Beyerdynamic DT770 PRO to studyjna legenda. Taki napis widnieje na pudełku tych słuchawek i taki też jest status przedmiotu niniejszej recenzji – słuchawek Beyerdynamic DT770 PRO 250 Ohm, za których wypożyczenie serdecznie dziękuję p. Michałowi, jednemu z czytelników/forumowiczów oraz klientów. Słuchawki przyszły do mnie używane i z intencją, aby stworzyć z nich zarówno recenzję, jak i zmodyfikować okablowanie na coś znacznie lepszego ergonomicznie niż otrzymuje się w standardzie. Stąd w treści będzie znajdował się osobny akapit z dodatkowymi zdjęciami wnętrza muszli oraz już finalnie po modyfikacjach.
Dane techniczne
- Przetworniki: dynamiczne
- Konstrukcja: zamknięta
- Impedancja: 250 Ω
- Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 35 kHz
- Izolacja od hałasu zewnętrznego: ok. 18 dB(A)
- SPL: 96 dB
- Waga: 278 g
- Kabel: 3m, spiralny, zakończony wtykiem gwintowanym 3,5/6,3 mm
Wykonanie i konstrukcja
Słuchawki przychodzą do nas w zwykłym pudełku, praktycznie bez wyposażenia. Użytkownik niemalże jak pod Grunwaldem, dostaje do rąk te dwa nagie mie… znaczy przetworniki, obudowane zwykłym plastikiem, metalowym pałąkiem, słynnymi padami o perłowym materiale aksamitnym w dotyku, zdejmowalnym obiciem i statusem legendy, bowiem co jak co, ale obok AKG, to właśnie DT770 oraz DT990 były i nadal są częstymi bywalcami studiów nagraniowych.
To z kolei tłumaczy fakt, że dostajemy je z kablem przytwierdzonym na sztywno w formule spiralnej, którą „studyjniacy” lubią i ułatwia im ona pracę, a „domowi” nienawidzą z wręcz przeciwnych powodów.
Ktoś może powiedzieć: „no dobrze, fajnie, to po co kupować model studyjny skoro chce się go używać w domu? Przecież Beyer ma serię domową”. I prawdę jeno powie, gdyby nie drobny szczegół: nie znalazłem nic poza często sprzecznymi informacjami odnośnie wersji 32 Ohm oraz Limited Edition, które różniły się rzekomo właśnie padami oraz prostym kablem 3m zamiast spiralnym. W przypadku DT990 jest to znacznie bardziej czytelne, bowiem tam mamy albo model PRO, albo nie-PRO (Edition) o zupełnie odmiennym kształcie, który zresztą dawno temu na blogu gościłem i nawet posiadałem na własność. I tu ciekawostka, że… faktycznie istniał model Edition, albo przynajmniej coś na tenże kształt, który był DT770 w obudowie z DT880/990 i pokrywą muszli z późniejszych T70, znanych wraz z T90 ze swojej tendencji do doprowadzania użytkowników do obłędu ilością sopranu. Słuchawki te są już z tego co się orientuję od lat niedostępne (tak samo jak seria T), a informacje o ich istnieniu datowane są na rok np. 2011, więc jak widać sporo rzeki w Odrze upłynęło wraz z rybami od tego czasu.
Obecnie można dostać jeszcze modele DT700 PRO, jak również DT1770 PRO, ale o nich nic pisać nie będę z racji braku obcowania z którymkolwiek z nich. Śmiem jednak stwierdzić, że drugi będzie identyczny w zachowaniu jak model DT1990 PRO, a więc bardziej wyrafinowaną i lepiej wykonaną wersją 770-tek, zaś pierwszy w kontekście opłacalności uzna i tak wyższość poczciwych 770-tek.
Wygoda jest na wysokim poziomie, a zasługą tego jest fakt, że słuchawki są używane. Od nowości bowiem przychodzą do nas w nieco ciaśniejszej konfiguracji za sprawą metalowego pałąka, który po prostu musi się „rozejść” na naszych spragnionych audiofilskich rozkoszy łbach. Można mu w tym oczywiście pomóc rękami, w umiejętny rzecz jasna sposób.
Choć zdawać się może, że zamkniętość daje DT770 przewagę taktyczną w wielu scenariuszach użytkowych, to tak w rzeczywistości nie jest. Słuchawki owszem, izolują lepiej od otoczenia niż ich półotwarci pobratymcy, ale nie jest to izolacja absolutna. Z racji welurowych padów, słuchawki przyjmują sporo dźwięku z zewnątrz, a w czym uczestniczy też niespecjalnie mocny docisk, który zresztą jak pisałem albo nastąpi prędzej czy później, albo w międzyczasie wygeneruje trochę kosztów z racji ugniatania padów, słynących z prasowania się.
Izolację ustawiłbym więc tu na poziomie nawet nieco mniejszym niż w LCD-XC/TH-610. Odetną trochę niepożądanych dźwięków i tym bardziej zrobią to, gdy popłynie muzyka, ale nie będzie to też poziom ochronników słuchu, aby każdy miał tego świadomość.
Opis dźwięku
DT770 to w pierwszym odsłuchu studyjne wydanie DT990, choć po dłuższym namyśle raczej skłaniałbym się bardziej ku DT880. Powodem jest pozycja średnicy i ilość basu, które bardziej przypominają mi właśnie 880-tki.
Na wykresie na pewno widać przesunięcie między przetwornikami lewym i prawym. Wynika ono z paru czynników, o których powiem za moment przy okazji modyfikacji.
Niemniej, jest poza tym wiele innych cech, które sumarycznie obraz dźwiękowy DT770 pozycjonują jako zamknięty wariant DT880. Ale żeby nie opisywać rzeczywistości wyłącznie przez tenże pryzmat, DT770 PRO grają co do zasady:
- wyczuwalnym, sprężystym basem z dobrymi właściwościami technicznymi,
- ani nie za bliską, ani nie za daleką średnicą (ale bliższą niż w DT990),
- słyszalnie podkreśloną górą wysuwającą się na pierwszy plan,
- szeroko zakreślaną sceną o właściwościach podobnych do DT880 i gorszych niż w DT990.
Przy moich preferencjach za dźwiękiem wyważonym, naturalnym, równym i uniwersalnym, o ile jestem w stanie spokojnie tolerować górę DT770 i nie przeszkadza mi ona o dziwo z punktu widzenia jakiegoś dyskomfortu, o tyle jest jej dla mnie po prostu za dużo. Nie jest więc prawdą, że słuchawki są neutralne.
Sopran jest podkreślony, zwracający bardzo dużą ilość detali i przez to słuchawki nie tyle preferuję, co muszę preferować na nieco niższych poziomach głośności niż zwykłem słuchać innych modeli.
Jednocześnie są osoby którym się taka prezentacja podoba i wliczyć można w te grono samego właściciela. Zresztą, gdyby było inaczej, słuchawki nie trafiłyby na warsztat i modyfikacje, o których powiem za moment więcej. W testach zauważyłem, że nawet nie tyle wynikając z preferencji, ale technicznie DT770 są projektowane wprost pod niższe natężenia, albo maksymalnie umiarkowane. W sytuacji mocnego odkręcania pokrętła głośności, słuchawki momentalnie zaczynają rezonować i sypać zniekształceniami jak z rękawa. Rekomendowałbym tym samym trzymanie się SPL preferencyjnie poniżej 80 dB, co i tak jest wartością graniczną w kontekście naszego zdrowia.
DT770 trochę mnie mimo wszystko jednak zaskoczyły. Spodziewałem się otrzymać akustyczną papkę i rozjazdy we wszystkie strony wynikające z siermiężnego i prostolinijnego zamknięcia przetworników nie będących predysponowanymi (w moim podejrzeniu) do pracy w formule zamkniętej. A przecież historycznie to właśnie od zamkniętych słuchawek tenże producent zaczynał swoje słuchawkowe wojaże na rynku.
Tonalnie natomiast spodziewałem się zastać przesadnie wzmocniony bas, wspomnianą przesadzoną i sybilującą górę, małą scenę. A co spotkałem, wypisałem już wyżej w formie listy. Bas wcale nie jest w DT770 przesadzony. Wręcz przeciwnie, jest świetnie dobrany, podkreślony tyle ile trzeba, a do tego dobry technicznie, dokładny. I to przy standardowych padach welurowych. Można spokojnie założyć, że wzmocnienie nastąpiłoby przy użyciu skórek (najbliżej zapewne z modelu Custom One Pro).
Średnica „istnieje”. Nic jej nie dolega, ani nie jest przesadnie wycofana na moje ucho, ani też na pomiarach nie wygląda jakby chciała a nie mogła, ani nie jest wypchnięta i wsadzana nam w gardło jak w K271. Po prostu jest i jeśli już, bardziej pozycjonowałbym ją w kierunku tych lekko powściągliwych, a co jest naturalnym wrażeniem z racji podkreślonych sąsiadów.
Scenicznie słuchawki eksponują się na szerokość, mniej stawiają na efekt głębi i tutaj to, co może pomóc, to zabawy z padami oraz inne drobne modyfikacje dampingu, aczkolwiek liczyć się należy z tym, że mogą one spowodować więcej szkody niż pożytku (na zasadzie: popraw jedną rzecz i zepsuj trzy).
Osobnym tematem pozostanie elementarna jakość dźwięku. Patrząc po zniekształceniach, choć trochę przerażające może się wydawać zachowanie basu w punkcie 20 Hz, w praktyce w zakresie przez nas już całkiem dobrze słyszalnym spadamy poniżej 2%, a więc mniej niż oferują nawet drogie wzmacniacze lampowe klasy audiofilskiej. Od razu dopowiem: nie będą tu takowe potrzebne. W punkcie kontrolnym uzyskujemy 0,176% THD, co w zaokrągleniu do 0,2% da nam -54 dB THD+N. Patrząc na bas, przypuszczalnie głównie kontrybuują w tym pady welurowe, które mają tendencję do przepuszczania dźwięku w sensie obniżania izolacji (i tym samym siły subbasu), zapraszając w to miejsce dźwięki z otoczenia.
W temacie odpowiedzi impulsowej, słuchawki wyglądają przyzwoicie i reagują dosyć szybko. Przetworniki uspokajają się mniej więcej w pół milisekundy, a w jednej milisekundzie jesteśmy na poziomie kilkuprocentowych drgań.
Zasadniczą kwestią będzie na sam koniec to, czy spodoba nam się taka prezentacja. Beyerdynamic jest dosyć konsekwentny w ramach tej konkretnej serii słuchawek, ale co do zasady większość ich produktów gra w taki właśnie sposób, tj. na wyeksponowany sopran. Jeśli mogę coś doradzić osobom, którym wszystko się w nich podoba i jedynie sopranu mogłoby być nieco mniej w waszym mniemaniu, spróbujcie prostej equalizacji zanim wypełnicie dokumenty zwrotu do sklepu. DT770 nie są aż tak trudne w doprowadzeniu do porządku i może się okazać, że będziecie o nich mówili to samo, co wielu mówi o HD800: że wprost z pudełka jasne i drażniące, a po banalnej equalizacji najrówniejsze słuchawki jakie słyszeli. Kluczem jest odpowiednie zlokalizowanie punktów bądź obszarów, które miałyby korekcjom podlegać i taką pomocą służą pomiary w niniejszej recenzji.
Szybkie porównania
DT770 pozwolę sobie przyrównać – z racji zamkniętej konstrukcji – do kilku par closed-back, które mam dosyć dobrze zapamiętane.
DT770 vs K271
Na starcie od razu rzuci się nam wypchnięta średnica K271 wraz z redukcją techniczności niskiego basu i podwinięcia się tonalnie góry. Wręcz mogą brzmień sztucznie i pudełkowo na tle DT770, ale to dlatego, że obie pary mają swoją specyficzną sygnaturę dźwiękową. Jakość odsłuchu stoi po stronie DT770.
DT770 vs TH-610
Słuchawki dzieli spora różnica w cenie, również w masie i materiałach, ale tonalnie wskazałbym TH-610 jako znacznie przyjemniejsze do wielogodzinnych odsłuchów z perspektywy akustycznej. Powinny mieć więcej basu oraz zauważalnie cieplejszą górę, będąc znacznie bardziej muzykalną i potulną alternatywą dla 770. Scena na szerokość będzie mniejsza, ale zyskamy nieco na polu głębi. Klasa dźwięku również może wydać się lepsza, gdyż słuchawki Fostexa mają tendencję do maskowania niedoskonałości nagrań, a więc obierają kierunek wprost przeciwny do intencji projektantów Beyerdynamica. DT770 pokażą więc nieco więcej dokładności na basie, ale i też multum detali w sopranie, a że obie pary odstają na swój sposób od umownej równości tonalnej, kontrast między nimi – głównie w sopranie – będzie całkiem spory.
DT770 vs LCD-XC
Jeszcze większa różnica w cenie, kolosalna w temacie wagi i ogólnych gabarytów, ale tonalnie już bliżej siebie. LCD-XC uważam za jedne z najlepiej rokujących tonalnie słuchawek zamkniętych jakie testowałem, z racji ich podatności na modyfikacje oraz ogólnych właściwości. Oczywiście zakładając, że producent po raz tysięczny nie zmienił nic w ich konstrukcji od czasu wyprodukowania mojego egzemplarza (rocznik 2018), a co już i tak miało miejsce z tego co widziałem. XC odbierzemy jako słuchawki przede wszystkim równiejsze, mające bliższą i bardziej intymną średnicę, która jest naturalnym równoważnikiem pozostałych zakresów. Bas będzie podobny ilością i technikaliami, góra jaśniejsza w kategorii ogólnej, ale nie tak podkreślona w kategorii porównania bezpośredniego z DT770. Dodanie wkładek do tych słuchawek natomiast spowoduje (można użyć oferowanych przeze mnie wkładek do Beyerdynamica, wkładanych do środka padów Audeze między warstwę płótna zabezpieczającego a sam pad), że słuchawki jeszcze bardziej się wyrównają i pokażą jak bardzo „V-kowate” jest brzmienie całej linii Beyera.
Finalnie jednak DT770 nadal mogą wyprowadzić ciosy w postaci trwałości (i dostępności) driverów oraz wagi oraz konstrukcji, które po prostu nie sprawiają problemów użytkowych. XC to słuchawki bardzo ciężkie i 8 godzin dziennie w nich może powodować duże uczucie dyskomfortu. Natomiast jakiekolwiek awarie będą po prostu kosztowne z racji pozycjonowania się producenta jako marki premium.
DT770 jako zamknięte uzupełnienie DT880/990?
W zasadzie tak, słuchawki mogą pełnić taką rolę i nie będzie to jakiś szok akustyczny dla użytkownika. W pierwszych chwilach na pewno rzuci mu się w uszy – zwłaszcza względem DT990 – zamknięty charakter tych słuchawek, tj. ubytki w przestrzeni i holografii, która w 990-tkach jest całkiem niezła. Mniej różnic powinno być na polu 880 i tutaj płynność lawirowania między jedną a drugą parą u użytkownika winna być już większa. Wyjęte poza nawias są DT990 PRO, które to są faktycznie otwartym w pełni wariantem 770, a których tu nie przytoczę z racji niedostatecznej ilości informacji.
Osobiście uważam, że jeśli zamknięta konstrukcja DT770 (i analogicznie półotwarta 990) nam nie przeszkadza, można spokojnie pozostać przy tym właśnie modelu i nie mieć konieczności posiadania tuzina innych na różne okazje. Wszystkie słuchawki z tej serii robią zbliżoną robotę, są podobne do siebie tonalnie i nie zachodzą między nimi kolosalne różnice w strojeniu. Nie powtarza się sytuacja z np. HD 800 vs HD 820 albo znacznie bardziej realnie cenowo K240 vs K271. Tam następowało zamykanie tego samego przetwornika, stworzonego pod konstrukcję otwartą. W DT770 zastosowano szereg dławików i osłon akustycznych, a więc widać, że producent starał się nie po prostu władować driver w nową komorę i niech się dzieje wola nieba, tylko realnie uzyskać podobne strojenie we wszystkich trzech modelach (przypomnę, że DT880 również mają pewne elementy dodatkowe na kapsule drivera i tylko DT990 mają go w formie „czystej”).
Czy potrzebuję wzmacniacza do DT770 250 Ohm?
Beyerdynamic od wielu lat oferuje swoje słuchawki w kilku wersjach impedancji, z czego najpopularniejszym był u niego od zawsze model pośredni, 250 Ohm. Notorycznie zdarza się, że użytkownicy mają co do niego obawy, czy aby nie będzie problemów z należytym jego napędzeniem. Padają zatem zasadne pytania, czy aby potrzeba do słuchawek od razu dokupić jakiś wzmacniacz.
Być może będzie to trochę szokujące, ale… nie, a przynajmniej w wielu przypadkach nie będzie nam potrzebny wzmacniacz słuchawkowy, aby słuchawki uzyskały należytą głośność. Słuchawki pracowały mi całkiem komfortowo zarówno z interfejsu studyjnego (czyli tak jak pismo nakazuje), nie mającego jakiejś wszechpotężnej końcówki mocy w sobie, jak i z poczciwego układu zintegrowanego z płytą główną komputera, w tym wypadku ALC872 (Asus Z87 Plus), który z jakiegoś powodu wiecznie myli mi się z ALC892.
Otóż na tymże nędznym zdawałoby się ALC872, mogłem słuchać muzyki z satysfakcjonującą głośnością już na poziomie 24% (-21 dB). Być może pojawi się tu argument jakości dźwięku, ale i tu pomiarowo byłem w stanie wyciągnąć ok. -80 dB THD+N i to na zauważalnie wyższym poziomie odsłuchu niż normalnie, a co jest wartością absolutnie wystarczającą dla uzyskania czystego dźwięku z komputera w kontekście możliwości ludzkiego słuchu. Dla porównania, Gigabyte B8 Gaming to ok. 83 dB, zaś poważne karty dźwiękowe to 97 dB (Xonar Essence STX II) oraz 98 dB (EVGA Nu Audio).
Oczywiście będą zdarzały się nam układy i układy. Już na drugim komputerze, tym razem wyposażonym w leciwy układ VT1706S, jakość dźwięku jest daleko odbiegająca od obu wymienionych, również tonalnie. Słaby bas jaki uzyskiwany jest tam na wyjściu zgrywa się chyba tylko z cieplejszymi słuchawkami i basowymi głośnikami komputerowymi, którym wydatnie pomaga niemalże niczym sprzętowy EQ. Warto mieć więc na uwadze, że układy zintegrowane, ale też karty dźwiękowe i zewnętrzne DACi mogą trafić się różne i nie ma jednego uniwersalnego klucza „ten jest dobry a ten jest zły”. Może być tak, że akurat miałem te szczęście i trafiłem na „dobrego Realteka”, a może jest to zasługa sterowników, które również mam specjalnie dobierane i sztukowane pod przede wszystkim natywną obsługę ASIO, a może po prostu już w 2013 roku implementowano całkiem przyzwoite układy na płytach głównych, wbrew powszechnemu wyobrażeniu.
W każdym razie z ALC872 nie usłyszałem żadnych przebić, żadnych szumów urządzenia, absolutnie żadnych niepożądanych dźwięków pobocznych, a poziom zarówno głośności całkowitej jak i zniekształceń był z dużym zapasem. Dlatego też zakup DT770 niekoniecznie musi się wiązać z dodatkowymi zakupami i zachęcam najpierw do zakupu samych słuchawek, a potem zdecydowania czy faktycznie zachodzi realna potrzeba za dalszymi zakupami. Dla ciekawości, K271 również dają sobie radę z ALC872 i grają dostatecznie głośno przy 20%. Z interfejsu również radzą sobie świetnie. Mają przy tym 55 Ohm, a nie 250. Dlatego że patrzyć należy też na wydajność, nie na same Ohmy, a o czym popełniłem swego czasu osobny artykuł. Z kolei bardzo wymagające K240 DF to już 600 Ohm, niska wydajność i minimum 40% głośności dla mojego komfortowego jak pisałem odsłuchu, który mieści się w granicach do 65-68 dB SPL.
Modyfikacje – rekabling
Para którą otrzymałem od czytelnika jest o tyle ciekawa, że tym razem miałem nie tylko pełne pozwolenie na ingerencję w środek, ale wręcz przykazanie by to uczynić, ponieważ słuchawki przyszły na recenzję i jednocześnie modyfikację, polegającą na wymianie tego ich nieszczęsnego kabla spiralnego, który także i mnie irytował podczas użytkowania.
Sprawdza się to w studiu, ale fakt nieodpinania tegoż kabla jest w przeciwieństwie do AKG z linii granatowej (studyjnej) powoduje mocne przesunięcie właśnie w te rejony. To, że konsument domowy je sobie kupuje jest wyłącznie życzeniem samego konsumenta i działaniem wbrew intencji producenta, który inaczej chciał tenże produkt pozycjonować.
Zatem umówiliśmy się na wymianę kabla, ale nie tylko tego zewnętrznego. Wymienić pozwoliłem sobie także przewód łączący oba przetworniki, jako że słuchawki i tak musiałbym rozebrać na części pierwsze i najłatwiej jest wykonać wszystko od razu za jedną rozbiórką. Na zdjęciach pozwoliłem sobie zamazać numery seryjne.
Kabel główny oparty został oczywiście o coś, czego jestem pewien co do konstrukcji, ergonomii czy trwałości, a więc AC2. Długość 2m, zakończenie dużym jackiem, oplot w kolorze wiśni japońskiej (stojak w tym samym wykończeniu dobrałem już z własnej inicjatywy do dalszych zdjęć). Są to bardzo fajne i poręczne kable o niskiej masie oraz średnicy pasującej do większości takich zadań. Dlatego też bardzo dobrze sprawują się przy „twardym” rekablingu, gdzie liczy się jak największa elastyczność i komfort użytkowania, na które zresztą właściciel słuchawek będzie rad nie rad skazany, a także łatwość montażu i jak najmniejsza ilość ingerencji w samą konstrukcję słuchawek.
Jest to ważne zwłaszcza wtedy, gdy ponownie zostanie wykonany rekabling lub zamontowane zostaną gniazda na sztywno. Teoretycznie dałoby się to wykonać, ale tak jak słuchawki zostały przygotowane obecnie, są w dalszym ciągu odwracalne i fabryczne okablowanie bez problemu można przywrócić.
Być może będzie to trochę antyreklama tego modelu, ale uważam, że słuchawki te nie tyle można, co powinno się, modyfikować. Zysk ergonomiczny jest tu ogromny, a sama operacja nie jest – przy założeniu wprawnych rąk – wyzwaniem nad wyzwania. Wymaga jednak wiedzy co się robi, w jakiej kolejności i odpowiednich narzędzi.
Antyreklamą jest to dlatego, że nawet na prostą logikę nie po to kupujemy słuchawki w sklepie jako nowe, aby od razu w nich grzebać i je „psuć”, aby finalnie albo zepsuć, albo „naprawić”. Dlatego czynnikiem decydującym musi być ich bardzo duże pasowanie nam ich konstrukcji oraz dźwięku w postaci fabrycznej.
Nie jest wcale złym pomysłem zaopatrzenie się w model używany z rynku wtórnego, aby to na nim przeprowadzić tego typu modyfikacje, ale najbezpieczniejszym krokiem zawsze jest albo zapytanie sklepu o sztukę demonstracyjną – jeśli takową posiada – albo zakup i zwrot w terminie 14 dni, jeśli mimo wszystko nie jest to prezentacja łaskawa dla naszych uszu. Z całej takiej przygody przy okazji będziemy w stanie wyciągnąć cenną naukę, nawet jeśli coś po drodze zepsujemy decydując się na pozostawienie słuchawek i późniejsze własne modyfikacje. Tu na szczęście wszystko udało się bardzo dobrze. Efekty w pomiarze wyglądały następująco:
Na pewno względem wcześniejszego wykresu rzuci się w oko nieco lepiej wyważony poziom tonalności obu przetworników. Obiecałem że wrócę do tego tematu.
W przypadku słuchawek z jednostronnym kablem, stosuje się różnego rodzaju płytki dystrybuujące sygnał albo połączenia przelotne na drugi przetwornik. AKG stosuje tu np. proste, acz pomysłowe puszczenie sygnału do drugiej muszli po prętach pałąka, a więc z wykorzystaniem konstrukcji nośnej samych słuchawek. Beyer stosuje natomiast płytkę drivera lewego i przejście przewodowe pod obiciem pałąka.
Przesunięcie balansu jest często spotykane w takich konstrukcjach i często nie jest brane nawet za defekt (nawet do 3 dB tolerancji między driverami jest akceptowalne). U Beyerdynamica jest to o tyle jeszcze skomplikowane, że wynika z dużej wrażliwości tego modelu na nauszniki: ich profil, głębokość, a nawet materiał w środku i ilość/rodzaj otworów pod spodem, a który też bierze udział w procesach akustycznych. Słuchawki więc zostały przeze mnie wyważone i dobrane padami tak, aby ich przyleganie było jak najrówniejsze i najdokładniejsze, ale też nieco mocniejsze na prawą (słabszą) stronę.
Mimo to, nadal widać różnicę między obydwoma przetwornikami w rejonie 100-600 Hz. To już kwestia sparowania obu jednostek ze sobą i niestety nie ma na to lekarstwa poza wymianą przetworników i czynieniem tego tak długo, aż dobierzemy względnie zgraną ze sobą parę. Na pewno jakiś wpływ ma tutaj ponowne układanie słuchawek na fantomie celem pobrania nowych pomiarów akustycznych, co wprowadza niepożądane zmiany do odczytu danych, ale z tego co porównywałem, nie udało mi się uzyskać dokładnie takich samych pomiarów przy różnych pozycjach/konfiguracjach między stanem przed a po modyfikacjach. Możliwe też że przy symetrycznym rekablingu sam balans kanałów byłby nieco lepszy. Pomagało to chociażby moim Sextettom czy DFom, ale też nie do końca. Dlatego najlepszą metodą na wyważenie kanałów będzie po prostu dbanie o równomierny, czy może odpowiednio intensywny, proces zużywania się padów i przybliżania w ten sposób przetworników do naszej głowy tam, gdzie słyszymy dźwięk ciszej.
Czy warto kupić DT770 PRO?
Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie samodzielnie, ponieważ każdorazowo będzie to subiektywna ocena i opinia. Osobiście jakimś zatwardziałym fanem Beyerdynamica nie jestem i z marką tą nie wiążą mnie ani sentyment, ani doświadczenia z lat młodszych, ani też fascynacja modelami historycznymi, choć zapewne znalazły by się tam przepięknie grające rodzynki i wisienki (byle bez pestek). Stąd moja opinia jest bardzo neutralna.
Za modelem 770, ale i w zasadzie całą serią DT z tego odłamu, przemawiały od zawsze: wysoki stosunek ceny do możliwości i jakości dźwięku, duża podatność na modyfikacje, niskie koszty eksploatacyjne, łatwość ewentualnych napraw. Od zawsze były to też słuchawki z gatunku „wół roboczy”, wysoce popularne w studiach nagraniowych, kupowane tam paletami, eksploatowane do granic możliwości i wciąż dające sobie w takich warunkach radę.
W przypadku użytkowników domowych, tak samo od zawsze był to model w którym chciano uzyskać jak najwięcej za jak najmniej i po to się go kupowało. Nie dla wyglądu czy ekstrawagancji, albo niesamowicie rozbudowanego wyposażenia. To miały być od początku do końca po prostu słuchawki użytkowe. Wysoce użytkowe. I takimi też właśnie są DT770, stojąc na równi w tym względzie z dawną legendarną półką dynamicznych słuchawek premium: K701, DT880, DT990, HD600, HD650. Tak jak niegdyś Superluxa, „deteki” kupowało się pod modyfikacje, pod zabawy akustyką, aby mieć ten przysłowiowy „super dźwięk za super pieniądze” i to jeszcze w wydaniu „dla kumatych”, którzy wiedzą jaki drzemie w nich potencjał, albo przynajmniej gdzieś tam podświadomie to wyczuwają.
Słuchawki na dzień pisania recenzji można bez problemu zakupić w większości sklepów w Polsce.
Witam
Skoro o modyfikacjach mowa takie pytanko
Czy jest sens przerabiać takie słuchawki DT 880, Dt 990 na przewód zbalansowany (odpinany) do każdej słuchawki osobno,
czy coś się zyska na takiej modyfikacji czy takie działanie nie ma sensu ?
w przypadku współpracy takich słuchawek z ZEN DAC podłączając je w gniazdo zbalansowane
Dzień dobry,
Sens takiej przeróbki jest w następujących sytuacjach:
1. słuchawki są w wersji 600 Ohm i faktycznie mogą jakkolwiek wykorzystać dodatkową moc płynącą z balansu (czyli odsłuch jest wykonywany na niemal pełnym odkręceniu pokrętła głośności).
2. fabryczny kabel uległ uszkodzeniu albo jest to kabel spiralny, który chce się wymienić i przy okazji zrobić po prostu taką modyfikację z własnej woli.
3. urządzenie które się posiada ma znacznie lepsze parametry pracy po złączach zbalansowanych (tj. jego producent potraktował wyjście single-ended po macoszemu i próbuje udawać w ten sposób że balans magicznie dodaje jakości lub po prostu przyoszczędził na swoim sprzęcie i tak mu wyszło).
Podstawowym założeniem natomiast jest, że ze słuchawek jest Pan bardzo zadowolony i chce z nimi pozostać jako ich użytkownik.
Miałem ostatnio pożyczone DT 880 250 Ohm i w porównaniu do moich AKG 240 MKII (obie podłączone do ZEN DAC V2 ) wniosły sporo więcej przestrzeni, detaliczności porostu więcej „rzeczy” zaczęło przyciągać moją uwagę przy słuchaniu muzyki często nawet osłuchanych kawałków. Zastanawiałem się czy w tej konfiguracji taka modyfikacja może coś jaszcze wnieść (poprawić) do odbioru słuchanej muzyki. Rozglądam się za nowymi słuchawkami i z racji tego że słucham w biurze słuchawki o konstrukcji pólotwartej wydają się dobrym rozwiązaniem jestem trochę odizolowany a i dźwięk z słuchawek tez trochę. Obawiam się ze słuchawki otwarte będą oprotestowane przez moich współpracowników