Z Meze Alba miałem już dawniej styczność, choć przyszły do mnie jako sztuka mocno „bita”. Niczym ofiara przemocy domowej. Ze względu na stan słuchawek oraz zawirowania dystrybucyjne, postanowiłem nie realizować ich recenzji, tylko skupić się na modelu 105 AER. Tym razem jednak – już pod nowym szyldem – Meze Alba powracają, bym mógł dokończyć dzieła opisania tych całkiem opłacalnych słuchawek.
Recenzja jest owocem płatnej współpracy z siecią salonów Top HiFi, która podesłała mi niniejszy sprzęt, celem wykonania jego rzeczywistych testów użytkowych i pomiarów. Jest to tym samym ekspertyza niezależna.
Jakość wykonania Meze Alba
Właściwie trudno oczekiwać, żeby Meze odstawiło jakiś numer. Ich słuchawki raczej pamiętamy jako sprzęt bardzo dobrze wykonany, tak pod względem precyzji, jak i użytych materiałów. W sumie bez względu na cenę. Nie inaczej jest w przypadku Meze Alba.
Bardzo dobre wykonanie
Rzeczywiście słuchawki pod tym względem są bardzo dobrze dopracowane. Spasowane prawie tak dobrze jak drzwi Passata, jeśli miałbym z głowy rzucić na szybko jakimś suchym grypsem.
Wykończenie jednak rzeczywiście można ocenić jako wzorowe. Korpusy są malowane, toteż mamy tu metal pokryty grubą warstwą kremowej farby z połyskiem. Radziłbym uważać jednak na uderzenia i uszkodzenia mechaniczne, gdyż można ją ukruszyć.
Wnętrza oraz „tuby” zewnętrzne wykonano z matowego metalu. Oznaczenia kanałowe zrealizowano za pomocą kolorów. Prawa słuchawka ma czerwony plastik gniazda (standard 2-pin).
Bogate wyposażenie
Wraz ze słuchawkami dostajemy twarde etui, komplet tipsów silikonowych, kabel sygnałowy (3,5 mm SE) oraz… dongla USB-C. Czyli to tak, jakby kupić słuchawki, a dostać DACa w prezencie. Mocno korzystnie wpływa to na opłacalność tego modelu. Osobiście nie miałem tutaj żadnych uwag ani ciągot do czegoś więcej.
Prawie bezbłędna wygoda
Słuchawki są malutkie, ale też bardzo wygodne. U mnie był niestety mały problem z prawą słuchawką, która notorycznie nie chciała mi złapać seal-a. Pomogły niestandardowe tipsy, które otrzymałem w osobnej przesyłce od dystrybutora.
Dodatkowe tipsy, ale mające swój konkretny cel
Meze Alba dostałem bowiem z właściwie dwoma kompletami tipsów.
W woreczku były oryginalne, śnieżnobiałe, jak również na słuchawkach. Zdobiły je dumnie, niczym mięciutki, śnieżnobiały puch, mający za moment rozkosznie spocząć w mych obleśnych kanałach słuchowych. Ach, kolejny to dzień ze słuchawkami dokanałowymi i niekończącą się walką, której niuanse ująłem w niedawnym artykule o nich.
Dystrybutor jednak, w swym geniuszu nieskończony, jakoby zdolności profetyczne przejawiając, pouczył mnie cierpliwie. Rzecze mi on tak: „a dnia wtórego poczekasz z testem, aż tipsy nowe spłyną specjalnie, to wówczas po twór ten sięgniesz”. A jako rzekł, takoż się stało. I zgoda wielka nastąpiła pośród nas, gdyż słów więcej wymawiać nie musiał, a ja wnet wszystko pojąłem. Oto bowiem nie o mnie troskę ów dystrybutor wyrażał, a o słuchawki swoje, aby uszy me skalane nie splugawiły tipsów nowych.
Ja zaś w żaden sposób urazy do dystrybutora nie chowam i wcale nie dlatego, że jest to recenzja płatna. Nawet gdyby i bezpłatna była, nie miałbym mu tego za złe. Po prostu tak wielki szacunek dla słuchawek się w tej procedurze objawił, że aż mnie to dotknęło. Mówię całkowicie poważnie, czuję się głęboko ujęty respektem, jakiego Meze Alba doświadczyły z rąk nowego dystrybutora.
Przy poprzednim bowiem bywało to różnie, bo sprzęt „jeździł” po ludziach, a ludzie po sprzęcie. Ale tak, jak o zmarłych można mówić tylko dobrze, albo wcale, tak i tutaj również chciałbym standardów ludzkich dochować.
Stan całkowicie nowy
Z drugiej strony pamiętam, że Meze Alba poprzednio, bo z kompletnie innego źródła, przybyły do mnie w stanie ewidentnie używanym. Po przejściach, wręcz bym rzekł. Okrutnie traktowane, powycierane, poobijane, budzące współczucie me i niezrozumienie.
Tymczasem tutaj zaszczyt okrutny mnie spotkał, gdyż Meze Alba przyszły kompletnie zafoliowane. Sampel bo sampel, ale folia jest. Toteż utratę dziewictwa dźwiękowego na moje właśnie uszy przewidziano.
Ma to naturalnie i swoje dobre strony, bowiem miałem okazję wejrzeć nieco w przyszłość i samemu posiąść na moment szczyptę zdolności profetycznych. Wiem już teraz jak słuchawki te mogą wyglądać po katowaniu, obijaniu i majtaniu nimi po ścianach.
Ale skoro już mimo wszystko zdradziłem ich stan potencjalny, to odpowiedzmy sobie na stojącą za tym kwestię…
Jak mogą wyglądać Meze Alba po przejściach?
Korpusy obtłuczone, poobijane, z pościeranymi emblematami, tipsy z woskowiną.
O słuchawki, zwłaszcza cudze, dbam jak za przeproszeniem o własnego siusiaka, więc oczywistym jest, że chciałbym wszystko móc prezentować w stanie nienagannym. Ale czasami zdarza się tak, że sprzęt będący demówką ze sklepu jest bardziej sponiewierany, niż niejedna używka. Czemu tak się dzieje? Bo za cudze. Gdy klient przychodzi i płaci za swoje, to dba. A jak dba, tak ma. W przypadku demówek sklepowych są to zawsze środki zapłacone przez kogoś, więc hulaj dusza, piekła nie ma. A potem cóż, dramat.
Owszem, to niby tylko słuchawki, jedynie pchła malutka i gadżet. Ale pokazuje podejście człowieka do cudzej własności. A także naszego hobby jako całości. Na szczęście tu przyszły w stanie więcej, niż perfekcyjnym. Tak więc i dusza moja zadowolona, ale i uszy uradowane.
Pytanie, dlaczego jakiś ktoś wysłał słuchawki na testy w takim stanie? Odpowiedzi mogą być różne. Może ktoś odpowiedzialny za to miał to w nosie? Może tak mu odesłano i on tylko przepakował? A może była to jedyna sztuka demo na stanie? Tylko po co wówczas wysyłać dokładnie ten produkt? Trudno powiedzieć.
Mam na ten temat też troszkę teorii własnych, których może lepiej na głos nie wypowiadać. Po prostu podchodzę do tego ze spokojem, pokorą i akceptuję subtelne sygnały wysyłane w moją stronę. Jednocześnie cieszę się, że mogę ponownie zasiąść do tych jakże interesujących słuchawek.
Jakość dźwięku Meze Alba
Testy moje mogą nie do końca pokrywać się z tymi wykonywanymi na tipsach oryginalnych, jako że przykazanie cały czas było w mocy. A jeśli uczyniłbym mu ujmę, wówczas zapewne gniew okrutny by na mnie spłynął z wiadomej strony.
Sam, choć nie ukrywam iż człowiekiem nieco złośliwym z natury umiem być, wielką samodyscyplinę również uprawiam. I zasady różnorodne na blogu stosuję. Jedna z nich mówi, że wszelakie życzenia osoby wysyłającej sprzęt – tudzież podmiotu – należy respektować. Oczywiście te, które nie godzą w mój własny etos pracy. Przekonał się o tym już Enkl Sound Copenhagen, próbujący ingerować w recenzję, a od którego do dziś nie doczekałem się inspekcji głośnika z defektem. Nie ma ani inspekcji, ani głośnika. No cóż, jak mawiała babcia mojego znajomego, „bida się zesrała, a nie dała”.
W każdym razie, pierwszą czynnością było ściągnięcie oryginalnych tipsów i założenie czarnych „śmierdzieli”. Cuchną gumą bowiem okrutnie, niczym jakbym pracował w zakładzie wulkanizacyjnym. Ewidentnie czuć aromat chińskiego przemysłu, ale cóż, jak dali, to zakładam. No i założyłem. Następnie słuchawki. I co takiego się stanęło? Ano stanęło się to…
Neutralnie-jasny krem
Kremowe słuchawki posmarowały mi bębenki takim oto właśnie kremem, niczym pastą z miętą i delikatnie pieprzową nutą. Słuchawki prezentują sygnaturę na bardzo subtelną V-kę, z czego więcej jest tu sopranu aniżeli basu. W ogóle powiedziałbym, że do basowych stworków Meze Alba w żaden sposób się nie zaliczają.
Linia basowa jest dobrze zaznaczona, bez przesadnej mocarności, ale i też bez konturowości nadmiernie zakreślonej. Ot ulubione słowo wielu audiofilskich recenzentów. Mówiąc wprost: jest bas, nie za mocny, nie za słaby, umiarkowanie tłucze, z detalem i wybrzmiewaniem, ale wciąż po lżejszej stronie… póki nie postaramy się dobry seal.
Wówczas bas mocniej się napina, nabiera rozmachu, choć nie zaczyna szargać nas przemocą. Nadal jest to linia basowa zachowująca się szlachetnie i kulturalnie. U mnie na plus.
Zakresy średnie są bardzo w porządku, choć z delikatnym wycofaniem. Daje to w miarę przystępny margines oddechu na środku (przez dołek w 650 Hz). Odebrałem to jako zabieg bezpieczny, profilaktyczny, ale nie zrozumiałem jego celowości. Moim zdaniem spokojnie mogłyby bardziej skupić się na wokalu i w niczym by to nie przeszkadzało. Ale tak, jak jest, też jest całkiem dobrze.
Wokaliści prezentują się przez to w pozycji dość optymalnej. Fani oddalonego środka nie będą zawiedzeni, a miłośnicy tego bardziej przybliżonego niespecjalnie mocno pominięci.
Sopran to rzecz, która przez Meze Alba prezentowana jest z pozycji szerokiego podkreślenia a’la Hifiman. U niektórych od razu ta informacja sprawi, że oczy im się zaświecą. Bo i owszem, szukałbym tu analogii chociażby do wybornie audiofilskich HE1000 V3. Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Scenicznie zaś? Szeroko. I niestety na tym koniec. Z głębią Meze Alba kuleją i mają tendencję do spłaszczania planów w osi przód-tył. To też jedyna krytyczna wada, na jakiej je przyłapałem.
Dołączony adapter USB-C
Przy recenzji Meze 105 AER wspominałem już o nim, jako że nikt nie powiedział mi z którego zestawu takowy adapter miał pochodzić. A i ja nie pytałem, gdyż wsadzony był do pudełka ze 105-tkami. Uznałem więc – jako osoba posługująca się logiką – że adapter ten pochodzi właśnie z tegoż modelu.
Okazuje się jednak, że jest to akcesorium z Meze Alba. Cóż więc szkodzi sprawdzić przy okazji możliwości tego maleństwa? Jest w zestawie? Jest. No to lecimy z tematem.
I cóż tu się okazuje? Nie słyszałem żadnych różnic tonalnych między torem testowym, a adapterem rzeczonym. Ani na Albach, ani na KPP / Sony MH1, które występowały w roli pomocniczej.
Pod względem czystości również wszystko było w najlepszym porządku. Choć adapter nie jest w stanie „wypluć” z siebie więcej niż 1Vrms, więcej do takich słuchawek, jak Alba, naprawdę nie trzeba. A jeśli ktoś uważa, że potrzeba – w tym balansu dla jeszcze większej mocy – zapraszam do lektury artykułu o szkodliwości dokanałówek i w ogóle hałasu. Jeśli mimo to ktoś nadal wie swoje – super, branża aparatów słuchowych też przecież musi zarabiać. I to też jest w porządku.
Niemniej, adapter sam w sobie sprawuje się naprawdę świetnie i to nie tylko pod impedancją wybitnie 32 Ohm. Praktycznie każde słuchawki podłączone pod tego dongla będą działały w najwyższym stopniu poprawnie. Tym samym mam dobrą i złą wiadomość.
- Dobra – kupując Meze Alba mamy od razu w pudełku załatwiony temat DACa i wzmacniacza USB-C.
- Zła – jeśli mamy już wcześniej kupione urządzenie tego typu, będzie ono zbędne, gdyż ten adapter załatwia temat od razu. Kto wie, czy nawet nie lepiej.
Brak potrzeby balansu
Być może część osób zwróci uwagę na brak kabla zbalansowanego, ale tak jak często wskazywałem – nie jest to potrzebne akcesorium (można go dokupić za 60$). Balans przy takich słuchawkach nic nam jednak wymiernego nie daje. Nie sprawia, że nagle słuchawki są „lepiej napędzone”, bo więcej mocy jest. Sprzęt na tej samej głośności otrzyma dokładnie tyle samo prądu i tyle samo go skonsumuje.
Poniżej tabela mocowa, jaką wyliczyłem dla tego urządzenia:
Obciążenie | Napięcie (Vrms) | Moc (mW) |
16 Ω | 0,949 | 56,3 |
32 Ω | 0,989 | 30,6 |
300 Ω | 1,000 | 3,33 |
Ponieważ Meze Alba są słuchawkami o impedancji 32 Ohm, ten wiersz nas interesuje najbardziej. Dongiel Meze jest w stanie zaoferować tu ok. 30 mW na kanał. Ale jest to wartość maksymalna.
Ile realnie słuchawki skonsumują? Na bazie kalkulatora, wyliczamy: 0.13 µW. Czyli tyle mocy potrzebuję, aby słuchać ich na maksymalnych dla mnie 70 dB SPL. Super. No to gdzie tu jest potrzebny balans? Tak więc kabel zbalansowany przy Meze Alba i ogólnie połączenie tego typu jest tylko i wyłącznie fanaberią.
Meze Alba w opisach trzecich
Dla rozrywki wątpliwej własnej, ale też w sumie nieco z ciekawości, rzuciłem okiem na kilka recenzji z tzw. Kolektywu Ulubionych Periodyków Audiofanatyka. Periodyki te również słuchawki opisują i na temat Meze oczywiście także stanowisko zajmują.
Skupiając się głównie na wadach, doczytałem np. o mało „stabilnych” tonach wysokich. Nie mam zielonego pojęcia o co chodzi i od samego czytania czuję się mało stabilny. Ale to pewnie mój umysł niedostatecznie audiofilski zawodzi i horyzonty mam za wąskie, aby to ogarnąć. Być może chodzi o równość, ale na wykresie Meze nie mają specjalnych wybić (nie licząc charakterystycznej górki).
Dalej mamy średnią szczegółowość i słabo odseparowane plany przestrzenne, z czym akurat można się zgodzić (to co pisałem o osi przód-tył). Mamy więc jedną bzdurę i jedną prawdę.
Pojawia się jednak też zarzut dość skąpego wyposażenia na tle konkurencji. Patrzę w zawartość Meze Alba: komplet tipsów jest, etui jest, kabelek na jack 3,5 mm również się znajduje. Nawet od razu dobrej jakości DAC + AMP w formie dongle’a dorzucono. Czego tu brakuje? Biletów na koncert? Darmowej paczki żelków? W sumie tym ostatnim bym nie pogardził.
W ogóle pytanie, czy na pewno opisujemy ten sam produkt? Najlepsze jest to, że moja recenzja również jest komercyjna. Mimo to bez problemu opisuję to, co myślę i to, co wychodzi z danych pomiarowych. Wow, czyli jednak da się…
Częstotliwości, których… nie da się usłyszeć
Zostańmy przy tym aspekcie na chwilę, bo to ważna sprawa. W recenzji pisze się o wybiciu na 8 kHz i w rejonie 14-18 kHz. Problem w tym, że na pomiarze 8 kHz jest właśnie wycofanie, a 14-18 kHz na granicy i wprost poza zakresem słyszenia dorosłego człowieka. Jest to bardzo dziwnie napisana przyznam treść – zupełnie jak nie pisana przez żywą osobę.
Być może mamy tu do czynienia z treścią generowaną maszynowo lub jakimś uśrednianiem treści z recenzji zagranicznych. Przykładowo, Headphones.com opisuje, że „upper treble peak” pojawia się powyżej ~15 kHz. Jednocześnie jednak zaznacza, że „treble measurements particularly past the ~8 kHz peak are not accurate”. Ta uwaga tyczy się nie tylko odsłuchów, ale i pomiarów. Bardziej więc stawiałbym na klasyczne „zgadywanie pasma” na słuch.
W przestrzeni recenzenckiej działają nawet całe portale, które umieszczają w recenzjach „paski” tonalne i różnego rodzaju grafy, mające prezentować odczucia autora. Jest to oczywiście ciekawy wyróżnik i sam dawniej stosowałem podobne metody w stosunku do np. wizualizacji sceny. Kamieniem więc nie rzucę, ale cieszę się z rozwoju, jakiego dokonałem w tym względzie.
Problem bowiem w tym, że są to dane „wirtualne”, tj. bazujące jedynie na subiektywnych odczuciach. Są one obarczone skrajnie dużym błędem i – jako dane – kompletnie dla nas bezużyteczne. To trochę jak ocena równości ściany na oko i stwierdzenie, że jest „generalnie prosto”. A wystarczy tylko przyłożyć poziomicę, aby wyszło, że na środku jest buła i zamiast wiadra gładzi, lepiej jest postawić ściankę z płyt G-K na stelażu. Wyjdzie prościej, szybciej i taniej. Czyli dobre dane = dobre decyzje.
W każdym razie, pomiar wykazał u mnie, że Meze Alba nie wybicia w 8 kHz, tylko spadek energii. W 14 kHz owszem, jest wybicie, ale skromne i na granicy możliwości słuchu dorosłego osobnika. Osobiście, powyżej 10 kHz dane traktuję jako niepewne, podobnie jak Headphones.com.
Adapter USB-C który gra, choć nie gra
Na koniec zaczęto opisywać brzmienie adaptera. I tak, tutaj również pojawiają się fikołki. Według treści bowiem adapter ten… gra. W sensie, że na dźwięk ma wpływ. Przemożny wpływ. I do tego lichy, dodajmy.
Mowa jest o gładkim graniu, zaobleniu przez ograniczenia w dynamice (?), bezpiecznym strojeniu i brakach w szybkości. Cóż za wyobraźnia słuchowa, w istocie godna zaszczytnego miejsca w kolektywie. Zaoblonego rzecz jasna. Tymczasem jak jest naprawdę? Dongiel Meze na LCD-XC praktycznie nic nie zmienił w dźwięku w zakresie tego, co słyszymy. Czyli do słyszenia czegoś, czego nie można usłyszeć, dochodzi coś, czego nie ma.
Dongle Meze daje dźwięk dokładnie tak samo, jak mój tor wzorcowy. A ten z kolei gra dokładnie tak samo, jak tor pomiarowy. Ten zaś tak samo, jak Sabaje, Toppingi, nawet drogie Shanlingi. Doszukiwanie się w tym wszystkim różnic brzmienia w sytuacji, gdy mamy wszystkie te urządzenia zweryfikowane i potwierdzone pomiarowo, nie ma sensu. Co najwyżej jest to zabawa własnym słuchem i z samym sobą.
Co więcej, wyrażono przekonanie, że Alba potrafią zagrać jeszcze lepiej z bardziej dopracowanych przetworników. Na czym miałoby polegać owe dopracowanie? Zakładam, że na cenie.
Tymczasem pomiary po raz wtóry wskazują, że jesteśmy nie dość, że poza fizyczną granicą słuchu ludzkiego, to jeszcze nawet czystości tych słuchawek. Zmiana Meze Alba na inną parę słuchawek cudu nagle nam nie uczyni, choć próbuje się nas przekonać, że jest inaczej. Dlatego w materiałach do recenzji zamieszczam pomiary i wykresy porównawcze dongla, aby każdy z Was mógł sam ocenić: co jest prawdą, a co fałszem.
Całokształt
Meze Alba rzeczywiście nie grają źle. Wręcz nawet powiedziałbym, że z kilkoma uwagami na karku, ale dowożą faktycznie sensowny i dobrze wyważony dźwięk. Ewidentnie celują swoim graniem w styl prezentowany przez modele takie, jak Meze Elite. Oczywiście nie śmiałbym porównywać takich maluszków do tego typu słuchawek. Jeszcze by się gotów na mnie dystrybutor obrazić, jeśli czynić będę to zbyt często.
Ale żarty na bok – jest naprawdę dobrze. Najbardziej musiałem popracować nad szczelnością, ale gdy udało się ją osiągnąć, trudno nie odmówić tym słuchawkom wszechstronności. Zagrały mi praktycznie wszystkie gatunki i szkoda mi tylko tej głębi sceny. Pamiętam, że tamta sztuka również czyniła mi podobnie i miała tendencję do dużej szerokości, ale nie stopniując źródeł pozornych na osi przód-tył.
Czy jakieś jeszcze uwagi miałbym do brzmienia Meze Alba? Ogólnie ilość sopranu. Nie jego barwa, gdyż tak jest w porządku, ale na moje uszy – wyczulone na sopran – zakres ten mógłby być ciutkę mniejszy. Tak nawet całkiem mocno ciutkę. Ale to jest jeden z elementów rozpoznawczych Meze i tu trudno się dziwić ich popularności. Wystarczy poczytać mój artykuł o bezpiecznym korzystaniu ze słuchawek dokanałowych, aby poznać tego przyczynek.
Tu przyznaję się, że wzorcem dla mnie niedoścignionym w zakresie strojenia pod moje uszy, są poczciwe Sony MH1. Z prostego względu – odpuszczają dokładnie tam w sopranie, gdzie Meze Alba tego nie czynią.
Potencjał w equalizacji
Gdy do gry wchodzą proste korekcje, Meze Alba zyskują bardzo mocno na neutralności. Tak mocno, że można byłoby je uznać za – bez przesady – referencję. Rzecz więc jakby identyczna się z nimi działa, jak ze słynnymi HD800, które poprzez skorygowanie punktu 6 kHz, nadmiernie wybitego, robiły się cudownie neutralne.
Z tym wszystkim łączy się jakoby druga moja obserwacja – Meze Alba sopran podkreślają na ślepo. Miałem miejscami wrażenie, że ich sopran jest podkreślony na tyle szeroko, a wstrzelić się w praktycznie każdy możliwy gust. Być może projektantom Meze przyświecała ambitna misja zrobienia słuchawek uniwersalnych aż do przesady? Czy im si ta misja powiodła – w przeważającej części na pewno.
Faktem jednak jest niezbitym, że przy szerzej podkreślonej górze jest znacznie lepiej, niż przy punktowej. HD800, a potem HD800 S, to była często męczarnia, aby skutecznie wstrzelić się w ich punkt wybicia. Więcej problemów paradoksalnie sprawiały T1 od Beyerdynamika, które przy próbie „uspokojenia” robiły się tak „normalne”, że aż nudne. Meze Alba tego wrażenia unikają. Możliwe, że to przez fakt bycia dokanałówkami. Ma się wrażenie obcowania wówczas ze znacznie ciekawszą konstrukcją, bardziej intymną, niż przy pełnowymiarówkach.
Porównania z innymi modelami słuchawek
W pierwszej kolejności wziąłem się za porównanie z KZ ZSX i tu okazało się, że preferuję bardziej dźwięk Meze Alba. ZSX są super, ale jednak słyszę w nich odklejoną górę, która mimo wszystko mnie drażni i reaguje z nadwrażliwością na 6 kHz. Winne temu były tipsy, z którymi myślałem, że będzie mi na ZSX lepiej. Nie było. Dopiero na fabryce słuchawki te pokazują pazur.
Ale i w pojedynku z „najbardziej skrywanym sekretem audiofilów”, czyli legendarnymi Sony (Ericsson) MH1, Meze Alba musiały się wykazać. Wraz ze KZ ZSX (na normalnych tipsach) są to moje domyślne punkty odniesienia w temacie IEMów. Z nich wszystkich Sony pełnią w zasadzie rolę ultra-referencji. Nie trafiłem na razie na lepsze słuchawki od nich. I to jeszcze za tak śmieszne pieniądze.
Sony miało kompletny dźwięk, mający wszystko. Dosłownie wszystko (poza ergonomią kabla). To na tym kamieniu wyszczerbiło się ostrze Meze. Co zawiodło? Wspomniany sopran. Meze grały dobrze, poprawnie, ale strojenie jednak bardziej odpowiadało mi na sopranie w Sony. No i scena, którą – jak na ironię poprawnie – wskazała inna recenzja.
W sumie aż chciałoby się jeszcze przytoczyć rewelacyjne Aune E1, ale niestety nie posiadam ich od długiego czasu już na stanie i nie mam takich planów. Choć zacne to były słuchawki, mimo wówczas niezbyt pozytywnego zdania ich dystrybutora o mnie (serdecznie pozdrawiam).
Na koniec ZAX. Bardzo podobne do Meze, ale z nieco lepszą sceną i innym ułożeniem nacisku na sopran. Ten był tak samo jasny, ale dalszy skraj należał do Meze. Alby dawały lepszy wgląd w analizę, techniczność i mikrodetal. Dla wielu będzie to swoisty punkt sprzedający tych słuchawek.
Podsumowanie
Meze Alba zagrały zdumiewająco dobrze, równo i w pierwszej chwili wręcz bym powiedział, że zaskakująco blisko ideału fanów Hifimana. Jednocześnie jednak tymże ideałem w kategoriach ogólnych nie są. Choć są w stanie wygrać z uznanymi przeze mnie KZ ZSX, to jednak na ich drodze stają moje uszy, wyczulone troszkę na sopran. Nie jest on na szczęście ani mocny, ani nie dający się sprowadzić do piony equalizacją.
Kto więc wie, czy aby Meze Alba nie są takim „sekretnym skrótem” dla tych, którzy chcą mieć ten jeden, uniwersalny punkt odniesienia? I to nie za aż tak duże pieniądze, ale wciąż markowy?
Jakość wykonania
Niemalże wzorowa. Jedynie podatność na ciężkie uszkodzenia mechaniczne korpusów (malowanie) oraz ewidentnie chiński kabelek są jakimiś minusami, na które zwróciłem uwagę. Wszystko inne jednak utrzymane w klasie TOP. 9/10
Jakość dźwięku
Bardzo wyrównane, mimo ogólnie strojenia na V-kowy sopran. Jedyne, za co mogę odjąć noty, to mocno zredukowana głębia sceny oraz szeroko podkreślony sopran. Ten ostatni nie przeszkadza, a dla fanów brzmienia Hifimana to będzie istna uczta, ale ja sam nie obraziłbym się za mniej. Troszkę separacji też by krzywdy nie zrobiło, może co najwyżej cenie. Poza tym jednak, jak to mówią na zachodzie, solid performer. 7/10
Ergonomia i użyteczność
Duża uniwersalność i bardzo duża wygoda budują – naturalnie – bardzo wysoką notę tych słuchawek. Jedynie aplikacyjność na prawym uchu mi szwankowała i recenzja przez to stała pod znakiem zapytania. Sytuację uratowały wspomniane niestandardowe tipsy. Na ogromny plus pracuje też świetnej jakości dongle USB-C, który w pomiarach wypada nad wyraz dobrze. -91 dB przy maksymalnym 1Vrms? Toć to czyste 15 bitów rozdzielczości! 9/10
Sumarycznie
Można powiedzieć, że „meziaki mają fuksa”. I rzeczywiście, rzutem na taśmę obroniły się na rekomendację. Sekretnym sosem w tym modelu jest bowiem połączenie bardzo wysokiej jakości wykonania z bardzo dobrą wygodą. Choć walczyłem trochę z ergonomią, wygoda to było to, co mnie w tych słuchawkach kupiło. Dlatego ocena końcowa w wysokości 8.0/10 myślę, że jest jak najbardziej zasłużona. Kwalifikuje ona rzutem na taśmę Meze Alba jako techniczną rekomendację.
Chciałbym powiedzieć też – wyjątkowo ostatnio – nieco o pochwalnych recenzjach, które w istocie tym razem starają się ująć kwintesencję opisywanego produktu. Niestety są one dalekie od stanu faktycznego, wręcz czasami mu przecząc.
Narzekanie na rzeczy, które nie mają miejsca i opisywanie dźwięku, który nie istnieje, staje się niestety recenzenckim standardem. O ile już się nie stało. A wystarczyło napisać, tak szczerze i uczciwie, że to po prostu normalne, dobre słuchawki. I najlepiej zrobić to samodzielnie, z pomiarami i bez ewentualnych sztucznych pomocy generujących tekst. To jest tu myślę problemem fundamentalnym.
A Meze Alba? Przy nich nie trzeba robić z siebie cyrkowca. Ot dobre słuchawki od sensownego producenta w dobrej cenie. W paru miejscach mogłyby być lepsze, ale tak, jak jest, też jest dobrze.
8.0/10
Na dzień pisania recenzji, sprzęt dostępny jest w cenie 669 zł w salonach Top HiFi, a także na polskim Amazonie oraz w innych naszych krajowych sklepach. (sprawdź aktualne ceny i dostępność)
Dane techniczne
- Przetwornik: dynamiczny 10,8 mm
- Impedancja: 32 Ω
- Czułość: 109 dB / mW
- THD: poniżej 0,1% dla 1 kHz
- Pasmo przenoszenia: od 15 Hz do 25 kHz
- Waga: 14 g
- Kabel: 1,5 m z wtykiem 3,5 mm TRS
- W zestawie: etui, tipsy, DAC USB-C
- Dystrybutor na Polskę: Audio Klan
Pomiary akustyczne Meze Alba
Pomiary Dongla USB-C
- Pomiar zbieżności tonalnej Dongla USB-C z torem wzorcowym
- 16 Ohm – wykres THD+N (RTA)
- 32 Ohm – wykres THD+N (RTA)
- 300 Ohm – wykres THD+N (RTA)
- 300 Ohm – czystość przy maksymalnym sygnale wyjściowym 1Vrms (RTA)
Platforma testowa
Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.
- Interfejs studyjny: Motu M4
- DAC/AMP: AF DA500, AF HA500
- Nadajniki Bluetooth: Asus BT400, Asus PCE-AX58BT, RealMe 9Pro+
- Słuchawki testowe: Sony MH1, KZ ZAX, KZ ZSX, Hifiman HE400se v2, Meze 99 Classics, Meze 105 AER
- Monitory odsłuchowe: M-Audio Forty Sixty
- Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli prototypowej
- Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
- Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.
Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów