bardzo indywidualną i to nie moje preferencje winny być tu brane pod uwagę.