Dzięki ogromnej uprzejmości p. Cezarego, jednego z czytelników, mam przyjemność testować posiadane przez niego słuchawki Hifiman Arya Organic z roku zdaje się 2023-go. Słuchawki kosztujące wcale nie tak mało, bo praktycznie 6200-7000 zł, są już kolejną iteracją modelu Arya, jak podaje jeden ze sklepów audio, już trzecią (czy nawet czwartą). Niestety nie testowałem niczego innego poza modelem bazowym (V1) w tej rodzinie, gdyż sprzęt ten nie pochodzi bezpośrednio od dystrybutora czy sklepu. Nie jest to więc egzemplarz ani nowy, ani wyselekcjonowany do celów demonstracyjnych. Jest to normalna, regularna para, jaką p. Cezary zakupił z rynku i miał przy tej okazji zauważalnie większy gest od wymienionych, aby podesłać go na testy. Ale nawet już sam fakt recenzowania wersji pierwszej umożliwia odniesienie się przynajmniej do danych pomiarowych w zakresie strojenia na osi czasu.
Swoją drogą, dzięki niczemu innemu jak Anandom Nano i Aryom Organic miałem okazję jeszcze dokładniej pochylić się nad kilka interesującymi tematami związanymi właśnie z systemami pomiarowymi. W ten sposób możemy lepiej zrozumieć niektóre dane, albo w ogóle wręcz stworzyć możliwość ich zaprezentowania. Przy tej okazji mamy jeszcze jedną ciekawą okoliczność. Testowane niedawno Anandy Nano były parą niemal całkowicie nową, wręcz open box. Bardzo interesujące będzie zatem zestawienie obu tych modeli ze sobą, aby móc prześledzić tezy z komentarzy odnośnie Quadów Era-1 o zużyciu się przetworników, sfatygowaniu oraz asymetrycznych padach (udajemy, że recenzji Anand Nano nie ma).
Dane techniczne
Dane zaczerpnięte z karty produktu jednego ze sklepów audio:
- Pasmo przenoszenia: 8 Hz – 65 kHz
- Skuteczność: 94 dB
- Impedancja: 16 Ohm
- Waga: 440g
Po raz kolejny zabrakło informacji o THD i po raz kolejny mamy informacje wysoce szczątkowe. Pomijając pasmo przenoszenia, najważniejsze jednak dwa parametry są podane: skuteczność i impedancja.
Jakość wykonania Hifiman Arya Organic
Na początek drobna sprawa porządkowa. Arye Organic Stealth Magnets nazywać będę często w treści recenzji skrótową nazwą „ASON” (od Arya Stealth Organic Nano), jako że producent nie zdecydował się na wprowadzenie np. nazwy numerowanej albo rocznikowej, np. „Arya v2023”.
W tej cenie nie dostajemy nic więcej poza tym co widać na zdjęciu numer jeden. Możemy co najwyżej wyjąć sobie jeszcze piankowy stojak z wnętrza i wykorzystać go ze słuchawkami. To nic że są one za prawie 7000 zł.
Przechodząc już bezpośrednio do opisu, słuchawki są dokładnie takie same, jak poprzednio recenzowany przeze mnie starszy wariant Arya (V1). Oznacza to dziedziczenie tych samych cech, takich jak wysoka wygoda, lekkie leżenie na głowie, duże i pojemne pady z materiałowym płatem czołowym, ale i problemów.
W takiej sytuacji po stronie osoby recenzującej sprzęt rodzi się z automatu dylemat: jak bardzo krytycznie powinno się podchodzić do przedmiotu recenzji? W przypadku pierwszego modelu Arya nie byłem w stanie zmierzyć tak dobrze wszystkich parametrów, tak jak dziś. Dodatkowo otrzymał on ode mnie duży kredyt do oceny ze względu na bycie nowością oraz tzw. „wiek dziecięcy”.
W tym momencie mówimy jednak już o trzeciej iteracji, więc producent powinien być w stanie spokojnie połatać i popoprawiać wszelakie niedociągnięcia. Tak samo podchodziłem do modelu Ananda, tak samo podchodziłbym do modelu HE1000, gdyby tenże na testy do mnie zawędrował.
O zmianach rozwojowych trudno jednak tu mówić. O ile mamy tu wciąż tą samą „ramę” na której opiera się cały projekt, ale też model poprzedzający, będący jakby czymś o oczko niżej, to właśnie do tego ostatniego będę starał się równać. W ten sposób chciałbym, aby czytelnik miał świadomość – jako potencjalny nabywca – czego może się spodziewać na plus/minus, jeśli zamiast modelu Ananda będzie chciał nabyć Arye. Okazuje się bowiem, że w wielu miejscach nie tylko nie rozwijamy się, ale wręcz cofamy się do punktu wyjścia i rozwiązań, które są po prostu gorsze.
Okablowanie – tym razem krok w tył
Przykładem niech będzie kabel, który powrócił do swojej dawnej wersji i jest dramatycznie sztywny, mikrofonujący i w efekcie nieergonomiczny. Jest to dla mnie rzecz niezrozumiała, ponieważ w tańszych modelach oferowane są bardzo fajne kable elastyczne. Dosłownie jeszcze przed chwilą testowałem Edition XS oraz Ananda Nano, które miały normalne, elastyczne kable. Czemu tutaj wrócono do kabla sztywnego w oplocie? Można było już na upartego zostawić tamte tańsze kable, jeśli już trzeba aż tak mocno oszczędzać.
Kabel jest poza tym krótki i dopasowany do sprzętu mobilnego, choć zakończony został wtykiem na duży jack, sugerując zastosowania stacjonarne. Jest to trochę nielogiczne połączenie i raczej powinno się robić inaczej: dawać małe wtyki do krótkich oraz duże wtyki do długich. Być może producentowi przyświecała tu jednak inna idea, której nie znam lub po prostu nie mogę pojąć. Z okablowaniem pracuję od ładnych paru lat i swoje własne kable, nawet w oplotach, staram się tworzyć tak, aby były bardzo ergonomiczne, a jednocześnie dobrze zabezpieczone przed uszkodzeniami mechanicznymi. Jestem więc na takie rzeczy naturalnie wyczulony.
Pamiętam, że coś miałem takiego, co posiadało kabel chyba nawet dokładnie taki sam i nie wiem czy przypadkiem nie były to Kennertony Magni, które miały inny, ale równie sztywny kabel, z którym były problemy (zbyt sztywny na odgiętkach, przerywanie sygnału). Z tym że tam testy wykonywane były na starszym wariancie kabla AC3, zaś tutaj mimo, że historia się powtórzyła i ponownie miałem taką możliwość, by zastosować coś swojego, główne testy i pomiary wykonywałem na kablu fabrycznym dołączonym do zestawu.
Taka ciekawostka, że w Sundarach także był sztywny kabel w oplocie i również mocno na niego psioczyłem. Wygląda to więc tak, jakby producent dosłownie pozbywał się elementów tego typu w droższych modelach. Jest to bardzo dziwna sytuacja, przyznam szczerze.
Wykończenie drewnem
Wątpliwości budzi również wykończenie „drewnem”. Cytując jedną z kart produktu, natrafiłem bowiem na taką wzmiankę:
„Nowe wzornictwo wprowadza do konstrukcji nauszników drewniane elementy, które mają zapewnić pełniejszą sygnaturę dźwiękową, przy jednoczesnym zachowaniu szerokiej sceny dźwiękowej i wiernym odwzorowaniu dźwięku bez podbarwień, charakterystycznych dla tego modelu.”
W rzeczywistości jedynym elementem drewnianym jest okleina zewnętrzna. Nie bierze ona żadnego udziału w kreowaniu dźwięku, ani nie wykazuje się właściwościami akustycznymi, ponieważ jest ona naklejona na plastikową muszlę (tylko grille są metalowe i sam pałąk). W paru miejscach widać też ślady (chyba) kleju.
Tak więc nie jest to prawda, że słuchawki posiadają elementy drewniane biorące udział w kreowaniu dźwięku lub jego kształtowaniu w jakikolwiek sposób. Pytanie, skąd wzięła się takowa informacja? Przejrzałem jeszcze trzy inne sklepy. Dwa nie mają ani słowa o „drewnie”, natomiast trzeci ma napisane takie coś:
„Słuchawki HiFiMAN Arya Organic Stealth Magnets to najnowsza, trzecia już generacja modelu Arya. Arya Organic charakteryzuje się zaktualizowanym wzornictwem z drewnianymi nausznikami, które mają zapewniać pełniejszą sygnaturę dźwiękową, przy jednoczesnym zachowaniu szerokiej sceny dźwiękowej i neutralnej reakcji, dzięki którym oryginalna Arya i jej druga generacja Arya Stealth Magnets to dwa najbardziej udane modele firmy.”
Jest to oczywiste wprowadzanie potencjalnego klienta w błąd, ponieważ słuchawki nie mają „drewnianych nauszników”. Jest to tym bardziej rażące w oczy, że nausznikami nazywamy najczęściej pady i całość w pierwszej chwili brzmi tak, jakby to właśnie one były z drewna.
Postanowiłem sprawdzić, co mówi na ten temat strona polskiego dystrybutora:
Czyli informacja taka jest podana na stronie dystrybutora i stąd bierze swój początek. Sprawdzam zatem stronę producenta – ani słowa o drewnie. Sprawdzam tamtejszy Download Center – ani słowa o drewnie. Natomiast wyszukiwanie zagranicznych wyników zwraca bardzo często słowo „veneer”, czyli fornir.
Oczywiście nie jest to powód do robienia z tego afery. Każdemu może zdarzyć się mówiąc kolokwialnie babol. Ale nie jest to pierwszy raz, gdy ogólnie pojmowani przedstawiciele branży, pracownicy lub marketingowcy, rozmijają się z rzeczywistością. Wrócimy sobie jeszcze do tego.
Drażniący zapach gumy po czasie
Słuchawki będąc na głowie zwracają na siebie uwagę zapachem gumy. Co ciekawe inny właściciel całkowicie nowych Aryi Stealth V3 potwierdził w czasie pisania niniejszej recenzji, że jego sztuka również oddawała zapach gumy od nowości.
Zapach byłby do kompletnego zignorowania, gdyby nie fakt, że wpływał negatywnie na moje samopoczucie. I nie chodzi po prostu o zapach, ale o spowodowane nim nudności. Jest to o tyle zaskakujące, że nie kojarzę drugiej pary wywołującej u mnie taką reakcję organizmu. Test wykonałem parokrotnie i za każdym razem czułem się źle. Nie wiem jakich związków chemicznych używa Hifiman, ale z Edition XS czy Anandami nie miałem takich problemów, choć są zbudowane dokładnie w ten sam sposób.
Problem rozwiązało wykonywanie odsłuchów przy małym wentylatorze na USB, a później otwarte okno. Niestety powrót po całym dniu do pokoju odsłuchowego wymagał wietrzenia pomieszczenia i korzystania z wentylacji. Słuchawki powoli, ale w sposób ciągły, oddają bowiem zapach gumy do otoczenia i pokój przez noc oraz dzień – będąc po stronie zacienionej – bez problemu się nim zapełnił.
Z tego co widzę absolutnie nie pochodzi on od padów, ani tym bardziej nie jest udziałem Właściciela słuchawek. Te przyszły bardzo zadbane, w zasadzie jak nowe, tak więc uprzedzam potencjalną obronę Częstochowy przez jakiegoś pracownika sklepu i robienie sobie z tego punktu zaczepienia. Musi to być coś syntetycznego, pochodzącego z konstrukcji samych Aryi, skoro inne modele tego nie miały. Być może jest to klej do forniru albo on sam? Możliwe. Ale Arye Stealth V3 przecież go nie mają, a mimo to w relacji jednego z użytkowników, zapach gumy również oddawały. Nota bene był to powód dla którego słuchawki zwrócił, choć była opcja na stole, aby i one trafiły do mnie na recenzję.
W każdym razie, skoro wietrzenie całego pomieszczenia problem u mnie rozwiązywało, odsłuchy były cały czas jak najbardziej możliwe.
Pałąk i system regulacji – kolejny krok w tył
Także i tu zaliczamy powrót do przeszłości. Arye Stealth Organic Nano mają pałąk z pierwszych HE1000 i Edition X (oraz naturalnie Aryi V1), czyli mechanizm bloczkowy na jednorodnym pasie metalu. Rozwiązanie to jest na pewno lepsze od pozbawionego regulacji pałąka z Anand Nano i jest co do zasady wygodne, ale i tu zdarzały się przykre sytuacje na osi czasu, takie jak np. samoczynne luzowanie się nastawu albo zrywanie opasek.
W Edition XS zdecydowano się na tani i częściowo plastikowy pałąk, ale względnie pozbawiony takich atrakcji i kto wie, czy producent nie powinien rozważyć albo zastosowania go wszędzie, albo opracowania wreszcie jednego, porządnego rozwiązania dla swojej klasy premium. Pałąki z serii V1 miały w sobie wypełnienie z plastiku w elemencie widełek, co korzystnie wpływało na wagę, ale mimo wszystko nie jest to „pełny” metal.
Dodatkowym problemem może być nie tylko podatność na wyginanie się pałąka i deformowanie, ale samo jego malowanie. Farba jest – tak jak plastiki w Anandach Nano – bardzo podatna na wszelakie uszkodzenia i otarcia, nawet od samego systemu regulacji. Warto mieć to na względzie, bo o ile gustowna czerń dodaje słuchawkom elegancji, nie przekłada się dla nas korzystnie na osi czasu, jeśli będziemy chcieli słuchawki sprzedać.
No nic, przejdźmy do etapu oceny dźwiękowej, bowiem po recenzji Ananda Nano mamy naprawdę wiele rzeczy do zweryfikowania.
Jakość dźwięku Hifiman Arya Organic
Pierwsze założenie słuchawek nie pozostawiło żadnych wątpliwości co do tego, co otrzymujemy. Arye SON to po raz trzeci (tj. po Anandach Nano i Edition XS) „typowe granie Hifimana”, czyli w miarę równe tonalnie, z nieco wycofaną średnicą robiącą miejsce i przestrzeń dla wydarzeń scenicznych oraz podkreśloną górą, która – obok całkiem dobrego zejścia basu – gra tu pierwsze skrzypce. Dosłownie i w przenośni.
Pomiar pasma przenoszenia zarówno uśrednionego, jak i psychoakustycznego (symulowanego odbioru tonalnego przez nasze ucho):
Choć mamy styczność z kolejną już iteracją linii Arya, słuchawki są bardzo do siebie zbliżone. Bazowy model testowany był przeze mnie w 2020 roku:
Jak najbardziej logiczne było spodziewać się analogii, bowiem miał to być wariant rozwojowy poprzednika (a raczej poprzedników). Spodziewałem się jednak więcej, może aż za dużo więcej. Już w pierwszych odsłuchach zanotowałem fakt kręcenia się po raz trzeci w kółko i tym razem z modelem sprzed paru lat.
Zupełnie tak, jakby wszystkie usprawnienia producenta: membrany nano, magnesy Stealth, nic nie dawały w dźwięku, a były jedynie albo tylko pustymi sloganami, albo optymalizowały co najwyżej koszty produkcyjne. W efekcie o dźwięku Arya Organic można wypowiadać się wysoce wtórnie.
Problem jest szerszy, bo opis tej serii projektowej można byłoby sprowadzać cały czas do w miarę równej tonalności, z nieco wycofanym środkiem, szeroką sceną i podkreśloną górą. Słowa te będą pozwalały na swobodny margines tolerancji, toteż ogromna większość modeli Hifimana się tu zmieści. Wszystko to jest mniej więcej tak samo strojone, bazuje na tym samym układzie tonalnym i z czasami tylko drobnymi odchyłami. Niekiedy odchyły będą większe, tak jak w Edition X, ale chyba najwięcej szczęścia póki co Hifiman miał do modeli z okrągłymi muszlami i driverami, jak np. HE400i, HE500 czy słynne HE6.
Osobiście nie zdziwiłbym się, gdyby większość zmian – nie tylko na odczytach, ale i w odsłuchach – pochodziła z różnic produkcyjnych, a nie ewolucji samych przetworników. Wystarczy zrobić sobie interwały czasowe między nimi, a wszelkie różnice najzwyczajniej w świecie zaczną się zacierać. Zakładamy Anandy Nano i mamy wrażenie, że to jest generalnie to samo, co Arye, ale może z drobnymi detalami inaczej zrealizowanymi. Zakładamy po dłuższej chwili Arye i mamy dokładnie takie same wrażenie względem Anand Nano. Zaryzykuję stwierdzenie, że jeśli producent przełożyłby przetworniki z Anandy Nano albo starej Aryi do obudowy z Organiców, naprawdę nie wiem czy usłyszałbym różnicę.
Z tego powodu przebogate opisy różnic i wprowadzanych do dźwięku zmian w recenzjach nie weryfikujących w żaden sposób rzeczywistości inaczej niż uszami recenzenta, wyglądają – mówiąc bardzo dyplomatycznie – mało przekonująco. Mówić niedyplomatycznie zaś: skrajnie subiektywnie. Nawet podczas porównywania kilku par ze sobą mamy elementy zmienne, takie jak stan padów, wspomniane różnice produkcyjne, ale też różną impedancję. Wystarczy inne ułożenie na głowie, nieco inna głośność i wydaje nam się, że różnice są wyraźnie słyszalne. A przecież losowość jakościowa padów występowała już w recenzji Anand Nano. O tym, że pady mają kolosalny wpływ na dźwięk słuchawek, poruszałem w swoich recenzjach nie raz i nie dwa. Jest to fundamentalna zasada pracy akustycznej każdej pary słuchawek. Jeśli pisząc te słowa, ktoś wejdzie do pokoju i założy mi na głowie Arye/Anandy, to o ile nie zorientuję się po konstrukcji/wygodzie, że to one, będzie to grało co do zasady na tym samym fundamencie. A przecież różnica w cenie powinna pokrywać się ze słyszalną różnicą w jakości lub strojeniu. Tymczasem tak nie jest.
Czystość
W recenzji Anand Nano mocno rozpisałem się na temat zniekształceń i naprawdę dziwnego zachowania się membrany. Trudno było jednak jednoznacznie ocenić wyniki bazując tylko na jednej parze. Najprościej byłoby spróbować uzyskać drugą na testy porównawcze, ale oczywiście w przypadku sprzętu prywatnego nie było takiej możliwości. A przynajmniej nie bez sięgnięcia do własnego portfela, co uważam byłoby bezsensowne w sytuacji, gdy słuchawki nie byłyby mi potrzebne do niczego, poza tylko i wyłącznie krótką weryfikacją.
Mając w tym momencie na warsztacie Arye, mamy więc świetną okazję do rozszerzenia próby kontrolnej na aż 3 pary pochodzące z aktualnej produkcji i to w prostym ciągu ofertowym. Pozwala to na znalezienie odpowiedzi na pytanie, czy problemy z THD leżały w tamtym egzemplarzu Anand Nano i była to sytuacja jednostkowa, a może jest to coś powtarzalnego.
Tym razem ze względu na chęć utrzymania wysokiej czytelności i jednocześnie odrzucenia danych niepewnych, a tym samym urealnienia jeszcze bardziej wyników, postanowiłem trzymać się bezwzględnie specyfikacji swojego fantomu pomiarowego, który gwarantuje akuratną rejestrację THD+N w przedziale 100 Hz – 10 kHz (IEC) i z dokładnością do 0,01%.
Zniekształcenia harmoniczne dla lewego kanału:
Czyli jednak nie był to przypadek. Wyniki są zdumiewająco kiepskie i zupełnie nie przystające do słuchawek za 6200-7000 zł. Lewy przetwornik uzyskuje wynik 0,613% THD+N.
Dla prawego kanału:
Prawy przetwornik zachowuje się jeszcze dziwniej, choć w punkcie pomiarowym odnotować możemy zupełnie normalne 0,243% THD+N. Ogromna różnica widoczna jest za to w punktach szczytowych. Lewy przetwornik to 4,29% w 3,25 kHz. Prawy przetwornik to aż 12,8% w 2,79 kHz. Wraca więc dokładnie ten sam problem który obserwowaliśmy w Anandach Nano.
Liniowość oraz THD vs SPL
Możemy ponownie prześledzić jak słuchawki zachowują się dla mniejszych natężeń niż domyślne bazowe SPL, choć od pewnego momentu do głosu dochodzi wtedy szum tła.
Jest to ogólnie w normie.
Idziemy dalej. Opierając się o jeden kanał, mamy wykres bazowy dla THD:
Przypomnieć należy, że nasze ucho jest w stanie wychwycić słyszalnie THD, które wynosi ponad 1%. U osób z bardzo czułym słuchem, możemy zejść z progiem słyszenia do ok. 0,5%. Teraz, wykonując ten sam pomiar, ale dla odrobinę mniejszego natężenia, będziemy stopniować odczyty.
Dla SPL wynoszącego 89 dB:
Idziemy niżej, 82 dB:
Jeszcze niżej, 73 dB:
Jak widać charakter zniekształceń pozostaje względnie nienaruszony i dopiero przy niskich natężeniach zaczynają one zanikać.
Kłaniają się uderzające analogie do poprzedniej recenzji Anand Nano, w której również dochodziło do swoistej transpozycji zniekształceń w zależności od całkowitego poziomu natężenia dźwięku. Edition XS także miały troszkę problemów, ale było to zachowanie o dziwo najmniejsze z całej trójki. Jest więc na tym etapie chyba już dostatecznie jasne, że Arye Organic, tak samo jak Anandy Nano, bardzo źle znoszą większe głośności i należy z nimi unikać dalekich wędrówek gałki głośności w prawo. Z dużą dozą pewności jest to cecha dziedziczna tej konstrukcji. Utrzymując się na niskiej głośności, trzymamy zniekształcenia w ryzach.
Rezonanse i wygaszanie się fali
Posuwając się dalej do przodu, wykres CSD w zakresie korelującym z zakresem THD+N:
Od pewnego momentu przetwornik jakby walczy sam ze sobą i zbiera przy okazji część fal odbitych. Drugi zachowuje się identycznie.
Stopniowanie fali dla lewego przetwornika, dla pełnego spektrum:
Sporo rzeczy dzieje się na skrajach, ale część pochodzi bezpośrednio od konstrukcji. Dla prawego:
Przykładowo, rzeczy na samym dole pasma przy niskich natężeniach potrafią być drganiami od podłogi lub przejeżdżających samochodów. Dlatego czasami może to być mylące. Co najbardziej interesujące, wykresy są bardzo do siebie zbliżone. Sytuacja więc z diametralnie różnymi przebiegami THD nie powtarza się. Tak samo dzieje się na odpowiednio ustawionym spektrogramie. Dla lewego przetwornika:
Dla prawego przetwornika:
Tu również nie widać nieregularności w kontekście THD. Widać też długie wygaszanie się fal na basie, będących typowymi artefaktami dla słuchawek otwartych.
I teraz wróćmy sobie do twierdzeń spod recenzji Quadów Era-1. Takie rzeczy miały być mitygowane przez asymetryczność padów. Tymczasem zarówno w Anandach Nano, jak i Aryach Organic, zastosowanie padów asymetrycznych kompletnie nic nie daje. Albo ujmę to inaczej: nawet jeśli by coś dawało, to problem w żadnym wypadku nie jest rozwiązany. Anandy to nowa para, Arye to egzemplarz używany, Era-1 także. Jest to więc jedynie myślenie życzeniowe osób związanych z branżą, mam wrażenie. Tak, ja też byłbym bardzo zadowolony, gdyby taka prosta rzecz jak asymetryczność padów była skuteczna i rozwiązywała takie problemy. Ale byłbym już absolutnie pijany ze szczęścia, gdyby problemów takich, jak na wykresach wyżej, nie było w ogóle. Taki scenariusz jest możliwy, bowiem inne konstrukcje planarne potrafią radzić sobie lepiej przy nominalnych natężeniach (LCD-XC, FT5). U Hifimana niestety nie ma takiej opcji i jedynie ciche/normalne odsłuchy wchodzą w grę.
Odpowiedź impulsowa
Impuls dla lewego przetwornika:
Dramatycznie jak widać nie jest, choć na talerzu mamy wartości do 1 ms i jeszcze delikatne bujanie się do 2 ms. Na drugim kanale bardzo podobnie:
Jedynie impuls dla prawego kanału różni się skalą od lewego. Nic z tego nie powinno sugerować, że coś jest nie tak z jednym lub drugim przetwornikiem do tego stopnia, jak pokazały pomiary THD. Tak więc chyba ten typ tak już ma.
Sparowanie kanałów
Oba kanały są bardzo dobrze sparowane, z drobnymi tylko przekłamaniami:
Nie widzę tutaj nic, co mogłoby wskazywać, że np. jeden z przetworników wyraźnie różni się do drugiego (problem z parowaniem).
Dla pewności zmierzyłem jeszcze impedancję rzeczywistą kanałów:
- 16,0 Ohm dla lewego przetwornika,
- 15,8 Ohm dla prawego przetwornika.
Impedancja w niemal lub w całości pokrywa się ze specyfikacją.
Rezonanse vs spektrum pasma przenoszenia
Na przykładzie jednej z prób pomiarowych, dla uzyskania maksymalnej rozdzielczości, wyłączyłem wygładzanie i przeszedłem w tryb odczytu bezwzględnie surowego:
Widać, że słuchawki mają ewidentny problem w średnicy i coś wpływa negatywnie na ich odczyt. Jeśli miałbym wytypować przyczynę, może to być brak naniesienia ścieżki na całość membrany, w efekcie tworząc sztuczny balast. Ale tu już trzeba byłoby się nad tym pochylić znacznie bardziej dokładnie i najlepiej w osobnej publikacji.
Powtarzalność obserwacji w innych recenzjach
Przeglądając sieć w poszukiwaniu podobnych odczytów, natrafiłem na pomiary Aryi Organic w serwisie Soundnews, w których wykresy wszystkich modeli Arya bardzo mocno się pokrywały. Był również wykres THD, który wyglądał bardzo kiepsko, ale i tak został okraszony stwierdzeniem:
Their THD reading is great, a usual sight for high-performance planar headphones, reaching as high as 3% in the bass and treble, but usually staying in the neighborhood of 0.2% which is great.
Pomijając próbę wybrnięcia z kwestii pokazania problemów z rezonansami za sprawą dobrania sygnału testowego na 300 Hz, jeśli mamy THD wynoszące 3% na basie i sopranie, to wynik ten jest gorszy niż w lampach. Bez względu na to, co próbuje się tu zrobić z logiki, stwierdzenie o zwyczajowym widoku takich wyników jest zwyczajnie błędne.
Raz, że przykładem niech będą FiiO FT5, będące jak sądzę przedstawicielem „high performance planar headphones”. Słuchawki absolutnie nie mają żadnych problemów z THD i to nawet na wysokim SPL-u. Nawet moje własne LCD-XC mogę postawić tu na stole i będę miał normalnie zachowujący się przetwornik. Oba modele to technika magnetostatyczna, jedne są otwarte, a drugie zamknięte.
Dwa, że jeśli zwyczajnym jest mieć takie THD dla „high performance planar headphones”, to ta technika wytwarzania przetworników właśnie się skończyła i wraz z tym twierdzeniem przegrała z klasycznymi dynamikami. Kosztujące 200 zł, czyli dwa komplety padów do Hifimana, dynamiczne JVC SR100X to co to w takim razie jest? Jak nazwiemy tak mierzące się słuchawki? Ultra performance? Ultimate performance? Dlatego jak rozumiem ma to zmiękczyć użytkownika i obniżyć jego wrażliwość co do skali obserwowanego zjawiska.
Próbowałem szukać również czegoś sensownego w naszym krajowym Internecie, ale nie znalazłem ani jednej nawet próby pomierzenia tego modelu. Można dzięki temu umieścić w danej recenzji wszystko co tylko się chce. Pozostawia to innych bez możliwości zweryfikowania, czy samemu również uzyskuje się przynajmniej podobne wyniki. Musimy więc radzić sobie sami i tu właśnie ogromnym plusem są wcześniej testowane Anandy Nano oraz wspomniane FT5. Pierwsze pokazują, że podobna sytuacja zachodzi w zupełnie innym modelu tego samego producenta, a drugie, że sytuacja może kompletnie nie zachodzić w jeszcze innym modelu od zupełnie innego. Co więcej, Anandy Nano zostały pomierzone w serwisie Audio Science Review i tam ich zachowanie co do THD oraz rezonansów było identycznie zastanawiające, co u mnie. Traktuję to więc jak dowód pośredni wskazujący na to, że słuchawki te rzeczywiście mierzą się tak, jak na załączonych obrazkach.
Całokształt jakości dźwięku Hifiman Arya Organic
O ile Aryi Organic da się słuchać w niższych głośnościach, które są po prostu dla nas normalne, o tyle nie neguje to faktu problemów konstrukcyjnych całej linii tych przetworników. To trochę tak, jakby jeździć samochodem, który bez problemu rozpędzi się do 70 km/h, ale powyżej zaczyna wibrować, wariować i jest bardzo trudny do utrzymania na drodze. Cóż z tego, że dałoby się nim jeździć bez problemu po mieście, skoro powyżej pewnej prędkości dzieją się z nim poważne problemy? Oczywiście przykład jest trochę przerysowany, tym bardziej, że autem możemy spowodować wypadek i ucierpią na tym ludzie lub my sami, a słuchawki raczej krzywdy nam nie zrobią, nawet w momencie destrukcji jednego z przetworników (po prostu dźwięk zgaśnie). Ale myślę, że każdy doskonale rozumie, co mam na myśli. Tym bardziej, że testy i atesty wydaje się np. przy 100 km/h (przykładowo), toteż takie auto nie spełniałoby norm. Tak właśnie jest z Hifiman Arya Organic, poniekąd też z Ananda Nano. Słuchawki zrobią nam bez problemu 70 dB SPL, na tej głośności słucha większość ludzi, ale jakakolwiek certyfikacja, ewaluacja, weryfikacja nie jest możliwa.
To oczywiście wymiar pomiarowy. A jak jest odsłuchowo? Bo choć Arye wypadły bardzo zastanawiająco w pomiarach, to z automatu powstaje identyczne pytanie, jak przy Anandach: czy granie Arya Organic jest w rzeczywistości tak samo zastanawiające, tj. w odbiorze subiektywnym?
Niestety w trakcie odsłuchów słuchawki także męczyły mnie swoim dźwiękiem. Uderzało mnie też zbyt duże podobieństwo z pierwszymi Aryami pod kątem strojenia. Na początku odsłuchów dwa przeświadczenia kołatały mi w głowie:
- dźwięk jest niesamowicie wtórny względem Anand Nano i w sumie nie dostaję tutaj niczego nowego lub wyróżniającego się wyraźnie na ich tle, aby móc nawet z pamięci poprawnie je od siebie odróżnić,
- coś w ich dźwięku było dla mnie nie tak, ale nie byłem w stanie określić dokładniej przyczyny.
Słuchawki od startu nie zrobiły na mnie takiego wrażenia, jak Edition XS, które były mimo wszystko jakby lepiej wyważone. O dziwo bez problemu dawało się tego na początku słuchać, ale po dość krótkim czasie pojawiało się uczucie znużenia, a potem zmęczenia i poczucie irytującej wtórności. Choć słuchane przeze mnie gatunki muzyczne premiują ich właściwości sceniczne oraz równy tonalnie bas, są to tak naprawdę dwa jedyne mocne punkty programu, które równie dobrze możemy znaleźć także w Anandach Nano oraz Edition XS. Zmiana repertuaru na muzykę kinową, jazz, klasykę, wokalną, nie dawała jednoznacznego rozstrzygnięcia tematu. Wręcz czułem się trochę głupio, bo wyglądało to tak, jakbym na siłę starał się szukać tym słuchawkom zastosowań. Znów kłania się recenzja Quadów, pod którą próbowano udowadniać jak wspaniałe i cudowne są to słuchawki ze względu na pady dopasowane do konkretnej muzyki. To trochę tak, jakby na potrzeby albumu X przenosić kolumny do salonu, a przy albumie Y iść z nimi do kuchni. Przecież to kompletny absurd. Dobre słuchawki zagrają wszystko poprawnie i bez takich zabiegów.
Mało tego. Jeśli zauważalnie tańsza konstrukcja (tj. Edition XS) osiąga tu lepsze wyniki pomiarowo-odsłuchowe niż ta droższa (Ananda Nano) i znacznie droższa (Arya Organic), to definitywnie coś jest nie tak. Jakoś nie wierzę, że Hifiman, dysponując ogromnym budżetem i projektując swoje słuchawki od ładnych paru lat (recenzje pojawiały się już w 2010 roku), nie dysponuje sprzętem pomiarowym i nie weryfikuje swoich produktów przed wprowadzeniem na rynek. Dla absolutnej pewności, swoje wyniki pomiarowe i obserwacje skonsultowałem z paroma osobami z doświadczeniem i wykształceniem technicznym. Nie stwierdziły one uchybień.
Czy zatem „chińskie planary” nie mają sensu na dłuższą metę sensu? Trudno powiedzieć, bo do tego trzeba naprawdę szerokiego spektrum danych. Obawiam się, że w sytuacji, gdy ze względu na pomiary sporo marek słuchawkowych trafia na testy jedynie dzięki uprzejmości i gestom ze strony osób prywatnych, nie posiadam możliwości ustalenia faktycznej kondycji wytwórczej wiodących producentów na rynku. Co więcej, przykład np. FT5 pokazuje, że jednak można stworzyć tanie, dobrze wykonane i czysto grające słuchawki. Tak więc znak zapytania przy zasadności stosowania przetworników magnetostatycznych ponad elektrodynamicznymi, które też wbrew pozorom nie stoją w miejscu i cały czas się rozwijają, pojawia się tylko przy markach takich jak Audeze czy Hifiman. Na pewno w jakimś stopniu wynika to z popularności obu. Ale i tak mam wrażenie, że drivery magnetostatyczne zostały na pewnym etapie zbyt mocno rozdmuchane marketingowo i wypromowane jako najwyższa i ostateczna forma techniczna, gwarantująca jakość dźwięku w słuchawkach. I na przykładzie Ananda Nano czy Arya Organic widać, że zaczyna to powoli zjadać własny ogon. Ale nie tylko. Jest jeszcze poniekąd i Quad, zwłaszcza ze względu na podobno dużą awaryjność.
Jest mi o tyle smutno, że nie są to słuchawki moje, tylko innego użytkownika, który możliwe, że jest z nich bardzo zadowolony. Audio to hobby o wielu twarzach, a recept na zadowolenie jest multum. Arye Organic niestety recepturą na moje zadowolenie nie są, choć nie znaczy to, że nie mogą być na cudze. I to wbrew pomiarom, które choć są przełożeniem rzeczywistości na coś wymiernego, zawsze będą filtrowane przez realne możliwości słuchu użytkownika. Naprawdę bardzo starałem się Arye Organic docenić, ale mimo wszystko nie mogę ocenić ich inaczej niż opisałem, czyli szczerze.
Porównania z innymi modelami
Teoretycznie moglibyśmy jeszcze przejrzeć sobie pomiary pod kątem porównania Aryi Organic z kilkoma innymi parami słuchawek, przede wszystkim dynamicznymi, aby zobaczyć jak przebiega tu rywalizacja określonych technologii, ale przy takich pomiarach nie ma to kompletnie żadnego sensu i nie byłoby zbyt obiektywne. Nie jest żadnym problemem wykazać, że np. Sennheisery HD800S czy AKG K1000 będą miały inne (w ogromnej większości lepsze) przebiegi THD+N przy wcale nie małych pułapach SPL i wykażą się problemami tylko tam, gdzie konstrukcyjnie jest to w ich przypadku oczywiste.
THD dla HD800S na przykładzie jednego przetwornika:
HD800S, tak samo jak niegdyś HD800, to często moja główna para kontrolna, jeśli chodzi o sprzęt. Ale nie tylko. Słuchawki mierzą się jak planary, mając w sobie mnóstwo jakości i będąc tylko dynamikami. W tej samej cenie co Arye Organic.
To samo dla K1000:
Zniekształcenia w K1000, ale dla niższego poziomu SPL, można porównać bezpośrednio z danymi dla 82 dB SPL i nadal zauważyć sporą różnicę. Daje to do myślenia.
Tak samo mocno do myślenia daje sytuacja, w której słuchawki magnetostatyczne przegrywają w temacie jakości dźwięku z alternatywami na przetwornikach dynamicznych. Przez lata propagowano zresztą tezę, że magnetostaty są w każdej sytuacji lepsze od dynamików i oferują cechy w zasadzie niedoścignięte. To nic, że HD800S nie są słuchawkami nowymi, tym bardziej K1000. Ba, to są już w zasadzie zabytki. Zawsze możemy wyciągnąć ponownie na wokandę JVC SR100X albo sięgnąć po coś faktycznie nowożytnego i dostępnego w sklepach, jak np. Austrian Audio Hi-X60:
Słuchawki kosztują 1300 zł, do tego są modelem zamkniętym, a więc gorzej powinny sobie radzić z tłumieniem fali akustycznej. I faktycznie, są dwa takie miejsca na wykresie. Dwa. W żadnym z nich słuchawki nie przekraczają 1% THD. Nie mówiąc o 12%. Gdybym napisał w recenzji, że zamknięte, dynamiczne Hi-X60 za 1300 zł są jednoznacznie lepsze jakościowo od otwartych, planarnych Arya Organic za 7000 zł, raczej trudno byłoby w nie uwierzyć na słowo. Dlatego wolę to pokazać na wykresie. Hi-X60 można też bardzo ładnie modować dampingiem bezpośrednio w muszlach, ale tutaj oczywiście pomiar był rejestrowany w słuchawkach w formie fabrycznej.
Opłacalność Hifiman Arya Organic na tle innych modeli
Na tym etapie wiemy już, że słuchawki nie wprowadzają niczego nowego, nie oferują poziomu jakościowego adekwatnego do ceny, a do tego nie potrafią technicznie konkurować w pełni nawet z wielokrotnie tańszymi przeciwnikami, którzy na tym samym sprzęcie i tym samym torze wypadają pomiarowo znacznie lepiej. Problemem Hifimana jest tutaj nawet jego własna oferta, bo pod postacią już nawet nie Edition XS, ale też i starszych modeli, które nie pamiętam, aby miały takie problemy.
Sytuacja rysuje się więc w czarnych barwach. Bo jeśli nie dostajemy tu „lepszego” strojenia (np. bardziej naturalnego, bo tak interpretowałbym tu „lepszość”), nie dostajemy lepszej jakości (czyli czystości), wyposażenie się nie rozrasta i nie polepsza (ten sam sztywny kabel co w starych Aryach, brak całkiem fajnego kuferka z Anand Nano), a pakowanie jest jakie jest i różni się jedynie naklejkami na kartonach, to warto postawić sobie pytanie warte dokładnie 7000 zł: za co tak naprawdę płacimy w tym modelu i dlaczego kosztuje on dokładnie tyle, że wychodzi dwa razy jak Anandy Nano?
Aczkolwiek cena nie jest jak widzę jednorodnie trzymana i są sklepy, które oferują je taniej, bo za 6200 zł (w chwili pisania tekstu). Nawet jednak w niej trudno jest mówić o opłacalności tego modelu. 800 zł różnicy daje nam przestrzeń na dodatkowe zakupy, takie jak wzmacniacze czy nawet i okablowanie, jeśli fabryczne będzie nie do zniesienia, ale i tak „nie czuję” jako konsument pieniędzy, które tu wydaję. Jeśli patrzeć na tak zbudowany system przez pryzmat absolutnej jakości dźwięku, da się lepiej, da się czyściej, a ponad wszystkim na upartego nawet taniej.
Warto tu zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz: dziwną dwukrotność ceny. Zwróćmy uwagę na obecną przekrojówkę Hifimana. Mamy Edition XS. Ile kosztują katalogowo Anandy Nano? Dwakroć tyle. Mamy Anandy Nano. Ile kosztują katalogowo Arye Organic Nano? Dwakroć tyle. Wszędzie ta sama obudowa, bardzo podobne lub wręcz identyczne strojenie, a jedynie różne kable, pałąki i raz tylko etui zamiast pianki oraz poliuretanowego stojaka. Wygląda to strasznie sztucznie i bez przełożenia na rzeczywistą wartość produktu.
Opłacalność zakupu pomniejsza również Thomann, w którym słuchawki można zakupić za 5700 zł, a więc przynajmniej o kolejne 500 zł taniej w chwili pisania recenzji, niż w Polsce. Za to można kupić sobie Tempotec’a Sonatę BHD PRO i mieć ultra-czyste i dobre źródło nawet pod takie słuchawki, jak Arya Organic. Jak to jest, że „u Helmuta” mamy te słuchawki taniej niż w Polsce i do tego z darmową wysyłką, lepszymi warunkami zwrotu i dłuższą gwarancją?
Względem sklepów mających cenę 7000 zł, jest to zaś już 1300 zł różnicy i za te pieniądze możecie kupić sobie w ogóle bardzo fajne, czyste źródło pod większość słuchawek, porządny interfejs studyjny, albo niewiele do tego dołożyć i nabyć już wprost wybitne urządzenia, jak np. Loxjie D40 PRO. Jeśli dobrze poszukać, to udałoby się też zmontować np. Toppinga DX3Pro+ wraz z jakimś Sabajem, które sumarycznie dadzą nam THD+N na takim poziomie, że żadne słuchawki nie wyczerpią tego zapasu jakości. I czym się będą różnić obie pary, tj. za 5700 zł i 7000 zł? Tylko tym w którym sklepie będzie realizowana gwarancja i że jeden z nich jest w Niemczech. Ale też gwarancją. Zamiast naszych krajowych 14 dni na zwrot oraz 2 lat gwarancji mamy 30 dni i 3 lata gwarancji. Za ten sam produkt, który kosztuje mniej. Ale nawet na zdjęciach w Thomannie widać, że lewy earpad jest krzywo obszyty na krawędzi. Prawy też jest zdeformowany na szwie wewnętrznym. Sytuacja z Anandą Nano nie jest więc jednostkowym przypadkiem i chyba po prostu taka jest kontrola jakości u tego producenta.
Podsumowanie
Recenzja Hifiman Arya Organic była bardzo ciekawą przygodą, zwłaszcza z perspektywy możliwości zbadania ich od strony technicznej. Nie dość, że rozwiało to multum wątpliwości i niepewności narosłych podczas poprzedniej recenzji modelu Ananda Nano, to jeszcze stało się swoistym papierkiem lakmusowym dla niektórych treści i twierdzeń, jakie spotkać można w sieci. W efekcie recenzja stała się kompleksową analizą techniczną modelu Arya Organic i jednocześnie trzecią próbą pomiarową modelu tego producenta w prostej linii.
Niestety Arye Organic nie pokazały ani nowej jakości na tle Anandy Nano, ani wartości dodanej w stosunku do Edition XS w kontekście sporej dysproporcji cenowej. Nie otrzymujemy tutaj nic szczególnie się wyróżniającego, a wręcz kręcimy się w kółko: zmieniając tylko drobne detale i próbując na siłę coś z tego urzeźbić. Do tego stopnia, że część różnic może wynikać z tolerancji w produkcji driverów. Niesamowicie dziwi mnie, że w tańszych produktach można znaleźć lepsze wyposażenie, a w starych modelach wręcz dokładnie te same części. Tak więc nawet odrzucając argument o wtórności brzmienia względem poprzedników, pozostają względy techniczne i użyte materiały w stosunku do ceny, które przy dawnych HE1000 na początku wydawały się w porządku, ale z czasem defekty dawały o sobie znać. Dość wspomnieć, że jeden z dwóch pierwszych egzemplarzy w Polsce miał wtedy problem z uszkodzoną opaską już od nowości i bardzo szybko uległ awarii jeden z driverów. Wtedy słuchawki te kosztowały ok. 12 tysięcy. Była to kompletna nowość, duży kredyt zaufania i tolerancja dla wieku dziecięcego. Dziś moje podejście jest znacznie bardziej krytyczne, ponieważ od czasu premiery HE1000 minęło dobrych parę lat i przewinęło się mnóstwo modeli w portfolio producenta. Ogromne pole do popisu w zakresie ulepszenia wszelkich bolączek. Tymczasem:
- Jakość wykonania typowo „hajfimenowa”, a więc pałąk podatny na wyginanie, zadrapania farby, z potencjalnie urywającą się opaską i wyrabiającymi bloczkami pochodzący z HE400i. Do tego widełki metalowe wypełnione plastikiem, okleina zamiast drewna i po raz setny ten sam projekt do znudzenia. Przetworniki mające różne pomiary THD również zaliczyłbym na poczet jakości wykonania, a dokładniej różnic produkcyjnych. Przy tak wysokiej cenie, po tylu latach i u takiego producenta jak Hifiman powinniśmy oczekiwać już znacznie więcej i choć można próbować bronić się argumentem o byciu egzemplarzem używanym, całkowicie nowe Anandy Nano miały miejscami jeszcze gorsze wyniki. Z tego powodu słuchawki otrzymują ocenę jedynie 4/10. Choć pady różnią się także i w tym egzemplarzu, z racji bycia używanym, nie będę wliczał ich do oceny.
- Dźwięk po raz kolejny nie jest żadnym progresem względem poprzednika, za to dostajemy sporo zniekształceń, których absolutnie nie powinno tu być. Co więcej, są one jeszcze bardziej nieprzewidywalne niż u dwu-trzykrotnie tańszych pozycji tego samego producenta. Poza tym tonalnie to typowy Hifiman: bardzo fajny bas i wcale nie najgorsza przestrzeń, które mocno ratują je w ocenie, ale góra trochę za jasna i przez to męcząca. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że takie brzmienie możemy nabyć w innych modelach Hifimana i to lepiej nawet dobrane proporcjonalnie, toteż trudno jest mi wskazać sens istnienia lub jakieś specjalne wyróżniki modelu Arya Organic. Za dźwięk dałbym im maksymalnie 6/10, ale uwzględniając najniższą cenę tych słuchawek w sklepach zagranicznych w momencie pisania recenzji. W przypadku naszych krajowych cen, które są wyższe, niestety ocena będzie niższa i oscylowała w granicach 5/10.
- Ergonomia byłaby taka sama jak w innych modelach, a więc bardzo dobra, gdyby nie fatalny kabel sygnałowy, który jest zbyt sztywny, zbyt mikrofonujący i za krótki, choć zakończony dużym jackiem. Splot dziwnych decyzji i rozwiązań w zbyt wysokiej cenie. Ponad wszystkim kumulacyjny zapach gumy niczym ze sklepu rowerowego, który negatywnie wpływa na samopoczucie, a także konieczność uważania na głośność. Dlatego niestety tylko 5/10.
Z oceną końcową na poziomie 4,7/10 niestety Arye Organic szału nie robią. Nowe nazewnictwo i wyższe ceny w kontekście kosmetycznych zmian w dźwięku wyglądają, jakby miały zamarkować progres, nie mając tak naprawdę nic wspólnego z rzeczywistym wkładem materiałowym i jakością dźwięku zauważalnie lepszą od poprzedników. Doliczmy do tego użycie „starych” części wraz z powtarzającymi się po raz kolejny problemami z kontrolą membrany. Póki nic się u Hifimana nie zmieni, każda kolejna recenzja słuchawek tego producenta będzie jak pudełko czekoladek – nigdy nie będzie wiadomo, na co się trafi. O ile producent nie wprowadzi radykalnych zmian do projektu, nie wyrówna brzmienia, ale przede wszystkim nie uspokoi kolosalnych rezonansów konstrukcji, twierdzeniom handlowców o gęstym prądzie, asymetrycznych padach, amatorskich testach i sfatygowanych egzemplarzach nie będzie końca.
Jednocześnie słuchawek nie można jednoznacznie odradzić i stwierdzić, że są kompletnie nic nie warte. To zupełnie nie tak. Mają swoje atuty, mają wygodę użytkowania (zwłaszcza po wymianie kabla), na niskich poziomach głośności spokojnie daje się ich słuchać z należytą jakością. Dlatego ocena końcowa to nie 1 na 10, tylko ponad 4, prawie 5. Gdyby te słuchawki miały adekwatną jakość wykonania i dźwięku do ceny, powyższa recenzja miałaby zupełnie inny wydźwięk. Niemniej jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję p. Cezaremu za możliwość w ogóle pochylenia się nad jego słuchawkami w tak dokładny i wnikliwy sposób.
4.7/10
Sprzęt w momencie pisania recenzji jest dostępny do kupienia za ok. 6200-7000 zł (sprawdź najniższą cenę i dostępność)
Zalety:
- przewiewne i otwarte
- dużo miejsca na uszy
- odpinane okablowanie
- fajny niski bas
- obszerna scena
- dobre do muzyki elektronicznej i przestrzennej
- mogą nadawać się jako słuchawki do gier
Wady:
- jasność i przesunięcie barwy z racji szeroko podniesionego sopranu
- bardzo skromna skala różnic względem pierwszej Aryi
- wyraźne punktowe wybicie THD na sopranie już przy niskich głośnościach
- katastrofalne pomiary THD na wyższych natężeniach: duże problemy z kontrolą membrany
- powolne oddawanie nieprzyjemnego zapachu gumy
- wady konstrukcyjne pałąka/opaski mogące skutkować po czasie zerwaniem lub rozregulowaniem mechanizmu posuwu
- bardzo łatwy do zadrapania lakier
- ostre krawędzie grilla maskującego
- ciąg dalszy oszczędzania na wszystkim co się da, czego dowodem są „stare” części
- powrót do sztywnych kabli
- bardzo niska opłacalność na tle nawet własnej oferty Hifimana
Testował Pan też zwykłe Arie Stealth Edition z 2020? Są delikatniejsze od nano w odbiorze, bardziej basowe.
Tak jak pisałem w recenzji, testowałem tylko pierwsze Arye nie-Stealth (V1).
Plus dla Ciebie mistrzu, poradziłeś mi kiedyś HD800 i po „SuperDupont Resonator” modzie i wymianie na pady skórzane to strzał w dziesiątkę, tak samo zgapiłem z tego art. Tempotec’a Sonatę BHD PRO i kupiłem w promocji na ali za 250 zeta, i to był też strzał w 10, detale jak w ES9038Pro (topping dx7 pro) za 3k, znacznie lepszy od alternatywy moondrop dawn. Mam nadzieję, że nigdy nie przestaniesz prowadzić tej strony i testować sprzętu!
❤️
Zalety:
+ piękne wzornictwo
+ solidne wykonanie
+ wysoka ergonomia
+ szeroka regulacja rozmiaru
+ pojemne nauszniki
+ solidny kabel
+ wysoka synergiczność
+ muzykalne brzmienie wysokiej klasy
+ szeroka i holograficzna scena dźwiękowa
W tescie Kropka Audio wypadly fantastycznie.Szok ze tak roznie sa postrzegane.
Jeśli ma Pan pomiary Panie Mariuszu, to nie jest to kwestia postrzegania, a faktów i liczb. Jeśli w czyjejś recenzji nie ma żadnych danych wymiernych, to szczerze nie mam się nawet do czego odnieść na tym samym poziomie argumentacji i płaszczyźnie merytorycznej.