Recenzja Bluedio VINYL Plus

Bluedio Vinyl to jeden z dwóch najdroższych na chwilę obecną modeli słuchawek tego producenta. Można powiedzieć, że obok UFO jest to model flagowy. Jednocześnie najbardziej konwencjonalny i zaprojektowany z zachowaniem wysokiej estetyki. W niniejszej recenzji będę zajmował się więc właśnie tym modelem, wpisującym się po raz kolejny w półprzenośne rozwiązania serwowane przez tego producenta.

W zestawie nawet na bogato. Komplet kabli, dwa etui, a także oczywiście same słuchawki.

Dane techniczne

  • Format słuchawek: wokółuszne (zachowujące się jak nauszne), składane
  • Przetworniki: 70 mm, dynamiczne, zamknięte
  • Wersja Bluetooth: 4.1 + EDR
  • Zasięg działania Bluetooth: do 10 metrów (na wolnej przestrzeni)
  • Obsługiwane profile: A2DP, AVRCP, HSP, HFP
  • Maksymalna rozdzielczość dźwięku: 24bit / 48kHz
  • Impedancja: 16 Ohm
  • SPL: 116dB
  • Pasmo przenoszenia: 15Hz – 25 kHz
  • THD: <0,1%
  • Czas czuwania: do 1100 godz.
  • Czas odtwarzania muzyki/rozmów: ok. 20 godz.
  • Czas pełnego ładowania: ok. 2 godz.
  • Zakres temperatur pracy: od -10 do 50 ‚C
  • Waga słuchawek (bez kabla): ok. 366 g

 

Zawartość zestawu:

  • słuchawki Bluedio Vinyl Plus
  • twarde etui na słuchawki
  • miękkie małe etui na kable
  • kabel rozgałęziający na 2x jack 3,5 stereo
  • kabel jack 3,5 mm stereo
  • kabel kątowy jack 3,5 mm TRRS z mikrofonem
  • kabel ładowania USB
  • instrukcja obsługi

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Vinyl to najładniej wykonane słuchawki z całej oferty Bluedio, materiałowo i konstrukcyjnie stojące gdzieś pomiędzy T4 oraz UFO, choć na pewno bliżej im do tych drugich. Pierwszą rzeczą jaka rzuca się w oczy jest zmatowiony metal, z którego składają się widełki słuchawek, a także ich kształt. Łączy się on z prostotą puszek z przetwornikami, toteż pracuje to sumarycznie na wysoką estetykę tego konkretnego modelu. Nie ma tu nadmiaru chromu, kiczu, tandety, dominuje natomiast wyczucie i elegancja, które choć subiektywnie przeze mnie odbierane, chciałbym pochwalić.

Estetyka modelu Vinyl stoi na wysokim poziomie.

Producent zrezygnował tym razem z metalowych kopuł na rzecz plastikowych z elementami imitującymi chromowane, co pozytywnie odbiło się na wadze słuchawek przy fakcie, że chociażby widełki są metalowe. Materiał jest dobrej jakości i nie powinien zbyt szybko zdradzać oznak użytkowania. Choć nie podaje tego w instrukcji przy danych technicznych, słuchawki zważone na wadze precyzyjnej wykazały dokładnie 365,6 g, oczywiście bez kabla.

Słuchawki faktycznie sprawiają wrażenie produktu premium.

Konstrukcja jest ogólnie projektem niby pełnowymiarowym i niby składanym, ale mającym swoje ograniczenia. Mechanizm składania nie ma żadnych blokad. Rozmiarowo słuchawki obejmują swoimi nausznicami mniejsze uszy z racji zastosowania muszli okrągłych, a nie obłych i powtarza się to w zasadzie przy większości ich modeli. Natomiast przy wyjątkach, takich jak F800, ergonomia jest daleko w tyle i wraz z brzmieniem oraz zasadami akustycznymi zdominowane były przez forsownie stosowane wzornictwo. Co ciekawe, F800 widziałem w recenzjach trzecich opisywane w samych superlatywach, a co nijak ma się do rzeczywistości, ale oczywiście każdy pisze tak jak podpowiada mu sumienie, lub uniwersalnie usprawiedliwiający wszystko gust. Vinyle na szczęście unikają takich scenariuszy i – przynajmniej na moich uszach – nie zachowują się tak, jakby producent nastawił się tylko i wyłącznie na kupowanie przez użytkownika swojego sprzętu oczami.

Zdecydowano się na konstrukcję składaną, ale bez mechanizmu blokującego pozycję widełek.

Niemniej nie udało się uniknąć pewnych niedociągnięć i słuchawkom wyłożyć mogę przede wszystkim dwie przywary. Pierwsza jest związana z polaryzacją kanałów, o której producent najwyraźniej zapomniał. Tak, słuchawki nie posiadają kompletnie żadnych oznaczeń wskazujących który kanał jest lewy, a który prawy. Na całe szczęście sugeruje to kabel analogowy, jak również z racji tylko jednostronnych widełek przytrzymujących muszle po pewnym czasie możemy się tego sami domyślić i radzić sobie bez zwyczajowych liter L/R.

Choć słuchawki wydają się duże, jest to przedstawiciel klasy przenośnej.

Druga jest już poważniejsza, bo rzutująca jednocześnie na komfort użytkowania oraz dystrybucję siły na konstrukcję. Mianowicie producent nie uwzględnił w tych słuchawkach możliwości obrotu muszli wokół własnej osi. Dopasowanie do kształtu naszej głowy następuje wówczas tylko i wyłącznie w obrębie forsownego wygięcia się mechanizmów regulacyjnych przy pałąku, a że nie zostały do takiego oddziaływania zaprojektowane, główna rola w tym zakresie przypada nausznicom, które prasują się z jednej strony mocniej (od strony twarzy). Zastosowanie przynajmniej minimalnego skrętu pozwoliłoby na lepsze dopasowywanie się słuchawek do głowy i tym samym zmniejszenie sił działających na ich konstrukcję oraz nasze małżowiny.

Po rozsunięciu słuchawki leżały mi w pełni na głowie przy maksymalnym możliwym rozstawie.

Ma to znaczenie przede wszystkim dla osób z dużymi, obłymi głowami oraz odstającymi uszami. Sam również miałem z tym modelem na tym polu problemy i po pewnym czasie konieczne było, abym tak jak w pozostałych konstrukcjach Bluedio zastosował wkładki podnoszące nausznice, by nadać im w ten sposób kąt i zamortyzować tym samym nacisk generowany na małżowiny. Wtedy też korzystanie ze słuchawek stało się możliwe jeszcze przez jakiś czas, choć definitywnie czuć będzie za każdym razem na głowie ich obecność z racji takiej a nie innej wagi. Zresztą w środku mamy przetworniki 70 mm, które też swoje najprawdopodobniej ważą.

Newralgiczne elementy konstrukcyjne to metal + wzmocnienia.

Mam ten problem jednak z wieloma modelami muszę przyznać, także w recenzjach na ogół służę za przykład klasy „worst case scenario”. Z reguły jest tak, że u innych użytkowników albo jest na tym polu lepiej, albo zwracają oni uwagę na bardzo konkretne aspekty docisku lub ogólnie wygody. W zależności np. czy noszą okulary, czy też są wrażliwi po prostu na nacisk skroniowy. Niemniej u mnie obrotowość muszli w osi pionowej jest równie ważnym elementem konstrukcyjnym co w poziomej i jak na razie jedynym słuchawkom, którym udało się jakkolwiek wybrnąć z braku jednej z nich były nowsze modele ATH z serii wyższych, gdzie producent zwiększył kątowość natywną konstrukcji, oraz stare kwadrofoniki z serii K270, 280 i 290 (tam wygina się sama druciana konstrukcja pałąka w razie potrzeby). W praktyce może nie być aż tak źle jakbym zdaje się to rysował, niemniej jednak warto mieć to na uwadze i obserwować ewentualny poziom dyskomfortu na osi czasu.

To nie moje niedopatrzenie - skala nie pojawia się w pełni po rozsunięciu i kończy przez punktem 8.

Pałąk jest praktycznie tym samym, który Bluedio stosuje w pozostałych swoich modelach, choć mam wrażenie, że tym razem jest on twardszy niż u poprzedników. Da się z tą cechą żyć i nie wyklucza ona na szczęście Vinyli z użytkowania tak, jak potrafiły czynić to sławne wypustki na opaskach modeli AKG z serii K7, niemniej zwracam na to uwagę na tej samej zasadzie, jak czyniłem to w przypadku K612 PRO.

Coś dla fanów niestandardowych kabli - proste gniazdo jack.

Generalnie słuchawki są zaprojektowane bardzo podobnie do wielu innych modeli Bluedio, tradycyjnie z opcją bezprzewodową, ale również i kablem analogowym, który w razie czego można wymienić na lepszej jakości w razie potrzeby. Nie musi być podłączany przez gniazdo USB jak w T4, a tradycyjnie wędruje on do lewej muszli pod gniazdo jack. USB pozostaje tym samym na prawej stronie wraz z kompletem przycisków: włącznikiem trybu bezprzewodowego (pełniącego również rolę przycisku wielofunkcyjnego) oraz łączonym, zawierającym w sobie funkcję zwiększania i zmniejszania głośności.

Niestety nie oznaczono ani przycisków funkcyjnych, ani polaryzacji.

Producent nie pokusił się o opisanie przycisków w żaden sposób, a co zmusza nas do zgadywania chociażby który przycisk z dużego łączonego jest do zwiększania, a który do zmniejszania.

Mnogość kabli i możliwości ich łączenia to dodatkowe pole do manewru dla użytkownika.

W zestawie znajduje się kilka kabli sygnałowych, które możemy dobierać sobie wedle uznania. Oczywiście zawsze pojawi się w takiej sytuacji dylemat, czy warto kusić się o dodatkowe, lepsze okablowanie. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bowiem to zależy od potrzeb i oceny konkretnego użytkownika, niemniej zastosowany przeze mnie przewód na bazie poczciwego Cordiala, jak dobrze pamiętam, dawał jedynie ogólne oczyszczenie dźwięku i nie wpływał diametralnie na wrażenia odsłuchowe. Jest to więc jakaś wartość dodana, ale bez robienia wokół tego elementu zamieszania. Oznacza to bardziej moim zdaniem, że standardowe okablowanie jest na tyle dobrej jakości, żeby nie była tworzona przemożna potrzeba dodatkowych zakupów. Może zabrzmi to dziwnie z perspektywy cen obu produktów, ale w znacznie tańszych Encore RockMaster Live obserwowałem na tym kablu wyraźnie większe zmiany. Może to oznaczać zarówno, że przetworniki ERML są bardziej podatne na wartości elektryczne lepszego przewodnika, jak również że kabel tych słuchawek jest gorszej jakości. I to ostatnie ma raczej moim zdaniem tu miejsce.

Słuchawki mają w sobie dwa „sekrety”. Pierwszy to tryb 3D, który aktywuje się poprzez szybkie wciśnięcie jednocześnie przycisku głównego oraz podgłaszania, zupełnie jak przy modelu T3+. Tryb ten sprawdza się głównie w muzyce elektronicznej, jako że tendencyjnie odsuwa od nas średnicę. Drugi sekret to możliwość wykorzystania słuchawek jako headset za sprawą dołączonych do zestawu kabli. Jeśli bowiem nie mamy możliwości komunikacji via Bluetooth, a korzystamy z laptopa lub komputera wyposażonego w osobne gniazda jack dla słuchawek i mikrofonu, możemy połączyć ze sobą kabel wyposażony w mikrofon wraz z rozgałęziaczem na dwa osobne wtyki jack. Bluedio pomyślało tu akurat o wszystkim.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Mimo, że sprzęt przybył jako używany, został poddany profilaktycznemu dotarciu się przez kilka dni. Nie dosłyszałem się jednak żadnych kluczowych zmian brzmieniowych i moim zdaniem znacznie więcej wpływu na to będzie miało ich odpowiednie dopasowanie oraz sama anatomia posiadacza.

Sprzętem źródłowym w przypadku tych słuchawek były tradycyjnie:

Słuchawki były testowane zarówno w trybie bezprzewodowym jak i przewodowym, a także z późniejszym wykorzystaniem trybu dźwięku 3D. Będzie też sporo odniesień do modelu T4, jako że uważam je za bliskie sobie modele w dosyć prostej linii.

 

Jakość dźwięku

W dużym uproszczeniu, jest to bardziej uporządkowana, spokojniejsza i mniej basowa wersja T4 Plus, choć jak widać po wykresie – wcale nie identyczna.

Bas o dziwo jest tu bardzo w porządku. Na starcie słuchawki mają wyczuwalne zejście i moc, ale choć lubią pokazać też twardość, nie próbują nam wybijać musztry paradnej w środku głowy lub stukać młotkiem po bębenkach nieproszone. Ilościowo jest go dokładnie tyle, żebym nie narzekał na jego nadmiar, jednocześnie słuchawki wyraźnie odróżniają się nim na tle np. najnowszej rewizji HM5, która ma go z kolei nawet o kapkę za mało.

Można powiedzieć, że idealnie wpasowuje się to w rolę, w jakiej w ogóle widziałbym te słuchawki – domowych nauszników z powiedzmy „opcją wyjściową”. 60-70% czasu pisane jest im raczej spędzać w domu, zaś dopiero pozostałe 40-30% jako sprzęt do zabrania na zewnątrz, jako słuchawki eleganckie i stylowe. Zachowują dzięki temu świetny balans basowy po analogu między odsłuchami w zaciszu bez efektu przebasowienia, jak i na tyle jeszcze wyczuwalny fundament, aby nie skapitulować przed większością spotykanego na ulicy zgiełku. Inna sprawa gdy mamy możliwość wyjazdu na wieś, przynajmniej człowiek ma szansę pooddychać wtedy normalnym powietrzem.

Średnica niestety trochę cierpi przez słabiej eksponowany zakres 2-3 kHz. Spadek pasma przenoszenia objawia się tym, że słuchawki mają problem z nadaniem wokalistom należytej świeżości i ostrości. Głos owszem, jest całkiem bliski, ale lekko przez to stłumiony i odżywający dopiero na troszkę jaśniejszym sprzęcie. Aczkolwiek definitywnie moja S7 do ciemnych przecież nie należy. Ale już proste korekcje i ledwo trącenie suwaka w rejonie 2,4 kHz potrafiło podreperować ten stan rzeczy. Cały czas co prawda czuć było, że ze słuchawek trąca ich pierwotny charakter i nie da się go wytępić do końca, ale bliżej było im już do tego, co osobiście w słuchawkach preferuję.

To jednak czego tym słuchawkom od początku było trzeba, to tryb bezprzewodowy. O ile o dziwo nie wpływa on tak mocno na poziom basu, a jedynie lekko go utwardza, tak przy średnicy robi się ona świeższa i czytelniejsza praktycznie z miejsca. Nie jest to zmiana przewracająca wszystko do góry nogami i polegająca na całościowym rozjaśnieniu tego zakresu, a bardziej wyrównaniu niedoskonałości o których wyżej pisałem. Prawdopodobnie właśnie tak Bluedio próbuje sobie radzić z ograniczeniami wynikającymi z produkcji czy zastosowanej technologii. To zresztą z tego co wiem częsta bolączka wszystkich producentów słuchawek budżetowych z krajów azjatyckich.

Sopran mocno przypomina mi ten z T4, ale też jakby trochę jaśniejszy już w standardzie, zwłaszcza na najwyższych oktawach, a na pewno mniej nosowy i z lepszą rozdzielczością. Generalnie nie mam do niego większych uwag w trybie bezprzewodowym, choć gust i używane dotychczas słuchawki tu już będą decydowały, czy będzie go ostatecznie o kapkę za mało czy też we wciąż nieco przytłumionej formie. Po kablu przyznam że jednak więcej polotu starałem się mu przysporzyć w najwyższej oktawie poprzez modyfikowanie zakresu 15 kHz. Ale też tylko tyle i niekoniecznie jest to wymóg.

Dlaczego? Już wyjaśniam.

Wynika to nie tylko z moich preferencji, ale też specyfiki wymagań stawianych słuchawkom zamkniętym, w których lubię po prostu mieć pełny wgląd w sopran w takim kształcie, na jaki pozwalają ich możliwości. Bluedio pod względem góry zostały tak wystrojone, aby sprawdzić się uniwersalnie w różnych warunkach, dlatego pierwotnie wydający się mieć pewne ubytki sopran np. przy jakimkolwiek outdoorze, czy też wspomnianym przełączeniu się w tryb bezprzewodowy, nie powoduje na dłuższą metę u słuchacza efektu zmęczenia.

Scenicznie słuchawki wypadają również bardzo podobnie co T4, poniekąd uzależniają się też od źródła, pod jakie są podpinane w trybie analogowym. Mamy tu więc trochę więcej głębi niż w T4, ale również z naciskiem na szerokość oraz eliptyczny kształt sceny. Definitywnie nieco świeższy oddech w wałkowanych już przeze mnie poprzednio rejonach dobrze by im zrobił, ale też nie ma tu wrażenia, że scena się nam kompletnie wymyka z rąk i jej nie ma. Do grania stricte klaustrofobicznego musielibyśmy Vinyle bezpośrednio zmusić poprzez podłączanie pod sprzęt ewidentnie ciemny, choć należy pamiętać, że to wciąż słuchawki zamknięte o relatywnie małych komorach akustycznych tworzonych przez takie a nie inne nausznice, toteż będą one mniej więcej w połowie drogi między zdolnościami scenicznymi pełnowymiarowców a kompaktów.

Jeśli zebrać wszystkie obserwacje razem, słuchawki brzmieniowo zaprezentowały się brzmieniowo znów w dwojaki sposób w zależności od sposobu komunikacji, ale mimo to bardzo podobnie i znacznie bardziej koherentnie, niż można było doświadczyć przy poprzednio recenzowanych modelach.

Zaczynając od kabla, tu sytuacja z uzyskiwanym brzmieniem wypada mniej więcej w stylu T4, ale lepiej, bo w klasie UFO i z kilkoma poprawkami, jakich bym sobie życzył przy takiej dopłacie. Przyznam że czuję się zupełnie tak, jakby producent wręcz przewidział moje uwagi względem czwórek, lub miał już na etapie ich wprowadzania na rynek doskonałą świadomość konieczności dostrojenia po swojej stronie w ramach droższego modelu. I choć nie wszystko jest tu perfekcyjne, jak zawsze zresztą, to jednak brzmieniowo słuchawki wypadają całkiem nieźle, zwłaszcza gdy w ruch pójdą dokładne, ale minimalne na konieczności aplikacji korekcje.

Standardowo słuchawki brzmią stosunkowo równo i z efektem lekkiego przytłumienia na wokalu oraz najwyższej górze. Całkowicie znośne i nieinwazyjne brzmienie z dobrą jakością, które można uznać za tą samą klasę co UFO, ale z mocnymi korzeniami w postaci modelu T4. Nie bez powodu jednak wraz z każdorazowym wyciągnięciem jakiegoś modelu Bluedio z pudełka milkł Burson, a odzywał się tor roboczy z wpiętym weń korektorem. Spodziewałem się sporej zabawy w odpowiednie ustawienie Vinyli, ale sprawa okazała się banalna i sprowadzająca się właściwie do rzucenia okiem na wyniki pomiarów oraz przesunięcie dwóch suwaków na każdym kanale. Voilla, nagle wokal od razu gra świeżej, a najwyższy sopran lepiej pokazuje mikrodetale. W przeciwieństwie do T4 czy UFO nie musiałem także ruszać basu – wszystko było tu od startu w jak najlepszym porządku, jedynie cały czas obecny był, tak samo jak w poprzednich przypadkach, pierwotny charakter Bluedio, powodujący wrażenie, że na sprzęcie obfitym w moc słuchawki odgradzają się od nas niewidzialną, ale słyszalną barierą, warstwą abstrakcji. Zanikającą co prawda przy głośniejszym odsłuchu i sprzęcie pokroju np. M1, ale wciąż.

Z Vinylami mógłbym myślę w miarę skutecznie pracować przy codziennych czynnościach, ponieważ słucha ich się przyjemniej od T4. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że słuchawki stoją mniej więcej w prostej linii brzmieniowej wobec siebie. Tak samo T3+ i UFO, choć tu analogii jest już mniej, bo i konstrukcja inna. T4 mają jednak przewagę nad Vinylami w dwóch rejonach: ergonomicznym i cenowym. Ich muszle obracają się we wszystkich osiach, a cena jest niższa. Choć jest z nimi trochę więcej pracy w zakresie brzmieniowym, mogą pochwalić się nad nimi głównie bliższym i nieco świeższym wokalem. Vinyle natomiast bronią się chociażby klasą dźwięku, która jest faktycznie wyższa, przyjemniej strojonym basem, lepszej jakości górą. Czy warto do nich dopłacić? Porównałem oba modele wobec siebie i moim zdaniem tak. T4 wydają się bardziej skoczne i energiczne, ale po pewnym czasie potrafią mnie zmęczyć. Z Vinylami zaś jedyne, na co prócz dopasowania do mojego kształtu głowy mógłbym narzekać, to trochę więcej świeżości, którą jak się już przywróci, uzyskuje się bardzo fajne brzmienie z dobrą jakością.

W trybie bezprzewodowym słuchawki jeszcze mocniej się naprostowały i zaczęły łatwiej oraz śmielej wchodzić w zakres moich preferencji oraz oczekiwań w kontekście ceny. Są łatwiejsze w odbiorze tą drogą ponad poprzednio testowanymi modelami, bardziej bezobsługowe i po całokształcie myślę będą wysoce akceptowalne przez większą część potencjalnych użytkowników, zwłaszcza jeśli lubią słuchać muzyki trochę głośniej. Warto jednak będzie mieć na uwadze szeroko opisywane przeze mnie kwestie ergonomiczne i najlepiej stworzyć sobie szansę na przymierzenie słuchawek przed zakupem, ewentualnie otwierać je po zakupie tak, aby móc skorzystać bezproblemowo ze zwrotu, jeśli coś nam nie będzie w tej materii pasowało. W moim przypadku przez ogromną większość testów praktycznie tylko do wygody mógłbym w Vinylach się przyczepić, jako że to właśnie ona potrafiła rozproszyć moją uwagę podczas odsłuchu, a nie jakiekolwiek sprawy brzmieniowe. Dopiero zastosowanie konkretnych wielkościowo wkładek podnoszących nausznice moje problemy rozwiązało i umożliwiło pracę z Vinylami dłużej. O tym jak aplikuje się takowe i jak to ostatecznie wyglądać może, pisałem parę dni temu na forum w wątku poświęconym zagadnieniu podnoszenia nausznic w sposób prosty, tani i nieinwazyjny.

Tryb 3D jest tu ciekawym dodatkiem, dodającym basu i odsuwającym średnicę tak, aby nadać brzmieniu większy pogłos. Efekt ten jest całkiem sprawnie zrealizowany, ale osobiście poza testami nie stosowałem go zbyt często, a jeśli już, to głównie w gatunkach elektronicznych i ambiencie, bowiem to one są w stanie z tego trybu zyskać. Niemniej zawsze warto sobie sprawdzić ten dodatek we własnym zakresie. Możliwe, że wielu osobom się on spodoba. Ja natomiast lubię, gdy średnicę mam w zasięgu ręki.

 

Podsumowanie

Moim zdaniem mimo faktu, że producent jest niekonsekwentny i potrafi w postępujących po sobie modelach jedne rzeczy naprawiać kosztem innych, Vinyle akurat poprawił całościowo ponad wszystkimi innymi swoimi konstrukcjami. Przykładem niech będzie chociażby Bluetooth, gdzie przełączenie się w ten tryb nie skutkuje już kompletnie innym graniem (choć może to być zarówno wada, jak i zaleta), a także nie ma już forsownego trybu parowania. Słuchawki bezprzewodowo zachowują się moim zdaniem najlepiej i najkulturalniej, bo najrówniej. Nagle zaczynają wyrównywać się wspomniane przeze mnie wcześniej zakresy, w których do tej pory ingerowałem korektorem, a wrażenie lekkiej kotary z części wokalu (i sopranu), które obecne było w trybie przewodowym, zaczyna zanikać, chociaż o całkowitym zniknięciu jeszcze nie można powiedzieć. Niemniej znacznie bliżej im wtedy do sukcesu i zredukowaniu moich uwag praktycznie do zera, także pod tym względem ze wszystkich modeli Bluedio to własnie Vinyle są najlepszym i najwygodniejszym materiałem do pracy, który przyćmił dobre wrażenie wywoływane poprzednio przez T4 Plus, skądinąd też w swojej cenie niegłupią pozycję.

Ostatecznie z kilkoma zgrzytami, ale słuchawki pozostawiły po sobie całkiem dobre wrażenie.

Choć słuchawki są bardzo fajnie wykonane i sprawiają wrażenie miejscami faktycznie sprzętu z klasy premium, cały czas zachodzę w głowę czemu producent nie zdecydował się na tak elementarną rzecz jak regulacja muszli względem osi pionowej. Rzutuje to na wygodę i tym samym dla osób o dużej, obłej głowie może być pewną przeszkodą w trakcie obcowania z tymi słuchawkami. Obawiam się tego i ubolewam jednocześnie, ponieważ po Bluetooth są to całkiem sympatyczne nauszniki, które spokojnie można polubić, zwłaszcza przy głośniejszym słuchaniu, a także to, że po kablu również wyjątkowo łatwo można je naprostować korekcjami, jeśli ktoś będzie chciał podejść do nich właśnie od tej strony.

Słuchawki Bluedio Vinyl Plus można nabyć na dzień pisania recenzji za 550 zł. (sprawdź aktualną cenę i dostępność)

 

Zalety:

  • solidna konstrukcja i dobre jakościowo materiały rokujące wysoką trwałość
  • możliwość pracy w trybie kablowym i bezprzewodowym
  • bardzo długi czas pracy w trybie bezprzewodowym
  • wbudowany system dźwięku przestrzennego 3D
  • duża elastyczność w doborze okablowania
  • możliwość prowadzenia rozmów po BT i po kablu
  • możliwość pracy jako headset komputerowy
  • po kablu ciepławe granie nastawione na zaokrąglenie i zrównoważenie
  • po BT wyrównany, lekko przygładzony charakter
  • w obu przypadkach bardzo rozsądnie dobrany bas ilościowo i ogólnie dobra jakość dźwięku
  • bardzo łatwe w equalizacji
  • pewne trzymanie się głowy słuchacza
  • w miarę sensowna izolacja od otoczenia

Wady:

  • czasami ucieka im trochę świeżości z wyższej średnicy / niższego sopranu + najwyższej jego oktawy, zwłaszcza po kablu
  • możliwa konieczność stosowania korekcji, aby wydobyć z nich pełnię jakości i potencjału
  • system składania pozbawiony blokad w pozycji rozstawionej
  • mimo wszystko wyczuwalna waga słuchawek z racji użytych materiałów
  • ze względu na brak obrotu muszli w osi pionowej, mogą dosyć szybko dać o sobie znać (trochę mogą pomóc modyfikacje)
  • nieopisane przyciski funkcyjne
  • brak oznaczenia polaryzacji

 

Serdeczne podziękowania dla dystrybutora marki Bluedio za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

12 komentarzy

  1. Witam, tak się ostatnio zastanawiam nad słuchawkami bezprzewodowymi i nasuwa mi się pytanie jak bardzo istotny jest w nich kodek Aptx. Te słuchawki go nie posiadają a kosztują kilka set złotych, czy brak kodeku nie wpływa zbyt mocno na jakość sygnału do nich docierającego? W tym przypadku mamy oczywiście jeszcze możliwość słuchania po kablu ale co z tym bluetooth?

    • Wpływa Panie Dawidzie, ale jeśli ma Pan słuchawki z lepszym nadajnikiem i przetwornikami bez aptX oraz gorsze na tym wszystkim, ale z aptX, to wszelkie profity w ramach tego drugiego modelu będą negowane. aptX wprowadza płynniejsze transfery i mniejszą latencję, które liczą się głównie przy droższych, porządnych słuchawkach, a nie w „budżetówce” tak jak tutaj (tak, wciąż są to niskie pułapy cenowe, nawet jak na te kilkaset złotych, klasa mid-fi).

    • Dziękuję za odpowiedź w swoim imieniu. Czy sprawa ma się podobnie odnośnie DAPów z oraz bez Apt-X? Czy tutaj Apt-X zawsze będzie odczuwalny na plus, nawet w tych kosztujących poniżej 500 zł?

    • Przede wszystkim odtwarzacz plików muzycznych nie jest odbiornikiem dźwięku, a jedynie nadajnikiem. Jeśli chce Pan wykorzystać kodek aptX, zarówno nadajnik, jak i odbiornik (czyli słuchawki) muszą mieć takowy obsługiwany. W przypadku gdy jeden lub drugi nie spełnia tego wymogu, praca odbywa się jeśli dobrze pamiętam z użyciem A2DP. Sam kodek aptX mimo wszystko nadal z tego co wiem kompresuje część danych, toteż o ile wpływa pozytywnie na brzmienie, niekoniecznie da się to usłyszeć od razu na tak oczywisty plus. Dopiero przy aptX HD można byłoby spekulować, ponieważ w teorii dopiero tutaj sygnał jest natywnie bezstratnym strumieniem o wyższym próbkowaniu. Skala słyszalności jednak będzie bardzo mocno wahała się w zależności od tego o jakim sprzęcie w danym wypadku będzie mowa. Nawet w przypadku słuchawek kablowych znam modele, których przetworniki potrafią być piekielnie czułe, podczas gdy sprzęt za 2-3x więcej już niekoniecznie wskazywałby tak oczywiste zmiany w dźwięku. Ma Pan tym samym w całym torze:
      – kwestię obsługi aptX przez nadajnik
      – kwestię obsługi aptX przez odbiornik
      – jakość samego modułu BT w odbiorniku
      – klasę i czułość przetworników
      – na upartego sposób zapewnienia im zasilania (w tańszych słuchawkach często słychać przebicia od elektroniki/zasilania)
      i to wszystko jest całym pakietem zmiennych, które dopiero sumarycznie mogą wpłynąć na brzmienie. Jeśli w danym systemie kodeka aptX nie będzie, ale jeden z tych elementów i tak będzie dodatkowo niedomagał, bardzo łatwo będzie całą winę zrzucić właśnie na kodek i fakt jego nieobecności.

  2. Witam, kupiłem ten model słuchawek. Niestety mój iPhone i iPod ich nie wykrywa. 🙁 nie widzi ich też tel Samsung. Jak zesparować słuchawki z tel ?

    • Witam Panie Krzysztofie,
      Tak jak napisano w instrukcji obsługi. Przyznam że problemu ze sparowaniem u siebie nie miałem. Mój telefon to LG G4c, więc też żaden szał.

    • Vinyl Premium – nie są powieleniem T4 / T5 ? 57mm versus 70mm ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *