Odtwarzacze przenośne, zwłaszcza z wyższej półki, to bardzo rzadcy goście na moim blogu, ale też mile widziani. Bowiem i mi udzieliło się kiedyś rozważanie, aby przejść na sprzęt stricte przenośny i zaoszczędzić w ten sposób mniejsza oraz materiałów eksploatacyjnych. Po co bowiem użerać się z dużymi padami i słuchawkami. Zdrowie, uszy, samopoczucie i elementarna praktyka nabywana na kolejnych słuchawkach dokanałowych jednak udowodniły, że z niewieloma słuchawkami mógłbym się zostać w takiej formule, a i tak byłaby to droga często frustrująca, bowiem potliwość kanałów, wypadanie z uszu, podrażnienia, wzmożone produkowanie woskowiny, powodowały mniejszy lub większy dyskomfort i finalne zwycięstwo u mnie słuchawek dużych, nader wygodnych, z puszczeniem bardzo mocnego oczka w stronę kolumn także. Z drugiej strony sprzęt przenośny to wciąż sprzęt przenośny i zwłaszcza w temacie odtwarzaczy wciąż podlegający ewolucji w stronę pełnienia roli substytutu pełnowymiarowego toru, rywalizując przy okazji z telefonami wszelkiej maści, które zdominowały i zabiły wręcz budżetowe odtwarzacze przenośne. Firmą, która przeszła tą drogę i skupiła się obecnie wyłącznie na tych droższych rozwiązaniach, jest naturalnie Astell&Kern, a to jest recenzja wysokiego modelu z oferty tego producenta: SA700, za którego wypożyczenie serdecznie dziękuję użytkownikowi Palpatine.
Dane techniczne
- Dostępne kolory: Onyx Black / Stainless Steel / Vegas Gold
- Materiał korpusu: stal nierdzewna
- Wyświetlacz: dotykowy 4,1” (720 x 1280 px)
- Obsługiwane formaty audio: WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE, AAC, ALAC, AIFF, DFF, DSF
- Próbkowanie:
– PCM: do 384 kHz (8/16/24/32 bity na próbkę)
– DSD Native: DSD64 (1 bit 2,8 MHz) / DSD128 (1 bit 5,6 MHz) / DSD256 (1 bit 11,2 MHz) - Poziom wyjściowy:
– niezbalansowany 2,0 V
– zbalansowany 4,0 V (stan bez obciążenia) - Procesor: czterordzeniowy
- DAC: AKM AK4492ECB x2 (Dual DAC)
- Dekodowanie: obsługa odtwarzania bit-to-bit do 32bit / 384kHz
- Wejście: USB Typ-C (dla PC i MAC)
- Wyjścia:
– niezbalansowane (3,5 mm)
– zbalansowane (2,5 mm) - Wi-Fi: 802.11 b / g / n (2,4 GHz)
- Bluetooth: V4.2 (A2DP, AVRCP, aptX TM HD)
- Aktualizacje firmware (OTA)
- Pasmo przenoszenia:
– ± 0,24 dB (w warunkach 20 Hz – 20 kHz) niezbalansowane / ± 0,24 dB (w warunkach 20 Hz – 20 kHz) zbalansowane
– ± 1,95 dB (w warunkach 20 Hz – 70 kHz) niezbalansowane / ± 1,95 dB (w warunkach 20 Hz – 70 kHz) zbalansowane - Stosunek sygnału do szumu:
– 120 dB @ 1kHz, niezbalansowane
– 123 dB @ 1kHz, zbalansowane - Przesłuch:
– -134 dB @ 1 kHz, niezbalansowane
– -138 dB @ 1 kHz, zbalansowane - THD + N:
– 0,0006% przy 1 kHz, niezbalansowane
– 0,0006% przy 1 kHz, zbalansowane - IMD SMPTE:
– 0,0003% – dla zakresu 800 Hz do 10 kHz (4:1) niezbalansowane
– 0,0004% – dla zakresu 800 Hz do 10 kHz (4:1) zbalansowane - Impedancja wyjściowa:
– wyjście niezbalansowane 3,5 mm (1,8 Ω)
– wyjście zbalansowane 2,5 mm (1,9 Ω) - Zegar: 70 ps (typowo)
- Bateria: litowo-polimerowa 3150 mAh 3,7 V
- Czas ciągłego odtwarzania: do 8,5 h (Standard – MUZYKA: FLAC, 16-bit / 44,1 kHz, niezbalansowane, głośność 80, EQ OFF, LCD OFF)
- Czas ładowania: około 4,5 h (Standard – ładowanie 5 V / 2 A)
- Wbudowana pamięć: 128 GB [NAND]
- Pamięć zewnętrzna: 1x microSD (maks. 1 TB)
- Obsługiwany system operacyjny: Windows 7,8,10 (32/64-bitowy), MAC OS X 10.7 i nowsze
- Cena na dzień pisania recenzji: 5500-7000 zł
Dane techniczne pochodzą ze strony producenta.
Jakość wykonania i konstrukcja
Odtwarzacz przyszedł do mnie luzem, więc trudno jest mi cokolwiek powiedzieć o jakości i sposobie pakowania. Sam design bardzo mi się natomiast podoba, nawet mimo faktu, że urządzenie jest na pierwszy rzut oka podatne na wszelkie zarysowania i skazy na obudowie lub wyświetlaczu.
Gabarytowo sprzęt jest wielkości starszej generacji smartfona, mierząc 116 x 59 x 16,5 mm, ale warząc ok. 300 g, więc nie jest to najlżejszy sprzęt do trzymania w kieszeni. Zawdzięcza to metalowej obudowie wykonywanej metodą CNC, działającej od razu jak odpromiennik ciepła. A co też nie jest bez znaczenia, ponieważ sprzęt grzeje się zauważalnie wraz z tym, jak mocno i jak długo będziemy cisnąć możliwości jego wzmacniacza. Grzeje się także podczas ładowania, osiągając ok. 36-38°C.
Wyświetlacz jest bardzo dobrej jakości, o przekątnej 4.1” i rozdzielczości 720 x 1280 px. Generalnie wystarcza do obsługi odtwarzacza, choć niektóre elementy są bardzo malutkie, zwłaszcza czas odtwarzania oraz pasek postępu, którym bardzo trudno się nawiguje. Obsługa jest bowiem dotykowa.
Aczkolwiek z boku mamy klasyczne przyciski sterujące oraz pokrętło głośności z bardzo precyzyjnym kliknięciem i kolorowym pierścieniem LED informującym o głośności oraz odtwarzanym formacie plików. Wreszcie brak luzów i przeskakiwania o parę pozycji jak to miało miejsce w Shanlingach o wyższej numeracji niż M1, którego zresztą bardzo długi czas posiadałem i chwaliłem, a z czego faktu miałem nawet na pewnym etapie nieprzyjemności. Potem przesiadłem się na zestaw telefon + Cobalt, aby również czytać to i owo na ten temat. Potem postanowiłem kompletnie przejść na połączenie telefon + Anker/CBT dla swoich LCD-i3 oraz ew. starego Asusa K004 ze znacznie mniejszą kartą pamięci jako zapas i interfejs dla serwera DIY. Ale to już historia na inny wpis.
Powyżej 55 punktów głośności pojawia się ostrzeżenie o limicie głośności, choć można je wyłączyć. Samo urządzenie jest zdatne do pracy z głośnością maksymalnie 150 punktów. Czy to dużo? Na LCD-i3 odsłuch oscylował w granicach 50-60 punktów. Na HD800 ok. 90 punktów. Jest więc zapas, przynajmniej w moim przypadku.
Na pokładzie znalazły się złącze USB-C do ładowania i pracy jako DAC USB, 128 GB wbudowanej pamięci + jeden slot na kartę SD (bezproblemowa praca z moją 200 GB), a także wyjścia jack 3,5 mm niezbalansowane oraz jack 2,5 mm zbalansowane. Będę w recenzji testował oba wyjścia na swoich adapterach SE35 i BAL25, ponieważ różnica między nimi jest zauważalna.
Zgłosić mogę bezproblemowe parowanie z BT, jak również osobne sterowanie głośnością na moduł w słuchawkach oraz sam odtwarzacz i pokazywanie na jakim kodeku sprzęt został zainicjowany (Cipher BT). Szkoda, że tryb BT nie działa podczas pracy jako DAC USB, zaś głośność maksymalna jest limitowana, przynajmniej na serwerze muzycznym.
Bateria niestety jest szybko konsumowana przez podwójnego DACa na pokładzie, nawet w trybie BT i nawet wówczas, gdy sprzęt jest w pełni wyłączony. Taką sytuację miałem tylko na starym netbooku, którego bateria podtrzymująca BIOS się wyczerpała i sprzęt konsumował baterię roboczą. Nie wiem natomiast czemu tak się dzieje tutaj. Odtwarzacz jest wyłączany przeze mnie przyciskiem np. przy stanie baterii 34%, a po 5 godzinach i ponownym włączeniu jest już 27%. Samo odtwarzanie z przerwami potrafi wyczerpać ją praktycznie w jeden dzień i czasy podawane przez producenta nie są przesadzone ani niedoszacowane. Mniej więcej wychodziłoby to tak na 8 godzin odtwarzania (tryb SE) i 4 godziny ładowania. Przy czym w trybie zbalansowanym na oko byłoby to nawet z 4-5 godzin jeśli byśmy się uparli. Jeśli słuchamy długo i mocno, a zależy nam na jakości, power bank to obowiązek, a do tego głównie słuchanie na wyjściu single-ended, co samo w sobie jest bez sensu biorąc pod uwagę, że taki sprzęt kupuje się dla jakości dźwięku, a po wyjściu zbalansowanym wszystko jest jakościowo lepsze. Albo więc ograniczamy się na rzecz żywotności ogniwa, albo pożeramy baterię w czasie odpowiadającym czasowi pracy typowych tanich słuchawek Bluetooth.
SA700 posiada naturalnie dodatkowe funkcjonalności sieciowe (WiFi), w tym wsparcie dla aplikacji AK Connect oraz strumieniowania. Cieszy obecność wbudowanego EQ, odtwarzania bez przerw (gapless), kontrola balansu, możliwość rippowania płyt CD, konfigurowalne filtry DAC, wsparcie dla trybu samochodowego, a także obsługa zintegrowany konwerter DSD-PCM i DSD-DoP. Jest też dekodowanie programowe MQA.
Niestety są też i mniej różowe aspekty. A mianowicie oprogramowanie (1.25CM). W pewnym momencie na HD800 nagle zaczęły się ogromne problemy:
- artefakty w dźwięku (efekt „zwarcia”)
- wszystko zawieszone
- śmieci i różowe piksele na ekranie
Powiedzieć, że prawie dostałem zawału, byłoby dużą kurtuazją. Dobrze że siedziałem w chwili wystąpienia problemów. Okazuje się bowiem, że Astell „coś namieszał” w najnowszej wersji swojego FW i niestety czasami pod dużym obciążeniem, czy to sieciowym, czy odtwarzania „lokalnego” na dużej głośności, a więc tak aby napędzić Sennheisery, jest możliwe zawieszenie całego odtwarzacza na amen. Pozostaje tylko twardy reset. Niestety producent, o ile wie o problemach od końca roku 2020, do dziś nie jest w stanie wypuścić aktualizacji oprogramowania. Trudno również mówić jednoznacznie o tym, że na 100% jest to wina oprogramowania i równie dobrze może to być ujawniony defekt sprzętowy, powstający pod dużym obciążeniem. Jeśli jednak problem narósł po aktualizacji, powiedziałbym, że tak 95% szans jest jednak za winą po stronie programistów.
Od każdego użytkownika będzie finalnie zależało czy i jak bardzo będzie z tego powodu niezadowolony. Mówiąc całkowicie za siebie, niestety dla mnie byłby to czynnik każący się głęboko zastanowić nad zakupem i za spust pociągnąć dopiero, jeśli producent naprawiłby zaistniałą sytuację. Skoro ponoć problem wystąpił po aktualizacji FW, więc powinna być możliwość np. cofnięcia się z wersją oprogramowania na ostatnią dobrą. Przynajmniej w teorii. Ale ponieważ sprzęt nie jest mój, taka opcja naturalnie nie wchodzi w grę.
Jakość dźwięku
Systemem odsłuchowym były w tej recenzji:
- Serwer muzyczny/transport cyfrowy: AF ST-3200A
- Źródło analogowo-cyfrowe: Pathos Converto MKII + Pathos Aurium z lampami 6N23P-EW OC
- Słuchawki: Audeze LCD-i3, Sennheiser HD800
- Okablowanie: interkonekty zbalansowane Fanatum Emmoni XLR, interkonekt cyfrowy AF Signature CX (COAX)
- Okablowanie słuchawkowe: Fanatum Emmoni Reference, Fanatum Exegis
Siadając do SA700 przyznam, że trochę nie wiedziałem czego się spodziewać. Tego typu urządzenia z reguły mijają mój blog, bowiem utrwaliła się najprawdopodobniej u większości osób wizja mojej osoby jako użytkownika bardziej stacjonarnych słuchawek o dużych wymiarach. I przyznaję im rację, że tak jest w rzeczywistości. Po prostu słuchawki pełnowymiarowe i tego typu systemy lepiej mi „leżą” i wynika to z wielu czynników, które na przestrzeni lat nie uległy zmianie.
Nie zmienia to jednak faktu, że wszelkim małym urządzeniom kibicuję i szanuję każdy sprzęt, który, choć mocno zminiaturyzowany na rozmiarach, wcale nie prezentuje się miniaturowo dźwiękiem. SA700 od dziś zaliczyć mogę w poczcie takowych urządzeń, zarówno po wyjściu single-ended, jak i zbalansowanym.
Wyjście single-ended
Dotychczas jedynym urządzeniem z jakim miałem styczność spod znaku Astella był bardzo ciekawy AK300 i jego przystawka wzmacniająca AMP300. SA700, którego mógłbym spokojnie nazywać „Super Audio 700”, ponieważ mimo bycia małym DAPem w cenie, która też nie jest wcale taka mała, prezentuje się moim zdaniem okazale ze strony brzmieniowej i to już na wyjściu single-ended.
Oczywiście moje zdanie może być brane z poprawką na wiatr, czyli przez pryzmat pełnowymiarowca, ale w pierwszych chwilach odsłuchów odebrałem SA700 jako odtwarzacz o brzmieniu bardzo dobrym jakościowo, które bardzo mocno stara się przywodzić na myśl bycie pełnoprawnym wzmacniaczem dużego formatu. O tych staraniach niech świadczy fakt, że odtwarzacz po pierwsze wyczuwalnie się nagrzewa podczas pracy, a po drugie, że w podobnej klasie uplasował się mój serwer muzyczny DIY, który na pokładzie szczyci się zmodyfikowaną Essence ST opartą o wcale nie takiego lichego, choć leciwego w wymiarze elektronicznym, TPA6120A2. Proszę traktować to jako duże uznanie dla SA700, któremu staram się jedynie dobrać odpowiednie towarzystwo do porównań i sklasyfikować jakkolwiek jego dźwięk pośród tego, co posiadam. A co w perspektywie wyznawania idei minimalizmu w audio wcale nie jest łatwym zadaniem.
Oba urządzenia grają jednak inaczej. To, co rzuciło mi się w uszy w SA700, to pewna subtelna nuta organiczności w dźwięku, którą pod dłuższych odsłuchach udało mi się wstępnie sprowadzić do specyficznego fragmentu pasma przenoszenia w okolicach 12-14 kHz. Tam też Astell stara się zagrać wyczuwalną miękkością, bardzo szlachetnie i nieco ostrożniej. ST-3200A na OPA2111KP nie ma takiego zmiękczenia w tym rejonie, gra bardziej nosowo, wykłada wszystko nieco bardziej bezpardonowo, choć przecież starania moje były takie, aby brzmienie jego na końcu wygładzić. I udało mi się, nie jest to porażka w sensie stricte, ale po prostu Astellowi wychodzi to lepiej. Choć HD800 jest to nadal obojętne, bo nie tam alokuje się clou przekazu Sennheiserów i nie w tym miejscu winna być aplikowana im korekcja, wciąż jest to odbierane przez moje uszy jako przynajmniej cecha charakteru, albo wprost pozytyw. Tym bardziej, że dobrze wpływa to także na LCD-i3.
Proszę wybaczyć, że zaczynam trochę frywolnie od sopranu, ale jest on moim zdaniem kluczowym elementem, aby móc określić charakter SA700 i zbudować w głowie czytelnika świadomość tego jak gra. Brzmieniowo spokojnie może pełnić rolę ekwiwalentu sprzętu pełnowymiarowego, aczkolwiek nie jest to jednak półka Converto, a bardziej właśnie ST-3200A.
Co dzieje się zatem z basem i średnicą? Generalnie nic złego i wszystko co usłyszałem przywodziło na myśl dwa określenia: „wszystko na swoim miejscu” i „należycie prezentowane”. Struktura dźwiękowa SA700 jest dobrze poukładana, toteż wspomniana „swoja miejscość”, a także należyta prezencja, jak na DAPa. Z perspektywy słuchawek przenośnych może być to wysoce pomocne i na swój sposób pełniące funkcję dziedziczną z AK300, że układ nie jest jednoznacznie basowy, ale też nie należy do anemików. Bas jest dokładnie i idealnie równy, w ramach czego co najwyżej najniższy bas mógłby być mocniej zaznaczony, a co poczułem na HD800.
W słuchawkach dokanałowych daje to ten jeden, maleńki krok w tył, który sprawia, że przetwornik – zwłaszcza gdy ma bardzo rozbudowany dół – jest w stanie złapać także ten jeden, kluczowy oddech dla lepszej kontroli i opanowania. Ten jeden, który powoduje, że odróżniamy dobrego DAPa od bardzo dobrego, a bardzo dobrego od wybitnego. To często jest suma drobnych detali, efekt skali, albo uzyskanie „złotej synergii” z daną parą słuchawek. W HD800, które do testów wyciągam wcale nie na siłę, ale dla czystej nauki i jako swój standardowy benchmark, daje się to usłyszeć jako odpuszczenie tego niskiego basu. Nie może jakieś kolosalne, ale dające się usłyszeć jako potencjalny problem z napędem. Ale już w takich starych S-EM6 witałbym tego typu strojenie po stronie źródła z otwartymi uszami i może nawet jeszcze bardziej w AK300.
Średnica z kolei, jeśli już o AK300 wspominam, także ma w sobie zachowanego ducha tegoż odtwarzacza. Nie wydaje mi się, aby SA700 był jego następcą, nawet mimo faktu że nie śledzę kompletnie rynku DAPów, poczynań Astella jako marki oraz ogólnie nie czyniłbym tego przed napisaniem recenzji i odsłuchami. Jednocześnie jednak, mimo że i tak jestem skażony odsłuchami tylko tego odtwarzacza, a nie innego i stąd brak możliwości nawiązania nawet z pamięci do innego modelu niż 300-tka, mam bardzo świeże spojrzenie na sytuację z SA700 i brak naleciałości z innych odtwarzaczy. Bo i przywodząc na myśl np. testy FiiO, nie ma tu absolutnie żadnej cyfrowości, żadnego nalotu, wszystko gra dobrze i naturalnie, bez kompresji i uproszczeń.
Środek w SA700 jest prezentowany z pewną bliskością i skupieniem, co czyni z automatu scenę bardziej eliptyczną, a wokalistów lepiej uchwyconych. Jest nawet o kapkę bliżej w tym względzie na SA700 niż na serwerze i trochę zabrzmi to może dziwnie, ale jeśli nie bawić się kośćmi na żadnym z moich urządzeń, które na to jakkolwiek pozwalają, SA700 byłby układem w chwili testów grających najbliższym środkiem. Jest pozostawione dookoła środka nadal trochę luzu, także to nie jest tak, że Astell mocno ciśnie na bliski wokal, ale wokaliści są po prostu bliżej nas, niż dalej. Dopiero wrzucenie na ruszt OPA627 czy AD825 zmienia ten układ rzeczy.
Sama scena generowana jest jednak jako całość bardzo dobrze. Może nie bije rekordów w temacie głębi przez wspomnianą bliskość (coś za coś), ale jest co najmniej solidnie i do tego bardzo dobrze na szerokość, próbując w ten sposób mam wrażenie lepiej zgrywać się ze słuchawkami o trochę bardziej luzackim podejściu do skupienia na środku. Jeśli dobrze pamiętam jest to (znów) cecha dziedziczna np. z AK300, gdzie bardzo mi się to podobało i tak samo pozytywnie odbieram to w SA700, jako że wywołuje pożądany efekt korekcyjny z naprawdę wieloma modelami słuchawek. Jednocześnie odtwarzacz potrafi zaczarować holografią tam, gdzie utwór i słuchawki mu na to pozwolą.
Wyjście zbalansowane
Wiele osób kupuje takie odtwarzacze do słuchawek przenośnych o równie wysokiej co one klasowości i wcale nie takich małych wymaganiach jakościowych. Choć Właściciel nigdy nie zakładał podczas decydowania się na jego zakup o tym, że wysyłając mi go na testy sparuję go z dużymi (i pozwalając sobie na użycie tego słowa: kultowymi) słuchawkami dynamicznymi, a potem z małymi planarami od Audeze, ale tak też się stało i jeśli czegoś mógłbym żałować w przypadku swoich i3, to tylko tego, że nie mogę sprawdzić ich po analogu z gniazdem 2,5 mm, które gra lepiej niż single-ended.
Jednocześnie, mając w pamięci mgliste już dosyć odsłuchy Campfire Audio Andromeda na AVS 2019 oraz wiedzę iż Właściciel je posiada (w momencie pisania recenzji – niestety posiadał, bo zaginęły na serwisie jednego ze sklepów audio) i słysząc to, co potrafi mały Astell (też w sumie nie taki zaraz mały), mogę z dosyć sporym przekonaniem pogratulować Właścicielowi znalezienia bardzo moim zdaniem dobrego kompana dla tych słuchawek. Sam nie usłyszałem na swoich słuchawkach żadnych problemów natury impedancji wyjściowej albo szumu tła. Nie było problemów z kontrolą basu, impedancją, wszystko było w jak najlepszym porządku od strony sparowania. Niemniej to tylko estyma, bowiem przez całą sytuację słuchawki na testy do mnie nie dojechały i trafił sam Astell.
Nie ma jednak nic straconego i sytuację ratuje tutaj fakt, że mogę sobie sam wyprodukować dowolny potrzebny mi kabel. O ile do i3 nie było czasu aby zrobić pełnowymiarowy kabel zakończony wtykiem 2,5 mm, postanowiłem zrobić na szybko dwa adaptery pod SE 3,5 mm oraz BAL 2,5 mm specjalnie do HD800 (i ich kabel zbalansowany) jako przyboczny pakiet testowy. W ten sposób mogłem idealnie sobie wszystko przetestować na słuchawkach, które doskonale znam i na adapterach, które potem mogę wykorzystać w testach, jeśli tylko będzie taka konieczność miała ponownie miejsce.
Cóż więc przysporzyło mi przejście na balans w tym urządzeniu? Kilka rzeczy i w dużym skrócie:
- więcej mocy,
- lepszą dynamikę,
- lepszą separację,
- lepiej wykończone skraje,
- minimalnie jeszcze lepszą scenę.
Z głośnością mogłem zejść na HD800 z ok. 90 na 75 punktów. Uzyskałem przy tym wrażenie czystszego dźwięku o lepszej separacji, ale też dźwięk uległ ulepszeniu na dolnym zakresie, czyniąc go lepiej rozciągniętym i technicznie bardziej wzbogaconym. Coś podobnego stało się w sopranie, ale tam efektem ubocznym – obok lepszej jeszcze nieco głębi sceny – stało się lekkie rozjaśnienie się góry.
Jednocześnie serwer przełączyłem w „tryb turbo”, instalując najbardziej dopasowane kości jakie tylko mogłem sprowadzić: OPA627 oraz OPA2227P. Będąc w ciężkim szoku, uzyskałem na ST-3200A lepszy bas i jeszcze nieco cieplejsze brzmienie o bardziej nasyconym środku, ale też i o podobnej scenie w całokształcie rozmiaru. Różnice między jednym i drugim urządzeniem stały się nieoczywiste i coraz trudniejsze do wychwycenia, a sama walka jakby równego z równym, zwłaszcza przy użyciu bufora. Tam też zaznaczały się różnice jedynie takie, że na serwerze miałem bardziej średnicowo-basowe brzmienie o mniejszej głębokości sceny i mniej sferycznie przez to zaznaczonych przejściach międzyosiowych. Na Astellu bardziej to wszystko było wyrównane i usprawnione technicznie, choć też potrafiło ujawnić pewne uproszczenia wynikające z wygładzenia, których np. na OPA627 mocno się pozbyłem względem np. OPA2111KP czy AD825. Astell to po prostu lepszy DAC, a on zawsze będzie tu atutem. To i tak cud, że leciwy PCM1792A był w stanie jakkolwiek rywalizować z takim potworkiem na podwójnym AK4492ECB, który jest wielokrotnie bardziej nowoczesną kością. A do tego świetna zabawa i ciekawy eksperyment, zwłaszcza w kontekście ceny i faktu samodzielnego zbudowania.
Choć oczywiście można próbować zrzucać niektóre różnice na fakt użycia słuchawek pełnowymiarowych, np. w zakresie basu, nie można odmówić innych walorów, na które HD800 akurat są czułe jak mało które słuchawki i dlatego z takim uporem je w tym teście stosuję oraz stosowałem w wielu innych, podobnych recenzjach. Natomiast porównania do własnego tworu serwerowego są tu nie z powodu chęci uprawiania samochwalstwa, a po prostu z korelacji czasowej, ponieważ SA700 trafił na testy do mnie w czasie, gdy najpierw walczyłem ze sfinalizowaniem budowy tego urządzenia, a potem z doborem kości OPA i nie dość, że mocno huczało mi to w głowie, to jeszcze Astell pełnił niesamowicie cenną w tym wszystkim rolę punktu odniesienia. Jestem za to podwójnie wdzięczny Właścicielowi urządzenia, bo choć prowadzi to do niechybnej konfrontacji jednego z drugim, są to bardziej notatki dla mnie samego i pochwała SA700, że spokojnie może stawać w szranki z torem stacjonarnym. Znów więc ukłon w stronę osób z nurtu „a może rzucić to wszystko i przejść na tor mobilny”. Ten odtwarzacz na pewno ma takie predyspozycje i nadaje się do grona rozwiązań alternatywnych.
Jednoznacznie można wskazać natomiast w Astellu, że jego jakość dźwięku w trybie zbalansowanym faktycznie jest lepsza i każde słuchawki będą dostawały dodatkowego zastrzyku energii. Lepsze wykończenie niskiego basu technicznie, nieco większa przestronność na środku sceny, lepsza dynamika – słowem same plusy. Jedynie sopran delikatnie się podnosi i niekoniecznie musi to być pożądany efekt, aczkolwiek jakościowo nie mam do niego żadnych uwag.
SA700 robi jednakże więcej, niż jestem sam osobiście nauczony doświadczeniem i jeśli miałbym strzelać w ciemno bazując na samym słuchu (choć pożałowałem tego przy recenzji iCANa PRO), sprzęt zachowuje się jakby pracował na innych układach niż w trybie single-ended. Z reguły jest tak, że producent umieszcza dwie końcówki mocy, które są wykorzystywane zarówno dla trybu niezbalansowanego, jak i zbalansowanego. W SE pracuje jedna podwójna kość OPA, w BAL pracują obie jako niby kości pojedyncze. Zmiany jednak w zakresie swojej skali nie są aż tak diametralne, jak w przypadku SA700 i stąd też moje podejrzenie, dodatkowo wzmacniane tym, że skala głośności nie zwiększyła się jakoś diametralnie (przypomnę że z 75/150 na 90/150), ale za to diametralnie wzrósł pobór prądu i bateria szybko zaczęła znikać.
Jak jest w rzeczywistości, czy jest to wpływ podwójnego DACa, jakie stopnie wyjściowe finalnie zastosowano – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że faktycznie sygnał zbalansowany w SA700 to najbardziej pełny i właściwy sposób na odbiór słuchawek, gwarantujący najlepszą możliwą jakość.
Sumarycznie o SA700
Czas spędzony z SA700 był finalnie bardzo pouczający i ciekawy, zwłaszcza w kontekście możliwości porównania go z ST-3200A i wynikającej ze zdumiewającej dość konkluzji między tymi dwoma – kompletnie przecież odmiennymi od siebie – urządzeniami i koncepcjami. Choć mający też swoją ciemną stronę, bo podczas wieszania się SA700 człowiek był gotów zejść na zawał.
Mimo iż skupiam się głównie na dźwięku i staram się uchwycić ogólne clou całościowe, największym problemem w SA700 nie jest dźwięk. Dźwięk jest więcej niż w porządku i być może – przy całej swojej kapryśności – ani LCD-i3, ani HD800, nie wykazały rzeczy, które rzucałyby mi się mocno w uszy jako takie. Nie jest to może jeszcze poziom Hugo2, to i owo dałoby się zrobić lepiej, subiektywnie synergicznie także względem obu par (od razu mówię, że Cipher USB nie działa na SA700), ale mam wrażenie jest to ten kierunek bazując na pamięci i to jeszcze w formie pełnego odtwarzacza, a nie tylko samego przenośnego DACa. Także trudno jest mi się do czegoś przyczepić w kategoriach obiektywnych, bo urządzenie sprawia wrażenie przemyślanego, nawet w cenie 5500 zł, która nie jest małą kwotą.
Myślę też, że perspektywa osoby stacjonarnej takiej jak ja, patrzącej na sprzęt przez tenże pryzmat, też może być ciekawa i uzupełniać obraz ocen i innych recenzji tego sprzętu o spojrzenie nieco inne. Obecnie wszystko idzie w mobilność, zaczynają dominować coraz częściej słuchawki dokanałowe, CIEMy, więc swego rodzaju konfrontacja ze „starym” światem i utartymi prawidłami nie zaszkodzą. Nie było toteż dla mnie problemem męczenie tego sprzętu dużymi słuchawkami.
Najbardziej podobała mi się w SA700 jego uniwersalność. Strojenie jest realizowane w nienachalny i przyjemny sposób, ale skrupulatnie dobrane w proporcjach, aby osiągnąć brzmieniową optymalność. Nie jest to dźwięk silący się na bycie wybitnym w jakimś konkretnym aspekcie, ale we wszystkim przynajmniej bardzo dobrym. I im więcej tychże elementów bardzo dobrych, tym lepiej. Mimo istnienia starego powiedzenia, że jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego, SA700 nawet z tak nierównymi słuchawkami jak LCD-i3 oraz tak kapryśnymi jak HD800 sobie poradził, co samo w sobie jest dużym osiągnięciem i dającym szansę na dobre rezultaty synergiczne z każdą inną parą tak długo, jak tylko użytkownikowi nie zależy na jakiejś konkretnej sygnaturze, punktowo korygującej mu słuchawki. Od tego zresztą jest EQ, a jeśli słuchawki grają „źle” i wymagają fikołków z torem, być może lepiej jest przejść na coś po prostu lepszego lub równiejszego, o ile okoliczności nie wskazują na pozostanie z danym modelem. Takim przykładem są wspomniane i3, które choć grają interesująco, nawet po analogu, są znacznie bardziej problematyczne niż i4 w tym samym środowisku. Ale za tą mniejszą problematyczność przychodzi nam zapłacić 3x tyle. Coś więc za coś.
Stan mojej wiedzy o ofercie Astella nie pozwala mi na jednoznaczne określenie gorszości czy lepszości poszczególnych aspektów względem innych modeli tego producenta, poza recenzowanym sporo czasu temu AK300. SA700 nie powodował jednak u mnie wrażenia, że dostaję do rąk sprzęt mocno przesadzony cenowo. Możliwe, że wrażenie to byłoby mniejsze, gdyby nie problemy z oprogramowaniem o którym pisałem, bowiem wystąpiły one niemalże na samym początku testów i potem obawa tkwiąca w psychice towarzyszyła mi już do ich końca. Także przy nienagannym sofcie, może też dłuższej pracy na baterii przynajmniej w trybie single-ended, byłbym bardziej skłonny cenę taką a nie inną zaakceptować. Znów jednak, nawet teraz w głowie tkwi mi myśl: „tak, mogłoby być taniej, ale nie czuję się specjalnie oszukany”. Gdyby odtwarzacz kosztował te 500-1000 zł mniej niż najniższa cena nowego egzemplarza, możliwe że w ogóle bym takich myśli nie miał przy takich a nie innych okolicznościach, ale jest jak jest i Astell poniekąd przyzwyczaił swoich konsumentów do wysokich cen, mających swoje odzwierciedlenie za to w solidnym fundamencie dźwiękowym czy świetnym wykonaniu i spasowaniu elementów. Jeśli taką kwotę udałoby się zakupowo urwać lub trafić na dobrą okazję używaną – czemu nie. Natomiast w cenie wynoszącej ponad 6000 zł i dochodzącej do 7000 zł, bo w takowych również można SA700 spotkać, nie zdecydowałbym się na zakup. W takiej cenie mógłbym mieć od razu dobry kabel do docelowych słuchawek, jakie chciałbym potencjalnie z nim sparować, zwłaszcza jeśli mowa o słuchaniu po balansie. Warto więc poszukać wtedy po prostu najtańszej bezpiecznej oferty i jeśli już wydawać coś ekstra, to na dodatki, z których na pewno skorzystamy. A jeśli mamy już dobry kabel BAL 2,5 mm, to zaoszczędzone pieniądze można wydać nawet i na dobrą muzykę w należytej jakości. W każdym wariancie wyjdziemy na tym dobrze.
Łyżka dziegciu w beczce miodu
Problemem były i są dla mnie natomiast oprogramowanie i ogólna stabilność, także wciąż wracamy jakby do tego „ale”. Niestety jedno i drugie powoduje, że sprzętu używa się jak pisałem z duszą na ramieniu, bo za chwilę coś się w trakcie muzyki nie daj Boże zawiesi i spowoduje bardzo stresujące artefakty wizualne i głośne artefakty dźwiękowe, które przy spokojnej muzyce mogą teleportować nasze kapcie do sąsiedniego województwa. Pal licho ucinanie ułamków sekund z utworów, nagrzewanie się albo krótki czas pracy na baterii. Nawet jeśli sprzęt ma pracować krótko, niech pracuje jak skała.
Choć na dobrą sprawę nawet nie jest do końca jasne czy aby powoduje to oprogramowanie, bowiem podejrzewam tu również problem natury sprzętowej, ujawniający się albo od temperatury, albo pod obciążeniem. Powoduje to ogromny dyskomfort, zwłaszcza że sprzęt nie należy do najtańszych, a producent o problemie wie. Do tego tak prozaiczne problemy jak ucinanie początków utworów od czasu do czasu albo bardzo trudny w dotknięciu pasek postępu.
Kreuje to całościowe wrażenie nie do końca należytej staranności w przygotowaniu tego urządzenia. A przecież nie jest to pierwszy odtwarzacz tego producenta. Z drugiej strony proszę zauważyć, że tak naprawdę to jedyne problemy z jakimi borykamy się w SA700. Wszystko jest tu pierwszej jakości, od spasowania elementów obudowy po dźwięk. I tylko ta nieszczęsna łyżka dziegciu się nam została.
Trochę dziwna jest to myśl, że nie tylko Essence STX miewa „piski śmierci”, ale i Astell dla swoich odtwarzaczy przewidział takie same atrakcje, jak Asus dla mnie na PC. Oczywiście błędy w oprogramowaniu – jeśli to one (a wszystko na to wskazuje) – były, są i będą. Ale jeśli nowa wersja – jeśli to miałoby rozwiązać problem – jest w przygotowaniu od grudnia, to nie jest to zbyt dobra sytuacja biorąc pod uwagę renomę marki oraz cenę. Oczekiwałbym tu trochę bardziej zdecydowanych działań, zwłaszcza że odtwarzacz moim zdaniem absolutnie zasługuje na to, aby mieć najlepszy i jak najstabilniejszy firmware.
Podsumowanie
Astell SA700 pozostawił po sobie dobre wrażenie w wymiarze dźwiękowym i sprzętowym. Mimo wagi i teoretycznej podatności na zarysowania, bardzo podoba mi się design, wygląd, szeroko pojęta estetyka. Spasowanie elementów jest pierwszej klasy, tak samo jak ostrość ekranu czy wiele innych smaczków, na mnogości opcji i wyposażenia w funkcje kończąc.
Dźwiękowo jest to przemyślany sprzęt, potencjalnie pasujący do wielu słuchawek dokanałowych doń przypinanych. Dodatkowy atut to słyszalnie lepsza jakość dźwięku po wyjściu zbalansowanym. I niech za najwyższy komplement funkcjonuje tu fakt, że ogromną część czasu spędziłem na nim w LCD-i3 oraz HD800, które to w obu przypadkach można uznać za słuchawki kapryśne oraz na swój sposób trudne w podejściu. A także to, że porównywałem go cały czas z własnym serwerem DIY, który jakby nie patrzeć jest sprzętem wyposażonym w pełnowymiarowy wzmacniacz i do tego uzbrojony w bardzo cenione kości OPA. Było więc i czego posłuchać, i na czym oko zawiesić.
Choć SA700 jest moim zdaniem bardzo synergiczny i przyjemny w odbiorze – głównie przez czarne tło, dobrze kontrolowany bas i delikatne odpuszczenie nacisku w 12-14 kHz dające miłą barwę bez żadnych cyfrowych naleciałości – jego oprogramowanie potrafi go zawiesić przy większym obciążeniu, a niemożność poprawienia go od prawie pół roku przez producenta (zakładając, że nie stoi za tym żaden problem natury technicznej), pozostawia głębokie wżery na tym w przeciwnym przypadku pięknym (i czarnym) pancerzu. Do tego rzeczy pomniejsze, jak np. trudny w obsłudze pasek postępu dla osób z dużymi palcami, dziwny drenaż baterii po wyłączeniu, czy sporadyczne ucinanie ułamka sekundy z początku utworu podczas odtwarzania.
Jedynym więc tak naprawdę aspektem na który trzeba będzie brać poprawkę, jest nawet nie synergia z konkretnymi i posiadanymi przez siebie słuchawkami, tylko niedopracowane oprogramowanie i ewentualnie wysoka cena, w której takie rzeczy powinny być rozwiązywane nader szybko. I nie interesuje mnie w tym miejscu filozofia „źle ale stabilnie”, tj. „owszem, coś nie działa jak trzeba, ale jaka jakość dźwięku!”. To trochę jakby mówić, że to nic, iż silnika naszego auta cieknie olej, bo dźwięk jak odkręcimy obroty nam to rekompensuje. Nie rekompensuje. Takie podejście widziałem u niektórych posiadaczy droższych iBasso, ale też poniekąd dawniej u siebie z Audeze i ich wagą. A efekt jest dziś taki, że najwięcej czasu spędzam z reguły w obu wymienionych w tej recenzji parach, tj. i3 oraz HD800, właśnie przez wygodę. Może do tego jeszcze K1000. I im więcej lat czuję na karku, tym bardziej sprawdza się powiedzenie, że nic nam po najlepszych słuchawkach, jeśli będą niewygodne. Aczkolwiek rozstania się z czymś ze swojego obecnego stanu posiadania aktualnie nie przewiduję (większość zapytań jakie otrzymałem na przestrzeni ostatnich miesięcy dotyczyła i tak HD800).
Osobiście nie miałbym żadnych problemów z korzystaniem z tego urządzenia i traktowania go jako bardzo interesującej alternatywy dla toru stacjonarnego. Mam jednak ten luksus, że w temacie mobilności Ciphery zwalniają mnie z posiadania dedykowanego odtwarzacza dla LCD-i3, a ponad wszystkim jestem osobą oscylującą wciąż na rozwiązaniach stacjonarnych. Lubię nad muzyką myśleć, skupiać się, analizować i dawać się zachwycić w ciszy i spokoju. Tak intymnie, jak tylko jest to możliwe. Aczkolwiek nawet przy fakcie opracowania specjalnych ustawień EQ dla swoich i3, robiących z nich „niemalże” i4, bardzo przyjemnie słuchało mi się i-trójek na SA700 już nawet po wyjściu single-ended na niestandardowym kablu. Nie pamiętam, aby któremukolwiek przenośnemu urządzeniu się ta sztuka udała. Toteż jedynym tak naprawdę elementem, który by mnie powstrzymywał zakupowo przed takim urządzeniem, byłby soft i jego stabilność. Poprawić, przetestować, wypuścić czym prędzej i będzie dobrze.
Cena urządzenia na dzień pisania recenzji: 5500-7000 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- bardzo solidnie wykonane i z użyciem porządnych materiałów
- mnogość funkcji i opcji na pokładzie
- responsywna i intuicyjna obsługa dotykiem
- dobre i czułe pokrętło potencjometru
- wbudowane 128 GB pamięci i obsługa kart SD aż do 1 TB
- wyjście zbalansowane 2,5 mm i rozbudowane możliwości bezprzewodowe z obsługą aptX włącznie
- automatyczna aktualizacja FW po WiFi
- wsparcie dla funkcji strumieniowych
- możliwość pracy jako DAC USB
- mnogość formatów audio obsługa natywnego DSD wraz z konwersją w locie
- bardzo dojrzałe i rozdzielcze brzmienie o dużej naturalności i uniwersalności
- dobra jakość dźwięku i wyczuwalna holografia w scenie
- świetne efekty z czułymi słuchawkami o bardzo dużej wydajności
- dodatkowy zastrzyk jakościowy po balansie
Wady:
- kanciaste kształty mogą przeszkadzać jeśli nie używamy go w etui
- tylko jeden slot na kartę pamięci z dość głębokim osadzeniem
- niedopracowane oprogramowanie potrafi zawiesić odtwarzacz podczas dużego obciążenia
- nagrzewanie się podczas wytężonej pracy i ładowania
- niektóre informacje mało widoczne na ekranie plus utrudnione nawigowanie po malutkim pasku postępu
- brak wyjścia 4,4 mm, które jest fizycznie bezpieczniejsze od 2,5 mm w takich urządzeniach
- rysujące się w oczach plecki
- czas pracy na baterii mógłby być dłuższy
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla użytkownika Palpatine za możliwość zapoznania się z tym jakże ciekawym sprzętem.
Witaj, dzięki za recenzję. Przyjemnie się czytało.
Również testowałem opisywany egzemplarz, i pod wpływem tego testowania zakupiłem taki sam dla siebie.
Zostawiam poniższe informacje wyłącznie dla równowagi.
Odnośnie stabilności softu, w moim egzemplarzu nie pojawiają się opisywane problemy, tzn player nie zawiesza się, nie pojawiają się artefakty dźwiękowe.
Długość działania na jednym ładowaniu, bez szperania podczas odtwarzania, to trochę ponad 8 godzin w konfiguracji; wifi, tidal, wyjście bal, fostex th-x00.
Pozdrowienia
Witaj Grzegorzu,
Dziękuję za kontropinię. Opisałem dokładnie na czym polegał problem, wskazałem również wersję oprogramowania na której odnotowywałem kłopoty. Problem jest znany i szeroko komentowany na świecie, także jeśli nie spotkałeś się z żadnym problemem takiej natury w swoim egzemplarzu, pozostaje tylko winszować i nie aktualizować oprogramowania do wersji którą miał zainstalowaną Właściciel wypożyczonego sprzętu.
Co do czasu odtwarzania, u mnie było to odtwarzanie z karty SD, BAL, 90-95/150 głośności, pliki hi-res flac/wav, sporadyczne grzebanie. Wyszło wyraźnie mniej niż 8 godzin. Takie uzyskałem rezultaty. Dla karty SD, i3, single-ended, czas był znacznie lepszy i mocno bliższy wspomnianych 8 godzin. Aczkolwiek to nadal mało.
Również pozdrawiam.
Teoretycznie fajny sprzęt, ale po przeczytaniu Pana recenzji raczej na pewno bym nie kupił tego odtwarzacza. Wydaje mi się, że jest zbyt niedopracowany. Nagrzewanie się, ucinanie utworów, podatność na zarysowania, oprogramowanie, które może się zawiesić. Pewnie nie u każdego, jak opisał to kolega Grzegorz powyżej, ale trochę słabo to wygląda. Chciałem dopisać – szczególnie biorąc pod uwagę cenę – ale tu nie wiem, czy to bardzo wysoka półka cenowa, czy powiedzmy dość wysoka, bo wiem, że są jeszcze droższe odtwarzacze, nawet dużo droższe, także od Astell&Kern. A tak z ciekawości, może głupie pytanie, ale czy jest jakikolwiek sens porównywać tego Astell&Kern do Shanlinga M1?
Generalnie nie jest tak źle.
Nagrzewanie się – obudowa działa jak odpromiennik ciepła, więc jest to naturalne, a ciepło zdaje się zależy od obciążenia. Sprzęt miał za zadanie napędzić słuchawki pełnowymiarowe, więc wymagałem dosyć sporo od sekcji wzmacniacza.
Ucinanie utworów – bardzo możliwe że jest to wina ostatniej aktualizacji softu. Tu już posiadacze musieliby się wypowiedzieć, abyśmy mieli pełny obraz sytuacji. Właściciel był dosyć zaskoczony i mówił że sam to sprawdzi u siebie.
Podatność na zarysowanie – praktycznie standard w każdym odtwarzaczu z metalową obudową. Tak samo jest w Shanlingu M1. 🙂
Porównanie – obawiam się, że nie ma sensu. SA700 nie zostawia z M1 suchej nitki w bezwzględnych kategoriach jakościowych. Choć M1 w swoim przedziale cenowym był wg mnie mocnym przeciwnikiem i bronił się jak mógł.
Może trafił się jakiś wadliwy egzemplarz czy coś.
Osobiście posiadam SA700, a wcześniej również miałem inne urządzenia producenta.
Mam słuchawki HD800, Fostex TH900, AK T9ie, Kinera Nanna, Sony MDR7506, Final Audio Pandora VI, Monoprice M1060c.
Nie miałem ani razu sytuacji aby coś się zawiesiło.
Owczem czasem odtwarzacz może się nagrzać przy mega gęstych plikach.
Ja jstem bardzo zadowoloy. Odtwarzacz zdecydowanie wart pieniedzy.
Najlepiej samemu się przekonać.
Wadliwy egzemplarz po aktualizacji, która to zaczęła powodować problem… 😉