Słuchawki Rode NTH-100 są premierowym modelem na łamach mojego bloga. Nigdy nie miałem styczności ze słuchawkami tej firmy, choć z mikrofonami owszem, zdarzało się. Ale ze słuchawkami nie. Aż do teraz.
Serdecznie więc dziękuję p. Mateuszowi, za podesłanie swojej pachnącej nowością sztuki na recenzję. Ale również na weryfikację i pomiary. Właściciel sprzętu wyraźnie nalegał, że bardzo mu zależy na mojej opinii na temat tego modelu. Zwłaszcza ze względu na jakby-studyjny sposób, w jaki Rode grają. Dlatego z ogromną chęcią przystępowałem do pracy, starając się opisać jak najwięcej spostrzeżeń z perspektywy brzmieniowo-użytkowej.
Jakość wykonania i konstrukcja Rode NTH-100
Słuchawki są wykonane w zasadzie wzorowo. Główna konstrukcja nośna jest metalowa, co ma swoje wady i zalety. Muszle za to wykonano z plastiku dobrej jakości. Całość sprawia bardzo dobre wrażenie, które w pozytywny sposób nie przystoi tak niskiej cenie.
Pałąk i wygoda
Tak jak mówiłem, ma on swoje wady i zalety. Wadą na pewno jest dodatkowa masa, ale też generowany przez słuchawki docisk. Ten od nowości jest wyczuwalny. Z czasem powinien się poluźnić, gdyż metal ma tendencję do wyrabiania się. Można jednak proces ten przyspieszyć i pomóc mu ręcznym rozginaniem, co jest sporą zaletą. No i nie ma ryzyka, że coś nam pęknie, jak w pałąkach plastikowych.
Plusem za to jest świetne trzymanie się głowy. Słuchawki nie spadają nawet przy bardzo mocnych i gwałtownych ruchach.
Izolacja od otoczenia jest dobra, ale trzyma się raczej w standardowych normach użytkowych.
Pady zamocowane na wcisk
Pierwsze na co zwróciłem uwagę, to brak jednoznacznej możliwości zdjęcia padów. Dopiero po recenzji i zasięgnięciu bazy wiedzy Rode okazało się, że są montowane na zatrzaski. Niemniej nie chciałem tego ruszać, gdyż obiecałem Właścicielowi, że wrócą one w stanie perfekcyjnym i nienaruszonym, aby bez problemu zakwalifikować się na ewentualny zwrot. W końcu nie jest to mój sprzęt i nie ja będę go użytkował.
Pewnym utrudnieniem może być fakt, że pady są dedykowane. Ich pojemność nie jest duża, a kształt jest bardziej trójkątny, nawiązując trochę do Crosszone CZ-1. Na szczęście zdecydowano się na zamsz (producent reklamuje je jako Alcantara z żelowym wypłenieniem), więc jest szansa, że przeżyją bardzo długo.
Dla odmiany, górna opaska zamontowana jest na rzep (jak w Austrian Audio). Miły akcent.
Regulacja i pojemność na głowę
Zakres regulacji nie jest szczodry. Słuchawki gabarytowo przypominają typowe konstrukcje wireless, takie jak np. Soundcore Q20i czy Haylou S35. Aby pasowały na moją głowę, musiałem słuchawki ustawić praktycznie na maksimum.
Sam mechanizm regulacji nie jest płynny, gdyż ma on możliwość blokowania. Z drugiej strony, raz ustawione nigdy nie zmienią swojego ustawienia i nie będą sprawiać kłopotów.
Definitywnie jednak jest to model celowany w osoby o mniejszych głowach.
Okablowanie i jego montaż – fantastyczne
Rode NTH-100 mają świetnie rozwiązane okablowanie i jego przyłączanie. Standardowo są to słuchawki z kablem jednostronnym. Możemy go zamontować jednak z obu stron wedle uznania. Druga strona jest zaślepiona gumowym korkiem z małym otworem. Wystarczy odbezpieczyć wtyk, wyjąć kabel i końcówkę wtyku wetknąć w dziurkę korka. Następnie lekkim ruchem zdejmujemy zabezpieczenie i odkrywamy drugie gniazdo. Świetne rozwiązanie dla osób np. leworęcznych.
Ale to nie wszystko. Teoretycznie jest możliwe zastosowanie tu kabla symetrycznego. Po prostu trzeba obsadzić pojedynczy kanał. Taki kabel musi jednak być zmontowany samodzielnie i największym problemem będzie wspomniany mechanizm blokowania wtyku.
Pytanie tylko czy będzie to konieczne. Okablowanie jest bardzo giętkie, grube i sprawia dobre wrażenie. Wymieniałbym je głównie z racji wygody lub konkretnych potrzeb. Możemy też dokupić mikrofon Rode, który wpina się w jedno z wolnych gniazd. W efekcie zmieniamy słuchawki w droższy model NTH-100M.
Jakość dźwięku Rode NTH-100
Jak wszystkie słuchawki, które trafiają na blog, również i Rode trafiły z czystą kartką. Zadaniem było zapisanie jej jak najpiękniejszymi literami. Jeśli już czegokolwiek bym się spodziewał, to grania typowo studyjnego, opartego o styl np. DT990. Nic bardziej mylnego. Dostałem tu brzmienie bezpieczne, trochę potulne, ale dosyć kompletne.
Bas – mocny i twardy
Bas jest podkreślony. Może nie do przesady, ale jest. Nigdy nam go nie zabraknie, nigdy nie będzie się zwijał. Osoby szukające słuchawek z dobrym subbasem mogą poczuć się na Rode jak w domu. Mają wszystkie te cechy, których – zwłaszcza przy większej głośności – czasami nawet i głośnikom brakuje. No, może poza efektem „woofera”. Ale to dobrze. Wręcz bardzo dobrze.
Przy odpowiednio dobranej muzyce mimo wszystko jednak potrafi zmęczyć. Zwłaszcza, gdy jesteśmy wyczuleni na odpowiednie częstotliwości. Słuchawki zachowują się tu jak rasowy model klubowy, który ma zarówno wydźwięk, jak i uderzenie.
Z czasem do basu Rode NTH-100 przywykłem. W każdym utworze podkreślał linię basową, nadawał odpowiedniego wydźwięku, wagi wydarzeniom dźwiękowym. Jednocześnie starał się jeszcze w swej powściągliwości nie dominować. Nie zalewał reszty pasma, nie wycofywał środka ponad stan, co najwyżej w pewnej tylko części.
Były też i takie utwory, gdzie słuchawki podkreślały potęgę i autorytarność, komponując się w spektakularny sposób z energią utworu. Ciężka elektronika z pogranicza cyberpunku brzmiała tu tak, że niejedna kawa nie stawia tak na nogi.
Dawało się jednak wyczuć tu i ówdzie, że bas mógłby być kapkę czystszy. Jednak jest to typowa sytuacja w budżetowych słuchawkach. Dość wspomnieć, że Aurvany SE też nie grzeszyły czystością basu, a wrażenie końcowe i tak było „WOW”.
Tony średnie – szczere, ale z efektem filtru
Bardzo szczere w średnicy, grające jednak po tej bardziej dociążonej stronie. Wokaliści mają wyraźną otoczkę gęstości wokół siebie. Można opisać to jako filtr, np. grubą gąbkę na mikrofonach. Wszystkie głoski sykliwe są tu sprowadzone do parteru. Przekaz jest wygładzony, ale nie zamulony. Klimatyczny, ale nie mroczny. Udało się więc producentowi wyważyć przekaz na tyle, aby wstrzelić się w nadanie słuchawkom określonej barwy i charakteru, ale jeszcze nie przeholować.
Podczas odsłuchów różnych gatunków miałem wrażenie, że Rode lepiej radzą sobie z muzyką, w której nie ma wokalu. Oczywiście nie znaczy to, że nie zagrają go w żaden sposób dobrze. Po prostu każdy wokalista jak pisałem będzie miał specyficzny „filtr”. Albo w formie gąbki na mikrofonie, albo szaliczka na twarzy. Całkiem fajnie to brzmi, ale trochę więcej powietrza i świeżości by nie zaszkodziło. Osobiście do muzyki stricte wokalnej raczej zdecydowałbym się na inne modele słuchawek, a przynajmniej względem grania wprost z pudełka. Po EQ/modyfikacjach problem ten powinien myślę słyszalnie się zatrzeć.
Tony wysokie – trochę wygładzone
Góra idealnie komponuje się charakterem ze średnicą i w płynny sposób przechodzi z jednego w drugie. Jest wygładzona, trochę powściągliwa, przez co nadająca lekko ciepłego charakteru całości. Choć mieści się to w granicach poprawności, moim zdaniem sopran mógłby bez problemu być mniej bezpieczny. Co prawda skutkiem ubocznym jest możliwość kręcenia ich wysoko na głośności, ale zdrowy rozsądek nie popiera takich działań.
Najtrudniejsze jest określenie dokładnie w którym miejscu Rode NTH-100 znajdują się na skali ciepłoty, że tak to ujmę. Jeśli wyobrazić sobie skalę od +5 (bardzo jasno) do -5 (bardzo ciepło), sopran oceniłbym na może -1,5 punktu. Oczywiście tylko na słuch, czyli ekstremalnie subiektywnie i w oparciu o swoją własną izofonę.
Wrażenia sceniczne – bardzo dobre
Są o dziwo bardzo dobre. Słuchawki wykazują się bardzo pożądanymi cechami stereofonicznymi zarówno na osi przód-tył, jak i na boki. Nie jest to typowa scena rozpostarta na szerokość. Ma swoją głębię. Ma swój smak. A także ładnie zaznaczoną holografię.
Rode NTH-100 potrafią zrobić ten sam efekt, co ATH-A990Z czy nawet Aurvana SE. Przy dobrych nagraniach lubią okalać słuchacza dźwiękiem. Niczym autentyczną poduszką. Dźwiękowym puchem, łączącym się po drodze z ich ciepłym i bezpiecznym charakterem. Nigdy nie zmarzniemy, nigdy nie będzie nam niewygodnie.
Naprawdę duże zaskoczenie na plus, że Rode potrafią zagrać tak fajnie scenicznie.
Balans kanałów – perfekcyjny
Wymaga to myślę osobnego akapitu, ale sparowanie przetworników w Rode jest po prostu wyśmienite. Za mniej niż 600 zł dostajemy sparowanie lepsze, niż w niejednych planarach za konkretne 4-cyfrowe kwoty.
Ogólne przemyślenia
Rode NTH-100 zrobiły na mnie od samego początku wrażenie słuchawek bardzo poprawnych, może aż nazbyt. Skojarzenia miałem jednak bardzo nietypowe. Jawiły się bowiem mi w uszach niczym recenzent, który testując i opisując jakieś słuchawki wykonuje niesamowite fikołki, aby broń Boże nikogo swoją opinią nie urazić. Może wręcz przechodząc w formę klęcząco-błagalną o wybaczenie. Że ośmiela się zabrać jakiekolwiek zdanie, pisnąć choćby słówko, co drugie zdanie przepraszając, że żyje.
Trochę szkoda więc, że Rode są tak zapobiegawcze. Choć w wielu słuchawkach życzyłbym sobie nieco bardziej powściągliwej góry, w Rode paradoksalnie jest na odwrót. Mogłyby bez problemu zamanifestować delikatnie większą iskierkę na sopranie.
Z drugiej strony jest to niezwykle poprawne w takiej formie, w jakiej aktualnie się znajduje. Bezpieczne i lekkostrawne. Słuchawek można przez to słuchać absolutnie bez żadnego problemu i to dość długo. Nie pojawia się ani uczucie zmęczenia, ani znużenie ich poprawnością. Wręcz przeciwnie. Te słuchawki aż proszą się, aby słuchać ich głośno. To są słuchawki profesjonalno-klubowe, udające poprawność do bólu. Niczym włączone wszystkie możliwe mechanizmy kontroli trakcji i trzymania się jednolitego pasa ruchu, bo w środku drzemie bydlęca wręcz moc.
Porzucając kwieciste pióro i przechodząc do trochę bardziej przyziemnej analizy, technicznie (może poza THD na basie) nie widzę tu specjalnych problemów. Dźwięk leci mocno w klimaty krzywej Harmana, co może być dla niektórych osób dużym atutem. Aczkolwiek przestrzegam, że krzywa ta nie jest uniwersalnym bożkiem, ani międzynarodowym standardem. Standardem to jest np. kompleksowe mierzenie słuchawek w określony sposób i na określonych parametrach sygnału. HTC wyklucza też wariacje tonalne już z samej swojej uśrednionej natury. Rode bez problemu mieszczą się w granicach tolerancji, tak subiektywnej, jak i obiektywnej, a być może dostanie się do środka i wprowadzenie drobnych modyfikacji (tudzież po prostu zwykłe EQ), wyciągnie z nich kolosalne pokłady dobra.
Wymagania napędowe i wysterowanie Rode NTH-100
Wiemy już jak Rode są zbudowane, jak grają i w jakich warunkach sprawdzą się najlepiej. Pytanie jednak ile potrzebują mocy i czy potrzeba nam tu nie wiadomo jakiego wzmacniacza?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, niekoniecznie muszę patrzeć na swój własny sprzęt. On już dał mi zresztą podpowiedź, że nie. Wspierając się kalkulatorem mocy, przy odsłuchu na szczerym 70 dB-owym poziomie, Rode konsumują ledwie 3.13 µW mocy. Mikrowata. Napędzić je można więc w zasadzie wszystkim, a co zawdzięczają niskiej impedancji i okrutnie dużej skuteczności.
Jakie urządzenia będą zatem do nich najlepsze? Patrząc po parametrach prądowych i THD, spokojnie szukałbym do nich malutkich i tanich DACów na USB. Creative Sound Blaster X1 lub TempoTec Sonada BHD PRO to dwie pierwsze z brzegu pozycje, które nie są drogie i korelują z Rode cenowo. Obie znaleźć można w Polecanych DACach i kartach dźwiękowych na USB wraz z korespondującymi do nich opisami.
Wspominałem w akapicie wyżej o EQ. Ten trop również można wykorzystać i stosować albo programowe equalizery (APO Equalizer, JamesDSP, Easy Effects), albo coś bardziej sprzętowego (np. Qudelix T71). Rode NTH-100 są świetną bowiem bazą do pracy, relatywnie pozbawioną błędów i katastrofalnych problemów akustycznych (wybicia, rezonanse itd.). Mamy do wyboru albo delikatne obniżenie basu, albo doświetlenie góry, albo mieszankę obu. Dla osób z mentalnością bardziej inwazyjną, jak wspomniałem może jakieś modyfikacje na twardo będą kuszące. 550 zł, a możliwości jest jak widać naprawdę sporo. Do pełni szczęścia brakuje zabawy padami, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Dla kogo Rode NTH-100 jednak nie będą dobre?
Moim zdaniem najwięcej powodów do narzekań będą mieli użytkownicy przede wszystkim wyczuleni na nieco mniejsze konstrukcje słuchawkowe. Anatomii niestety nikt z nas nie przeskoczy, dlatego osoby wrażliwe czy to na nacisk do głowy, czy z dużymi uszami, mogą (zwłaszcza na początku) odczuwać dyskomfort. Może taka wskazówka będzie pomocna: jeśli mieliście doświadczenia z Creative Aurvana Live lub Aurvana SE, to ilość miejsca jest tu podobna, jeśli nie nawet ciut mniejsza. Niemniej obie pary nadal klasyfikujemy jako modele wokółuszne.
Druga strona medalu, to dźwięk. Myślę, że osoby mające awersję na mocniejszy bas lub preferujące wyraźnie podkreślony sopran, będą czuły niedosyt/nadmiar w NTH-100. Rzeczywiście ich basowa natura może być dla części osób powodem do zmniejszania głośności. Z kolei przyzwyczajenie do sopranu lub dotychczasowe użytkowanie słuchawek pokroju np. DT990, może powodować wrażenie dużego kontrastu. W takiej sytuacji najlepiej jest dać sobie z pół dnia odpoczynku od odsłuchów i przystąpić do nich jeszcze raz, zaczynając od Rode. Jeśli nadal będziemy odczuwać niedomiar góry, to rzeczywiście takie są nasze preferencje.
Potencjalne alternatywy
To też pisząc, osoby lubiące dużo sopranu niestety będą musiały poszukać czegoś innego w tej cenie. Być może klasyki takie jak ATH-M50X lub nawet DT770, zaoferują im więcej. Mi brzmienie Rode się podoba ze względu na płynność przekazu i spójność, ale też z jednego powodu. Jestem wyczulony na sopran i odbieram go w Rode troszkę mocniej niż przeciętna osoba. Aczkolwiek daleko mi do statusu osoby złotouchej.
Jeśli z kolei szukać będziemy czegoś podobnego do Rode, ale z częściowym uwzględnieniem powyższych preferencji (ciut mniej basu, ciut więcej góry w detalu) i dodatkowo z efektem głębi i pomieszczenia, być może warto będzie się zakręcić wokół ATH-A990Z.
Podsumowanie – czy warto kupić NTH-100?
Rode NTH-100 okazały się bardzo ciekawym modelem i myślę, że rzeczywiście są warte rozważenia. Sam producent, mając za sobą studyjny i nagraniowy rodowód, całkiem dobrze przemyślał ten produkt.
Słuchawki najpierw pokazały mi swoją (trochę nazbyt) powściągliwą i zapobiegawczą stronę. Bezpieczeństwo i gładkość, przyciemnienie z nutą słodyczy. Później jednak w miarę zapoznawania się z nimi, kotara ułudy opadała i pod potulną maską przebijała się dynamiczna natura Rode. Słuchawki zaczynały się skalować i pokazywać wiele cech sprowadzających się na przeświadczenie o ich niezłym potencjale.
Jakość wykonania
Oceniam bardzo wysoko. Metalowa konstrukcja, dobrej jakości materiały, dobre spasowanie, naprawdę nie widzę tutaj nic, do czego mogę się przyczepić. Do tego niezłej jakości kabel w zestawie z adapterem gwintowanym i woreczek. Wszystko to okraszone bardzo przystępną ceną. Dałbym więc tu 10/10. Spodziewałem się dostać znacznie mniej.
Jakość dźwięku
Jest całkiem dobra. Strojenie mimo uwag ma swoje mocne atuty i oferuje rzeczy, które w pierwszej chwili są nieoczywiste. Świetna scena zdradza jednak ich potencjał, który odkrywa się wraz z kolejnymi godzinami spędzonymi na głowie. Słuchawki bardzo lubią śmielsze operowanie głośnością. Mają również dobrą podatność na EQ. Dałbym tu spokojnie 8/10.
Wygoda i ergonomia
To już niestety słabsza strona Rode NTH-100. Muszle są małe i chciałoby się mieć po prostu większy pakiet, całościowo. Pałąk generuje solidny docisk, choć z czasem zapewne się wyrobi. Możemy mu w tym pomóc, gdyż jest on metalowy. Poduszka na rzep to plus. Największy znak zapytania to zamszowe pady, które są zamontowane na wcisk. Są dedykowane, więc będzie to utrudniało wymianę w przyszłości. Regulacja pałąka prosta, ale mechanizm blokowania nie nadaje jej płynności i trochę czasu upływa, zanim znajdziemy dogodne ustawienie. Duży plus za wymienne okablowanie i możliwość zamontowania go z dowolnej strony (lub symetrycznie). Dałbym tu ostatecznie mocne 6/10.
Sumarycznie
Słuchawki wyciągnęły rzutem na taśmę 8.0/10. Kwalifikują się na rekomendację zwłaszcza z racji faktu, że można je dostać za naprawdę sensowne pieniądze. Nie są to słuchawki duże, mają swoje obostrzenia, ale wiele rzeczy jest tutaj po prostu „do dotarcia”. Da się z nimi zrobić wiele, a także odkryć w nich sporo potencjału. Jeśli jesteśmy typem użytkownika, który ceni sobie słuchawki solidnie trzymające się głowy i grające dobrze przy większych głośnościach, Rode mogą być idealne.
8.0/10
Sprzęt na dzień pisania recenzji jest dostępny w cenie ok. 550 zł (sprawdź aktualne ceny i dostępność w sklepach)
Dane techniczne
- Rozmiar przetwornika (w milimetrach): 40
- Zasada działania: Dynamiczna
- Charakterystyka częstotliwościowa: 5Hz – 35Khz
- Impedancja: 32Ω
- Czułość: 110dB/V
- Maksymalna moc wejściowa: 1700mW, 1% THD @ 1kHz
- Tłumienie hałasu otoczenia: 20dBA
- Typ złącza: Podwójne złącza kablowe TRRS
Materiały dodatkowe
Sprzęt testowy użyty do napisania tej recenzji
Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.
- Konwertery C/A: Motu M4
- Wzmacniacze: Sabaj A20h (BAL)
- Słuchawki testowe: AKG K240 DF*, Audio-Technica ATH-AD900X**, Audio-Technica ATH-R70X*, Austrian Audio Hi-X60**, Audeze LCD-XC**, Sennheiser HD800S
- Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli AF ACX oraz Fanatum Skevoria
- Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
- Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48
*zmodyfikowane
**zoptymalizowane akustycznie
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla p. Mateusza za udostępnienie Audiofanatykowi swojego prywatnego sprzętu do testów.
Powiem tak: słuchawki są fantastyczne! Mam je już prawie dwa lata, słucham ich naprzemiennie z innymi modelami, a mam ich sporo i to z różnych półek cenowych, więc jakieś porównania mam. Za 600 zł, a można dostać i taniej, to absolutna rewelacja. Braki w sopranie znikają po jakimś czasie, a bas się lekko układa. Co do źródła: u mnie grają z Shanling h5, Mojo 2 i niekiedy z torem stacjonarnym, opartym na wzmacniaczu lampowym i dacu Audio GD R2R 2.
Pytanie w innej beczki
Kiedy można się spodziewać obszernej recenzji wzmacniacza którego Pan używa do testów (Sabaj A20h)?
To może być ciekawa opcja dla poszukujących tego typu urządzenia.
Być może do końca roku znajdę dla niego czas. Aczkolwiek nie jest to już urządzenie produkowane.
Czy słyszał Pan o problemach z pękającym mocowaniem FitLok? Słuchawki wydają się bardzo interesujące, ale na zagranicznych stronach jest bardzo dużo wzmianek o tym zjawisku. Wiadomo czy to były słuchawki sprzed czy po „rewizji”?
Nie słyszałem Panie Krystianie o tym zjawisku. Natomiast słuchawki z tego co wiem zostały zakupione dosłownie na dniach zanim przybyły na recenzję. Jest to więc nowa sztuka wprost ze sklepu, być może już po poprawkach. W trakcie testów nie zauważyłem żadnego problemu z tym mechanizmem poza wspomnianą kwestią wygody pierwszej regulacji.