Do tematu Audeze jako producenta zabierałem się z kołaczącą po drzwiach i oknach niemrawo opcją, że jeśli cokolwiek z tego asortymentu okaże się sprzętem godnym, przyjemnym i kompetentnym, to może jednak dam słuchawkom magnetostatycznym ponownie szansę na błyśnięcie i ostatecznie zagoszczenie w moich skromnych podwojach na stałe. W każdym więc wypadku recenzja jakiegokolwiek z poprzednich modeli LCD nie była tworzona z marszu i na szybko, zresztą nie po to w ogóle je brałem na warsztat i poświęcałem naprawdę ogromną ilość czasu, żeby analizy i dywagacje na temat ich brzmienia były robione po łebkach. Jak już się za coś zabierać, to albo porządnie, albo wcale. Fakt faktem jednak każdą parę dogłębnie starałem się poznać, aby każdy czytający potem mógł z czystym sumieniem podjąć decyzję wyboru, a która ostatecznie może paść również na najbardziej zdawałoby się ryzykowny i „najgorszy” model. Kluczowe jest, aby przy takich kwotach, jakie musimy za Audeze zapłacić, nie była to decyzja podejmowana w ciemno. No i naturalnie nie może to być strzelanie na ślepo tylko z jednego powodu – braku styczności z najdroższym modelem, wisienką na torcie i oczkiem w cenniku Audeze. Przed Wami zatem ostatnia z recenzji tych słuchawek, ostatni przystanek, ostateczny etap magnetostatycznej podróży pełnej kształtu i koloru – Audeze LCD-3 ed. 2014 w najnowszej wersji z fazorem.
UWAGA! Recenzja dotyczy wariantu produkowanego w roku 2014, a więc przed zmianami wprowadzonymi w roku 2016 obejmującymi zaktualizowane przetworniki. Z pamięci nowsze pary grają nieco jaśniej i z większą sceną niż model opisywany w niniejszej recenzji, ale co do zasady – bardzo podobnie.
Dane techniczne
Typ: słuchawki otwarte, wokółuszne, składane ręcznie
Przetworniki: magnetostatyczne, magnesy neodymowe samozamykające
Wielkość przetwornika: 39.8sq cm
Impedancja: 110 Ohm
Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 20 kHz z rozszerzeniem do 50 kHz
Skuteczność: 93 dB / 1 mW, >130 dB / 15 W
Typowa moc wejściowa: 1-4 W
Maksymalna moc wejściowa: 15 W (przez 200 ms)
THD: < 1%
Waga: 600g
Gwarancja: 2 lata
Zawartość zestawu jak zwykle na bogato:
– słuchawki,
– kufer do przenoszenia (jeśli jest to starsza wersja – SKB, jeśli nowsza – Vortex),
– kable: 2,5m z wtykiem jack 6,3mm + 2,5m z wtykiem XLR,
– konwerter 6,3mm -> 3,5mm jack,
– preparat do pielęgnacji drewna,
– wszelkie możliwe papiery.
Jakość wykonania i konstrukcja
Jeśli ktokolwiek spodziewał się, że będzie tu coś nowego od strony konstrukcyjnej-zewnętrznej, to był w srogim błędzie. W rękach trzymamy nic innego jak inaczej ubrane w materiały i kolory LCD-X. Nie będzie tu zatem zbyt obszernego opisu, choć można byłoby spokojnie się o takowy pokusić o każdej porze dnia i nocy. Ze słuchawek bije bowiem „aura high-endu” i nie jest to tylko świadomość, że stawiane są one na równi z wieloma naprawdę wysokimi i uznanymi modelami. Wykonanie jest tu mistrzowskie, tak samo jak jakość użytych materiałów. Zresztą każda pozostała para Audeze przejawia takowe cechy fizyczne, a wszystko jak zawsze składane jest ręcznie. Tak, tu również mamy do czynienia z w pełni ręcznie wykonanymi słuchawkami.
Drewno „zebrowe” (Zebrano, jedyny dostępny kolor) tym razem zastąpiło metal, maskownice zyskały żółty kolor napisów zamiast białego, a także wkładki akustyczne zastosowano identyczne, jak w LCD-2. Wciąż są nimi luźno umieszczone krążki z czarnej gąbki, które powinny reagować dokładnie tak samo w zakresie ich wymiany, jak przy 2F (i reagują, ale o tym później). Nausznice i obicie pałąka z kolei zmieniły swój kolor na brąz, choć materiałem wciąż jest jagnięca skóra. W zachowaniu i sprężystości są identyczne, jak każde inne w reszcie modeli.
Samo drewno jest o tyle ciekawe, że zdjęcia nie są w stanie oddać naturalnej jego barwy. Na nich bowiem LCD-3 wyglądają bardzo podobnie, jak LCD-2 w wersji Bamboo, a więc w jasnym kolorze, podczas gdy w rzeczywistości jest to na ogół ciemny brąz, jedynie mieniący się pod światłem w kolorze widocznym na fotografiach. Aparat jednak łapie tak specyficznie światło, że owe mienienie się zaczyna dominować jako kolor właściwy. Swoją drogą sam efekt jest naprawdę ładny.
Otwory magnesów i fazor z kolei są bardzo podobne, jak w LCD-X, a więc dano więcej węższych otworów, niż mniej szerszych. To największa na tle np. LCD-2F różnica i jednocześnie powód dysproporcji sonicznych między obydwoma modelami. Nie jest bowiem prawdą, że biorą się one z nausznic, kątów nachylenia do głowy, kabla itp. teorii, każących sądzić iż Audeze próbuje drobnymi zabiegami zmienić dźwięk dwójek tak, by zamaskować aż dwukrotną na ich tle cenę swojego flagowego modelu.
Skąd się biorą takie pomysły? Być może po prostu z wszelakiej niechęci do sprzętu faktycznie już audiofilskiego, cen, nawyków i praktyk tam stosowanych, ale choć sam jestem wyjątkowo sceptyczny wobec tego wszystkiego, co związane jest z wydawaniem ogromnych sum pieniędzy na – jakby nie patrzeć – skrajny już powoli snobizm, to zdementować muszę z tego miejsca wszelkie zarzuty o drobnostki wpływające na dźwięk. Obie pary to kompletnie inne przetworniki i tu właśnie jest dźwięk pogrzebany.
Co ciekawe mimo teoretycznie tych samych specyfikacji, a jedynie innego oporu względem 2F (70 vs 110 Ohm), trójki grają kapkę głośniej. Minimalne zjawisko, ale wskazywałoby to na inny damping we flagowcu. Wszystko inne pozostało niezmienione – ten sam system regulacyjny, ten sam kabel, identyczne wyposażenie (poza lepszym ponownie na wypełnieniu kuferkiem SKB/Vortex), takie same jak w LCD-X connectory, te same gabaryty i wygoda. Dosłownie nic nowego, wszystko po staremu i przewidywalnie do bólu jeśli miało się styczność z LCD-2. Ostatecznie więc pokuszę się o lenistwo i odesłanie do ich recenzji, zamiast opisywać czwarty raz to samo.
Dopisując jednak na sam koniec małe uzupełnienie, nowsze wersje Audeze LCD-3 są oferowane już z kuframi marki Vortex, które to różnią się od SKB nieco na wyglądzie, konstrukcji i przede wszystkim podwójnym (tacka) wnętrzu, które jeszcze lepiej zabezpiecza pakunek (słuchawki na tacce na górze, okablowanie i dodatki na dole). Vortexy mają zresztą też nowe logo Audeze na sobie, choć producent jest stosunkowo mało konsekwentny w tym zakresie i używa jednocześnie dwóch logotypów jednocześnie. Z drugiej strony po co wyrzucać stare naklejki, skoro są jeszcze dobre?
Brzmienie
Przed odsłuchami zdążyłem poczytać sobie na ich temat to i owo, choć w dużej mierze nie wiedziałem jeszcze wtedy, że otrzymam szansę ich testowania. Raz były to zachwyty ale z mocnym zaznaczeniem, że słuchawki niewiele różnią się od LCD-2F, innym że to kosmos i po ich założeniu mózg mój wystrzeli na orbitę wraz z uszami, robiąc tym samym konkurencję w kronikach historii dla Mirka Hermaszewskiego. Ponownie jednak nic z tych ostatnich rzeczy się nie stało, udowadniając jednocześnie, że to ta pierwsza grupa opinii z początku tego akapitu była zgodna z prawdą. Pytanie czy aby na pewno i czy nie było to wrażenie złudne, ale może jak zawsze po kolei.
Bas
Trójki serwują go nam jak zawsze obficie i pełnie, niczym kufel piwa wypełniony po brzegi z ledwo dającą się utrzymać w ryzach pianką. Taki sam smak, jak te wypite do tej pory z kufla o numerze 2F, ale jednak odrobinkę, dosłownie odrobinkę pełniej, z lepszą fakturą i formatem, ciemniejsze i bardziej korzenne. Może nie jest to specjalnie konkretny opis, ale daje pewne wyobrażenie, że różnica nie jest w ramach basu co prawda duża, ale wyczuwalna i jeśli nie od razu, to tląca się w głowie przy dłuższym odsłuchu. Jest to też bardzo mocny punkt brzmieniowy najwyższych Audeze, choć jakby nie patrzeć obraz już dokładnie przeze mnie opowiedziany przy poprzednikach. Tym razem jednak jeszcze dokładniejszy, wykręcony do granic możliwości, do ostatniej kropli soku. Tu już nic nie zostało, LCD-3 wycisnęły z dolnych rejestrów wszystko co było możliwe. Im lepszy i dokładniejszy sprzęt, tym więcej dobra i smaku w tym, co zostało wyciśnięte. Poziom referencyjny? O tak, takiego basu naprawdę jeszcze nie słyszałem. LCD-X robią go trochę inaczej, LCD-2F już bliżej, ale to LCD-3 dzierżą tu koronę basowego króla. I nie mam tu na myśli absolutnie przebasowienia lub efektu wsadzenia głowy do woofera, ale mieszanki prawdziwej jakości, doskonałej ilości i kapitalnej definicji.
Zresztą co tu dużo mówić, wystarczy wrzucić sobie na dźwiękowy ruszt utwór Abandon Window z albumu Immunity Jona Hopkinsa i wsłuchać się nie tyle w przepiękną barwę fortepianowego solo, co klimat i wydźwięk tła. Basowego tła, mruczącego złowrogo pośród ckliwego clou, wrażliwej otoczki serca nastroju. O ile nadaje ona sens temu utworowi, to jednak właśnie tło czyni w nim ogromny posmak, ujawniając przy okazji błędy realizacji. Nadaje jednak skali i to jest coś, co potrafi rzucić na kolana przy pierwszym zetknięciu z takim dźwiękiem w ogóle.
Przy tematyce basu uwielbiam przynajmniej raz zaliczyć utwór Hansa Zimmera z The Bible – Creation Choral. Nie tylko również przez rozmach, ale przez fenomenalne połączenie chorału, trąb i kapitalnych, miażdżących kolana bębnów, które w Audeze potrafią zabrzmieć tak, że przemawia do nas przez nie sama Ręka Boska z całą Jego potęgą, jaka tylko może się człowiekowi przyśnić. Takie wrażenie udziela się co prawda na wszystkich innych modelach Audeze, ale najsłabiej czuć takowe wrażenie na XC, na X-ach jest trochę nieswojo ze względu na rozmyty punkt skupienia, zaś na 2F jest najbliżej tego, co oferują 3. SRS-3010, mimo naprawdę kapitalnej prezencji tego utworu, także nie są w stanie w tym konkretnym elemencie dotrzymać trójkom kroku, aczkolwiek czuć w nich zupełnie inny wymiar monumentalności – bo scenicznej. Z kolei starym flagowcom dynamicznym pokroju a chociażby i HD650 wychodzi coś, co najwyżej możemy nazwać próbą emulacji poziomu osiąganych tu wrażeń estetycznych.
Bas jest po prostu niesamowity i choć na LCD-2F jak pisałem wypada to podobnie, to jednak nie identycznie. I właśnie ta mała różnica przy długich odsłuchach do nas zacznie przemawiać, zwłaszcza po podkręceniu pokrętła głośności. To jak połączenie równości i technicznej perfekcji z przyjemnością i pulchnością, a następnie rozciągnięcie tak, że nie pozostaje nic tylko czołem bić i w pas się kłaniać. Takiego basu po prostu jeszcze nie słyszałem w słuchawkach.
Średnica
To również po raz kolejny clou przekazu, sens Audezowskiego sposobu grania i sól tego brzmienia. Zakres ten ma wiele wspólnego ze sposobem grania LCD-X, zwłaszcza przestronność, ale bez jakiegokolwiek monitorowego nalotu. Czysta muzykalność, doskonała w formie i fakturze oraz w pełni zgodna z tym, co pokazały dwójki. Gdybym mógł, to właśnie taką bym ją w X-ach uczynił.
Całość nisko-średniotonowa wypada naprawdę wzorowo, jeśli chodzi o spójność, toteż w każdym utworze o bardziej kameralnym, spokojnym wydźwięku zostajemy dosłownie utopieni w relaksie. W połączeniu z wygodnym fotelem nasze zmęczone uszy mogą naprawdę się odprężyć i nasycić. Gdy jednak zmienia się nam utwór na bardziej dynamiczny, szybszy, słuchawki pokazują zarówno basowy, jak i średnicowy pazur w wysoce ekspresyjnej formule przekazu. Nie będzie zatem tu cienia zaskoczenia wśród tych odbiorców, którzy spodziewają się czegoś pod żadnym pozorem niezgorszego od dwójek i jeśli się podobały, to trójki powinny na tym etapie przypaść do gustu tak samo, jak nie jeszcze mocniej.
Gdy puściłem w eter Te lucis ante terminum z albumu Spem in alium Thomasa Tallisa, przy wejściu pełnej mocy chorału w raptem czterdziestej drugiej sekundzie dosłownie oniemiałem. Przepiękny wokal, przeszywający, rozrywający i chwytający za serce w posadach kobiecy śpiew przeplatający całą sekcję. Jego powtórka z następnego, równie krótkiego utworu Salvator mundi zaczynającego się zaraz po nim tylko porażenie wokalem pieczętował. Przybijał do krzyża niczym legioniści, przekazując nam emocje płynącego z muzyki operującej tylko na ludzkim głosie i mającej ponad 1000 lat. Ciężar dekad spoczywa ogromnie na tym albumie, a przynajmniej na jego niesamowitym początku, rozstawiającym nas czystością i monumentalnością realizacji po ścianach niczym surowy nauczyciel dzieci za karę w klasie. A to tylko jeden z przykładów, tych jest znacznie więcej i tylko od samego utworu w pewnym momencie zależeć może skala naszego wzruszenia tym, co dane jest nam usłyszeć.
Wokale na LCD-3 są niesamowicie realne, namacalne, nie serwowane z bezpośredniością „domózgową” znaną chociażby z Grado czy STAXa, ale zachowaniem odstępu całkowicie naturalnego. Zupełnie tak, jak rozmawia ze sobą dwójka przyjaciół, para dobrze rozumiejących się ludzi. Właśnie ta bardzo naturalna pozycja wraz z tonacją, barwą, dociążeniem i charakterem nadaje średnicy LCD-3 takiego niesłychanie realistycznego przekazu.
Góra
Ją zaliczyć można do ciemnych i podczas gdy w dwójkach czyniła w tą stronę krok, tak w trójkach są to już dwa kroki i znacznie łatwiejsze przypięcie im finalnie takiej łatki. Słuchawki grają dzięki temu bardziej kameralnie, towarzysko, swego rodzaju dźwiękowym zmierzchem. Najdalszy skraj kryje się przed naszymi uszami na identycznej zasadzie, jak robił przy LCD-X i pod tym względem słuchawki są naprawdę zaskakująco do siebie podobne. Jednakże w przeciwieństwie do swoich metalowych braci są i tak wyraźnie bardziej wyrównane i nie mają najmniejszych problemów z przytarciem, o którym przy nich wspominałem. Wciąż o ile o wyrównaniu w pojęciu absolutnym mówić nie można, tak o czystości już tak i choć jest to zmiana o mały procent, tak trzeba to wyraźnie podkreślić. Jakościowo wypada najlepiej ze wszystkich modeli Audeze i zasłużenie dzierży tytuł flagowej, tak samo jak i same słuchawki. Przetworniki dają nam tu co prawda lekkie wybicie w niższej górze, ale jednocześnie zakres całościowo czystszy i bardziej rozdzielczy, a czemu przychyla się trochę ogólnie lepsza holograficzność, którą za moment bogato opisać będę zamierzał. Nie jest to już aż tak płynne przejście, jak przy naprawdę rewelacyjnej sekcji low-mid, ale wciąż realizowane ogromnie kompetentnie i dokładnie tak, jak osobiście sam bym się spodziewał.
Mimo, że to dokładnie taki styl grania i swój własny gust należałoby odsunąć na bok, to jednak słuchawkom na tym etapie konsekwentnie będę robić przywarę, bo czasami brakuje mi w nich światła. To zresztą logiczne – ponieważ jest to model ciemny, aczkolwiek absolutnie bez cienia przesadyzmu, to jednak w niektórych dobrze znanych mi utworach alokujących swoją energię w górnych zakresach, grają jak trochę zbyt przygaszone. Można się jednak do nich bardzo łatwo przyzwyczaić, pomaga w tym nieco wyżej położony przebieg tonalny w zakresie 1-3 kHz, wtedy niemal w ogóle takie wrażenie się nie pojawia (można nawet stwierdzić w pierwszej chwili, że sprzęt gra jaśniej), ale jednak trzeba pamiętać, że spektakularnego iskrzenia z góry w nich się nie uświadczy. W 2F zjawisko to było wyraźnie zredukowane, choć wciąż czuć było przynależność do tego, a nie innego typu słuchawek.
W wielu utworach mając jedne i drugie w rękach, a raczej na głowie, LCD-3 pokazywały swoją wyższość we wszystkim, jeśli nie pojawiła się konkretna góra i utwór nie zaczął mocno się tam jak pisałem alokować. Z tego względu właśnie w LCD-2F często zakres ten robił po prostu trochę lepsze wrażenie tonalne mimo pewnych uwag odnośnie jej nieco mniejszej wykwintności na tle dwakroć tak wycenionego brata w testach A-B. LCD-3 rozwijały skrzydła dopiero na sprzęcie faktycznie dopasowanym pod nie tonalnością, podczas gdy LCD-2F czuły się lepiej na większej ilości różnych układów, a więc ostatecznie – i całkowicie pożądanie – były bardziej uniwersalne. Co by jednak nie mówić, tego się zupełnie nie czuje mając na ogół tylko jedną parę i de facto obie prezentują naprawdę wysoką klasę jakościową nie wykluczając się do końca. LCD-3 po prostu wyciągają górę na maksimum przetwornikowych możliwości i jedyną ceną za to jest granie przypominające zwykłe dwójki non-F na pewnej części torów. Ta nasza nieszczęsna łyżka dziegciu, będąca konsekwencją takiego a nie innego strojenia.
Scena
Pod tym względem zachodzi między tymi słuchawkami również sporo zmian i najczęściej daje się usłyszeć właśnie tą kwestię między kolejnymi utworami. W największym skrócie słuchawki zachowują się w ramach głębi i w ogóle sposobu konstruowania sceny jak udana mieszanka LCD-2F z X. Mamy więc pełną (tak, wiem że nadużywam tego słowa wobec nich, ale właśnie ono najbardziej moim zdaniem je opisuje) i kompleksowo renderowaną scenę z pogłębieniem, dzięki czemu słuchawki brzmią przestronniej, choć na całe szczęście odbywa się to wraz z jednoczesnym poszerzeniem na boki, które powinno również moim zdaniem dla pełniejszego efektu mieć miejsce (i ma). Dzięki temu słuchawki nie brzmią „jajowato” i scenicznie faktycznie wypadają lepiej. A co najważniejsze – bez najmniejszych ekscesów z timingiem.
Do tej pory dominacja LCD-3 zaznaczała się, ale nie była to inna galaktyka i dopiero na tym etapie były w stanie wyraźnie zaznaczyć swoją dominację nad tańszym modelem, niemal wykrzyczeć dlaczego trzeba dopłacić drugie tyle. Właśnie dlatego – dla sceny w planarach wychodzącej w stronę znacznie bardziej poważnego formatu i towarzystwa, łamiąc na swój sposób stereotypowe o nich mniemanie, że to granie w głowie, zgnuśniałe i małe. Wciąż jeszcze nie jest to dokładnie ten sam pułap słuchawek typowo scenicznych, ale na trójkach naprawdę nie wypada to źle i spokojnie można poczuć się z nimi na głowie jak w domu. Nie ma tu już mowy o małym marginesie i subtelnościach, scena jest wyśmienicie do nich dobrana, dokładnie taka jaka powinna być z wielkości i definicji, koniec, kropka.
Co ciekawe w normalnej, że się tak wyrażę, muzyce nie jest to przewaga znaczna. Można powiedzieć wręcz, że przez inaczej konstruowany środek sceny wrażenia są co najmniej dziwne. Przykładem niech będzie The Naked & Famous – Girls like you, gdzie LCD-3 wokale umiejscawiają niepoprawnie wysoko nad nami i w jednoczesnym oddaleniu, podczas gdy w LCD-2 jest na wysokości oczu, najwyżej brwi. Ten utwór tak ma, ale właśnie przez ten jeden konkretny element można w prosty sposób usłyszeć, czy słuchawki kompetentnie kontrolują scenę czyniąc ją poprawnie powtarzalną w każdych warunkach, czy też rozszerzaną w sposób maszynowy i automatyczny jakby bazowały na gotowych skryptach. LCD-3 co ciekawe wykryły tu może nie tyle własny błąd, czy też specyfikę utworu, co błąd źródła, także poziom czułości na wszelkie techniczne niedociągnięcia każdego pojedynczego elementu jest wręcz paranoiczny.
Zdawałoby się więc, że takie „wpadki” (cudzysłów celowy) w słuchawkach za bagatela siedem i pół tysiąca będę piętnował, nawet mimo tego, że nie jest to z ich strony błąd jakkolwiek krytyczny, a po prostu audiofilski „chleb powszedni”. Zamiast tego jednak postanowiłem poszukać czegoś, co pozwoli na dokładne zbadanie tego, co się w środku dzieje. Przejście na kosmicznie brzmiące Migloje – Pajauta pokazało wyraźnie, że jeśli chodzi o prezentację absolutną i czysto techniczną, LCD-3 mają definitywnie co pokazać. Dwójki muszą uznać tutaj ich wyraźną wyższość, brzmią bardzo podobnie, ale jednak całość rozgrywa się na mniejszym obszarze, w mniejszej „sali”. Jedynym ich plusem jest zauważalnie lepsze skupienie na punkcie środka sceny, dzięki czemu żaden dźwięk nam się scenicznie nie rozmywa. LCD-3 sporadycznie zdarza się go zgubić i czynić u braciszka za atut, jeśli przełkniemy fakt, że to właśnie on powoduje w 2F wrażenie domknięcia sceny na mniejszej płaszczyźnie.
O ile więc słuchanie przez większą część trwania testów muzyki typowej i nie zapuszczanie się w obszary okupowane przez gatunki eksperymentalne oraz przestrzenny ambient balansowało sobie wesoło raz to między poprzednikami, a raz następcami i częściej to właśnie tańszy model lądował na mojej głowie, tak już wkroczenie w rejony wyżej wymienione budowało na mojej twarzy spory uśmiech. Po prostu z żalem dla wszystkich posiadaczy dwójek muszę stwierdzić, że scenicznie LCD-3 pokazują jak na planary prawdziwą klasę i choć nadal nie jest to poziom techniczności, do jakiego jestem przyzwyczajony z konstrukcji elektrostatycznych, a więc kompletnie do nich przeciwnych biegunowo, to skandalem byłoby nie docenić za to trójek. Czy też może inaczej: kardynalnym błędem byłoby patrzeć na nie przez pryzmat tylko i wyłącznie tego drugiego brzegu rzeki, nie udawszy się na pierwszy i nie zapomnieniu o miejsca, z którego się przybyło.
Scena, a przede wszystkim jej konstrukcja wraz z większą holografią i jednocześnie wspomnianą ciemnością góry dają na tle innych słuchawek efekt taki, iż do sposobu grania LCD-3 trzeba się trochę przyzwyczaić. Na początku może się taka mieszanka wydać dziwna, ale na szczęście słuchawki cechują się wysoką adaptacyjnością i po chwili wsiąkamy w nie niczym woda w gąbkę. W przypadku dwójek jednak muszę zaznaczyć pewną rzecz: proces ten był znacznie szybszy, a sam przekaz łatwiejszy do zaakceptowania – po prostu grają zwyczajniej i nie próbują silić się na niektóre rzeczy wiedząc, że nie ma szans ich zaoferować w ramach swoich możliwości. W obu jednak adaptacja nasza jest wymagana i już po chwili, czasami dłuższej, potrafią zagrać ciekawiej, niż robiły to od pierwszy sekund. Potęga i urok naszego umysłu, na których zdaje się w pewnej części wszystkie Audeze bazują i mają to wkalkulowane już na etapie procesu montażowego.
Ponieważ nie mam w zwyczaju akceptować rzeczy, które mi nie pasują bez walki, postanowiłem po czasie (kilka miesięcy) wrócić ponownie do obu kwestii, w których miałem do najwyższych Audeze uwagi krytyczne: do góry i sceny. Dodatkowe i niezwykle intensywne testy tego modelu wykazały, że słuchawki są niesamowicie wybredne na klasę źródła, zwłaszcza stopnia wyjściowego. Dlatego też, jeśli cokolwiek w naszym ustroju gra nie do końca poprawnie scenicznie, LCD-3 to po prostu wykryją. Audeze są same z siebie wybredne na polu nie tylko napędu, ale też i poprawności technicznej parametrów akustycznych. Stąd też błąd sceniczny, który wykryłem wcześniej w LCD-3, był dla mnie tak oczywisty i wyraźny. Chociażby LCD-2F były pod tym względem lepiej poukładane i bardziej wybaczające, ale też po prostu bardziej uniwersalne.
Ostatnia cecha przekłada się z kolei na powiązanie brzmienia finalnego LCD-3 w ramach góry. Ta jak już pisałem jest ciemniejsza od dwójek i ogólnie może zostać uznana za kroczącą w tym kierunku, ale jeszcze nie „ciemną” jako tako. Na podniesienie ostatniego fragmentu wykresu częstotliwości pomóc mogą dwie rzeczy: odchodzący od tonalności liniowej tor na rzecz rozjaśnienia płynącego chociażby z samego DACa i ładnie przekazującego ten element stopnia wyjściowego oraz modyfikacji, jaką opisywałem przy okazji LCD-2F. Co ciekawe jednak, ta druga bardziej napowietrza przekaz, niż wpływa na tonalność i w pojęciu skali globalnej legitymuje się mniejszym profitem płynącym z zastosowania, niż na tańszym braciszku. Oczywiście tak czy inaczej warto się pobawić, bo może to pomóc wrócić LCD-3 na ścieżkę bezwzględnej sumarycznej referencji (i pomaga!), ale to dwójki zyskują więcej i prawdopodobnie dzieje się tak właśnie przez scenę, która jest w nich mniejsza.
Wracając do rzeczy jednak pierwszej z powyższego akapitu, a więc DACa i ogólnie jasności toru, to trzeba przyznać, że na takowych w LCD-3 dzieją się naprawdę interesujące rzeczy, a co wynika po prostu na logikę z charakteru, jakim afiszują się już po pierwszych odsłuchach. Podczas gdy wiele modeli słuchawek, takich jak np. flagowe HD800, wymagają od swojego posiadacza toru dosyć precyzyjnie dopasowanego pod ich tonalność, dającego ocieplenie i stonowanie górnych rejestrów, tak w przypadku Audeze tendencja ta winna być odwrócona. Tam, gdzie na HD800 byłoby słabo na basie i zbyt obficie na górze, w trójkach zaczną się dziać cuda (oczywiście przy założeniu, że wszystko inne, włącznie z klasą toru, jest na swoim miejscu). Staje się jasność, choć wciąż z zachowaniem ich „tytoniowej” kameralności, staje się tym razem już epicki detal, słuchawki się prostują, dając mimo zastosowania elementów odchodzących od liniowości własnej coś, co sumarycznie i paradoksalnie do niej zewsząd wraca. To takie „psucie by naprawić” i tym samym zarówno dowód jak bardzo kluczowe przy słuchawkach klasy high-end jest poświęcenie szczególnej uwagi na synergię toru już od strony logicznej i suchej analizy jego dźwiękowych aspektów, jak i tego, że nawet posiadanie jednych z najlepszych słuchawek samo w sobie nie kończy ostatecznie tematu i automatycznie zaczyna rzutować być może na te kwestie, które do tej pory mieliśmy teoretycznie załatwione.
I tu wychodzi ostatnia rzecz, o której chciałbym wspomnieć – przydatność w codziennych odsłuchach. Audeze mimo tego wszystkiego nie kończą swojego żywota jako drogi relikt na półce, który wyciągany jest tylko rekreacyjnie na niektóre okazje. Wiele słuchawek tej klasy i za te pieniądze ma wszelakie predyspozycje, aby tak właśnie przebywać w kolekcji swojego właściciela, ale nie LCD-3. Te słuchawki mimo swojej sporej wybredności nie są „obrzydliwie” wybredne i nie szafują nam sprzętem aż tak mocno, jak można byłoby wnioskować po moim opisie. Nadal dają przyjemność z odsłuchów nawet gorszych nagrań, ba, niesamowitą przyjemność. To słuchawki wyrozumiałe i wymagające jednocześnie, które piętnują i głaszczą, bawią i uczą, karcą i chwalą. Nie pozostawiają po sobie wrażenia zadufania, buty i kapryśności, a podejrzaną i niezręczną wręcz elastyczność. Na ten moment jest to więc jedna z tych par naprawdę drogich słuchawek, które brzmią dla mnie tak samo magicznie, jak wyglądają i które potrafią robić to na bardzo szerokim wachlarzu sprzętu, nie tylko tego z najwyższych półek i ostatnich kart cenników. A o taką sztukę by się udała – proszę mi wierzyć, naprawdę trudno.
Całościowo
LCD-3 to połączenie strojenia bardzo przypominającego LCD-X (scena, holografia, przyciemnienie najdalszego skraju) oraz zdawałoby się gorszego i skazanego na sromotną klęskę LCD-2F (wygładzenie, zrównoważenie, realizm). Bardziej jednak na miejscu byłoby wskazać, że nie 2F a zwykłe 2 pozbawione fazora są tu pierwiastkiem składowym. To brzmienie klasyfikujące się u mnie już na ciemne, serwowane w sposób muzykalny, pełny, soczysty, dla prawdziwego melomana. Audeze chyba po prostu lubuje się w takim dźwięku, że nawet ich flagowiec gra w opisywany sposób i świadomie zdaje się odchodzi od płaskiego przebiegu FR, który jak się okazuje wcale nie musi być celem samym w sobie. Wierność firmowej recepcie na konkretny dźwięk jest silniejsza.
Są jak obraz wysoce ekspresyjny i tak należałoby do nich podejść. Nie od strony czegoś technicznie doskonałego, jak HD800 czy Omega II, choć i tam jest to słowo przypinane przeze mnie z dużą gwiazdką subiektywnego ich w takim świetle postrzegania, a czegoś jeszcze bardziej melodyjnego i kameralnego. Można powiedzieć, że to „stare dobre Audeze” podniesione na maksimum swoich jakościowych możliwości, wyżyny technologii obecnie przez Amerykanów stosowanej. Lepiej chyba już nie mogą, ale gdyby mogli i dążyli do maksymalnego wyrównania tonalnego, ich flagowiec brzmiałby tak, że przypinanie im łatki jednych z najlepszych słuchawek na świecie mogłoby być brane już całkiem na poważnie, a już na pewno przeze mnie. Tymczasem o wyrównanie to musimy zadbać sami i jeśli podepniemy je pod dostatecznie jasny system zbalansowany o wybitnych właściwościach napędowych, zainwestujemy jeszcze troszkę w lepszej klasy okablowanie, a także pomyślimy nad pewnymi modyfikacjami materiału akustycznego od strony zewnętrznej – cel ten staje się naprawdę realny do osiągnięcia.
Tym samym słuchawki będąc podpinanymi pod różne źródła najlepiej na moje uszy sprawdziły się na wszystkim, co zaliczyć można było do kategorii „świecidełek” – układów jasnych, szybkich i jak pisałem mocnych. Jeśli LCD-3 okażą się po zakupie słuchawkami „tymi jednymi, jedynymi”, z którymi będziemy chcieli się okopać niczym Francuzi na linii Maginota, to zasugerować mogę strojenie ich wysoko w sekcji wysokotonowej po stronie źródła, najlepiej DACa tak jak pisałem wyżej. Odejdzie to co prawda od ogólnej liniowości i wiele słuchawek może stać się nieprzyjemnych, ale jeśli ma to być tor synergicznie dedykowany stricte Audeze, to taki zabieg ma sporo sensu.
Przede wszystkim jednak można zapomnieć o podpinaniu ich pod nawet średniej klasy sprzęt. Prawdziwe cuda dzieją się dopiero w klasie wysokiego pułapem sprzętu, a więc w rejonach opanowanych przez prawdziwą audiofilię lub rozwiązania nietuzinkowe. To zaś oznacza najczęściej podwójne kłopoty: finansowe i nasze. Niestety, choć możliwe jest jak najbardziej podpinanie ich pod urządzenia wszelkiej maści i to bez oglądania się na walory klasowo-techniczne, przy zakupie LCD-3 musimy mieć pełną świadomość, że sam ich zakup nie zagwarantuje nam obłędnej jakości dźwięku sam z siebie. Nikt jednak chyba takiego scenariusza od startu nie zakładał, a przynajmniej pozostaje mi mieć taką nadzieję. Podczas odsłuchów naprawdę zostałem uderzony przez wybredność tych słuchawek, ale może nie tyle napędową, co synergiczną i z ogromnym żądaniem z ich strony w kierunku wysokiej klasy sprzętu docelowego. To żądanie może stać się też bezpośrednią przyczyną wszelakich twierdzeń, że całościowo inne słuchawki tego producenta – X, XC, 2F – są dla kogoś „lepsze”. Owszem, mają swoje unikatowe na tle LCD-3 cechy, czy to fizyczne, czy dźwiękowe, ale nie ulega wątpliwości (i w praktyce również mi tak wyszło), że takie dajmy na to 2F są znacznie bardziej tolerancyjne na tor, znacznie. Największym problemem LCD-3 jest według mnie wcale nie fakt ich wybredności i ogromnych wymagań co do jakości toru, ale to, że na początku w ogóle nie przejawiają takich zapędów i z tego tytułu wprowadzać mogą człowieka w błąd.
Powstaje oczywiście naturalne w tym miejscu pytanie, czy taka gra jest warta świeczki? Czy kierunek, w którym słuchawki zaczynają zmierzać będzie pożądanym? Czy różnice odnotowywane między maksymalnie dopieszczonym torem z LCD-3 za grube tysiące, a niższym klasowo, ale znacznie tańszym i też niezgorszego sortu, zorientowanym wokół LCD-2F, będą tak dramatyczne, żeby usprawiedliwiały poniesione wydatki? Cóż, jak wiele sprzętu jest oferowanego na rynku, tak wiele kombinacji jesteśmy w stanie osiągnąć i tym samym odpowiedzi na wyżej postawione pytania. Bardzo trudno byłoby mi kategorycznie potwierdzić, albo zaprzeczyć. Śmiem jednak twierdzić, że z mojej własnej perspektywy – tak, jest to gra warta świeczki.
W LCD-3 jest ogromny potencjał, który w połączeniu z drogą i skrupulatnie (czyt. świadomie) dobraną elektroniką towarzyszącą potrafi klasowo ułożyć się na pułapie faktycznie takich powiedzmy SR-007 Omega II, będących dla wielu ikoną i referencją. Kosztowo jest szansa, że kontra nowy zestaw STAXa wypadniemy całościowo niżej, brzmieniowo oczywiście inaczej, ale wciąż klasa będzie bardzo podobna i na szczęście nie tylko ja mam takie zdanie. Na szczęście, bowiem Omegi II były moim wieloletnim marzeniem, ale koniec końców przy tym, co oferują LCD-3 jestem gotów z niego ostatecznie zrezygnować i stwierdzić, że pogoń za króliczkiem dobiega końca, mimo innego koloru futerka.
Konfrontacje
Jak pewnie dało się zauważyć, w recenzji bardzo dużo uwagi poświęciłem na porównania względem o połowę tańszego brata z cennika. Była to czynność nie tyle celowa, co po prostu rzecz mnie osobiście frapująca – czy warto dokładać do LCD-3?
Jednoznacznej odpowiedzi niestety nie ma, bo i sytuacja nie jest zero-jedynkowa. No jak to, przecież „wszystko lepsze, większa scena, większa czystość” itd., więc o co chodzi? Ano o to chodzi, że słuchawki może i są lepsze, ale nie są mimo wszystko absolutnym killerem reszty oferty, a kosztują jednak swoje.
LCD-3 nie są wbrew pozorom „oczywistym zabójcą LCD-2F”, bowiem nie łamią tańszego modelu na kolanie bezdyskusyjnie i to bardzo w tym wszystkim w pierwszej chwili zastanawia. Dwójki grają od trójek jaśniej i równiej, ale mniej scenicznie. Na mniejszej scenie budują nam wydarzenia dźwiękowe, ale robią to kompletnie, poprawnie i wręcz do bólu realnie. Z LCD-3 z kolei scena jest przedniego sortu i jedynie ich najdalsza ciemność czasami potrafiła doskwierać. Są obszerniejsze, bardziej holograficzne, nie tak skupione jak dwójki, do tego grające trochę czyściej, owszem, wszystko to prawda, ale o dziwo starszy i tańszy brat po subtelnych zabiegach dostosowujących i wymianie przewodu powoduje, że flagowiec Audeze rzeczywiście czuje na plecach jego oddech i opisy kreślące taki stan rzeczy na forach lub w innych recenzjach mogę potwierdzić osobiście. Możemy oczywiście również i za LCD-3 się zabrać, wymienić przewód, materiał zewnętrzny pod grillami, ale skala zmian będzie subiektywnie mniejsza od tych w 2F. Tu po prostu już nie ma z czego dawać więcej do pieca.
W LCD-3 musimy zapłacić dwa razy tyle, gdzie jednocześnie nie ma w nich dokładnie dwukrotnego przełożenia na zysk jakościowy z tego samego toru audio. Mało tego, w niektórych aspektach słuchawki cofają się względem poprzednika (liniowość chociażby), sprowadzając nas do dylematu wyboru następującego:
– brać bardziej wyrównane i uniwersalne słuchawki za 2x mniej z mniejszą sceną i z nieco mniejszą czystością oraz wyrafinowaniem dźwięku?
– czy też brać bardziej wyrafinowane i z wyraźnie sceną większą za 2x więcej, ale walczyć torem z przyciemnieniem góry?
Gdyby słuchawki były w tej samej cenie, wybór byłby dla mnie dosyć prosty. Ponieważ nie są – i on nie jest. Sęk w tym ile sami pragniemy na taki sprzęt wydać, ile jesteśmy w ogóle gotowi dać za realizację brzmienia muzykalnego. Dla mnie osobiście, jako fana technologii elektrostatycznej, w tej cenie zawsze jest nieco droższa alternatywa pod postacią SRS-4170 i choć to lampy, to jednak brzmienie kapitalne, scena genialna, no i jakby nie patrzeć – zestaw, a nie same słuchawki. Zakładając, że mamy porządny DAC i IC, do LCD-3 należałoby jeszcze doliczyć odpowiedni wzmacniacz oraz kabel sygnałowy, który sam z siebie winduje cenę do góry o dodatkowe 900 zł, jeśli nie lepiej. W cenie całościowej więc szybko okazuje się, że zapalają się nam nad głową lampki „dobry zestaw elektrostatyczny” oraz „porządne kolumny”, zaś pstryczek niespecjalnie chce z nami w ich zgaszeniu współpracować. Nie jest to dla nich alternatywa muzykalna – o nie, to zupełnie inna, przeciwna grupa brzmieniowa. Czemu o niej więc wspominam i przypominam o reszcie toru? Bo często słyszę że coś jest „za drogie” i ktoś nie chce specjalnie takiego sprzętu nabyć, choć w ogóle pomija kalkulacje ogólne, w których często wychodzi mu po drodze więcej, niż coś, na co być może na początku ostrzył sobie zęby.
Zajmując stanowisko całkowicie subiektywnie, dla mnie osobiście mimo w wielu miejscach małej, ale wyczuwalnej wyższości LCD-3 nad 2F, a także większej sceny, dwójki są na opłacalności dosłownie nietykalne. Opłacalności, nie brzmieniu. Dają bowiem „najwięcej za najmniej” ze wszystkich Audeze i choć cena wciąż jest faktycznie dość wysoka, to tym mnie kupiły – nie ja je, ale one mnie. Gdyby LCD-3 kosztowały mniej, piłka byłaby być może w wielu przypadkach wciąż w grze, ale że nie jest, wielu słuchaczy zdecyduje się na tańszy model, dający kompromisowe wyważenie między audiofilią, a rzeczywistością. Dodatkowo o LCD-2F znacznie łatwiej jeśli chodzi o modele używane w dobrej cenie, co jeszcze mocniej redukuje nam ewentualne koszta oraz amortyzuje teoretyczne przestrzelenie się w oczekiwaniach. Pamiętać należy po prostu, że to kasta słuchawek muzykalnych i przysadzistych, mających swój bardzo konkretny klimat, a nie zwiewne, sceniczne i eteryczne „techniczniaki”. To słuchawki po prostu dla melomana i jeśli takich właśnie szukamy, to poniekąd wysoka cena powoli przestaje już zwracać na siebie uwagę.
LCD-3 są słuchawkami potrafiącymi usprawiedliwić swoją cenę moim zdaniem dopiero wówczas, gdy jesteśmy gotowi je należycie poznać, zrozumieć, dojść z nimi do początkowego kompromisu i następnie maksymalnie dopieścić wszystkimi elementami toru. To, jak potrafią wtedy zagrać, najprawdopodobniej wynagrodzi nam wszelkie poniesione z tego tytuły (i niemałe) koszta. Mają w sobie bowiem potencjał i ambicję by nawiązać walkę z najlepszymi.
Wracając tym samym do mojej myśli przewodniej tego akapitu – że słuchawki nie są „oczywistym zabójcą LCD-2F” – należałoby dopisać: „najczęściej na tym samym torze”. Jeśli zamierzamy więc trzymać te słuchawki na sprzęcie, który dla LCD-2F był doskonały i w pełni wystarczający, to owszem, można potem twierdzić, że LCD-3 są „nieopłacalne”. Na kolanie dwójki łamane są przez nie dopiero na tym droższym, którego czaru i zdolności tańszy brat nie jest w stanie wychwycić, ale także i tu można podjąć z sukcesem polemikę o opłacalności, jeśli dla trójek, by wydobyć z nich maksimum potencjału, trzeba używać sprzętu często w ramach jednego konkretnego segmentu (np. wzmacniacza) tak drogiego, jak one same. W takich sytuacjach i dla chyba też własnego zdrowia psychicznego oraz kondycji finansowej jednak przychylałbym się do ostatecznego stwierdzenia, że zastosowanie LCD-3 jest ograniczane przez nie same i słusznie jednak tańszy brat jest sprzętem określanym przeze mnie jako „nietykalny na opłacalności”. LCD-3 to jest już klasa sama w sobie, pułap Omeg II, a przede wszystkim dźwięk, którego posłuchać na niektórych albumach jest przywilejem i zaszczytem. Na niższej klasy sprzęcie grają ciemnawo, kameralnie i klimatycznie, na wyższej – kompetentnie, przestrzennie i z rozmachem. Słowem: monumentalnie. Czy warte grzechu i wydatku – o tym zdecydują ostatecznie nasze priorytety, śmiałość i – zapewne dla wielu innych ludzi – poczytalność.
Niestandardowe okablowanie
Warte odnotowania jest zjawisko, którego doświadczyłem po wymianie standardowej taśmy Audeze na konfekcjonowany kabel hybrydowy, który został przygotowany specjalnie do stosowania z wszystkimi modelami Audeze: 2, 3, X i XC. O ile miałem możliwość przetestowania go z każdą z wymienionych par, tak dopiero po sporej przerwie udało się wykonać odsłuchy na LCD-3.
Zdarzyło mi się czytać sporadycznie, że Audeze LCD-3 nie potrzebują na gwałt lepszego kabla, a jeśli już takowy zakup ma miejsce, to jest to bardziej „sztuka dla sztuki”. Okazuje się jednak, że nie i choć sam ulegałem takiemu przekonaniu w przeszłości, to jednak przeprowadzone osobiście testy wykazały ostatecznie jedną rzecz: LCD-3 mimo wszystko są wrażliwe na zmianę okablowania i tak samo na niego reagują w sensie skali, co przy tak wysokich klasowo słuchawkach jest całkiem dla mnie zaskakujące.
Najważniejszą rzeczą jest jednak nie estetyka a odpowiedź na pytanie: czy słychać wyraźną różnicę? Odpowiedź na szczęście brzmi: tak, zmiany są łatwo wyczuwalne i nie jest to problem natury autosugestii. Co się zatem zmieniło? W zasadzie każdy aspekt dźwiękowy i w ogromnej większości będzie postrzegany za duży plus. Bas stał się bardziej uległy i mniej podkreślany, a co ma wpływ na aurę, oddymiając przekaz i wprowadzając powiew powietrza do izby. Wtóruje temu wrażeniu wyraźnie bardziej przestronna średnica, która dokładnie tak samo zachowywała się na każdych innych Audeze, z LCD-2F na czele. Poprawia się przy okazji zarówno gradacja, jak i pozycjonowanie sceniczne, ale największym skarbem jest tu zachowanie się góry. Nie spodziewałem się tego zupełnie i gotów byłbym założyć w ciemno jedynie oczyszczenie tego zakresu, zresztą tak jak i wszystkich pozostałych. Tymczasem zaczyna się ona nam wyraźnie prostować i redukować na dołku, jaki LCD-3 łaskawe są notować. Słuchawki nie są w sposób bezpośredni rozjaśniane, a bardziej wyrównywane i korygowane w niedostatkach, bez ruszania naddatków. To coś naprawdę niebywałego i o ile „trójki” już na starcie podkreślają swoją wyższość nawet na tle LCD-2F wyposażonych w rzeczony kabel, o tyle po jego wymianie odskakują wyraźnie do przodu.
Można więc w dużym skrócie określić ten model kabla jako uprzestrzenniający, prostujący i oczyszczający. Zadaje to tym samym kłam twierdzeniom, że LCD-3 z dodatkowym kablem to tylko „sztuka dla sztuki”. Ta owszem może się zdarzyć, ale w przypadku kabli niższej klasy. Tam jak – również osobiście – testowałem, różnice np. 4-żyłowego (o 4 żyły mniej niż hybryda) okablowania na tle kabla standardowego były już minimalne i poza względami praktycznymi nie wnosiło to sobą do ustroju w zasadzie nic. Dlatego też jeśli ktoś pragnie wymienić w swoich trójkach okablowanie, niech trzyma się tylko i wyłącznie rozwiązań bezkompromisowych, bo słuchawki definitywnie się mu wtedy odwdzięczą. Skąpstwo zaś – niestety ukarzą.
Przypomina mi się tu trochę analogia do opisów AKG K812 PRO, gdzie wręcz krzyczano o konieczności wymiany okablowania w słuchawkach za jakby nie patrzeć 5-6 tysięcy, gdzie producent ewidentnie leci sobie z nabywcami w przysłowiowe kulki. Audeze takich problemów nie mają i każdy model tego producenta na lepszej klasy okablowaniu (w każdym przypadku takim samym) zyskuje to i owo na plus, jednak to przy LCD-3 skala zmian jest największa i przy wysokiej cenie samych słuchawek inwestycja przynajmniej tysiąca dodatkowych złotych zaczyna nabierać już większych rumieńców. Po dwóch dniach ciągłych weekendowych odsłuchów i sporadycznym przepinaniu się między jednym kablem a drugim mogę stwierdzić, że „warkoczyk” posyła standardowy fabryczny kabel na stałe do kufra.
Niestandardowy napęd
Wartym wzmianki jest również motyw odpowiedniego napędzenia tych słuchawek oraz nawiązania do pytania wysuniętego we wcześniejszych akapitach: czy trzeba się szykować na koszta idące w grube tysiące. Odpowiadając od razu na drugą kwestię: niekoniecznie. Porównując je wcześniej do zestawu opartego o słuchawki STAX Omega II wychodziło za całkowicie nowy komplet 17 700 lub 17 900 zł w zależności od wybranego energizera. Jest to koszt obejmujący również jedną ważną rzecz: generalny brak problemów z synergią już wprost z pudełka, choć jak okazuje się, można mieć lepiej i naturalnie za więcej, ale wciąż lepiej. No i co ważne – nie obejmuje on jakiegokolwiek lepszego okablowania. Tymczasem zestaw, jaki udało mi się złożyć prywatnie z LCD-3 w roli głównej zamknął się wraz z kompletnym okablowaniem w kwocie 13 500 zł z już wliczonymi w tą wartość słuchawkami. System ten jest o tyle ciekawy, że kompletnie niestandardowy i nie nadający się do niczego, co nie ma ogromnych wymagań mocowych i złącza XLR 4-pin. W jego skład bowiem wchodzą następujące elementy (w kolejności przechodzenia sygnału audio):
• NuForce DAC-80 (asynchroniczny DAC USB).
• Yamaha M-35 (głośnikowa końcówka mocy stereo).
• QED Anniversary-XT Silver (srebrne przewody głośnikowe).
• HiFiMAN HE-Adapter (adapter umożliwiający konwersję zbalansowanego sygnału z końcówki mocy na wyjście XLR).
• Naturalnie same LCD-3 z modyfikacją materiału akustycznego od strony zewnętrznej (mocno przepuszczający powietrze filtr zamiast gęstej standardowej gąbki).
Zabawy z adapterami tego typu są pewnym ryzykiem, bowiem sprzęt głośnikowy często jest zaszumiany i z reguły za mocny, nawet przy zastosowaniu pudełek rezystorowych takich, jak opisywany HE-Adapter. I tu kluczem okazuje się zadziwiająca kondycja sygnału wychodzącego z M-35, która ma na karku jakby nie patrzeć już ponad 20 lat w przypadku posiadanego przeze mnie egzemplarza.
Od razu rodzi się pytanie – cóż więc taki „dziadek” może tym słuchawkom dać i czy nie lepiej jest kupić po prostu dobry wzmacniacz słuchawkowy lub integrę słuchawkową? Na pewno będzie z tym znacznie mniej kombinowania, jak również wyraźnie mniejsze ryzyko (zaszumienie), to przyznaję od razu. Z tym że w powyższym zestawie:
• Sygnał jest w pełni zbalansowany. Każdy kanał jest niezależny natywnie i od początku do końca, przekładając się na potężną separację kanałów L-R.
• Ze względu na ogromną moc końcówki (prawie 50 W na kanał dla 8 Ohmów) słuchawki są w pełni napędzone. Nie ma tu ani cienia wątpliwości.
• DAC rozjaśnia i uprzestrzennia brzmienie, tak samo głośnikowiec (srebro wpływa na górę) oraz sygnałowiec (mieszanka daje większą przestrzenność). Końcówka z kolei je dociąża i umasywnia, napędza i nadaje bezwzględnie czarne tło (dosłownie zerowy szum).
• W efekcie słuchawki grają z dosłownie referencyjnym basem, do tego potężnie, masywnie i na bogato (napęd), jednocześnie przestrzennie i detalicznie (źródło, okablowanie, modyfikacja materiału akustycznego), z obłędną dynamiką i separacją kanałów (balans), wyciągając maksymalną jakość i czystość dźwięku z czarnego jak noc tła.
Nie wierzyłem póki nie posłuchałem. Gdy posłuchałem – uwierzyłem. Z różnymi innymi urządzeniami udawało się osiągać nieco lepsze efekty tonalne, tj. jeszcze większą scenę (M-35 gra nieco eliptycznie) oraz jasność, którą LCD-3 nigdy nam nie wzgardzą, ale to właśnie tutaj udawało się znaleźć to, czego innym zestawom brakowało i czym było maksymalne możliwe napędzenie, dające wrażenie monumentalności i nieograniczonej skali grania tych słuchawek. Analogowy charakter starej Yamahy dopełnia całości brzmienia, a kompletnie zbalansowany sygnał powoduje tak wysoką separację kanałów, że już drobne przesunięcia dźwięków w przestrzeni są niesłychanie łatwe do odnotowania i tym samym punktujące niemiłosiernie jakiekolwiek nagrania, które zostały przygotowane w tym względzie nieprawidłowo (ciągła dominacja jednego kanału na całym utworze bądź tylko jego niektórych samplach / instrumentach). I choć oczywiście zawsze można byłoby lepiej, to fakt, że końcówka mocy wyniosła mnie dawno temu jakieś 300 zł, jest tutaj myślę koronnym dowodem na to, że nie trzeba dysponować aż tak wielkimi funduszami, by być z tych słuchawek zadowolonym.
Co więc tyczy się wniosku ostatecznego z powyższego akapitu, dla Audeze bardzo słusznym kierunkiem w zakresie docelowego napędu jest sygnał o bardzo dużej mocy (choć też bez przesady, bo słuchawki więcej jak 4 W nie wytrzymają przez dłuższy czas) oraz w pełni zbalansowany. To połączenie będzie w stanie dać już samo z siebie niesamowite efekty brzmieniowe i wprawić Państwa myślę w takie samo zdumienie, jak mnie.
Podsumowanie
Zalety:
+ wyjątkowo trwała konstrukcja i kapitalne wykonanie
+ użyte materiały są najwyższej klasy
+ pancerny kufer SKB/Vortex w zestawie wraz z bogatym wyposażeniem
+ wymienne okablowanie
+ brzmienie bardzo wysokiej klasy i pierwszorzędnej jakości
+ referencyjnej klasy bas
+ przebogata średnica
+ fantastyczna spójność i relaksacyjność
+ bardzo dobra konstrukcyjnie scena o dobrych parametrach
+ ogromne ogólne wyrafinowanie brzmienia
Wady:
– jak zawsze waga może dla niektórych stanowić problem
– brakuje mi trochę jaśniejszego strojenia a’la LCD-2F
– wielu wciąż może brakować w nich wielkości sceny
– wysokie wymagania względem klasy i strojenia całego toru
– obecność modelu 2F negatywnie wpływa na ich opłacalność
– sugerowana wymiana okablowania, a co oznacza wzrost kosztów
Subiektywnym zdaniem
Konkluzja może w przypadku flagowego modelu wydać się bardzo ciekawa. Oto bowiem gdyby na torze dopasowanym klasowo do LCD-2F model 3 miał tonalność górnych rejestrów 2F, byłoby cudownie, a gdyby 2F miały scenę, rozdzielczość i wyrafinowanie 3, również byłoby cudownie. Oto też Audeze wypuściło słuchawki będące mieszanką niefazorowych LCD-2 z pozycjonowanymi trochę w studyjnym kierunku LCD-X. Nie jest to model mający w rękach absolutnie wszystkie karty i sprawdzający się na absolutnie każdym torze, ale mimo wszystko wciąż dzierży w rękach ogromną część talii i słuchanie modelu grającego na tak wysokim poziomie, ale też wcześniej nie aż tak strasznie ustępującego im poprzednika, było doznaniem bardzo przyjemnym, niezwykle budującym i mimo upału dającym ogromny ładunek przyjemności, przy którym wszelkie ekscesy i trudności łacniej było przebrnąć. Jeszcze przyjemniejszym było móc odsłuchać LCD-3 na torze wyższej klasy, gdzie różnica między numerowanymi modelami się wyraźnie powiększała, a wnioski wyłonione z wcześniejszych prób – zacierały.
LCD-3 są tym samym prawdziwymi słuchawkami melomana – najbardziej wyrafinowanymi i najczyściej grającymi w aktualnej ofercie tego producenta, dzierżąc tytuł TOTL (Top Of The Line) w pełni zasłużenie, mimo wyraźniej od LCD-2F odstającego w ciemność strojenia i zaszufladkowania się w „Audezowską kameralność”. Niektórym takie brzmienie do gustu nie przypada, ale na pewno jest ono znacznie lepsze w obecnej postaci, niż stwarzanie czegoś, co jest jak pisałem w poprzednich recenzjach niezgodnego z naturą tych driverów. Posiadają najlepszej faktury i rozciągnięcia bas, którego nie doszukałem się jeszcze w żadnych innych słuchawkach, najpełniejszą średnicę robiącą z wokalami istne cuda, najgładszą górę o niesamowitej czystości oraz najlepiej wyważoną kierunkowo scenę, okraszając wszystko najprzedniejszym rozmachem, godnym najlepszych konstrukcji oferowanych obecnie w sprzedaży. Choć są to różnice niemal zawsze pozytywne na tle poprzedników z rodziny, to wciąż jednak nie gigantyczne na tle tańszego modelu o numerze 2, często sprowadzając się raptem do subtelności, za które niestety płacimy już dwakroć tyle. Jednocześnie cierpią sporadycznie na problem kontroli punktu skupienia środka oraz mniejszą od nich liniowość objawiającą się na słabszych źródłach i niższych klasowo systemach. Jednak patrząc przez pryzmat LCD-2F absolutnie w niczym by im dodatkowa porcja jasności nie zaszkodziła, a mało tego, mogłaby być nawet całościowo i jeszcze lepsza. Toteż ostateczny wniosek jest taki, że Audeze wypuściła fenomenalne słuchawki, owszem drogie, ale niemal bezkompromisowe, choć nie musiała aż tak kurczowo trzymać się swojej firmowej kameralności, bo i tak myślę byłoby czego ze smakiem posłuchać.
Za taką cenę, to nie ma się co dziwić że nikt nie komentuje 😀
Witam, panie Jakubie mam pytanie, gdybym chciał do testowanych słuchawek użyć jako źródła odtwarzacza cd primare cd21, to jaki wzmacniacz słuchawkowy pan poleca?
Witam Panie Łukaszu,
A to już zależy od budżetu. Akurat LCD-3 są dosyć specyficznymi słuchawkami i wymagającymi mocnej punktowej korekty w zakresie 7 kHz, ale ogólnie szukałbym układów jasnych, raczej tranzystorów.
Witam, jako miłośnik wokali, męskich i damskich, w szczególności w rocku, jazzie i muzyce klasycznej, obecnie słucham muzyki na Marantz SA 7003 i słuchawkach Akg k550. Zaczynam oszczędzać pieniądze i mam zamiar początkowo wymienić słuchawki i dokupić wzmacniacz słuchawkowy. Jeśli chodzi o słuchawki to zastanawiam się nad Audeze lcd3, Seinnheiser hd800 lub Akg k812. Do tego chciałbym przeznaczyć 3500-5000zl na wzmacniacz słuchawkowy. Wg Pana, która opcja jest najlepsza i z jakim wzmacniaczem słuchawkowym warto posłuchać? Zakładając, ze jednak Marantz sa 7003 będzie musiał wystarczyć jako źródło na dobre 2;3 a może nawet 4 lat do momentu wymiany…
Pozdrawia.
Witam, chciałem zapytać czy odtwarzacz Naim cs5si jako źródło dla słuchawek Audeze lcd3 będzie odpowiedni czy to za słabe źródło? A jeśli za słabe to jaki odtwarzacz będzie tzw minimalnie odpowiednim wyborem? Pozdrawiam
Witam,
Jakiego dodatkowego kabla użył Pan do testów? Chodzi mi o ten widoczny na zdjęciu z recenzji.
Dzień dobry,
Niestety nie pamiętam już, jako że było to już z 10 lat temu, ale był to ekwiwalent późniejszego Fanatum Skevoria, który też mógł być przygotowany w wersji hybrydowej: https://audiofanatyk.pl/sklep/produkt/kabel-sluchawkowy-fanatum-skevoria-do-audeze-kennerton-meze-zmf-miedz-8-zylowa/