Dzięki po raz kolejny niesamowitej uprzejmości p. Przemysława, który zdecydował się podesłać swoje prywatne FiiO FD5 na testy i pomiary, możemy zapoznać się w niniejszej recenzji właśnie z tym modelem, który często chwalony jest za swoje zdolności sceniczne. Pytanie jednak czy człowiek samą sceną jest w stanie się wyżywić. Ot zagadka, na którą poszukamy sobie na spokojnie odpowiedzi, a przy okazji zgłębimy temat poruszany także przy FH9, a więc pół/otwartość u FiiO.
Dane techniczne
Parametry w całości zaczerpnięte z oficjalnej polskiej strony producenta:
- Rodzaj słuchawek: dokanałowe
- Pasmo przenoszenia: 10Hz – 40kHz
- Przetworniki: 12mm dynamiczne DLC, powlekane berylem
- Impedancja DC: 32 omy przy 1kHz
- Czułość: 109dB przy 1mW
- Moc znamionowa: 100mW
- Długość kabla: ok. 1,2 m
- Waga: 11 g
- Cena: ok. 1500 zł
Wykonanie i konstrukcja FiiO FD5
Na wstępie chciałbym nadmienić, że niestety egzemplarz który otrzymałem na testy miał uszkodzony kabel fabryczny, ale świadomy tego faktu Właściciel naturalnie poinformował mnie o nim przed wysyłką. Słuchawek dało się używać, a nawet pomierzyć na takim kablu i to poprawnie, ale przyznam się że tego typu awaria okablowania wcale mnie nie dziwi. Nie dlatego że to FiiO, że chińskie, że coś tam, a z powodu wtyków typu multiplug, do których mówiąc dyplomatycznie nie jestem do końca przekonany, mimo ich oczywistej praktyczności i uniwersalności. Po prostu połączenia tradycyjne, że tak to ujmę, są znacznie solidniejsze i w bolesny niestety sposób przekonał się o tym wspomniany Właściciel FD5.
W praktyce oznaczało to tyle, że testy odsłuchowe (i jedną turę pomiarowych, dla pewności) FD5 wykonywałem później już na innym okablowaniu zastępczym, przede wszystkim swoim własnym kablu 4-core na złączach MMCX, aby być pewnym iż wszystko będzie działało w jak najlepszym porządku. W takich sytuacjach kłania się zresztą ogromna zaleta wykonywania samodzielnie okablowania, a więc samowystarczalność. Nie raz i nie dwa ratowało to słuchawki w trakcie testów, chociażby w sytuacji gdy egzemplarz testowy przychodził niekompletny i bez kabla sygnałowego (roztargnienie właściciela, pośpiech, nie sprawdzenie przez sklep paczki przed wysyłką etc.).
Aplikacja FD5 do ucha nie należy do najprzyjemniejszych czynności, ale nie jest to też jakaś specjalna tragedia. Narzekać mogę tu na trzy rzeczy: umiejscowienie wtyków słuchawkowych, odkształcanie się membran oraz metalowe w całości korpusy.
Umiejscowienie jest na tyle niefortunne, że notorycznie miałem problem z poprawną orientacją słuchawek przy zakładaniu, a także należytym uchwyceniem korpusów w palcach. Możliwe że jest to spowodowane moimi dosyć grubymi paluchami, może gładkością korpusów, niemniej odnotować ten fakt można.
Przy aplikacji słychać odkształcanie się membran (ew. sitek) w środku. Z reguły powoduje to moje obawy o trwałość przetworników i mając gdzieś z tyłu głowy różne historie z dokanałowymi AKG, które w zasadzie nie przeżyły do dnia dzisiejszego w formie ani jednej pary w pełni sprawnej.
Z racji metalowych korpusów nie są to słuchawki na chłodną pogodę lub okres jesienno-zimowy. Korpusy metalowe są owszem, wytrzymałe, ale działają jak radiatory i do tego mogą powodować bardzo nieprzyjemne różnice temperatur, a w efekcie nawet zapalenie ucha.
Gdy jednak słuchawki znajdą się w uszach i nabiorą temperatury, są bardzo wygodne i nie narzekałem w nich na ten aspekt. Choć nie ukrywam, że mógł im w tym pomóc rzeczony leciutki kabel własnej produkcji, w którym duży nacisk położony został mocno na wysoką ergonomię i niską wagę.
Izolacja od otoczenia jest względnie dobra. FD5 im lepiej będą siedzieć w uchu, tym lepiej odizolują nas od tego co dzieje się dookoła. Nie jest to jednak spowodowane, albo może w jakikolwiek sposób ograniczane, przez otwartość korpusów (w późniejszej części recenzji udowodnię dlaczego).
Na koniec duże pochwały należą się za wyposażenie. Jest tu naprawdę wszystko czego byśmy wymagali od słuchawek premium za konkretne pieniądze, od armady tipsów po inne akcesoria, etui itd. FD5 notują tu mocny plus i widać, że producent chciał maksymalnie uelastycznić ich przeznaczenie podług różnych uszu i potrzeb.
Odsłuch i pomiary FiiO FD5
Słuchawki w pierwszej chwili zrobiły na mnie negatywne wrażenie. Sprzyjał mu fakt, że pierwsze odsłuchy wykonywałem na wyjeździe, wiedziony czystą ciekawością i kolejnym faktem, że akurat kurier przybył jak pamiętam tuż przed tymże wyjazdem i w ten sposób z zawartością opakowania mogłem zapoznać się na surowo w kompletnie obcym środowisku. Nie pamiętam jaki wówczas sprzęt im towarzyszył, ale zapamiętałem FD5 jako słuchawki grające:
- na wyraźnym planie „V”,
- z podkreśloną i mającą tendencję do sybilowania górą,
- nie do końca taką płynnością tonalną jakiej oczekiwałbym za 1500 zł,
- faktycznie dużą sceną.
Moje wrażenia później były weryfikowane już na nieco lepszym sprzęcie i po wielogodzinnych zabawach tipsami, dzięki czemu mogłem ostatecznie stwierdzić poprawę w temacie płynności i sybilantów. Nadal jednak pozostało wrażenie „fiiowej góry” („cyfrowość”, lekko metaliczny nalot) oraz ogólna dysproporcja tonalna. Choć nie jest ona już wprost wadą, a cechą szczególną FD5, podkreślać będę cały czas, że góra jest w nich wyeksponowana i wraz z basem tworzy wrażenie brzmienia na planie „V” w stylu Sundar.
O tej scenie mimowolnie przeczytałem przypadkiem i tu potwierdzić mogę – zaczynając opis od końca – że FiiO stać na zagranie konkretną szerokością sceniczną. Słuchawki zawdzięczają to głównie wybiciom objawiającym się w określonych miejscach wykresu tonalnego. Chciałoby się powiedzieć, że również dzięki półotwartej konstrukcji, ale o tym jeszcze za moment porozmawiam sobie w osobnym akapicie. W każdym razie wielu recenzentów w tym miejscu rozpływałoby się nad pół/otwartością i jej zbawiennym wpływem na sceniczność, naturalność wrażeń przestrzennych itd.
Scena to zresztą jeden z tych elementów słuchawek, który w pierwszych odsłuchach niekoniecznie musi rzucać się w uszy, a podczas tych już dłuższych, dokładniejszych sesji, jest w stanie dosłownie odwrócić losy bitwy, a nawet wojny. I tak też jak FD5 dostawały ode mnie po uszach za swój sopran, w elektronice przestrzennej oraz klimatycznej muzyce opartej na scenie, wiodły zasłużony prym. Poziomem scenicznym słuchawki te mogą rywalizować z KZ ZAX, które swego czasu nabyłem m.in. właśnie dlatego.
Mamy więc tutaj nie tylko granie dobrze na szerokość, ale przede wszystkim obszernie, co w słuchawkach tak małych zdarza się dosyć rzadko. Bardzo dobre wrażenie trójwymiarowości w efekcie jest tym, co moim zdaniem buduje sens posiadania FD5 w kolekcji co bardziej scenicznie zorientowanego użytkownika.
Pozwolę sobie na jedną dodatkową obserwację w tym miejscu. Takie słuchawki jak T1 czy HD800 wykorzystują dosyć mocno zjawisko kontrolowanych odbić fali akustycznej, aby zbudować wrażenie sceniczności. FD5 również chyba coś takiego robią, ponieważ po wykręceniu tulejki z filtrem i zajrzeniu do środka (widać to na jednym ze zdjęć) przetwornik dynamiczny jest przesunięty. W otworze wylotowym zamontowano natomiast metalową łyżkę, która kierunkuje ciśnienie bardziej w stronę tegoż wylotu. Jest to jeden z kluczowych moim zdaniem elementów tej konstrukcji i z punktu widzenia konstrukcji, mimo swojej prostoty, niesamowicie mnie zaintrygowało.
Sopran jak pisałem jest podkreślony. To dlatego między innymi słuchawki te zawdzięczają swoją sceniczność i dzieje się tu trochę analogia, jak w przypadku Sundar czy HD800, które również starają się budować swoją sceniczność w taki właśnie sposób: wybijając zakres 6 kHz. No i wystarczy rzucić okiem jeszcze raz jak sprawy się mają w FD5 na ich wykresie. Jest? Jest.
W zależności jakie pomiary gdzie będziemy analizowali, praktycznie zawsze wybity jest w nich zakres sopranowy w postaci dwóch czy trzech „górek”. Da się do nich przywyknąć, ale odnotować też jednak trzeba, że jest to tonalnie odstępstwo od normy. Czym będzie ta norma? Czy też umowna referencja? To zależy od recenzenta i portalu. U mnie będzie to powiedzmy taki „nieprzesadzony Harman”, manifestowany w dokanałówkach chociażby przez Moondrop Variations, choć będą i inne przykłady które uznaję za sensowne i przyjemne.
Sopran można na szczęście utemperować w bardzo przyjemny sposób za pomocą pianek Tx500, ale odbędzie się to kosztem wrażenia szybkości i sceny. Nie poprawi to też sytuacji z subiektywnym wrażeniem czystości (świeżości) sopranu. Tu również ma zastosowanie to co pisałem wcześniej o tym, że ZAX nie zostaną pokonane. Na zmodyfikowanych piankach Tx500 słuchawki zachowują wszystkie swoje zalety, nie mając przy tym – w moim subiektywnym odczuciu – żadnych szczególnych wad płynących z faktu zastosowania pianek ponad silikonami. Do tego stopnia, że nie wyobrażam sobie przyznam powrotu na zwykłe tipsy w tym modelu. FD5 nie udaje się niestety ta sztuka. Tak jak w ZAXach uciekamy praktycznie bezkarnie spod topora, tak tu już płacimy zbyt wysoką cenę za znormalizowaną jakkolwiek górę.
Z samą szybkością w FD5 jest nienajgorzej, gdzie słuchawki uspokajają się już w pierwszej milisekundzie:
Przechodząc do średnicy, o dziwo nie jest wcale wycofana, a przynajmniej nie tak mocno, jak można byłoby oczekiwać. W spokojnej muzyce nie zauważylibyśmy tego nawet. W tej bardziej rozbudowanej natomiast, można się nadziać na sytuacje, w których sopran lubi dominować nad średnicą i wypychać talerze oraz ogólnie różne syknięcia na pierwszy plan.
Wkraczając szybko do basu, jest go ilościowo fest. Jest mięso, ładnie usmażone, z obu stron, tak jak lubimy. Nie przypalone, nie gumowe że nie da się go pogryźć, po prostu miło, że słuchawki potrafią zagrać tak ładnie wyważonym basem. A może to po prostu moje przyzwyczajenie do ZAXów, które na piankach nie pozbywają się jednej swojej wady, która pozostała się i będzie już z nimi do samego końca: nadmiaru basu. Basowo ZAX stoją wyżej od FD5, tylko dokładając do ewentualnego kontrastu między nimi.
Jednakże sam bas mi się w FiiO podoba i jestem z niego zadowolony. Dlatego nigdzie nie mówiłem, że jest to „V-ka przemożna”. Pod względem wyważenia wprost z pudełka więc, naprawdę nie musimy się martwić. Co najwyżej nieco zniekształceniami na basie, ale tu również jest to jeszcze w miarę sensownie trzymane w ryzach.
Tipsy basowe nic nie dają w FD5
Osoby mające chęć na jeszcze więcej basu, a więc w drugą stronę niż mój opis, mogą próbować szczęścia z tipsami FiiO, które są dołączone do zestawu i zostały czytelnie opisane. Jest pośród nich sekcja specjalnie „basowych” tipsów, które teoretycznie powinny polepszyć wrażenia odsłuchowe FD5 w sposób najbardziej korzystny. Jednak ani w odsłuchach, ani w pomiarach, ilości basu mi nie zwiększyły. Na dodatkowym systemie pomiarowym, który uwzględnia odczyty z tipsami, sprawdzałem koherencję i powtarzalność. Odczyty były nie do odróżnienia względem pozostałych prób z tipsami Balanced w rozmiarze M.
Paradoksalnie na tipsach basowych samego basu było minimalnie mniej (!), ale też trochę mniej jest najwyższej góry. Być może stąd FiiO uznało, że można takie tipsy nazwać „basowymi” i wyłącznie ze względu na operowanie psychoakustyką? Jeśli już odnotowywałem jakieś różnice między pomiarami, to wynikały one po części z konieczności wyjęcia słuchawki z przyrządu pomiarowego, zmiany tipsa i ponownej aplikacji. Nie jest to w żadnym wypadku zmiana kolosalna i wynosiła do ok. 1-2 dB ale nie tam, gdzie byśmy się tego spodziewali.
Jest to o tyle ciekawe, że w recenzjach trzecich widziałem obszerne rozprawki na temat wpływu takich tipsów na dźwięk. Nie były to jednak publikacje oparte na danych obiektywnych, a jedynie subiektywnych odsłuchach. Wykresy były tak do siebie podobne, że nie widziałem nawet sensu robienia wizualizacji przebiegów tonalnych. Jednym słowem: dane wymierne nie potwierdziły mi przemożnego wpływu tipsów na bas.
FiiO FD5 a pianki Comply – uwaga na ceny i nie tylko
Chciałbym powiedzieć, że zachęcam mimo wszystko do wypróbowania pianek Comply Tx500, ale niestety po tym jak działalność zakończył ich ówczesny dystrybutor na Polskę, tj. firma Sonus Mobile, ich dostępność jest u nas znikoma, a to co jest, albo jest oferowane po zaporowych cenach, albo z dużymi wątpliwościami co do oryginalności, albo jednym i drugim. Takie pianki dostępne są na portalach aukcyjnych w cenie ok. 150 zł, czyli dwakroć tyle ile jak pamiętam wynosiła ich cena katalogowa. Do tego przewija się tam trochę komentarzy powodujących różnego rodzaju wątpliwości, a które po prostu nie wyglądają dobrze:
Dlatego swoją ostatnią paczkę Tx500 sprowadzałem już bezpośrednio z zagranicy i przyszły oryginały, a zapłaciłem zauważalnie mniej (ok. 100 zł), choć wciąż nieco więcej niż zapłaciłbym za nie dawniej (coś chyba koło 75 zł). Jeśli więc ktoś chce od ręki sobie nieco góry odjąć, najbezpieczniej i najprościej będzie użyć fabrycznych pianek dołączonych do zestawu. Efekty dają bowiem delikatne i widoczne (czyli słyszalne) względem fabrycznych silikonów, choć prawdą jest, że na piankach Comply dostalibyśmy jeszcze dodatkowego całościowego wygładzenia góry.
Zaletą fabrycznych pianek będzie więc tu przede wszystkim to, że mamy je już pod ręką i można je przetestować bez płacenia 150 zł za pianki, które oferowane były jeszcze do niedawna za połowę tej kwoty, a do tego z dużym ryzykiem (jeśli wierzyć komentarzom przytaczanym wyżej).
Półotwartość w FD5 – jest czy nie ma?
Zgodnie z zapowiedzią, wracam do tego aspektu konstrukcji FiiO. Z trzech powodów, a raczej impulsów.
Po pierwsze, na oficjalnej stronie produktu: https://fiio.pl/produkt/fiio-fd5/ reklamuje się je jako „konstrukcję półotwartą”. Podobnież uczyniono z (recenzowanym poprzednio przeze mnie) modelem FH9, który też został tak opisany. Są to więc informacje można powiedzieć oficjalne prezentowane po stronie producenta.
Po drugie, w jednej z recenzji trzecich na temat FD5 przeczytałem następujące zdanie:
Obudowy słuchawek są okrągłe. Pokrywki zdobią trzy, rozchodzące się w tylnej części linie z perforowanymi maskownicami, czyli widać, że mamy do czynienia z półotwartymi komorami przetworników.
Recenzent wyraźnie podkreślił w swoim tekście przytoczonym wyżej, że słuchawki posiadają perforowane maskownice i stąd widać, że są to komory półotwarte. Mamy więc deklarację producenta + wypowiedź z innej recenzji.
Po trzecie, przy okazji mojej własnej recenzji FH9, jeden z czytelników, dokładniej pan Tomasz, zwrócił mi uwagę w taki oto sposób (pisownia oryginalna):
Oczywiście, ze są to słuchawki otwarte – zamiast oczerniać producenta i wypisywać głupoty w recenzji czy niszczyć słuchawki wystarczyło przyłożyć je do ust i delikatnie dmuchnąć – powietrze przechodzi delikatnie przez maskownice.
Do wcześniej zatem przytoczonych recenzji oraz deklaracji, dochodzi jeszcze głos jednego z użytkowników, zarzucający mi „oczernianie producenta” i „wypisywanie głupot”.
Stąd postanowiłem do problematyki wrócić w modelu FD5 i powiedzieć temu wszystkiemu „sprawdzam”. Intencją jest rozwiać przy tej okazji wszelkie wątpliwości wobec poprzednio testowanych FH9, których zmierzyć nie mogę z racji ich już nieposiadania. Na szczęście wszystkie eksperymenty z nimi wykonywane były w identyczny sposób przy FD5 (poza ostatnim etapem pomiarowym).
Metoda pana Tomasza
Eksperyment zacząłem zgodnie z przedstawioną wyżej przez p. Tomasza metodologią, tj. szczelnie przyłożyłem usta do tulejki i dmucham (oczywiście delikatnie, tak jak wskazuje komentarz pana Tomasza). Powietrze jednak nie wylatuje drugą stroną, a czyni to jedynie wywietrznikiem do wyrównywania ciśnienia znajdującym się w tej samej połówce korpusu. A że mam wąsy i do tego dosyć wrażliwą skórę, to i łatwo jest mi poczuć tenże delikatny ruch powietrza.
Nie zrażony wstępnym niepowodzeniem tego jakże interesującego eksperymentu naukowego, odwróciłem słuchawkę i tym razem dmuchałem w zewnętrzne otwory, w nadziei że coś może przodkiem wyleci, skoro tyłem nie chce. Toteż tak czynię i… też nic.
Zatem przy założeniu, że wszystko wykonane zostało z należytą starannością – od słuchawek po profesjonalne dmuchnięcie – możemy powiedzieć, że eksperyment z profesjonalnym dmuchaniem nie daje w FD5 żadnych odpowiedzi na zagadnienie ich półotwartości, otwartości, nie-zamkniętości itp.
Załóżmy najbardziej prawdopodobną hipotezę, że słuchawki wykorzystują komorę półotwartą wyłącznie dla samego przetwornika i stąd brak połączenia komór powoduje z automatu brak przejścia powietrza. Brzmi logicznie. Co prawda już na tym etapie stoi to w sprzeczności z opisem pana Tomasza, który sugerował eksperyment z dmuchaniem zakończony (w jego przypadku jak mniemam) sukcesem, ale uznajmy że mowa o innym modelu o innej konstrukcji, w której niekoniecznie musi się cały opisany proces powtórzyć.
Postanowiłem więc wykonać ten sam test, który wykonałem przy FH9, a więc założyłem słuchawki, puściłem muzykę i zacząłem przytykać palcami – dużymi, więc idealnie się do tego testu nadającymi – otwory znajdujące się na korpusach. Zmian w dźwięku – innych niż wynikających z wciskania słuchawek głębiej w kanał – nie uświadczyłem. Test wykonałem ponownie na nagraniu różowego szumu. Również nic. Czyli testy odsłuchowe (subiektywne) też nic nie wykazały.
Właściwy eksperyment pomiarowy
Przejdźmy zatem do „mojej” metody, czyli z wykorzystaniem sprzętu pomiarowego, ale przede wszystkim doświadczenia z większymi modelami słuchawek. Słuchawki umieściłem w aparaturze pomiarowej i wykonałem pomiar kontrolny w stanie wyjściowym, po czym zakleiłem otwory dyfuzyjne grubą silikonową taśmą dwustronną o wysokiej elastyczności i zdolności łatwego zaklejania nierówności. Następnie porównałem oba pomiary ze sobą. Pomiary kontrolne otwartości i zamkniętości wykonałem na trzech różnych systemach pomiarowych dla maksymalnie obszernego zakresu danych, ale finalnie wybrałem do pokazania ten najnowszy, na którym są aktualnie wykonywane pomiary. Wykres fioletowy przedstawia zatem słuchawki bez taśmy, czyli z niezaślepionymi otworami. Wykres różowy jest próbą pomiarową z zaklejonymi otworami. Oba pomiary wykonane bez ruszania słuchawki i aparatury, na tym samym poziomie natężenia dźwięku. Jedyną zmienną była taśma silikonowa.
Wyniki jakie uzyskałem prezentują się następująco:
Jak widać wykresy idealnie się pokryły, a drobne przesunięcia o ułamek dB mieszczą się w granicy błędu pomiarowego wynikającego z konieczności naklejenia/odklejenia taśmy silikonowej i ruszenia słuchawki w aparaturze. Jeśli komora w jakikolwiek sposób reagowałaby akustycznie na swoją otwartość bądź zamkniętość, różnica byłaby widoczna – dosłownie – gdziekolwiek i byłaby to różnica znacząca. Tymczasem takową nie jest.
W słuchawkach pełnowymiarowych byłoby to równoznaczne ze stworzeniem zupełnie inaczej grającego modelu, autentycznie nowej słuchawki. Świetnym przykładem są tutaj K240 i K271, które posiadają dokładnie te same przetworniki, pady, talerze, a różnią się wyłącznie formułą komory przetwornika: półotwartą vs zamkniętą. Obie pary grają kompletnie inaczej, gdyż sama zmiana formuły wywraca im całą akustykę do góry nogami.
Wisienką na torcie było więc dokonanie subiektywnego odsłuchu z jedną słuchawką zaklejoną taśmą, a drugą bez niej. Między kanałem lewym i prawym – nawet na nagraniach mono i szumach testowych – nie usłyszałem żadnej różnicy, pokrywając się wnioskami z tym co wskazała aparatura pomiarowa.
Tak więc moje „sprawdzam” urodziło następujące konkluzje:
- brak połączenia (wentylacji) komory akustycznej wewnętrznej i zewnętrznej ze sobą,
- brak wpływu otworów dyfuzyjnych na komorę wyłącznie samego przetwornika,
- tym samym brak odgrywania przez nie jakiejkolwiek roli w testowanym egzemplarzu, praktycznie i akustycznie.
Co zatem z otwartością FiiO FH9?
Ponieważ proces weryfikacji modelu FD5 odbywał się dokładnie tak samo jak FH9, zawierając te same obserwacje i konkluzje, możemy potraktować finalny etap weryfikacji (czyli pomiar FD5) jako dowód pośredni. Jestem bowiem głęboko przekonany o tym, że wykonując pomiar FH9 również nie byłbym w stanie potwierdzić faktu otwartości także i tych słuchawek w swoich warunkach. Ani na ucho, ani eksperymentami z dmuchaniem, ani pomiarowo. Obie pary zachowywały się dokładnie tak samo na wszystkich wspólnych etapach weryfikacji, toteż myślę, że ponowne wypożyczenie tego modelu w ogóle nawet nie byłoby potrzebne. Mam też nadzieję, że rozwiewa to wątpliwości co do ich recenzji.
Jest jeszcze jedno pytanie, na które mimo wszystko chciałbym odpowiedzieć: czy fakt otwartości wpływa jakoś inaczej na słuchawki IEM niż w pełnowymiarowcach i po prostu nie widać tego na pomiarze? Uważam że nie, takie zjawisko tu nie zachodzi. Otwartość czy zamkniętość komory akustycznej to nie jest detal i rzecz mająca minimalny wpływ na akustykę. Wręcz przeciwnie: tenże wpływ jest przeogromny. Wesprzeć mogę się tu dowodem w postaci pomiarów KZ ESX, które mają otwory umieszczone bocznie i ich zaślepienie jest od razu widoczne na wykresie nie tylko tonalności, ale też na THD, które rośnie diametralnie w okolicach środka pasma. Jest to absolutnie doskonały przykład wpływu otworów dyfuzyjnych na komorę przetwornika w IEMach. Tymczasem wykres FiiO ani drgnął, THD również.
Czy warto kupić FiiO FD5?
Obojętnie jak bardzo otwarte/zamknięte słuchawki by nie były, czy w ogóle byłyby i co byśmy o tym nie myśleli, nadal „pracują” i wydają z siebie poprawnie dźwięk, oferując go użytkownikowi w formie konkretnego pakietu rozwiązań, ergonomii, wyposażenia, trwałości itd. Oceniamy więc to, co dostajemy do ręki. A otrzymujemy tu bardzo konfigurowalne słuchawki, z mnogością tipsów w chyba wszystkich możliwych konfiguracjach, wymiennymi tulejkami, odpinanym kablem z wymiennymi końcówkami, więc teoretycznie jak na 1500 zł jest to całkiem solidny pakiet.
Czy w praktyce zatem sam osobiście kupiłbym FD5? Odpowiedź niestety brzmi: nie. Ich dźwięk zbyt mocno odbiega od tego co uważam za referencję tonalną, a metalowych w pełni korpusów w IEMach unikam ze względu na nieprzyjemne wahania temperatury wewnętrznej/zewnętrznej. Do tego półotwartość która w praktyce nic nie dawała. Słuchawki jedyne czym mnie urzekają, to scena i bogate wyposażenie, ale to wciąż za mało aby skusić mnie do zaoszczędzenia względem wspomnianych Variations, albo wydania więcej ponad np. KZ ESX po modyfikacjach, które w niższej klasie łatwiej osiągają cele, jakie bym stawiał przed IEMami w ogóle.
Podsumowanie
I tak oto doszliśmy do końca recenzji. Czas więc na podsumowanie ustaleń.
Jakość wykonania – trudno się do słuchawek przyczepić, oczywiście uwzględniając stan słuchawek z racji faktu bycia sztuką używaną i pomijając co najwyżej uszkodzony kabel, który mimo wszystko takowemu uszkodzeniu zawsze ulec może. Jest to trochę materiał eksploatacyjny, tak samo jak pady w słuchawkach pełnowymiarowych i nie wiem czy właśnie tak nie powinien być traktowany, ale wciąż jest to warte odnotowania. Trochę nierówno wkręcały się filtry/tulejki, przez co do jednej należało użyć znacznie więcej siły, aby wkręciła się do końca. Wyposażenie i akcesoria są tu mocnym plusem, choć miejscami nie mają one aż tak dużego przełożenia na dźwięk jak deklaruje producent. Zatem finalnie solidne 8/10.
Wygoda i ergonomia – w FD5 nie narzekałem na wygodę, a jedynie na w pełni metalowe korpusy, które powodują moją troskę o zdrowie w sytuacji mocnych różnic temperatury. Wyobrażam sobie jednak, że będą osoby, którym ich kształt może nie odpowiadać do końca i będą z tego powodu problemy z aplikacją. Umiejscowienie wtyków słuchawkowych i odkształcanie się membran oraz nieporęczność korpusów, też wcale nam nie ułatwiają aplikacji i codziennego użytkowania FD5. Fabryczny gruby kabel także może się przyczynić do pewnych uwag na tym polu. Gdy jednak przejdziemy wszystkie te etapy, wygoda jest całkiem w porządku, dlatego powiedzmy, że te 6/10 dać możemy.
Jakość dźwięku – no i na koniec clou programu. Co do jakości dźwięku, teoretycznie wszystko jest tu dobre bądź bardzo dobre, ale podkreślona góra na pewno będzie dużym elementem hamulcowym dla osób szukających słuchawek grających po prostu „normalnie”. Sopran podkreślony jest i będzie na praktycznie wszystkich tipsach, z najlepszymi efektami po stronie fabrycznych pianek. A jeśli wyjść poza fabryczne pudełko, także z odpowiednio dobranymi piankami Comply, choć tu już dosyć kompromisowo. Najbardziej zrobiły na mnie wrażenie scenicznie. Naprawdę świetne odczucia przestrzenne to rzecz, którą można w nich wykorzystać zwłaszcza w materiale premiującym takie strojenie. Bas bardzo fajny i wyraźny. Średnica też nie ucieka w las, ale ilościowo nie jest to mieszanka, którą preferuję i oczekuję. Całość najczęściej może grać sztucznie i czynić ukłon w stronę tej słynnej już FiiOwskiej „cyfrowej góry”. Znacznie lepiej wyegzekwowały takie strojenie Bowersy Pi7 S2, choć tam z kolei to bas jest przesadzony. Niemniej chyba wolałbym więcej basu niż sopranu. Dlatego też poza sceną, dźwięk FD5 – o ile dla części osób na pewno będzie akceptowalny – w kontekście ceny jednak nie do końca trafia u mnie w punkt. Stąd ocena 6/10.
Słuchawki sumarycznie z oceną 6,5/10 mieszczą się jeszcze w przedziale tych „dobrych”, ale to od słuchacza-użytkownika będzie zależało, czy ich dźwięk będzie mu się podobał, czy też nie. Dlatego nie mogę do końca ani nich odradzić, ale też nie mogę ich z czystym sumieniem zarekomendować.
6.5/10
Słuchawki są możliwe do kupienia w sklepach za ok. 1500 zł (sprawdź dostępność i aktualność ceny)
Zalety:
- całkiem dobre wykonanie słuchawek
- bardzo bogate wyposażenie
- odpinane okablowanie
- satysfakcjonująca wygoda gdy słuchawki są już w uchu
- łatwe w napędzeniu
- bardzo fajny bas i sceniczność
Wady:
- uwagi co do okablowania
- odkształcanie się membran przy aplikacji słuchawek do ucha
- metalowe korpusy mogą powodować dyskomfort w sezonie zimowym
- niespecjalnie coś dające tipsy
- kontrowersyjna „otwartość” słuchawek
- mała poręczność w palcach
- góra z tendencjami do sybilowania
Chciałbym zobaczyć recenzje słuchawek TWS Fiio FW3 i FW5. Sam zamówiłem takie z aliexpress prosto od producenta i FW3 wyszły mnie w promocyjnej cenie za 247 zł, gdzie u nas cena około 500 zł.
Podatki (i pośrednicy) robią swoje. U nas ma Pan jeszcze gwarancję i brak konieczności wysyłania produktu bezpośrednio do czajników. Ale co do recenzji – nic prostszego: umawiamy się na testy (dział Kontakt), podsyła Pan swoje słuchawki, testuję wszystko, odsyłam je z powrotem do Pana, po czym recenzja ukazuje swoje oblicze na blogu. 🙂