Matrix Quattro AMP to drugi element zestawu „Quattro System”, na który składa się również poprzednio recenzowany i bardzo ciepło przeze mnie oceniony Quattro DAC. Jak sama nazwa wskazuje, tym razem mamy tu do czynienia z samym wzmacniaczem i teoretycznie powinien być on naturalnym dodatkiem do DACa, ale ponieważ DAC również jest we wzmacniacz słuchawkowy wyposażony, sens zakupu AMPa nieco maleje. Być może jednak ma w sobie jakieś specjalne cechy, które na tle DACa nadal będą stanowiły o jego wysokiej przydatności?

 

Dane techniczne

Wejścia analogowe:
Gniazda XLR:
– Pasmo przenoszenia: 10Hz (-0.3dB) do 35 kHz (-1dB)
– SNR:> 98dB przy 0dB wzmocnieniu
– Zniekształcenia: <0.001% przy 6mW/300Ω
– Pasmo wzmocnienia:> 500kHz

Gniazda RCA:
– Oporność wejściowa: 47 kΩ
– Pasmo przenoszenia: 10Hz (-0.3dB) do 35 kHz (-1dB)
– SNR:> 95dB przy 0dB wzmocnieniu
– Zniekształcenie: <0.001% przy 6mW/300Ω
– Pasmo wzmocnienia:> 500kHz

Wyjścia słuchawkowe:
Tryb zbalansowany:
– Maksymalne natężenie wyjścia: 1000mA
– Moc wyjściowa: 400mW/300Ω, 800mW/60Ω

Tryb niezbalansowany:
– Maksymalne natężenie wyjścia: 500mA
– Moc wyjściowa: 200mW/300Ω, 400mW/60Ω

W zestawie otrzymujemy tylko instrukcję i kabel zasilający. Żadnych innych dodatków.

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Zbyt wiele o wykonaniu nie powiem, ponieważ z perspektywy recenzji Quattro DACa jest to doskonale znana konstrukcja i jakość. Tak, wszystko to, co znaleźć można było w DACu, jest i tutaj, nawet stylizacja jest identyczna, choć specjalnie na potrzeby recenzji poprosiłem o wersję srebrną, aby móc zademonstrować jak wygląda również i ona na tle czarnego braciszka. Jednocześnie wszelkie wady, takie jak palcowanie czy „tanizna” bijąca z wciskanych przycisków, nadal są tożsame.

Tym razem za wzmacniacze operacyjne robią kostki OPA604 firmy Texas Instruments, także możemy pomachać papa układom LME. Zasilacz toroidalny firmy NORATEL pozostał się bez zmian (w tym względzie ta sama topologia zasilania), tak samo jak i potencjometr. Wzmacniacz może przyjąć sygnał zbalansowany XLR i RCA na takiej samej zasadzie, jak miało to miejsce w Quattro DACu, może również być sterowany z pilota, choć ten w przypadku AMPa dostępny jest osobno (biorąc cały system nie musimy się tym martwić, bo DAC ma już w zestawie). Można ustawić Quattro AMPa tak, aby mimo wszystko nie reagował na sygnał z pilota i aby ten służył tylko do obsługi Quattro DACa – w tym celu wystarczy ustawić przełącznik hebelkowy z tyłu urządzenia na OFF.

 

Matrix Quattro AMPMatrix Quattro AMPMatrix Quattro AMPMatrix Quattro AMP

 

Zależnie od tego, jakie słuchawki będą podpięte, AMP sam wykryje i zdecyduje jaki typ sygnału wyjściowego zapodać. Interesująca sprawa, nie powiem. Sam wzmacniacz jest wyraźnie mocniejszy od tego, który znajduje się w DACu, więc stanowi jakoby „przedłużenie mocy” tegoż komponentu, zupełnie jakbyście połączyli ze sobą dwa M-Stage i przystosowali do pracy szeregowej. Zatem przejdźmy do kwestii brzmieniowych, bo to one mogą okazać się najciekawsze.

 

Brzmienie

To, co od razu daje się wyczuć w Quattro AMPie to ogromna moc i potencjał w kontroli i wysterowaniu trudnych słuchawek, choć w tym pomagać może mu również odpowiednia synergiczność własna, która nie jest do końca transparentna względem źródła.

Quattro AMP oferuje nam brzmienie ustawione bardzo podobnie, jak miało to miejsce w przypadku Icona HDP, a więc z delikatnym podkreśleniem skrajów. Nie jest to jeszcze bezczelna „V-ka”, bo podbudowanie zakresów jest bardzo płynne i położone w najdalszych obszarach, ale wyczuwalne bez względu na podpinany pod niego DAC lub użyty interconnect, także przypominające subtelne „U” aniżeli „V”. Pomaga to wyciągnąć wiele dobra ze słuchawek, do tej pory być może nadmiernie skrywanego.

I tak idąc po kolei, AMP daje nam wyczuwalny bas z dobrym impaktem, podkreślający stopę i rytmikę każdego utworu, co w przypadku słuchawek charakteryzujących się oszczędnym i wymagającym kontroli zakresem basowym daje świetne rezultaty. Czuć tu zarówno wysoką kontrolę, jak i moc, a co powinno sprawdzić się ze słuchawkami ze wszech miar trudnymi, z których wyciągnięcie interesujących nas parametrów jest na wielu urządzeniach po prostu niemożliwe, albo okupione całą masą wyrzeczeń i kompromisów. Quattro AMP jest też w stanie bas przyspieszyć, jest to przeciwieństwo lekko rozlazłego jego formatu, jaki notowałem bezpośrednio „z dziurki” Quattro DACa, nie ma tu ani grama często opisywanego „mulenia”, także efekty tego typu mogą być bardzo interesujące dla wszystkich, którzy szukają właśnie takich, a nie innych.

Średnica również różni się na tle Quattro DACa i w żaden sposób nie jest jego przedłużeniem, raczej przeciwieństwem i z tego też względu zaczynam wątpić, żeby oba te pudełka były dedykowane do pracy ze sobą jednocześnie, choć w praktyce wciąż daje to przednie efekty. Przede wszystkim jednak jest słyszalnie na tle DACa transparentna, nie czaruje już w taki sposób, jak w jego przypadku było to notowane, jest za to bardziej przejrzysta i neutralna, starając się oddawać maksymalną ilość niezafałszowanych informacji słuchawkom.

W tym miejscu powiem Wam tak – właśnie dlatego nie oceniam brzmienia ani ogólnie sprzętu na zasadzie plus-minus, bo wiele cech jest raz plusem, a raz minusem w zależności od sposobu postrzegania danego sprzętu i takie podejście tylko potęgowałoby ewentualną z moim zdaniem niezgodę, jeśli coś zwróciłoby Waszą uwagę. W sytuacji, w jakiej znalazł się Quattro AMP, bardzo łatwo jest ferować wyroki negatywne, że oto otrzymujemy na wyjściu niby „słabą” średnicę. Tymczasem absolutnie nie jest ona „słaba”, a przynajmniej ja jej za takową w żaden sposób nie postrzegam, ponieważ nie jest ona wysuszonym do piasku zakresem, zachowuje w sobie smak i wydźwięk, ale podawana jest na tle DACa w wyraźnie odchudzonej i pozbawionej części „tłuszczyku” formie i stąd część osób może mieć na pierwszy rzut ucha mylne o niej mniemanie. Średnica nie musi na nas ryczeć, nie musi krzyczeć i być pogrubioną do granic możliwości, aby być dobrą. Poza tym podejrzewam, że przekładając niektóre cechy dźwięku na język kulinarny, jesteście w stanie sobie łatwiej to o czym mówię wyobrazić.

Góra jest delikatnie podkreślona na tle Quattro DACa i nawiązuje swoim formatem do szkoły grania NuForce, o której do znudzenia opowiadałem już w poprzednich recenzjach. Jest tu jednak zasadnicza różnia – Quattro AMP koloryzuje nie tylko skraj, ale też „wyższą średnicę”, przez co brzmienie jest bardziej dosadne, mocniej skierowane w naszą stronę i przy jednoczesnym wrażeniu większej otwartości. Dlatego właśnie lubię Q701 używać w testach, ponieważ one są w taki właśnie sposób przez inżynierów z Wiednia strojone, a więc i bardzo na wszelkie wyżej wymienionego typu zabiegi wyczulone.

To, w czym Quattro jest mimo wszystko jednak transparentny względem źródła, to przekazywanie sceny, a raczej rysowanie jej dokładnie na kształt taki, jakim charakteryzował się obdarzony DACiem braciszek – szerokiej, głębokiej, kompletnej i wysoce kompetentnej. Oba układy przez swoje wyjścia słuchawkowe wyciągają naprawdę wiele detali na wierzch i w przypadku AMPa dzieje się to nieco bardziej na surowo, z nieco większą stanowczością wynikającą z takiej a nie innej linii tonalnej. Z drugiej strony naprawdę nie dziwię się takiemu stanowi rzeczy, bowiem nie oczekiwałbym mniej od wzmacniacza kosztującego tyle pieniędzy. Jeśli w utworach czają się jakieś sybilanty, oba Quattro je wykryją, z tym że AMP zrobi to odrobinę wyraźniej.

Jeśli miałem przed Quattro AMP postawione jakieś wymagania, to ogromną większość z nich w testach odsłuchowych spełnił bez problemu. Układ ten podpinany pod różnorodne źródła za każdym razem wprowadzał do obiegu zastrzyk efektowności, żywotności i świeżego powiewu, a także ogromną ilość dobrze zdefiniowanej kontroli. Testowe Q701 były dosłownie „trzymane za pysk i ciągane po podłodze”, tak samo nie powinno być problemów z żadnymi innymi słuchawkami, nawet tymi o znacznie większych wymaganiach. Domeną bowiem Quattro AMPa jest dostarczanie brzmienia mocnego i kontrolowanego do kwadratu, choć nie powiem, że jednak mógłby nieco bardziej reflektować linię źródła, a nie zachowywać się aż tak inkrementacyjnie. Na szczęście to, co wprowadza od siebie do brzmienia końcowego, jest wysoce pozytywną mieszanką cech, które potrafią zrobić na człowieku bardzo miłe wrażenie i mało jest potencjalnych sytuacji, w których stałoby się inaczej. Gust to jednak gust i każdy ma swój, zatem musimy patrzeć na sprawę całościowo.

Na mnie osobiście przyznam się wrażenie Quattro AMP zrobił duże – bardzo podobała mi się kontrola, z jaką prowadzone były podpinane słuchawki, ogólne poukładanie brzmienia, konsekwencja oraz scena. Jeśli tak brzmi M-Stage, to naprawdę nie dziwię się, że ludzie wskazują go jako jeden z lepszych wzmacniaczy do wyższych AKG, bo to, co z nimi robi, zasługuje na wielkie uznanie. Ogólnie nie mam żadnych zastrzeżeń co do rytmiki Quattro, jedynie tonalność mogłaby być bardziej nastawiona na przesycenie charakterem źródła i w ten sposób pokrywająca większą ilość sprzętu.

 

Zastosowanie

Quattro AMP sprawiał brzmieniowo wrażenie, że został zaprojektowany po to, aby grać własne, unikalne, ostateczne skrzypce, aniżeli wraz z DACiem budować „Quattro System”, jak to producent próbuje nas przekonać. Problem w tym, że nie każdemu może się taki stan rzeczy podobać i to zwłaszcza, że wraz z Quattro DACiem uzyskuje się w zasadzie dwa wzmacniacze słuchawkowe o dwóch różnych sygnaturach wyjściowych. Z drugiej strony daje do duże możliwości posiadaczom kilku różnie grających par słuchawek, dla których albo wyjście Quattro DACa będzie bardzo dopasowane pod względem synergii, albo przeciwne do niego wyjście AMPa.

Cokolwiek jednak byśmy tu sobie nie powiedzieli, jedna rzecz nie podlega dyskusji – AMP był projektowany specjalnie pod słuchawki trudne i pod sygnał zbalansowany. Tak należy na niego patrzeć, tak też rozpatrywać jego potencjalną przydatność. Trzeba brać również poprawkę na to, co mówiłem wcześniej – wzmacniacz lubi przejmować w paru miejscach inicjatywę, dlatego nie jest neutralnym i transparentnym elementem toru, nigdy nie będzie. Jeśli priorytetem jest więc czysta moc uzyskiwana na wyjściu bez wchodzenia z butami w tonalność, Quattro AMP prawdopodobnie znajdzie bardzo szybko rywala u konkurencji, być może za mniejsze pieniądze. Jeśli jednak jego sygnatura nam odpowiada, a moc i możliwości obsługi sygnału są bardzo pożądane, to moim zdaniem można pociągnąć w jego przypadku za spust. Zwłaszcza, jeśli posiadanymi przez Was słuchawkami są jakieś mułki o dużym apetycie, albo słuchawki orthodynamiczne typu Audeze LCD-2 i 3. Z tymi sprzęt ten powinien osiągać najlepsze efekty. Wstrzymywałbym się jednak w kwestii parowania z np. HE-4 czy HE-5LE, które moim zdaniem lepiej sprawdziłyby się na lampach, nieco temperujących jednak trochę ich czasami zbyt wyeksponowane skraje (zwłaszcza HE-4). Oznacza to, że mimo sporego potencjału nie jest to sprzęt aż tak uniwersalny prosto z dziurki, jak miało to miejsce w przypadku DACa, choć potencjał napędowy jest tu wyraźnie większy.

 

Podsumowanie

Rozwijając ostatnie zdanie poprzedniego akapitu – czy w takim układzie kupiłbym Quattro AMPa, gdyby był mi potrzebny? Sądzę, że tak, bo jednak słuchawki potrafi poprowadzić pewnym, zwartym krokiem, zaoferować przy tym też naprawdę dużo frajdy z odsłuchów, zrobić mocne wrażenie na słuchaczu, oczywiście zakładając, że słuchawki dynamiczne lub ortho byłyby moim głównym sprzętem odsłuchowym. Czy jednak kupiłbym go, aby używać jako sprzęt testowy na potrzeby działalności Audiofanatyka? Hmmm… cóż, dopiero tu bym się zawahał, bo nie jest to sprzęt uniwersalny, a bardziej specjalistyczny – przede wszystkim nie jest względem źródła do końca transparentny, zapodaje trochę od siebie, ubarwia przekaz, a więc rozwiązywałby tylko część problemów, jakie miałbym (zapewne nie tylko ja osobiście) przed nim do postawienia i za to też odjąłem mu z finalnej noty. W zamian jego największym atutem i jednocześnie przeznaczeniem jest zaoferowanie bardzo mocnego i kontrolowanego sygnału dla urządzeń trudnych i wymagających go w formie zbalansowanej, do tego najlepiej o problematycznych skrajach i wymagających dosłownie prowadzenia „za pysk”. Jeśli Wasze słuchawki spełniają te kryteria, a Wy jesteście w potrzebie znalezienia dobrej, mocnej kostki, to jak najbardziej warto się nad Quattro AMPem zastanowić.

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

3 komentarze

  1. Dzień dobry.Mam tylko takie krótkie pytanie.Czy ten wzmacniacz da radę przy K240DF?Bardzo dziękuję za wszleką pomoc.

    • Witam,
      Nigdy nie testowałem go na tak wymagających słuchawkach. Samo urządzenie poza tym raz, że jest już dość leciwe, a dwa, że tonalnie nie pasuje do DFów. Obawiam się, że będzie za chudo i jasno. Przynajmniej na tyle ile znam obie rewizje K240 DF.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *