Kolumny kontra słuchawki – wady i zalety

Do artykułu na temat różnic między cechami użytkowymi oraz sposobem reprodukcji dźwięku kolumn i słuchawek skłoniły mnie problemy jednego z użytkowników nieistniejącego już Forum AF. Postawił on bowiem bardzo interesujące pytanie – czym się tak naprawdę różni odsłuch kolumnowy od słuchawkowego? I choć wbrew pozorom odpowiedź wydaje się oczywista, to jednak chciałbym skonfrontować ze sobą oba te światy, ale nie tak, jak do tej pory zwykło się to czynić, a więc wbijając się tylko i wyłącznie w przepychanki o to, który sposób jest bezwzględnie lepszy, ale czym faktycznie różni się sposób kreacji pola akustycznego. Bez specjalnych technikaliów, po prostu zwykłymi słowami.

Ze względu na złożoność problematyki i przeplatanie się cech fizycznych z akustycznymi, zdecydowałem się nie dzielić artykułu na część praktyczną oraz odsłuchową, a omawiać wszystko jednocześnie i dzieląc kolejne zagadnienia na akapity. Sądzę, że tak będzie łatwiej, a każdy akapit będzie można wtedy sobie przeanalizować niezależnie.

 

Praktyczność
Zacznijmy może od rzeczy najbardziej oczywistej. Wymiar praktyczny kolumn to przede wszystkim największe ich zalety: brak czegokolwiek na głowie, brak kabli ciągnących się przy nas, po których niechcący można przejechać fotelem itp. Idzie za tym wysoka wygoda odsłuchu, nieskrępowanego, prawie jak „wireless”, choć oczywiście w kontekście po prostu braku jakichkolwiek przewodów i potrzeby zwracania na nie uwagi.

Wymiar praktyczny jest tutaj znacznie bardziej widoczny w przypadku osób, które cierpią na brak możliwości lub predyspozycji (np. czasowych) do poświęcenia wydzielonego specjalnie fragmentu dnia tylko po to, aby móc posłuchać muzyki. Mówiąc po polsku: muszą coś robić przy muzyce, która jest ich codziennym towarzyszem, a nie celem samym w sobie. Wysoką potrzebę ergonomiczności stanowiska pracy potęguje również bardzo mała ilość miejsca, która zwiększa np. ryzyko przejechania fotelem po kablu, który jest zbyt długi lub po prostu się obsunął na podłogę.

Kolumny nie mają takich problemów i pozwalają na odbieranie dźwięku jako takiego bez względu na położenie czy wykonywaną czynność. W słuchawkach nie można się przecież swobodnie przebierać, przy kolumnach – jak najbardziej. Z kolei późno w nocy to w słuchawkach wciąż będzie możliwe głośne słuchanie muzyki, podczas gdy kolumny albo będą przeszkadzały innym domownikom, albo poziom hałasu otoczenia będzie przeszkadzał nam samym w ich odbiorze, jeśli mimo wszystko zdecydujemy się na cichutki odsłuch. To też naturalne miejsce egzystencji słuchawkowego audio.

Słuchawki ze względu na swoją budowę zawsze są w stanie zagwarantować nam mniejszą bądź większą intymność, odsłuch tylko dla nas serwowany i o dowolnej głośności, bez względu na porę dnia i nocy. Pozwolą na precyzyjny odsłuch i brak gubienia detali, zaznajomienie się z przesłuchiwanym albumem, nawet jeśli się go wstydzimy puszczać przed znajomymi.

Wybór więc między jednym a drugim rozwiązaniem powinien być jak najbardziej dopasowany do:
– naszego stylu życia,
– naszych preferencji odbierania dźwięku,
– pomieszczenia i sytuacji, w której żyjemy.
Tylko tyle i aż tyle, ponieważ ilość zmiennych jest tu tak wielka, że każdy musi odpowiedzieć sobie przynajmniej na część z nich samodzielnie.

 

Materiały eksploatacyjne
Jedną z większych zalet kolumn ponad słuchawkami, jest możliwość uniknięcia bardzo charakterystycznego dla tych drugich elementu, jakim jest obecność materiałów eksploatacyjnych. Ponieważ głośniki nie przylegają do naszej głowy, nie są narażone na styczność z naszym potem, łojem, łupieżem, wysoką temperaturą (zwłaszcza w lecie) oraz gwałtowne ruchy głową. Tak samo kable są wolne od wszelkiego miętolenia i wyginania, nie trzeba więc mieć baczenia na kwestie wygody i trwałości materiałów bezpośrednio stykających się z naszą głową.

Producenci słuchawek bardzo często świadomie naginają standardy ergonomii i wytrzymałości, ponieważ całkiem sporo są w stanie zarobić właśnie na materiałach eksploatacyjnych, takich jak nausznice itp., ale też i na częściach zamiennych. Ludzie przyzwyczajeni są w droższym audio do długowieczności sprzętu, który nabywają za naprawdę spore pieniądze, tymczasem materiały i rozwiązania użyte przy produkcji sprawdzają się pod względem wytrzymałości ile? Dwa lata? Trzy? Po tym czasie przy ciągłym użytkowaniu słuchawek na pewno jeden lub kilka elementów będą podlegały wymianie ze względu na zużycie – najczęściej nausznice, które jeśli dodatkowo zmienią swoje cechy gabarytowe, to na pewno będą miały swoje przełożenie na brzmienie końcowe.

Tymczasem kolumny, które osobiście również posiadam, mają ponad 20 lat i … nic im nie jest. Cały czas pracują, nie zmienia się ich charakterystyka, nie zużywają się oploty przy kablach, nausznice, nie wpływa to na dźwięk, a jedyna rzecz, jaka może się w nich zużyć, to zawieszenie przetworników. Z tym że jeśli ktoś nie używa kolumn do przysłowiowego „gazowania”, to nie będzie prawdopodobnie musiał kiedykolwiek się tym aspektem martwić.

 

Akustyka lokalna i pomieszczenia
Jest to element chyba najbardziej determinujący różnicę między jednym a drugim sposobem odsłuchu muzyki. Rozchodzenie się fali dźwiękowej jest zjawiskiem występującym stale, bez względu na typ przetwornika, jego konstrukcję i wielkość. Zagadnienia te dotyczą tak samo drobnych słuchawek dokanałowych, jak również i wielkich słuchawek wokółusznych, a także naturalnie kolumn głośnikowych w dowolnej konfiguracji. Jedyne więc, co zmienia się przy porównywaniu obu ustrojów ze sobą, to skala.

Weźmy sobie pod uwagę słuchawki wokółuszne, np. Sennheisery HD600, a także dowolne kolumny podłogowe. W przypadku tych pierwszych uzyskamy dźwięk pompowany do naszych uszu w sposób niemal bezpośredni – niemal, ponieważ termin ten na stałe przypisywałbym IEMom. Fala dźwiękowa generowana przez każdy z przetworników zanim jednak trafi do naszego ucha, przechodzi przez komorę akustyczną tworzącą się w środku muszli. Wszelkiego rodzaju otwory, jej kształt, użyte materiały oraz przeszkody, znajdujące się w konkretnych miejscach i o określonym kształcie mają bezpośredni wpływ na uzyskiwane brzmienie finalne. Zwykła zmiana nausznic może spowodować diametralne zmiany w brzmieniu, z czego wiele osób nie zdaje sobie często sprawy i myśli, że podmiana np. nausznic skóropodobnych na welurowe to tylko kosmetyka i zabieg mający wpływ tylko i wyłącznie na wygodę. Tymczasem zmienia się dzięki innym cechom fizycznym tych materiałów akustyka wewnątrzkopułowa, a w konsekwencji także i brzmienie, niekoniecznie na lepsze.

Można zatem uznać, że w przypadku słuchawek pełnowymiarowych uzyskanie optymalnej akustyki wewnątrzkopułowej jest formalnością, ale ze względu na zużycie się nausznic i innych elementów mających bezpośrednią styczność z naszym ciałem, utrzymanie liniowości brzmieniowej na osi czasu będzie niemożliwe. To jednak, czym słuchawki są w stanie przekonać użytkowników, jest wymiar praktyczny w codziennym użytkowaniu – ogranicza nas bowiem tylko kabel i ewentualna wygoda, ale możemy spokojnie w nich pracować, poruszać się, a dźwięk wciąż będzie taki sam, a pomieszczenie, w którym się znajdujemy, wystarczy że będzie ciche, gdyż jego kształt nas totalnie nie interesuje.

W przypadku kolumn sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i zależna już od wielu dodatkowych czynników. Dodatkowych na tle słuchawek w takim sensie, że tu akustykę tworzymy już sami na własną rękę. I to właśnie niektórych z nas przerasta, może nie tyle w sensie braku wiedzy, co po prostu odgórnie narzuconego kształtu pomieszczenia, jego wielkości oraz konieczności pomieszczenia się wraz z naszym „życiem” w tym samym miejscu razem z akustyką, gdzie często oba te zagadnienia się wzajemnie wykluczają.

 

 

Mamy tu więc kwestie odległości kolumn od ściany tylnej, odległości od ścian bocznych, wielkość i odległość bazy odsłuchowej, przeszkody i fale odbite, które wpływają tak na tonalność, jak i kształt sceniczny dźwięku, powiększając, oddalając i spłaszczając przekaz. Im droższe kolumny tym na ogół bardziej wymagające są one podle nie tylko reszty systemu, ale też właśnie naszego pomieszczenia, dlatego co bardziej majętne osoby na kolumny przeznaczają osobne pomieszczenia, całkowicie. W słuchawkach sprawa jest dosyć prosta – biorę, zakładam, odpalam, jadę. W przypadku kolumn muszę zaś siedzieć w określonym pomieszczeniu i konkretnym punkcie, dokładnie obliczonym na moją osobę.

Co jednak mi to daje i czym różnią się obie formy przekazu? Przede wszystkim sceną i aż właśnie sceną, ilością powietrza znajdującego się między instrumentami, zupełnie innym poczuciem skali i objętości dźwięku oraz znacznie większą głębią. Nawet grające tak samo tonalnie kolumny i słuchawki przy testach A-B łatwo wykażą, że na słuchawkach najwyżej możemy uzyskać brzmienie kwalifikujące się na określenie „kolumny w wersji OEM”. Daje się to odczuć nawet wówczas, gdy porównywać ze sobą będziemy słuchawki najbardziej w sposobie swojego grania zbliżone do prezentacji kolumnowej, a więc modele elektrostatyczne. Uzyskiwana tam scena jest łudząco podobna do prezentacji kolumnowej i jest to pod ich adresem przeogromny komplement, ale poza głębią i holografią sceny nie da się uzyskać w nich spektakularnej szerokości. Abyśmy się dobrze zrozumieli: ona fakt faktem będzie takową, ale w ramach słuchawek i wciąż dająca o sobie znać w taki właśnie sposób. Jeśli przejdziemy na system stereo, to okaże się, że tej szerokości im totalnie brakuje, kolumnom zaś nie. Dochodząca do gry skala przekazu tylko owe wrażenie pogłębia, nagle pojawia się przestrzeń, dźwięk traci swoje granice, pojawia się jego namacalność. To zupełnie inny wymiar wrażeń, dzięki któremu kolumny znajdują się w swojej aktualnej pozycji i kosztują, ile kosztują.

To są jednak rzeczy możliwe do uzyskania na odpowiednio (albo inaczej: poprawnie i z porządną jakością) grających kolumnach i przy poprawnym rozmieszczeniu w jako takim pomieszczeniu. Bez dobrej akustyki nie można będzie mówić o dobrym brzmieniu finalnym, niestety. Pisząc to jednak absolutnie nie myślę o sprzęcie drogim i to jest właśnie koronna różnica w tym miejscu: aby kolumny zagrały szeroko i głęboko z odpowiednią holografią, naprawdę nie trzeba wydawać kroci. W słuchawkach – często niestety już trzeba i to jeszcze nie zawsze uzyskując jedno i drugie jednocześnie, lub w sposób poprawny, zadowalający i oddający ten sam charakter.

 

Niejednolita tonalność
Przez jednych może to być postrzegane jako ogromna wada, dla innych będzie to spora zaleta, a wszystko to płynąć będzie z wyżej opisanej akustyki pomieszczenia i umiejscowienia siebie w konkretnym punkcie pokoju – niejednorodne brzmienie kolumn w zależności od położenia.

Charakterystyki kierunkowe są wyjątkowo zmienne i niektóre modele kolumn lepiej na nie reagują, inne gorzej. Determinuje to ostatecznie skalę trudności ustawienia i zestrojenia ze sobą obu zespołów głośnikowych. Może się tak okazać, że przekraczając punkt optymalnego odbioru (sweet spot) w kierunku „do kolumn”, ilość dudniącego basu zacznie nam przybywać i bardzo szybko męczyć. Cała sztuka zatem tkwi w tym, aby znaleźć sobie taki punkt, który jest może nie tyle poprawny względem matematycznym wobec odległości rozstawu i od bazy, ale najbardziej dla nas przyjemny. Działa to jak naturalny equalizer i pozwala poradzić sobie nawet wówczas, gdy kolumny nie do końca trafiają w nasz gust tonalny w sensie stricte.

Ze słuchawkami niestety taka sztuka nam się nie uda bez osobnych modułów korekcyjnych lub rozwiązań programowych, a przynajmniej do pewnego stopnia (za pomocą modyfikacji i wymiany nausznic, kabli etc.). Zakładając je, na ogół zawsze będzie to te same brzmienie i tylko nasze predyspozycje mogą to zmienić (np. zmęczenie). To wciąż jednak ten sam dźwięk. Z kolumnami zatem w przypadku np. bolącej głowy możemy ustawić sobie wszystko tak, aby zakres ten nas w danej chwili nie drażnił, a cały system był bardziej adaptacyjny podle naszego aktualnego stanu i samopoczucia.

 

Rozmach i „poprawność”
Powszechnie uważa się, że odsłuch na kolumnach stereo daje najwierniejsze warunki odtwarzania nagrań pod względem kreowania realizacji scenicznej. Bierze się to również stąd, że wiele nagrań było specjalnie tworzonych z myślą o kolumnach. O ile słuchawki okazują się niezastąpione w przypadkach kontroli dźwięku, lub po prostu chęci osiągnięcia pełnej intymności odsłuchu, o tyle to właśnie do kolumn należy palma pierwszeństwa w zakresie największej wierności w odtwarzaniu materiału dźwiękowego, a któremu towarzyszy nierozłącznie wspomniany w tytule akapitu rozmach.

Przez rozmach rozumieć należy nie tylko wysoką dynamikę i zakres rozciągnięcia, ale skalę i format przekazu. I nie chodzi tu o zwyczajną głośność i zdolność w taki sposób wypełnienia całego pomieszczenia odsłuchowego, a poprawne ułożenie planów w przestrzeni, ich rozmiar, nakreślenie zdarzeń dźwiękowych tak, że każde słuchawki, nawet te ultra drogie, zaczynają palić się ze wstydu ze swoimi lokalnymi akustycznymi próbami stworzenia ogromnego teatru działań dźwiękowych.

„Kolumniarze” często posługują się identycznym argumentem, jak posiadacze słuchawek typu CIEM, czyli Custom In-Ear Monitor: że taka konstrukcja pozwala na odbieranie muzyki całym ciałem (tam: całą małżowiną). Jest to przesadyzm, ponieważ uszy to uszy, czasami tylko okoliczności pozwalają nam poczuć ruchy ciśnienia akustycznego w pomieszczeniu (sąsiadom również), ale uważam takie próby w przypadku kolumn za zapędy w kierunku opisania po prostu ogromnej skali dźwięku, jakiej doświadczają. Po prostu czasami jest to trudno ubrać w słowa, a podążanie ich tropem „CIEMowców” to po prostu dobrze znane „nie idźcie tą drogą”.

Gdyby zmusić się do bezwzględnego uszeregowania różnorodnych słuchawek i kolumn w zakresie tych najwierniej reprodukujących dźwięk, to uzyskalibyśmy prawdopodobnie taką kolejność (a przynajmniej wedle mojego doświadczenia):
1. kolumny
2. pełnowymiarowe słuchawki elektrostatyczne
3. pełnowymiarowe słuchawki ortodynamiczne
4. droższe dokanałowe armatury i CIEMy
5. pełnowymiarowe słuchawki dynamiczne
6. pozostałe słuchawki dokanałowe
Oczywiście można się tutaj spierać, czy aby faktycznie jest to podział prawidłowy, ale nie ulegnie wątpliwości fakt, że jednak to kolumny będą na pierwszy miejscu, a elektrostatyki tuż za nimi, jako sprzęt reprezentujący podobną prezentację dźwięku.

 

Jakość brzmienia w stosunku do ceny
Współczynnik opłacalności to bardzo ciekawy parametr, który sam również wielokrotnie wskazywałem jako argument w procesie decyzyjnym „co kupić”. Okazuje się bowiem, że jeśli wyobrazimy sobie wykres przyrostu ogólnie pojętej jakości dźwięku (pełni tonalnej, czystości, rozdzielczości i sceniczności), to idąc od najniższych możliwych przedziałów cenowych uzyskamy wyraźną dominację słuchawek i dopiero od pewnego momentu głośniki (kolumny) zaczynają oferować brzmienie faktycznie lepsze.

W przypadku słuchawek różnicę cenową na plus wspomaga fakt, że wiele tańszych modeli ma relatywnie małe wymagania, więc poza lepszej jakości źródłem i samymi słuchawkami w zasadzie nic więcej do działania takiego systemu nam nie potrzeba. Pozwala obniżyć to znacznie koszt systemu i przyspieszyć jego złożenie. Przy bardziej wymagających modelach potrzebny będzie dodatkowo odpowiedniej klasy wzmacniacz słuchawkowy, wymienić też przydałoby się zapewne interconnecty na jakieś lepsze… koszta rosną. W przypadku zaś kolumn zawsze trzeba zaopatrzyć się prócz źródła w przynajmniej końcówkę mocy, nie najniższej jakości interconnect, tak samo jakieś sensowne i adekwatne to posiadanego zestawu kable głośnikowe (odpowiednie jakością i przekrojem) z dorabianymi odpowiednimi końcówkami (wtyki bananowe, szpilki itp.). To wszystko jest w stanie dodatkowo wywindować cenę w górę i nawet tanie, używane systemy z dawnych lat nie uciekną przed obowiązkowymi zakupami, jeśli takowych nie posiadamy. A to wszystko i tak może zostać zniweczone na swój sposób przez nasze nie do końca dopasowane do danych kolumn pomieszczenie.

Czy zatem gra jest warta świeczki i kiedy? Warta jest jak najbardziej, jeśli są ku temu realne możliwości opisywane przeze mnie wcześniej bardzo obszernie, jednakże nie warto ładować się w głośniki lub słuchawki na siłę.

Jeśli chcemy kupić bardzo drogi zestaw dynamiczny, faktycznie warto zastanowić się, czy da nam dokładnie to, czego szukamy, czy nie jednak lepiej pomyśleć o kwalifikacji naszego otoczenia pod kolumny, albo chociażby o innych technologiach wykonania przetworników słuchawek, które chcemy kupić.

Jeśli chcemy kupić z kolei głośniki, to bez poprawnego rozstawu i akustyki można generalnie darować sobie ten pomysł, ponieważ znacznie lepsze efekty uzyska się na słuchawkach. Tak samo będzie też w przypadku zakupu nowych głośników lub kolumn za małe pieniądze, a decyzję o czym często podejmują użytkownicy komputerów, gdzie sprzęt tego typu najczęściej dominuje.

Powstaje zatem naturalne pytanie – ile trzeba wydać na słuchawki lub kolumny, aby być zadowolonym i od którego momentu warto przejść z jednego rozwiązania na drugie? Obawiam się jednak, że na żadne z tych pytań nie będę w stanie udzielić jednoznacznej i kategorycznej odpowiedzi. Przede wszystkim wszystko zależy od naszego gustu i oczekiwań. Są ludzie, którym wystarczają słuchawki za 80-100zł, lub najzwyczajniej w świecie nie chcą wydawać więcej. Są też osoby, które na głośniki przeznaczają maksymalnie 200-300zł i siedzą na karcie zintegrowanej na płycie głównej komputera. I wszyscy oni mają do tego prawo. Tymczasem po drugiej stronie znajdują się osoby wydające parę tysięcy złotych na sam tor słuchawkowy, nie mówiąc o kolumnowym. Wszyscy mogą mówić „jestem w pełni zadowolony ze swojego sprzętu”, gdzie jakościowo dzieli je de facto przepaść liczona w latach świetlnych.

Gdyby jednak spróbować odpowiedzieć sobie na to pytanie, to w słuchawkach dokanałowych byłoby to ok. 500zł, zaś wokółusznych – 700-1200zł. Oczywiście jeśli założymy, że szukamy sprzętu markowego, sprawdzonego, nowego i pod postacią samych słuchawek (czyli bez urządzeń towarzyszących). W zakresie sprzętu używanego zapewne udałoby się jeszcze trochę z podanych kwot przykroić, ale tak bym osobiście widział sprzęt posiadający wszystkie cechy będące w stanie złożyć się na całościowe stwierdzenie „jestem zadowolony”.

W przypadku kolumn sprawa mocno się komplikuje, ponieważ porządne kolumny (nowe) zaczynają się od 3-4 tys. zł i to również za same jednostki, bez okablowania i sprzętu niezbędnego do ich poprawnej pracy. Tu jednak znacznie bardziej rozbudowany jest rynek wtórny i trafić można czasami na świetne okazje pod postacią modeli z dawnych lat, które wtedy były uważane za wysokie pozycje w światku audio. Niestety wizualnie potrafią martwić, ale technicznie nadal prezentują się całkiem dobrze, z kolei w brzmieniu – fenomenalnie. Za przykład niech służą chociażby pewien czas temu opisywane KEF Q80, które nie są kolumnami ani popularnymi w ramach sprzętu vintage, ani o specjalnej urodzie, ani też zakupione egzemplarze nie zdradzały specjalnej troski o nie ze strony poprzednich właścicieli. Tymczasem ich cena wraz z osprzętem i okablowaniem wyniosła mniej niż nowe Sennheisery HD600, które wskazywałbym jako przykład rozsądnie jeszcze wycenianych słuchawek „na całe życie”. Tyle że w tej cenie mam całkowicie działający system, do którego potrzebny jest już tylko DAC, podczas gdy do Sennheiserów trzeba kupić jeszcze odpowiednie źródło wraz ze wzmacniaczem słuchawkowym, który będzie dopasowany do tegoż modelu i nie będzie to pierwszy lepszy chińczyk za grosze, z którym HD600 zagrają, ale nie będą urzekać. KEFy zaś urzekają, mają w sobie klimat dawnych lat i starą szkołę KEFa operującą na plastycznej średnicy o bezpośrednim formacie. Dało się, choć zdaję sobie sprawę, że przytaczanie tego przykładu nie rozwiązuje problemu i nie udowadnia wszystkiego.

 

Synergiczność i koszty toru
Nabycie sprzętu poprawnego pod względem technologii to jedno, ale dającego przyjemność z odsłuchu – to już zupełnie inna bajka. Można zakupić Sennheisery HD800 z jakimś wzmacniaczem i DACiem lub wyższe modele STAXa + wyższej klasy DAC, ale cena takich zestawów będzie bardzo wysoka i w tym pierwszym przypadku zupełnie pozbawiona gwarancji, że brzmienie tonalnie się spodoba i że nie można było trafić lepiej (o zestaw STAXa, ze względu na dedykowane energizery, byłbym całkiem spokojny). To zupełnie inna i moim zdaniem dosyć dojrzała perspektywa patrzenia na sprzęt audio, doceniający wartość muzyczną, a nie sprzętową urządzeń, bez względu na to, czy to sprzęt nowy, czy też używany.

Z tym że osobiście uskuteczniam jeszcze jedną perspektywę, która nawiązuje do poprzedniego akapitu z klasyfikacją sprzętu pod względem poprawności. Jeśli bowiem do wydania miałbym załóżmy 10 tysięcy złotych na jeden tor (bez źródła) do wyboru:
– panele elektrostatyczne (same kolumny)
– mniej lub bardziej konwencjonalne kolumny stereo + końcówka mocy lub wzmacniacz zintegrowany
– dynamiczny zestaw słuchawkowy (słuchawki + wzmacniacz)
– elektrostatyczny zestaw słuchawkowy (słuchawki + energizer)
– oraz ortodynamiczny zestaw (słuchawki + wzmacniacz)
to wybór mój padłby na kolumny i dopiero, gdybym nie mógł ich rozstawić, zastanawiałbym się nad zestawem słuchawkowym (najpewniej elektrostatycznym). Pytanie czemu? Bo w identycznej cenie każdego z wymienionych zestawów uzyskam na kolumnach największy rozmach, skalę, holografię, scenę i efektowność brzmienia, a więc wszystko to, co sprowadza się do wyciągania z muzyki drzemiących w niej emocji.

Brzmi to jak deklaracja, że jednak kolumny są bezwzględnie lepsze od słuchawek, ale przy takiej cenie niestety taka jest na ogół prawda. Słuchawki są sprzętem w wielu sytuacjach czulszym od kolumn i tam detale potrafią urosnąć do rangi cech decydujących o być albo nie być danej pary w naszym systemie odsłuchowym. Czuły sprzęt śrubuje również wymagania podle pozostałych elementów, a więc wzmacniaczy, przedwzmacniaczy, DACów, nawet okablowania. Kolumny zostawiają tutaj troszkę więcej tolerancji na ból, jeśli takowy miałby się tu pojawić, a także wytrzymają próbę czasu lepiej, niż ciągle noszone i używane słuchawki. Bez względu jednak na te cechy, to wciąż ich skala, a więc to, na co zwracałem na początku uwagę, jest czynnikiem w moim całkowicie subiektywnym odczuciu decydującym.

Jak to się więc przekłada na wspomnianą jeszcze wyżej perspektywę? Ano tak, że mimowolnie kalkuluje się bezwzględną jakość dźwięku systemu słuchawkowego i klasę uzyskiwanego brzmienia, na jakość i klasę systemu kolumnowego, który na ogół uchodzi za droższy. Jeśli więc w tej samej cenie mogę nabyć zestaw kolumnowy, który wiem, że będzie od danego zestawu słuchawkowego lepszy, to wstrzymuję jakiekolwiek decyzje o zakupie tego drugiego i szukam czegoś, co da mi albo podobny pułap za takie same pieniądze, albo najlepiej wciąż zbliżony, ale za znacznie mniej, dopiero wtedy ma to dla mnie sens.

Takie podejście jest jednak wysoce subiektywne – podkreślam to po raz kolejny. A podkreślam dlatego, że przez lata to właśnie systemy słuchawkowe uznawałem za najlepszy i najbardziej elastyczny sprzęt, świetnie dopasowany do mojego trybu życia. Cóż, ludzie jak widać zawsze mogą się zmienić, ale wciąż mimo wszystko ich używam i cenię bardzo wysoko. Są też ludzie, a czego mam doskonałą świadomość, którzy całe swoje życie poświęcili na zgłębianie różnorodnych torów dynamicznych, elektrostatycznych, kochają to, kochają swoje słuchawki, także chociażby z szacunku i uznania dla nich nie odważę się powiedzieć złego słowa na kogoś, kto w identycznej, jak przedstawiona wyżej sytuacja z zestawami kosztującymi tyle samo, zdecydowaliby inaczej niż ja.

 

Kwestie reprezentacyjne
Na swój sposób jest to trochę kretyński aspekt, ale mimo to wart poruszenia na sam koniec naszych rozważań. Obecnie bowiem rozpatruje się coraz częściej kolumny jako meble. Tak, kolumna głośnikowa została przeczołgana do roli mebla, ma ładnie wyglądać w salonie, brzmienie wg niektórych schodzi na dalszy wtedy plan.

 

 

Czasami do takiej samej roli sprowadza się słuchawki, choć tam widok kabli, którego nie da się uniknąć bez użycia technologii bezprzewodowych, jest jakoby wpisany w rejestr z definicji. Tu ponownie kłania się to, co pisałem w akapicie wyżej i co sam staram się postulować: sprzęt niech wygląda ładnie i jest zadbany, ale bez przesady. Przede wszystkim ma grać i to porządnie. Przez dłuższy czas używałem końcówki mocy Yamahy, która wyglądała miejscami jak po zderzeniu z tramwajem (zwłaszcza na górnej pokrywie), ale raz, że jest to standard w przypadku sprzętu używanego nabywanego za grosze z portali aukcyjnych, dwa że najważniejszą cechą był stan elektroniki w środku, a ten okazał się perfekcyjny mimo upływu lat. To zaś przełożyło się na to, że stan górnej pokrywy po pierwszych dźwiękach z tejże końcówki mocy się wyłaniających, przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Znacznie bardziej nieszczęśliwym bym był, gdyby działo się na odwrót – sprzęt wyglądałby ładnie, a jeśli by grał, to bardziej na nerwach. Tyle więc w kwestiach reprezentacyjnych.

 

Podsumowanie
Na tym etapie pozostaje mi mieć nadzieję, że wypisana wyżej garść przemyśleń, być może trochę chaotyczna, pozwoli osobom zastanawiającym się nad „zaszufladkowaniem się” na stałe w jakimś rozwiązaniu i zdobywaniu w ramach niego swojego doświadczenia, podjąć bardziej właściwszą wobec siebie samych decyzję i być może uniknąć niepotrzebnych rozczarowań, maksymalizując tym samym poczucie spełnienia i przyjemności płynącej z odsłuchów audio. Każde rozwiązanie ma bowiem swoje wady i zalety i tylko od nas ostatecznie zależy, które przeważy, a które nie.

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.