Recenzja integry słuchawkowej iFi Audio iDSD Nano Black Label

iFi iDSD Nano Black Label było swego czasu bardzo popularnym urządzeniem, zwłaszcza promowanym na forach dyskusyjnych jako świetne rozwiązanie semi-przenośne. Czasami wręcz gloryfikowane. Dlatego też z wielką chęcią skorzystałem z oferty testów jednego z czytelników, któremu serdecznie dziękuję za podesłanie swojego egzemplarza na odsłuchy. A co z tego wszystkiego wyszło, poniższa recenzja będzie mam nadzieję dosyć zwięźle i konkretnie dokumentowała.

Recenzja integry słuchawkowej iFi Audio iDSD Nano Black Label

Dane techniczne

  • Wejście(tył): USB2.0 type A “OTG” Socket (with iPurifier® technology built-in)
  • Wyjście(tył); 1 x Audio fixed line out L+R 3.5mm
  • Filtry cyfrowe 2 positions, 2 filters
  • Wyjścia(przednie): 2 x Headphone Audio 3.5mm one direct and one with iFi iEMatch® integrated
  • DAC: DSD, DXD, PCM DAC by Burr Brown Bit-Perfect DSD processing, Bit-Perfect DXD processing
  • Zegar: Low-jitter crystal clock
  • Formaty audio:
    – DSD 256/128/64/12.4/11.2/6.2/5.6/3.1/2.8
    – DXD 384/352.8kHz
    – PCM 384/352.8/192/176.4/96/88.2/48/44.1kHz
    – MQA 88.2/96/176.4/192kHz
  • Filtr
    – PCM: Listen(transient optimised minimum phase) / Measure(frequency response optmised)
    – DSD: Listen(extended bandwidth transient optimised) / Measure (narrow bandwidth, low output band noise optimised)
    – DXD: Fixed Bit-Perfect Processing
    – MQA: Fixed MQA Filter
  • Wzmacniacz: Dual Mono 2 x 285mW Direct Drive, coupling capacitor free circuit for highest fidelity
  • Kontrola głośności: 3.5mm TRRS with Balanced compatible wiring
  • Poziom dynamiki(włącznie DAC):
    – > 109dB(A) @ 3v (Direct)
    – 107dB(A) @ 0.5V (iEMatch®)
  • THD &N (@ 125mW/30R): < 0.005%
  • wyjście (<10% THD):
    – > 3.5V @ 600Ω Load (Direct) (20mW/600Ω)
    – 2.9V @ 30Ω Load (Direct) (285mW/30Ω)
    – 1.7V @ 15Ω Load (Direct) (200mW/15Ω)
  • Impedancja wyjściowa :
    – < = 1Ω (Direct)
    – < = 4Ω (iEMatchsup>®)
  • Separacja kanałów:
    – > 79dB @ 600Ω Load (Direct)
    – 79dB @ 15Ω Load (Direct) (1kHz, TRRS plug Balanced wiring)
  • Wyjście liniowe
    – Poziom dynamiki(liniowo): > 109dB(A)
    – THD & N(0dBFS liniowo): < 0.004%
  • Wyjściowy Voltage(liniowo): : 2.15V (+/-0.05V)
  • Wyjściowa impedancja: < 240Ω
  • Separacja kanałów: > 99dB (@ 1kHz)
  • Jitter(correlated): Below test set limit
  • Wymiary: 96(l) x 64(w) x 25.5(h)mm
  • Waga: 139g (0.31 Ibs)
  • Gwarancja: 12months

Dane cyt. ze strony polskiego dystrybutora, pisownia oryginalna.

 

Wykonanie i konstrukcja

Będę bardzo krytyczny w tym akapicie. O ile w każdej recenzji zapewne będzie można przeczytać mnóstwo zalet dotyczących iDSD Nano Black Label, takich jak wysoka przenośność, bateryjność i w ogóle co tylko się z takich zwykłych normalnych rzeczy jako pozytyw dałoby przestawić, o tyle muszę jednak przyfanatykować i opisać dla równowagi tą nieco ciemniejszą stronę Black Labela. W sumie nawet sama nazwa do tego jakby zachęca.

Recenzja integry słuchawkowej iFi Audio iDSD Nano Black Label

To, co nie podoba mi się w iDSD Nano BL, to tak naprawdę suma drobnych zdawałoby się elementów. Nie muszą one oczywiście komukolwiek innemu przeszkadzać, ale mi jednak przeszkadzają. Będą to:

  • Szum własny urządzenia,
  • Trochę za słaby IEMatch,
  • Przesunięcie balansu na potencjometrze w początkowym zakresie skali pracy (wina ALPSa, ale jednak producent to puścił tak dalej, więc zawiodło QC),
  • Brak możliwości umieszczenia iSilencera/iDefendera bezpośrednio w gnieździe DACa,
  • Na ogół kłopotliwe korzystanie z baterii,
  • Niesłyszalne na efekcie końcowym filtry (choć tak po prawdzie rzadko kiedy są one słyszalne w ogóle).

Teoretycznie nie jest to nic wielkiego, w większości wręcz do łatwego obejścia, ale mimo wszystko chciałbym to omówić, bo jednak kwota 990 zł tego wymaga (dawniej dostępny był za niecałe 900 zł).

Szum własny urządzenia odnotowałem na największym poziomie na tle NuForce uDAC-5, Essence STX oraz DragonFly Cobalt. Powtórzę jeszcze raz: na wyjściu bezpośrednim sprzęt ma bardzo słyszalny w tle szum, jeśli stosujemy wydajne słuchawki o odpowiedniej czułości. Problemu nie odnotowałem na większych słuchawkach, takich jak K240 MKII czy K271 MKII, a więc 55 Ohm i określona wydajność oznacza tu brak problemów. Na ogół. Na pewno jednak nie są to wartości deklarowane w danych technicznych, ani też uzyskiwane w pomiarach niezależnych. Bardzo żałuję, że nie miałem możliwości zmierzenia faktycznych parametrów pracy tego urządzenia w wymiarze nawet tak podstawowym, jak czynię to przy słuchawkach, ale myślę że i to się z czasem zmieni, bowiem plany za rozbudową sprzętu i ciągłym rozwojem tematyki pomiarowej i jej roli kontrolno-weryfikacyjnej są ogromnie dalece od wizji odwieszenia na kołku czy schowania do szuflady.

Od razu zaraz za tym kładzie się jednak cieniem trochę gniazdo IEMatch. Jego zastosowanie tu jest oczywiście (w teorii) bardzo dobrym rozwiązaniem i korzystnym, ale nawet ono potrafi minimalnie, bardzo minimalnie, szumieć w tle. Nie ma na szczęście żadnej mowy o artefaktach, a już na pewno nie takich jak w NuForce czy STX na Bursonach Supreme Sound V5i. Ten pierwszy potrafił notować jakieś zakłócenia od DACa, te drugie losowe wzbudzanie się. Wszystko to przy wcale nie tak małych cenach (zwłaszcza gdy potrzebujemy pakietowo po 3-4 kości). Ale fakt faktem producent zdecydował się chyba na osłabienie efektu IEMatch, mając na uwadze umiarkowaną moc urządzenia.

Recenzja integry słuchawkowej iFi Audio iDSD Nano Black Label

Znacznie ciekawszym rozwiązaniem okazał się nawet ich własny EarBuddy wpięty w gniazdo Direct oraz samodzielnie przeze mnie wykonany filtr FL35, które oferują wciąż wygodne spektrum regulacji głośności, ale tym razem dając kompletne zero szumu. Wciąż jednak będzie dorzucenie kolejnych złociszy do ceny końcowej. Doprawdy zdumiewające było móc zanotować lepszość nawet najtańszego filtra tego typu od iFi, który przecież nie powinien bratobójczo rywalizować z tym wbudowanym, prawda?

Lepiej byłoby moim zdaniem pozbyć się filtracji w zamian za zysk w postaci niższej ceny, skoro i tak daje ona gorsze efekty niż najtańsze własne akcesorium tego samego producenta. Tak podpowiada logika, ale prawdopodobnie – bo jest to moja tylko i wyłącznie spekulacja – filtracja została dodana na sam koniec, gdy okazało się, że sprzęt jako całość sprawuje się tak a nie inaczej. A że nie chciano dawać zbyt dużej filtracji, aby nie redukować i tak niedużej mocy urządzenia, zaistniała opisywana wyżej pułapka. Możliwe też, że w redukowaniu możliwości wersji Nano wychodząc z wersji Micro, poczyniono zbyt daleko idące ograniczenia i zagalopowano się.

Recenzja integry słuchawkowej iFi Audio iDSD Nano Black Label

W przypadku tej konkretnej sztuki okazało się, że potencjometr ma przesunięty balans aż do 30% głośności od początku swojej skali. To dużo, ale też niestety jest to częsta wada ALPSów ze zintegrowanymi wyłącznikami i podejrzewam, że cierpi na to także ten konkretny egzemplarz. Tu wspomniane filtry zewnętrzne także mogą sporo naprawić, choć oznacza to de facto, że słuchawki ściszamy sobie na tyle, ażeby móc pójść z pokrętłem dalej i ominąć kłopotliwy zakres. Alternatywne rozwiązania? Ściszenie źródła w systemie lub nawet ręczna korekcja balansu. Oba te rozwiązania są na szczęście za zero złotych, więc zwłaszcza pierwsze bym polecał. Chyba że dochodzi nam szum, wtedy robi się problem. Dla zwolenników „ma być dobrze zawsze i wszędzie” pozostaje albo odsyłanie na gwarancję, albo pozbawianie się jej poprzez samodzielne przelutowanie potencjometru na inną sztukę, najlepiej przemierzoną, ale ponieważ firma dopuściła do takiej sytuacji, pewności co do rozwiązania problemu nie ma. Z kolei samodzielna naprawa bardzo często jest niemożliwa, bo wymaga czasu, wiedzy i umiejętności, kończąc się na ogół trwałym uszkodzeniem (wyrwane pady lutownicze) lub pełnym skasowaniem urządzenia.

Recenzja integry słuchawkowej iFi Audio iDSD Nano Black Label

Dalej zaczynają się jednak już tylko realne błahostki, a więc za małe gniazdo USB abym mógł wsadzić tam ich własnego iSilencera (w efekcie musi być stosowany przy źródle sygnału), niesłyszalne filtry (zmiany są na absolutnej granicy percepcji) sterowane przełącznikiem z tyłu oraz kłopotliwe korzystanie z baterii. iDSD Nano BL ma bowiem w sobie wbudowane ogniwo bateryjne do zastosowania ze sprzętem przenośnym. Problem w tym, że prawdopodobnie sztuka wysłana mi na testy ma owe ogniwo uszkodzone. Nie byłem w stanie ani z PC, ani z telefonem, zmusić Nano BL do pracy w trybie bateryjnym. Działał tylko tryb zwykły. Nie ma to jednak wpływu na werdykt i moje odczucia, bo i tak pracuję zawsze w trybie stacjonarnym, zaś rzeczy, które opiszę za moment w ramach samego dźwięku chociażby, są dla mnie ważniejsze i mające już bezpośrednie na to przełożenie. Oczywiście wszystkie aspekty takich urządzeń są ważne, ale jako użytkownicy myślę prędzej przymkniemy oko na jakieś niedoróbki jakościowe obudowy czy względy ergonomiczne, jeśli tylko dźwięk jest serwowany na należytym poziomie.

O ile faktycznie na takowym jest.

 

Opis dźwięku

iDSD Nano Black Label to urządzenie bardzo podobne naturą do gamy produktów, które byłbym skłonny uznać za neutralne i prezentujące jak najbardziej liniową charakterystykę. Nie różni się mocno od ustawionego neutralnie Essence STX, przy czym jedyną różnicą jaką udało mi się faktycznie zaobserwować, były mocniej zaznaczone skraje w STX kontra większa liniowość idąca w stronę naturalności, a nie bezwzględnej neutralności, w Nano BL. A przecież jakby się uprzeć, czy nawet bez upierania się, ST/STX nie są wcale aż tak bardzo neutralne i mają swoje naleciałości (chociażby subtelny efekt „buły” na średnicy).

Niestety iFi obrało tutaj wybór za brzmieniem, które można łatwo pominąć jako „zwyczajne”. Albo też „neutralne” w tym takim trochę negatywnym znaczeniu.

Musimy jednak zrozumieć pewną rzecz. Każdy recenzent ma zawsze jakieś swoje wyobrażenie idealnego dźwięku i ustanowiony jakiś cel, do którego dąży w swoim systemie wzorcowym. Jedni szukają muzykalności, inni analityczności, jeszcze inni różnych mieszanek, ale są też osoby, którym po drodze z neutralnością, czyli taką formą, w której sprzęt nie dodaje preferencyjnie nic od siebie, a pozostawia wszystko w rękach charakteru samych kolumn lub słuchawek.

Żadna z tych koncepcji nie jest zła lub błędna. Mocno rozpisałem się na ten temat w recenzji Toppinga DX5, który jest właśnie takim urządzeniem, lubiącym nie dodawać nic od siebie, a jeśli już, to czyniącym to w tak subtelny sposób, że bez testów A-B nie da się tego wykryć. Każda koncepcja ma swoje mocne i słabe strony, przy czym nie istnieje tonalność, która byłaby zawsze idealna i spełniała wszystkie założenia dźwięku idealnego jednocześnie, a więc po prostu idealna w wymiarze obiektywnym. To też mówiąc, nie mam osobiście nic do torów (ale i słuchawek lub głośników) czy to muzykalnych, czy to rozrywkowych, czy to neutralnych, jeśli tylko są one zrobione w sposób jakkolwiek sensowny jakościowo i jeszcze do tego adekwatnie do ceny.

iDSD Nano BL niestety nie spełnia tych oczekiwań.

Dostajemy tu brzmienie teoretycznie bardzo neutralne, ale aż nazbyt, bo wysoce powściągliwe i przez to jak pisałem zwyczajne, pospolite, nie wyróżniające się absolutnie niczym. Ten sprzęt jest po prostu nudny, za 990 zł nie prezentuje niczego, co wybijałoby się ponad pewien umowny standard, a który spełnić można byłoby urządzeniem w innej postaci za mniej.

Bas nie jest tu mocno podkreślony. Po prostu „jest”, bardziej po tej krótszej, szybszej stronie, wydając się zbyt szybko wygaszającym się na zejściu. W efekcie powstaje wrażenie, że Nano nie ma potencjału zejścia, dźwięk nie ma należytego fundamentu, umocowania. Po prostu bas jest tu „niekompletny” i łatwo pomylić go z brakiem dobrego napędzenia.

Średnica to „szara eminencja siedząca” i dokładnie tak jak nazwa wskazuje. Jest odtwarzana, poprawnie i tutaj generalnie trudno jest znaleźć jakieś wady, ale i z zaletami jest trochę ciężko. Można szukać czegoś na siłę, ale działoby się to ze szkodą albo dla samego urządzenia, jeśli byłyby to negatywy, albo dla potencjalnego użytkownika, jeśli niezasłużone pozytywy.

Góra jest nieskrywana, ale nie przejaskrawiona. Również tak jak bas sprawia wrażenie, że delikatnie jakby jej skraj uciekał, subtelnie zanikał, ale nie jest to wrażenie przemożne, a przynajmniej słabsze niż w przypadku basu. Trochę cierpią na tym mikrodetale i szczególiki, ale część tych smaczków można nadrabiać lekko zdenerwowanymi w tamtych rejonach słuchawkami.

Scena to chyba najsłabszy element. Nie rzuca się niczym w uszy. Ani szerokością, ani głębokością, ani holografią. Taki mocny standard, ale w tym negatywnym tego słowa znaczeniu, bo nie wyróżniający się absolutnie niczym, a do tego sprawiający wrażenie, że spokojnie mógłby być lepszy. I na te 990 zł powinien być lepszy bez dwóch zdań.

Jeśli mówimy tu o poszukiwaniu dźwięku konkurencyjnego dla Nano BL za podobne pieniądze i w tej samej formie (a więc przenośna, choć bez baterii), to na jakości dźwięku sromotnie przegrywa z recenzowanym niedawno Toppingiem DX3Pro+ za podobne pieniądze. Ten oferował słyszalnie więcej, choć nie odchodząc od koncepcji żelaznej liniowości, której trzyma się Nano BL. A nawet jeśli mówić o sprzęcie dowolnym, który mógłby w dowolnej formie konkurować z Nano BL w kategorii opłacalności, moją pierwszą myślą byłyby tu komputerowe karty dźwiękowe, bo to faktycznie najtańszy sposób na osiągnięcie zbliżonych rezultatów, skoro i tak (jako użytkownik) słucham ze stacjonarnego PC. Tutaj myślę, że spokojnie osiągnąłbym więcej za sprawą nawet starych Xonarów D1 lub DX. Ten pierwszy jest możliwy do kupienia na rynku wtórnym za raptem 100-120 zł. Ten drugi to tak już 200-250 zł.

Wspominam o tych kartach m.in. dlatego, że jestem posiadaczem modelu D1. Zaryzykowałbym jednak też i jeszcze śmielsze stwierdzenie, że rywalem klasowym mógłby być dla Nano BL nawet i poczciwy X-Fi Gamer, którego również jestem posiadaczem. Była to zresztą moja pierwsza karta dźwiękowa swego czasu, na której uczyłem się co to znaczy sensowny jakkolwiek dźwięk. Na pokładzie? DAC Cirrusa, układy Wolfsona, a sam dźwięk znacznie bardziej dynamiczny, żywszy na skrajach, nawet na tle D1 dający więcej „frajdy”. Ale mówimy o sprzęcie neutralnym, więc D1 jest jakby bardziej naturalnym konkurentem i tak naprawdę jedynym problemem D1 na tle Nano BL jest uzależnienie od sterowników, przestarzałego złącza PCI oraz warunków sprzyjających generowaniu przebić na sygnale audio. Szum jednak? Brak. Nuda? Żadna. Rozjazd kanałowy? Zero z racji braku wadliwego potencjometru ALPSa. Problemy z ogniwem bateryjnym? Także brak. Przenośność? Oczywiście zerowa, ale wolałbym nauczyć się korzystać z IEMów wprost z gniazda 3,5 mm telefonu albo zainwestować te 1000 zł w jakiegoś sensownego DAPa, niż kupować coś, co i tak będzie mniej poręczne i bardziej problematyczne. Oczywiście moim subiektywnym jak zwykle zdaniem.

 

Czy warto kupić iFi iDSD Nano BL?

iDSD Nano Black Label wpisuje się niestety w tą część oferty tego producenta, która delikatnie mówiąc nie przypadła mi do gustu, ani też nie spowodowała, że o kwestiach technicznych mógłbym się jakkolwiek wypowiadać w samych superlatywach. Urządzenie jest przede wszystkim za drogie w stosunku do tego, co oferuje, a oferuje coś, co mogę mniej więcej osiągnąć innymi rozwiązaniami lub metodami, może pomijając zasilanie bateryjne. Ponad wszystkim przebija jednak mocny szum własny i fatalna jakość potencjometru, a co wpisuje się w niezbyt dobrą sławę kiepskiej kontroli jakości potencjometrów stosowanych na pokładach tych urządzeń. Krążyły nawet swego czasu plotki, że dla zaoszczędzenia paru groszy skupowano odrzuty jakościowe i stosowano w tych urządzeniach, ale to chyba raczej czyste złośliwości osób nieżyczliwych, liczących na trafienie tym na podatny grunt.

Oczywiście trzeba brać pod uwagę, że na testy trafiła sztuka używana i mogła być bardziej wyeksploatowana niż egzemplarz dostępny w formie nowej, ale wystarczy zastanowić się na zdrową logikę, czy nie jest to forma, którą osiągnie się prędzej czy później także taką właśnie nową sztuką. Oczywiście może też trafić się po prostu gorszy egzemplarz, ale sugeruje to, że za 990 zł nie mamy tu specjalnej kontroli jakości. Jedno więc z dwóch. Może pech? Kto wie. Tak jednak wyszło mi z odsłuchów, czy się to komuś podoba, czy nie, ze mną włącznie.

Recenzja integry słuchawkowej iFi Audio iDSD Nano Black Label

W każdym razie iDSD Nano BL zostawił po sobie wrażenie urządzenia zbyt drogiego również w kontekście brzmieniowym. Jest to bardzo poprawne, równe (tonalnie), neutralne brzmienie, które próbuje być dobre we wszystkim, ale w efekcie wypada na wszystkim przeciętnie, zbyt neutralnie, zbyt pospolicie i zbyt nudno. Zaspokaja na pewno oczekiwania za czymś, co nie dodaje niczego od siebie, to prawda, ale robiąc to za 990 zł stawia się w takiej pozycji, że praktycznie taką samą jakość dźwięku jestem w stanie osiągnąć na starym Xonarze D1, który kosztował mnie 120 zł, nie mówiąc o Essence ST/STX po umieszczeniu na pokładzie bardzo neutralnych układów typu stare i świetne TI NE5532AP (które obecnie kosztują 6,50 zł). Nie mam absolutnie nic przeciwko neutralności i sam również posiadam bardzo neutralny jeden tor, właśnie pod kątem testów audio. Ale na iDSD Nano BL bym się w ich ramach nie opierał.

Czy to urządzenie można polecić? Nie. Nawet w formie sztuki używanej za znacznie rozsądniejsze pieniądze i wolnej od problemów. I tak pojawi się problem szumów własnych oraz konieczność dodatkowego filtrowania, bo wbudowany IEMatch jest nawet na to za słaby. Używany iDSD Nano BL przegra z rozwiązaniami wewnętrznymi wymienionymi wyżej, natomiast w swojej cenie regularnej, czyli 990 zł, zostanie obawiam się rozniesiony w drobny mak przez Toppinga DX3Pro+. Pewnie i u SMSLa by się znalazło coś podobnego, co dałoby sobie radę z tym maluchem.

Czyli wracamy do punktu wyjścia: na bazie testowanego egzemplarza nie jestem w stanie zarekomendować tego urządzenia.

Sprzęt na dzień pisania recenzji można bez problemu zakupić w większości sklepów w Polsce.

 

Zalety:

  • miłe nawet wyposażenie w akcesoria
  • dwa dedykowane wyjścia słuchawkowe
  • duża przenośność i kompaktowe rozmiary
  • wbudowany akumulator
  • konfigurowalny filtr 2-pozycyjny

Wady:

  • do znudzenia tym razem neutralne brzmienie
  • skromna możliwościami scena dźwiękowa
  • słyszalny szum własny urządzenia
  • za słaby IEMatch
  • 30% przesunięcie balansu na potencjometrze w początkowym zakresie skali pracy (w testowanym egzemplarzu),
  • brak możliwości umieszczenia iSilencera/iDefendera bezpośrednio w gnieździe DACa
  • problemy z zasilaniem bateryjnym (w testowanym egzemplarzu)
  • niesłyszalne filtry
  • stosunek cena/jakość

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *