O ile staram się opisywać głównie sprzęt ciekawy, czasami trafia się też i taki, który z początku wydawał się niezwykle interesujący, ale podczas testów albo to wyszły na jaw jakieś mankamenty, albo też – zarówno subiektywnie jak i obiektywnie – trudno było o chemię między mną, jako słuchaczem, a przedmiotem testów. Czasami jest też tak, że recenzja w różnych względów przesuwa się w czasie, zwłaszcza jeśli jest ona owocem niezobowiązujących odsłuchów i przegrywa w ostatecznym rozrachunku z bieżącymi zadaniami, aktywnościami, niekiedy sprawami ważniejszymi, życiowymi, zdrowotnymi etc. Czas przestoju myślę dobiegł jednak kresu i najwyższa pora zacząć nadrabiać zaległości. Tak też oto w eter idzie recenzja Cayina HA-3, który wypaść będzie musiał w którejś z grup opisanych przeze mnie na samym początku wstępu.
Dane techniczne
- Układ DAC: PCM1792A
- Wzmacniacze operacyjne: 2x BB OPA604 (prawdopodobnie 4x)
- Zastosowane lampy: 2x 6N16B
- Wejście AUX:
– Impedancja wejściowa: 100k
– Czułość wejściowa: 1.8V
– Pasmo przenoszenia: 10Hz – 100kHz
– Odstęp sygnał-szum: 103dB (A-ważone) - Wejście USB:
– Głębia próbkowania: 16 – 24 bit
– Częstotliwość próbkowania: 44.1, 48, 88.2, 96, 176.4 and 192 kHz
– Pasmo przenoszenia: 20 Hz ~ 35 kHz (± 0.5 dB, 24 bit / 192 kHz)
– Wspierany system operacyjny: Windows XP, Vista, 7 i Mac OS (10.6.3 lub wyżej) - Moc wzmacniacza słuchawkowego:
– 2000 mW + 2000 mW (dla 32Ω, RMS)
– 500 mW + 500 mW (dla 300Ω, RMS)
Zawartość zestawu
- Cayin HA-3
- „domowo” wydrukowana instrukcja obsługi
- tak samo „domowo” nagrana płyta CD ze sterownikami
- kabel zasilający
- kabel USB
Jakość wykonania i konstrukcja
Zapewne rzuciły się w oczy zwroty „domowo” w spisie akcesoriów. To nie żaden eufemizm, naprawdę otrzymujemy tu tak właśnie wyglądające wyposażenie – płytka CD jest zwykłym nośnikiem CD-R, który możemy kupić w sklepie, wypalona i wsadzona w obwolutę z naklejką informacyjną. Instrukcja zaś została wsadzona w listwę niczym zarys pracy magisterskiej. Widać że jest ona drukowana lub kserowana w warunkach domowych. Całość nie przystoi budowaniu dobrego wrażenia przy cenie aż 2500 zł, ale są to tylko akcesoria i nie powinny tego robić. Mimo wszystko daje to już na starcie pewne przeczucie co do przedmiotu jaki teoretycznie nabyliśmy, ja zaś z racji zasady zachowania bezwzględnej rzetelności opisu muszę o tym wspomnieć.
Użyte materiały praktycznie nie różnią się od tych zastosowanych przy wzmacniaczu HA-2i. Jednocześnie model HA-3 jest najwyższym z całej serii, ale nie podąża wzorem niżej numerowanych braci i nie jest tylko wzmacniaczem, ale ma w sobie także i układ DAC pod postacią kości PCM1792A, praktycznie tej samej, jaką stosuje Asus w swoich kartach z serii Essence ST/STX i z trybem próbkowania maksymalnie 24/192 (brak obsługi DSD).
Sam fakt zastosowania w nim DACa ma charakter niestety stricte egoistyczny. Wykorzystać go będzie mógł tylko HA-3 sam dla siebie z racji braku jakichkolwiek wyjść sygnału. Tak jest, HA-3 nie posiada absolutnie niczego, jedynie wejście USB oraz wejście analogowe RCA. Na tym lista się kończy. Z tej perspektywy może zachodzić podejrzenie, że jest to tylko HA-2i ze zintegrowanym przetwornikiem. I poniekąd będzie to prawidłowe rozumowanie. Praktycznie jedynym uzupełnieniem tego stanu rzeczy będzie obecność triod elektronowych w środku urządzenia, a co już dało się wielokrotnie poznać, jako ulubiona dziedzina Cayina, oraz wyraźnie większa moc wyjściowa.
W tym momencie znów możemy podejrzewać, że skoro umieszczono w środku lampy, to i zarówno kwestie termalne oraz serwisowe (wymiana) zostały mądrze rozwiązane. Ponownie jednak nie do końca. Podczas pracy urządzenie nagrzewa się w sposób znaczny, rodząc wątpliwości co do żywotności znajdującej się w środku elektroniki. Co ciekawe, na zdjęciach producenta widziałem otwory wentylacyjne po bokach urządzenia, ukryte w przerwach między bocznym ożebrowaniem. Czemu finalna wersja ich nie posiada – nie mam pojęcia. Sama obudowa waży sumarycznie 3 kg.
Producent umieścił w środku dwie triody 6N16B. Problem w tym, że są one… w formie przylutowanej na stałe do płytki głównej. Ich prosta wymiana w razie awarii lub zużycia jest więc niemożliwa i wymagająca sięgnięcia po lutownicę oraz pełną rozbiórkę sprzętu. Zamiast jednak lutować do środka znów same lampy, być może roztropniej byłoby samodzielnie dać im cokoliki. Wcześniej jednak należałoby poszukać, czy taka modyfikacja ma jakąkolwiek rację bytu i czy ktokolwiek jej już próbował. Naturalnie należy liczyć się z nieodwracalną utratą gwarancji, zaś wszystkie tego typu modyfikacje oraz w ogóle jakiekolwiek czynności związane z lutownicą wykonuje się zawsze na własną odpowiedzialność.
Wracając więc do wymienności, takowym elementem są tylko wzmacniacze operacyjne na płytce DAC. Tu zdecydowano się na jednokanałowe BurrBrowny OPA604AP, choć druga para skrywana jest pod dwoma czerwonymi radiatorkami i mimo także faktu wymienności, ich wyjęcie jest utrudnione przez drucik pełniący funkcję przepaski. Można tylko domyślać się, że jest to również para identycznych kości od BB co pierwsza, niezasłonięta.
Największą przestrzeń w środku zajmuje transformator zasilający, zamknięty w metalowej puszce. Sprzęt pobiera z gniazdka 35W prądu, poza tym musi mieć przecież dostatecznie dużo energii na rozruch obu lamp. Elementem losowym i często spotykanym w sprzęcie popularnym jest zdesymetryzowany na balansie potencjometr. Występuje on również i tutaj, z tym że raz, że nie jest to sprzęt przecież najtańszy, dwa, że o ile zjawisko to jak pisałem jest bardzo notoryczne i obejmujące skraje regulacji, w przypadku Cayina trafiła mi się sztuka osiągająca go aż do 35% początkowej skali obrotu, powtarzając tym samym trochę sytuację z iFi iDSD Micro Black Label.
Jak więc widać pod względem konstrukcyjnym cały czas są jakieś znaki zapytania i ostatecznie nie wiadomo co przyświecało konstruktorom w zakresie podjętych przez siebie decyzji. Wysoka temperatura pracy, zintegrowane i niewymienne lampy, zbyt ubogie wyposażenie w złącza, które powoduje konieczność użytkowania Cayina tylko jako wzmacniacza analogowego lub integry USB, zdiagnozowany w moim egzemplarzu problem z balansem kanałów na potencjometrze… to wszystko razem kształtuje przy cenie prawie 2500 zł jak na razie obraz sprzętu chyba nie do końca dopracowanego, zarówno projektowo, jak i jakościowo. Niemniej nie można go skreślać na tym etapie tylko z tego powodu i należy dać mu pełnoprawną szansę zaprezentowania się w trakcie odtwarzania muzyki.
Przygotowanie do odsłuchów
Sprzęt testowy oraz założenia metodologiczne zwyczajowo zostały przeze mnie opisane tutaj. Na zestaw dodatkowych urządzeń i konfiguracji, m.in. Dharmy D1000, będę powoływał się już bezpośrednio w samej treści.
