Bycie najtańszą pozycją w ofercie danego producenta wcale nie musi oznaczać, że sprzęt jest faktycznie znacznie gorszy od tych wyższych i wyżej wycenianych. A choć w historii takie rzeczy zdarzały się niezwykle rzadko, w teorii wszystko jest możliwe. Etymotic MK5, które są bohaterami niniejszej recenzji, były testowane przeze mnie na szarym końcu. Okazały się jednak na tyle ciekawe, że postanowiłem przełamać szyk publikacyjny i nie stopniować wypuszczania tekstów po cenach, a po zainteresowaniu mnie swoim charakterem i ostatecznie wpływem na ocenę całościową. Jeśli więc decyzja moja padła za tym, aby pokusić się o wystrzał zaraz po flagowych ER-4, to musi to zwiastować potężną dawkę wrażenia, jakie mi się podczas odsłuchów udzieliło. Przed Państwem najniższy model Etymotica, który jak mawia pismo, jest ostatnim, który stał się pierwszym. Przynajmniej w moim zeszycie.
Dane techniczne
– Przetworniki: dynamiczne, 6 mm
– Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 15 kHz
– Izolacja od otoczenia: 35 – 42 dB
– Impedancja (dla 1 kHz): 32 Ohm
– SPL (dla 1 kHz / 0.1 V): 95 dB
– Max. moc wyjściowa (SPL): 120 dB
– Kabel: 1,2 m, wtyk 3,5 mm stereo półkątowy
W zestawie minimalnie, ale w tej cenie ujdzie:
– tipsy ACCU•Fit™
– tipsy piankowe
– pokrowiec do przenoszenia
– klips do ubrania
Jakość wykonania i konstrukcja
MK5 są jedynymi słuchawkami, jakie przychodzą do nas w zwykłym blistrze. Wszystkie inne modele mają pudełka, a także w każdym przypadku lepsze wyposażenie. Można powiedzieć, że MK5 to taka „esencja”, w której ilość tipsów jest ograniczona do niezbędnego minimum, ale też i filtrów akustycznych w zestawie nie ma. Na szczęście producent pomyślał i o tym, także MK5 w ramach swojej ceny oferują wciąż dokładnie taki sam profil tulejki, jak w innych modelach, toteż aplikacja filtrów jest jak najbardziej możliwa, zaś w środku słuchawki i tak mają zabezpieczenie przeciwpyłowe w postaci metalowego sitka. Takiego zabezpieczenia nie ma żaden inny model Etymotica i jest to cecha unikatowa testowanego modelu, mogąca być również wykorzystana w koniunkcji z filtrami aplikowanymi w sam czubek tulejki.
Zacząłem od opisu sposobu filtracji dlatego, że jest to pierwsza rzecz rzucająca się w oczy wszystkim osobom mającym już jakiekolwiek doświadczenie lub rozeznanie z produktami Etymotica. Są użytkownicy, dla których możliwość wymiany filtrów i dostosowania sobie ich pod własny gust jest sprawą kluczową, a także pewną wizytówką tej firmy. Miło więc jest widzieć nieprawdziwą informację podawaną na pudełku i stronie Etymotica, jakoby model ten nie miał możliwości zmiany filtrów. A żeby udowodnić ten fakt, na zdjęciach postanowiłem ująć MK5 właśnie z takowymi filtrami.
Pod względem technicznym MK5 mają najmniejszy przetwornik dynamiczny w rodzinie i są jednym z dwóch modeli posiadających tą technologię. Pozostałe serie wyposażone są w pojedynczy przetwornik armaturowy, jednocześnie będący zarówno wizytówką, jak i specjalnością Etymotica. Możliwe, że serie MK i MC powstały z powodu niemożności zmieszczenia się w budżecie z przetwornikiem tego typu i to właśnie wymusiło migrację na dynamiczne substytuty. Aczkolwiek w błędzie będzie ten, kto założy z góry słabsze parametry tylko i wyłącznie płynące z tego powodu. Podobny manewr np. u Westone na ten przykład kompletnie się nie udał i ich słuchawki z dynamicznymi przetwornikami, takie jak ADV, grają wyraźnie gorzej od nawet najtańszych egzemplarzy z pojedynczą armaturą.
Ale i sama wielkość przetwornika też o niczym nie świadczy. Prosty przykład z życia i innych słuchawek to pokazuje, gdy skonfrontujemy rozmiary jednostek zatopionych w np. AKG K240 i Superluxach HD681. Oryginał kontra klon, 32 mm kontra wyraźnie więcej. HD681 nie jest w żadnym wypadku pogromcą tego pierwszego. Tak samo przekłada się to na pojedynek MC kontra MK, gdzie w konfrontacji mamy przetworniki 8 mm kontra 6 mm. Wielkość wcale nie musi determinować wygranej, zwłaszcza że oba produkty są w tej samej cenie. Jest to mit stworzony na bazie logicznej reguły, która ma swoje wyjątki. Dlatego wolę osobiście mówić bardziej o rokowaniu na dobry efekt, aniżeli pewniku płynącym tylko z tego właśnie względu.
Co do samej konstrukcji, słuchawki mają korpusy przypominające kapsułki z lekarstwem, ale ogólnie jest to pomniejszona wersja MC5. Dzięki temu na tle tegoż modelu rośnie pozytywnie aplikacyjność, ponieważ słuchawki są mniejsze i lepiej wchodzą w ciasne małżowiny. Miałem z tym przyznam problem przy MC, a co wymagało stosowania przeze mnie długich tipsów oraz pianek. Swoją drogą MK5 są jak na moje uszy jedynymi słuchawkami, na których owe pianki sprawdzają się rewelacyjnie już z pudełka.
Kabelek to generalnie dobry standard, choć nie ma podejścia do jakości okablowania w ER’ach czy HF’ach. To w sumie oczywiste i logiczne. Dla świętego spokoju naprawdę nie pogardziłbym minimalnym zwiększeniem jego średnicy na odcinkach od rozdzielacza do korpusów, ale i tak nie jest to tragedia. Tragiczne jest za to oznaczenie kanałów – czarne litery L/R w kołach na ciemnoszarych korpusach to pomyłka. W nocy nie ma żadnych szans na poprawną orientację w polaryzacji, a żaden z kanałów nie ma cech szczególnych, wypustków, kolorów, czegokolwiek. Wymusza to samodzielne oznaczenie jednego korpusu jakąś naklejką lub kawałkiem termokurczki, a co jest przyznam trochę śmieszne. MC5 nie mają na ten przykład aż tak mocno zaznaczonego problemu, ponieważ tam oznaczenia są białe na czarnym korpusie, także widoczność oznaczeń jest wyraźnie większa.
Na całe szczęście jest to fizycznie jedyna poważna wada, jaką w MK5 udało mi się zdiagnozować. Reszta elementów jest dobrym standardem Etymoticowym. Izolację słuchawki zapewniają dokładnie na takim samym poziomie, jak pozostałe modele wyższe, ale też moim zdaniem najlepszą aplikacyjność – są bardziej dyskretne od ER’ów, wygodniejsze od MC’ków i można w nich spokojnie leżeć na boku z jednym uchem na poduszce. To zdawałoby się głupstwa, ale wpływają sumarycznie na największą poręczność tych słuchawek na tle wszystkich pozostałych modeli, jak również i innych rozwiązań, jakie do tej pory miałem okazję gościć w uszach. Naturalnie nie wszystkich, ale zdrowej części przynajmniej.
Przygotowanie do odsłuchów
Ponieważ słuchawki przybyły w formie egzemplarza testowego, który już był używany, nie podlegały wygrzewaniu i można było od razu przystąpić do pracy nad ewaluacją brzmieniową.
Słuchawkami użytymi w recenzji w zakresie porównań i estym były:
– JVC HA-KX100 (119 zł)
– NuForce NE700X (200 zł)
– NuForce NE700M (220 zł)
– AKG K400 (ok. 250-400 zł)
– Brainwavz M3 (300 zł)
– Etymotic MC5 (350 zł)
– Etymotic HF5 (600 zł)
– Etymotic ER-4PT + ER-4S (1400 zł)
– EarSonics S-EM6 (4500 zł)
Paleta modeli jak widać jest całkiem imponująca, a jest taka nie bez powodu. Słuchawki po prostu zaskoczyły mnie w testach na tyle poważnie, że chciałem jak najpełniej zweryfikować swoje odczucia i wykonać jak największą ilość porównań nie konkurencyjnych, ale kontrolnych. M.in. z tego powodu w zestawieniu znalazły się pełnowymiarowe AKG K400, jako para „resetująca”. Dzięki temu miałem stały punkt odniesienia, neutralny tonalnie i jednocześnie niewrażliwy na aplikację. Pozwalały odpocząć moim kanałom słuchowym i przywrócić tymczasową percepcję (zwłaszcza sopranu) do stanu wyjściowego (zjawisko tzw. czasowego przesunięcia progu).
Cenowo jednakże starałem również uzyskać dosyć szeroką paletę modeli, od kosztujących niemal 1/3 ceny JVC, przez podobnie wyceniane M3 i MC5, po zarówno pozostałe modele z oferty Etymotica, jak i ultra-drogie EarSonicsy, będące przedstawicielem gatunku UCIEMów. Recenzję każdego z tych modeli można przeczytać na blogu, lub (w przypadku MC5 czy HF5), niedługo będzie ku temu okazja.
Za sprzęt źródłowy funkcjonowały m.in. wyspecjalizowane karty dźwiękowe:
– Asus Xonar Essence STX (dawniej ok. 720 zł)
– Creative Sound Blaster E5 (ok. 1000 zł)
Użyłem wspomnianych kart m.in. dlatego, że konstruują łatwy do opanowania i zrozumienia próg wyjściowy, bardzo neutralny w fundamencie i jednocześnie w odpowiedni sposób strojony na wyjściu. STX pracował w tym teście przy układach 2x MUSES 8820 + TPA6120A2. SC808 postanowiłem nie używać przez wzgląd na zbyt wysoką oporność wyjściową.
Odtwarzacze przenośne:
– iRiver iFP-895 (dawniej ok. 1050 zł)
– Colorfly C10 (2100 zł)
– The Bit OPUS #1 (3200 zł)
Kiedyś traktowany jako hi-end iRiver od czasu do czasu występuje gościnnie w testach dokanałowych, ale bardziej jako ciekawostka. Jego 5-pasmowy korektor oraz układ Wolfsona są zazwyczaj zbyt leciwe, żeby podołać współczesnym i wymagającym słuchawkom, ale umożliwia zasymulowanie sprzętu wcale nie najnowszego, a jednak wciąż spotykanego przy parowaniu ze sprzętem budżetowym. C10 i Opus miały już swoje recenzje z kolei, także po informacje jak grają te rewelacyjne odtwarzacze będę odsyłał właśnie tam.
Sprzęt pełnowymiarowy:
– NuForce DAC-80 + HAP-100 (łącznie ok. 5500 zł)
– Yamaha A-S201 (wzmacniacz zintegrowany stereo, ale mający prosty i skuteczny cyfrowy korektor na wyjściu słuchawkowym, ok. 1000 zł).
Zestaw NU pełnił rolę weryfikatora klasowego, aby dać odpowiedź nt. ostatecznej skalarności sprzętu w górę. Od razu wyjaśniam, że A-S201 znalazła się tu nie bez powodu. Ten wzmacniacz ma bardzo specyficznie grające wyjście słuchawkowe, które ogromnie lubi dociążać słuchawki, zwłaszcza te wydajne. W połączeniu z wbudowanym cyfrowym EQ okazywało się nie raz i nie dwa, że na zwłaszcza bardzo anemicznych basowo modelach synergia osiągana przez Yamahę była wręcz zjawiskowa i dawała największą przyjemność z odsłuchów. MK5 również do nich należą.
Jak więc widać słuchawki miały za zadanie sprawdzić się w naprawdę przeróżnym środowisku, od prostych odtwarzaczy przenośnych (C10) po te bardziej rozbudowane (Opus), od kart dźwiękowych (STX, E5) po sprzęt naprawdę w teorii nieprzystosowany do pracy z takimi drobinkami (np. Yamaha). Wszystko po to, aby jak najpełniej zweryfikować to co usłyszałem. Może nawet jeszcze solidniej niż przy ER-4PT/S.
Jakość dźwięku
Zdaję sobie sprawę, że akapit wcześniejszy wygląda, jakbym szykował się Kamazem w podróż po bułki do sklepu za rogiem, ale stało się to dopiero po czasie i w konsekwencji odsłuchów, nie przed ich rozpoczęciem. Pierwotnie asortyment sprzętu testowego był znacznie uboższy i zawierał w sobie raptem tylko kilka urządzeń. Miał być to spacerek na szybko z bułką z serem w jednej ręce, a wyszła mozolna, kilkudniowa żonglerka słuchawkami z przerwami na sen i posiłki oraz ostatecznym tygodniowym podrażnieniem kanałów słuchowych od częstego wyjmowania słuchawek wraz z ponowną ich aplikacją. Wszystko po to, aby nie było wątpliwości co do ewentualnego zakupu dla mnie osobiście oraz rekomendacji sprzętu dla Państwa.
Przede wszystkim na samym początku zachęcam do dwóch rzeczy: przetestowania tych słuchawek z naprawdę wszystkimi dostępnymi tipsami w zestawie, a także spokojnego wygrzania ich przez przynajmniej 24 godziny przed krytyczną ewaluacją, aby mogły osiągnąć w ten sposób jakkolwiek pełnię możliwości, zwłaszcza basowych.
Dla mnie, jako recenzenta, zaistniała jeszcze trzecia rzecz: możliwość zastosowania akcesoriów od innych, droższych modeli Etymotica. Takimi akcesoriami były głównie tipsy tri-flange nieprzezroczyste, białe/zielone filtry akustyczne, ale także drogi adapter konwertujący z flagowego modelu ER4PT. Sumarycznie więc udało się zdeterminować przy MK5 ich prawdziwy potencjał chyba w największym stopniu ze wszystkich modeli Etymotica. Jednocześnie też była to ostatecznie para, przy której spędziłem najwięcej czasu ze wszystkich posiadanych na testach, zaraz obok właśnie wyżej wymienionych PT.
Bas serwowany przez MK5 jest wyjątkowo oszczędnie, bardzo szybko, lekko, a na tle takich słuchawek jak JVC KX100 można wręcz powiedzieć, że go nie ma. Powtarza się zresztą tu jednak historia z np. Q701, gdzie bas ilościowo był poniżej preferencji, ale jakościowo stał na naprawdę dużym poziomie. W przypadku MK5 kluczowym okazuje się więc dobranie odpowiednich wielkościowo „grzybków” i odpowiednio głęboka aplikacja. Inaczej słuchawki gubią jakąkolwiek głębię dźwięku i robią się piskliwe w swojej rzekomo niskiej rozdzielczości.
Na bas jednak najlepszą receptą jest tu nie tyle porządna – naprawdę porządna – aplikacja, ale też jego klasyczne podbicie. Skala podbicia będzie naturalnie zależała mocno od preferencji słuchacza, ale przyznam liniowe +8 dB na basie (w skali 10-stopniowej) jest mało optymistyczne. Słuchawki mają po prostu zbyt lekki bas, aby móc podkreślić donośność i format linii basowej w zasadzie każdego utworu, jaki znajdzie się w ich przetwornikach. Wynika z tego jednak bardzo duża precyzja i szybkość, która wraz z podbiciem nie znika i sumarycznie łączy się w naprawdę rewelacyjnie brzmiący zakres.
MK5 w tym więc względzie, choć prezentują ze wszech miar słabość, potrafią w rękach odpowiedniego człowieka przemienić ją w zaletę. Problem oczywiście wraz ze sprzętem pozbawionym korekcji będzie w pewnej części wracał, ale fakt faktem w kategoriach czystej jakości MK5 prezentują się od strony niemal niczym nie ustępującej armaturom, z których producent zresztą słynie.
Średnica zauważyłem, że zależna jest w dużej mierze od zastosowanych tipsów. Najgorzej prezentuje się na popularnych i standardowo zamontowanych na nich średnich tri-flange’ach bezbarwnych. Wypychana jest wtedy przed bas i sopran, jednocześnie matowiąc ten ostatni. Dopiero z dużymi tri-flange dowolnego typu słuchawki zaczynały grać mi dokładnie tak, jak bym sobie tego życzył w ramach poprawności i również gustu. Prezentacja jest tu mniej więcej w takiej samej pozycji, jak w chwalonych przeze mnie Beyerdynamicach T1 pierwszej generacji – blisko i na fundamencie neutralności, ale o mały krok odstępując od okrzyknięcia jej faktycznie dosadnym zakresem. Wokale są przez to prezentowane blisko i czytelnie, ale ze zdrową dozą powściągliwości i zachowania się w ramach porządnej neutralności. W ten sposób decydować o niej będzie bardziej sprzęt, aniżeli same słuchawki.
Sopran jest jaśniejszy od MC5, ale i ciemniejszy w pozytywnym tego słowa znaczeniu od wszystkich pozostałych modeli. Podczas gdy HF-2/3/5 naciskają na górę w zakresie mniej więcej 7-10 kHz, zaś ER-4 jeszcze wyżej, MK5 zachowują ją świetnie wyważoną, czytelną, ale nieprzesadzoną. Jasną, ale rozsądnie, wręcz kapitalnie lawirującą w ten sposób między wszelakimi gatunkami. To najbardziej uniwersalna góra, jaką spotkałem do tej pory u Etymotica, łącząca należytą ilość detali z przygaszeniem dla bezpieczeństwa. Bezpieczniejsze, choć też na swój sposób okupione pewnymi kompromisami, są już tylko rzeczone MC5.
Słuchawki ani nie są przedetalizowane dzięki temu, ani metaliczne, ani ostre, ale też w żadnym absolutnie wypadku stłamszone czy zapiaszczone tak, żebyśmy mieli powody do oglądania się na półki niższe z zazdrością. Ten ostatni element owszem mimo wszystko trochę czuć względem modeli wyższych, a co wpływa troszkę na całościową czystość przekazu, ale nie odbywa się ona kosztem normalności, realizmu, barwy. Z tego względu mogę powiedzieć, że w MK5, jak w żadnych chyba innych słuchawkach, ani nie widzę potrzeby stosowania equalizacji góry w którąkolwiek stronę, ani też nie mam możliwości piętnowania ich przy kwocie 350 zł za cokolwiek w ramach tak prezentowanej jakości. Słuchawki spokojnie moim zdaniem wykraczają zresztą poza ten próg cenowy i ponownie – w umiejętnych dłoniach są w stanie błysnąć w sposób naprawdę zaskakujący.
W dużej mierze zasługę tu ponoszą filtry, które w standardzie nie są do MK5 dołączane. Udało się przetestować mi zielone i białe. To właśnie te drugie sprawiły, że o słuchawkach mam tak wysokie mniemanie. Zielone zagrały bardzo analogowo, wręcz brudno, czyniąc z nich model grający sumarycznie gorzej niż MC5, również wyposażone w białe filtry w standardzie.
Scena w MK5 jest miejscami wręcz Westonowska – świetnie rozbudowana na boki, z mocnym zaznaczeniem osi L-R, ale kosztem wychylenia przód-tył. Dzięki temu słuchawki choć nie mają w sobie klaustrofobiczności, potrafią zagrać czasami dosyć typowo w ramach sceny, ale też i blisko, bardzo dosadnie i intymnie. Sypią przy tym detalem i szczegółem tak, że choć nie jest on wysadzony na twarz, to nadal doskonale czytelny i pozostawiający nam możliwość wyboru, na którym konkretnie dźwięku będziemy chcieli zawiesić nasze skupienie. Słuchawki nie decydują w tym względzie za nas i to ponownie cecha znakomitych neutralizatorów z wysokiej półki.
Paradoks tych słuchawek wynika z faktu, że są to słuchawki najtańsze w ofercie Etymotica i jednocześnie stające w wielu miejscach jak równy z równym, czy wręcz jakoby Dawid przed stadem Goliatów, a mimo to trzymają zaciekle swojej pozycji, pomysłowością jakoby wygrywając w starciu nierównym i krzywdzącym. I tu powiedzieć jest dość, że choć czuć niedoskonałości MK5 na tle wszystkich wyżej położonych modeli prócz MC5 (tu kolejny paradoks, jako że MC5 mają od nich większe przetworniki i wymienne filtry akustyczne), głównie trochę mniejszą czystość i głębię sceny, to jednak subiektywnie właśnie MK5 są dla mnie słuchawkami, które odbieram jako najprzyjemniejsze i najbardziej naturalne ze wszystkich znajdujących się w ofercie tego amerykańskiego producenta. Ani mi się to nie wydaje, ani też nie muszę operować na pamięci, bowiem mając ten niebywały komfort posiadania wszystkich w tym samym czasie, mogłem dokonać porównania łeb w łeb w dowolnej konfiguracji, jaką tylko mogłem sobie uknuć.
MK5 okazały się słuchawkami trudnymi i zagadkowymi. Jeden z dwóch modeli dynamicznych w ofercie Etymotica, kompletnie przeciwny tonalnie do MC5, najbardziej „wychudzony” wagowo i basowo, a jednak przy zastosowaniu konkretnych filtrów, konkretnych tipsów i konkretnego toru, te słuchawki wprawiły mnie w osłupienie i spowodowały gromki śmiech. Raz z powodu, że kosztują tak śmiesznie tanio, dwa, że dzięki nim nie miałem już takiego parcia na ER-4PT, które ze wszystkich par plasuję subiektywnie zaraz za MK5 w kategorii wrażenia, jakie dany model na mnie wywarł w kontekście ceny. Oczywiście jakość dźwięku stoi bezapelacyjnie do samego końca po stronie ER’ów, ale w zakresie czystych osobistych preferencji oraz estymowanych przed odsłuchami oczekiwań, sztuka ta udała się z całej ich przekrojówki tylko tym dwóm modelom.
Swój udział miały w tym eksperymenty, jakim poddałem MK5 pod kątem pozostałych akcesoriów możliwych do sparowania z nimi w formie najpierw ciekawostek, potem zaś połączeń iście betonowych i przekraczających sumarycznie jakość oferowaną przez nie fabrycznie. Najbardziej obiecujące połączenia były de facto dwa:
– kwadratowe pianki, białe filtry akustyczne
– duże tri-flange, brak filtrów / białe filtry, adapter ER-4PT
W pierwszej konfiguracji kompletnie nie przypuszczałem, że umieszczenie w nich dla czystej formalności białych filtrów i pianek, nota bene w obu przypadkach fatalnie sprawujących się na innych modelach, spowoduje taką zmianę na plus. Białe filtry w każdej parze prócz MC5 sumarycznie powodowały, że całość na sopranie była wręcz niesłuchana – jasna, agresywna, pocieniona, wysadzona kompletnie z siodła. Pianki z kolei wyraźnie matowiły dźwięk wszystkich par, nawet w połączeniu z wymienionymi tu filtrami, także spodziewałem się podobnego scenariusza na MK5. Otrzymałem tymczasem świetne, zwarte granie zarówno z technicznym fundamentem, jak i wyraźnym, przyjemnym tym razem, analogowym polotem. Jednocześnie podnosił się wyraźnie bas, o który do tej pory trzeba było miejscami walczyć, nawet po wygrzaniu. Brzmienie stało się tym samym właściwie jednym z najbardziej równych, przyjemnych i koherentnych ze wszystkich modeli Etymotica, jakie miałem w ramach ich przekrojówki w uszach, naturalnie pomijając klasę odsłuchu, która z wiadomych powodów nie będzie się przecież równała z poziomem ER4. Ale zacznie przynajmniej gonić, właśnie za sprawą białych filtrów, które usuwają na piankach ich irytującą matowość, zostawiając jednocześnie świetne strojenie.
W drugiej z kolei udało się uzyskać brzmienie stojące mocniej po stronie techniczności, aniżeli analogowości, ale też o wyraźnie większym poziomie poukładania, separacji i selektywności. Było to tak, jakby MC5 oczyścić i zacząć przesuwać w stronę serii HF, ale bez tego ich wyraźnego nacisku na podzakres 7-10 kHz. Wspomnianą techniczność podnosi obecność białych filtrów, które potrafią uczynić adapter zakupem bardziej zbytecznym przez redukcję tego, co sam swoją obecnością do ustroju wnosi.
Ostatecznie skończyłem na MK5 wyposażonych w białe filtry, wpięty adapter i jedynie tipsy ulegały zmianie. Duże tri-flange dla klarowności i rozdzielczości kosztem basu, kwadratowe pianki dla basu, ogłady i analogowości. Słuchawki nagle z nędznej budżetówki przepoczwarzyły się w poważnego i elastycznego dokanałowego gracza, którym można wiele rzeczy przetestować w sposób bardzo akuratny.
Wiele rzeczy mnie tu finalnie zaskoczyło. Zupełnie bym nigdy nie sądził, że wymiana fabrycznych tipsów, które z powodzeniem stosowałem na wszystkich innych modelach poza MC5, na największe grzybki białe / bezbarwne, tak bardzo wyprostuje ich brzmienie barwowo. A gdy proste użycie EQ wydobędzie z nich więcej basu, sprzęt tak kapitalnie się wyrówna, że o pomyłkę z wyższymi modelami byłoby już naprawdę trudno. To wszystko niespodzianki bardzo pozytywne, ale tak samo jak przy Westone 1 oraz NE700X/M, jest to „złoto dla zuchwałych”, którzy wiedzą gdzie i czym kopać w poszukiwaniu cennego audiofilskiego kruszcu.
Z tego względu zastanawiam się, czy aby polecenie MK5, jest decyzją słuszną, ponieważ wprost z pudełka słuchawki mają słabości i wymagają inwestycji dodatkowych (przynajmniej filtry), odpowiednio grającego sprzętu (najlepiej też z jakimkolwiek podbiciem basów na czarną godzinę), a także głębokiej aplikacji, gdyż jakakolwiek płytsza będzie rzutowała na tym, w jaki sposób prezentują się MK5 w naszych kanałach. A prezentacja ta może być naprawdę różna, tak samo skala dźwięku po zmianach względem wersji pozbawionej filtracji. MK5 są jako jedynymi słuchawkami w ofercie Etymotica pozbawionymi standardowo filtrów, narzędzi do ich aplikacji, ale w zamian mają – również jako jedyne – sitka wewnętrzne chroniące membrany przed zabrudzeniem. Dodając im filtry, wykorzystujemy tą cechę w sposób wręcz naturalny i powiedziałbym – duplikujący się. Różnica nie jest w przypadku MK5 aż tak duża, aby mówić o dniu i nocy, ale mimo wszystko w dłuższym odsłuchu potrafi rzucić się wyraźnie w moje uszy. Miejscami tak bardzo, że potencjał tych słuchawek mnie przeraża.
Można było powiedzieć, że to uszy same zdecydowały, gdy pod koniec dnia okazało się, iż to z najtańszymi MK5 siedziałem najwięcej czasu, a później – już cały czas. Ze wszystkich modeli Etymotica przemawiają do mnie – naturalnie w określonych wcześniej warunkach i zastosowanych akcesoriach – najbardziej. Ich brzmienie jest dla mnie najbardziej namacalne, łatwe w uchwyceniu, w określeniu mojej wobec nich percepcji i tym samym objęcia istoty ich perspektywy, przez którą przekazują dźwięk ze źródła. Nie do końca mój gust jest w stanie strawić analityczną jasność ER4, które założone zaraz po MK5 napadały na moje uszy wyraźnie wzmocnioną sekcją sopranową, ostrością i atakiem nie szczędząc. Nie jest to też miłość od pierwszego odsłuchu z HF2/3/5, które różniąc się tylko pilotem prezentują nacisk na ten nieszczęsny zakres 7-10 kHz. To właśnie on ostatecznie sprawił iż pożegnałem się prywatnie ze stajnią Beyerdynamica na dobre. W zasadzie powiedzieć mogę wręcz, że HF i ER mają więcej wspólnego z DT880 i T1.1, niż można byłoby przypuszczać.
MK5 co prawda nie są aż tak przyjemne od razu po wyjęciu z pudełka jak MC5, ale równiejszym graniem i ostatecznie też lepszą aplikacją w uszach zyskują u mnie na ich tle dodatkowe plusy. Jeśli Etymotic to – słusznie zresztą – słuchawki pozycjonowane dla profesjonalistów, tak nie tylko MC5, ale i od dziś MK5 jestem w stanie wskazać w ramach ich oferty jako jedyne prawdziwie „ludzkie” słuchawki do słuchania muzyki, czy też jakkolwiek o przeznaczeniu uniwersalnym, a nie tylko kontrolno-analityczno-profesjonalnym. W takich zadaniach zresztą spokojnie widziałbym słuchawki pełnowymiarowe i po Ety sięgał tylko wówczas, gdybym potrzebował bezwzględnej izolacji z najwyższej półki oraz kontroli detalu, której nie jest w stanie dać mi Beyerdynamic.
Nie każdemu starczy podejrzewam cierpliwości by docenić ich potencjał. Nie jest to też brzmienie obiektywnie atrakcyjne dla wszystkich. Osoby szukające mocnych „bassów” przez dwa „s” polecam albo książki wędkarskie, albo szukanie całkowicie innych (i być może też tańszych) modeli. MK5 będzie można na swój sposób polecić osobom spragnionym jak najtańszej alternatywy dla HF/ER, ale nie o takiej samej jak owe serie jasności i bezwzględności. Jeśli to właśnie tych cech szukamy – nie jestem przekonany, że udałoby się wykonać plan minimalny i jednak konieczny byłby wykoszt na HF’y. MK to model bardziej znormalizowany, dla tych, co lubią jasno i szybko, ale jeszcze neutralnie, w granicach wszelkiej i daleko idącej tolerancji. Brzmienie równe i dokładnie pośrodku dwóch biegunów.
Ale choć MK5 nadal mają w sobie miejscami sporo tej Etymoticowej bezwzględności w stosunku do nagrań, to bardziej od strony może nie tyle jakości, co sposobu realizacji. Tu na słabych lub stylizowanych na stare lub analogowe albumach słuchawki są wręcz jak gestapo, rozstawiając dźwięk bez sądu pod murem jak leci. Tylko te czystej krwi i z najbardziej przednich płyt będą pokazane w sposób piękny. Reszta? Pod mur. Nie będzie litości, kokieterii, maskowania. Choć też nie będzie z drugiej strony na siłę pod nim ustawiania swoją nadmierną monitorowością, a więc odpada nam to, czym niechlubnie szczycą się ER-4. Zapędy te redukuje użycie pianek, bowiem ich matowość nakłada się poniekąd z matowością samych MK5, jeśli nie zaczniemy w nich wydatnie inwestować w oczyszczenie sopranu filtrami i adapterami.
Porównania
vs JVC HA-KX100
Słuchawki kompletnie wobec siebie różne. JVC grają wyraźnie bardziej nieobecną średnicą, znacznie mocniejszym basem, ale całkiem podobną górą. Charakteryzują się również lepszą sceną. Etymotic wygrywają w kategoriach neutralności i naturalności, są łatwiejsze w odbiorze, ze znacznie lepszą wygodą, aplikacją i izolacją, pokazują utwór wierniej zarówno od strony tonalnej, jak i konstrukcyjnej. Jest to więc bardziej spór efektowności z monitorowością. W elektronice preferuję JVC, ale z reguły bardziej doceniam monitorowość Etów.
vs NuForce NE700X
Dosyć podobna sytuacja jak z KX100, z tym że bardziej w stronę naturalności średnicy i sopranu. Jeszcze mocniejszy bas powoduje jednak, że Etymotic brzmią zaraz po nich jak kompletnie wyprane z basu i emocji. Dopiero po chwili ciszy i resetu naszego słuchu sprawy wracają do normy. MK5 mają kłopoty w zasadzie tylko wtedy, gdy NE700X otrzymują dobrą synergię i korektor w celu odcięcia nadmiaru basu.
vs Brainwavz M3
Również bardzo podobna sytuacja, choć słuchawki grają bezpieczniej na basie od NE700X. MK5 mają kłopoty z niezwykłą szerokością, z jaką grają M3, toteż w kwestii scenicznej, ale też nasycenia, muzykalności, ciepłoty, przyjemności, dostają wprost z pudełka po uszach. Wygrywają za to znów w aspektach, które wskazałem wyżej, ale też w jeszcze jednym, może nawet najważniejszym: braku wrażenia kocyka na brzmieniu. M3 go mają i tylko źródło może im pomóc go częściowo zrzucić. MK5 nie muszą się o to martwić, są bardziej szczere, dają lepszy wgląd w nagranie, bez kokieterii i cukierkowania. Są też bardziej precyzyjne i szybsze.
vs Etymotic MC5
MC5 znalazłem jako słuchawki o gorszej aplikacji od MK5, ze względu na większe korpusy o większej średnicy przy samym wejściu w małżowinę. Brzmieniowo zaś – cieplejszym, nieco przyjemniej strojonym i bardziej basowym brzmieniu. Teoretycznie plus, gdyby nie to, że jednocześnie bardziej matowym i o mniejszej scenie. W pamięć zapadła mi właśnie konfrontacja sceniczna, w której we wszystkim słuchawki wypadły bliźniaczo w fundamencie, ale całościowo mniej, bliżej i bez takiej szerokości, jaką mają MK5. Gdyby nie ten jeden kluczowy element, wybór między parami, nota bene wycenionym identycznie, byłby de gustibus. Przy większej sceniczności i kompetencjach jakościowych MK5, to właśnie one zyskują w tym pojedynku moje uznanie. MC5 nie pomaga tym samym lepsze wyposażenie (dodatkowa para tipsów w zestawie) ani preaplikowane filtry akustyczne. Tak jak pisałem, niby 6 vs 8 mm na przetworniku, a jednak mniejszy może więcej. Subiektywnie.
vs Etymotic ER-4PT/S
Za bardziej bezsensowny pojedynek można byłoby teoretycznie uznać tylko starcie z S-EM6, ale w tym wypadku jest to klasyczna konfrontacja wysokiej jakości z wysoką opłacalnością, bezwzględnej analizy z neutralnością, sopranowego gorąca z równością. Przy zatem wyższej jakości dźwięku i lepszej scenie ER-4, o dziwo MK5 bronią się równiejszym strojeniem i lepszym współczynnikiem ceny do możliwości. Owszem, są bardziej od ER’ów matowe, nie sypią tak detalem, mają mniejszą sceniczność, gorszy kabel, fatalne oznaczenia polaryzacji, a korpusy wyglądają jak kapsułki doustne, ale równością, koherencją oraz możliwościami (świetna reakcja na białe filtry oraz tipsy piankowe) nie jest to zawodnik bezwzględnie nastawiony na odstrzał. M.in. to był właśnie powód, dla którego na wokandę wyleciał wszystek sprzęt, jaki miałem w posiadaniu lub w tamtej chwili na testach. Dla fanów analizy, definitywnie ER-4 pozostaną się na placu boju, nawet gdyby przyszło jednak przełknąć ich cenę. Dla fanów neutralności, spójności i zachowania pełniejszego portfela zaś może się okazać, że MK5 wcale nie są aż tak bardzo z tyłu za flagowcem z tej samej stajni.
Podsumowanie
Etymotic MK5 są jednymi z tych słuchawek, które być może byśmy odrzucili ze względu na cenę jako coś, na co nie warto nawet spojrzeć, bo nieaudiofilskie, parchate i w ogóle niegodne uszu i uwagi naszej. Jednocześnie model ten w bardzo dobitny sposób pokazuje, jak błędne, płytkie i bałamutne jest to myślenie, zaskakując słuchacza, który być może szuka dokładnie tego, co oferują, ale kompletnie się tego po nich nie spodziewa. MK5 nie są słuchawkami dla każdego – to normalizatory, z lekkim dźwiękiem, nieco nachylonym w stronę jasności. Nie ma tu bombowego basu ani średnicy o masie i cieple 1000 ognistych kul. Bliżej im do słuchawek faktycznie neutralnych, np. K400 czy K272 HD, ale właśnie tego niektórzy szukają. W tym ja.
Osobiście cieszę się, że chronologicznie moja przygoda z firmą Etymotic dobiegła końca właśnie na MK5. Zadanie było tu bardzo trudne, aby od flagowych modeli zaczynając nie przekreślić pochopnie czegoś tańszego, ale na swój sposób dobrego. Czy mamy tu do czynienia z faktyczną bratobójczą dintojrą w stosunku do reszty modeli – o tym naprawdę trudno mówić z perspektywy tylko jednej osoby, ale przy całym swoim niemałym przecież doświadczeniu wciąż jeszcze słuchawki zdawałoby się budżetowe w ramach rozwiązań dokanałowych potrafią mnie zaskoczyć. Dla mnie i dla moich uszu, mówiąc całkowicie subiektywnie, taka to mała dintojra jest. Dlatego choć słuchawkom wystawię rekomendację za naprawdę wielkie możliwości i świetny dźwięk (zwłaszcza po equalizacji), będę od razu przestrzegał: to słuchawki stosunkowo trudne i dla zdeterminowanych oraz przede wszystkim świadomych użytkowników.
Zalety:
+ dyskretne i ładnie wykonane
+ sprawne w aplikacji
+ bardzo wysoka izolacja od otoczenia
+ bardzo pozytywnie reagują na equalizację
+ dużo możliwości w zakresie dostosowania klasy i brzmienia tipsami, filtrami i adapterami
+ w zasadzie jedyne Etymotici, które czują się wspaniale na tipsach piankowych i białych filtrach
+ świetny balans między precyzją i detalem, a naturalnością barwy i analogowym charakterem
+ jedne z najlepszych słuchawek z gatunku lekkobasowych-neutralnych w swojej klasie
+ wysoka adaptacyjność ze strony słuchacza ku sposobowi ich grania
+ bardzo wysoka opłacalność ze względu na możliwości i atrakcyjną cenę
Wady
– najsłabiej wyposażone ze wszystkich Etów, co może wymusić dodatkowe inwestycje (filtry, adapter od ER-4PT etc.)
– kabel mógłby być trochę grubszy, dla świętego spokoju
– fatalnie oznaczona polaryzacja
– wymagają na ogół albo podbicia basu i głębokiej aplikacji, aby grać na faktycznie wyrównanym i należytym poziomie, albo stosowania dołączonych pianek izolujących
Cena (SRP):
– 349 zł (sprawdź aktualną cenę i dostępność)
Ostatnimi czasy zastanawiałem się nad tym aby wymienić swój dotychczasowy sprzęt audio (słuchawki nauszne i dokanałowe) na coś lepszego. Aktualnie mam budżet na nie po ok 700zł . Myślałem żeby zakupić słuchawki Etymotic HF5 oraz nad Bayerndynamicami dt990 600ohm. Do dokanałowych będę używać Samsung Galaxy Note 4 (telefon) jako odtwarzacz , nadomiast do bayerdynamic ów mam podłączony do komputera inferface audio Behringer U-PHORIA UM2 ma już swoje w zasadzie, ale cóż. Zazwyczaj słucham muzyki Rock / Blues Rock / Blues np coś takiego https://www.youtube.com/watch?v=3qJ8bT3W1D0. Co pan o tym sądzi ?
Witam,
Obawiam się, że nastąpiła pomyłka, ponieważ w recenzji opisywany jest model MK5, nie HF5. To dwie zupełnie inne konstrukcje i przetworniki wykonane w różnych technologiach.
Pozdrawiam.
Nie jestem ekspertem (far far from it), ale z moich obserwacji wynika, że zastosowanie pianek Comply Tx-100 (wersja z filtrem) bardzo fajnie wpływa na brzmienie tych słuchawek.
A lepszego towarzysza podróży lotniczej niż te słuchawki nie ma. 🙂
Chciałem podziękować za recenzję. Słuchawki robią naprawdę duże wrażenie, biorąc pod uwagę cenę, w porównaniu do innej pary, której miałem okazję słuchać przez dłuższy okres czasu – Westone W30. Porównanie dość mało adekwatne, bo produkty z innych półek, ale zdecydowałem się na coś tańszego ze względu na niską rozdzielczość odtwarzacza w telefonie/laptopie (różnica była naprawdę zauważalna, kiedy podłączyłem je do Aune X1S, którego używam na codzień razem z 'sześćsetkami’ Sennheisera). Mając to doświadczenie, wiem, że poprzedni zakup był naprawdę kiepskim pomysłem i powrót do wyższej klasy słuchawek przenośnych jest zaplanowany dopiero, kiedy będę mógł pozwolić sobie na zakup dedykowanego odtwarzacza (po przeczytaniu Pana recenzji, pewnie będzie to dopiero Opus #1). Do tego mam wrażenie, że MK5 bardziej trafiają w moje dość neutralne preferencje. Zdecydowanie polecam!
Witam ponownie Panie Jakubie, za pana poleceniem via email kupiłem w/w słuchawki oraz DragonFly black 1.5 i jestem wniebowzięty tym połączeniem ale chciałem dokupić oryginalne silikony Etymotic 3-Flanged Eartips niestety troszkę jest zamieszania na ich stronie i nie ma konkretnie podanego modelu tych silikonów (nie wiem ktore bedą pasowały na słuchawki bo jest kilka modeli)
Moge prosić o lina do zakupu odpowiednich dla MK5 3-Flanged Eartips
Witam,
Na słuchawki będą pasowały wszystkie trzy, jakie jak pamiętam posiadali na stronie. Bezbarwne różnią się tylko delikatnie kolorem i rozmiarem. Ciemniejsze są mniejsze od jaśniejszych. Szare i nieprzezroczyste natomiast to odmiana największych. Do wielu modeli dołączane są wszystkie trzy rodzaje, do wyboru dla samego użytkownika.
Panie Jakubie,
Dotychczas użytkowałem słuchawki NuForce NE750M ( w których po 2 latach padł prawy przetwornik… ). Nie chciałbym się przesiadać na nic półkowo gorszego ( apetyt rośnie w miarę jedzenia ).
Zastanawiam się na Etymoticami MK5 lub HF5 ( tak wiem, będzie w nich 5x mniej basu niż w 750M ) jednak wyżej cenię detale i prędkość niż bas. Słuchawek używam w drodze do pracy/w pracy/w domu w związku z tym zależy mi na dobrym odseparowaniu od otoczenia – stąd też pomysł na Etymotic’a.
Niestety nie ma jeszcze testu HF5 to też bardzo prosiłbym o odniesienie się do tych dwóch modeli względem siebie przez Pana.
Zastanawiam się również nad NE800M.
Czego oczekuję od słuchawek?
Szczegółowości, średnicy, sceny, mniej zależy mi na basie. Jestem zdecydowanie większym fanem słuchania fenomenalnego wokalu i instrumentów niż jednostajnego łupania – aczkolwiek dobra perkusja nie jest zła ( nawet bardzo dobra! ). 🙂
Z góry dziękuję za pomoc!
Pozdrawiam,
Mikołaj
Witam Panie Mikołaju,
Jest na blogu recenzja HF3, które nie różnią się od HF2 i HF5 niczym poza konfiguracją kablową pod konkretne urządzenia Apple/Android oraz bez mikrofonu. Za rewelacyjne uważam natomiast Aune E1 i to właśnie tutaj kierowałbym wzrok. Nie jest to aż taka izolacja jak w Etymoticach, ale słuchawki mają w sobie nieporównywalnie więcej realizmu. Ich opis znaleźć można póki co w niniejszym artykule: https://audiofanatyk.pl/najlepsze-sluchawki-dla-poczatkujacego-audiofila/
Pozdrawiam.
Czy może Pan polecić gdzie zakupić polecane przez Pana białe filtry? W polskich sklepach nie mogę znaleźć. Może kiedyś u Pana się pojawią?
Filtry były oferowane cały czas u mnie na sklepie i jeszcze miesiąc temu były możliwe do kupienia. Niestety aktualnie pozostały się tylko zielone. Jeśli planuje Pan stosować z MK5 silikonowe tipsy (również są jeszcze dostępne), zielone mogą okazać się dobrym wyborem.