Marka należąca do Logitecha o nazwie Ultimate Ears znana jest z ciekawych rozwiązań dokanałowych dla różnorodnych odbiorców, zarówno tych operujących na budżetówkach, jak i na sprzęcie dla bardziej wymagających użytkowników. Ponownie zatem dzięki Blueme z bloga tomigra.wordpress.com jestem w stanie zaprezentować testy jednego z podstawowych modeli w ofercie tej firmy – UE-600vi.
Dane techniczne
– typ przetwornika: pojedyncza armatura zbalansowana typu top-firing
– opór: 13 Ohm
– czułość: 115 dB SPL/mW
– pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz
– izolacja pasywna: do 26 dB
– długość przewodu: 1,2m z wtykiem kątowym 3,5mm TRRS
– pilot: zgodny z Apple iPod / iPhone oraz Blackberry
– gwarancja: 2 lata
W zestawie:
– plastikowe wytrzymałe etui
– osłonka na wtyk
– klamerka do kabla
– zapasowe tipsy
Jakość wykonania i konstrukcja
Na samym początku zakreślić należy, że UE-600vi są dobrze wykonane, nie zdradzają żadnych oznak przedwczesnego zużycia (w końcu gwarancja wynosi nie bez powodu 2 lata). Całość prezentuje się okazale, więc przechodząc do konkretów:
– korpusy i wygoda
Muszę przyznać, że mimo zmuszania użytkownika do zakładania ich jako OTE (Over The Ear, a przynajmniej ja miałem z nimi problem, gdy chciałem założyć w sposób klasyczny), są to jedne z najwygodniejszych słuchawek tego typu, jakie miałem okazję gościć w swoich uszach. Kształt korpusów, które wyglądają jak gruby boomerang, idealnie wpasowuje się w kształt moich małżowin, w zasadzie nie tylko moich. Dzięki temu korzystanie z UE jest możliwe przez długie godziny bez najmniejszego uczucia zmęczenia.
Korpusom wtórują tutaj duże i wygodne tipsy dobrej jakości, nie różniące się zbytnio konstrukcją od konwencjonalnych słuchawek dynamicznych. Aplikacja również jest z tego tytułu bardzo szybka i pozbawiona problemów z ciśnieniem wewnątrzkanałowym.
– izolacja
Stoi za sprawą wszystkich powyższych aspektów na przyzwoitym poziomie, kwalifikującym małe UE na spokojne wypady na miasto bez wątpliwości, co do zakłócania nam muzycznych seansów przez otoczenie. Jak zawsze przypominam o zachowaniu czujności na ulicy podczas używania słuchawek tego typu, zagrożenia szybciej dostrzeżenie niż usłyszycie.
– okablowanie i wyposażenie
Co do pierwszego – brak uwag, całość wygląda na całkiem trwałą, choć trochę brakuje mi tu ściągacza przy spliterze. Przy drugim niestety jest jedna rzecz, która mi się nie podoba, a jest nią pokrowiec wykonany z twardego plastiku. Fakt, że jest to bardzo dobre zabezpieczenie naszych słuchawek, ale notorycznie się otwiera, jeśli w środku znajdzie się zbyt dużo, np. po dodaniu woreczka z zapasowymi tipsami. Konkurencja trochę inaczej rozwiązuje takie problemy, ale wydaje mi się, że jakiś utwardzone zwykłe etui byłoby tu jak najbardziej na miejscu.
Brzmienie
UE-600vi można uznać za pogrubione i nieco (na ogół) przyciemnione, starające się wstrzelić w gusta słuchaczy preferujących rozsądny i nieprzesadzony bas o idealnych proporcjach, muzykalną i obrosłą w tłuszczyk średnicę oraz zazwyczaj nieco ciemnawą górę. Z jednej strony jest to pewna ewolucja tego, co można spotkać w np. Brainwavz M3 (oczywiście pomijając fakt, że to dynamiki), z drugiej jest to też przeciwieństwo podobnie obecnie wycenianych (w promocji) armatur również typu single-BA: Etymotic HF3.
Bas w UE-600vi jest całkiem aktywny, rozsądnie wyważony i nadający utworom przyjemnego wyrazu. Nie brak mu mocy, ale też nie uderza jak szalony od najniższych zakresów, dzięki czemu uzyskujemy stosunkowo bezpieczną receptę na odnalezienie się w różnorodnych gatunkach muzycznych. Brakuje mu jednak klarowności i dynamiki, przez co stwarza on wrażenie powolnego i nie tak responsywnego, jak moglibyśmy się spodziewać po armaturach, a co jest poniekąd ceną za strojenie słuchawek bardziej pod muzykę, niż granie stricte techniczne.
Średnica również uderza w charakter podobny do dołu, przez co łącznie w takim duecie doszukać się możemy brzmienia pogrubionego i podbudowanego. Przypominają mi się tutaj Alessandro MS1i, które również w podobny sposób były strojone i w efekcie sprawdzały się głównie w muzyce bazującej na tego typu zakresach. UE-600vi są jednak od nich o wiele bardziej uniwersalne i znów jest to dążenie producenta do uzyskania jak najbardziej elastycznej recepty na różne gusta i gatunki. Ponieważ jest ona nam serwowana w sposób bezpośredni, można odnieść wrażenie dużej intymności przekazu i zaangażowania w to, co się dzieje na scenie. Jednocześnie powstrzymuje się ona od jakiejkolwiek ofensywności, zostawiając między słuchaczem a muzyką swoistą przestrzeń bezpieczeństwa, dzięki czemu znajduje się on w punkcie w zasadzie idealnym. Zresztą dużą rolę w tej bezpośredniości przekazu bierze czynny udział podkreślenie punktu łączącego średnicę z górą.
Moim zdaniem to właśnie średnica i jej muzykalny wydźwięk, odchodzący od stricte armaturowego grania i kłaniający się po części sposobie jej reprodukcji ze strony przetworników dynamicznych, jest największym skarbem tych słuchawek. Przekłada się to na świetne wtapianie się słuchawek w odtwarzany materiał, wspomniane angażowanie słuchacza bez zbędnej ofensywności.
Góra z kolei zachowuje się dwojako i po raz kolejny z rzędu na testy trafiają słuchawki, które reagują jak rozkapryszona panna w zależności od utworu. Dzieje się tak ponieważ nie jest jednorodna i notuje po drodze dwa podkreślenia – na wspomnianym styku ze średnicą oraz przy granicy 10 kHz, od której zaczyna się już konsekwentny spadek i wlot pod sam koniec. Dlatego czasami ma się wrażenie, że słuchawki „błyszczą” i wcale nie są ciemne, a innym razem na odwrót.
Pomijając jednak natężenie górnych zakresów, jest jedna rzecz, której UE-600vi naprawdę nie mogę podarować, a jest nią jakość góry. Czuć w niej wyraźne odstępstwo od pozostałych fragmentów pasma, tendencję do jazgotliwości i jednoczesnego ukrywania przed nami pewnych detali. Czasami ma się wrażenie bardzo kompetentnego jej grania, a czasami wprost przeciwnie – jakbyśmy dostali tutaj podmuch fuszerki znanej mi aż za dobrze np. z Klipschy S3, gdzie ich microdriver kompletnie i bez najmniejszych prób ratowania się kapitulował na odtwarzaniu góry w jakikolwiek poprawny sposób. Niestety więc niską jakość góry wskazywałbym w UE-600vi jako ich największą wadę i choć jest to słyszalne głównie w tych utworach, które są bardzo mocno zorientowane na ten zakres oraz drzemiące w nim „smaczki”, to jednak jak dla mnie – wielkiego fana krystalicznej i rozdzielczej góry – jest to problem dosyć w nich poważny. Zwłaszcza, że o ile niestabilność tonalną góry możemy sobie na swój sposób „odczarować” za pomocą ewentualnych korekcji, to jednak jakości samej w sobie w cudowny sposób tym słuchawkom nie przysporzymy i nie pozbędziemy się z nich wspomnianej jazgotliwości. Korekcje zresztą musiałyby być precyzyjnie przeprowadzone, bo liniowe podkręcanie góry ujawnia sporo sybilantów w tym zakresie.
Jeśli chodzi o przestrzenność i scenę, to jest nieco ponad standard i można powiedzieć o niej trochę pozytywnych rzeczy. Zarówno stereofonia, jak i głębia są tu na tyle dobre, że nie odczujemy w UE-600vi klaustrofobii w żaden możliwy sposób. Jednocześnie jednak rekordów mi tu również żadnych nie biją, także jeśli ktoś oczekiwał standardu i płaskiego grania – pozytywnie się zaskoczy, a jeśli bezkresnej przestrzenności – negatywnie rozczaruje. Z mojej strony mimo wszystko odbieram sposób grania UE-600vi pozytywnie: słuchawki starają się wstrzyknąć w scenę trochę powietrza i jedynie obrosłe wcześniej w tłuszczyk dół oraz średnica na taki stan wrażeń starają się rzutować.
Suma summarum otrzymujemy tu całkiem sprawnie grające połączenie armaturowego przetwornika ze strojeniem go pod jak największą elastyczność, ale z przesunięciem w stronę bardziej relaksu i przyjemności niż stricte technicznego grania, a przede wszystkim czegokolwiek, co można byłoby nazwać brzmieniem zawsze wyrównanym. Ze względu na zbyt niską jakość góry oraz jej charakter, niestety słuchawki zachowują się różnie w zakresie odtwarzanego materiału i raz to próbują udawać słuchawki jasne, a raz wychodzi z nich ich ciemnawa natura. Naturalność przekazu jest wysoka, do chwili gdy utwór nie zacznie mocno operować na górnych zakresach, przez co mamy taki a nie inny efekt końcowy.
Na swój sposób wydaje mi się, że jeśli miałbym wskazać słuchawki grające do nich podobnie, to byłyby to Brainwavz M3, z tym że będzie to brzmienie bardziej ofensywne, ale jednocześnie nie przypominam sobie, abym w ich górze mógł doszukać się oznak niskiej jakości. Tutaj wypada to naprawdę różnie i czasami miałbym tylko ogólne zastrzeżenia, a czasami miałem ochotę wyłączyć muzykę i zastanowić się nad kolejną zmianą albumu, gatunku, nawet źródła, bo „być może tam będzie jednak lepiej”.
Wnioski końcowe są tutaj stosunkowo proste: jeśli nie możecie zdzierżyć dynamików i szukacie wygodnych, muzykalnych armatur o przyjemnym dole i średnicy oraz uniwersalnym strojeniu pod różnorodne gatunki, to UE-600vi mają szansę Wam się spodobać, nawet bardzo. Jeśli szukacie bardziej technicznego grania oraz przede wszystkim lepszej jakości przetworników, jednak lepiej w tej cenie poszukać u konkurencji.
Zastosowanie
Ze względu na całkiem sensowną izolację i wysoką wygodę można te słuchawki polecić do wszelkich zastosowań, tak domowych jak i na miasto, gdzie dodatkowy „tłuszczyk” o którym wspominałem się przyda. Co do źródeł, no tu jednak sprawa nie jest już tak prosta, jakby mogło się to wydawać. Jeśli podepniemy UE-600vi pod ciemno grającego DACa lub odtwarzacz, uzyskamy brzmienie masywne i przypominające bardzo mocno słuchawki dynamiczne, przez co część osób może się zastanawiać, czy aby w ogóle kupiły armatury, czy faktycznie dynamiki. Jeśli z kolei podepniemy je pod jasne układy, do naszych uszu dojdzie wspomniana jazgotliwość podkreślonej części góry oraz jej ogólna jakość, która im bardziej wyeksponowana, tym bardziej będzie nieprzyjemna.
Warto wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy – UE naprawdę łatwo jest napędzić, a w porównaniu do innych armatur single-BA, Etymoticów oraz Westone, grają zdecydowanie od nich głośniej.
Podsumowanie
UE-600vi są przykładem słuchawek wyraźnie krojonych z większego modelu, aby zmieścić się w niższych pułapach cenowych. Do rąk dostajemy tu całkiem rozsądnie wycenione (zwłaszcza UE-600 bez vi, a więc bez pilota) armaturki o muzykalnym brzmieniu, idealnie dobranym basie, nieco misiowatej średnicy oraz na ogół ciemnawej górze, której niestety brakuje trochę jakości i stabilności. W większości przypadków słuchanie UE-600vi było czynnością bardzo przyjemną i wygodną, w niektórych czuć było, że utwory trafiają w te aspekty, w których UE-600vi nie do końca dają sobie radę (góra). Dla osób szukających bardzo wygodnych i muzykalnych armatur w dobrej cenie – ciekawa propozycja. Dla pozostałych będzie to granie zbyt zagęszczone i za mało techniczne. Z kolei dla tych, którzy nie szaleją konkretnie za armaturami i chcą podobnego brzmienia ale w nieco bardziej ofensywnym i stereofonicznym wydaniu, mimo wszystko rekomendowałbym zwrócenie uwagi na „niearmaturowe” M3 od Brainwavz.