Firma Audictus powraca z kolejnym ciekawym modelem dla bardzo oszczędnych użytkowników szukających dla siebie interesujących recept na dobry dźwięk za skromne pieniądze. I choć w takich modelach słuchawek bardzo często dochodzi do kompromisów, na które rad nie rad musimy się godzić, w przypadku tej konkretnej firmy wielokrotnie już chwaliłem wyraźne ślady dążenia do maksymalizacji brzmienia, nawet jeśli miałoby się ono odbywać kosztem drobnych niedoróbek użytkowych. Jeśli dodamy od tego zachowanie dużej wierności obranemu do tej pory kierunkowi brzmieniowemu, ale bez negowania trendów, preferencji i opinii użytkowników, pozostaje nic innego jak z uwagą przysiąść do kolejnej pozycji w portfolio przenośnych słuchawek Bluetooth: kosztujących 150 zł Audictusów Winner. Sprawdźmy więc jak są zbudowane, w jakich zastosowaniach mają szansę się nam sprawdzić, jak wypadają w pomiarach oraz przede wszystkim – jak grają.
Dane techniczne
- Format słuchawek: nauszne
- Przetworniki: 40 mm, dynamiczne, zamknięte
- Wersja Bluetooth: 4.2
- Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz
- Impedancja: 32 Ω
- Dynamika: 100 dB +/-3 dB
- Czułość mikrofonu: – 45 dB
- Bateria: 300 mAh
- Czas pracy bezprzewodowej: ok. 10 godz.
- Czas ładowania: ok. 2 godz.
- Czas czuwania: ok. 250 godz.
- Waga: 138 g
Opakowanie i wyposażenie
Słuchawki dostarczane są nam w dwuczęściowym pudełku: zewnętrzne o dosyć ładnym wzornictwie skrywa surowy, ale ekologiczny karton, a w nim słuchawki zatopione w plastikowym blistrze. Są więc bardzo dobrze zabezpieczone w transporcie. Pod blistrem znajduje się instrukcja oraz akcesoria: kabel 2,5 m jack-jack, kabel ładowania USB oraz pokrowiec zabezpieczający przed kurzem.
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki wykonane są z plastiku, który jest pozbawiony zmatowienia względem Achieverów i nawet w dotyku jest odczuwalny jako tańszy kompozyt, ale ich główną ramą nośną jest stalowy pałąk z metalowymi, wysuwanymi widełkami. To bardzo dobrze, ponieważ takie słuchawki gwarantują zarówno dużą wytrzymałość konstrukcji, jak też i możliwość kształtowania ich docisku, jeśli dla kogoś jest on za mały lub za duży. Przy pierwszym kontakcie słuchawki sprawiają dobre wrażenie i całkowicie adekwatne do swojej ceny, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Sygnał między jedną a drugą muszlą – z racji konfiguracji jednokablowej – jest poprowadzony białym kablem o płaskim przekroju. To znacznie lepsze rozwiązanie niż cienkie kabelki spotykane w wielu budżetowych słuchawkach, jak np. Superluxa. Oznaczenie muszli jest bardzo czytelne i oparte o wewnętrznie nadrukowane litery w nausznikach, a co od razu przywodzi na myśl niektóre modele AKG, np. K550.
Na lewej muszli znajdziemy tylko złącze Micro-USB przeznaczone do ładowania, wraz z gumową zaślepką i malutkim otworem w którym ukryto mikrofon. Na prawej umieszczono wszystko, co wymagane jest przez nas do sterowania słuchawkami: przycisk wielofunkcyjny z wbudowanym włącznikiem oraz połączone ze sobą przyciski od głośności/przeskakiwania między utworami. Jest również gniazdo jack 3,5 mm dla połączenia analogowego. Osobom praworęcznym może to troszkę przeszkadzać, ale akurat z racji małych gabarytów sprzętu i wtyku nie miałem z tym problemu. Diodę schowano na środku pokrywy z logiem producenta, a które widoczne jest tylko podczas ładowania (czerwona) oraz pracy słuchawek (niebieska, stałe światło).
Ogólnie słuchawki po oględzinach Audictusy nadal pozostawiają po sobie dobre wrażenie, nawet mimo faktu, że ich konstrukcja nie jest aż tak mocno składana jak w nieco droższych Achieverach.
