Recenzja Bluedio UFO Plus

Konstrukcje wieloprzetwornikowe kojarzą się najczęściej z czymś złym, a przynajmniej na taką sławę zapracowały dla nich słuchawki dla graczy, wyposażone w multum przetworników i mające jakość delikatnie mówiąc poniżej przeciętnej. Obiecując niesamowite wrażenia przestrzenne w substytucie głośników 5.1/7.1, z reguły skutkowały efektami w postaci przedmiotów awaryjnych, wykonanych kiepsko, z kiepskim lub niespójnym brzmieniem i zupełnym gubieniem się scenicznie. Po prostu w wyższej cenie za rzekomy produkt klasy premium i kierowany dla graczy, takie słuchawki oferowały de facto mniej niż konwencjonalne modele stereo przeznaczone ponoć wyłącznie do muzyki i to za o wiele mniej. W ramach tych drugich historia również odnotowywała i nadal odnotowuje modele mające więcej niż jeden przetwornik, jak chociażby recenzowane przeze mnie Dharmy D1000 czy kwadrofoniczne AKG oraz ich dawne flagowce oparte nie tylko o wiele przetworników, ale też różne technologie wymieszane ze sobą wzajemnie. Z tym że wtedy liczyło się przede wszystkim brzmienie, nie marketing. Dlatego też miałem spore obawy, czy Bluedio tworząc swoje UFO Plus nie postanowiło rzucić się z przysłowiową motyką na słońce oferując aż 12 układów łącznie w ramach jednego pakietu, ale o tym, czy udało się je rozwiać opowie ostatecznie już sama recenzja.

W zestawie dostajemy wszystko co niezbędne. Dziwi trochę tylko jeden kabel, ale łączy w sobie przynajmniej kilka innych.

Dane techniczne

  • Format słuchawek: wokółuszne, składane
  • Przetworniki: dynamiczne, zamknięte, wieloprzetwornikowe (łącznie 12 jednostek)
  • Wersja Bluetooth: 4.1
  • Zasięg działania Bluetooth: do 10 metrów (na wolnej przestrzeni)
  • Obsługiwane profile: A2DP, AVRCP, HSP, HFP
  • Maksymalna rozdzielczość dźwięku: 24bit / 48kHz
  • Impedancja: 2x 42 + 2x 32 + 8x 32 Ohm
  • SPL: 112dB
  • Pasmo przenoszenia: 10Hz – 22 kHz
  • Czas czuwania: do 1000 godz.
  • Czas odtwarzania muzyki/rozmów: ok. 25 godz.
  • Czas pełnego ładowania: ok. 2,5 godz.
  • Napięcie ładowania: 5 V / 500 mA
  • Wersje kolorystyczne: czarna, biało-złota
  • Waga słuchawek: ok. 400 g (bez kabla)

 

Zawartość zestawu:

  • słuchawki Bluedio UFO Plus
  • twarde etui podróżne na słuchawki
  • kabel półsprężynowy jack-jack 3,5 mm z nasadką gwintowaną konwertującą do 6,3 mm
  • kabel ładowania USB
  • instrukcja obsługi

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Bluedio UFO Plus przychodzą do nas w typowym dla tego producenta pudełku dwuczęściowym. Wszystkie droższe urządzenia są tak przez nich pakowane, aby postawione obok siebie stanowiły już przy pierwszym rzucie oka spójną całość. Nas nie interesuje jednak opakowanie, a przede wszystkim jego zawartość, dlatego najważniejszą informacją jest na tym etapie to, że produkt został bardzo dobrze zabezpieczony do transportu, jako że całość znajduje się od razu w twardym etui. Nie powinno więc stać się nic złego nawet wówczas, gdy paczka nie daj Boże ulegnie uszkodzeniu podczas wysyłki. Naturalnie w takiej sytuacji należy przede wszystkim przy kurierze sprawdzić jej zawartość, jeśli zdradza jakiekolwiek ślady uszkodzeń.

Oto co się stanie, gdy producent zrezygnuje z nadmiaru chromu.

Wizualna aparycja UFO, jakby na przekór nazwie, jest bardzo schludna i muszę przyznać, że to subiektywnie najładniejsze słuchawki z ich oferty, jakie widziałem. Mowa oczywiście o wersji czarnej. Dla fanów mimo wszystko odróżniania się, jest jeszcze wersja biało-złota. Tym samym Bluedio kroczy śladami także i innych producentów (pamiętam chociażby takie wersje przy Beyerdynamicach Custom One PRO).

Na pierwszy rzut oka rzucają się pokaźne rozmiary, a po wzięciu do ręki – także i waga, wynosząca dokładnie 397,4 grama, czyli prawie 60 g więcej od niedawno recenzowanego modelu T4. Sprawcą takiego stanu rzeczy jest metal składający się na niemalże wszystkie elementy konstrukcyjne. Z metalu (producent pisze o tytanie) są widełki, muszle, system regulacji – wszystko nastawione na trwałość, a przynajmniej takie wrażenie UFO starają się sprawić.

Słuchawki wyglądają teraz na rasowe, dojrzałe nauszniki.

Nacisk na jak największą bezawaryjność ma tu poza tym bardzo mocne usprawiedliwienie logiczne: to słuchawki przecież jak pisałem przenośne. O tym świadczy też kilka konkretnych cech użytkowych, takich jak wysoce rozwinięte zarządzanie okablowaniem czy możliwość złożenia sprzętu do transportu.

Obojętnie z której strony nie spojrzeć, mamy mnogość elementów metalowych.

Słuchawki nie składają się do środka tak jak normalne modele tego typu, a przekręcają za pomocą precyzyjnego, 180-stopniowego mechanizmu z bardzo delikatnym skokiem zębów. Naturalnie nie mogło zabraknąć odpinanego (i przy tym niestety dosyć sztywnego z racji grubości) kabla. Mamy do dyspozycji tu tylko jeden kabel sygnałowy w formie przewodu półsprężynowego z nasadką gwintowaną. Jest to kabel jednostronny, którego tylko drobna część została skręcona w formę spiralną.

W efekcie sprzęt sprawia wrażenie bardzo solidnego i trwałego.

Piszę o tym dlatego, że pudełko wprowadza nas w błąd: mówi o dodatkowym kablu z mikrofonem oraz kablu symetrycznym, których w zestawie brak. Instrukcja natomiast już nie ma żadnych wątpliwości w tym zakresie. Kabel dołączany do zestawu ma długość 1,5 m i łączy w sobie zarówno cechy kabla przenośnego (odpinanie, mały jack), jak i stacjonarnego (konwersja do dużego jacka, możliwość rozciągnięcia się fragmentu sprężynowego do łącznie 2 m długości w razie potrzeby), także możliwe, że na jakimś etapie zastąpił opisywane tu wyposażenie całościowo.

Wymienny kabel możemy przyłączyć z dowolnej strony. Ma blokadę przed wysunięciem.

Tak czy inaczej, osadzić go w słuchawkach możemy z dwóch stron, przez co z UFO Plus skorzystają z przyjemnością zarówno osoby prawo, jak i leworęczne, natomiast po tej czynności wtyk można bez problemu zablokować poprzez przekręcenie go w gnieździe o 90 stopni. Dzięki temu mamy pewność, że przy szarpnięciu lub pod wpływem działania różnych sił, naciągów etc. kabel nie wystrzeli nam nagle z gniazda. To także cecha, która wpływa korzystnie na redukcję potencjalnych usterek, a te niestety przy sprzęcie przenośnym przynajmniej w połowie przypadków, jeśli nie więcej, dotyczą właśnie tego elementu. Plus dodatkowa uwaga: umieszczenie kabla w gnieździe słuchawek powoduje automatyczne wyłączenie się komunikacji bezprzewodowej.

Kabelek doprowadzający sygnał do drugiej muszli biegnie przez środek mechanizmu wysuwanego.

Przetworniki drzemiące w środku to kombinacja łącznie sześciu osobnych jednostek. Na środku znajduje się główny przetwornik o średnicy 50 mm. Wzorem starych AKG K340, przysłonięty jest przez płytkę będącą bazą dla osadzenia pozostałych pięciu jednostek, tworzących wokół niego okrąg. Jedno miejsce przypada przetwornikowi 30 mm, pozostałe cztery najmniejszym 20 mm. I tak z obu stron, łącznie 12 sztuk. Niestety mimo kilku prób zrezygnowałem ze ściągnięcia im nausznic, aby pokazać talerz przetworników w środku muszli – nausznice za diabła nie chciały zejść mimo bardzo podobnego, zatrzaskowego mechanizmu z T4, także ostatecznie nie chciałem ryzykować uszkodzenia słuchawek, nawet gdy było już po testach odsłuchowych i pracowałem już tylko ze zdjęciami oraz składem. Mam taką dewizę, że sprzęt tak jak przyjechał, tak ma wedle intencji odjechać, także było to dla mnie w tym wypadku po prostu ważniejsze.

W zakresie wad, prócz niewidocznej polaryzacji, ale nie utrudniającej w żaden sposób orientacji w kanałach, słuchawki nie mają moim zdaniem żadnych poważniejszych mankamentów. Poza jednym. Ponieważ całość swoje waży, a muszle nie dość, że wykonano z metalu, to jeszcze muszą zmieścić w sobie 6 przetworników na stronę, swoją wagą wpływają na mechanizm regulacyjny.

Choć producent umieścił na słuchawkach numerację, UFO pasowały na mnie i tak w największym rozstawieniu.

W początkowym zakresie skali chodzi bardzo luźno, stawiając opór dopiero od połowy. Znacznie lepiej zachowuje się on już po założeniu na głowę, bowiem wtedy na naszą korzyść działa sama siła rozporowa. W moim przypadku i tak musiałem pracować na maksymalnym rozsunięciu, jako że słuchawki mieściły wtedy moją głowę. To trochę zaskakujące biorąc pod uwagę ich gabaryty, ale wystarczy rzucić okiem na pałąk, który jest bardziej w kształcie litery „C” niż konwencjonalnego okręgu.

Obrotowy mechanizm muszli działa tak, jakbyśmy otwierali sejf.

Rzeczony pałąk jest elementem znanym doskonale z innych modeli Bluedio. Nie widzę w nim żadnych słabości, a jego kształt minimalizuje pracę materiału, ale z racji nie bycia metalowym, nie będzie możliwe jego rozgięcie i zmniejszenie docisku. Słuchawki pod względem wygody nie uprzykrzają życia co prawda i co ciekawe waga, choć wyczuwalna, niespecjalnie wpływa na komfort ponad lżejszymi Turbine T4, ale w moim przypadku było identycznie jak w nich, tzn. małżowiny po pewnym czasie były zbyt mocno dociskane w swoich tylnych fragmentach. Mam ten problem z naprawdę wieloma modelami i znów tak samo jak w T4, pomogły podkładki z twardej gąbki umieszczane w środku nausznic.

Konfekcja kabla może być w razie czego utrudniona, o ile nie znajdziemy podobnych zapadek lub na tyle chudych wtyków.

Jest to więc także i tu plus, że w razie konieczności można spokojnie popracować nad UFO w ramach wygody. Jednocześnie przypominam, że takie kwestie są bardzo indywidualne i moje doświadczenia niekoniecznie muszą przekładać się 1:1 na te obserwowane u innych osób z inaczej skonstruowaną anatomicznie głową oraz uszami. Modyfikacja opisana przeze mnie miała jednakże swój dodatkowy plus: poprawiała uszczelnienie słuchawek na mojej głowie, przez co udało mi się uzyskać naprawdę przyzwoitą izolację pasywną. To także uderzanie w bęben zastosowań przenośnych.

Mimo słabej orientacji nie pomylimy się - logo jest tylko z jednej strony.

W środku postanowiono upakować aż 6 przetworników na muszlę.

Jak więc wyglądają wrażenia z obcowania w towarzystwie UFO w pigułce? Wygoda akceptowalna z możliwością na „lepiej” za pomocą banalnych modyfikacji, dobre trzymanie się głowy, bardzo fajna jakość wykonania i użytych materiałów, bardzo sprytne rozwiązania. Przez cały czas korzystania ze słuchawek miałem natomiast najbardziej wyraziste odczucia w zakresie potencjalnej trwałości, co też osobiście uznaję za najmocniejszą stronę testowanych Bluedio.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Ponieważ słuchawki przyjechały jako sprzęt nowy, zostały poddane profilaktycznemu dotarciu się przez kilka dni. Nie dosłyszałem się jednak żadnych kluczowych zmian brzmieniowych i moim zdaniem znacznie więcej wpływu na to będzie miało ich odpowiednie dopasowanie oraz sama anatomia słuchacza.

Sprzętem źródłowym w przypadku tych słuchawek były:

Słuchawki były testowane zarówno w trybie bezprzewodowym jak i przewodowym, a także z późniejszym obfitym wykorzystaniem systemu wyposażonego w analogowy segment korekcyjny.

 

Jakość dźwięku

UFO Plus to słuchawki, które na początku wywołały u mnie typowo mieszane uczucia po przesiadce wprost z modeli faktycznie jaśniejszych. To jednak normalny efekt, który zawdzięczać można brzmieniu ciemnobasowemu. Słuchawki nie próbują silić się na kurtuazję jak RockMastery Live, a po prostu są konkretnie ciemne i konkretnie basowe. Zwłaszcza gdy solidnie zaopatrzymy je w mW, których wprost z pudełka akurat do szczęścia nie potrzebują. Wykres pracy słuchawek w torze domyślnym prezentuje się następująco.

Bas bowiem w UFO na dzień dobry jest mocnym i wyraźnie odznaczającym się towarzyszem. Tak samo jak przy Turbine T4, nie jest to aż tak oczywiste na wykresie, ale bierze się to m.in. z faktu, że ludzka skóra oraz pot w połączeniu z nausznicami skóropodobnymi kreują lepsze warunki izolacyjne i tym samym lepsze przenoszenie basu. Jest go tu wyczuwalnie dużo, ale jeszcze brakuje mu do poziomu np. EVO czy HP-580, także trochę bardziej umiarkowani bassheadzi będą prawdopodobnie bardzo zadowoleni.

Linia basowa zachowuje się trochę inaczej w zależności od tego, za pomocą jakiej komunikacji postanowimy sobie UFO z własnym sprzętem sparować. Słuchawki po kablu grają dosyć równym basem, preferując jednostajny przebieg przez bas środkowy i wyższy, który uwydatnia się notorycznie na sprzęcie wyposażonym w mocny wzmacniacz słuchawkowy. Gdy źródłem jest natomiast odtwarzacz, telefon lub cokolwiek z małym poziomem wyjściowym, wtedy sprzęt utrzymuje najlepszą kontrolę zakresu basowego. Sygnatura słuchawek zmienia się, gdy postanowimy przełączyć się w tryb bezprzewodowy:

 

Z perspektywy dwóch różnych wykresów strojenie może wydawać się dosyć podobne, ale jest to złudne wrażenie. Modulacji ulegają praktycznie wszystkie zakresy tonalne, tworząc z UFO model grający bardziej liniowo w zakresie sopranu, choć za cenę jeszcze bardziej cofniętej średnicy i podbitego jeszcze odrobinę basu, zwłaszcza niższego. O tym wszystkim powiem jeszcze dokładniej za moment, a jako że na razie skupiamy się na opisie basu, interesująca jest między tymi wykresami właśnie ta ostatnia rzecz.

Z reguły jest tak, że słuchawki mające swój własny moduł BT tracą na basowym animuszu względem mocnego sygnału analogowego. Wszystko przez to, że muszą być napędzane bezprzewodowo z wbudowanego w nie akumulatora, który ma przecież swoje określone parametry i ponad wszystkim musi brać poprawkę na dozowanie energii względem obiecanego przez producenta czasu pracy. Im krótszy, tym z reguły większe marudzenie użytkownika. Im większa oszczędność energetyczna, tym bardziej zmodulowane brzmienie w porównaniu do umownego stanu wzorcowego, jakim będzie sygnał po kablu. Kabel zwalnia słuchawki z konieczności samonapędzania się i obsługi modułu bezprzewodowego, gdyż sygnał transmisyjny i niezbędny do działania prąd płyną właśnie tą drogą. Oszczędności tu nie ma, a kształt brzmienia zależy wtedy od tonalności i zdolności napędowych źródła/wzmacniacza. Rzadko zdarza się, aby w trybie bateryjnym słuchawki grały mocniejszym basem niż po kablu co do zasady, a co wskazuje na to, że producent postanowił w UFO zastosować moduł bezprzewodowy automatycznie aplikujący zaprogramowane w sobie strojenie.

Samo przełączenie się w tryb BT nie ukazuje jeszcze wszystkiego, na co stać pod względem basu UFO. Mają bowiem wbudowany w siebie bardzo prosty equalizer, który śmiało można nazwać wzmacniaczem (czy może nawet „podbijaczem”) średniego basu. Działa on w koniunkcji z już aktywnym standardowo ustawieniem. Jak to wygląda w praktyce można zobaczyć poniżej:

Jak widać na wykresie, nałożone na siebie przebiegi od punktu 700 Hz są identyczne. Zmienia się jedynie kształt basu i troszkę lewe zbocze dołka obecnego w średnicy.

A skoro o niej mowa, średnica w każdym tym scenariuszu – jak nietrudno się domyślić – nie jest mocną stroną UFO Plus. Po kablu zakres ten jest trochę przyciszony i nieco stłumiony, zwłaszcza na niskich poziomach głośności, ponad którymi z racji ilości basu osobiście starałem się nie wychodzić na dłużej, niż musiałem dla poprawnej oceny spisywania się słuchawek na moich uszach. Efekt tego był taki, że póki nie zaserwowałem sobie basu wynikającego ze zwiększonej głośności, sopran był bardzo gładki, mocno kameralny i absolutnie niesybilujący. Choć cały czas obecny, jego ograniczenie zaznaczające się szczytowo w punkcie 600 Hz powoduje, że wokaliza w najgorszym wypadku stanowi bardziej tło dla utworu, niż jego clou. Podbijanie sopranu w punkcie 400 Hz nie przysporzyło mu może świeżości (to stało się po wzmocnieniu sopranu i ogólnie zmianie odbieranych w ten sposób wrażeń dźwiękowych), ale przysunęło go bliżej słuchacza.

Przełączenie się na BT co prawda nie pomaga w jego przybliżeniu (jak na ironię pogarsza mi jeszcze pracę z zakresem 600 Hz), ale ogólnie cała kondycja sopranu w tym trybie jest sprawniejsza. Ma się również wrażenie mniejszej głębi. To nawet interesujące, że przecież narzekałem na nadmierną kameralność, po czym po przełączeniu się w tryb BT troszkę za nią tęsknię. Sekret tkwi w ośrodku słuchu, którego standardową „reakcją obronną” jest adaptacja. Wystarczy popracować trochę z UFO Plus, aby przekonać się, że np. słuchawki do tej pory uważane przez nas za świetne w renderowaniu ludzkiego głosu nagle dosłownie wymiotują nam pod nogi średnicą. Tym samym po przyzwyczajaniu się do Bluedio może być konieczne przyzwyczajanie się do wcześniej użytkowanej przez nas pary, ale też możliwe, że dojrzymy w nich te wady, których wcześniej bez UFO byśmy nie zauważyli.

Sopran Bluedio to natomiast połączenie dwóch wzajemnie się wykluczających cech. Z jednej strony mamy niby ciemne granie, ale z drugiej słuchawki mimo wszystko są w stanie przekazać sporo detali i mikroniuansów. Zachowują się przy tym tendencyjnie w stronę moich K270, które szanuję i stosuję w praktyce właśnie m.in. przez tą konkretną ich zdolność. Dwie cechy są przy tym między tymi parami wspólne: zamkniętość i konstrukcja wieloprzetwornikowa. Przypadek? Możliwe, jako że obie pary egzekwują inne sposoby generowania dźwięku tak czy inaczej: Bluedio strefowe, AKG zaś w formie soczewki akustycznej. Ale wracając do tematu, UFO z takim a nie innym sopranem i cieplejszym strojeniem znów lepiej radzą sobie w sytuacji, gdy nie traktujemy zbyt powściągliwie pokrętła głośności, albo operujemy w głośnym środowisku, które w naturalny sposób takim właśnie strojeniem będzie kompensowane. Tu przełączenie się w tryb bezprzewodowy daje rezultaty najlepsze i najbardziej obiecujące, bo podnoszące donośność sopranu i czytelność całych słuchawek. Względem sygnału po kablu analogowym wygląda to następująco:

To właśnie sopran był powodem, dla którego nie pokazałem od razu nałożonych na siebie obu wykresów w taki sposób. Od punktu 2 kHz przebieg zostaje liniowo wzmocniony, plasując się średnio na wyższym o 5 dB pułapie przez większość czasu. Czasami zysk w dB jest nawet większy, np. w rejonie 7,2 kHz, gdzie wynosi aż 10 dB. Największym skutkiem ubocznym pozostaje więc – prócz najniższego basu – tylko średnica. Efekt jest taki, że nie ma się wtedy tego przyjemnego wrażenia kameralności. Ustępuje ono jednak temu związanemu z liniowością i neutralnością, nawet mimo faktu jeszcze większego wycofania się średnich tonów.

Natomiast moim ulubionym sposobem na użytkowanie UFO, była po prostu zwykła equalizacja po kablu, pozwalająca na podbicie sopranu oraz jednoczesne zachowanie kameralności średnicy wraz z dodatkowym jej przysunięciem ze względu na skorygowany wcześniej zakres 400 Hz. I najlepsze jest to, że o ile nie była to aż tak prosta sprawa jak przy T4, o tyle efekty zanotowałem znacznie przekraczające moje oczekiwania. Zasługa tego jest w ogólnie dobrej jakości sopranu jako takiego w tych słuchawkach, a co po prostu od startu nie jest w nich aż tak oczywiste. Efekty względem sygnału analogowego prezentują się następująco:

Można powiedzieć, że wizualnie zmiany są minimalne i jest to czysta kosmetyka. Nie do końca. Już te kilka dB powoduje w ich przypadku słyszalnie inną reprodukcję, wyraźnie czytelniejszy sopran, mniejszy bas, inaczej konstruowaną scenę, która zachowując swoją detaliczność przybliża do nas średnicę. Sopran podnosi się bardzo podobnie jak w przypadku komunikacji po BT, ale najwyższe oktawy wykraczają dodatkowo o kilka dB ponad poziom oferowany bezprzewodowo. To słyszalna zmiana i nie ma tu żadnej mowy o kosmetyce.

Przechodząc dalej, naturalnie można na tym etapie mieć wątpliwości co do fabrycznych zdolności scenicznych, skoro słuchawki są przedstawicielami kasty tych ciemniej grających nauszników, ale w praktyce nie jest tak źle. Plan dźwiękowy to typowa elipsa, choć z uproszczonymi trochę przebiegami międzyosiowymi. Słuchawki mają w sobie pewną cechę, której często się w Bluedio nie słyszy, a która potrafi dosłownie wyrwać z letargu, w który człowiek z racji ich ciepłej natury potrafi wpaść – zjawiskowe efekty stereo opierające się na harmonicznych. Bardzo trudno jest je wywołać w ramach muzyki, ale zdarzało mi się być kompletnie zaskoczonym jakimiś dźwiękami dobre kilka metrów od mojej głowy i to z tyłu. Odwracałem się wtedy nerwowo, że może coś się dzieje, coś spadło albo UPS nagle staje w płomieniach, a ja tu siedzę jak dureń i testuję w błogiej nieświadomości. Ale nie, wszystko było w porządku i przewijając materiał okazywało się, że to wszystko działo się tylko i wyłącznie w słuchawkach. Zwłaszcza po wspomnianej equalizacji słuchawki zyskują na donośności wszelkich efektów i niuansów, dając słuchaczowi dodatkową porcję potencjału w tej materii. Chociażby te generowane w 30 sekundzie The Mountain Top:

 

 

Można więc jak widać wykrzesać z UFO więcej niż w standardzie zdają się być łaskawe nam oferować. Niestety bardzo łatwo jest ich też nie docenić, a gdy się już to uczyni – żałować, że producent nie popracował nad nimi na tyle długo i wnikliwie, aby chociażby nawet jako dodatkowe ustawienie EQ umożliwić im funkcjonowanie wprost z pudełka tak, jak po zaprezentowanym wyżej dostrojeniu. Bowiem o ile w ramach pierwszych wrażeń słuchawki nie spowodowały u mnie odkrycia nowego wymiaru muzycznego, tak z czasem zauważyłem, że potrafią zademonstrować sobą więcej. Zupełnie tak, jakby producent na siłę próbował przed nami ukryć ich realną wartość i tym samym czynić na odwrót wobec wielu innych, chcących wyciągnąć ze swoich produktów jak najmniejszym kosztem więcej rzeczy, niż są w stanie nam realnie zaoferować. Można to sobie przełożyć np. na procesor z odblokowanym mnożnikiem, który po podkręceniu uzyskuje znacznie wyższe parametry i wydajność, niż oferował w formie fabrycznej i niepodkręconej. Większość osób powie sobie, że przecież jest to wydajność za darmo na wyciągnięcie ręki. Poniekąd podobnie jest tutaj.

W sumie gdyby porównać model UFO do T4 okazałoby się, że paradoksalnie to właśnie tańszy model ma bardziej równe brzmienie na papierze i nie wymaga aż tak prędkiego sięgania po korektor. UFO nie mogą pochwalić się tą właściwością i to właśnie opierając się o ich skorygowaną sygnaturę byłem w stanie doszukać się jak daleko sięga sporo ich cech sonicznych i możliwości. Przede wszystkim zbiłem im bas, głównie środkowy bas, aby zredukować jego nadmierne wybrzmiewanie, jak również podbiłem zakresy w punktach 6 i 15 kHz, na co zareagował ogólnie cały sopran. Tak samo bowiem jak T4, również i UFO mają problem z wyciągnięciem najwyższej oktawy i to właśnie tutaj leży moim zdaniem sedno problemu na moje uszy. Dlatego też korekcje oscylowały wokół nie tyle redukcji nadmiaru basowego animuszu, co skorygowania zmierzonego ubytku w średnicy i wyrwania do góry sopranu niczym tonącego z wciągających go odmętów.

Nagle cudownym trafem okazało się, że UFO potrafią i ładnie zagrać, i scenicznie, i otwarcie, i z nawet dobrą jakością, może wręcz bardzo dobrą. Aczkolwiek wciąż będzie to sygnatura naznaczona brzmieniem „pociemnościowego” charakteru. Prawdopodobnie przy dokładniejszym korektorze mógłbym więcej z nich wyciągnąć, ale pytaniem zasadniczym jest, czy na miejscu jest wymagać od użytkownika końcowego stosowania rozbudowanych, precyzyjnych korektorów studyjnych wobec słuchawek wieloprzetwornikowych za 550 zł? Tu kluczem do udzielenia odpowiedzi będzie pryzmat, przez jaki słuchawki będziemy postrzegali.

Moje pierwsze podejście było standardowo jak dla mnie z punktu widzenia słuchawek domowych, a więc błędnie, bowiem UFO Plus nie należą do tego typu konstrukcji. Udowodniło to sparowanie z Shanlingiem M1, który troszkę je rozjaśnił, ale głównie przez odjęcie basu. Dopiero zabranie takiego duetu w podróż komunikacją miejską sprawiło, że niczego w podróży nie brakowało i to zarówno hałasu z zewnątrz, z którym izolacyjnie całkiem sprawnie sobie słuchawki poradziły, jak i strojeniem, bowiem bas został szybko skompensowany przez otoczenie, a stonowana góra nie zaczęła wydawać się zbyt ostra. Oczywiście powrót do domu i odczekanie dłuższej chwili przywróciło percepcję ośrodka słuchowego do normy.

Wzorem trochę Turbine T3+, słuchawki po komunikacji Bluetooth robią się co prawda bardziej basowe niż wprost z dziurki M1, ale za to wyraźnie jaśniejsze i tym razem nie potrzebujące żadnych korekcji na najwyższych oktawach, a jedynie – czysto de gustibus – na basie. Identycznie też jak w przypadku T4, jestem niemal pewien, że większość z Państwa będzie z ich poziomu basowego zadowolona. Bas w tym trybie jest mocny i jednocześnie twardy, wyraźnie nastawiony na rytmikę ponad wybrzmiewaniem, by podkreślać moc uderzenia. Można go także zwiększyć za pomocą wbudowanego korektora jak pisałem, ale całość możliwości akustycznych UFO Plus odkryjemy dopiero na korektorze pełnowymiarowym, pozwalającym na skuteczne wystrojenie ich pod kątem prezentowanych wad, eksponując przy tym skrywane do tej pory zalety. Teoretycznie w odsłuchach mobilnych się to sprawdza – strojenie na bas daje najlepsze właściwości kompensacyjne w podróży w starciu z hałasem. Stacjonarnie natomiast troszkę lepiej sprawdza się parowanie w ramach łączności bezprzewodowej, jako że przy akompaniamencie wciąż wyraźnego basu wyrównuje całe brzmienie na sopranie. Nie jestem pewien czy takie było właśnie zamierzenie producenta, ale dzięki trybowi Bluetooth ujawniły się dodatkowe możliwości pracy akustycznej tego modelu, także należy uczciwie fakt ten odnotować.

Czego bym więc sobie życzył w ich przypadku? Pomijając kwestie wagi i wygody, bo to jest wciąż pole do popisu dla indywidualnych preferencji, osobiście chciałbym, żeby ich sposób grania po kablu odpowiadał w zakresie sopranu strojeniem przynajmniej temu ze wspomnianej komunikacji bezprzewodowej, ale przede wszystkim przeważeniu wykresu między swoimi stronami ilościowo tak, jak pokazałem na wykresie po korektach. Dla mnie osobiście, a więc osoby mającej cały czas swoje bardzo precyzyjnie określone potrzeby i preferencje, na pewno pierwszeństwo przyznawane jest zabawom w obniżanie basu, podkreślanie punktu średnicowego oraz podnoszenie kondycji sopranu. Słuchawki bardzo na tym zyskują, otwierają się, przyspieszają i przybliżają. Zaczynają grać bardziej na wokalizę, dostają swoistego oddechu, pojawia się śmiałe prowadzenie detali. Nadal w rytm pierwotnego charakteru, którego nie da się pozbyć, ale znacznie lepiej dla takich osób jak ja – którym po drodze z trochę innymi prezentacjami muzyki i konstrukcjami bardziej otwartymi, aniżeli zamkniętymi. Wokaliza jest dla mnie bardzo ważna, aczkolwiek nie bez powodu modele nie mające jej aż tak jednoznacznie podkreślonej są tak popularne ogólnie na rynku konsumenckim: nie każdy bowiem lubi przesyt na tym polu, jak również nie każdy używa tak grających słuchawek regularnie, aby być do tego przyzwyczajonym.

 

Zastosowanie

Fundamentalną jak dla mnie kwestią jest znalezienie odpowiedzi na pytanie dla kogo Bluedio UFO Plus będą „najlepsze”?

Dla korekcyjnych – osoby mające możliwości aplikowania poprawnie i dokładnie equalizacji dźwiękowych nie powinny obawiać się tego modelu i spokojnie móc wokół niego wykonywać gimnastykę korekcyjną mającą za zadanie przybliżyć brzmienie Bluedio do ich własnego gustu i oczekiwań. Trudno powiedzieć czy zaliczyć można do tego grona również „majsterkowiczów” lubiących pogrzebać tu i ówdzie z dampingiem i modyfikacjami, ponieważ przypomnę opisujemy tu konstrukcję wieloprzetwornikową. Takie modele są mniej przewidywalne co do kierunku wynikowego strojenia oraz bardziej podatne na niektóre aspekty akustyczne, pełniące przy słuchawkach konwencjonalnych często rolę jedynie składowych.

Dla podróżnych – to jedna z mocniejszych stron Bluedio. I nie chodzi tylko o fakt składanej konstrukcji, czy dołączonego do zestawu etui, ale też o to, że jest to model dobrze radzący sobie z pasywną izolacją w co bardziej głośnym środowisku. Tam następuje bowiem mocna kompensacja oferowanego przez Bluedio po kablu brzmienia i w efekcie słuchawki ładnie się prostują, pozostawiając dobrą jakość i czytelność. Jedynie odsłuchy stacjonarne jak zawsze cierpią na takim postawieniu spraw i tutaj – przynajmniej w ramach moich oczekiwań oraz gustu – sprzętowi należy dać szansę na zaprezentowanie w połączeniu bezprzewodowym.

Wygodne twarde etui to spokój i bezpieczeństwo w transporcie.

Dla (trochę bardziej) aktywnych – trochę zaskakująco może, ale tak, wydaje mi się, że mimo swojej wagi nadają się również do mało intensywnych w ramach ruszania głową ćwiczeń. Wszystko przez bardzo solidne trzymanie się głowy, z której spaść przez większą część czasu specjalnie nie chcą, a przynajmniej jeśli miałbym mówić o swojej. Nawiązując więc do poprzedniego zastosowania, słuchawki nie będą nam sprawiały problemu w sytuacji, gdy za moment tramwaj spróbuje nam uciec, podczas gdy my w napięciu oczekujemy na zmianę świateł na przejściu dla pieszych.

Dla szukających trwałości – konstrukcja słuchawek ma swoją wytrzymałość i UFO robią pod tym względem bardzo dobre wrażenie. Z pewnością zniosą wiele i nie będą bały się maltretowania, nawet jeśli odbije się to negatywnie na ich czarnym lakierze.

Dla uniwersalnych – którzy lubią mieć jak najmniejszą liczbę par słuchawek do jak największej liczby zastosowań. Słuchawki możemy w praktyce podłączyć pod dowolny sprzęt grający, tak za sprawą interfejsu Bluetooth, jak i zwykłego jacka. Najlepiej, jeśli docelowe źródło będzie obsługiwało standard BT 4.x, zaś po analogu nie miało zbyt dużo mocy lub podkreślonego basu (a o co bardzo łatwo). Dzięki temu wyciągniemy ze słuchawek to, co najlepsze. Stacjonarni również skorzystają z racji półsprężynowego kabla zakończonego gwintowaną nasadką z gumową „niezgubką”, który ma akurat odpowiednią długość do takich zastosowań.

Dla fanów ciężkiego brzmienia – tutaj słuchawki mają szansę pokazać pazurki. Mocny bas i ciepłe, szanujące nagrania strojenie pozwalają poradzić sobie z nadmierną ostrością gitar oraz nacechowaniem utworu należytym przytupem. Jedynym problemem napotkanym po drodze może być co najwyżej chęć wyciągnięcia z nich skrywanej pod fabrycznym płaszczem ostrości gitar.

Patrząc na temat także i od drugiej strony, Bluedio raczej nie sprawdzą się u osób szukających maksymalnego realizmu, wokalizy, a także super ostrości, przynajmniej nie wprost z pudełka. Jeśli korekcje nie wchodzą w grę i uważacie, że za dużo będzie z tym zachodu jak na konieczność i tak przecież zapłacenia 550 zł, szukałbym alternatywy w najnowszych odsłonach HM5 z tego roku, które dostały bardzo mocny lifting materiałów i brzmienia, idącego teraz w stronę typowego monitoringu i mającego się nijak do wersji testowanej przeze mnie dawno temu. Natomiast osobom wrażliwym na docisk pisane będą raczej używane K550. To najbliższe sąsiedztwo jakie przychodzi mi w pierwszej kolejności na myśl.

Obie te pary nie będą jednak tak dobrze wyposażone jak Bluedio: tylko HM5 mają pokrowiec, a i tak nie jest on twardym etui. Żadnej nie podepniemy bezprzewodowo, żadna nie będzie miała tak dobrej izolacji pasywnej jak UFO (na tym polu HM5 również się zmieniły) oraz w tak wysokim stopniu składanej konstrukcji, jak one. Także to też nie jest tak, że te produkty zastępują się 1:1. Nie, tym razem nie. Dlatego też ostatecznie wszystko będzie sprowadzało się – jak zawsze – do konkretnych potrzeb. Dopiero przy bardzo podobnie wycenianych Audio-Technicach ATH-M50x można dyskutować.

Gdyby ktoś próbował przykładać je natomiast do klasy budżetowej, powiem wprost: słuchawki są wyraźnie lepsze i czytelniejsze od tanich popularnych ISKów HP-580 czy Superluxów HD681 EVO. W wyższej cenie dostajemy u Bluedio znacznie lepsze wykonanie, lepsze materiały, lepsze wyposażenie, lepsze brzmienie jakościowo… po prostu lepsze wszystko. Po korekcjach dodatkowo odskakują i nie dają najmniejszych szans na dogonienie. Do tego możemy zabrać je wszędzie, sparować z czym chcemy i używać w głośnym otoczeniu bez ryzyka, że spadną nam z głowy. Także tu akurat sprawa jest myślę dosyć jasna.

 

Podsumowanie

UFO Plus to model wieloprzetwornikowy, a więc teoretycznie dzierżący w sobie trochę inny pakiet możliwości, niż modele wyposażone klasycznie tylko w jeden przetwornik na muszlę. Sprowadzając wszystko do bezwzględnego konkretu: fajnie wykonane słuchawki typu multidriver, które wprost z pudełka grają ciepłobasowo i zyskują na dopasowanym torze, po Bluetooth, lub najlepiej po korekcjach, które wyciągają z nich sporo drzemiącej w nich jakości.

Jakość wykonania i wyposażenie – jest zaskakująco dobrze. Przyczepić można się chyba tylko do trochę luźniejszego systemu wysunięcia, bardzo trudnych do zdjęcia padów lub na upartego braku kabla stricte pod sprzęt przenośny, ale dla mnie osobiście wszystko jest tu całkiem w porządku. Na dużą pochwałę zapracowały materiały oraz ogólna solidność złożenia. Trudno jest mi wytypować w nich element, który mógłby ulec uszkodzeniu lub pęknięciu sam z siebie.

Jakość dźwięku – w kategorii ogólnej całkiem wysoka, także mnożenie przetworników nie oscylowało tu wokół oszczędności, a faktycznie wartościowych driverów. Strojenie fabrycznie po kablu jest ciepłe, ciemne i basowe, zaś po Bluetooth nabiera sporo monitorowości w sekcji sopranowej, plasując całość na pozycji „ubasowionego V”. Najlepiej zagrały natomiast na torze wyposażonym w korektor analogowy, który odkrył w nich wcześniej niesłyszane tak łatwo pokłady całkiem dobrej czystości i detaliczności, a co ostatecznie wypracowało im wysoką notę. Mają więc sporo potencjału i to na przekór przeciwnościom. Ocenę odjąłem najbardziej za to, że producent zmusza nas do doszukania się w nich tego, co powinno być serwowane od startu, a także za przesadny w niektórych sytuacjach bas i lubiącą wtedy nadmiernie uciekać wokalizę.

Możliwości i ergonomia – na pochwałę zasługują na pewno bardzo długi czas pracy na baterii, dobra izolacja pasywna i pewne trzymanie się głowy, a także duża przenośność, całkiem szerokie możliwości przyłączeniowe oraz potencjalne modyfikacje związane z prostym powiększeniem pojemności nausznic na ucho. Po głowie powinny dostać natomiast najbardziej za wysoką wagę oraz brak oznaczeń na bocznych przyciskach, które wymuszają uczenia się ich na pamięć z instrukcji obsługi. Pojemność na głowę również może być dla niektórych osób nie do końca wystarczająca.

Opłacalność – wbrew pozorom są to słuchawki które mają swoją wartość, głównie na polu możliwości użytkowych i trwałości. Ich brzmienie w stosunku do ceny klasyfikuję natomiast bardziej przez pryzmat skrywanej w sobie jakości na poziomie czystości czy detaliczności, aniżeli realnego strojenia, które producentowi definitywnie mogło wyjść lepiej.

Słuchawki tak naprawdę dopiero po equalizacji pokazują na co je stać.

Ostatecznie słuchawki pozostawiły po sobie wrażenie konstrukcji ryzykownie trochę eksploatującej topologię wieloprzetwornikową, ale w całkiem sprawnej formule i z niezgorszym efektem końcowym, oscylującym wokół ciemnobasowego grania po kablu i ubasowionego „V” w trybie bezprzewodowym. Paradoks tego modelu polega na tym, że pierwszy sposób podłączenia sprawdza się bardzo dobrze na mieście i w środkach transportu masowego, a drugi w odsłuchu stacjonarnym. Domyślnie spodziewałbym się odwrotnego rozdysponowania tych ról. Z korektorem graficznym spędziłem natomiast najwięcej czasu, odkrywając sporo w tych słuchawkach na nowo. UFO Plus to jeden z ciekawszych modeli jakie w ostatnim czasie testowałem.

Słuchawki Bluedio UFO Plus można nabyć bezpośrednio w sklepie MOZOS.pl, zaś ich cena na dzień pisania recenzji wynosi 550 zł. (sprawdź aktualną cenę i dostępność)

 

Zalety:

  • ciekawy mechanizm składania do wysoce przenośnej formy
  • solidna konstrukcja i dobre jakościowo materiały rokujące wysoką trwałość
  • możliwość pracy w trybie kablowym i bezprzewodowym
  • bardzo długi czas pracy w trybie bezprzewodowym
  • wbudowany system podbicia basu
  • duża elastyczność w organizacji okablowania
  • funkcja prowadzenia rozmów i parowania z dwoma urządzeniami
  • po kablu ciepłobasowe granie nastawione na ciemność i kameralność, ale z bardzo dobrym wglądem w mikrodetale
  • po BT bardziej liniowa góra i ogólnie charakter
  • po equalizacji analogowej pokazują wysoką jakość dźwięku
  • zdolność do zaskoczenia słuchacza efektami stereo
  • pewne trzymanie się głowy słuchacza
  • całkiem dobra izolacja od otoczenia
  • możliwość dodatkowych modyfikacji jeszcze poprawiających izolację i wygodę

Wady:

  • wprost z pudełka przydałoby się na mój gust mniej basu, a więcej średnicy
  • konieczność stosowania korekcji, aby wydobyć z nich pełnię jakości i potencjału
  • system regulacji trochę za luźny do połowy skali
  • duża waga słuchawek z racji użytych materiałów
  • pojemność na głowę mniejsza niż może się to wydawać
  • ze względu na pewny docisk, mogą po kilku godzinach dawać o sobie znać (pomagają modyfikacje)
  • nieopisane przyciski funkcyjne
  • niektórym może przeszkadzać, że sprzęt po BT jest inaczej strojony niż po kablu analogowym
  • półsprężynowy kabel typu AIO jest dosyć gruby i sztywny, co może przeszkadzać trochę w zastosowaniach przenośnych

 

Serdeczne podziękowania dla dystrybutora marki Bluedio za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

13 komentarzy

  1. Małe pytanko, będziesz testował inne modele Bluedio w najbliższym czasie? Chodzi o T4s i Vinyl. Ciekaw jestem różnic pomiędzy T4 a T4S. I oczywiście czy Vinyl ma coś wspólnego z wynylem po za nazwą 🙂 Pozdrawiam i dziękuję za kolejne fajne recenzje

    • Z Bluedio na tą chwilę mam koniec testów, ale bardzo możliwe, że Vinyl owszem trafi do mnie na warsztat. Nie wiem natomiast jak z T4s, także jak będzie okazja dopytam czy w ogóle jest opcja na ten dokładnie model.

      Dziękuję i również pozdrawiam 🙂

  2. Jaro54, model T4s to jest to samo co T4 przy czym T4s ma dodaną technologię VFT bass. Technicznie nie różnią się niczym tylko trochę programowo. Dźwiękowo też nie ma żadnych różnic. T4s nigdy nie bedzie dostępny w oficjalnej dystrybucji bo to jest model który BLUEDIO oferuje jedynie klientom w swoim kanale sprzedaży bezpośredniej. ALI etc. Przy czym tam nie masz prawie żadnego wsparcia, gwarancji itd. Co do rzekomych opóźnień to musielibyśmy poprosić Pana Jakuba o sprawdzenie ich 🙂 Bo ja osobiście nie widzę żadnych odchyłów na niekorzyść bluedio od innych słuchawek bezprzewodowych. Słuchawki BT mają przeważnie około 1s opóźnienia max. Ja w T4 zmierzyłem około 500ms. Więc powyżej średniej. Nie utrudnia w żadnen sposób pracy. Należy jednak pamiętać, że jeżeli podłączymy słuchawki do urządzenia nie obsługującego A2DP to wyniki mogą być drastycznie różne, ale to nie wina słuchawek :). To tak jakby mieć pretensje do samochodu na ropę, że na benzynie nie ciągnie.

  3. A wspominając jeszcze o Bluedio T3+. Jak wypadają w porównaniu do Skullcandy CRUSHER Wireless? Jest dość duża różnica cenowa, a w jakości bassów, które są lepsze?

    • A co Bluedio T3+ lub SCW mają wspólnego z recenzowanymi słuchawkami? To zupełnie inne konstrukcje, także formatem 🙂 . Między nimi zaś obie recenzje ma Pan na blogu, więc myślę, że spokojnie można je ze sobą konfrontować w zakresie obu tekstów.

  4. A jak te słuchawki sprawują się w systemie kina domowego? Czy mogą zastąpić system audio 5+1 i jak sobie z tym radzą? Jakie są uwarunkowania techniczne (chodzi o sprzęt) do prawidłowego osiągnięcia dźwięku przestrzennego?

    • Słuchawki te nie pracują w systemie wielokanałowym, a jedynie konfiguracji wieloprzetwornikowej sprowadzanej do stereo, gdzie każdy przetwornik pełni rolę reproduktora odpowiedniej częstotliwości dźwiękowej. Żadne słuchawki, a w szczególności stereo nie będą zastępowały systemu audio 5.1 w sposób bezpośredni ze względu na elementarne różnice w sposobie reprodukcji dźwięku i obsługi ścieżek stereo/wielokanałowych. W słuchawkach wieloprzetwornikowych symulacja dźwięku przestrzennego może mieć miejsce tylko wtedy, gdy:
      – przetworniki tworzą prawdziwą dookólną konstrukcję
      – każdy z nich odpowiada za kierunkowość i reprodukuje ten sam dźwięk w całości, a nie tylko konkretny wycinek jego pasma,
      – system taki ma wydzielony każdy kanał i przypisany do pojedynczego przetwornika.

      Przykładem z dawnych lat takiej konstrukcji są AKG K290 Surround. Jest to system kwadrofoniczny w układzie 4.0 z dwoma przetwornikami odpowiedzialnymi za przód i dwoma za tył. Podłącza się go przez specjalny Switchbox do systemu kwadrofonicznego kolumnowego, a ten z kolei osobno pod kartę dźwiękową skonfigurowaną pod taki sygnał. System ten nie przyjął się na rynku i pozostaje jednakże ciekawostką. W przypadku współczesnych konstrukcji trzeba byłoby szukać czegoś bardziej konkretnego i posiadającego możliwość podłączenia pod kino domowe. Niestety nie jestem w stanie z pamięci wskazać takiego urządzenia.

  5. Dziękuje za test. Przyznam że mnie zainspirował ale poszedłem trochę dalej i korzystając z niezłej okazji na amazonie.de kupiłem najnowszy model wielo-przetwornikowy czyli Victory (90 euro hehe).
    Mi zależało na maksymalnym uniezależnieniu się od wzmacniaczy zewnętrznych. I to dał mi ten model. USB, S/PDIF optyczny, BT z APTX. Po analogu nie podłączałem :).
    – optyk idealny do grania, podłączasz do komputera z Sound Blasterem i masz wszystkie efekty 3D
    – BT oczywiście do komórki
    – USB do laptopa 🙂
    tak więc jak dla mnie mega kombajn muzyczny.
    Co do jakości dźwięku, to jak dla mnie największym szokiem był istniejący bass i sopran :). Ja osobiście na jakość słuchawek i wzmacniacza patrzę nie tylko przez ilość dźwięku ale też jakie „RASTI” mi daje. I tu „odkryłem” kilka nowych zrozumiałych słów w piosenkach. Tak więc jak coś polecam do testów.

  6. Ja używam Bluedio UFO tylko z 8 przetwornikami ale jestem mile zaskoczony b.dobrym dżwiękiem

  7. Witam jak się dostać do equalizera w BLUEDIO UFO PLUS, chodzi mi oto że chciałbym po eksperymentować z dźwiękiem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *