Colorfly jakiś czas temu „zamordował” swój flagowy, choć leciwy, odtwarzacz C4, który w trakcie testów otrzymał status EOL. Szkoda, bowiem sprzęt zrobił na mnie jak do tej pory muzycznie największe wrażenie spośród wszystkich odtwarzaczy przenośnych, jakie miałem przyjemność gościć na łamach Audiofanatyka. Z drugiej strony jeśli tylko wypuszczą sprzęt równie co on dobrze grający, ale nowocześniejszy, jestem całym sercem za. Być może pewnym więc wstępem do takiej premiery jest sprzęt z niniejszej recenzji – model C200, plasujący się budżetowo poniżej wciąż sprzedawanego i również całkiem dobrego C10.
Dane techniczne
– DAC: ESS w wersji zmodyfikowanej przez Colorfly (nie podano modelu)
– Procesor główny: Ingenic JZ4760
– SNR: 109 dB
– THD: 0.0012%
– Maksymalne próbkowanie: 32 bit / 192 kHz
– Moc wzmacniacza słuchawkowego: 80 mW (dla 32 Ω)
– Jitter: <5 ps
– Obsługa kard pamięci SD/TF: do 64GB
– Wejście: microUSB
– Wyjścia: słuchawkowe i liniowe (3,5 mm)
– Obsługiwane formaty: DSD, AAC, FLAC, ALAC, APE, WAV, WMA, CUE, MP3
– Czas pracy na baterii: 8 godzin (na maksymalnej jasności i umiarkowanej głośności)
– Bateria: 3,7 V / 3400 mA
– Waga: 160 g
Jakość wykonania i konstrukcja
Odtwarzacz przychodzi do nas w całkiem gustownym opakowaniu, dobrze zabezpieczony i z podstawowym wyposażeniem, jakim jest kabel USB i zapasowa folia na ekran. Wincyj ni mo.
Budowa zewnętrzna
Funkcjonalnie jest to identyczny pakiet, jak przy droższym C10. Na górnej ściance mamy wyjście liniowe (z regulacją głośności) oraz wzmacniacza słuchawkowego, na prawej bocznej dwa wystające przyciski regulacji głośności (skok o 5 lub 1, w zależności od ustawień w panelu). Jest też uszko na smycz. Ostatnim zagospodarowanym obszarem jest dolna ścianka, w której umieszczono czytnik kart SD, gniazdo micro USB oraz dziurkę z przyciskiem RESET. Plecki to tym razem imitacja materiału skóropodobnego, dokładnie tego samego jak w Aune B1.
Sprzęt prezentuje się okazale i stylowo, ale to naturalnie rzeczy wysoce subiektywne i nie będzie absolutnie niczego złego w tym, że ktoś się ze mną w tym miejscu nie zgodzi. W stylizacji jednakże Colorfly chyba troszkę się zagalopował, ponieważ stworzenie profilu składającego się pudełka zapałek zaowocowało tym, że przy próbie mocniejszego chwytu w ręce, osoba leworęczna zazna majestatycznego wysmyknięcia się odtwarzacza w okolicach śródręcza i kciuka. Osoba praworęczna zaś będzie miała nie tylko pewniejszy chwyt, ale również możliwość kontroli głośności przy pomocy owego kciuka.
Urządzenie sprawia wrażenie bardzo trwałego, a wykonane jest z całej palety elementów metalowych. Tafla ekranu znajduje się na dokładnie tej samej płaszczyźnie co powierzchnia obudowy, przez co niestety łatwo o jego zarysowanie. Stąd też producent nakleja na sprzęt od razu folię zabezpieczającą, jako preaplikant. Szkoda tylko, że dzięki takiej a nie innej konstrukcji folia wystaje w efekcie ponad płaszczyznę odtwarzacza i skutecznie zwiększa ryzyko jej zerwania lub naruszenia na krawędziach. Co prawda są one obłe, ale zawsze.
Plastikowe przyciski umieszczono w dwóch zespołach, MENU i POWRÓT jako jedna grupa jeden pod drugim, manipulator kierunkowy wraz z „Enterem” jako druga, choć już po skosie i w efekcie oddalając się od kciuka, którym tu wciąż operujemy. Osoba leworęczna ma tu łatwiejszą robotę, choć znów wracamy do punktu wyjścia z owymi bocznymi skosami i poprawnym chwytem w ręce. Oczywiście jest to moje czepianie się, ale lepiej, żebym teraz się przed Państwem poprzyczepiał do jak największej liczby rzeczy, aby można było potem samemu ocenić, czy coś z tego faktycznie może potem przeszkadzać, czy też będzie to najpewniej pomijalne.
Fizycznie C200 wywołuje jednak mimo wszystko pozytywne odczucia, głównie za sprawą wspomnianych aspektów konstrukcyjnych-metalowych, ale też np. mniej „kwadratowego” profilu, niż zwykło się spotykać. W praktyce więc moje odczucia użytkowe są tu jak na ironię bardziej pozytywne niż wynikałoby to z treści recenzji.
Oprogramowanie
Praktycznie więc jedyne, do czego na poważnie mógłbym się przyczepić, jest oprogramowanie i płynność jego działania. Najpierw jednak kwestie pozytywne.
C200 ma więcej opcji niż C10, dzięki czemu łatwiej możemy dostosować sprzęt do swoich potrzeb i nawyków. Dochodzi chociażby wspomniane ustawienie progu przyrostu głośności, czy też konfigurowalny gain, jak również funkcjonalność DACa USB. Odtwarzacz spokojnie radzi sobie również z plikami FLAC o dużej gęstości. Sama oprawa wizualna interfejsu jest jak najbardziej w porządku pod względem usability. Cieszy mnie osobiście też prezentowanie natężenia dźwięku na kanał jako wizualizację podczas odtwarzania, a także obsługa DSD.
Do wad można za to wliczyć sobie:
– wolny start i skanowanie kart pamięci, zwłaszcza tych o dużej pojemności i sporej ilości plików,
– „klatkowanie” każdej animacji,
– duże opóźnienie, czy wręcz toporność przy poruszaniu się po menusach, utworach, katalogach,
– tak samo duże opóźnienie podczas np. skanowania utworu w locie,
– nieprecyzyjne wskazania timera utworów,
– niepotrzebne i niezrozumiałe dla mnie odłączanie końcówki mocy na parę sekund podczas przeskakiwania między utworami, co prowadzi do ucinania ich początków,
– domyślny język był ustawiony na chiński,
– niepotrzebne potwierdzanie każdej zmiany wprowadzanej w ustawieniach odtwarzacza,
– szwankująca obsługa plików CUE,
– brak oficjalnego wsparcia dla plików OGG (jeśli ktoś używa mocno tego formatu to jest to wada),
– brak obsługi tagów, cała lista utworów tworzona jest po katalogach,
– odnotowane przeze mnie problemy z uruchomieniem urządzenia w trybie DAC USB (najprawdopodobniej winne sterowniki lub po prostu to coś u mnie),
Na szczęście do menu ustawień zbyt często nie będziemy zaglądać, więc potwierdzanie każdej zmiany jest tu do pominięcia. Język również udało się w miarę sprawnie ustawić na angielski, głównie za sprawą ikon, jakie producent umieścił przy każdej opcji. Język jest zresztą pierwszą pozycją na liście. Reszta jednak jest w pełni uzależniona od oprogramowania i woli oraz umiejętności programistów. Większość rzeczy jest do poprawienia właśnie tą drogą, choć od czasu C4 i C10 niewiele się tu zmieniło. Programiści Opusa zrobili na mnie przyznam większe wrażenie, bo w trakcie recenzji miały miejsce jak pamiętam przynajmniej dwie aktualizacje, które faktycznie coś sobą wnosiły. Aczkolwiek tam był sprzęt znacznie bardziej zaawansowany i oparty o kompletnie inny soft.
Przygotowania do odsłuchów
Odtwarzacz był poddany przeze mnie zwyczajowemu profilaktycznemu wygrzewaniu dla przezornych, ponieważ przybył jako model nowy i bez jakiegokolwiek przebiegu. Nie zauważyłem jednak żadnych zmian w brzmieniu na przestrzeni trwania sesji odsłuchowej.
Aby ocenić jego walory dźwiękowe oraz możliwości klasowe, za konkurencję tym razem robiły przede wszystkim dwa odtwarzacze:
– Aune M2 (1800 zł),
– Colorfly C10 (obecnie 2000 zł)
Jednocześnie dodatkowym materiałem porównawczym i punktem odniesienia były trzy wysokiej klasy odtwarzacze:
– Astell & Kern AK300
– OPUS #1
– OPUS #1 LE
Tradycyjnie też dopełnieniem było przyrównanie C200 do jakichś stacjonarnych punktów odniesienia, które powtarzając się co rusz przy każdym odtwarzaczu dodatkowo potwierdzały odbierane przeze mnie cechy akustyczne. Ograniczyłem się tym razem tylko do trzech kart dźwiękowych, jako że nie było przy C200 specjalnej filozofii porównawczej:
– AIM SC808
– AudioQuest DragonFly Black v1.5
– Asus Essence STX
– Creative Sound Blaster E5
Słuchawkami używanymi w niniejszym teście były:
– AKG K70 / K400 / K500 EP
– Beyerdynamic T8ie MKII
– Snab OverTone EP-101M
– Etymotic MK5
– Etymotic HF2
– Etymotic ER4PT
– Etymotic ER4XR
– Narmoo S1
– NuForce NE-700M
– Westone 1
Zakres utworów standardowo już stanowiły pliki o wysokiej kompresji, ale też i formaty bezstratne, głównie FLAC 24/44.1 z wielu gatunków, najczęściej IDM i elektroakustycznych.
Jakość dźwięku
Najnowszy Colorfly może okazać się pewnym zaskoczeniem brzmieniowym dla osoby dobrze obeznanej z innymi modelami tego producenta, tj. C10 i C4. Oto bowiem odtwarzacz w dużej mierze zrywa z wysoką muzykalnością, a zaczyna grać bardziej neutralnie, równo, może też i nieco bezemocjonalnie, przez co pod teoretyczną uniwersalnością rodzą się problemy natury synergicznej, ale może tradycyjnie po kolei.
Bas
Lekki, szybki i dokładny. Kreuje się w C200 tak, jakbym miał żywcem przełożoną końcówkę mocy z C10, a więc z zaokrągleniem, ale też zdrową dozą szybkości i klarowności ponad wypełnieniem i mocą. W efekcie słuchawki o cieplejszej i gęstszej sygnaturze od razu są w stanie dogadać się z nowym modelem Colorfly’a, czego nie do końca można było doświadczyć z kolei na C10. Analogicznie sprawa będzie się miała też i z modelami jasnymi oraz anemicznymi na basie – takie słuchawki szybciej polubimy zapewne z C10 niż C200. Przykładem niech będą Etymotici MK5. Ich neutralna natura z lekkim podejściem do basu powoduje, że na C200 grają stosunkowo jasno i zwiewnie. Na C10 za to pojawia się należyte dociążenie, chociażby w średnicy, ale i basie, jako że to o nim tu mówimy.
C200 tym samym w zakresie basu jest z gatunku tych lżej grających urządzeń, które przesuwają się trochę w stronę słuchawek docelowo ciemniejszych i cieplejszych.
Średnica
Wykazuje pewne pierwiastki głębokiej szkoły Colorfly’a operującej na muzykalności, ale i tu czuć rozmycie nasycenia, większą klarowność, mniejszą wagę każdego dźwięku. Udało się nie zrezygnować na szczęście z intymności i bliskości – średnica wciąż podawana jest bliżej słuchacza, przez co wokaliza nabiera wektora zwróconego właśnie ku nam. Jednym słowem: równo, neutralnie i z przybliżeniem.
Góra
Jest bardzo neutralna i ani nie przyciemnia przekazu, ani nie rozjaśnia, choć na jasnych samych z siebie słuchawkach potrafi być krzyknąć na nas głośniej i szybciej dotrzeć do naszych uszu oraz świadomości. Tu również udaje się uniknąć efektu cyfrowego nalotu z FiiO, gdzie – przynajmniej w modelach X1 i X3K – mogłem na to poutyskiwać. Fakt faktem jednak C200 słuchawek jasnych z natury definitywnie nie uczyni potulniejszymi lub łatwiejszymi w odbiorze, nawet mimo faktu lekkiego zaokrąglenia najdalszego skraju pasma.
Scena
Klasyczna elipsa, optymalna w rozmiarach, ale dodatkowo rozbudowana na szerokość, czym wygrywa chociażby z droższym Aune M2 i zrównuje się z C10. W tej cenie można powiedzieć, że jest to scena adekwatna i spokojnie wystarczająca jako ogół dla większości osób mających świadomość co można nabyć w tym przedziale cenowym.
Całokształt
Dźwięk ogólnie mocno przypominał mi recenzowane niedawno układy Creative z serii E/G5. Jakościowo bliżej E, tonalnie bardziej G. W ramach ogólnego wzornictwa oraz możliwości jako przenośnego odtwarzacza, jest to moim zdaniem dobry poziom, choć trochę tęskno mi do muzykalnego wydźwięku droższych modeli. C200 jest teraz bardziej neutralny aniżeli naturalny, trudniej mu o zaangażowanie użytkownika własnym brzmieniem samym z siebie. Zostawia więcej pola do popisu słuchawkom i to na ich barki zrzuca odpowiedzialność za nadanie muzyce odpowiedniego tonu i nasycenia. Można byłoby to skwitować jako podejście „nie wiem użytkowniku jakie masz słuchawki, więc nie będę ryzykował”. W efekcie synergiczność C200 jest bardzo wysoka i tylko w niektórych przypadkach będzie można zakręcić nosem, że jednak mogłoby tam coś lepiej w sumie zagrać.
Taka filozofia nie występowała w C10 i C4 zapewne dlatego, że sprzęt ten celowano w wyższe półki, w których na ogół dominują słuchawki jaśniejsze. Zwłaszcza C4 nie musiał być tak strojony, nawet mimo faktu istnienia HD650, NightHawków czy TH-X00. W przedziale cenowym C200 jest już bardziej wyrównana walka i każdy ruch w którąkolwiek stronę może zostać przypłacony posądzeniem o błąd bądź przynajmniej niezrozumieniem postępowania producenta. Oczywiście to tylko teoria, ale tak po prostu tłumaczę sobie decyzję Colorfly’a. Czy słusznie – o to należałoby spytać już albo producenta, albo własnych uszu. Moje mówią, że sprzęt sprawdza się pod względem synergii wybornie i jakichkolwiek preferencji bym osobiście nie miał, atut ten jest dla mnie praktycznie niepodważalny.
Także choć preferencyjnie troszkę tej takiej muzykalności Colorfly’owskiej mi w nim brakuje, odtwarzacz sam w sobie zrobił na mnie dźwiękiem dobre wrażenie. Trudno jest mi wskazać w tej cenie subiektywnie lepszą konkurencję i na pewno nie jest nią X3K, który gra gorszą czystością, barwą (zwłaszcza w sopranie) i dynamiką. Na jego tle preferuję starszego X3, ale i tam jednak nie będzie to taka klarowność i sceniczność jak w C200. Stara X5 również to nie jest i jestem dosyć mocno przekonany, że X5 II również. Żal mój więc za wyższymi modelami musi jednak trochę ustąpić chłodnej kalkulacji brzmienia w stosunku do ceny, wypadającej na rzecz C200 co rusz całkiem korzystnie.
Podsumowanie
C200 to mimo wszystko solidny brzmieniowo odtwarzacz o interesującym wzornictwie i dobrej jakości wykonania oraz użytych materiałów. To najmocniejsze strony C200 i jeśli brzmienie ponad wszystkim jest dla nas priorytetem, warto się mu przyjrzeć bliżej. Jest to też po staremu ten sam firmware, który spotkać można było w C10 ze wszystkimi tego konsekwencjami, potęgowanymi być może przez wiek dziecięcy odtwarzacza: głównie bardzo wolną i toporną obsługą oraz niespecjalnym rozbudowaniem w funkcje programowe. Zupełnie tak, jakby kwestie software’owe zostały przez producenta podzlecone innemu podmiotowi wykonawczemu, który albo nie dostał należytego wynagrodzenia za swoją pracę, albo w ogóle nie wiedział jak ją wykonać. Tak więc jak wszystkie pozostałe modele Colorfly’a, jest on kierowany do osób ceniących sobie przede wszystkim dźwięk w czystej postaci i maksymalną prostotę, ale też tych, które nie mają w zwyczaju skakać co 20 sekund po otworach. Rażą głupie, wręcz szkolne błędy typu ustawienie języka domyślnie na chiński, ale możliwe, że również i to zostanie poprawione (najnowszy firmware już te sprawy zaczął zresztą powoli rozwiązywać), jako chyba niewymagające specjalnej myśli inżynierskiej. Jeśli tylko tego typu głupstwa byłyby poprawione w całości, C200 miałby mocną pozycję na rynku współczesnych odtwarzaczy przenośnych w jeszcze rozsądnych dla przeciętnego Polaka pieniądzach.
Colorfly C200 jest możliwy do nabycia w cenie 1 249 zł.
Zalety:
- bardzo dobre wykonanie i całkiem ciekawe wzornictwo
- odpowiedni zapas mocy dla wielu modeli słuchawek
- regulowany gain pomaga przy wydajnych IEMach
- obsługa solidnego pakietu rozszerzeń plików oraz DSD
- wymienne karty SD
- możliwość pracy jako USB storage
- funkcjonalność USB DAC
- równe, klarowne i neutralne brzmienie, którego wiele osób poszukuje
- optymalnie skrojona scena z dodatkowym rozciągnięciem na szerokość
- nawet rozsądna cena końcowa
Wady:
- trudniejszy w obsłudze dla osób leworęcznych
- domyślnie ustawiony język chiński
- bardzo topornie i wolno działające menusy, timer oraz operacje na utworach
- ucinanie początku utworu przy przeskakiwaniu na kolejny poprzez niepotrzebne odłączanie i załączanie końcówki mocy
- nadal trochę ubogi funkcjonalnie (brakuje mi głównie nawet prostego EQ)
- długi czas wczytywania listy albumów przy obszernym zapisaniu plikami nośnika pamięci
- nie do końca idealna obsługa CUE
- nie każdemu działa tryb USB DAC (ale możliwe że to coś u mnie)
Serdeczne podziękowania za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Za Opłacalność dajesz 8?? „Zupełnie tak, jakby kwestie software’owe zostały przez producenta podzlecone innemu podmiotowi wykonawczemu, który albo nie dostał należytego wynagrodzenia za swoją pracę, albo w ogóle nie wiedział jak ją wykonać”
1250 zł przy takich wadach to co najwyżej ocena 3… Artykuł sponsorowany!
To, że nie zgadza się Pan z moją subiektywną oceną, nie musi od razu prowadzić do tego typu oskarżeń. Odtwarzacz w tej cenie oferuje wysoką jakość dźwięku oraz naprawdę bardzo dobre wykonanie. Do tego producent cały czas wydaje nowe wersje FW i pracuje nad bolączkami tego odtwarzacza. Póki w tej cenie nie pojawi się jakaś dobra kontra np. od FiiO, C200 ma nadal sporo sensu.
Także proszę sobie darować takie oszczerstwa, zwłaszcza że jest Pan spowinowacony z konkurencyjnym serwisem z domeną zarejestrowaną na firmę będącą właścicielem zdaje się przynajmniej dwóch dużych sklepów audio, a który notorycznie kopiuje i wzoruje się na moich treściach (przeredagowany Słownik pojęć, skopiowana Polityka prywatności, przeredagowane treści w O mnie), do tego na różnych forach występując pod różnorodnymi multikontami promującymi konkretne produkty na zasadzie marketingu szeptanego. Ironią jest więc, że atakujecie mnie Państwo zupełnie bez powodu i to za to, co sami z powodzeniem uskuteczniacie i za wszelką cenę staracie się ukryć, a na co sam na swoim blogu nie zezwalam. Nie wnikam w to w jaki sposób próbujecie zbudować swoją markę i czy oszukujecie w ten sposób swoich czytelników, ale proszę abyście nie mierzyli innych własną miarą.
Szczerze watpie w sponsoring. Autor skrupulatnie wypunktowal minusy. Tym niemniej uwazam, ze takie wady sa niedopuszczalne nawet za 1/3 tej ceny, a za te cene – skandaliczne. Nigdy bym tego urzadzenia nie kupil. Calosc przypomina troche testy smartfonow z Biedronki: „Swietny ekran w tej w kwocie, ale nie mozna wykonywac polaczen”.
Dziękuję za wiarę. Osoba wcześniej komentująca okazała się być mniej lub bardziej spowinowacona z jednym z serwisów o wrogim nacechowaniu wobec mojego bloga i o podobnej co do niego tematyce. Na jednym z forów również miały miejsce ekscesy i ponownie wywołane przez tą samą osobę. Swoją drogą dziękuję za przypomnienie o jego istnieniu, ponieważ planowałem jego usunięcie :).
Recenzje mojego autorstwa niestety zawsze są w pewnym stopniu obarczone subiektywizmem, także sprzęt widziałem ze swojego pryzmatu (brzmienie na pierwszym miejscu) lepiej, ale w tym co Pan mówi również jest dużo racji i faktycznie mogłem z oceną opłacalności w recenzji przesadzić. C200 na tą chwilę broni się jedynie jakością dźwięku i wykonaniem. Jeśli komuś zależy również na pozostałych aspektach – robi się faktycznie niewesoło i również uważałbym to samo co Pan. Aczkolwiek sprzęt miałem bardzo długo na warsztacie i naprawdę w wielu sytuacjach zdążył się sprawdzić. Bardzo podobnie sprawa miała się również z C10 i C4 PRO, także u innych użytkowników. Ocenę tym samym zmieniłem na neutralną, aby uwzględnić również takie stanowiska, jak Pana.
Czy hifiman HM-700 nie byłby rozsądnym konkurentem c200? Lekko tańszy, a jest w polecanych, dlaczego, czym się różnią?
Zapewne tym Panie Staszku się różni, co zostało opisane w Polecanych. Wystarczy porównać tamtejszy opis z niniejszą recenzją.
Finezyjny opis brzmienia! Brawo!
Rozważam zakup jednego z trzech odtwarzaczy: recenzowany powyżej
Colorfly C200, HiFiMan HM-700 oraz Cowon iAudio X5. Czy według autora,
sprzęty te są wyrównane jeśli chodzi o jakość brzmienia, czy jednak
któryś wybija się nad pozostałe / odstaje od pozostałych? Pozdrawiam.
Każdy odtwarzacz Panie Cyrylu ma swoją własną sygnaturę i celuje w nieco inne słuchawki o różnych wymaganiach. Radziłbym się jednak wstrzymać z zakupami i poczekać na recenzję Shanlinga M1, którą aktualnie próbuję napisać. Ew. przeczytać moje pierwsze o nim odczucia na forum AF i informacje podane we wpisie w Polecanych odtwarzaczach.
Pozdrawiam.
Kupiłem w dniu premiery. Nie polecam Colorfly C200. Może i dźwięk ma wysoką jakość, ale jakość oprogramowania tragiczna. Aktualnie przestał odczytywać pliki. Oprogramowanie jest tak tandetnie napisane, że aktualnie gdy chce włączyć jakiś utwór to się wyłącza. Mam nadzieję, że nikt go już nie kupi. Może przemówi to do rozsądku producentowi, że należy poprawić oprogramowanie.
Udało mi się naprawić to co opisałem w powyższym komentarzu. Zostawię notkę dla potomnych, jakby ktoś miał podobny problem. Wpiąłem go jako DAC do PC i włączyłem muzykę, po czym wyciągnąłem USB i włączyłem utwór z SD. Odtwarzacz z powrotem zaczął działać. Dodam jeszcze, że mi się jako DAC udało tylko połączyć z PC z systemem Linux. Z żadnym Windowsem mi nie chciał działać jako DAC.
Jednak przedwczesna radość po ponownym uruchomieniu dalej się wyłączy gdy chce się wybrać utwór. Przez błąd w oprogramowaniu odtwarzacz stał się prawie nie używalny.
Odtwarzacz Panie Pawle chyba nie jest i tak już produkowany. Moja recenzja pochodzi z 2016 roku i w momencie testowania nie miałem specjalnych problemów poza tymi wymienionymi w recenzji.