Chyba nie zdarzyło się jeszcze, żebym na testy otrzymał nowe słuchawki marki HIFIMAN. Dawniej miałem nawet takową propozycję ze strony jednego ze sklepów, być może nawet ówczesnego dystrybutora, ale jak to bywa przy dosyć częstych i gwałtownych zmianach na tym polu, temat ucichł. Było to lata temu i zapewne motorem napędowym stała się moja krytyka jakości wykonania produktów tej marki, skądinąd potwierdzoną przez samych użytkowników. Nie zmienia to faktu, że wciąż można je traktować jako zdawałoby się opłacalną inwestycję, która kusi wizją dostania niczym jak u KOSSa: tak wiele za tak niewiele. No cóż, Susvary czy inne cuda troszkę burzą ten obraz, ale nie można odmówić HFM, że mają w swojej ofercie słuchawki tanie i dobre. Dawniej HE300, potem Sundary, a dziś być może kandydatem do takiego miana będą użyczone na testy przez jednego z czytelników Edition XS, za co bardzo serdecznie dziękuję.
Dane techniczne
- Typ: wokółuszne
- Przetworniki: magnetostatyczne
- Konstrukcja: otwarta
- Pasmo przenoszenia: 8Hz-50kHz
- Impedancja: 18 Ohm
- Skuteczność: 92 dB
- Złącze słuchawkowe: 3.5 mm
- Waga słuchawek: 405g
- Cena:
– katalogowo: 2895 zł
– na dzień pisania recenzji: 1700 zł (sprawdź najniższą cenę i dostępność)
Jakość wykonania i wyposażenie
Słuchawki przyszły tylko z jednym kablem i w takim oto pudełku. Być może to wersja Refurbished, a być może jest to oznaczenie Rezerwacji. Nie wiem, nie pytałem, może dzięki temu lepiej sypiam.
HIFIMANy wykonane są po hajfimenowemu, a więc nic się nie zmieniło na przestrzeni lat. Praktycznie te same elementy znajdują po raz tysięczny swoje zastosowanie i jest to generalnie podobna strategia, co u Audio-Techniki. Tam również miała miejsce pewna kontrowersja związana z wykorzystaniem w serii AD tych samych części. Uzasadniałem to wówczas ich dostępnością i potencjalną łatwością naprawy.
U HFM temat ten jest jeszcze bardziej aktualny i logiczny, ponieważ producent mam wrażenie niespecjalnie zasłynął z jakości i trwałości wykonania swoich produktów, często zrównując ze sobą zarówno modele budżetowe, jak i premium. Tym bardziej więc zastosowanie części współdzielonych ma swoje zarówno konsekwencje, jak i logiczne (i ekonomiczne) uzasadnienie.
Tu zaś mam drugie wrażenie, że o takich rzeczach w recenzjach się na ogół nie pisze. A jednak uważam, że nawet nie można, a trzeba o tym pisać, ponieważ osoby czytające niniejszy tekst, być może podejmują śmiałe i kosztowne dla nich decyzje zakupowe. Pierwsze magnetostaty, wejście w słuchawki klasy wyższej… to nie są zakupy podyktowane chwilą i na jeden sezon.
Tak więc warto mieć na taki sprzęt trochę dalszą perspektywę. Zawsze. Kupujemy słuchawki za grubszy pieniądz, bo 1700 zł. Niektórzy muszą długo odkładać, aby sobie na taki model pozwolić, a robią to z miłości do muzyki i chęci obcowania z porządną jakością swoich ulubionych nagrań. Muszą mieć więc pogląd na to, czy nie zostaną się z kapryśnym, awaryjnym modelem, który co rusz trzeba będzie naprawiać, a na pewnym etapie może wprost remontować od podstaw.
To też mówiąc, podczas testów nic nie odpadło, nic się nie ukręciło, więc tyle, ile mogłem ustalić w dosłownie kilka dni, bo na tyle użyczono mi słuchawki, znajduje się w recenzji. Muszle jak widzę zastosowano ciągle te same, pochodzące najpewniej z Edition X. Pady to cały czas te same tekstylne hybrydy, które HFM stosuje od lat. Drivery – o nich powiem za moment drogą śledztwa pomiarowego. Pałąk – tutaj nowość, przynajmniej dla mnie, pochodząca z przynajmniej kilku innych modeli, ale bez opaski, co w teorii rozwiązuje dwa problemy:
- luzujący się po czasie mechanizm regulacji,
- zrywającą się opaskę nagłowną.
Teraz męczyć się będziemy najwyżej z pękającym plastikiem obejm obicia, jak i zużyciem jego samego na osi czasu. Niemniej tutaj ponownie: nic nie pękło, nic się nie zużyło, może nigdy nie pęknie i nie zużyje. Na słuchawkach widać bardzo drobne, ale zawsze, otarcia na krawędziach widełek muszli. Możliwe że była to sztuka ze zwrotu.
Aby nie było, w żadnym wypadku nie mam tu intencji martwienia posiadacza tych słuchawek, zarówno tego egzemplarza, jak i wszystkich przyszłych użytkowników. Na korzyść napraw przemawiać będzie tu to, co pisałem wyżej: dostępność części i niska cena. Niemniej trzeba mieć świadomość, że wszystko będzie się zużywało i najbardziej w słuchawkach ze wszystkich sprzętów audio. To one bowiem mają kontakt bezpośrednio z naszym ciałem, a więc tarciem mechanicznym, wydzielinami o odczynie kwaśnym, brudem, solą, potem itd. W takiej sytuacji, jeśli producent leci ze swoją ofertą na przysłowiowe „jedno kopyto”, to akurat jest to dobra rzecz. Aczkolwiek wprowadza to specyficzną warstwę logiczną przez którą my – użytkownicy – dokonywać winniśmy zakupów (więcej o tym później).
Pochwalić muszę też okablowanie, które wreszcie przestało być sztywnym pejczem dla masochistów, a normalnym, giętkim przewodem, którego mimo tylko 1,5 m długości aż chce się używać. W zestawie nie było innego kabla.
Co do wygody czy izolacji, ogólnie jest to powtórka z poprzednich iteracji tych słuchawek, czyli dużo miejsca na uszy + zerowa izolacja, aczkolwiek ponarzekać muszę na wygodę w okolicach czaszki i nacisku na głowę. Nowy pałąk jest dosyć mocno obity, przez to zrobił się lekko twardawy i przy niespecjalnym poddawaniu się kształtowi głowy użytkownika, zauważyłem nieprzyjemny, punktowy nacisk na czaszkę.
Osoby które czytały dawniej recenzję Q701 wiedzą doskonale, że AKG i ich „bumpsy” na opasce sprawiały mi ból. W Edition XS jest lepiej, ale powiem tak: jeśli miałbym do wyboru siedzieć w 2x tańszych AD900X, albo nawet prawie 4x tańszych AD500X, to nawet nie ma o czym pisać.
Ale może nie jest to do końca uczciwe porównanie ze względu na spore różnice konstrukcyjne między tymi modelami, toteż rzucę taką sugestię: wielokrotnie bardziej wolę pracować Hi-X60, które są zamknięte (i swoją drogą nawet podobne tonalnie, ale o tym też za moment), niż w Edition XS, które są otwarte.
Przetworniki nie dość, że nie mają żadnego tłumienia w komorze własnej, to jeszcze na dole posiadają niezagospodarowaną przestrzeń, będącą autentyczną dyszą wentylacyjną w lecie. Naturalnie kwestie wygody to bardzo niewdzięczny temat, bo skrajnie indywidualny, ale jest u mnie na ogół tak, że nacisk na skronie, nacisk w okolicach uszu (kompakty lub IEMy z zausznicami) i nacisk na czubek głowy powodują największy dyskomfort.
Tak więc niestety, ale Edition XS są dla mnie średnio wygodne i wolałbym już starą opaskę z poprzednich modeli. Trochę tak samo jak u Audeze, którzy z obić skórzanych przeszli na opaski z perforacją. Od tamtej pory problem z komfortem w okolicach czaszki zniknął.
Jakość dźwięku
Choć na początku byłem sceptycznie nastawiony do tych słuchawek, bardzo szybko okazało się, że mogą być one najlepszym, co spod marki HIFIMAN miałem okazję testować na blogu.
Edition XS można sobie opisać jako słuchawki równe, czyste, z podniesioną obszarowo górą i świetną sceną. Prezentują najlepsze cechy z jakich zapamiętałem niegdyś HE1000 za ułamek ich ówczesnej ceny.
Bas
Jest serwowany równo i bez wybić, z bardzo wyczuwalnym zejściem. Nie jest go ani za dużo, ani za mało, a „w sam raz + zejście”. Tak najkrócej i najdokładniej można go opisać. Mi osobiście bardzo się podobał.
Tony średnie
Średnica jest typową dla HIFIMANa neutralną, szarą eminencją. Rzeczy dzieją się w stanie delikatnego zawieszenia w przestrzeni, podkreślając sceniczne zapędy tych słuchawek. Nie jest to bliskość znana z K1000 czy nawet AD900X, a bardziej coś na wzór wspomnianych HE1000 czy HD800. A więc lekkie wrażenie eteryczności w dźwięku na środku.
Wrażenia sceniczne
Scena i związane z nią wrażenia są bardzo dobre. Zarówno szerokość, głębokość, jak i holografia stoją wysoko. Pod tym względem słuchawki te są obłędne do wszelakich zastosowań operujących na wrażeniach scenicznych i subiektywnym odczuwaniu przestrzeni w słuchawkach.
Tony wysokie
Na sam koniec zostawiłem sobie górę, która jest jasna i rozlana dość szeroko w obrębie dwóch wybić. Jest to typowy HIFIMAN pod tym względem. Wpływa ona na zmodulowanie się barwy w stronę nosowości i wysokości, ale o ile zdarza się przez to Edition XS brzmieć trochę sztucznie, efekt końcowy jest łagodniejszy, niż w bliskich cenowo Sundarach. Zresztą, jedne i drugie są podobnie do siebie strojone.
Czystość
Pod względem czystości jest również zaskakująco dobrze, choć na skrajach trochę się dzieje. Lewy kanał:
- 0,225% dla 100 Hz
- 0,195% dla 1 kHz
- 2,13% dla 3,81 kHz
Prawy kanał:
Ten już niestety wypada gorzej. Wyniki były powtarzalne w 100% (prawy kanał zawsze gorszy na skrajach niż lewy):
- 0,282% dla 100 Hz
- 0,186% dla 1 kHz
- 3,93% dla 3,81 kHz
Sparowanie kanałów
Jest całkiem dobre, ale nierówności w rejonie punktu pomiarowego utrudniają prawidłowe przyrównanie obu kanałów do siebie. Gdyby utrzymywać go bezwzględnie, wykres wyglądałby tak:
Niemniej widać, że są to drivery z jednej parafii. W rzeczywistości słuchawki grają całkiem równo i częściową zasługą jest tu kabel symetryczny, a nie jednostronny. HIFIMAN omija tym samym problem np. Audio-Techniki, Beyerdynamika czy AKG, które stawiając na kable jednostronne często powodują więcej problemów tym zabiegiem niż korzyści.
Responsywność
Edition XS są bardzo responsywne. Choć pierwsze odbicie generuje wychylenie niemalże wprost proporcjonalne do pierwotnego impulsu, membrana bardzo szybko się uspokaja. Odpowiedź impulsowa lewego przetwornika:
Analogicznie odpowiedź dla prawego:
Oba przetworniki zachowują się identycznie, a co wskazuje na prawdopodobnie najbardziej dopracowaną rzecz u tego producenta: strukturę magnetyczną. Również prawdopodobnie, to właśnie ona odpowiada swoją mocą magnetyczną za to, że słuchawki mimo wszystko nie chcą się uspokoić całkowicie i membrana wykazuje się pracą nawet po upływie granicznych 6 ms.
Rezonanse i wygaszanie fali
Nowością, jaką chciałbym przemycić w tej recenzji, jest ciekawostka związana z rezonansami i wygaszeniem się fali akustycznej na osi czasu. Standardowo prezentują to wykresy kaskadowe, jednak osobiście jakoś tak lepiej mi się czyta wykresy progresywne. Inspiracją do zbadania tego aspektu była obserwacja wcześniejsza o sile struktury magnetycznej oddziałującej na membranę.
Wygaszanie fali i rezonanse dla przetwornika lewego:
Ten sam wykres dla przetwornika prawego:
Wykresy te potrafią pokazać w jaki sposób wygasza się fala akustyczna wygenerowana przez słuchawki po odcięciu sygnału. W wykresach CSD, im gładsze mamy zbocza na osi czasu, tym lepiej. W wykresach progresywnych im bardziej chłodniejsze kolorem wykresy są sobie równe i powtarzalne względem cieplejszych barwą, tym lepiej. Generalnie obie formy sprowadzają się myślę do tego samego.
W przypadku HIFIMANów Edition XS, największe rezonanse generowane są w rejonie 50 Hz oraz szeroko między 600 Hz a 10 kHz. Te dwa obszary są nota bene właśnie tymi, które mi osobiście rzuciły się w uszy podczas odsłuchów, jako najbardziej wyraziste. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że to, co widzę na wykresie, jest nie tyle pochodną wcześniejszych obserwacji odnośnie struktury magnetycznej, co wskaźnikiem naturalnych właściwości membrany do produkcji fali akustycznej w tych właśnie rejonach.
Porównania w ramach rodziny kotletów
Żartobliwie będę się o tych słuchawkach wypowiadał w taki sposób, ale mówiąc śmiertelnie poważnie, warto podjąć się trudu umiejscowienia Edition XS w jakimś miejscu w przestrzeni modeli tego producenta.
Nawet uwzględniając poprzednio testowane Arye, tak naprawdę moglibyśmy wszystkie te słuchawki nazwać „Kotlet Edition”. Jeśli zrobimy sobie z tego wykres psychoakustyczny (na ten moment przejdziemy tylko na taką prezentację dla ułatwienia), uzyskamy takie coś:
Widać różnice? Widać. Tak samo jak potężne podobieństwa. Praktycznie wszystko u HIFIMANa kręci się wokół takiego właśnie strojenia. Popatrzmy na pojedynczy przypadek, czyli Edition XS kontra Sundary:
Ciekawostką jest, że Sundary są równiejsze proporcjonalnie względem Edition XS. Mają słabsze podniesienie góry, ale to EXS powiedziałbym, że są bardziej strawne. Wszystko przez nieco bardziej rozlany szczyt w okolicach 6-6,5 kHz. Mimo iż jest go więcej niż w Sundarach, nie jest aż tak punktowy, co może być odebrane przez osoby wrażliwe na sopran korzystnie.
Czyż nie mamy coraz większego wrażenia, że Edition XS to tak naprawdę cały czas ten sam driver, tylko wypośrodkowany między Edition X V2 a Sundarami? Ale i tak jest więcej góry.
Jak widać, Edition XS to cały czas ta sama wariacja na temat poprzednika. HIFIMAN po kolei wprowadza drobne wariacje i modyfikacje w kółko tego samego projektu. Każda zmiana daje „coś” i producent owe „coś” wydaje zawsze jak nowy produkt, który teoretycznie jest lepszy od poprzednika. Teoretycznie.
W praktyce Arye były dla mnie za jasne, ale XS maskują ten fakt tym, że przed ich peakiem jest równie wybity zakres 5 kHz. Ani w Aryach, ani w Edition X, nie był on tak wybity.
Wykresy tego typu pokazują symulowany odbiór słuchawek przez nasz słuch. Choć odbywa się to z pominięciem naturalnych uwarunkowań anatomicznych i rzeczywistego stanu zdrowia/słuchu, możemy na tej bazie stwierdzić, że Edition XS to tak naprawdę Edition X z podbitą górą i trochę dołem, a co samo w sobie jest zwrotem w stronę Sundar:
Nie ma tu więc nic nowego, tylko kolejny etap smażenia kotleta, już całego zwęglonego i nasiąkniętego tłuszczem do tego stopnia, że nawet teoria o przełożeniu przetwornika z Sundar do nowej obudowy i zrobienia z tego teoretycznie nowszego modelu, wydaje się prawdopodobna. Jednakże wg producenta, a co doczytałem na samym końcu tuż przed publikacją recenzji, Edition XS wywodzą się wprost z modelu Edition X. Pomiary w dużej mierze są więc tego potwierdzeniem.
Specyficzna filozofia producenta
Ale żarty na bok. Generalnie jako użytkownicy stajemy już któryś raz przed sytuacją, w której dostajemy n-tą iterację tego samego dźwięku z drobnymi modyfikacjami. Czasami idą one w kierunku złym (Arya), czasami w kierunku trochę lepszym (jak nasze tu obecnie opisywane XS). Sam producent przyznał się dawno temu, że ma już „wysmażone” mnóstwo kotletów o różnym składzie w swojej zamrażarce i co rusz, z zimną konsekwencją oraz wręcz perwersyjną satysfakcją wypuszcza je na rynek.
Taki trochę pozorowany (czy może sztucznie spowolniony) progres jest w rzeczywistości nie brakiem pomysłów i odcinaniem kuponów (jak np. u AKG czy Beyera), a bardzo przemyślaną strategią, w której w naturalnej konsekwencji będzie otrzymanie za parę lat jeszcze czegoś „lepszego” za podobne pieniądze lub mniej.
Dobry przykład to wyżej przytoczone Edition X, na których zdaje się model XS bazuje. Rzuciłem okiem do ich recenzji i ze zdumieniem zobaczyłem, że te słuchawki kosztowały w 2018 roku 6000 zł. W 2024 roku ich następca, który ma znacznie wyraźniej poprowadzone skraje, kosztuje już 1700 zł. Roll-off na skrajach „HEXów” pamiętam do dziś. Tutaj nie ma kompletnie tego efektu. I widać to na pomiarach.
Można zaryzykować tezę, że w takim razie nie opłaca się kupować u tego producenta niczego, bo i tak za jakiś czas dostaniemy to samo lub lepiej za mniej. Można też zaryzykować jeszcze inną tezę i to tutaj bym się zwrócił z największą uwagą: nie opłaca się u HIFIMANa kupować droższych modeli. Tylko tańsze mają sens.
Już tłumaczę z czego może wynikać zasadność takiej tezy.
Pomyślmy logicznie. Jeśli mamy słuchawki za 1700 zł, bazujące na starszym modelu za 6000 zł i mający generalnie wszystkie cechy jeszcze droższego, byłego flagowego, za (jak dobrze kojarzę) 11500 zł, to w tym momencie bardzo dziwnie patrzyłbym na zakupione wtedy HE1000, jako ich potencjalny posiadacz. Nie mówię tu o Shangri-La, bo to już inna technologia driverów i brak „kotleciarstwa” znanego z tańszych modeli.
Kupując u HIFIMANa modele droższe lub wprost flagowe, w dalszej perspektywie stracimy pieniądze, ponieważ kupujemy już w tym momencie stary projekt, który zostanie zastąpiony czymś innym. Skoro powołałem się na HE1000, to ich najnowsza wersja Stealth V3 z 2023 roku kosztuje już 7000 zł. Oryginalną wersję widziałem nawet za prawie 15 tysięcy, czyli ponad dwa razy tyle.
Logicznym byłoby w tym momencie usprawiedliwić sobie takie ceny lepszym wsparciem klienta albo jakością wykonania lub materiałami, prawda? Otóż wszystkie te modele, włącznie z Edition XS za 1700 zł, nie będą się różniły jakością wykonania. Ba, w przeszłości były wykonywane nawet z tych samych elementów. Zaś z perspektywy gwarancji, wszyscy traktowani są tak samo.
Być może należałoby więc patrzeć na to tak, że wszyscy ci, którzy zapłacili kwoty premium w dawnych latach, po prostu mieli ich przyszłe projekty szybciej i mogli już ładnych parę lat temu cieszyć się dźwiękiem na poziomie obecnej ich budżetówki. A pieniądze te przyczyniły się do rozwoju marki w takim właśnie kierunku.
Czemu więc ich budżetówka gra tak dobrze? Czemu nie ma – jak zakładam – stopniowania elementarnej jakości, a zmienia się tylko tonalność i to w tak dziwny sposób? Tutaj jest jeszcze ciekawsza teza. Otóż HIFIMAN – podkreślam: być może – wycenia swoje produkty na słuch. Im „fajniej” słuchawki zagrają, tym drożej je sprzedają. Fabryka wypuści 10 prototypów i następuje selekcja na słuch co zagra „lepiej”, gdzie lepiej może oznaczać przyjemniej, ale nie lepiej pod względem impulsowym, THD, nie ze względu na większy wkład materiałowy. Wszystko jest wykonane tak samo, gra tak samo czysto, ale różni się od siebie jedynie niuansami. I być może to właśnie te niuanse robią finalnie robotę.
Wszystko to są jedynie domysły. HIFIMAN nigdy nie powie – poza wcześniejszymi przebłyskami szczerości – co mu w głowie szumi. A może wyjaśnienie jest jeszcze prostsze? Może po prostu mają już na tyle dużo środków finansowych, że mogą sobie pozwolić na wypuszczanie pseudo-flagowców jako budżetówki? I konsolidację swojego portfolio pod względem jakości dźwięku (THD), bawiąc się tylko samym strojeniem?
Nie mam pojęcia. Ale fajnie jest rzucić na ten temat okiem bardziej chłodnym i pytającym.
Ale dobrze, wracając do tematu. W jakiej to zostawia nas – użytkowników – pozycji względem Edition XS? Bardzo dobrej. Wręcz wyśmienitej. Mamy tu bardzo dobrze wycenione słuchawki, które są znacznie tańsze niż jakiekolwiek Arye albo HE1000 czy inne droższe pozycje tego producenta z linii „kotletowej”. Do tego oferujące całkiem sensowne parametry i równe strojenie. Jest bas, jest średnica, jest super scena i jedynym znakiem zapytania pozostaje sopran, który będąc po jaśniejszej stronie może okazać się albo strzałem w dziesiątkę, albo nieco bardziej zezowato, choć jeszcze nie w okolicach stopy.
Przy takim a nie innym sopranie, warto słuchawki po prostu dampingować, a więc robić im coś podobnego, co uczyniłem niedawno w AD900X już poza ich recenzją. Z tym że tam siłowałem się z konkretnym peakiem, a nie całością sopranu. Taka robota teoretycznie może być tu prostsza w ogarnięciu. Albo prosty obszarowy EQ, albo sprzęt źródłowy który działa jak filtr dolnoprzepustowy, albo najzwyklejsze wkładki akustyczne od AKG czy Beyerdynamica umieszczone od razu w padach, czy nawet same pady o innym profilu mogą sprawić, że ten ostatni znak zapytania również nam zniknie.
Co wtedy dostaniemy? Być może słuchawki, które jakością i strojeniem wcale nie będą odbiegały tak mocno od HE1000 v8 Super Stealth Jet Organic Turbo Magnet. Może będą to słuchawki na lata? Może akurat za te 1700 zł stać nas będzie na podjęcie ryzyka w kontekście awaryjności, która to może okazać się tematem nigdy nie mającym zastosowania wobec naszego egzemplarza, bo wszystko będzie w porządku?
Wiem, że jest to sporo znaków zapytania. Znacznie więcej ich tu miejscami, niż kropek. Ale u tego producenta nie da się inaczej. Tak po prostu jest i albo się to akceptuje, albo nie. Właściciel Edition XS ośmielił się podjąć te ryzyko i rzucił monetą. Ani ja, ani on nie wiemy, co wypadnie. Nie wiemy, czy będzie orzeł, czy reszka. To zaś, co wiemy obaj (dałem mu już oczywiście znać o wynikach testów przed publikacją recenzji), to bardzo duży nominał tejże monety. Bo w momencie rzucania on tą monetę kupił za rozsądna kwotę moim zdaniem. I już na tym etapie jest szansa, że sporo wygrał.
W grze były jeszcze dwie pary słuchawek, z czego jedną z nich były…
Porównanie z AD900X
…czyli bohaterowie niedawnej recenzji, nad którymi się dosyć obficie i pochlebnie rozpisałem. I zrobiłem to z czystym sumieniem na bazie nie tylko pomiarów czy nieziemsko dobrej wygody, ale głównie potencjału. A ponieważ te słuchawki naprawdę bardzo mi się spodobały, uznałem, że rzucenie ich na pożarcie przez Edition XS będzie ciekawym epilogiem także i do ichniej recenzji. Choć nie wiem czy nie będzie z tego pełnego artykułu.
Porównanie to byłoby trochę krzywdzące dla Edition XS, ale nie dlatego, że AD900X mogą liczyć na moją stronniczość, tylko przez fakt, że po prostu nie miałem czasu pobawić się w modowanie XS, a w AD-kach mogłem się na spokojnie nad nimi pochylić.
W efekcie byłoby to tak, że mamy porównanie fabryka vs fabryka, a potem fabryka vs modding. Choć z drugiej strony dla posiadacza AD900X, jest to nadal wartościowe, ponieważ jeśli on może sobie w prosty sposób swoje słuchawki ulepszyć i zyskać powiedzmy poziom zbliżony lub w kategoriach strojenia nawet przyjemniejszy co Edition XS, to czemu nie.
Konfrontacja Edition XS z fabrycznymi AD900X:
Zestawiając ze sobą modele fabryczne, Edition XS miejscami zachowują się wręcz jak „wyprostowana” wersja AD900X, która zyskała równiejszą górę i więcej basu, zachowując przy tym doskonałe właściwości sceniczne. Naturalnie będzie to wersja jaśniejsza od 900X.
W tym, w czym AD900X wygrywają z XS, jest potencjalna bezawaryjność, wygoda, łatwość w napędzeniu oraz opłacalność, choć ta ostatnia rzecz może powodować trochę konsternację. Obie pary bowiem mają wspomnianą opłacalność bardzo wysoką i przy cenie 2x większej dostajemy w istocie sporo rzeczy zrealizowanych lepiej.
Sytuacja ze strojeniem zaczyna odwracać się nieco bardziej na korzyść AD900X dopiero wówczas, gdy wejdziemy w nie z equalizacją albo modyfikacjami. Pracując z 900X już po zakończonej recenzji, udało mi się uzyskać spektakularne efekty korekcyjne za pomocą samych tylko modyfikacji, takich jak delikatne ukształtowanie padów i specjalne wkładki akustyczne, które:
- obniżyły delikatnie barwę góry,
- podbiły nieznacznie bas,
- mocno zredukowały ostatni peak, który mi osobiście przeszkadzał.
Wykres Edition XS kontra zmodyfikowane AD900X na szybko z punktem zbieżnym 400 Hz:
Symulowany odbiór obu par wyglądałby zaś następująco:
Efektem ubocznym jest w takiej sytuacji lekka redukcja sceny, ale na szczęście słuchawki zachowują w sobie sporo wrażenia przestrzenności. Wymiana ciosów w takiej formie wychodzi i tak z bilansem na plus, albowiem po wykonanych modyfikacjach przyjemniej siedziało mi się właśnie w 900-tkach, a nie Edition XS.
XS-om pozostał się na czysto lepszy bas, nie tak wyeksponowana średnica, lepsza scena i w zasadzie tyle. W 900-tkach zaś przyjemniejsze strojenie i wygoda. „Przyjemniejszość” opisywałem wielokrotnie, ale bez żadnego problemu mogę wyjaśnić ją jeszcze raz: częstotliwości, które naciskają EXS, są przeze mnie bardzo dobrze słyszalne i nie potrzebuję, aby słuchawki mi je jeszcze mocniej eksponowały. To też czynią AD900X – nie eksponują, przez co świetnie wpasowują się w moje preferencje, a w rzeczywistości realną kondycję słuchu.
Dlatego nie wydaję tu osądu bezwzględnego, że AD900X są lepsze od Edition XS. Bo nie są. Obie pary są równie dobre. A realna kondycja słuchu finalnie wskaże u każdego, która z nich jest w istocie lepsza.
Opłacalność
Zależy ona od oferty na te słuchawki. Właściciel tychże, bo jest to przypomnę raz jeszcze sztuka prywatna, złapał je za mniej niż cena AR5000, co moim zdaniem jest okrutnie dobrym interesem i wierzę, że bardzo mocno mu się spodobają (z rozmów wynikało że idealnie celują w jego gust).
Osobiście w tej cenie mocno bym się nad nimi zastanawiał, choć na minus zanotować musiałbym kilka rzeczy i to dokładnie tych, które listowałem wyżej. Nie podoba mi się zbytnio polityka firmy, wygoda mogłaby być dla mnie lepsza, a sopran bardziej stonowany. Tylko te trzy (a w zasadzie dwie, bo filozofię firmy można pominąć) rzeczy oddzielają je od okrzyknięcia ich potężnym hiciorem.
I tu wchodzi ponownie potencjał, bowiem tą górę na pewno da się opanować i z tego względu uważam, że Edition XS są w tym momencie prawdopodobnie najbardziej opłacalnymi planarami na rynku, a na pewno w ofercie samego HIFIMANa. I mówię to przy większej skłonności do dobrych dynamików oraz sporym ryzyku z racji nie bycia na bieżąco ze słuchawkami tego producenta. Zaskakująco, ale chyba wszystkie słuchawki, jakie przyjechały do mnie na testy, pochodziły z rąk prywatnych i wypożyczone zostały dzięki dobroci i uprzejmości ich właścicieli, którym jak zawsze serdecznie dziękuję i Wy również bądźcie im proszę wdzięczni.
To właśnie dzięki nim mogliśmy sobie prześledzić pomiary tak wielu modeli i dojść – mam nadzieję przynajmniej – do ciekawych i konstruktywnych wniosków co do postępowania marki HIFIMAN. Bo ktoś, nawet zakładając, że jego ulubione słuchawki zostaną skrytykowane, postanowił dać szansę Wam, czytelnikom, na ich poznanie.
Rozsądna jakość za rozsądne pieniądze to ten punkt, w którym osobiście czuję się najlepiej i to mimo obcowania z gronem fantastycznych, znacznie droższych słuchawek, jak chociażby LCD-4, zawsze mam szacunek do dobrego dźwięku. Takowy da się znaleźć w Edition XS i jeśli tylko producent nie ma lub będzie miał mocnych rozjazdów w produkcji driverów oraz planów za cichymi rewizjami, te słuchawki są naprawdę warte zakupu. Nie droższe modele, tylko ten.
Podsumowanie
Zaskakująco, ale Edition XS okazały się bardzo dobrymi słuchawkami, godnymi poprzedników. Oczywiście nie jestem w stanie w ramach boleśnie krótkiego czasu przeznaczonego na testy stwierdzić z całą pewnością rzeczy takie, jak bez/awaryjność. Niemniej w trakcie testów nic nie odpadło, nie spaliło się, ani nie dostało ataku konwulsji, z recenzentem włącznie. Wygoda na poziomie wszystkich słuchawek tego typu: dobra. Brzmienie również będące wariacją na temat poprzedników: też dobre. Zwłaszcza scenicznie jest w czym się zanurzyć i pochwalić. No i poprawiony kabel, który nie jest już sztywnym pejczem.
Czyli co, lecimy wszyscy do sklepu tańcząc, śpiewając i klaszcząc uszami? Też jeszcze nie do końca.
Słuchawki kręcą się w kółko w ramach dźwięku, który od lat doskonale znamy z Edition X, Sundar, Aryi, cały czas dodając tu trochę tego, tam nieco tamtego. W obecnym kształcie grają przyzwoicie na tyle, aby bez problemu móc je zarekomendować. Z jednym zastrzeżeniem: ilość sopranu. Edition XS są słuchawkami jasnymi i mającymi barwę przesuniętą na nosowość. Nie jest to poziom modelu Arya, ale nadal pozycja bardziej kierowana do fanów słuchawek sopranowych. Jest to jedyny moim zdaniem czynnik, który może zaważyć nad być albo nie być Edition XS w kolekcji. Może, ale nie musi.
Ponad wszystkim, jest to nadal „ten” HIFIMAN. Ten sam, któremu rwały się opaski pałąka w HE1000, ukręcały śrubki w konstrukcji Susvar czy wymieniane były przez użytkowników po kilka razy przetworniki w niektórych egzemplarzach Sundar ze względu na awaryjność. Nic z tych rzeczy się tutaj nie wydarzyła, więc nie ma możliwości piętnować Edition XS za coś, co nie zaszło. Dlatego z oceną końcową na bardzo wysokie 9.0/10, słuchawki otrzymują rekomendację za mocny współczynnik ceny do możliwości i faktycznej jakości dźwięku.
9.0/10
Sprzęt w momencie pisania recenzji jest dostępny do kupienia za ok. 1700 zł (sprawdź najniższą cenę i dostępność)
Zalety:
- przewiewne i otwarte
- dużo miejsca na uszy
- odpinane okablowanie które tym razem jest bardzo elastyczne
- czytelne, szybkie i dokładne brzmienie na planie wznoszącym z plusem do niskiego basu
- bardzo dobra, obszerna scena
- czystość dźwięku wykraczająca poza standardy tej półki cenowej
- idealne do muzyki elektronicznej i przestrzennej
- świetne jako słuchawki do gier
- atrakcyjna cena
Wady:
- jasność i przesunięcie barwy z racji szeroko podniesionego sopranu
- punktowe wybicie THD na sopranie
- gabarytowo raczej na duże głowy
- miejscowy nacisk obicia pałąka na czaszkę może powodować dyskomfort
Panie Jakubie,
Bardzo dobra recenzja, z obserwacjami z której się zgadzam jako były posiadacz Edition XS. Miałem Ed. XS, miałem Anandy Nano, mam Arye Stealth, wszystkie trzy porównywałem bezpośrednio. Skupię się jedynie na kwestii audio. Na wykresach rysują się niezwykle podobnie, ale jednak – i to było moje odkrycie, że wykres to nie wszystko – w praktyce odbiór jest zdecydowanie różny. Edition XS są najciemniejsze i najmniej transparentne w średnicy. Są też najszersze scenicznie, w sensie, że wszystko prezentują z lekkiego oddalenia, aczkolwiek mają gorszą głębię niż pozostałe dwie pary. Nano są niezwykle transparentne, wręcz kliniczne i na granicy ostrości. Mimo że uważam je za słuchawki lepsze, to łapałem się czasem, że sięgam po Edition XS, gdy wieczorami laserowo czysty przekaz Nano zaczynał męczyć. Następnie przyszły Arye Stealth i mówiąc kolokwialnie, pozamiatały. Tak, są nieco za jasne u góry, więc użyłem EQ. Ale według mnie gniotą technikaliami pozostałe dwie pary. Tonalnie pomiędzy ciemniejszymi oraz lekko mulącymi w średnicy XS i jasnymi, do bólu przejrzystymi Nano. Najlepiej wypełniają średnicę, będąc niemalże tak rozdzielczymi jak Nano, ale bez atakowania uszu, nawet po rozkręceniu głośności powyżej poziomów, na których normalnie słucham – przewaga techniczna. Separacja, scena, głębia, oddawanie efektów binauralnych i źródeł pozornych, wygaszanie dźwięków – ogólnie technikaliami wygrywają znacznie. Czego na wykresach nie widać. Scena – nie tak szeroka „na wejście” jak w Edition XS, ale głównie dlatego, że jest naturalna. To, co ma być intymnie, będzie intymnie, to co ma być bardzo daleko z echem, to będzie.
Ogółem wszystkie 3 pary są bardzo dobre, ale Hifiman pozycjonuje według mnie akuratnie, gdzie nowsze Edition XS i najnowsze Anandy Nano nie zrzucają z konika starszych Aryi Stealth, zaprzeczając sensu ich istnienia i wyceny.
Bardzo dziękuję za komentarz.
Prawda jest taka, że na pomiarach widać wszystko, zwłaszcza na tych psychoakustycznych. W akapicie porównującym Edition XS z Sundarami opisałem dlaczego te pierwsze są odbierane jako łatwiejsze w odsłuchu na tle tych drugich mimo większego natężenia dźwięku w sopranie. Tak samo Arye, zdaje się w starszej wersji.
Wygaszanie dźwięków również zostało dokładnie opisane w recenzji, nawet pokazane w ramach konkretnego spektrum pasma przenoszenia. Oczywiście warstwą abstrakcji jest zawsze kondycja słuchu użytkownika, który może mieć inne uwarunkowania do słyszenia konkretnych zakresów słuchawek i stąd odbiór zawsze będzie różny. Znów, wszystko powiedzą i wyjaśnią w takiej sytuacji pomiary. Dlatego nie posiadają np. krzywych referencyjnych, bo każdy posiada własną i jeśli tylko ma świadomość jak wygląda, tak naprawdę wystarczy mu tylko rzut okiem na pomiary, bez czytania nawet treści recenzji :).
Co do sceny, teoretycznie w słuchawkach nie istnieje (nie zachodzi np. zjawisko cienia akustycznego między jednym uchem a drugim, ponieważ są one w całości odseparowane). W praktyce to co słyszymy, to *wrażenie* sceniczności, które generuje nasz własny mózg w oparciu o indywidualne cechy anatomiczne (kształt małżowiny, kształt i długość kanału słuchowego itp.), pasmo przenoszenia, a nawet głośność dokonywanego odsłuchu. W starszych recenzjach próbowałem organoleptycznie wizualizować scenę słuchawkową w oparciu o swój własny słuch, ale wartość obiektywna takich danych jest w zasadzie zerowa. A ponieważ zdarzało się, że wykresy te były brane pod uwagę jako rzeczywiste dane wymierne, dla bezpieczeństwa późniejsze recenzje takowych wizualizacji nie zawierają.
Witam Panie Jakubie,
Dziękuję bardzo za recenzję, spadła mi jak grom z jasnego nieba, bo aktualnie bardzo biorę pod uwagę zakup Edition XS 🙂
Jak wypadają one w porównaniu do wspomnianych Austrian Audio Hi-X60 lub Hi-X65, szczególnie pod względem technicznym? Który model (być może inny?) wybrałby Pan z perspektywy osoby, która ceni sobie analityczne dynamiczne brzmienie, napowietrzoną scenę i generalnie jest zadowolona z AKG K701 po EQ do krzywej Harmana, ale planuje zrobić krok w przód?
Pozdrawiam!
Hi-X60 to konstrukcja zamknieta więc kompletnie inna od XS. Natomiast jak szukamy słuchawek z dobrą sceną, spoko basem i dobrym detalem, ale też zamkniętych to dobra opcja. Co do Hi-X65 to czyste SQ po stronie XS, lepsza scena w każdym kierunku, łatwiejsze lokalizowanie źródeł(co nie znaczy ze w X65 jest złe). Ale trwałość i łatwość napędzenia jest po stronie X65 🙂 . Dodatkowo X65 bardziej komatkowe. Natomiast co do porównania XS z K701 to scenicznie może być podobnie, ale e XS będzie ona znacznie bardziej realna.
Miałem Anandę, obecnie słucham HE1000 Stealth i nie zgodzę się, że nie ma odpowiedniego progresu między tymi modelami, musiałem dopłacić ponad 4000zł, ale nie żałuję, ponieważ zyskałem sporo, aczkolwiek nie proporcjonalnie do wydanej kwoty, tak jak to w całym audio bywa, nie tylko u Hifimana. Zasada malejących zysków.
To co się zyskuje w wyższych modelach „jajek” to przede wszystkim większą scenę i precyzję, kontrolę dołu i mocniejsze uderzenie. Oczywiście sama budowa mechaniczna HE1000 vs. Ananda czy XS to też dwa różne światy.
Nie doszukiwałbym się jakiejś podstępnej strategii u Hifimana, oni po prostu mają bardzo dobrą ofertę w każdym przedziale cenowym, (warto jednak wiedzieć gdzie opłaca się kupować).
Inna sprawa – trzeba akceptować to strojenie, można sobie tak jak ja pomóc torem – dac R2R i ampli w klasie A, do tego wymiana kabla na QED w moim przypadku i można słuchać HE1000 całymi dniami bez większego zmęczenia. Co potrafią te słuchawki w obrazowaniu 3D to już temat na inny wpis.
Panie Jakubie, nieraz proponowałem Panu odsłuch moich słuchawek, i był Pan świadkiem poszukiwania tej mojej pary idealnej :). Od ponad roku jestem posiadaczem HiFiman Edition XS (kupione nowe za 1300 zł) Grają z Xduoo XD-05 Pro Zastąpiły mi Monoprice Monolith M1570 (koszt ok. 2000 zł). W tej chwili nie wyobrażam sobie lepszej pary słuchawek, zgadzam się także z tym, że otwarte konstrukcje są idealne do gier. Zgadzam się także w 100%, z Pana recenzją
Kupiłem jeszcze przed recenzją, razem z Sundarami z myślą o zwrocie jednych z nich. Moim zdaniem zdecydowanie wygrywają z Sundarami separacją i przestrzennością oraz subbasem – reszta jest kwestią sporną.
Taki mały protip – za 20 funtów można dorwać do nich opaskę z naturalnej skóry od pewnego sklepu prowadzonego przez „modderów” słuchawek z UK (nie chcę robić kryptoreklamy, ale goście robią świetną robotę). Sama opaska bardzo dobrze zaprojektowana i wykonana, trzyma się bez problemu, rozwiązuje problem z punktowym uciskiem (który dla mnie również był nie do zniesienia przy dłuższym użytkowaniu).
Ten mod + welurowe pady Dekoni które obniżają całościowo sopran i jest idealnie – jedyne co, to można podbić sobie niższe częstotliwości. Tutaj z kolei również muszę wspomnieć o tym jak dzielnie te słuchawki znoszą EQ – na Qudelixie 5K dosłownie można zrobić z nich miażdżący czaszkę najniższym basem subwoofer zachowując czystość dźwięku. Jestem zachwycony – teraz tylko modle się do Buddy żeby moja sztuka wytrzymała dłużej niż gwarancja 🙂
Dzień dobry Panie Jakubie,
jestem raczej początkującym miłośnikiem dobrego brzmienia, zdecydowałem się na te słuchawki. Z tego co rozumiem, generalnie przydałoby się jakieś wzmocnienie dla nich.
Być może w kontraście do często przewijających się na Pana Blogu „poważnych”, solidnych i drogich wzmacniaczy będzie to pytanie wręcz bluźniercze, ale… czy Edition XS mają jakiekolwiek szanse zagrania porządnie z nieszczególnie wysokobudżetowymi układami? Myślałem tu o stosunkowo budżetowych i niewielkich urządzeniach, np. iBasso DC03 Pro, Creative SoundBlaster X G6. Z tego co wiem, pod względem stricte elektronicznym, to całkiem niezłe układy dźwiękowe.
Będę bardzo wdzięczny za odpowiedź! 🙂
Dzień dobry Panie Bartoszu,
W żadnym przypadku nie jest to pytanie bluźniercze. Wręcz przeciwnie. Mam nieodparte wrażenie, że coraz częściej właśnie mój blog jest jednym z tych miejsc, w których do audio podchodzi się zdroworozsądkowo. Jak sam Pan widział zapewne po ostatnich recenzjach, są one wykonywane na niespecjalnie drogim sprzęcie, ale osiągającym w pomiarach absolutnie genialne parametry. Czyli to, co rzeczywiście nam potem w słuchawkach „robi” faktyczną jakość.
Niestety o iBasso nie będę w stanie nic powiedzieć, ponieważ z tego co mi mówiono, dystrybutor nie pała do mnie szczególną sympatią i po prostu nie mam możliwości wypożyczenia sprzętu tej marki. Soundblastera testowałem jedynie w wersji G5, czyli poprzedniej względem G6, ale tu powinien on sobie spokojnie z XS poradzić. Tak więc szedłbym dokładnie w ten sprzęt, który jest najmniejszą niewiadomą i z którym nie będzie problemu ani z gwarancją, ani ewentualnym zwrotem. Teoretycznie można też potem po zakupie podesłać sprzęt na testy, jeśli recenzji takowego na blogu nie ma – jestem obecnie w stanie zmierzyć większość kluczowych parametrów pracy takiego urządzenia.
Od wielu lat wchodzę na tą stronę (myślę, że smiało od 8-10 lat) i większość moich zakupów była wynikową czytania tutejszych recenzji.
Ta była naprawdę świetna i bardzo doceniam fakt krytykownia producentów za ich niespecjalnie dobre pomysły, ale też doceniania rzeczy, które robią dobrze. Co fajnie pokazuje, że nie są to recenzje sponsorowane, bo przy niektórych modelach wady są naprawdę poważne.
Rozmyślałem nad zakupem Edition XS, ale po przeczytaniu tej recenzji od deski do deski już wiem, że nie mam nawet co się zastanawiać :-).
Zobaczymy jak się będą sprawować po zakupie.
Dzięki jeszcze raz za to co robisz, bo fajnie tu czasem wejść i poczytać, nawet kiedyś gdy najdroższe słuchawki na jakie było mnie stać to były Creative Aurvana Live! i Superlux HD681B.
❤️
Oby służyły, bo z generalnie niestety z trwałością u Hifimana jest licho. 🙂