Słuchawki Soundcore Q20i by Anker, bo tak brzmi ich pełna nazwa, przewinęły mi się jakiś czas temu jako rzekomo pierwowzór dla Haylou S35 ANC. Padły nawet sugestie, że jedne są klonem drugich. O ile nie pomyliłem modeli i faktycznie chodziło o Q20i, postanowiłem skorzystać z okazji i sprawdzić je na własną rękę, czy aby faktycznie jest w tym cała prawda, też prawda, albo wiadomo jaka prawda. A nic tak skutecznie nie potrafi powiedzieć nam „sprawdzam”, jak wrzucenie wszystkiego pod lupę pomiarów i kroczącymi za tym porównań.
Jakość wykonania i konstrukcja
Producentowi trzeba przyznać, że napisał prawdę na pudełku. Słuchawki dostać można w dwóch wersjach kolorystycznych. Z racji kolorystyki bloga, wybrałem wariant granatowy, a co.
Soundcore są przedstawicielami można powiedzieć klasycznej linii zamkniętych słuchawek wireless nastawionych na wysoką mobilność. Wszystko jest tu wykonywane wg tego samego wzoru, który spotykaliśmy już m.in. właśnie w Haylou czy Teufelach. Plastikowa konstrukcja, mechanizmy składania, BT (5.2 z dual pairingiem) z ANC (Hybrid) i opcją analogową (jack 3,5 mm TRS), zintegrowane pady i inne elementy eksploatacyjne dla maksymalnej szczelności.
Ale nawet bez wodotrysków, Q20i trzymają dobry standard. Plastiki nie odpadają, a słuchawki nie sprawiają wrażenia odlanych z przetopionych zabawek z lokalnego bazaru, choć łatwo można je zarysować nawet paznokciem. Obicia nie są najtańszą ceratką rodem jak ze słuchawek z marketu. Taniość zdradzają jedynie drobne elementy albo np. odlewy na krawędziach plastików tu czy tam. Nic jednak co zwracałoby mocno na siebie uwagę.
Wzmocnienia metalowe to też już w zasadzie standard. Słuchawki mają wyczuwalny nacisk do głowy, ale można uznać je za całkiem wygodne. Choć jest to format pomniejszony wokółuszny, moje nie narzekały na brak miejsca w środku lub kolizję z jakimiś elementami.
Przyciski umieszczono na prawej słuchawce, ale są one bardziej po zewnętrznej osi niż wewnętrznej. W efekcie na tle S35 czy Px7 S2e miałem nieco problemów z przyzwyczajeniem się co do ich położenia. Na szczęście nie tyczyło się to ich funkcji i sterowania.
We wnętrzu znajdziemy 40mm przetworniki dynamiczne oraz pojemną baterię dającą – identyczny co w Haylou – czas pracy odpowiednio 40 i 60 godzin z oraz bez ANC. Nawet 5 minut ładowania daje nam już od razu kilka godzin użytkowania, więc powerbank jest świetnym akcesorium jakie warto mieć ze sobą w podróży.
Nie napotkałem przy tym na jakieś specjalne problemy w postaci przemożnych szumów albo przebić. Wszystko było w najlepszym porządku w testowanym egzemplarzu. Miła to odmiana.
Na koniec taka drobna uwaga: choć słuchawki posiadają certyfikację Hi-Res Audio, nie ma ona tu żadnego znaczenia i można ją bez problemu zignorować. Mało tego, wręcz wprowadza ona w błąd, bowiem słuchawki jako całość nie spełniają jej założeń. O tym dlaczego, być może napiszę w osobnym artykule poświęconym temu standardowi, właśnie na przykładzie Q20i. Przy Haylou nie zwróciłem na to nawet uwagi, ale widzę postępujący i dezorientujący nas, użytkowników, trend. Aczkolwiek wystarczyłoby się wczytać w definicję Hi-Res Audio, sprawdzić jakie parametry dokładnie wprowadza standard Audio CD, aby zauważyć, że już na etapie kodeków słuchawki nie spełniają wymogów certyfikacji Hi-Res.
Jakość dźwięku Soundcore Q20i
W tym akapicie skupię się przede wszystkim na jakości dźwięku i strojeniu trybu ANC, jako że daje on najlepsze rezultaty i jest najpełniejszym sposobem wykorzystania słuchawek w praktyce. Wszystkie ustawienia są oczywiście domyślne.
Tryb ANC
Słuchawki prezentują się tu bardzo okazale, choć troszkę nierówno:
Wykres psychoakustyczny:
Nie chodzi o równość w sensie tonalnym, bo wiele słuchawek równych nie jest i być nie może (izofona się kłania oraz cały szereg uwarunkowań fizycznych i ograniczeń mechanicznych), ale o płynność przebiegu tonalnego i jego jednostajność.
Paradoks Q20i polega jednak na tym, że słuchawki grają przez to emocjonująco i interesująco. Opiera się to w dużej mierze na albumach, które doskonale znam i mniej więcej wiem jak każdy dźwięk w utworach tam się znajdujących brzmi. Otóż z Soundcore nigdy nie wiadomo, czy nie zachowają się nieco dziwnie, nietypowo, ale wciąż bez afrontu wobec muzyki. Coś w tym stylu mamy tutaj.
Spodziewamy się w partii P utworu U otrzymać dźwięki D o barwie B, ale lekkie nierówności Q20i powodują, że zamiast B, otrzymamy C. Albo A. Bo tak. Bo słuchawki mają w tym miejscu akurat albo odpust, albo trochę więcej energii.
W efekcie siedzimy i wsłuchujemy się w te same utwory, odkrywając ich brzmienie na nowo. Nie z perspektywy jakości dźwięku, choć jeśli Q20i mają być naszym upgrade’m, to efekt będzie jeszcze dodatkowo spotęgowany. Chodzi tu bardziej o nieprzewidywalność, umiejętność zaskoczenia, ale na zasadzie bardziej kreatywności, niż błędu.
Wszystko to komponuje się w jedną spójną całość wraz z charakterem Q20i, który jest żywiołowy i energetyczny za sprawą podniesionych skrajów. Nie są one podniesione na potęgę, albo wprost na pałę, a przynajmniej nie w trybie ANC. Sam system również wzmacnia nam poziom wrażeń, bowiem odcina od otoczenia i pozwala wsłuchiwać się z jeszcze większą uwagą w dźwięk. Taki trochę system naczyń połączonych.
W praktyce wszystko to sprawiało, że w Q20i słuchało mi się muzyki wprost wybornie. I to nie jakieś plumki ślumki, tylko ciężkich, mocnych, dynamicznych utworów z rozmachem i wygarem, jakby wtórując i kontynuując robotę po testach SR100X.
Ale i inne gatunki brzmiały nad wyraz ciekawie w Q20i. Nawet słuchając klasyki czy muzyki operowej, miałem wrażenie, jakbym obcował przynajmniej z porządnym kinem domowym. Solidna podstawa basowa nadawała muzyce powagi i potęgi, a nieprzesadzona w żadnym wypadku góra utrzymywała świetny balans między detalicznością, barwą i szybkością. Delikatnie wciąż po tej jaśniejszej stronie, ale żadnej nosowości i podniesienia barwy ponad zasadny pułap.
Q20i są więc przedstawicielem tych słuchawek, które celują w efektowne brzmienie na planie sensownego „V”. A przynajmniej tak się może wydawać.
Scenicznie też prezentują się całkiem dobrze, czego zasługa leży w lekkim odpuszczeniu tematu średnicy, powodując wrażenie przestrzeni tuż przed nami i w naszym najbliższym otoczeniu. Generuje to bardzo subtelne wrażenie efektu halowego, który jest jak najbardziej prawidłową implementacją w słuchawkach.
Pozostałe tryby pracy
Jeśli chodzi o tryb Transparent, jest on identyczny jak tryb Normal, czyli czyste BT. Producent jednak chcąc wyjść nam naprzeciw, zagrał va banque i stwierdził, że potrzebujemy wtedy „rekompensaty” za brak ANC. Efekt?
Wywalony pod sufit bas. Niestety przebija tym nawet JVC SR100X i przykro mi, ale nie jestem w stanie bez problemu słuchać tego, co serwują Soundcore. Może dla kogoś będzie to w porządku, bo basu będzie miał pod dostatkiem, ale chyba tylko zaawansowanego basoluba to usatysfakcjonuje na dłuższą metę (nie ma to nacechowania negatywnego). Albo osoby przebywające w bardzo głośnym otoczeniu, które walcząc z jednym hałasem robiącym im krzywdę, uczynią sobie identyczną krzywdę drugim hałasem, tyle że własnym. Ma to taki sens jak próba przewrócenia hełmu na drugą stronę.
Sytuacja nie wygląda lepiej w przypadku połączenia kablowego:
Tu mam bardzo mocne skojarzenia ze wspomnianymi JVC, ale w gorszej od nich realizacji. Słuchawki nastawiają się na ekspozycję wyższych partii basowych oraz robią ten sam efekt, co SR100X, a więc zostawiają szpilę w detalu oraz ujmują wyższej średnicy. To właśnie te rzeczy producent starał się najprawdopodobniej „naprawić” w trybie ANC, uwzględniając jeszcze konieczność kompensacji od basu, jeśli takowa byłaby potrzebna.
Samo strojenie, mimo iż mocno eksponuje w ten sposób efekt „pudełka”, nie jest jednoznacznie złe, ale pracuje wyraźnie na korzyść trybu ANC.
Dlatego też niestety, ale jesteśmy na swój sposób skazani w Q20i na wykorzystywanie ich albo w trybie pełnym z ANC, albo w ostateczności po kablu. A przynajmniej jeśli nie użyjemy aplikacji producenta (jeśli w ogóle możemy, bo na K004 nie mam takiego luksusu) lub EQ wbudowanego w nasz odtwarzacz. Czy to źle? Teoretycznie nie, o ile nie interesuje nas maksymalizacja pracy na baterii.
Z tej perspektywy trudno powiedzieć, żeby Q20i nie miały w sobie pewnych ograniczeń. Trudno jest mi ocenić ich wagę, bo tak samo cenię sobie możliwość wykorzystania pełni możliwości produktu, jak i jak najmniejsze obciążenie dla ogniw, tak więc muszę to pozostawić w zakresie finalnej oceny każdego z Was. Sam osobiście nie uważam tego za element przekreślający użytkowanie Q20i w jakimkolwiek stopniu, aczkolwiek Haylou S35 preferuję i używam właśnie z ANC wyłączonym, wyciągając bez problemu te 60 godzin, także w rozmowach telefonicznych.
EQ i aplikacja producenta
Pozwoliłem sobie później jeszcze raz założyć słuchawki na fantom pomiarowy, by spróbować zmierzyć się z tematem EQ, dosłownie i w przenośni.
Okazało się, że wykorzystując opcję podwójnego parowania, słuchawki mogę połączyć zarówno z komputerem testowym (Arch Linux, Intel AX210), jak i telefonem (Realme 9 Pro+), który pełni w takiej sytuacji rolę… pilota zdalnego sterowania.
Choć aplikacja usilnie chce, abyśmy utworzyli konto i się logowali, nie musimy tego robić.
W aplikacji mamy tak naprawdę tylko dwa ustawienia początkowe: domyślne podbicie basów (aktywne fabrycznie) oraz własny EQ (możemy mnożyć sobie własne ustawienia w oparciu o suwaki +/- 6dB w 8 zakresach).
Tak wyglądają przebiegi w praktyce dla lewego kanału gdy EQ zastosujemy kompletnie płaski. Tryb ANC:
Tak zaś dla trybu BT:
W oczy powinna rzucić się ciekawa właściwość. Zmiany tonalności między tymi trybami różnią się. W trybie ANC mamy bardzo szeroko poprowadzone podbicie +6 dB w okolicach 300 Hz, które rozlewa się na ogromny fragment brzmienia słuchawek, od 20 Hz do 3 kHz.
Z kolei w trybie BT jest to już podbicie ok. +5 dB, schodzące niżej i kończące się szybciej, bo jeszcze przed 1 kHz. Mamy więc różny Gain i Q. Czemu Anker tak zrobił? Nie mam zielonego pojęcia.
W praktyce niemożliwe jest więc opracowanie jednego skutecznego ustawienia EQ tak, aby było możliwe wyważenie obu trybów względem siebie. Jeśli podoba mi się dźwięk ANC z podbiciem basów, które de facto podbija mi też część średnicy i sprawia, że strojenie jest paradoksalnie bardziej naturalne, to nie mogę ustawić czegoś osobno dla trybu czystego BT.
Zmusza nas to do podjęcia decyzji – albo skupiamy się na 40 godzinach pracy i ANC, które ewentualnie będziemy sobie equalizować sami, albo na 60 godzinach za cenę większego kung-fu z equalizerem oraz braku aktywnej redukcji szumów.
Sama aplikacja też nie działa do końca idealnie. Podczas ustawiania EQ potrafiłem zmiany przez sekundę-dwie słyszeć tylko na jednej muszli, a w trakcie odtwarzania potrafiły pojawić się drobne trzaski/artefakty, jeśli akurat w tym czasie zmieniałem ustawienia equalizera.
Niemniej owszem, daje nam to pewne możliwości współpracy ze słuchawkami, jeśli tylko korzystamy z telefonu i mamy możliwość bardzo szybkiego „przeprogramowania” słuchawek w zależności od trybu w jakim pracują.
Ostatecznie mimo wszystko zdecydowałem się pozostać na trybie ANC z fabrycznymi ustawieniami podbijającymi bas (w rzeczywistości „basośrednicę”).
Czystość
Pod tym względem jest „w porządku”, ale zależy gdzie będziemy skupiali swoją uwagę.
W trybie ANC, lewy kanał:
Prawy kanał:
Ogólne THD utrzymuje się na poziomie 0,244% THD+N dla kanału lewego i 0,345% dla prawego, w zaokrągleniu dając nam ok. 0,3%. Jak na słuchawki za mniej niż 250 zł, jest to wynik bardzo dobry. Miejscami schodzimy na 0,05%, co jest wynikiem już wprost obłędnym i dzieje się to na basie. Ale oczywiście musi być też przeciwwaga i w sopranie punktowo można zanotować 1%, a nawet 1,4% THD.
W trybie BT, dla lewego kanału:
Dla prawego:
W punkcie pomiarowym jest ciekawiej, bo oscylujemy już w granicach ok. 0,17%, ale na basie otrzymujemy znacznie większe zniekształcenia, sięgające nawet 5,67%. To bardzo dużo, ale może być dużą zasługą sprzętowego DSP.
Zobaczmy sobie jak to wygląda w trybie analogowym, dla lewego kanału:
i dla prawego kanału:
Wartości THD wynoszą w dokładnie tym samym punkcie odpowiednio 1,51% i 1,47%. A mówimy tu o trybie czysto analogowym, bez udziału żadnej elektroniki. W punkcie pomiarowym uzyskujemy przyzwoite nadal jak na tą półkę cenową 0,297% i 0,263% dla kanałów lewego i prawego. Czyli znów oscylacja wokół wartości 0,3% (-50,5 dB).
Balans kanałów
Ten wyszedł Ankerowi wyśmienicie:
Przetworniki są bardzo dobrze ze sobą sparowane. Czasami jeden dominuje, czasami drugi, ale największe zmiany w tym względzie widzimy na dalekim sopranie, w którym bardzo rzadko pojawiają się konkretne, użyteczne dźwięki. Trochę w wyższej średnicy się dzieje, ale nie ma dramatu. Ogromna większość dysproporcji spokojnie w granicach tolerancji naszych uszu.
Aby mieć jakiś punkt odniesienia, sparowanie kanałów w niedawno testowanych Edition XS za 1700 zł:
My zaś mówimy o słuchawkach za mniej niż 250 zł. Tak więc najwyraźniej da się. Ale nie jest to wyjątek.
Dla porównania jeszcze JVC SR100X za 200 zł:
Nie zaryzykuję jednak tezy, że w tanich słuchawkach parowanie jest tak samo dobre, jeśli nie lepsze. Czasami jest to faktyczne przykładanie się do kontroli jakości, ale na ogół jest to tylko i wyłącznie szczęście (lub pech).
Rezonanse i impulsowość
W temacie impulsu, jako że słuchawki mają możliwość pracy z sygnałem analogowym „na czysto”:
Prawy:
Z kolei pod kątem rezonansów, lewy kanał:
Prawy kanał:
i CSD:
CSD bardzo ładnie pokazuje – przy zwiększonym zakresie czułości do 25 dB – jak wyglądają śmieci w Q20i na obu kanałach (L do R). Koreluje to z problemami z THD w rejonie basu.
Takie zachowanie może sugerować zarówno problemy po stronie komory, jak i kłopoty z opanowaniem membrany, a na co mogą wskazywać wychylenia membrany w końcowej fazie wygaszania sygnału. W praktyce wiele słuchawek ma tego typu właściwości uwidocznione na wykresach i jest to jedna z rzeczy wynikających z charakterystyki materiałów wykorzystanych do stworzenia przetwornika oraz jego pracy mechanicznej i jej kontroli. Nie da się tego obejść, zawsze będzie to występować. Można próbować to minimalizować, ale nie czarujmy się: w tak tanich słuchawkach każdy producent będzie miał to gdzieś i co mu wyjdzie z fabryki, to tak będzie zapakowane do środka.
Całokształt dźwiękowy
Jak widać Soundcore Q20i by Anker w kilku miejscach mają nieco problemów, ale w reszcie prezentują się naprawdę rewelacyjnie i przekłada się to na bardzo pozytywne wrażenia odsłuchowe.
Mówię tu oczywiście o ANC, bo brzmienie w trybie czystego BT jest dla mnie osobiście zbyt basowe. Rozumiem, z czego wynika podbicie basu w tym trybie, tak samo w trybie Transparent, ale na tle naprawdę świetnego strojenia w wariancie ANC, ogranicza nam to zastosowania tych słuchawek w sytuacjach nie wymagających mocnej kompensacji z otoczenia. Chyba, że bas w takiej ilości preferujemy i to ANC będzie dla nas „najgorszy”. Decyduje o tym finalnie użytkownik.
Ponieważ preferuję mówić jedynie za siebie, samo strojenie w trybie analogowym uważam za akceptowalne i znośne, zaś w ANC za bardzo sensownie zrealizowane. Mamy tu wyrównaną V-kę, coś na wzór Haylou, ale w rzeczywistości jest to bardziej zawieszenie się między S35 a Px7 S2e. Jest basik, jest rozmach, jest całkiem dobra scena, a słuchawki wybornie sprawdzają się w elektronice i wszystkim tym, co lubi się z lekko wyczynowym, energetycznym formatem.
Sparowanie kanałów jest przy takiej cenie wręcz wzorowe w testowanym egzemplarzu, a zniekształcenia harmoniczne ogólnie na sensownym poziomie, choć jest to wynik uśredniony. A ze średnią jest tak, że kura i koń średnio będą mieć po 3 nogi. Względem średnicy jako punktu odniesienia, na basie będzie lepiej, ale na sopranie będzie punktowo gorzej. Niemniej przy cenie takiej a nie innej spodziewałem się znacznie mniej.
Czy nadmiar basu może zaszkodzić?
Ciekawym zagadnieniem jest wpływ tak dużej ilości basu na nasz słuch w wymiarze zdrowotnym. Preferencje bowiem są tylko preferencjami i nie ma nic złego w tym, że ktoś lubi dużą ilość basu. Problemem będzie generalnie to, na jakiej głośności zamierzamy Q20i słuchać.
Weźmy sobie za przykład tryb BT, bo ma on niskich tonów najwięcej. W pomiarze dla punktu 1 kHz, przy standardowo określonych parametrach pomiaru, SPL wyniósł 90 dB. Nikt oczywiście o zdrowych zmysłach by na takiej głośności nie słuchał muzyki, choć zdarzają się różni ludzie. Ich to sprawa, ich to potem dotyczące konsekwencje. Ale na basie zbliżamy się do prawie 110 dB, czyli natężenie dla nas bardzo niebezpieczne. To, co nas tu interesuje, to różnica między tymi wartościami, wynosząca ok. 20 dB, mocno zaokrąglając.
Oznacza to, że jeśli słuchamy muzyki tak, aby w punkcie 1 kHz słyszeć wszystko na pułapie np. 70 dB SPL, na basie wyplute zostanie nam prawie 90 dB. A to już natężenie zaczynające robić się szkodliwym przy długotrwałej ekspozycji. I nie chodzi tu o konkretne częstotliwości, tak jak ma to miejsce w sopranie, ale całościowe natężenie hałasu, jakim katujemy sobie uszy, a w którym największy udział mają właśnie niskie tony, podbijając wysoko wartość SPL.
Zatem odpowiedź brzmi: owszem, tak mocny bas może nam zaszkodzić, gdy słuchamy bardzo głośno i (trzymając się konkretnie przykładu Q20i) jesteśmy w trybie czystego BT. Jeśli podczas odsłuchu pojawi się dosyć szybko zmęczenie, ból głowy, migrena, natychmiast należy przestać słuchać muzyki i zrobić sobie odpoczynek. Następnie wrócić do odsłuchów ale zaczynając od mniejszych poziomów głośności.
Porównanie z Soundcore Q20i z Haylou S35 ANC
Na początku warto rozwiać nieprawdziwe informacje, jakoby Soundcore były klonem Haylou S35 albo na odwrót. Choć jest tu sporo podobieństw, jest też tak samo wiele różnic.
Można snuć w tym miejscu różne teorie, jak chociażby o celowym kolportowaniu nieprawdziwych informacji po to, aby wypromować jeden produkt kosztem drugiego. Dlatego tak ważne jest, aby każdy z takich produktów na spokojnie pomierzyć i udokumentować. Wówczas nawet nie mając obu par fizycznie w rękach, możemy dokonać rzetelnych porównań i dojść do obiektywnych wniosków.
To też mówiąc:
Wniosek jest jednoznaczny: nie są to klony, tylko dwa różne modele.
Słuchowo różnice będą sprowadzały się nam głównie do średnicy, barwy sopranu i sceny. Haylou zaoferuje bliższy środek, bardziej nosową górę, szerszą scenę bez takiego efektu głębi. S35 mogą być też nieco wygodniejsze z racji troszkę większych muszli. Ale to tak naprawdę wszystko.
Opłacalność – czy warto brać Soundcore Q20i?
Opłacalność moim zdaniem jest przy nich bardzo wysoka. Słuchawki nie rozpadają się w rękach, mają bardzo przyzwoity czas pracy, dobrze tłumią, świetnie grają. W cenie 230 zł wybicie basu ponad rozsądne poziomy w trybach Normal i Transparent można zaakceptować biorąc pod uwagę zastosowania w transporcie masowym, tak samo jak niedociągnięcia techniczne na polu np. THD. Choć szkoda tych 33% dodatkowego czasu pracy na baterii. Ratować można się aplikacją producenta i EQ, ale nie wszędzie będzie taka możliwość. Stąd bardziej widziały mi się one w rozmowach telefonicznych.
Ze znanych mi konkurentów wyłaniają się w zasadzie jedynie Haylou. Te same, które miały być ich chińską kopią (bo Q20i przecież w ogóle chińskie nie są). Porównanie jest wyżej, a ich osobna recenzja na blogu, toteż można sobie bez trudu jedną parę z drugą porównać jeszcze bardziej wnikliwie.
Sam osobiście pod względem użytkowym w domu, gdzie nie jest potrzebne ANC, bardziej preferowałbym Haylou, ale brzmieniowo w trybie ANC najbardziej przemawiają do mnie Q20i. Szkoda, że w przeciwieństwie do S35, tylko w tym trybie. Aczkolwiek prowadzi to do konkluzji, albo raczej odpowiedzi na pytanie: czemu to jest tak tanie i gdzie jest haczyk?
Jest on na wykresie pokazującym jak słuchawki grają w trybie przewodowym. To tu opada kurtyna i widać jak wyglądają kulisy. JVC oferowały nam zauważalnie lepsze THD, równiejszy bas, mniejszy efekt „studia”, a przede wszystkim można było bardzo prostymi zabiegami pójść z nimi w większy realizm. W Q20i nie ma takiej możliwości i słuchawki grają realną jakością swoich przetworników, prawdziwym strojeniem bez pudrowania i korygowania.
Producent zdecydował się na mocną cyfrową obróbkę dźwięku tak, aby z tych przetworników wyciągnąć maksimum co się da. Jest to działanie wprost odmienne od tego, którym legitymował się model JVC: cały budżet w drivery, a reszta po kosztach. Zresztą, widać było to po cenie wariantu wireless, który na tle przewodowego kosztował ponad 2x tyle. Budżetowe słuchawki bezprzewodowe po prostu nie mają gdzie ścinać zakrętów, jeśli nie ma się to odbijać potem bardzo mocną czkawką.
Zastosowania Soundcore Q20i – dla kogo i do czego?
Ostatni akapit przed końcem recenzji to próba estymowania przydatności produktu Ankera. Jeśli ktoś szuka słuchawek na majówkę, słuchawek bluetooth na rower albo na spacery, czyli ogólnie outdoor, ale też do pracy w domu czy biurze w głośniejszym otoczeniu, gdzie ANC jest jednak wymogiem, Q20i dowiozą temat. Aktywna redukcja szumów to ich największy atut, który po prostu trzeba wykorzystywać, jako że są w tym całościowo najlepsze. Po prostu.
W zakresie muzycznym, słuchawki świetnie oddają gatunki dynamiczne, agresywne i operujące na mocnej stopie basowej. Bassheadzi będą oczarowani trybem Normal, ale i w ANC mogą sobie zaprogramować ręcznie je tak, aby był bas przez cztery s.
Kapitalnie słuchało mi się na nich muzyki klubowej, ciężkiej elektroniki, drum’n’bass, ale już np. dub był w trybie Normal nie do zniesienia. Muzyka filmowa w nich to majstersztyk, bo dostajemy mieszankę energii, sceny i basu podkreślając epickość momentów i dynamikę wydarzeń. Zdumieni będą miłośnicy klasyki, którzy z góry założą, że Q20i sobie z taką muzyką nie poradzą. A jednak, brzmiało to naprawdę fajnie.
Nie badałem latencji, ale brzmieniowo w grach komputerowych również nie narzekałem na brak wrażeń, tyle co na szybko przełączyłem się nimi na moim PizzaBox’ie (tak nazywam swój jedyny gamingowy komputer low profile, złożony w małej obudowie typu desktop do starszych gier). Latencja to temat trochę ryzykowny, bo zależny mocno od sterowników i samego nadajnika Bluetooth. Na jednym może być dobrze, na drugim może być straszne przesunięcie dźwięku. Kiedyś może nad tym tematem też uda się pochylić lepiej.
Podsumowanie
Jak na zakup w ciemno, nawet nie wypadło to źle. Soundcore Q20i okazały się być rewelacyjnymi pod wieloma względami słuchawkami bezprzewodowymi z ANC. Mają swoje problemy i kaprysy, ale najważniejsze dla nas jest wiedzieć gdzie je mają i dlaczego. Zresztą, myślę że większość użytkowników będzie i tak z nich bardzo zadowolona. Niemniej…
Jakość wykonania jest w tej cenie bardzo dobra. Nie rzuciło mi się nic negatywnego w oczy poza śmiesznie cieniutkim kabelkiem, który aż się prosi o uszkodzenia. Zabrakło też etui w zestawie, choć nie jest to u mnie wymóg i nie punktowałem tego przy Haylou, toteż tu również nie zamierzam. Konstrukcja słuchawek wydaje się poza tym na tyle przemyślana, żeby nie powodować specjalnych problemów. Zaoszczędzono tam gdzie można było, dano tam gdzie powinno się dać, tak więc możemy tu przyznać w tej cenie bez problemu 9/10.
Jakość dźwięku to trochę mieszane uczucia. Na tyle, że ocenę mogę rozbić tu nietypowo na dwie składowe o równej sobie wadze: ANC i resztę.
W trybie ANC strojenie nawet na fabrycznym ustawieniu jest bardzo dobre. W zasadzie niczego tu nie brakuje, całość brzmi stosunkowo naturalnie, z wygarem, ale bez przesady. Jest to najlepsze wykorzystanie Q20i w praktyce. Technicznie mamy natomiast świetne sparowanie kanałów i miejscami faktycznie bardzo dobre THD, które jedynie w sopranie dostaje kilka punktowych „strzałów” dających się usłyszeć (odzywa się też trochę trzecia harmoniczna). Z przymknięciem oka na to czy tamto oraz uwzględnieniem ceny, można dać jednak pełne 10/10.
W trybie Normal/Transparent słuchawki są bezsensownie podbite basowo i bezużyteczne w moich scenariuszach użytkowych. Nawet inne słuchawki typowo basowe odpuściły przy tym, co pokazały Q20i. Wynika to prawdopodobnie z chęci kompensacji otoczenia w warunkach dużego hałasu, ale komplikuje sprawę w scenariuszach domowych. Można ratować się ustawieniami EQ z aplikacji, ale nie zawsze. Jest jeszcze w miarę spokojnie dający się używać tryb analogowy, przypominający to, co miało miejsce w JVC SR100X, ale bez atutów jakościowych na THD. Traktować można go więc bardziej jako tryb ratunkowy, zaś wcześniej wymienione głównie do rozmów telefonicznych, wykorzystując wówczas atut dłuższej pracy bateryjnej. Niemniej są to pewne ograniczenia, stąd jedynie 6/10.
Ergonomia i użyteczność są z jednej strony wysokie. Bardzo skuteczny tryb ANC, długi czas pracy na baterii i jeszcze dłuższy bez ANC. Wygoda też na bardzo przyzwoitym poziomie. Do tego aplikacja producenta i to wszystko za śmiesznie niskie pieniądze. Z drugiej słuchawki w trybie najbardziej mnie interesującym, oferującym największą żywotność baterii, podbijają do przesady bas, a aplikacja producenta aplikuje EQ w sposób zróżnicowany w zależności od tego w jakim trybie pracujemy. Pady są zamontowane na stałe, gdzie ich zdjęcie może być uzasadnione tylko w przypadku zużycia się materiału, bo inaczej zniszczymy sobie dobre pady. Są to jednak jedyne uwagi, jakie miałbym pod adresem Q20i, dający im wciąż solidne 8 punktów na 10.
Łącznie Soundcore Q20i wykręciły notę 8,3/10, co daje im rekomendację za bardzo dobry stosunek możliwości do ceny, mimo pewnych uwag i problemów. Te być może nie będą dla większości osób znaczące, ale ja akurat liczyłem na trochę powtórkę z sytuacji z S35. Aczkolwiek tam jest w drugą stronę i to systemu ANC nie używałem z racji przesunięcia balansu na basie na jedną stronę. Tak więc chyba nie ma rzeczy idealnych. Mimo to po Q20i w trybie ANC sięgałem z ogromną przyjemnością, jako żywiołowe, wciągające i po prostu sprawiające dobre wrażenie słuchawki za rozsądne pieniądze.
Co by było, gdyby słuchawki miały w zestawie jeszcze etui, a w trybie Normal legitymowały się strojeniem takim jak w trybie ANC? Być może na tym ostatnim ucierpiałby przenośny charakter słuchawek, ale zyskałyby takie osoby, jak ja, które przed miastem i hałasami uciekają (czy też może wprost uciekły). Być może trzeba było na coś się zdecydować, a być może producent po prostu podążał drogą trendów i preferencji osób o takich a nie innych upodobaniach, aby produkt miał jak największą popularność. Tego nie wiemy, ale popularność z tego co widzę faktycznie seria ta zdobyła i mam nadzieję, że być może moja recenzja uchyla rąbka tajemnicy za takim stanem rzeczy.
8.3/10
Słuchawki są dostępne na dzień pisania recenzji w cenie katalogowej 229 zł, ale można dostać często za mniej (sprawdź aktualną cenę i dostępność w sklepach).
Zalety:
- całkiem dobre wykonanie słuchawek mimo tanich w dotyku materiałów
- dobra wygoda i lekka, składana konstrukcja
- wbudowany system ANC
- współpraca z dedykowaną aplikacją producenta i presetami Custom EQ
- dobra izolacja pasywna sama z siebie przy nadal sensownej wygodzie
- do 60 godzin pracy i 40 godzin w trybie ANC
- funkcja dual-pairing i możliwość wykorzystania telefonu jako programatora
- komunikowanie głosowe ogólnego stanu baterii po włączeniu
- bardzo mocny zasięg sygnału
- opcja awaryjnej pracy przewodowej za sprawą kabla jack 3,5 mm
- zaskakująco wysoka jakość odtwarzanego dźwięku w trybie ANC: basowo-umiarkowane „V” z tendencją do konkretnego wygaru i z zachowaniem równej prezentacji dźwięku
- niezła scena, nie tylko na szerokość
- wysoce profilowane pod zastosowania mobilne
- dobra jakość rozmów telefonicznych
- ekstremalnie wysoka opłacalność
Wady:
- nierówne aplikowanie ustawień EQ w aplikacji producenta względem użytkowanych trybów
- mocno podkreślony bas w trybie czystego BT, choć może to być dla niektórych osób zaleta w zależności od preferencji lub otoczenia
- tryb analogowy z innym strojeniem ze względu na equalizację sprzętową
- lokalne erupcje THD, zwłaszcza trzecia harmoniczna, powodujące troszkę nierówne granie pod względem czystości
- wymiana nauszników może nastręczać problemów w przyszłości
- wątły kabel analogowy w zestawie podatny na uszkodzenia
- nietrafiona w tym wypadku certyfikacja Hi-Res Audio, którą nie należy się sugerować przy zakupie
Pięknie dziękuję za tę recenzję! Fakt, premiera tych słuchawek odbyła się już dawno temu, ale z tego, co widzę – wciąż sprzedają się świetnie. I nic w tym dziwnego – sam kupiłem trzy pary 😉 Wydaje mi się, że w tej cenie (do 200 zł.) są w tej chwili chyba bezkonkurencyjne. Ale, żeby nie było tak różowo – dla mnie minusem jest stosunkowo mało miejsca na uszy (tak, wiem, uszy uszom nierówne), więc po przejrzeniu aktualnej oferty firmy Soundcore zakupiłem Q35. Fakt, tutaj już się trzeba liczyć z grubo większymi kosztami (wyszło mi prawie 480 zł. z „wysyłem”). Ciekaw jestem, czy testował Pan owe Q35, a jeśli tak, to co Pan o nich myśli (ciekawe jak wypadłyby pomiary). Dla mnie, tak „na gorąco”, na plus: troszkę więcej miejsca na uszy (ale niewiele więcej, mam iSK HD9999 i jest to dla mnie ideał pod tym względem), na pewno lepsza jakość dźwięku (wydaje mi się, że więcej szczegółów), a także więcej praktycznych dodatków (przede wszystkim gustowne twarde etui, lepszy kabel audio z funkcjami telefonicznymi, czy przejściówka „samolotowa”). Najbardziej cieszy mnie, że Q35 zachowują zalety Q20, bo zdążyłem się już do nich przyzwyczaić (świetny tryb ANC, mocna bateria, spory zasięg, „asystentka” głosowa). Pozdrawiam serdecznie / Emil vel Fryvolic / @bonimedia netlabel
Mam jeszcze pytanie odnoście kodeka LDAC, który wg producenta Q35 obsługują. Nie do końca rozumiem, czy działa to w trybie bezprzewodowym Bluetooth (rzekomo ma być przesyłane 3 razy więcej danych), czy w połączeniu kablowym. W instrukcji jest tylko informacja, że „po BT” mamy 20 Hz – 20 kHz, a w trybie AUX 16 Hz – 40 KHz.
Jako że nie jest to recenzja modelu Q35, ograniczając się tylko do recenzowanych Q20i, odpowiedź brzmi: działa tylko w trybie bezprzewodowym. Jak zresztą sama nazwa wskazuje, LDAC jest kodekiem. Nie ma on zastosowania w połączeniach analogowych, chyba że dane słuchawki przełączają się w tryb AD-DA (robi tak np. Bowers czy niektóre modele Audeze).
Dziękuję za odpowiedź. Co do Q20i, to wciąż uważam, że to świetne słuchawki i – mam wrażenie – są bardziej odporne na niekorzystne warunki atmosferyczne, a przez to chyba bardziej mobilne, niż Q35. Podoba mi się również zwarta budowa Q20i (Q35 należą do rodziny tych „rozklekotanych”, haha). Pozdrawiam serdecznie.