Jakość dźwięku
Cayina HA-3 można rozpatrywać jako urządzenie mające dwie natury i dwie różne oceny. Zdarzyło mi się czytać, że HA-3 ma „lekki i przestrzenny dźwięk”, ale – przynajmniej na moje uszy – jest akurat zupełnie na odwrót.
Z jednej strony mamy tu sprzęt muzykalny, przyjemny, mieszający w sobie skuteczność i liniowość układów scalonych z powabem i urokiem lamp w jedną, spójną całość z ciepłą aurą. Oznacza to miły, zaokrąglony bas, całkiem bliską i nasyconą średnicę, a także wygładzoną górę o dokładnie ten jeden ton, który odróżnia go od surowości tranzystorów, może wręcz bezwzględności. Ocena ta kreuje się na spory pozytyw, zwłaszcza gdy użyjemy słuchawek będącymi w prostej linii beneficjentami takich źródeł.
Pierwsze wrażenie Cayin buduje bardzo pozytywne, jako coś bezpiecznego, szanującego muzykę i stawiającego tonalność na pierwszym miejscu. Dźwięk ma płynąć jednym strumieniem, spójnym, koherentnym nurtem. Z tej perspektywy brzmienie jest banalnie proste w opisie i właściwie na dwóch akapitach, jakie właśnie w tej chwili popełniłem, mógłbym zakończyć opis brzmieniowy, gdyż uchwyciłem clou sposobu grania Cayina. A przynajmniej w moim odczuciu.
Z drugiej strony takie zaserwowanie dźwięku niesie ze sobą ryzyko wpadnięcia w pułapkę własnej muzykalności i mam wrażenie, że gdybyśmy wpuścili Cayina na pole minowe, wyczyściłby nam je co do jednej poprzez po prostu wpadanie w nie jedna po drugiej. Pojawia się bowiem wrażenie parności scenicznej oraz braku „kropki nad i” w zakresie pogłosów, dynamiki i szybkości. Wydarzenia nastawione są tu na koherentność i spójność, a nie na rozbicie planarne, wyszukiwanie detali kilometr od miejsca wystąpienia dźwięku, holografię. Tym samym sprzęt, choć gra naprawdę ciekawie, ze względu na potencjalne trafienie w ręce osoby zadurzonej w techniczności i kompetencjach sprzętu źródłowego, może nie być do końca doceniony. Tak jak pisałem sprzęt ten pasuje do słuchawek wymagających dociążenia i muzykalności, ale jednocześnie mających własną kreację sceniczną na odpowiednim poziomie, aby móc skompensować pewien jej ubytek ze strony samego urządzenia. Może nawet w sumie nie tyle ubytek, co ciągle prezentowany charakter.
Sam w sobie absolutnie nie jest zły. Lubię muzykalny sprzęt, daję się oczarować lampom i nie uważam tej technologii za archaiczną. Niemniej doceniam jej realizacje przeprowadzone – no właśnie – z głową. Łatwo jest przekaz nastawiony na nasycenie i ciepłotę przecieplić i przesycić. Lampy łatwo sprowadzić do grania stereotypowego: niefiltrowanego, nazbyt matowego, przesadnie analogowego i niepotrzebnie zmiękczonego. Jeśli uda się tego uniknąć, sprzęt robi kolosalne wrażenie i rzuca na kolana swoim charakterem końcowym. HA-3 natomiast gra w sposób jakby na siłę przeciwny do HA-2i. Tam wzmacniacz był aż do bólu tranzystorowy i przez to jałowy, suchy. Tu zaś jest do bólu lampowy w tym stereotypowym znaczeniu.
Na nieszczęście dla Cayina zacząłem go testować zaraz po rewelacyjnie wypadających wtedy odsłuchach Bursonów SS V5, które najwydajniej pokazały swoje brzmieniowe oblicze na pokładzie najbardziej niepozornego urządzenia użytego podczas procedury testowej – karcie dźwiękowej AIM SC808. Konfiguracja obejmowała wtedy zestaw fabryczny na JRC4580D, 2x SS V5 + 1x MUSES 8820 oraz 2x OPA2604 + 1x MUSES 8820. Przyrównanie do nich Cayina miało na celu zdeterminowanie jedynie jak bardzo wyskalowane w górę brzmienie będę w stanie usłyszeć i jak wielka dzieli te dwa urządzenia różnica z perspektywy zwykłego użytkownika i dylematu „napędzić, czy nie napędzić” oraz „sprzęt wewnętrzny, czy zewnętrzny”. Jak również czy sama wymiana układów na identyczne kości Burr Browna cokolwiek da. Aby nie żonglować cały czas kośćmi i powodować sytuacji, że do gry będzie musiała wchodzić pamięć dźwiękowa, karty AIMa zastosowałem dwie. Jednocześnie.
W przypadku konfiguracji fabrycznej, pomijając wspomniane naturalne różnice w tonalności (od razu mniejsza przyjemność i większa jaskrawość JRC4580D dała o sobie znać), zarówno AIM, jak i Cayin zagrały tak, że w ciemno trudno byłoby zgadnąć przynależność jednego bądź drugiego do znacznie różniących się od siebie dystansem przedziałów cenowych. Próbując naśladować brzmienie Cayina, kombinacje z OPA2604, przynosiły podobną tonalność, ale kosztem sceny, czystości i całościowo grania już o te oczko niżej od HA-3. W tej sytuacji Cayin był wyraźnym zwycięzcą, ponieważ robił tą samą robotę, ale na wszystkim lepiej.
Przeczuwałem jednak co może się dziać przy opcji z SS V5. I niestety dla srebrno-czerwonego bohatera tejże recenzji, SC808 z Bursonami zagrał tym razem jednoznacznie lepiej i to nie o jakiś tam mały margines, subtelności i różnice tylko i wyłącznie de gustibus. Po prostu lepiej. Owe „lepiej” w tej sytuacji było ponownie wszystkim: większą werwą, bardziej wyczuwalną czystością, wyższą dynamiką i przede wszystkim wyraźnie budowaną sceną z wreszcie pojawiającą się szczodrze holografią. Wydarzenia dźwiękowe były bardziej rozbudowane w głąb oraz ogólnie rysowane na większym obszarze. Pogłosy zaczynały latać po scenie, efekty odżyły, dźwięk się ruszył, nie stał w miejscu jak topielec w betonowych butach przed nadrzecznym wyrokiem mafii. Po prostu lepsze było wszystko, a sumaryczny koszt nie dochodził nawet do połowy ceny recenzowanego tu sprzętu. Po prostu mimo ogromu przyjemności, jaka panuje w malutkim świecie Cayina, w którym istnieje on i tylko on, porównanie z SC808, będącym cały czas na moim wyposażeniu, było aktem jednak trochę demaskatorskim i generowało HA-3 sporo problemów z utrzymaniem pierwotnie wykreowanego dobrego wrażenia. Gdyby innego sprzętu nie było, to zapewne i problem by zniknął. Ale że porównania to również przecież sól każdej recenzji, Cayin nie miał możliwości ich uniknięcia. Podobnie było potem z S16 i gdy w podobnym koszcie integra ta zagrała lepiej – odpuściłem dalsze testy z droższym sprzętem.
O HA-3 miałbym podejrzewam znacznie lepsze zdanie, gdyby producent zaopatrzył go w lepszego DACa, może też lepsze lampy na cokołach nadające się na wymianę w razie konieczności, przemyślane chłodzenie, więcej złącz dla większego wachlarza możliwości, ale przede wszystkim wyższą czystość, dynamikę i większą scenę. Nawet pomijając kwestie fizyczne, niech tylko brzmienie będzie wyższej klasy, aby nie było sytuacji, że praktycznie ponad połowa recenzji została zdominowana przez wrażenia z porównania go do sprzętu przecież jakby nie patrzeć tańszego.
Konsekwencją późniejszych doświadczeń, jakie nagromadziły się sporo czasu po odjeździe HA-3 do sklepu był przykład Coplanda DAC215. Pokazuje on, że można spokojnie pogodzić jakość i czystość dźwięku z lampowym brzmieniem. Oczywiście to wielokrotnie droższy sprzęt od Cayina i nawet nie mam zamiaru go tu porównywać, ale mam wrażenie, że producentowi – o ile chodziło o osiągnięcie podobnego co Copland efektu – troszkę się to nie udało. W efekcie wyszedł mu sprzęt grający trochę stereotypowo dla lamp, dźwiękiem analogowym z krwi i kości, przyjemnym, ale jednocześnie przybrudzonym i reagującym z czułymi słuchawkami, co nie zawsze musi się spodobać. Zwłaszcza w dobie rozwiązań hi-res. Na Caynie stwierdziłem taki problem np. z bardzo wydajnymi i czułymi Dharmami D1000. Sprzęt ten najzwyczajniej w świecie brumi i wykazuje tendencję do łapania przebić po złączu USB.
Biorąc pod uwagę, że mówimy tu o sprzęcie, który ma w sobie tylko złącznie USB, bez komputera nie wykorzystamy zamontowanego na jego pokładzie DACa, który przecież stanowi pewną część kosztu tego urządzenia. Co prawda HA-3 może się jeszcze ratować pracą po złączu analogowym, gdyby nie to, że podłączany pod „zbursonowiałego” AIMa zagrał lepiej niż z własnym DACiem. To miłe więc, że mimo wyraźnie słyszalnej maniery własnej próbuje przekazywać jeszcze dobro złapane po złączu analogowym dalej, ale z drugiej strony świadczy to o tym, że układ DAC w tym urządzeniu jest przypięty niczym kwiatek do kożucha, a przecież być takowym raczej nie powinien. Jednocześnie w trybie analogowym przebicia płynące z SC808 również były słyszalne, nawet mocniej niż po USB, także moim zdaniem sprzęt wypada dyskusyjnie pod względem filtracji tego typu rzeczy. M-Stage HPA-3B na ten przykład poradził sobie nieporównywalnie lepiej w zakresie odfiltrowywania tego typu niechcianych rzeczy z toru analogowego.
Oczywiście wszystko zależy od przyjętej przez nas perspektywy. SC808 jest tu najwygodniejszym dla mnie punktem odniesienia aby pokazać większość uwag, ale fakt faktem z tą kartą trudniej paruje się sprzęt wysokowydajny oraz jasny. Cayin paradoksalnie może więc być pewną odpowiedzią na potrzebę posiadania cieplejszego toru w formie zintegrowanej, którego zwarte i muzykalne brzmienie będzie trzymało dźwięk w ryzach. Nie jest to jednak lekki i przestrzenny dźwięk, ani też wysoka rozdzielczość, jak można przeczytać w innych miejscach. A przynajmniej ja się takich cech nie doszukałem porównując sprzęt do innych integr i źródeł faktycznie opisywanych takimi przymiotnikami. Bardziej dominuje tu analogowość, którą będziemy wykorzystywali bardziej w formie korekcyjnej i do pewnego pułapu słuchawkowego.
Z tego względu HA-3 to pod względem strojenia bezpieczny, koherentny i przemyślany wybór brzmieniowy, który ma szansę nam się spodobać w sytuacji, gdy bardziej interesuje nas charakterystyka tonalna i gotowi jesteśmy przymknąć oko na niedociągnięcia klasowe oraz – najprawdopodobniej – uchybienia techniczne dziedziczone po zastosowaniu lamp. To specyficzna technologia, która musi swoje jednak na dzień dzisiejszy kosztować, aby zagrać tak jak tranzystor i jednocześnie zachować unikalny klimat triod elektronowych (vide znów przykład Coplanda).
I w sumie na tym polega największy dramat tego sprzętu. Z jednej strony nieprzeciętnie przyjemne brzmienie które subiektywnie lubię co do ogólnie kierunku, z drugiej wydane w sposób przeciętnie opłacalny. Lubię styl grania HA-3 znacznie bardziej niż tańszego HA-2i, ale też nie mogę pozbyć się wrażenia, że ich fundament jest wspólny i jedynie lampy czynią w trójce większą różnicę. Ale i tu znów – mimo lubienia takiego dźwięku, nie mogę przejść obojętnie obok notorycznego zrównywania ze sobą nagrań scenicznie zwyczajnych z tymi, które zrealizowane są w tym względzie wyraźnie lepiej. Tak, Cayin nie pozwala mi ich odróżnić od siebie aż tak mocno i dobitnie, jak inne układy, zwłaszcza wspomniany SC808. Podobnie z dynamiką, czystością, zdolnością do wykańczania dźwięków do końca, a co czuć na słuchawkach lepszych klasowo. To są jak dla mnie największe w tym urządzeniu uwagi i powodujące, że ostatecznie ze sprzętem sprawdzają się rozwiązania na oko do klasy premium włącznie. A skoro już o tym mowa…
Synergiczność
Co ze słuchawkami droższymi? Umiejętność zgrania się HA-3 z takimi modelami jak np. HD800 jest wysoka, nie ukrywam, ale z owym dźwiękiem wysokiej rozdzielczości trudno jest tu się pogodzić w ramach cech, jakie HA-3 oferuje. HD800 same w sobie są dostatecznie analityczne, aby preferować zarówno sprzęt odpowiednio pod nie zestrojony, jak i na należytym poziomie, aby nie było wrażenia braku przejrzystości i klarowności mimo zastosowanego dopasowania tonalnego. To trudna sztuka i często dla sprzętu wybór między przysłowiowymi rybkami, a akwarium. Można 800-tkom dać sprzęt tonalnie dopasowany, ale z gorszą czystością i to mimo wszystko będzie nas rozpraszało, tak jak tutaj. Dlatego też partnerów warto moim zdaniem poszukać tak jak pisałem trochę niżej i niekoniecznie nawet w ramach sprzętu aż tak nowego. AKG K400, K501, K701, DT880, T1, SRH1440 czy HD600 to akurat moim zdaniem całkiem dobre przykłady takiego sprzętu. Ba, nawet HM5 z tegorocznego rzutu, które grają bardzo monitorowym dźwiękiem. Opcji teoretycznie dobrych połączeniowo jest tu więcej, niż można byłoby przypuszczać. I to również w pewnym sensie spora zaleta recenzowanego sprzętu. Na SC808 z wieloma z nich byłoby za dużo gimnastyki i kompromisów, zwłaszcza przez problematyczne 33 Ohmy na wyjściu słuchawkowym.
Powołam się na przykład wymienianych już przeze mnie wcześniej i jednocześnie bardzo uznanych w wielu kręgach K501. Jako posiadacz tego egzemplarza jestem w stanie powiedzieć wiele o ich zaletach, choć też bardzo dużo dodać w temacie wad. Mają one jednak pewną unikatową właściwość – potrafią wady zamienić w trakcie testu w zalety. Mowa tu o np. basie oraz scenie. W zakresie tego pierwszego słuchawki absolutnie nie znoszą lekkobasowych torów i słabych stopni wyjściowych, co czyni je wysoce wrażliwymi na ilość i format basu oraz nasycenie dźwięku w tamtym rejonie wraz z przełożeniem automatycznie na styk z niższą średnicą. Jednocześnie scena, która znajduje się w nich w pozycji, że tak się wyrażę, „domyślnej” lub „typowej”, także reaguje na wszelkie zmiany tegoż elementu. Dzięki temu jeśli sprzęt gra małą sceną, nie będzie w nich specjalnego wrażenia trójwymiarowości i całość wyda się nam bardziej konstrukcją wręcz zamkniętą, aniżeli półotwartą, a może nawet toporną i zwyczajną. To zresztą było właśnie bezpośrednią konsekwencją takiego stanu rzeczy. Ale wystarczy, że sprzęt jest jednak bardziej sceniczny, ma lepszą holografię, a słuchawki dostają słyszalnego zastrzyku powietrza. W efekcie obie wady tego modelu w praktyce ułatwiają mi niczym spore zalety wszelakie ewaluacje, jeśli dodatkowo chcę wesprzeć się ponad obserwacjami wyniesionymi z HD800. Przy Bursonach obecne okazały się przede wszystkim cechy związane z holografią. W Cayinie nasycenie jeszcze o dosłownie ćwierć punktu podskoczyło, ale o dwa-trzy zmalała sceniczność. Przyjemnie, ale na małej scenie. Kameralnie, ale nieco duszno.
Największym wrogiem Cayina okazały się wymieniane już Dharmy D1000, ponieważ choć tonalnie brzmiało to dobrze, wyczuwalne było w nich ciche buczenie w tle. Przy ich bardzo czułej konstrukcji najdrobniejsze śmieci, niedoróbki czy słabostki sprzętu źródłowego dochodzą do głosu jak w mało których słuchawkach. Dziedzictwo elektretowe, można by rzec. Unikałbym tym samym tutaj słuchawek o bardzo niskiej oporności i z tendencjami takimi, jak Dharmy, ale też modeli ciepłych i ciemnych o małych scenach. Dla nich już wymieniana tu często i gęsto karta od AIMa będzie lepszym towarzyszem, ale też S16, S6, Quattro II i cała gama innych urządzeń specjalizujących się w modelach ciemniejszych będzie bardziej wskazana.
Podsumowanie
Cayin próbował walczyć dzielnie, ale tym razem nie do końca się udało. A co kontrastuje na tle chociażby bardzo dobrego technicznie zestawu z serii 6, który na tą chwilę jest dla mnie najciekawszym i najbardziej dopracowanym urządzeniem słuchawkowym w ofercie tego producenta. Jeśli pominiemy różne uwagi i wady na polu konstrukcji czy jakości wykonania, obok których nie każdy będzie mógł przejść w tej cenie obojętnie, pozostaną się ostatecznie braki w wyrafinowaniu: trochę zagęszczona scena z jedynie dostateczną holografią, a także dynamika oraz czystość nie do końca przystające do urządzenia za takie pieniądze. Dlatego choć dźwięk jest faktycznie przyjemny i muzykalny, przy porównaniach z innymi integrami w pewnym momencie ma się wrażenie, że nie jest to maksimum możliwości HA-3, że jednak może gdzieś da się utrzymać jego klimat, ale wraz z jednoczesną większą czystością samego sygnału. Oczywiście jeśli pominiemy przy tym bardzo skąpe wyposażenie w złącza. Chociażby iFi pokazuje, że jest to całkiem osiągalne.
Cayin owszem jest tu na pozycji lepszej, bo zintegrowanej i stacjonarnej, zajmując mniej miejsca od systemu modułowego i mając wszystko razem w pakiecie gotowe do pracy, bez kabli, bez cudowania, z podwójnym wyjściem słuchawkowym bajecznie ułatwiającym wszelakie testy A-B. Jest też sporo osób, które uwielbiają takie stereotypowe dla lamp brzmienie, w którym goni się za przyjemnością i nasyceniem, a nie technicznością czy doskonałością. Zwłaszcza pod konkretne modele słuchawek, które mają w sobie aż nadto tej techniczności, będzie to pozycja mimo wszystko do wpisania sobie na listę odsłuchową, chociażby z czystej ciekawości. Niemniej w każdej innej sytuacji obawiam się, że przy tej cenie przegra z bardzo dobrze i organicznie grającym iFi iDSD Micro Black Label oraz z bardziej technicznie brzmiącą, ale za to znacznie bardziej dojrzałą, dopracowaną i wyposażoną Aune S6.
Integrę Cayin HA-3 można nabyć na dzień pisania recenzji w cenie 2490 zł. (sprawdź aktualną cenę i dostępność)
Zalety:
- solidna aluminiowa obudowa
- podwójne wyjście słuchawkowe
- wymienne wzmacniacze operacyjne
- w zupełności wystarczająca moc wyjściowa
- przyjemne, analogowe brzmienie
- dobre właściwości synergiczne z jaśniejszymi słuchawkami
Wady:
- całościowa klasa dźwięku trochę poniżej oczekiwań jak na tą cenę
- wysoka temperatura pracy z racji słabo przemyślanego chłodzenia
- zintegrowane na stałe lampy i sztucznie utrudniany serwis
- niskiej jakości potencjometr (przynajmniej w moim egzemplarzu)
- ubogi pakiet złącz audio
- ograniczone możliwości wykorzystania w praktyce
- brak DSD i obsługi plików o większej gęstości
- podatność na zbieranie przebić po USB z komputera
- na czułych słuchawkach słychać w tle brumienie od lamp
Serdeczne podziękowania za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów