Prawdą jest, że „potrzeba matką wynalazków”, dlatego od czasu do czasu producenci próbują testować rozwiązania, które w mniejszym lub większym stopniu mają usprawnić nam życie i wyłamać się z oklepanych, powszechnych schematów. Jednym z takich dążeń jest chociażby odejście od koncepcji jednego przetwornika w słuchawce na rzecz większej ich ilości, choć nadal realizowanych w ramach klasycznego modelu stereofonicznego. Tak od lat funkcjonują wszelkie konstrukcje armaturowe, ale w ramach miniaturowych modeli dynamicznych jest to ze względów wymiarowych rzadkość. Dlatego z wielką ciekawością przystąpiliśmy do testów Brainwavz R1 – klasycznych dokanałówek z nieklasycznym układem dwóch przetworników na słuchawkę, do tego w jeszcze bardziej nieklasycznej cenie.

Rozwiązania oparte na wielu wyspecjalizowanych przetwornikach towarzyszą nam w zasadzie niemal codziennie – wystarczy spojrzeć na jakikolwiek głośnik, nawet komputerowy, który ma w sobie najczęściej dwa przetworniki – szerokotonowy i wysokotonowy. To w tym momencie są właśnie owe dwa wyspecjalizowane drivery, działające każdy osobno, ale mimo wszystko w ścisłej współpracy, a przynajmniej w teorii taka powinna między nimi być. W przypadku głośników w zasadzie nie istnieje limit odnośnie obszaru tworzenia fali akustycznej lub wielkości użytych przetworników, jednak w słuchawkach takowe nie dość, że istnieją, to jeszcze pozostawiają ekstremalnie małe pole manewru. Im więcej przetworników tym jednak nie zawsze jest lepiej i akuratnie jest pod tym względem po raz kolejny przywołać drogie kolumny Audium Comp 7, które mają w sobie w zasadzie tylko dwa głośniki, a grają lepiej, niż zestawy wyposażone w pięć czy sześć. Po prostu ilość nie idzie zawsze w parze z jakością i podobny wniosek można wysnuć również w stosunku do R1.

 

Dane techniczne

– przetworniki: podwójne dynamiczne (6,8 mm + 9 mm)
– impedancja: 16 Ohmów
– dynamika: 95 dB @ 1mW
– pasmo przenoszenia: 20 Hz – 22 KHz
– THD: <= 0.3% @ 94dB
– balans stereo: =< 3dB (@ 1 KHz)
– nominalna moc wyjściowa: 2 mW
– wtyk: 3.5 mm, pozłacany, kątowy
– długość kabla: 1,2 m
– gwarancja: 12 miesięcy

W zestawie otrzymujemy także:
– 1x pianki Comply T400
– 6 par silikonowych tipsów w rozmiarach S/M/L
– 1x tipsy bi-flange
– adapter na dużego jacka 6,3 mm
– adapter samolotowy dual mono
– etui

Istnieje również wersja R1 wyposażona w mikrofon na kablu. Reszta cech fizyczno-akustycznych pozostaje idealnie taka sama, jak w recenzowanym egzemplarzu bez mikrofonu.

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Słuchawki przychodzą w pudełku identycznym, co podobne konstrukcyjnie armatury B2, tak samo nawiązują do nich kolorystycznie. To, co pierwsze rzuca się w oczy, to właśnie specyficzna budowa korpusów, które muszą pomieścić nie jeden, a dwa przetworniki i mimo wszystko jeszcze jakoś dać się wsadzić do kanału słuchowego. Brainwavz zrezygnował z jakiegokolwiek zabezpieczania kanału dolotowego sitkami, dlatego co prawda nie przeszkadza ono w transporcie dźwięku do naszego ośrodka słuchowego, ale też nie zabezpiecza w jakikolwiek sposób R1 przed dostawaniem się do środka brudu i woskowiny. Należy zatem dbać o higienę, a także regularnie czyścić swoje słuchawki. Swoją drogą jeśli już jesteśmy przy budowie kanałów dolotowych, to warto zwrócić uwagę na sztywne przedzielenie go na dwie części – jedna odpowiada za transport fali akustycznej z tweetera, druga za pozostałe zakresy pasma, zachowując się jak swego rodzaju woofer. Czy słuchawki mają swój wizualny urok czy nie – jest dla mnie to sprawa totalnie drugorzędna, nigdy nie oceniam słuchawek po wyglądzie, także sami zdecydujcie, czy Wam się podobają z wyglądu, czy nie:

 

Brainwavz R1Brainwavz R1Brainwavz R1Brainwavz R1Brainwavz R1Brainwavz R1Brainwavz R1Brainwavz R1

 

Do kabla, łączników i wtyczki nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Wszystko jest bardzo dobrze wykonane i sprawia wrażenie trwałego połączenia, które nie rozpadnie się po miesiącu użytkowania. Co prawda można zwrócić uwagę na cienkie kabelki sygnałowe od łącznika do słuchawek, lecz ich otulina jest na tyle sztywna, że nie ma się o co martwić.

W zestawie, tak jak wylistowane to zostało wcześniej, dostajemy komplet wyposażenia dodatkowego – bardzo dobrze wykonany i ładny pokrowiec, zestaw tipsów, pianki Comply T400 oraz przelotkę dual mono do samolotu i dużą pozłacaną na jack 6,3mm. Suma sumarum przyszły nabywca może czuć się za rozpieszczonego, a przypomnę, że mówimy tu o przedziale cenowym do 150 zł.

Najważniejszym elementem jest w przypadku dokanałówek przede wszystkim wygoda użytkowania i siedzenie końcówek w kanałach słuchowych. Pod tym względem niestety nie można jednoznacznie określić R1 na plus czy minus, ponieważ końcowa ocena ergonomii zależeć będzie ściśle od uwarunkować fizycznych użytkownika. Ze względu na taką a nie inną konstrukcję, przetworniki R1 nie znajdują się w jednej osi z kanałem dolotowym i są one rozłożone na kształt litery T. Zastosowano zatem patent znany z armatur, czyli wykorzystanie przestrzeni małżowiny usznej jako miejsca na przetrzymywanie korpusu podczas użytkowania. Ponieważ ludzie nie rodzą się identyczni pod względem budowy fizycznej, małżowiny mają różny kształt i „pojemność”, toteż o ile na ogół R1 powinny zmieścić się w uchy, tak zakładam, że mogą zdarzyć się przypadki, w których będą one niewygodne.

 

Brzmienie

Dół jest w nich naprawdę dobrej jakości i na plus odstaje zupełnie od pozostałych produktów tej firmy. Nie ma w nich już tej nadgorliwości, przesadyzmu, przesytu i wreszcie można o nim powiedzieć to, co napisane zostało na pudełku przez producenta – zbalansowany. Nie brakuje mu dynamiki, zejścia ale też nie wybrzmiewa przesadnie długo. Bas zachowuje się w nich jak w słuchawkach za dwukrotnie większą cenę i wskazywałbym go jako chlubę tego modelu. Każdy, komu nie pasował i wciąż nie pasuje koncept wpychania basu gdzie się da przez słuchawki z tego segmentu, w R1 ma szansę dosłownie się zakochać. Proporcje między mocą a zakresem są tutaj bardzo dobrze wyczute, idealnie tym samym trafiając w mój gust i wiele słuchawek dynamicznych mogłoby się od nich tutaj uczyć.

Ze względu na użycie projektu dwuprzetwornikowego podejrzewałem że średnica będzie dostawała po plecach i niestety się nie pomyliłem, choć nie tylko na jest tu winna. Ponieważ R1 posiadają dwa przetworniki niezależne i z tak samo odseparowanymi od siebie kanałami dolotowymi, potrzeba sporo uwagi, aby jeden z drugim móc wzajemnie zestroić. O ile niskim tonom nie mogę w zasadzie niczego zarzucić, tak średnica generowana wspólnie przez ten sam przetwornik wyraźnie zaczyna w swoich wyższych fragmentach podupadać, w efekcie czego sprawia wrażenie cienkiej, wychudzonej, pozbawionej masy. To nie jest nawet kwestia jej wycofania jak w M5, ponieważ tylko w małym stopniu brzmienie kształtuje się w formie litery U w tych słuchawkach, a po prostu mocy przekazu, której w tym zakresie częstotliwości brakuje. R1 pod tym względem są jak dla mnie totalnym odbiciem również dwuprzetwornikowych B2, tyle że w drugą stronę. Jest mi niezmiernie z tego powodu przykro, ale stwierdzić muszę, że średnie tony to najsłabszy element brzmieniowy tych słuchawek i przetwornik oddelegowany do ich reprodukcji, po zużyciu większości swoich zasobów w dolne warstwy, dochodząc do średnicy zaczyna się krztusić i dławić, nie mogąc dostarczyć jej na adekwatnym poziomie, choć naprawdę nie oznacza to automatycznie, że jest ona beznadziejna – o nie. Po prostu odstaje od reszty i wystarczyłoby użyć tu np. popularnego FiiO E10, żeby zaczęła w bardzo przyjemny sposób się ocieplać. A gdy już się tak uczyni, wrażenie cienkości i wypłowiałości zaczyna się wyraźnie redukować. Jeśli tylko nie będzie w tym całym bawieniu się w zagęszczanie prób mniej lub bardziej świadomego wpływania na bas, efekty powinny być naprawdę bardzo pozytywne.

Góra za sprawą osobnego przetwornika jest, jak na tą półkę cenową, bardzo detaliczna i fenomenalnie słyszalna w absolutnie całym swoim zakresie, ale dzięki temu na jaśniejszych źródłach zachowuje się trochę nierealnie, lekko metalicznie i miejscami wręcz z tendencją do sybilowania i odklejania się od reszty. Tu jednak swoje palce macza średnica, która należąc do osobnego przetwornika nie ma płynnego połączenia w paśmie z gwizdkiem odpowiedzialnym za reprodukcję górnych rejestrów, dlatego też powstaje takie a nie inne wrażenie jej separacyjności. Dopiero źródła będące przeciwieństwem natury R1 potrafią ukrócić zapędy górnych rejestrów do nieprzyjemnej piskliwości, a zwłaszcza niższych partii, a więc sytuacja jakby nie patrzeć identyczna, jak przy średnicy. Przy dobrej klasy sprzęcie nie powinno jej też ubyć bardzo pozytywnej i zasługującej na szacunek detaliczności, choć zastrzeżenia do wcześniej opisywanego odklejenia się od reszty tonów nadal mogą mieć miejsce.

To, co bardzo pozytywnie zaskakuje to wrażenie stereofonii. Miejscami można poczuć się w R1 tak, jakby to w ogóle nie były słuchawki dokanałowe, jakby przetworniki nie były małymi pipeciami wepchniętymi na siłę w plastikowe korpusy. Zarówno percepcja lewo-prawo, jak i nawet wiecznie kulejąca przód-tył są reprodukowane bardzo akuratnie i z wyczuwalnym większym powietrzem, niż ogromna rzesza produktów konkurencyjnych. Z jednej strony bierze się to z detaliczności góry, z drugiej na pewno taki a nie inny projekt tych słuchawek miał w tym swój spory udział. Troszkę odbywa się to kosztem konsystencji sceny w środku głowy, ale jest to bardzo subtelne i najczęściej ulotne wrażenie.

Ponieważ w zestawie dorzucono pianki Comply i pomny ich wpływu na brzmienie podczas recenzowania M2, postanowiłem wyszczególnić wrażenia brzmieniowe, a raczej zmiany względem standardowych, oryginalnych tipsów, w osobnym akapicie. Ogólnie brzmienie po założeniu T400 nie zmienia się w jakiś szczególnie rewolucyjny sposób, ale czuć zmiany jednoznacznie wskazujące na plus. Dolne rejestry straciły trochę nieprzyjemnej w dłuższych odsłuchach twardości, w efekcie zaokrąglając się i nabierając puszystości. Góra się przyciemniła i o wiele rzadziej popisywała swoją ostrością, z kolei średnica przede wszystkim nabrała nieco więcej masy, tego tak bardzo potrzebnego i wypominanego jej przeze mnie smaku, charakteru, choć jednocześnie stała się przez to ciemniejsza.

Większość wniosków z odsłuchów na standardowych tipsach mimo wszystko nadal jest wiążąca, a Comply’e nie wprowadzają jak widać do ustroju zmian rewolucyjnych, ale korygująco sprawują się bardzo dobrze i jak najbardziej warte są wypróbowania przed sformułowaniem wniosków końcowych nt. brzmienia R1.

Z powyższych opisów wyłania nam się bardzo jasny (dosłownie) i klarowny obraz tego, co mamy przed sobą. Brainwavz R1 to naprawdę interesująco grające słuchawki z tak samo interesującą konstrukcją. Nie są do końca neutralne, a raczej chłodne i nieco przejaskrawione, choć i tak całkiem dobrze wyważone mimo takiej a nie innej technologii. Z tych też powodów znalezienie im odpowiedniego partnera może tu krytycznie zaważyć nad przysłowiowym „być lub nie być”. Świetnie wyważony dół oraz niezwykle detaliczna góra wraz z bardzo dobrą stereofonią to największe ich zalety, a możliwości sprawiają w zakresie zabawy swoim brzmieniem naprawdę ogromne. Po drugiej stronie rzeki stoją niestety nie do końca zestrojona z resztą, anorektyczna średnica i tendencja góry do sybilowania, jeśli oba te zakresy tonalne nie znajdą się na właściwej imprezie, czyli odpowiednio grającym źródle. Głównie dzięki temu R1 dostały po uszach w zakresie ich oceny końcowej. Gdyby średnica była na swoim miejscu z odpowiednią gęstością, to nawet iskrząca góra nie przeszkodziłaby im w przewróceniu tego segmentu cenowego do góry nogami, a nam w przyznaniu im rekomendacji. Ale że jesteśmy tu i teraz, mamy to co mamy i musimy radzić sobie z rzeczywistością.

 

Zastosowanie

Słuchawki nie należą do mocnych izolatorów, także nie należy spodziewać się po nich przesadnej efektywności w co bardziej głośnych pomieszczeniach. W zakresie potencjalnego źródła definitywnie lubują się w cieplejszych urządzeniach, które z jednej strony nie będą negowały ich naturalnych cech brzmieniowych, a z drugiej przytemperują przejaskrawioną górę oraz podciągną wychudzoną średnicę. Ze względu na ogromną uniwersalność, przyjmą praktycznie każdy gatunek muzyczny w swoje ręce.

 

Podsumowanie

Brainwavz R1 to bardzo interesujący kawałek dźwięku i łakomy kąsek dla wszystkich, którzy szukają czegokolwiek, co da im jak najlepszy punkt wyjściowy w poszukiwaniu brzmienia w maksymalnym stopniu zbliżonego do linii prostej za naprawdę niewielkie pieniądze. Dobre wyposażenie, dobra jakość wykonania, miejscami bardzo dobre walory brzmieniowe i wyraźnie lepsza od konkurencji stereofonia to największe ich atuty. Plamą na honorze jest co prawda zbyt wychudzona i niedotrzymująca kroku reszcie średnica, a także nieco przejaskrawiona góra, ale te elementy można w dosyć łatwy sposób skorygować samodzielnie. W cenie 150zł definitywnie warte wzięcia pod uwagę.

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

7 komentarzy

  1. Producent się zrefletował. Pojawiła się siatka izolująca kanały przed zabrudzeniem. 🙂

  2. Dzień dobry panie Jakubie. Trochę odświeżę temat. Czy sparowanie ich z xDuoo X2 byłoby dobrym pomysłem ? Pozdrawiam

    • Witam Panie Piotrze,
      Nie miałem niestety przyjemności z X2, a jedynie z modelem X3. Jeśli X2 gra ciepło i średnicowo – nie powinno być problemów.
      Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *