O skandalu z marką KZ słów kilka (KZ Drama)

Skandal z marką KZ, znany może bardziej jako „KZ Drama”, to afera notująca swoją erupcję w marcu 2022 r. Poruszałem ją przy okazji kilku już recenzji słuchawek KZ, ale jest to materiał na tyle ciekawy, że wart omówienia także w osobnym artykule. Chociażby z tego względu, że porusza przynajmniej kilka różnych aspektów o charakterze uniwersalnym, jak np. stereotypy chińskich słuchawek i producentów, operowanie na autosugestii i rutynie, ułomności ludzkiego słuchu, a także prawidła rynkowe i ekonomiczne. Jest to afera uderzająca paradoksalnie najmniej w użytkowników tej marki, a bardziej w recenzentów i poszukiwaczy okazji jako takich. Główny tekst pisałem przy okazji materiałów do recenzji KZ ZEX PRO, dlatego wielokrotnie będę się właśnie na te słuchawki tu powoływał, ale sprawa jest szeroka i dotycząca w zasadzie wszystkich modeli wieloprzetwornikowych tego producenta.

 

Początek afery

KZ Drama sięga początku marca tego roku (aczkolwiek kiełkowała ona od pewnego już czasu), gdy to w Internecie gruchnęła informacja o tym, że słuchawki KZ nie wykazują się zmianami po odłączeniu niektórych przetworników, jak również pojedyncze przetworniki nie dają żadnego dźwięku. Zrobiono eksperymenty z kilkunastoma słuchawkami i efekty były wszędzie bardzo podobne. Pierwotnie twierdzono, że przetworniki są kompletnie martwe lub są to fałszywki (zaślepki), ale w trakcie dodatkowych testów okazało się, że jednak jakiś dźwięk z siebie wydobywają. Robią to jednak dopiero przy -40 dB względem przetwornika głównego. Co więcej, są ustawione w przeciwfazie, a więc zamieniono im plus z minusem.

 

Koniec kolaboracji

KZ została bardzo szybko oskarżona, jako marka, o oszustwo i nadużycie zaufania. Odłamkami oberwało się również influencerom mającym z KZ podpisaną kolaborację przy produkcji i strojeniu ich brandowanych słuchawek. Modele takie jak DQ6S x HBB czy CRN x Crinnacle (na bazie ZEX PRO), powstałe w wyniku kolaboracji z tymi właśnie popularnymi recenzentami, również nie różniły się od tego co uzyskuje się przy pozostawieniu np. tylko przetwornika dynamicznego. Same zwrotnice nie były też w żaden sposób typowymi zwrotnicami, tylko zwykłymi złączkami sygnałów.

Sprawa nabrała sporych rumieńców i przez długi czas nie była komentowana przez producenta. Spowodowało to zaognienie się sytuacji. Pierwszą reakcją było… wypuszczenie przez producenta botów (lub opłaconych użytkowników), które powielały w kółko te same lub bardzo do siebie podobne posty w mediach społecznościowych i komentarze na kartach produktów, broniąc marki KZ, ich produktów i ogólnie stojąc za nimi murem.

Gdy na Reddicie wyśmiano takie praktyki, po kolejnym okresie ciszy zaczęto próbować zarządzać kryzysem i wyjaśniać sytuację, powiedzmy że w nieco pokrętny sposób i niech to będzie bardzo delikatne ujęcie stanu rzeczy.

Największy problem w tym względzie mają teraz (i będą mieli) recenzenci, nie mówiąc już o osobach kolaborujących z takimi markami jak KZ. Przytoczeniu tu HBB i Crinnacle, choć skupiali się na całościowym paśmie przenoszenia i dźwięku na wyjściu, nawet przez chwilę nie podejrzewali, że producent wytnie nam wszystkim taki numer. Zresztą oni sami już zdążyli zabrać głos. Crinnacle zawiesił współpracę z marką KZ, zaś HBB, czekając w nieskończoność na odpowiedź ze strony milczącej KZ, postanowił sam zabrać głos i ustosunkować się w bardzo emocjonalny sposób do takich praktyk:

 

Oszukać system

Niestety pozostawia to ogromny niesmak, bo o ile takie modele jak ZEX czy ZAX nadal brzmią naprawdę dobrze i niezgorzej się mierzą, to całość mocno zalatuje wrażeniem możności przygotowania słuchawek na znacznie mniejszej liczbie przetworników niż reklamowana. Każdy był pod wrażeniem, że w takiej a nie innej cenie producent jest w stanie upchnąć w słuchawkach tak wiele przetworników. Był to czynnik wyróżniający i decydujący o tym, że dany model kupowało się na tle innych. Słowem, ekonomicznie wychodziło to naprawdę super.

Okazuje się, że najwyraźniej systemu nie dało się oszukać i kosztów produkcyjnych nie uda się w pewnym pułapie przeskoczyć. Oszukać na pewno da się za to użytkowników, recenzentów czy kolaborujących celebrytów. Kto bowiem o zdrowych zmysłach będzie na recenzję rozłupywał (niszczył) słuchawki i sprawdzał każdy przetwornik, czy aby na pewno działa i jak działa? Sam osobiście nigdy bym tego nie zrobił, poza sytuacjami serwisowymi i dotyczącymi mojego własnego sprzętu, za który sam zapłaciłem. Na pewno jednak nie dla recenzji samej w sobie, gdyż istnieje coś takiego jak elementarne zaufanie do producenta. Zaufanie chociażby w tym zakresie, że jeśli słuchawki są potrójną hybrydą, to są takową w rzeczywistości.

Ta jednak zdaje się obnaża fakt taki, że np. elektret ma minimalny wpływ na dźwięk i działa jak korektor barwy sopranu od 4 kHz działając w przeciwfazie (w ZEX PRO armatura również jest podłączona przeciwnie). Obnaża też w formie wielu materiałów, wielu modeli, wielu faktów, że problem przetworników robiących co najwyżej „coś tam coś tam” jak mawiał klasyk, podważa fundamentalnie zaufanie do marki.

Nie zmienia to sposobu w jaki słuchawki grają, bo to że ZAX bardzo mi się podobają nagle magicznie się nie odmieni. Na pewno jednak część osób nigdy już nie kupi sprzętu od producenta, któremu nie ufa i którego tak wielu przyłapało przynajmniej na nieścisłościach w deklaracjach czy pokrętnych tłumaczeniach. Ale ma to i swój pozytywny wymiar, bo otworzyło ponownie oczy tym, którzy przyzwyczaili się do ultra-tanich produktów z Chin, które negowały logikę ekonomii, pokazywały że „da się” zrobić coś ultra taniego i dobrego przy zachowaniu pełni funkcjonalności czy wymiaru technicznego. Jednak jak widać nie. KZ oszczędzał więc nie tylko na kontroli jakości, bo często akurat zdarzały im się czy to problemy techniczne, czy to inne strojenie słuchawek w ramach tego samego modelu, ale także i na otoczce znajdującej się w środku. Być może też zakładano, że wyjdzie to w końcu na jaw, dlatego na wszelki wypadek nie podkręcano zbyt wysoko ceny. Kto wie.

 

„Technicznie” coś tam gra

O tym że emocje sięgały lub nadal sięgają zenitu, jest aż nadto materiałów:

Podważanie pomiarów jest wprost fantastyczne u producenta, który w większości kart produktów chwali się takowymi. Twierdzenie że przetworniki „grają” bo produkują dźwięk jest trochę takie, jakby z samochodu wyjąć silnik, przepchnąć trochę, wsiąść do niego i stwierdzić że to samochód bo sam jedzie. To nic że nie ma silnika pod maską. Tak samo to nic że przetworniki produkują dźwięk na poziomie -40 dB względem głównego przetwornika dynamicznego (przykład DQ6S) co czyni je kompletnie niesłyszalnymi w praktyce. Twierdzenia o małych procentach produkcji podczas gdy słuchawki zostały zaprojektowane w taki a nie inny sposób i wykonywane tak od samego początku produkcji, zrzucanie winy na klientów, opłacanie fake-kont do spamowania pozytywnymi komentarzami w mediach społecznościowych… to już szczegóły techniczne, żeby nie powiedzieć pewien folklor, ale dający cenne informacje odnośnie tego jak producent reaguje na takie sytuacje.

Problemem jest jednak to, że „technicznie” producent… ma rację. Mowa o tym że przetworniki „grają”, czyli dają dźwięk, nie są martwe, nie są to zaślepki. Technicznie biorą udział w reprodukcji dźwięku. Praktycznie nie, bo przy wspomnianych -40 dB nie możemy tego specjalnie usłyszeć. Nie można przez to powiedzieć, że producent nas „oszukał” i dał przetworniki niedziałające. A może właśnie fakt, że mają one tak nisko ustawione natężenie jest tu dowodem na to, że jednak są niesprawne? A producent próbuje nam wmawiać, że to tak miało od początku być? Tego nie wiemy.

 

Teoria a praktyka

Moje własne stanowisko jest w tym wszystkim bardzo proste i jasne. Jeśli otrzymuję na testy lub kupuję za własne pieniądze słuchawki, które mają być wg producenta konstrukcją wieloprzetwornikową, to spodziewam się, że każdy z przetworników został zaimplementowany w sposób zgodny z typowymi prawidłami konstrukcji tego typu: czyli że każdy jest sprawny, działający w swoim własnym zakresie pasma przenoszenia, połączony zwrotnicą z pozostałymi przetwornikami w jeden spójny zespół. Spodziewam się, że usunięcie (lub awaria) danego przetwornika spowoduje słyszalny i mierzalny ubytek w paśmie przenoszenia całościowym słuchawek. Jeśli przetwornik ma na dźwięk całościowy wpływ marginalny i niesłyszalny, jestem skłonny uznać to za wpływ zerowy i egzystencję takiego przetwornika za zbędną lub nielogiczną z punktu widzenia projektu. Jeśli jestem projektantem słuchawek, wszystko co robię w ich ramach musi mieć jakiś sens i zastosowanie. Jeśli daję do środka przetwornik główny, a potem przetwornik pomocniczy, który daje dosłownie 1-2% przełożenia na dźwięk w sposób mierzony, to taki przetwornik nie ma żadnego sensu i tylko powiększa w ten sposób koszt konstrukcji.

Zrobienie tego na jednym i tylko jednym przetworniku jest nie tylko bardziej logiczne, ale i bardziej ekonomiczne z punktu widzenia tak producenta, jak i nas – klientów. Jeśli producent podaje, że w słuchawkach zastosował przetworniki X i Y odpowiedzialne za określone podzakresy pasma, to z definicji każdy nas wierzy, że tak jest. Przy -40 dB względem normalnie działającego przetwornika głównego, takie przetworniki nie odpowiadają za nic. Ich wpływ jest marginalny. Po prostu jest to nie do wychwycenia ludzkim uchem. Jest to więc argument, który ma za zadanie udowodnienie jedynie „wykonywanie czynności” przez przetworniki pomocnicze, jakiejkolwiek, nawet śladowej z punktu widzenia elektrycznego. Nie jest to natomiast ani argument usprawiedliwiający w moim odczuciu sens implementacji takich przetworników w słuchawkę, ani usprawiedliwienie nazewnictwa słuchawek per „multi-driver”. Dopiero odwrócenie polaryzacji powoduje (wraz z usunięciem zwrotnicy), że wszystkie przetworniki grają. Co więcej, przetwornik dynamiczny nie musi nawet być wtedy podłączony, gdyż poza basem reszta przetworników daje sobie jako tako radę.

Nietrudno odnieść więc wrażenie, że o ile w przypadku ZEX PRO faktycznie jest to konstrukcja wieloprzetwornikowa z krwi i kości, o tyle producent – pośrednio przyznając się trochę do tego w swoich późniejszych oświadczeniach – nie radzi sobie ze strojeniem takich konstrukcji i wykorzystuje przetworniki nadmiarowe w sposób dowolny, który umożliwi uzyskanie jakkolwiek normalnego dźwięku. W przeciwnym razie większość konstrukcji będzie grała przeraźliwie jasnym dźwiękiem, a co faktycznie miało miejsce przy starszych modelach. Dlatego też, nie mogąc poradzić sobie z należytym wystrojeniem całego zespołu przetworników, producent wpadł na pomysł puszczenia dynamika bezpośrednio, a poprzez zwrotnicę i odwrócenie faz zaaplikować resztę jako „korektory” barwy.

Z jednej strony technicznie jest to więc konstrukcja wieloprzetwornikowa, z prawdziwymi i sprawnymi przetwornikami. Z drugiej w praktyce jest zaimplementowana w taki sposób że równie dobrze całość mogłaby być modelem wyłącznie dynamicznym, a to co robi się dodatkowymi przetwornikami ustawionymi w kontrze do dynamika, można byłoby załatwić komorą rezonansową. Paradoks polega więc na tym, że nie jest to konstrukcja wieloprzetwornikowa jednocześnie nią będąc. Pomieszanie z poplątaniem, prawda? Dlatego chyba najwłaściwszym będzie powiedzieć, że KZ są słuchawkami wieloprzetwornikowymi z kontrowersyjną implementacją tej technologii przekładającą się w praktyce na jedynie śladową rolę przetworników nadmiarowych.

Prawdziwym znakiem zapytania będą jednak inne modele, które mogą być już połączone zupełnie inaczej i co pokazuje przykład DQ6S. Można w tym wszystkim podnosić argumentację, że słuchawki grają, podobają się, kosztują niewiele, więc w sumie nic się nie stało. Z perspektywy samych słuchawek może nie, bo grają tak samo jak grały i nadal podobają się tak jak się podobały. Problemem jest dwuznaczna otoczka, podejście do klientów/społeczności audio oraz oferowanie sprzętu nie będącego do końca tym czym powinien być. Każdy normalny człowiek spodziewa się bowiem tego, że każdy przetwornik w takich słuchawkach odpowiada za swój konkretny wycinek pasma przenoszenia, tak jak w kolumnach. Nie zaś że będzie przysłowiowym kwiatkiem do kożucha.

 

Stereotypy chi-fi

Jeśli komuś nie przeszkadza cała ta otoczka, liczy się tylko to jak produkt gra i w jakiej cenie, może być dla niego w środku nawet i chomik, byle sprzęt się podobał, to nie ma przeszkód aby dalej zapatrywać się na markę i jej produkty. Na pewno jednak część osób mocno się zastanowi przed zakupem czegokolwiek od tego producenta w przyszłości. Nawet jeśli będą grały super, nawet jeśli trafi się diament, z tyłu głowy odtąd będzie zawsze tkwiła wątpliwość, czy aby to co otrzymujemy jest faktycznie pełnoprawną konstrukcją, zgodną z deklaracjami producenta. Nie w wymiarze technicznym, ale rzeczywistym. Będzie to tym bardziej ciążyło na marce, im lepsze lub droższe produkty będzie chciała wypuszczać na rynek. Na tym właśnie polegać powinno zaufanie i obawiam się, że działania KZ będą miały ogromne konsekwencje względem wielu chińskich marek.

Przykładowo ostatnio rozmawiałem z użytkownikami na temat bardzo drogich Softears Cerberus, 2100 USD. Czy i one musimy – dosłownie – rozłupać, aby dowiedzieć się czy i jak działają zawarte tam przetworniki? Mam na testach świetne Fearless S8F, również produkcji chińskiej, 500 USD. Z ich właścicielem zachodzimy w głowę na temat kondycji basu, różnic w pomiarach i opiniach naszych względem tych zza oceanu. Może i tu jest coś nie tak? Może w egzemplarzu dano „fałszywe” przetworniki basowe? A może wcale ich nie dano (zaślepki-imitacje)? A przede wszystkim jakie płyną dla nas z tego wszystko wnioski i przemyślenia, lub też jak możemy się przed takimi praktykami bronić?

Jako konsumenci, klienci, użytkownicy, możemy odradzać zakupy takich marek, zachowujących się w taki sposób, jak również nie kupować samemu. Owszem, słuchawki grają świetnie, cena jest bardzo atrakcyjna, aż za bardzo, ale wszelkie przeczucia iż jest to zbyt piękne aby było prawdziwe okazały się zasadne. Tylko że znów… skoro przetworniki mimo wszystko „grają” i nie są to zaślepki ani imitacje, to koszt mimo wszystko jest wciąż atrakcyjny. Po prostu konstrukcja nie jest tym za co ją braliśmy. To też jest ciekawa myśl i podejście, zwłaszcza że pierwsze informacje mówiły o tym iż przetworniki nadmiarowe są wprost niedziałające, martwe. Dyskusyjny jest ich wpływ na dźwięk. Pytanie czy jest on świadomym wyborem czy może cechą zastosowanych przetworników? A może to jakieś odpady produkcyjne, stąd tak częste zmiany oferty, nowe modele, ogólnie cała sytuacja z takim a nie innym ich zaimplementowaniem? Znów: za dużo wątpliwości, za dużo znaków zapytania, zbyt wiele myśli zakończonych konkluzją by słuchawki każdorazowo otwierać i sprawdzać czy to co kupujemy jest faktycznie tym co myślimy, że kupujemy.

Na pewno też wzmacnia to stereotyp „chi-fi”, którego jak na ironię KZ miało być przeciwieństwem. Okazuje się, że nie jest to wcale stereotyp, tylko niczym nieskrępowana chęć zysku. A przetworniki nadmiarowe robiące „coś”, to tylko i wyłącznie bezpiecznik na wypadek gdyby ktoś kiedyś próbował słuchawki otworzyć i sprawdzić elektrycznie.

Z samą marką zapewne będzie wszystko w porządku. Ludzie zapomną, przejdą do porządku dziennego, niskie ceny zwyciężą i przemówią finalnie do potencjalnych nabywców. Proceder z dziwnymi deklaracjami odnośnie wieloprzetwornikowości będzie pewnie trwał. Nadal będą to przetworniki umieszczone w przeciwfazie, na mocno obniżonym SPL ponieważ producent nie potrafi jak się okazuje okiełznać konstrukcji tego typu, albo robiące tyle co nic. Kwestia na sam koniec jak my sami podejdziemy do takiego traktowania i nie tylko mam tu na myśli KZ, bo nie wierzę że jest to jedyny tego typu producent obecnie na rynku stosujący tak pokrętne projektowanie konstrukcji wieloprzetwornikowych.

 

Zachwyty nad dynamikiem

Jest też z tego wszystkiego i pewien pozytyw, a raczej obserwacyjna uwaga. Jeśli założyć, że przetworniki w KZtach sprowadzały się wyłącznie do roli marginalnie wspierającej przetwornik główny, to w dużej mierze moje zachwyty i opisy skupiały się na przetworniku dynamicznym, przynajmniej w przypadku hybryd. Oznacza to, że konstrukcje multi-BA, hybrydy, elektrety, wcale nie muszą być jedyną słuszną odpowiedzią w świecie IEMów w zakresie poszukiwania dobrego dźwięku. Celowo nie mówię idealnego, bo ani ZAX, ani ZEX nie są idealne, a już na pewno nie ZEX PRO. Są jednak bardzo dobre i ścigające się (ZAX) z lepszymi od siebie, pomiarowo i odsłuchowo.

Paradoksalnie sam osobiście bardzo się cieszę, bo oznacza to, że technologia dynamiczna w IEMach nadal ma wielki potencjał na zagranie wcale nie gorzej niż inne konstrukcje. Nie dość, że nie mam z tym problemu, to jeszcze z praktyki własnej preferencyjnie szukałbym dla siebie takiej właśnie pary, bowiem im prościej tym lepiej, niezawodniej i bez ewentualnych ekscesów z dampingiem, jak przy np. Fearless S8F. Aczkolwiek naturalnie wolałbym nie szukać jej w takich a nie innych okolicznościach jak tu opisane.

 

Kompromitacja recenzentów

W ciekawym (a raczej nieciekawym) świetle stawia to osoby rozpisujące się na temat jakości elektretu czy armatury w konstrukcjach KZ. Nie tylko recenzentów, ale i użytkowników wydających potem swoje opinie. Trudno jest powiedzieć ile konstrukcji zostało tak do tej pory opisanych, od jak dawna trwa ten proceder, a także czy udałoby się to wykryć w jakikolwiek sposób.

Po fakcie raczej żadne tłumaczenia nie będą brzmiały zbyt przekonująco, ale mówiąc też i trochę ze swojej własnej perspektywy, branża słuchawkowa opiera się w dużej mierze na zaufaniu, że za każdym produktem stoi prawda co do tego co zostało w środku użyte i w jakim stopniu. Te zaufanie zostało nadwątlone na wielu różnych odcinkach. Między producentem a dystrybutorami, którzy nagle okazuje się, że sprzedają ludziom nie do końca to, co widnieje na pudełku. Między marką a recenzentami, którzy ręczą swoim imieniem, czasami i nazwiskiem, za dany produkt, ufając że dostają go w takiej a nie innej konfiguracji. Wreszcie między recenzentami a czytelnikami, którzy ufają im że znają się na rzeczy.

Prawda jest jednak taka, że wszystko to opiera się mniej lub bardziej na zaufaniu. Tak samo jak ufamy, że kupując bułki w sklepie nie zostaniemy oszukani, albo że wyprzedzający nas samochód nagle nie zacznie nas taranować i spychać z drogi. Zakładamy że każdy z nas jest po prostu normalny i ma przynajmniej neutralny stosunek do otoczenia. Może trochę będąc adwokatem diabła, jestem przekonany, że nikt intencjonalnie – poza producentem co najwyżej – nie chciał nas oszukać. Nas, gdyż przecież sam się w te słuchawki również zaopatrzyłem.

Podczas testów nie zapalały mi się żadne czerwone lampki. Dopiero przy KZ ZEX PRO i rzekomym oparciu się o zwykłe ZEX, grające kompletnie inaczej jakościowo, a mające przecież o jeden tylko przetwornik mniej, zacząłem zadawać pytania. Do tej pory pytaniem zasadniczym było: jak KZ udało się w tak malutkim budżecie zmieścić tyle przetworników i tak to wszystko zestroić. No to mamy odpowiedź.

Uwagę trochę zwróciły pomiary, gdyż w subtelny sposób różnice między elektretowymi ZEX a multi-BA ZAX były niewielkie. Uznałem jednak, że być może po prostu tak się to mierzy. Lekki „tizzing” na sopranie uznałem z kolei za wpływ elektretu, przypisując mu jakość porównywalną z tańszymi armaturami. Spotkałem się już z takimi konstrukcjami, słyszałem wpływ takich przetworników na dźwięk, więc po prostu przypisałem temu co słyszę znane sobie schematy.

Okazuje się jednak, że coś, co wiele osób opisywało jako standardowe cechy charakteru takiego czy innego przetwornika, tak naprawdę nie jest zależnością od użytej technologii, a po prostu jakości tego, co się użyło. W dużych słuchawkach dobrym przykładem były SRS-3030 czy ESP/950, które będąc elektrostatami nie do końca grały jak „typowe” elektrostaty. Koronnym przykładem niech będą tu wprost KingSoundy KS03, które nie posiadały sopranu. Kompletnie. Tak, elektrostaty bez sopranu. Da się. Temat planarów? Ether Flow czy Ether CX również nie grały mi jak typowe nowożytne konstrukcje planarne. Bardziej przypominały dynamiki wręcz w tym względzie. Z kolei takie HD 800 nadal wypadają w pomiarach miejscami tak, jakbyśmy obcowali z przetwornikiem planarnym (ring radiator).

Ale nie oznacza to, że odtąd każdy będzie rozłupywał każdą parę IEMów i sprawdzał czy aby na pewno wszystkie przetworniki działają. Lub w ogóle powinien to robić. Gdyby tak było, każdą parę należałoby spisać na straty i świadczyłoby to kompletnym braku zaufania w tej branży. Ale nie oznacza też, że moje czy czyjeś zaufanie do producentów z Chin pozostało niewzruszone. Ogromna ilość osób jest oburzona takim potraktowaniem, wielu jest głupio, zwłaszcza chwalącym latami produkty tej marki i rozpływającym się nad słyszeniem tu tego przetwornika, a tu tamtego.

 

Autosugestia i marketing

Słuch ludzki jest tylko słuchem ludzkim, instrumentem niedoskonałym, który w ten czy inny sposób da się oszukać i to też unaocznia afera z KZ. Czy KZ nas oszukało lub nasz słuch? Jak pisałem niby technicznie nie, bo jednak przetworniki „grają” lub „coś robią”, ale w praktyce w ogóle tego nie słychać. To jak filtr sieciowy, który szum na poziomie np. -100 dB, którego nie da się usłyszeć ludzkim słuchem, polepszy na -110 dB. Zmian w ogóle nie usłyszymy, co najwyżej zaobserwujemy pomiarowo i stwierdzimy, że zachodzą i faktycznie filtr „działa”. Technicznie. W praktyce? Jego zastosowanie jest niepotrzebne. Już na starcie mieliśmy bardzo niski poziom szumu.

Dokładnie tak samo wygląda to u KZ.

Bardziej więc działa tu mechanizm sugestii i korzystania z doświadczenia, które wpada w zasadzie w rutynę. To rutyna spowodowała, że cechom X, Y czy Z przypisalibyśmy wpływ odpowiednich przetworników znajdujących się w danej konstrukcji. A to zrobilibyśmy z marszu, ufając że skoro słuchawki zachowują się tak a nie inaczej, a w środku jest to i to, to trzeba to sobie przypisać. Tak działa nasz mózg, tj. przypisuje rzeczom znane nam już na danym etapie rozwoju wzorce. Dlatego np. widzimy przód samochodu jako twarz itd. Oczywiście jeszcze pytanie jak wielki ten śladowy wpływ przetworników dodatkowych jest w rzeczywistości. Może jest to śladowa śladowość? A może w jednych coś tam więcej daje, a w innych mniej? Trudno powiedzieć i zapewne w pewnej części wyniki będą się wahały.

Szokujące jest jednak zdanie sobie sprawy z tego, że tak naprawdę przez dajmy na to umowne 90-95% czasu słyszeliśmy po prostu przetwornik dynamiczny. Jeśli odrzucimy autosugestię i skupimy na faktach, to okazuje się, że dobrze zaimplementowana konstrukcja dynamiczna może powodować efekt WOW i grać tak samo dobrze jak hybryda.

Armatury np. w ZAX zostały dodane z jakimś tam wpływem, ale te 90-95% to wciąż pojedynczy dynamik. I gra to świetnie. Nie idealnie, nie bezbłędnie, ale pytanie czy te słuchawki odniosłyby taki sukces gdyby od startu było wiadomo że to mniej lub bardziej pojedynczy DD? Raczej nie, a z punktu widzenia sprzedażowego na pewno nie.

KZ zastosowało więc fortel, aby zwrócić uwagę na istnienie swoich słuchawek na prężnie rozwijającym się rynku hybryd. Pokutuje tu naiwne myślenie, że więcej przetworników = lepszy dźwięk, a przetwornik dynamiczny jest słaby, kiepski, sprawdzający się tylko w określonych zakresach pasma. Jest to nieprawda. A przynajmniej na ogół. Tak samo z kolumnami z tysiącem przetworników, DACami z 10 kośćmi itd. KZ wykorzystało więc w praktyce rzecz, na którą łapie się typowy klient i którą znam chociażby z czasów „magii GHz” w procesorach do komputerów PC, gdzie dwa rdzenie po 4 GHZ dawały łącznie 8 GHz itp. historie, aby tylko przyciągnąć klientów. Jakby się tak zastanowić, był to dokładnie ten sam schemat. Magia cyfr, magia ilości. Jeden przetwornik na stronę? Phi, przeżytek. A tutaj patrz Pan, 20 przetworników! Jak to musi grać!

Tak właśnie wygląda autosugestia (audiosugestia) połączona z marketingiem.

Naturalnie znajdziemy od tego wyjątki, bo chociażby AKG K270 czy K280 biją na głowę konstrukcje z tej samej rodziny i z tymi samymi wprost przetwornikami, ale działającymi pojedynczo. Nie chodzi tu o ilość samą w sobie, a implementację. Ta w obu tych parach była genialna i wykorzystywała konkretne zjawiska akustyczne (soczewkowanie). To jest właśnie prawdziwa inżynieria, a nie spamowanie przetwornikami na ślepo, do oporu, do kresu fizycznego miejsca w korpusach albo muszlach. Technologia, implementacja, realna jakość, a nie ilość. Jedno z drugim po prostu musi korespondować. Dlatego nie jest sztuką zaproponować jak najwięcej za jak najmniej. Sztuką jest pokazać jak można przy prostej i dobrze przemyślanej konstrukcji osiągnąć parametry godne konstrukcji opartych na droższych i bardziej skomplikowanych technologiach. Z punktu widzenia technicznego KZ zaoferowało nam tak naprawdę dobrą ergonomię, dobre przetworniki dynamiczne (przynajmniej w niektórych przypadkach), ale też pokazało że nie potrafi poradzić sobie z czymś bardziej skomplikowanym, nie umie wykorzystać w pełni potencjału wieloprzetwornikowego, a to z kolei być może wynika z tego że nie są w stanie poradzić sobie ze strojeniem własnych przetworników (podobno dynamiki opracowali i produkują sami). Z tego powodu do akcji musiały więc wkroczyć marketing i agresywnie niska cena, aby nie zostać w tyle za konkurencją.

Wyszło więc jak wyszło i osoby zarzucające marce false advertising mają sporo argumentów na poparcie swoich zarzutów. KZ zaś może się bronić jedynie tym, że przecież te przetworniki „działają”, więc hybrydowość została zachowana. Tudzież zbijać argumentację osób robiących testy i pomiary.

 

Co z ZEX/ZAX?

ZEX również mają swój elektret w formie tylko i wyłącznie śladowej korekcji sopranu, ale powiedzmy że jesteśmy w stanie to jakkolwiek przełknąć, zwłaszcza przez pryzmat ceny. ZAX nie wiemy natomiast jak wyglądają od strony realnie działających tam przetworników. Nie wiem które działają tam śladowo, które wcale, a które w pełni. A może działają wszystkie? No właśnie – tej pewności już nie mamy. Patrząc po tym jak sprawa ma się ponoć z modelem ZAS, jestem niemal pewien że ZAX mają wszystkie swoje przetworniki w konfiguracji wspomagającej i są tak samo niesłyszalne w praktyce jak przy CRN czy DQ6S. Jest to rzecz której nie da się finalnie zweryfikować bez zniszczenia słuchawek i ingerencji do wewnątrz.

Niemniej cokolwiek by nie było, nadal mam bardzo dobre zdanie o dźwięku ZEX/ZAX, bez względu na to ile przetworników faktycznie znajduje się w środku, czy realnie pracuje i ma swój wpływ na dźwięk. Jeśli jednak producent projektuje swoje słuchawki tak, aby celowo przetworniki dodatkowe miały rolę wyłącznie wspierającą, czułbym się znacznie lepiej z prostszą konstrukcją opartą wyłącznie o jeden główny przetwornik dobrej jakości, jak w Aune E1. ZAX zastępują je, ale w atmosferze strasznego przekombinowania. Na szczęście cena obu par słuchawek – tak ZAX jak i ZEX – jest na tyle niska, że trudno czuć się ofiarą takiego klasycznego, bezpośredniego oszustwa. Co najwyżej niemiło można być zaskoczonym krętactwem firmy mającej tyle lat doświadczenia z takimi konstrukcjami. I tym bardziej boli to ze względu właśnie na to jak grają ZAX.

Nie oznacza to też, że nie ma tematu ewentualnego poszukiwania następców. Sen o tanich wieloprzetwornikowych IEMach okazał się zbyt piękny by był prawdziwy i pewnych barier rynkowych po prostu nie da się przeskoczyć. Na pewno nie będą to też konstrukcje za 2000+ USD z Chin. Tracę powoli zaufanie do produktów z tego kierunku, bo za każdym razem nie wiem jakich cudów będzie się można tam doszukać. Może wszystko będzie w porządku, może nie. Na pewno ZEXom czy ZAXom nie da się odmówić wciąż dobrej ceny i tego jak się sprawują brzmieniowo/ergonomicznie, dlatego paradoksalnie są to świetne punkty odniesienia tak w testach, jak i przyszłych zakupach. Jeśli ktoś jest ich aktualnym posiadaczem i je sobie chwali, niech nie sprzedaje ich tylko dlatego, że producent okazał się taki a nie inny. To wciąż jest dobry dynamik, odpinane kable, jakieś tam próby strojenia dodatkowymi przetwornikami, ale przede wszystkim opłacalność skacząca pod sam sufit. Myślę więc, że nie ma sensu sobie na siłę komplikować życia i nagle z płaczem lecieć na zakupy drogich modeli dokanałowych, bo dookoła same oszusty i fejki.

 

„Przyznanie się” do winy

Ostatecznie producent w całej tej aferze do winy się z tego co widziałem nie przyznał. Niby wszystko jest w porządku, niby to tak ma działać, niby jest to celowe rozwiązanie kwestii wieloprzetwornikowych po ich stronie, ale producent w swoich oświadczeniach mówił o tym, że postara się bardziej. Czemu, skoro wszystko jeszcze przed momentem było w porządku?

Druga rzecz, że żadna z par nie otrzymała żadnej korekty swoich kart produktów. Cały czas mamy informację o tym, że są to zespoły wieloprzetwornikowe, gdzie każdy przetwornik odgrywa znaczącą rolę i oferuje taką albo inną cechę dźwiękową. No to albo jest to zespół wyłącznie korekcyjny fazowo, albo współtworzący falę dźwiękową jak typowy układ wielodrożny.

Trzecia rzecz, że producent nie wycofał się z rynku, nie zakończył sprzedaży dotychczasowych modeli, ale wypuszcza nadal nowe modele. Jakie? Wyłącznie dynamiczne i jednoprzetwornikowe. Jest to autentyczny „back to basics”, ale też pośrednio przyznanie się do winy i potwierdzenie, że KZ naprawdę nie jest w stanie zrobić słuchawek wieloprzetwornikowych tak, jak robią to wszyscy normalni producenci. Dobrze że wrócili do pojedynczych przetworników, bo prostsze konstrukcje sam osobiście bardzo sobie cenię. Uwagę zwracają jednak ceny właśnie tychże słuchawek, które oscylują w granicach 100 zł, jak np. EDX ULTRA czy nawet limitowane ESX, wypuszczone z okazji 10-lecia firmy. Dochodzimy też do takich absurdów jak model EDA, który zamiast mieć w sobie np. 3 różne filtry akustyczne kształtujące brzmienie, ma… 3 pary słuchawek grających każda inaczej!

To są właśnie rzeczy typowe dla chi-fi, czyli opierające się logice i zdrowemu rozsądkowi. Nie da się takiego producenta traktować poważnie, a wybór produktów z jego oferty przypomina trochę stąpanie jak po polu minowym. Albo uda się ustrzelić bardzo fajnie grające, czy niemalże wprost perfekcyjne słuchawki, albo kompletnie przestrzelić.

Ciekawostką jest tu fakt, że w przypadku modeli EDA, EDX-U i ESX producent cały czas publikuje pomiary, które jeszcze niedawno w swoich oświadczeniach dewaluował i negował. Trochę to przypomina nasz krajowy rynek audio i marketing bezpośredni, o którym w kontekście forów pisałem niedawno dosyć spory artykuł: jak pomiary robi producent to są to dobre pomiary, ale jak pomiary robi ktokolwiek inny to to są złe pomiary, a tak w ogóle to pomiary wiele nie pokazują itp. Tak samo przy jakiejś negatywnej recenzji z fatalnymi wynikami pomiarów pojawia się krzyk, że one nic nie pokazują, nic nie mówią, że dźwięk nadal jest super, a lampy jak się przecież fatalnie mierzą a i tak ludzie się nimi zachwycają. Ale gdy pomiary wychodzą dobre, to patrzcie wszyscy jak wspaniale się sprzęt mierzy i jest nagradzany przez profesjonalistów!

Jak widać łaska branży audio na pstrym koniu jeździ.

 

Podsumowanie

Producent może i nie jest szczery, ale swoją nieszczerością i kombinatoryką dał nam myślę cenną lekcję. A nawet kilka:

  • KZ nie potrafi zrobić klasycznych, normalnych IEMów hybrydowych z normalną zwrotnicą i częstotliwościami podziału.
  • Słuchawki z już jednym dobrym przetwornikiem najwyraźniej mogą się ścigać ze sporo lepszymi od siebie.
  • Więcej przetworników nie musi zawsze oznaczać faktycznie lepiej.
  • Dobry dynamik w IEMach nadal ma rację bytu i potrafi dostarczyć sporo solidnej i mierzalnej jakości.
  • Chi-fi to wciąż Chi-fi.
  • Jak łatwo jest dać się nabrać „na słuch” lub rutynowe podejście do konstrukcji sądząc ją tylko po wyglądzie i tym że w środku coś zostało umieszczone.

Artykuł nie powstał po to, aby markę KZ grillować, ale aby na jej przykładzie i powstałej tu awantury, wyciągnąć należyte wnioski i lekcje na przyszłość. Otwartym pozostaje pytanie, jak wielu producentów z Chin praktykuje to, co udowodniono KZ i w jakich przedziałach się poruszamy. Czy dotyczy to tylko tych najtańszych produktów, gdzie ekonomii nie da się na dłuższą metę oszukać? Czy może też i tych drogich, jak rzeczone za 2000 USD, gdzie producent ma spore pole do popisu? Czy na słuch będziemy w stanie odróżnić dźwięk za 50 USD od takiego za 2000 USD, jeśli odrzucimy świadomość ilości przetworników czy wysokiej ceny, aby to nie oczy i portfel nam grały, a same słuchawki? Wszystkie te pytania przez cały czas pisania artykułu kołatały mi w głowie i tak naprawdę nie da się na nie odpowiedzieć inaczej, niż albo indywidualnie w ramach każdego z nas co kto słyszy, albo po prostu patrząc producentom na ręce.

Z mojej strony ciekawość pewnie finalnie zwycięży i nadal będę obserwował poczynania marki KZ, czy aby producent wyciągnie z całej tej historii wnioski własne na tyle skutecznie, aby skończyło się to z korzyścią dla nas – użytkowników i klientów. Ale o tym będę już pisał w oddzielnych publikacjach i recenzjach.

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

2 komentarze

  1. Ciekawa konkluzja. Przyznam, nie miałem pojęcia co do sposobu technologii stosowanej przez KZ i z tego co się orientuję ich produkty nie są uważane za coś specjalnego, ale typowy Chi-fi. Moje doświadczenie z tego typu sprzętem ogranicza się do przesłuchania bezprzewodowych Samsungów (w miarę OK), i wieloprzetwornikowych TRN V90 które jednak tak odbiegały graniem od normy, iż zaproponowałem koledze naprawienie ich za pomocą… młotka. Nie wiem w jaki sposób TRN używa dodatkowych przetworników, być może jest to drugie KZ.
    Co do samego wpływu dodatkowego głośnika pracującego przy poziomie o 40dB niższym od głównego, to nasuwa mi się podobny scenariusz w przypadku 'tuningu’ wzmacniaczy, głośników i stosowaniu bardzo drogich części w układach i zwrotnicach. Dla mnie są często tuningiem czyjegoś portfela niż realną poprawą brzmienia urządzenia.

  2. Powiem tak, KZ to moji najpierwsze słuchawki nie z mas marketu i zawsze będą w moim serduszku. Dzięki ich cenie spróbowała coś nowego i odkryła dla siebie ten świat. Dla tego jak by tam nie było to jednak jest dobra marka o swojej wartości.
    „Czy jest tanio? Jest tanio.
    Czy jest dobrze? Jest tanio”
    Mam nadzieję że po jakimś czasie kompania odbuduje zaufanie i znajdzie swój prawdziwy szlak, bo ma wiele do tego potencjału.

Możliwość komentowania została wyłączona.