Kali HP-1, będące produkowanymi przez Kali Audio słuchawkami wireless, to kompletna nowość i jednocześnie premiera na moim blogu. Nigdy jeszcze słuchawki, albo jakikolwiek produkt, nie trafił w moje ręce. Jest to jedna z kilku premier, jakie ostatnio mają tu miejsce, a z czego bardzo się cieszę. Mogę bowiem przedstawić Wam całkiem ciekawe, a może nawet warte zakupu, produkty jeszcze przed Świętami. Czy Kali Audio HP-1 zakwalifikują się na miejscówkę pod choinką? Zmierzmy i zobaczmy.
Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Kali Audio za pośrednictwem firmy ESS Audio z Łomianek, która podesłała niniejszy sprzęt celem wykonania rzeczywistych testów użytkowych i pomiarów. Jest to tym samym ekspertyza niezależna.
Jakość wykonania i konstrukcja Kali HP-1
Konstrukcja jest lekka i o dziwo w miarę wygodna. Aż pomyślałem, że być może to słuchawki przewodowe? Ale nie, to model bezprzewodowy.
Lekkość konstrukcji ma tu swoje plusy, bo słuchawki są całkiem wygodne. Choć nie są to duże nauszniki, a co widać również po zakresie regulacji, to typowy model przenośny.
Wykonanie na pierwszy rzut oka jest w porządku, choć w dotyku wydają się „typowe”. Oznaczenia są bardzo wyraźne, ale sprawiają wrażenie podatnych na wycieranie się. Plastik dobrej jakości, ale krawędzie są nieobrobione, po wewnętrznej krawędzi ostre w dotyku.
Novum jest wybicie informacji o produkcie na wewnętrznej części obicia pałąka. To również może się zetrzeć od używania.
Lewa muszla to port ładowania USB-C (do 40 godzin pracy na baterii) oraz przełącznik BT-ANC. Prawa strona to sterowanie, włącznik (sterujący także DSP – o tym za moment) oraz port jack 3,5 mm. O nim również powiem nieco więcej za moment.
W rękach nic tu specjalnie nie klekocze, a w zestawie mamy komplet kabelków, przelotkę na duży jack i duże etui. Jest ono twarde, nie jest to woreczek, a co też należy zaliczyć na plus.
Dziwne trochę jest, że mechanizm wysuwania nie składa się do końca. Tu również myślałem, że coś jest nie tak, ale ilustracja na pudełku wyjaśniła wszystko.
Ogólne wrażenia mam jednak dobre. Słuchawki mają wzmocnienia tam, gdzie trzeba, jest tu kilka ściętych zakrętów, ale całość działa i ma się dobrze.
A tak, na koniec jeszcze jedna uwaga – lektor, który brzmi jakby zaraz miał zejść na naszych oczach. Na szczęście nie ma klasycznego „Di diwajs iz dizkoniektyd” sprawiającego, że czułbym się jak w barze z sushi jako jedna z pozycji w karcie dań.
Jakość dźwięku Kali HP-1
Spodziewałem się tutaj dostać „tanie chińskie słuchawki”, z efektem pudełka, pokręconą barwą, plastikowymi kubkami po kawie i innymi smakowitościami. Takimi, których nie powstydziłby się żaden audiofilski recenzent z włoskimi korzeniami. Szczerze bowiem podziwiam ich umiejętność nawijania makaronu na uszy potencjalnym klientom. A nie sądzę, aby wynieśli to ze szkoły gastronomicznej.
W każdym razie, pierwsze założenie słuchawek nie skończyło się w żadnym wypadku katastrofą. Wręcz przeciwnie. Mówię do siebie: „ej, nawet fajnie to gra”. Biorę pudełko w rękę i oglądam, czy aby nie ma tam fabrycznego wykresu pasma przenoszenia, ale nie. Znalazłem za to objaśnienie, że słuchawki mają 3 tryby pracy DSP. Czyli takie proste, pokładowe EQ:
- Studio (domyślne, niebieska dioda),
- Consumer (biała dioda),
- Bass Heavy (czerwona dioda).
Zacząłem żonglować nimi i robiło się coraz lepiej. Wyłączyłem też ANC i dźwięk jeszcze bardziej się zmienił. Co ciekawe – na lepsze. Tak bardzo mi to podchodzi, że praktycznie nie pracowałem już w ogóle na ANC, a trzymając się głównie dwóch pierwszych trybów.
Tryb bezprzewodowy – Studio
Na starcie tryb Bass Heavy można sobie darować. Nie podbija on basu, a jedynie obniża pozostałe zakresy, licząc na to, że podkręcimy sobie głośność sami.
Znacznie ciekawsze były Studio i Consumer.
Tryb Studio to równe i czytelne granie, mające w sobie zarówno odpowiednią dozę liniowości, jak i bardzo fajne zejście basu. Jest ono obecne praktycznie w każdym trybie, więc tym bardziej nie wiem po co zaimplementowano tu tryb Bass Heavy. Jest to o tyle fajne strojenie, że pozwala na czytelne i cichsze słuchanie (u mnie: 64 dB SPL) bardzo różnych treści. Dla mnie osobiście mogłoby mniej troszkę podkreślać część sopranową, ale uwzględniam tu swoje uszy i ich nadczułość.
W bezpośrednim porównaniu nie pokonały co prawda moich zmodyfikowanych CASE, których sam najczęściej używam we własnym domowym studiu. Ale też i podczas większości recenzji, które dla Was piszę. CASE dają mocniejszy pazur na wyższym sopranie, ale nie to jest elementem pokonującym Kali HP-1. Tym czymś jest immersja. Słuchawki znacznie bardziej wciągają i otaczają dźwiękiem, co przy słuchawkach za tak śmieszne pieniądze jest czymś nie do pomyślenia. W tym samym czasie Kali HP-1 oferują brzmienie bardziej portretowe, konwencjonalne. Poprawne, słuszne, ale nie ma w sobie tego „funu”. Do pracy jednak wystarczające w zupełności.
Nie udało im się też do końca przebić ATH-AD500 (starsze, nie X). Mam trochę opory, aby te słuchawki tu przytaczać, gdyż są na współczesnych padach ATH. Nie wiem więc jak by się to miało do ich starej, pierwotnej formy. Mają jednak od AD500 lepszy bas, a co jest myślę tu oczywistą pochodną ich konstrukcji. Fundamentalnie jest to jednak odmienny charakter słuchawek – dwie różne konstrukcje.
Finalnie całkiem blisko wypadły natomiast względem Hi-X60, które w zastosowaniach kontrolnych nadal pozostają w mojej ścisłej czołówce (po modyfikacjach akustycznych).
Tryb bezprzewodowy – Consumer
Najbardziej efektowny (i efektywny) dla mnie osobiście był tryb Consumer. Po jego włączeniu, słuchawki upodabniają się mocno do Sennheiserów HD 58X, ew. do moich zmodyfikowanych AD900X. Mając jakieś tam pojęcie o akustyce, umiem pobawić się drobnymi modyfikacjami i dampingiem tak, aby ze słuchawek mimo wszystko coś wyciągnąć. Toteż wiele moich modeli jest zmodyfikowanych pod kątem albo mojej ergonomii, albo akustyki.
Kali HP-1 w trybie Consumer ma więc nie lada wyzwanie, ale wychodzi z niego naprawdę dobrze. Względem Studio to trochę jakby łączyć w sobie dawne AKG K270 Studio i Playback, a przynajmniej w zakresie podziału zastosowań. Nadal ten fajny, schodzący nisko bas, który jest delikatnie mocniejszy i bardziej pulchny. Wokal, który nabiera większej masywności, przez co wydaje się pełniejszy. No i sopran, który przez swoje wygładzenie mniej przekazuje nam informacji, ale bardziej skupia na barwie i pięknie dźwięku. W tym wszystkim jest jeszcze scena, która także zyskuje i robi się bardziej kompletna, choć nadal konwencjonalna, że tak to ujmę.
Z tej perspektywy Kali HP-1 spodobały mi się przyznam najbardziej. Słuchałem ich tak najdłużej, były najprzyjemniejsze, sprawiały najwięcej radości i pozwalały cieszyć się muzyką. Nie myśli się tutaj o konstrukcji utworu, o masteringu, tylko o ładunku emocji, jaki muzyka w sobie przenosi. Jest tu dosłownie o malutką kapkę cieplej, niż uznałbym to na słuch za ten „złoty punkt”. Niemniej, jeśli do porównań wyciągałem m.in. Moondrop Cosmo, to znaczy, że jest naprawdę nieźle. Oczywiście Cosmo to zupełnie inna liga, więcej mikrodetalu i powietrza, ale zdumiewająco podobna i równie naturalna barwa.
Uważam, że ten tryb absolutnie ratuje te słuchawki w ramach swojej ceny. Być może też z powodu, że HD 58X również bardzo mi podchodzą, zwłaszcza wieczorami.
Zmiany po włączeniu ANC
Ogromna szkoda, że w Kali HP-1 położono kompletnie temat ANC. Nie od strony skuteczności, a przełożenia na dźwięk. Nie jest to bowiem pierwszy model słuchawek, w którym system ANC wprowadzał na ogół niepożądane modulacje w dźwięku. W efekcie, praktycznie zawsze siedziałem w nich w trybie zwykłego BT. Ale wiecie co? Paradoksalnie świetnie im to pasowało.
Tryb ANC nie był specjalnie skuteczny i przyznam, że chyba nawet u mnie w S300BT już było w tym temacie lepiej. Za to modulowania dźwięku i zniekształcania całego dobra jakie z HP-1 otrzymywałem, nie mogłem przełknąć.
Dlatego od samego początku widziały mi się te słuchawki jako idealny model domowy wireless. Taki, który stawia maksymalnie na przyjemność słuchania muzyki, a niekoniecznie na izolację aktywną. Ta pasywna zresztą i tak wystarczała do wyciszenia czy to cicho chodzącego PC, czy dwóch filtrów powietrza.
Co robi tryb ANC? „Uśmiecha” każdy z trybów. Wypłaszcza, podnosi górę. I tu też ciekawostka – tylko w trybie Consumer dawało to bardzo ciekawe efekty. Wręcz było swoistym złotym środkiem pośród morza zmian, których nikt się nie spodziewał i o które nikt nie prosił.
Tak więc w moim odczuciu tryb ANC – poza ustawieniem Consumer – można sobie tu odpuścić w słuchaniu muzyki. Bardziej traktowałbym to jako funkcję pomocniczą, sytuacyjną. Trochę tak, jak w moich Haylou, gdzie aktywowanie ANC powoduje pojawienie się niskiego basu, ale z przesunięciem na jeden kanał. Skutek uboczny chińskiej QC. Tu takich rzeczy nie ma, choć też nie do końca. Ale o tym za moment.
ANC ma dla mnie jednak jedną, katastrofalną wadę. Jakiekolwiek stukanie w muszle albo ich nacisk powoduje „dławienie się” przetworników. Ot kłaniają się analogie do starych Audeze Sine, które miały identyczny problem.
Na koniec taka ciekawostka – w trybie ANC szum tła wyszedł pomiarowo gorszy niż w trybie czysto bezprzewodowym (-90 vs -88 dB).
Tryb analogowy
On również został potraktowany po macoszemu. Ale nie w tym kontekście, w jakim miało to miejsce np. przy Sony WH-1000XM5 czy XM6. Bardziej mamy tu analogię do Audeze Mobius albo Edifier STAX Spirit. Tak, słuchawki muszą być włączone, aby tryb analogowy zadziałał.
Plusem jest to, że mamy wówczas możliwość stosowania Kali HP-1 wszędzie tam, gdzie Bluetooth jest problematyczny lub niedostępny. Dźwięk nam się również nie zmienia względem tego, co mamy bezprzewodowo.
Minus? Dość oczywisty – drenujemy baterię. Bateria zdechnie? Bujaj się użytkowniku, nie ma słuchania. Ładuj i czekaj. A godzin pracy mamy tylko 40. Choć to i tak przyzwoity nadal wynik.
Mogę się tylko domyślać, że producent chciał uniknąć blamażu ukazania nam jak realnie grają te przetworniki. Bo to, że w grę wchodzi tu DSP, nie ulega chyba żadnej wątpliwości.
Wymiar techniczny Kali HP-1
W takich słuchawkach jakość egzemplarzy to niestety zawsze loteria (QC, pady, wrażliwość na anatomię itd.). W tym jest nie inaczej. Podczas odsłuchów wyczuwałem delikatne przesunięcie balansu kanałów na prawo. Pomagało dociśnięcie mocniej lewej strony do głowy. I rzeczywiście, w pomiarze okazało się, że w paru miejscach dominuje właśnie prawy kanał.
Na szczęście balans kanałów nie rzucał mi się tak w uszy i bardzo rzadko przykuwał moją uwagę. Po dociśnięciu lewej strony – już w ogóle. Aczkolwiek czułem trochę dysproporcję nacisku na głowę.
Czystość? W trybie wireless nie ma dramatu, choć wyniki są dość przeciętne. Średnio jesteśmy na pułapie poniżej 0,5% do 1% THD+N. W punkcie pomiarowym 1 kHz mamy -50 dB THD+N, zaś najgorzej jest w 1,5 kHz (-36,6 dB), osiągając 1,5%. W trybie ANC jest natomiast sieczka. Bas wywala nam powyżej 2%, a sporą część sopranu powyżej 1%. Nie są to więc królowe czystości, a co tylko potwierdza, że ANC to bardziej dodatek sytuacyjny. Być może producent liczy na to, że hałas z otoczenia i tak będzie nam dostatecznie psuł odbiór muzyki, więc niespecjalnie się starał.
Powiem tak – nie jest to poziom słuchawek za 835 zł. Za to samo rugałem Sony, muszę więc dla równego rachunku zrugać Kali. Da się tego słuchać bez problemu i myślę, że większość z Was nawet nie zwróciłaby na to uwagi, gdybym tego nie zmierzył. To jest niestety zaleta i wada pomiarów w audio. To, co z nich wyjdzie, to z tym już musimy potem żyć. Jak wyjdzie super, to super. Jak wyjdzie gorzej, to cóż…
Dlatego też rekomenduję trzymać się zwykłego trybu wireless – jest najczystszy i po prostu najlepszy. Podczas słuchania muzyki nie zwracałem uwagi specjalnie na nic z tego co opisałem. Ale już w trybie ANC te 2% spokojnie dawało się usłyszeć.
Opłacalność i (znana mi) konkurencja
Tu robi się dosyć ciekawie. Moje pierwsze odczucia były takie, że Kali HP-1 uznałem za słuchawki zbyt drogie względem np. jakości wykonania. Nie są wykończone jak produkt z klasy słuchawkowego premium, a w taką półkę przy 835 zł próbują celować. Za najpoważniejszego konkurenta uznałem swoje ATH-S300BT.
Nie bez powodu jednak w opisie dźwięku nie wspominałem o słuchawkach wireless, tylko porównania wykonałem do modeli pełnowymiarowych konwencjonalnych. Po prostu nie umiem przytoczyć słuchawek grających w taki sposób i o takiej elastyczności. Wiele osób pytało mnie zresztą o cieplejszą alternatywę właśnie w deseń HD 58X, może HD 650. Do tej pory odsyłałem je w stronę właśnie ATH-S300BT, ale z zastrzeżeniem, że to coś w stylu A990Z. Czyli nie do końca.
Teoretycznie sporo analogii można byłoby znaleźć w Teufel Real Blue PRO, ale to słuchawki droższe. Są też NAD Viso HP70, ale te z kolei są chyba już od lat nieprodukowane. Natomiast Kali HP-1 są tu i teraz, gotowe do wzięcia i zweryfikowane. Do tego łączące w sobie kilka brzmień i zastosowań. Choć nie są to słuchawki bardzo dobre w czymś jednym, jako ogół są przynajmniej dobre w większości zastosowań.
To też sprawiło, że ostatecznie zmieniłem trochę surowość swojej oceny. Jedyna bowiem alternatywa, jaka przychodzi mi do głowy, to wzięcie jakichś słuchawek i skakanie wokół nich w EQ. Próbowałem tej sztuki z Soundcore Space One Pro, ale nie byłem w stanie ustawić ich tak, ażeby grały identycznie, co Kali HP-1. Po prostu wyżej wała z nimi nie podskoczę, że tak się kolokwialnie wyrażę.
Skoro więc nie mam żadnych dla nich alternatyw, nie potrafię wskazać czegoś, co w ich mocnych stronach je jednoznacznie przebije, to i nie mam podstaw by je skreślać. A gdyby dałoby się je dorwać w jakiejś promce, np. 650 zł, to już byłoby serio super.
Podsumowanie
Kali HP-1 okazały się bardzo ciekawym modelem, zwłaszcza jeśli patrzymy na nie przez pryzmat ich największych atutów. Pracowałem w nich bardzo długo i myślę, że tam, gdzie mi zapunktowały, rzeczywiście mają szansę się sprawdzić. Z tego powodu premierę można uznać za całkiem udaną
Jeśli patrzeć natomiast po całokształcie, oczywiście mogłoby być lepiej. W paru miejscach ścinają zakręty nieco bardziej, niż wskazywałaby na to ich cena. Tak naprawdę ostatecznie ratuje je lekka konstrukcja, całkiem fajne możliwości wynikające z wbudowanego DSP, ale przede wszystkim tryb Consumer. To on jest tu swoistym asem w rękawie, który powoduje, że mamy tu tak naprawdę HD 58X w wersji wireless. A takich słuchawek na rynku jest bardzo mało. Poza droższymi od nich Teufel Real Blue PRO i może NAD Viso HP70, nie jestem w stanie przypomnieć sobie tak dokładnie strojonego modelu.
Atuty więc, mimo pewnych niedociągnięć i lekkiej loterii jakościowej, też uczciwie trzeba im przyznać. Tym bardziej, że przesiedziałem w nich bardzo dużo czasu w trybie Consumer bez ANC, słuchając dowolnej muzyki, oglądając filmy, relacje, wywiady… Słowem, całkowicie normalne słuchawki o których się nie myśli, tylko skupia na dźwięku, a nie tym jak błędnie jest on odtwarzany. Nie przeszkadzał mi ani brak wysokowydajnych kodeków, ani nawet brak opcji multi-pairingu, choć często z niego korzystam. Noga pod stołem sama chodziła w rytm muzyki.
Dlatego też rzutem na taśmę słuchawki te kwalifikują się na rekomendację jako niemęczące „domowe” wirelessy z gatunku tych przyjemniejszych i uniwersalnych. Jeśli szukamy solidnego ANC pokroju Sony WH-1000XM, multi-pairingu, zaawansowanych funkcji i aplikacji, to nie tutaj. Ale w domowych warunkach do słuchania po prostu bez kabla, takie „bezprzewodowe HD 58X” naprawdę miło mogą zaskoczyć.

Sprzęt można zakupić na dzień pisania i publikacji recenzji w cenie 835 zł w naszych krajowych sklepach audio. (sprawdź najniższą aktualnie cenę i dostępność)
Dane techniczne
Specyfikacja pochodzi z jednego ze sklepów:
- Typ: Bezprzewodowy/Przewodowy
- Konstrukcja: Zamknięta
- Styl dopasowania: Nauszny (wokół ucha)
- Rozmiar przetwornika: 40 mm
- Tłumienie hałasu: Aktywna redukcja szumów
- Pasmo przenoszenia 18 Hz – 22 kHz
- Łączność:
- Bluetooth (AAC, SBC)
- Wtyczka stereo 3,5 mm
- USB-C do ładowania
- Elementy sterujące: Przyciski sterujące
- Wbudowany mikrofon: Tak
- Zasilanie: Akumulator litowo-jonowy
- Żywotność baterii: ponad 40 godzin
- Składane: Tak
- Kolor: Czarny
- Etui do przenoszenia Tak
- Wymienne Nauszniki: Tak
- Waga: 150 g)
- Wysokość: 19,7 cm
- Szerokość (najszerszy punkt pałąka) 16,5 cm
- Głębokość (nausznik) 8,9 cm
- W zestawie
- Słuchawki HP-1
- Kabel USB-C do ładowania
- Kabel 3,5 mm
- Adapter słuchawkowy 3,5 mm do ¼ cala
Dane pomiarowe
Wszystkie trzy tryby dźwiękowe + zmiany od ANC wprowadzane w trybie Consumer:
Platforma testowa
Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.
- DAC/ADC/AMP: Motu M4, Tempotec Sonata BHD Pro, AF HA500, AF DA500, Loxjie D40 Pro
- Nadajniki Bluetooth: Asus BT400, Asus PCE-AX58BT, RealMe 9Pro+
- Słuchawki testowe pełnowymiarowe: Audio-Technica ATH-AD500 i ATH-S300BT, Creative Aurvana SE (zmodyfikowane), Sennheiser HD 58X
- Słuchawki testowe typu IEM: KZ ZVX, Sony MH1
- Monitory odsłuchowe: M-Audio Forty Sixty
- Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli Audionum
- Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
- Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.
Serdeczne podziękowania dla firmy ESS Audio za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów























835 zł to poziom ostatnich cen bowers PX7 s2e, czy też Sen Momentum 4 – mam wrażenie graniczące z pewnością że w tym budżecie będzie to zdecydowanie lepszy wybór. Recenzja mocno pachnie pozytywnym sponsoringiem.
Pan ma wrażenia i swoje odczucia, a ja mam pomiary czyli fakty i liczby. A z nich wychodzi mi że to kompletnie odmienne brzmieniowo słuchawki celowane do innego typu użytkownika:
https://audiofanatyk.pl/bowers-wilkins-px7-s2e-recenzja-sluchawek-wireless/
Momentum 4 natomiast nie testowałem – jeśli je pan posiada, proszę podesłać. Zmierzymy, sprawdzimy, porównamy co lepsze. 😉
„ Tak bardzo mi to podchodzić, że praktycznie nie pracowałem już w ogóle na ANC, a trzymając się głównie dwóch pierwszych trybów.”
„Podchodzić”? Chyba literówka się wkradła.
Dziękować. Już poprawić.