Okablowanie i komunikacja
Do zestawu dołączony jest 2,5 m kabel, który jest co prawda trochę przydługi do korzystania z Winnerów w formie w pełni przenośnej (o ile nie lubimy mieć sporego zapasu pod grubą kurtką), ale prawdopodobnie producent chciał w ten sposób uczynić ukłon w stronę użytkowników domowych, traktujących takie słuchawki jak model uniwersalnego przeznaczenia. Mikrofonowanie jest w jego przypadku słyszalne z racji materiałowego oplotu, więc warto mieć to na uwadze, zaś podłączenie go automatycznie wyłącza tryb BT. Paradoksalnie kabel ładowania USB jest bardzo krótki i kontrastuje z okablowaniem analogowym.
Funkcje komunikacyjne w Winnerach zdaje się nie są ich mocną stroną. Przede wszystkim – o ile słuchawki posiadają możliwość prowadzenia rozmowy telefonicznej poprzez wbudowany w nie mikrofon, prawdopodobnie jest on skierowany nie do końca w stronę naszych ust, przez co ma problemy z akuratnym zbieraniem naszego głosu. Nie możemy też wybronić się mikrofonem na kablu, ponieważ takowego nie mamy w zestawie. Aczkolwiek istnieje możliwość podłączenia takowego od innych słuchawek (np. Achieverów). Automatycznie oznacza to, że w przypadku wyczerpania się baterii, z mikrofonu nie skorzystamy, choć z samych słuchawek naturalnie już tak.
Podczas rozmowy telefonicznej, jeśli chcemy zmienić słuchawki na inne i kontynuować rozmowę, zazwyczaj mogłem rozłączyć dany zestaw, telefon automatycznie przełączał się na własne wbudowane głośnik + mikrofon, po czym włączałem kolejny zestaw słuchawkowy i po chwili mogłem kontynuować rozmowę na nowym zestawie ze świeżą baterią (zaleta posiadania kilku par). Winnery na to niestety nie pozwalają. Przy próbie rozłączenia zestawu od telefonu słuchawki najpierw… kończą połączenie telefoniczne, potem dopiero się wyłączają. Musimy więc w trakcie rozmowy albo przeprosić naszego rozmówcę i rozłączyć się, by móc kontynuować rozmowę na innym sprzęcie, albo podłączyć Winnery kablem, deaktywując ich tryb bezprzewodowy, po czym kontynuować spokojnie rozmowę już przez sam telefon. Kabel jak pisałem nam tego nie umożliwi, ponieważ nie ma na sobie mikrofonu.
Słuchawki – tym razem już z nami – komunikują się za pomocą sygnałów dźwiękowych, nie korzystając z lektora. Sygnały są bardzo głośne, zwłaszcza ten dający znać o połączeniu z urządzeniem nadającym dźwięk. Niestety nie można ich przyciszyć i jest to wada dziedziczona na swój sposób z Adrenaline. Najrozsądniej byłoby, aby natężenie sygnałów było sprzężone z głośnością jaką ustawi użytkownik, a przynajmniej takie jest moje zdanie.
Wygoda i izolacja
Winnery są dla mnie nieco wygodniejsze od Achieverów, choć piszę to z perspektywy ich mocnego wyprofilowania swoją głową i mniejszego docisku, niż ten notowany na samym początku. Wciąż jednak nie jestem w stanie w nich usiedzieć aż tak długo, jak zwykłem przy innych słuchawkach, ponieważ bardzo oszczędna regulacja nachylenia i obrotu muszli w formie przegubowej – choć pozytywnie wpłynęła zapewne na koszt tych słuchawek i ujęła jednej rzeczy, która może ulec awarii – stoi w opozycji do moich uszu wzorem wielu innych modeli nausznych.
Często jednak jest to cecha bardzo indywidualna i przez lata również zwykłem tak o niej sądzić w swoim przypadku. Wszystko leży (dosłownie) w tym, jak słuchawki ułożą się na naszych uszach. Większość osób może preferować oparcie się chrząstek o powierzchnię padu i moim zdaniem właśnie taki sposób ich użytkowania jest najbardziej właściwy. Nie rekomendowałbym zakładania ich tak, ażeby środkowa część małżowiny wypadała w otworze nausznika. Będzie to prawdopodobnie powodowało dosyć szybko uczucie dyskomfortu.
W zakresie izolacji jest dosyć przeciętnie, ale zasługa takiego stanu rzeczy jest zarówno w braku pełniejszego przekręcenia się w stronę ostrzejszego kąta względem naszych uszu, jak i docisku, który tylko na początku jest zauważalny, ale im dalej w las (i im większa głowa), tym słuchawki dają się „rozchodzić” na rzecz wygody. To naturalna sprawa nie tylko w Winnerach, ale też K518 DJ czy DT990, a więc słuchawkach innych producentów i o innych konstrukcjach.
Bateria
Słuchawki informują nas o tym, czy bateria jest już bliska rozładowania, natomiast wskaźnik stanu pojawia się na telefonach nowszych niż ten, który posiadam (LG G4c). Od razu dodam, że posiadam go z racji niskich w tym względzie wymagań. Akumulatory wystarczają na pracę ok. 10 godzin zgodnie z danymi podanymi przez producenta. W praktyce w cyklu przerywanym, a więc w realnym użytkowaniu jak u każdego w domu, udało mi się uzyskać przynajmniej okolice 9 godzin.
Balans, szumy, przebicia, lagi
Słuchawki posiadają minimalne niezbalansowanie po połączeniu kablowym, ale poza tym nie stwierdziłem żadnych problemów, również z niezapamiętywaniem głośności po wyłączeniu i ponownym włączeniu w ramach tego samego parowania, na które cierpiały Adrenaline. Bardzo pochwalić muszę tutaj ogólne zaszumienie i tendencję do przebić, które w Winnerach kompletnie nie występują na żadnym etapie, nawet podczas parowania. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Lagowanie także nie zostało przeze mnie stwierdzone podczas odtwarzania strumieni video.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze wszystkie procedury i opisy dotyczące tego, jak sprzęt testuję, jaki sprzęt posiadam, jakie są moje preferencje i na jakie aspekty zwracam uwagę, można znaleźć na tej stronie.
Słuchawki dla pewności zawsze zostawiam sobie 24-48h z tytułu profilaktyki, choć w tym wypadku nie zanotowałem żadnych zmian wynikających z wygrzewania.
Sprzęt sprawdzany był bezprzewodowo na komputerze PC oraz w komunikacji ze smartfonem i odtwarzaczem Shanling M1. Oczywiście standardowe tory stacjonarne wymienione w metodologii również poszły w ruch, głównie zestaw od Aune, jako że S7 doskonale radzi sobie także ze słuchawkami wysokowydajnymi.
Jakość dźwięku
Winnery stoją po dwóch stronach barykady w ramach samych siebie, kreując dźwięk różny w zależności od tego pod co są podłączane. To częsta sytuacja pośród wydajnych słuchawek bezprzewodowych mogących pracować także po kablu. I to właśnie będzie tu rozdzielaczem obu „światów” dźwiękowych, z adekwatnymi im pomiarami.
Przewodowo – basowo, ciepło i muzykalnie
W połączeniu kablowym, a więc tradycyjnie, Winnery otrzymują typowy dla takich słuchawek zastrzyk basu i wygładzenia.
Będąc napędzonymi w 300% swoich potrzeb, serwują wyczuwalny bas, który ładnie wyrównuje się między mocą a wydźwiękiem. Nie jest jeszcze przemożnie dominujący, ale powinien być w pełni satysfakcjonujący jak liczę dla większości użytkowników.
Średnica to ocieplony, bliski głos wokalistów z dobrym skupieniem na środku. Przyjemnie i gładko, bez nadmiernej ostrości, co może okazać się kluczowe zwłaszcza na mieście.
Sopran jest przygładzony, cieplejszy, robiący kroczek w tył i oddający w tym względzie pole manewru środkowi oraz linii basowej, powodując wrażenie ich wzmocnienia i w ten sposób kształtując finalny charakter tych słuchawek.
Scena, jak łatwo się domyślić, nie jest tu specjalnie przepastna, ale jeszcze akceptowalna, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że to kompakty.
Sumarycznie więc: ciepłobasowe granie na ciemniejszą górę. Przyjemne, potulne, może trochę „misiowate”, ale z dobrą barwą i ogólnie dobrą jakością dźwięku samego w sobie. To jak pisałem typowe zachowanie dla wielu słuchawek, które, z racji bycia modelami wydajnymi i dającymi się łatwo napędzić, na sprzęcie oferującym konkretną moc zyskują dodatkowe właściwości. Te natomiast mogą nam się spodobać, ale też i nie.
W moim przypadku zauważyłem, że podchodząc do Winnerów z perspektywy jaśniejszych słuchawek pierwsze, co rzuca mi się w uszy, to ich przyciemnienie. Nie są przesadnie ciemne i zmulone, ale ciemność w takich sytuacjach kontrastuje najmocniej. Wiadomo – nasze uszy przyzwyczajają się do danego brzmienia i to też jest często problemem w wielu recenzjach, aby oceniający nie miał ich „ustawionych” pod konkretny sprzęt.
Są takie dni, że zakładając K240 Monitor czuję się jakby niczego im nie brakowało i K240 DF będą dla mnie za jasne. A są też i takie, gdzie role między nimi się odwracają (no, może poza basem w DFach). Na tle Monitorów moje LCD-2 wcale nie wydają się nieco ocieplonym modelem. Tak samo na tle DFów nie wydają się nieco rozjaśnionymi XC. Wszystko zależy od punktu odniesienia. Dlatego jeśli miałbym określić punkt, w którym Winnery się ze swoim ociepleniem znajdują, wskazałbym jako umownie połowę drogi od punktu zerowego, a więc neutralności, do punktu w pełni ujemnego, a więc konkretnej ciepłoty, która by nam już przeszkadzała. Jest to jednak sytuacja notowana na sprzęcie nie mającym problemu z mocą i przy wszystkim co słabsze prądowo: telefonach, jakichś słabych odtwarzaczach pokroju Shanlinga M1, słuchawki słyszalnie lepiej się odnajdują i zaczynają zawracać z wcześniej wskazanej skali ku punktowi zerowemu. Można tą sytuację oczywiście wykorzystać na naszą korzyść w kontrolowany sposób.
Bezprzewodowo – równiej i czytelniej
Samowyrównanie się w ramach komunikacji bezprzewodowej to częsta obserwacja pośród słuchawek BT, a wynikająca z możliwości wbudowanej sekcji zasilającej oraz ogólnie woli samego producenta.
Choć najbardziej pozytywny element poprzedniego ustroju dźwiękowego trochę się uspokaja, tj. pulchny i smaczny bas zatraca swój rozmach z racji innej sytuacji napędowej, brzmienie całościowo nabiera bardziej neutralnego i wyrazistego charakteru. Jednakże nie zrywa z pierwotnym charakterem Winnerów i wciąż czuć w nich ten ich przyjemny, muzykalny nalot, lekkie wygładzenie góry, ale z większą czytelnością względem połączenia kablowego. Scena także dostaje dodatkowego oddechu. Podobają mi się w takim kształcie bardziej, niż na połączeniu kablowym.
Sumarycznie w tym trybie jest równo, czytelnie, ale wciąż z lekkim nachyleniem na przyjemność i muzykalność. To ostatnie to wrażenie subtelne, ale dające się wyczuć jako po prostu tendencyjny charakter tych słuchawek. Dlatego też Winnery nie mają problemu z zapewnieniem stałego przeświadczenia, że mimo wyrównania tonalnego nadal szanują muzykę.
Nie ma tu również tego lekkiego wrażenia misiowatości o którym pisałem wcześniej, zwłaszcza gdy przechodzi się z jaśniejszych nieco modeli. Najważniejsze jednak, że nie czuć jakiejś specjalnej ułomności względem połączenia kablowego, odbijającej się na dobrym wrażeniu jakościowym z poprzednich odsłuchów.
I to jest akurat jedna z ważniejszych obserwacji w tym względzie. Zdarza się tak, że słuchawki w trybie BT, kiedy następuje ich wyrównanie tonalne i wcześniej skrywane zakresy śmielej dochodzą do naszych uszu, przyprowadzają ze sobą niesłyszaną wcześniej chropowatość i kompresję. Winnery mam wrażenie kompletnie są na to obojętne, a to oznacza, że unikamy tu dwóch przynajmniej sytuacji:
- Niedomagających jakościowo przetworników,
- Niskiej jakości układu bezprzewodowego i wzmacniającego.
W obu tych scenariuszach producenci lubią ukrywać niedoskonałości i oszczędności w formie właśnie cieplejszego, ciemniejszego strojenia. Winnery na całe szczęście tego nie notują i moje obawy po tym, jak zagrały po kablu, się nie sprawdziły. Strojenie kablowe jest tam tylko okolicznością wypadkową, nie celowym zabiegiem. Aczkolwiek plasuje się konsekwentnie w kierunku, jaki wcześniej zdążyły wskazać Adrenaline i Explorer. Wydaje się więc, że jest to linia bazowa dla obecnej szkoły Audictusa i że zobaczymy w przyszłości więcej tak właśnie grających słuchawek, hołdujących osobom mojego pokroju – lubiącym uniwersalność i naturalność.
Porównania
Z pamięci w ramach sprzętu który znam, a także który mam pod ręką, wytypowałem sobie kilka przykładowych pozycji, do których moglibyśmy spróbować Winnery przyrównać. W zasadzie mógłbym dorzucić tu jeszcze AKG K70 TV, których byłem jeszcze trochę czasu temu posiadaczem, ale załóżmy, że ograniczamy się tylko do sprzętu, który jakkolwiek uda nam się kupić i przy którym nie trzeba wariować z dorabianiem nauszników (do K70 nie można dostać już materiałów eksploatacyjnych).
vs Audictus Achiever
Można się zastanawiać nad tym, dlaczego teoretycznie większy model i lepiej wyposażony od Achieverów kosztuje od nich o 50 zł mniej, zrównując się z Dreamerem.
Podejrzewam, że będą to kwestie dosyć często poruszane, przynajmniej w ramach tych modeli, które znam, dlatego od razu chciałbym ubiec tego rodzaju wątpliwości. Nawet jeśli oba modele faktycznie są w dwóch różnych kategoriach wagowych (a raczej: gabarytowych).
Co prawda mogę tylko spekulować, ale wydaje mi się, że w przypadku Winnerów do gry wchodzi w tym miejscu połączenie prostszej konstrukcji słuchawek z bądź co bądź uboższymi akcesoriami. Jednocześnie Achievery są słuchawkami wprost z pudełka równiejszymi od Winnerów i o lepszej izolacji od otoczenia, co też może być pewnym paradoksem. Tym samym słuchawki pracują na to, aby być droższymi lub może inaczej – abyśmy byli w stanie usprawiedliwić dopłatę.
Aczkolwiek w bezpośrednim porównaniu kabel w kabel różnice sprowadzą nam się do tego, że obie pary grają na podobnym do siebie poziomie i większość kontrastów zaznaczy się w charakterze tych modeli w sopranie: Winnery będą bardziej gardłowe, cieplejsze, zaś Achievery bardziej nosowe, ale czytelniejsze. Dlatego tak doskonałym remedium i wyważeniem się między sobą są Winnery w komunikacji bezprzewodowej.
Od razu trzeba jednak zaznaczyć, że nie oznacza to przegranej większych i teoretycznie lepiej wyposażonych jako samo urządzenie Winnerów. Nie oznacza też wygranej. Jedna i druga para ze sobą nie kolidują w sensie bezpośrednim. Achievery to przewodowe, bardzo przenośne kompakty ogólnego przeznaczenia i strojenia. Można w nich siedzieć przy laptopie, można też i wyjść na miasto. Winnery są większe, bardziej miejskie nawet można powiedzieć niż Achievery, mające zdolność kompensacji basowej po kablu, a także równiejszego zagrania bezprzewodowo.
vs Bluedio Turbine Monitor
Bardzo mi się te słuchawki spodobały z perspektywy wcielenia się w osobę chcącą przysłowiowe „jak najwięcej za jak najmniej”. Z jednej strony TM mają w sobie aż trzy różne brzmienia i każde ma swoje wady i zalety.
Generalnie w każdym dopasowaniu, a więc tryb „muzykalny” do trybu kablowego i tryb „monitorowy” do bezprzewodowego, obie pary wykazują dużo analogii, ale gdybym miał wskazać swojego faworyta w kategorii może nie tyle samej wyższej jakości dźwięku jako całości, a jego akceptacji przez moje uszy, delikatnie skłaniałbym się ku Winnerom. Z reguły mają one – przez swoją gładszą naturę – potencjalne wrażenie troszkę lepsze co do dźwięku.
Pod względem wygody wolałbym nieco bardziej TM. Są wokółuszne i choć mają praktycznie brak jakiejkolwiek regulacji, radą sobie na mojej głowie dłużej niż Winnery. Wciąż wymagają naginania pałąka i przyzwyczajenia, ale czasowo mogę im oddać honory. Choć też nie będzie to różnica aż tak spora. Nie jest to jednak spowodowane ogólnie lepszością TM jako takich, a raczej ślepym wstrzeleniem się w moją anatomię. W przypadku Winnerów taka loteria będzie prawdopodobnie występowała znacznie rzadziej.
Winnery mają za to od razu możliwość podłączenia się kablowo i długi kabel analogowy w zestawie. Nie pozostawiają wątpliwości jak TM, czy w ogóle takie połączenie jest możliwe, czy też nie. Owszem, pracują krócej na baterii, ale nie jesteśmy ograniczeni do kabli USB-C. U Audictusa zaś możemy sobie dobrać lepsze okablowanie wedle gustu, lub nawet stworzyć takowe samodzielnie, jeśli się nam chce i mamy minimum wiedzy na ten temat.
vs Marley Positive Vibration 2
Marleye to już droższa pozycja, lżejsza i wykonana z lepszych materiałów, a także w bardzo podobnymi właściwościami użytkowymi. Jak pamiętam dosyć długo byłem w stanie w nich spędzić, więc jak na słuchawki nauszne można im to poczytać za pozytyw.
Dokładając do PV2 zyskujemy nie tylko składaną konstrukcję, ale przede wszystkim na brzmieniu, które jest bardziej efektowne i zorientowane wokół skrajów pasma. Winnery są do nich podobne tylko w trybie bezprzewodowym, ale grają równiej. Marleye dają więcej basu i są trochę bardziej czytelniejsze, przez co bardziej sprawiają wrażenie grania na planie „V”. Co ciekawe, scenicznie (w trybie wireless) powinny być do siebie bardzo zbliżone, a przynajmniej tak wynika z moich notatek.
Należy pamiętać, że Marleye są mimo wszystko mniejsze gabarytowo od Winnerów, ale tu paradoks – obie pary pasowały mi na głowę w maksymalnym rozstawie. Winnerom dawałbym plus za nieco więcej miejsca na głowę po wyrobieniu się pałąka. W końcu są to powiększone gabarytowo kompakty.
Podsumowanie
Audictus Winner to słuchawki ciekawe i w podejściu producenta wyraźnie śmielsze niż miało to miejsce w przypadku całkiem sympatycznych Achieverów. Tym razem postawiono na prostotę konstrukcji i opłacalność, przez co słuchawki z jednej strony faktycznie notują ją bardzo dużą, ale z drugiej nie obeszło się bez uproszczeń zrealizowanych trochę kosztem wygody na tak wrażliwych uszach, jak moje. Może nawet trochę aż nazbyt przewrażliwionych, a na pewno wymagających odpowiedniego założenia słuchawek w stanie wypoczętym, aby nie było potem problemów z komfortem.
Jeśli pominąć ten aspekt, a który i tak ze względów anatomicznych przerabiam z większością słuchawek nausznych, z jedynych wad koniecznych do wypunktowania mam dostateczną izolację ograniczającą trochę użycie ich w bardzo głośnych pomieszczeniach, obsługę głośności wymagającą przytrzymywania przycisków, niemożność rozłączenia zestawu z telefonem bez rozłączania się z rozmówcą oraz średnie zbieranie rejestrowanego głosu przez wbudowany mikrofon.
W zamian Winnery odwdzięczają się jakością wykonania (w zasadzie nie mam się do czego przyczepić), długim kablem stacjonarnym, świetnym zasięgiem Bluetooth, zaś najbardziej – przyjemnym i dobrej jakości dźwiękiem zarówno po kablu, jak i bezprzewodowo, grając po tym pierwszym muzykalnie i ciepło w ramach akceptowalnych granic, zaś w drugim przypadku naturalnie i ze świetnym wyrównaniem, ale wciąż z nutą ciepławego charakteru i brakiem kompresji lub artefaktów płynących z faktu używania tego właśnie sposobu komunikacji. Coś, czego np. ostatnie dokanałowe modele RHA nie były w stanie do końca osiągnąć mimo wielokrotnie wyższej ceny i znacznie lepszych materiałów. Jedyne życzenie można byłoby mieć względem większej unifikacji jednego i drugiego sposobu grania, bowiem po BT brakuje trochę basowego pomruku z kabla, zaś na kablu przydałoby się więcej powietrza i sceny, które daje Bluetooth, ale nie zmienia to faktu, że jakość dźwięku jest tu bardzo wysokiej próby jak na raptem 150 zł. Natomiast na mieście kompensacja basowa w trybie kablowym neguje praktycznie wszystkie wady, pozostawiając już tylko życzenie lepszej izolacji od otoczenia, jeśli tylko nie miałaby się odbić na wygodzie.
Sumarycznie więc są to bardzo opłacalne, przyjemnie brzmiące i praktyczne słuchawki dla osób szukających tanich, stylowych i większych konstrukcji nausznych, nastawionych głównie na odtwarzanie muzyki i to w różnorodnych gatunkach oraz w różnych scenariuszach, aniżeli na ich funkcjach komunikacyjnych.
Słuchawki Audictus Winner na dzień pisania recenzji są możliwe do nabycia w cenie 150 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Tradycyjnie zapraszam do dyskusji na temat recenzowanego urządzenia również w ramach wydzielonego wątku na Forum Audiofanatyk.pl
Zalety:
- lekka i prosta konstrukcja wykonana wciąż z sensownych materiałów
- odpinany kabel jednostronny
- łatwa konfekcja dodatkowego okablowania
- metalowy pałąk podatny na ewentualne korekcje docisku
- dosyć łatwe w napędzeniu
- jeśli tylko nie jesteśmy nadwrażliwi na konstrukcje nauszne: całkiem rozsądna wygoda i chwyt wprost z pudełka
- po kablu przyjemne i muzykalne, unikając przy tym zamulenia
- po BT zrównoważone i naturalne, unikając z kolei anemiczności
- całościowo naprawdę dobrej jakości brzmienie jak na tą cenę, bez względu na sposób połączenia i mimo braku wsparcia dla aptX
- niezgorsza scena dźwiękowa jak na kompakty
- wybaczają błędy i niedoskonałości utworów bez odbijania się tak mocno na wierności
- brak wyczuwalnej kompresji jak w większości słuchawek BT z tego przedziału cenowego
- bardzo wysoka opłacalność
Wady:
- jeśli nie korzystamy z nich na mieście, brakuje świeżości z trybu bezprzewodowego w trybie kablowym
- zaś w trybie bezprzewodowym czasami tęskni się za basem z trybu kablowego
- dołączony kabel nie posiada mikrofonu i skazuje na korzystanie z wbudowanego mikrofonu o przeciętnych możliwościach zbierania głosu i to tylko po BT
- trochę niefortunna konfiguracja funkcji przycisków utrudniająca w paru miejscach obsługę
- mały zakres autoregulacji kątów muszli względem uszu
- przydałoby się twarde etui, ale przynajmniej cena jest przez to niższa
Serdeczne podziękowania dla firmy Audictus, za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów.
Witam, mam pytanie czy te sluchawki nadawalyby sie jako tako do gier np w cs go? Czy olbrzymia bylaby roznica w grach w stosunku do isk hd9999? Myslalem zeby kupic isk ale strasznie mnie kusi to ze sa bezprzewodowe a sluchawki beda wykorzstywane do sluchania muzyki z telefonu huawei p20pro i wlasnie grania w gry. Dziekuje za pomoc
Witam,
Jako tako tak, choć pewnie głównie po BT. Do gier wybiera się z reguły modele pełnowymiarowe.
Wiem, że to dwa zupełnie różne urządzenia ale na moim osobistym, budżetowym placu boju zostały powyżej recenzowane słuchawki i Creative Jam. Do Audictusów namawia mnie izolacja do Jamów osławiona jakość dźwięku i lekkość.
Zauważyłem wyraźną niechęć Twoją Autorze do decydowania za innych ale bądź człowiekiem i poradź które z nich dadzą lepsze doznania z odsłuchu? Planowane zastosowanie to 30% dom (i tu chciałbym w pełni cieszyć się tym co niosą ze sobą płyty i pliki flac – muzyka raczej poważna, instrumentalna, filmowa, sporadycznie inne gatunki), 60% na zewnątrz – spacery, działka i 10% siłownia, rower i inne formy aktywności. Nie ukrywam, że najważniejsze dla mnie jest te pierwsze 30% 🙂
To nie jest Panie Jakubie kwestia bycia człowiekiem lub nie, ale niechęci do powtarzania się i pisania tego, co było napisane przeze mnie w obu recenzjach tych słuchawek na blogu 🙂 . Po to są one pisane tak obszernie, aby móc samodzielnie podjąć decyzję w oparciu o własne potrzeby i wymagania. Moje mogą być bowiem zupełnie inne i pod takie właśnie kryteria dokonywałbym wyboru, często kompletnie innego. Jeśli np. opisywane są słuchawki dla sportowców które bardzo dobrze wypadają w swojej roli, nadal niekoniecznie muszę je preferować, bowiem nie jestem sportowcem, a choć czynnie uprawiam jazdę rowerową, ze względu bezpieczeństwa nie chcę mieć niczego w uszach. Możliwe, że ze względu na wykonanie i materiały Winnery będą dla Pana lepsze w takich zastosowaniach jak opisane w komentarzu.
Witam,
Jakie według Pana słuchawki w klasie hi-end mogą grać podobne do winnerów grających na kablu adekwatnie w wyższej jakości?
Witam,
ATH-AD2000X.
Dziękuję.
Dzień dobry Panie Jakubie. Czy słuchawki Audictus (winner i achiever) pakowane są w taki sposób, aby można je z powrotem zapakować i odesłać do sklepu, w razie gdyby nie pasowały odbiorcy?
Z góry dziękuję za szybką odpowiedź. Pozdrawiam Maciej
Kupiłem na próbę i jestem zawiedziony. Miałem różne słuchawki raczej ze średniej półki. Ostatnio testowałem też polecane dokanałówki. Miałem przez kilka dni np. Xiaomi Buds 3 lite. Mam jakieś Sennheisery, AKG, a także tanie słuchawki nauszne Sony oraz Sony WH-CH510. Przez lata korzystałem z naprawdę różnych słuchawek i lepszych i gorszych. Piszę o tym dlatego, że te słuchawki, które mam czy miałem brzmią lepiej lub gorzej, ale żadne z nich nie grają tak ja te Audictusy. Utwory dobrze zrealizowane, które na nawet tanich słuchawkach brzmią w miarę sensownie, na Audictus Winner brzmią źle. Te słuchawki przede wszystkim mają dużą tendencję do uwydatniania wszelkich pogłosów, a przez to wokale są wycofywane do tyłu kosztem właśnie pogłosu i podobnych częstotliwości. Robi się niezły chaos w odbiorze. Często nawet dobrze nagrane wokale, które na innych słuchawkach brzmią na prawdę dobrze, tutaj gdzieś się gubią i tracą na czytelności. Źródło nie ma szczególnego znaczenia. Zwykle nie piszę komentarzy czy opinii, ale jestem do tego stopnia rozczarowany tymi słuchawkami, że postanowiłem zrobić wyjątek. Są też faktycznie ciemne, ale dla mnie właśnie nie to jest tutaj największym problemem. Niestety odsyłam, bo nie jestem w stanie potraktować ich nawet, jako tanich słuchawek do posłuchania czegokolwiek w drodze do pracy, a takie w zasadzie miało być ich przeznaczenie.
Nawet przyznam bym się nie zdziwił gdyby okazało się, że producent lub fabryka wprowadzili jakieś zmiany od czasu zrobienia recenzji w imię cięcia kosztów. Tak prawdopodobnie było ponoć z Conquerorami (inne moduły BT w późniejszych wersjach). Bardzo dobrze że będzie je Pan odsyłał – szkoda uszu jeśli to jest kompletnie nie to czego się oczekiwało.
Witam,
Czy słuchawki nadają się do każdego rodzaju muzyki i czy są dobre do oglądania filmów oraz seriali?