Kolejne spotkanie z historią w wykonaniu AKG. Recenzowane tu słuchawki nigdy by się zapewne na blogu nie pojawiły, gdyby nie moja ogromna ciekawość, cierpliwość oraz determinacja, aby zaręczyć w ciemno własnym portfelem za tym konkretnym zakupem. Nie było najmniejszego sensu prosić i błagać dystrybutora AKG, ponieważ raz, iż jest to sprzęt zabytkowy, którego najprawdopodobniej nie posiadał, dwa, że nawet z współczesnymi modelami moja korespondencja odbija się od nieprzeniknionej ściany braku odpowiedzi, nawet odmownej. Także tym bardziej utwierdzało mnie to w przekonaniu, że jak człowiek sam nie zainwestuje by zaspokoić swojego zainteresowania, to się nie dowie. Słuchawki uznałem za interesujące akurat z wielu powodów, ale przede wszystkim dlatego, że to przedstawiciele stosunkowo krótkiego epizodu konstrukcji wieloprzetwornikowych i to z czasów promowania w sprzęcie kolumnowym konstrukcji kwadrofonicznych. Manifest wyraźnych zapędów pionierskich Austriaków, aby przy nieszablonowym podejściu do tematu wykreować coś faktycznie będącego czymś więcej, niż tylko epizodem, ciekawostką i przygodą gdzieś na uboczu modeli konwencjonalnych. Przed Państwem tym samym sławne quadrofoniczne (lub też bardziej po naszemu kwadrofoniczne) AKG K280 Parabolic.

Z wyglądu K280 praktycznie niczym się nie różnią od innych modeli K240.

 

Dane techniczne

  • Lata produkcji: 1987-1995
  • Znane rewizje: 1 (prawdopodobnie 2-3)
  • Przetworniki: 32 mm, dynamiczne, półotwarte w topologii równoległej 2+2
  • SPL: 94 dB
  • Moc maksymalna: 200 mW
  • Pasmo przenoszenia: 20 – 20,000 Hz
  • Impedancja: 75 Ω
  • Siła docisku do głowy: 3 N (ok. 350 g)
  • Waga: 250 g (bez kabla)
  • Kabel: 3 m, z jednej strony, stały wtyk jack 6,3 mm

 

Historia, jakość wykonania, konstrukcja

O ile przejścia tego konkretnego egzemplarza nie są mi jakkolwiek znane, o tyle zwyczajowo powinniśmy sobie porozmawiać o historii modelu K280 jako o ogóle. Bardzo często można dowiedzieć się dzięki temu o powodach, dla których sprzęt trafił na rynek, do kogo był kierowany i co miał sobą reprezentować.

W efekcie lepiej jesteśmy w stanie go zrozumieć, jak też pojąć akuratniej procesy akustyczne zachodzące w danych słuchawkach.

 

Ale to tylko pozory - sprzęt jest znacznie "grubszy". I wyraźnie cięższy.

Większe gabaryty nie wpłynęły jednak specjalnie na komfort użytkowania.

Czarne kapsle z etykietami modelu/firmy stosowano tylko w niektórych modelach K2.

 

Fundamenty koncepcji kwadrofonicznej

Koncepcja 2+2 została wprowadzona po raz pierwszy właśnie w modelu Parabolic w 1987 roku, także można powiedzieć, że słuchawki łączą się tu nierozerwalnie z technologią i na odwrót. Nie jest to nazwa własna tej technologii trzeba zaznaczyć. Określenie „2+2” jednak jest dla mnie najwygodniejsze, bowiem tłumaczy doskonale istotę całej zabawy, a więc umieszczenie nie dwóch przetworników dynamicznych klasycznie po jednym na muszlę, a stworzenie zespołów takich przetworników zawierających po dwie jednostki na stronę.

Całość była połączona ze sobą równolegle, a ponieważ każdy przetwornik posiadał oporność wynoszącą 150 ohm, sprzęt uzyskał sumaryczną impedancję na poziomie 75 ohmów. Nawet na słuch jest to wartość wiarygodna, ponieważ nawet uwzględniając ciśnienie akustyczne, słuchawki są głośniejsze od 100-ohmowych K70 i K301, opartych jednakże o trochę inne przetworniki z bardzo unikalnej i mało popularnej dla AKG rodziny 40 mm.

Przetworniki nie były jednak zwielokrotnione tylko dla samego zwielokrotnienia. Nie miałoby to sensu ponad jednym przetwornikiem, skoro słuchawki są tak czy inaczej stereofoniczne, choć powstawały w okresie, w którym panowała ogólna moda na systemy quadrofoniczne. To czasy chociażby mojej Yamahy M-35, która również była (i nadal jest) w stanie pracować w takim ustawieniu. AKG postanowiło osiągnąć coś więcej i oba przetworniki osadzone zostały pod stałym kątem 30’ z pozornym punktem skupienia, działając tym samym jak soczewka akustyczna. Punktem zbiegu miał być naturalnie nasz kanał słuchowy.

 

Sekretem wyjątkowości tych słuchawek są podwójne przetworniki i tunele akustyczne.

To właśnie one wymusiły jakoby na AKG powiększenie projektu i stworzenie niecki na ucho.

Pojemność na głowę pozostała za to niezmieniona.

 

Okazało się bowiem, że celem zaprojektowania K280 było uzyskanie sprzętu zdolnego reprodukować jak najgłośniejszy dźwięk przy jak najmniejszych zniekształceniach. Wpływać miało to również korzystnie na jakość dźwięku i faktycznie przyznać trzeba, że słuchawki grają lepiej pod tym względem od K240, mając w sobie jednocześnie przecież duet dokładnie tych samych przetworników. No, może nie dokładnie, ale w tej samej praktycznie klasie brzmieniowej, więc naprawdę miło jest usłyszeć, że nie było to czcze gadanie. Wbrew niektórym twierdzeniom nie jest to konstrukcja złożona z zespołów dual-mono (czyli de facto quad-mono), zaś same słuchawki nie mają w sobie żadnej wewnętrznej zwrotnicy. Oba przetworniki generują dźwięk pełnozakresowy, a więc mamy quad-stereo, tak jak w prawdziwym systemie quadrofonicznym. Można powiedzieć, że była to jak na tamte czasy innowacja i naprawdę doszczętne wykorzystanie miejsca, jakie dawała konstrukcja K240, wprowadzona ponad 10 lat przed premierą Paraboliców na rynku, bo w 1975 roku.

 

Przekrój modeli wieloprzetwornikowych z serii K2

Rodzina słuchawek „parabolicznych” obejmowała nie tylko K280, ale fakt faktem słuchawki te były w jej obrębie pierwsze. Chronologicznie wyglądało to tak:

  • 1987 – premiera półotwartych K280 Parabolic,
  • 1988 – dwa kolejne modele, zamknięte K270 Studio oraz Playback (a także mikrofonowe K270 HC i K270 HQ),
  • 1995 – czwarty i ostatni model, półotwarte K290 Surround, odwrócone o 90′ 2+2 z odblokowanymi portami basowymi z tyłu kapsuł. Zakończone wtykiem mini DIN 8-pin, opcjonalnym konwerterem rezystorowym z amplitunerów 5-kanałowych oraz przejściówką z mini DIN na jack 6,3 mm.

Jak więc widać technologia 2+2 została zaadaptowana także i w innych modelach, które oscylowały w obrębie „pierwowzoru”, jakim były K280.

– K270 Studio
Rok po premierze K280, AKG postanowiło zastosować podwójne przetworniki w układzie pionowym w dwóch zamkniętych modelach z serii K2: K270 Studio oraz Playback. Słuchawki te mimo posiadania w sobie bloku 2+2, oferowały bardziej jednorodną prezentację dźwięku oraz naturalnie wynikającą z faktu zamkniętości izolację od otoczenia. W połączeniu z wtykiem stereo dawało to słuchawki praktycznie identyczne w działaniu, co 280-tki, ale mimo wszystko bardziej zorientowane na adaptację tej technologii w rozwiązaniach bardziej studyjnych, na wzór produkowanych od paru lat w tamtym okresie K240 Monitor. Jest to o tyle ciekawe, że model Studio był podobnie do nich strojony, jak również cechował się pinem odłączającym dźwięk w czasie nieużywania. Coś, co powszechnie teraz spotykamy we współczesnych słuchawkach, np. w K271 MKII. Ciekawostką jest nazewnictwo w tych modelach, ponieważ K270 nie są bezpośrednio starszym wydaniem K271. Tak naprawdę jest nim model K250, który przybrawszy budowę bardziej przypominającą K270 z innymi kopułami stał się współczesnym K271.

– K270 Playback
Słuchawki te różniły się od wariantu Studio nie tylko wizualnie (srebrne pierścienie zamiast czarnych malowanych) oraz wspomnianym pinem wyciszającym (a raczej jego brakiem), ale jeszcze większą liniowością i stylem grania odpowiadającym bardziej recenzowanym tu K280 Parabolic. Słuchawki były mniej basowe i jaśniejsze od swojego studyjnego brata, kierowane bardziej do zastosowań konsumenckich niż studyjnych.

– K290 Surround
Model ten stanowił właściwie kwintesencję technologii wieloprzetwornikowej i jednocześnie dającą teoretycznie największe możliwości akustyczne. Twierdzi się, że K290 można traktować jako generalnie trochę bardziej basowe wydanie K280, ale jednak nie jest to do końca prawda. Różnice myślę najlepiej będzie po prostu wylistować, także K290 fizycznie miały:

  • kabel symetryczny o długości 6 m (K280: kabel jednostronny 3 m)
  • w pełni separowany wtyk mini-DIN8 z przesuniętym bolcem (K280: klasyczny wtyk jack 6,3 mm stereo)
  • możliwość korzystania z przelotki na jack 6,3 mm lub opcjonalnego Switchboxa kolumnowego (K280: brak takich możliwości)
  • możliwość konfiguracji w zakresie pracy poszczególnych par przetworników za pomocą Switchboxa (K280: brak takich możliwości, zawsze grają wszystkie przetworniki)
  • talerz z przetwornikami obrócony względem K280 o 90′ („nos” znajdował się na dole zamiast z przodu)
  • odwrócony mechanizm regulacyjny (tylko oś przód-tył, K280: tylko oś góra-dół)
  • maskownicę z papieru czerpanego chroniącą przetworniki przed zakurzeniem od strony zewnętrznej (K280: brak)
  • wgrzewany w plastik, syntetyczny materiał maskujący otwory tuneli wewnątrz komór odsłuchowych
  • opaskę ze skóry, na wzór późnych egzemplarzy K400 (K280: klasyczna opaska syntetyczna z rodziny K2)
  • pałąk i mechanizm regulacyjny zaczerpnięty z mniejszego modelu K121 (K280: standardowy pałąk o dużej pojemności na głowę z rodziny K2)
  • pierścienie z ozdobnym malowaniem (K280: standardowe srebrne pierścienie znane z większości modeli K2)

Mimo, że słuchawki posiadały identyczne przetworniki jak Parabolic, grały od nich inaczej: bardziej basowo (zasługa odblokowanych portów BR) i cieplej (maskownica otworów dyfuzyjnych i inne ułożenie przetworników), idąc tym samym w stronę K240 Monitor, jeśli patrzeć na całokształt, ale też przysłuchać się pojedynczemu przetwornikowi. Słuchawki mocniej naciskały na średni bas, nie miały również górki w okolicach 6 kHz. Grały mniej neutralnie, ale za to przyjemniej i z delikatnie mniejszym efektem pogłosowości. Większe możliwości akustyczne pojawiały się w modelu Surround wraz z dosztukowaniem do nich opcjonalnego Switchboxa, który wpinało się między amplituner lub wzmacniacz kwadrofoniczny, a kolumny (topologia przelotkowa). Sam Switchbox to bardzo prosta konstrukcja, która pozwalała na przełączanie się między słuchawkami, a kolumnami, ale też takie skonfigurowanie trybu pracy K290, czy to za pomocą samego amplitunera, czy odpowiedniego podłączenia kabli, żeby uzyskać:

  • pracę tylko przednich przetworników (stereo front)
  • pracę tylko tylnych przetworników (stereo rear)
  • jednoczesną pracę obu par (dual-stereo)
  • pracę w natywnym systemie 4.0 (jeśli amplituner takowy obsługiwał)

Słuchawki w pierwszym trybie grały bardziej z przodu, ciemno i gardłowo, ale akustycznie poprawnie i wymagając jedynie przesunięcia ich bardziej do tyłu, aby przekaz się ujednorodnił i rozjaśnił. Całość można byłoby jednak w ogólnym rozrachunku określić ciemniejszym wydaniem K240 Monitor LP. W drugim robiło się bardzo dziwnie, pudełkowo i sztucznie, jakby słuchawki były zepsute. Powodem jest fakt, że przetworniki nie są ukierunkowane na nasze uszy. Jest to użycie nieprawidłowe. W trzecim uzyskiwało się tak jak pisałem ciemniejsze i bardziej basowe wydanie Parabolików, ale o strasznie chaotycznej i skondensowanej scenie. Również jest to tryb nieprawidłowy i ustępuje Parabolikom praktycznie pod każdym względem. Dopiero czwarty tryb jest jakoby docelowym dla K290 i łączącym pozytywne cechy obu pierwszych z powyższej listy.

Tak naprawdę największą zaletą Surroundów była umiejętność mimiki innych modeli w ramach siebie. Nie było to granie dokładnie 1:1 w stosunku do rzeczonych, ale też wyjątkowo im bliskie i mogące dać dodatkowe odpowiedzi potencjalnemu posiadaczowi co do tego, czy aby któryś z nich nie jest jednak tym czego szuka. Znamienny jest fakt, że rok wprowadzenia na rynek K290 jest datą podwójnie ważną, bowiem:

  • zakończono w tym roku produkcję K280, co może sugerować pełnienie przez K290 roli ich następcy,
  • z kolei K290 były prawdopodobnie pierwszym na świecie systemem słuchawkowego dźwięku przestrzennego.

Mając K280 w rękach, a raczej na uszach, zawsze też można spróbować sobie „zasymulować” granie a’la K290, poprzez zwykłe proste obrócenie słuchawek tak, aby opaskę mieć na nosie, oraz wprowadzenie korekt tonalnych: bas liniowo +4 dB, sopran w punkcie 6 kHz -1 lub 2 dB. W ten sposób przetworniki ulegną odwróceniu o 90′ dokładnie na taki sam układ, jaki był w Surroundach. Minus naturalnie wszystkie profity płynące z kabla symetrycznego. Takim profitem będzie tu głównie ciut lepsza separacja kanałów. Można wtedy też spróbować stwierdzić, czy ewentualna wygoda będzie nam odpowiadała. Zwłaszcza przez nietypowość konstrukcji wewnętrznej.

 

Znane rewizje (aktualizacja 2016-07-29)

Jest to bardzo grząski grunt w przypadku K280 i od razu zaznaczam Państwu, że wszelkie informacje zaprezentowane w tym akapicie bazują na moich obserwacjach i dedukcjach. Przede wszystkim nie spotkałem się z żadnym oficjalnym stwierdzeniem bądź wyliczeniami, które mogłyby rzucić jaśniejsze światło na tą sprawę. Model ten był niepopularny, więc również i konfrontacje modeli posiadanych przez różnych użytkowników byłyby tu bardzo trudne do zaaranżowania. W ramach jednak różnych zdjęć modelu Parabolic zamieszczonych w sieci wyróżnić mogłem parę szczegółów, które sugerują jakoby istnienie przynajmniej dwóch rewizji, a może nawet i trzech.

Egzemplarz który opisuję jest najpopularniejszy i najczęściej spotykany na zdjęciach w sieci. Prawdopodobnie jest to egzemplarz MP, a więc mid-production, ze środka okresu produkcyjnego. Wnioskując po stanie może nawet z końca okresu produkcyjnego, ale jeszcze w ramach serii MP. Czym więc różniły się egzemplarze EP i LP? Czy w ogóle istnieją? Kto wie, ale fakt faktem spotkać można modele K280 o notorycznie dosyć dużym przebiegu i jednej cesze wspólnej: bardziej niebieskawymi tarczami z emblematami. Widać to doskonale gdy skonfrontuje się taki model z tym posiadanym przeze mnie:

 

Prawdopodobnie tak wyglądają rewizje starsza i ze średnio-późnego etapu produkcji.

 

Znacznie rzadsze są za to zdjęcia prawdopodobnego modelu LP, który z kolei różnił się od mojego tylko innym kablem – prostym, bez paskowanej faktury. Zadziwiająco dla mnie sprzęt ten miał nadal jednorodny wtyk 6,3 mm. Nie sądzę, aby była to samoróbka, choć wtyk ten jest w pełni rozbieralny i wymiana kabla to praktycznie formalność, przy jednoczesnym zachowaniu wrażenia oryginalności. Przewód kabla jako żywo wyglądał na każde inne (również współczesne) K240. Możliwe więc, że pod kompletny koniec produkcji AKG zaczęło stosować po prostu takie same kable, jak we wszystkich swoich modelach zarówno produkowanych w tamtych latach, jak i później.

Na tym jednak kończą się moje obserwacje. Oczywiście można założyć, że w pierwszym przypadku nie jest to żaden wariant wczesnoprodukcyjny, tylko mocno styrany życiem egzemplarz, w którym farba na kapslach zaczęła reagować utratą intensywności pigmentu np. od czynników środowiskowych lub słońca. Tak samo można powiedzieć, że ktoś tam sobie wymienił przewód i dał ten sam jack, zatem  nie jest to żaden wariant późnoprodukcyjny, a czyjeś ładnie zrobione odratowanie swojej własnej pary. Owszem, są to znaki zapytania, wątpliwości, ryzyka, ale też nie można wykluczyć, że kilka egzemplarzy łudząco do siebie podobnych i łudząco reagujących w takim samym stopniu na słońce przy różnych użytkownikach o różnych nawykach to jednak coś wykraczającego poza ramy przypadku.

Dlatego też dla naszej własnej wygody i klarowności umówmy się, że oficjalnie K280 Parabolic miały tylko jedną rewizję przez cały okres produkcyjny i jeśli ktoś z Państwa trafi na sztukę w dobrym stanie i z gładkim kablem, to najpewniej będzie to koniec produkcji, a model z blaknącymi blaszkami – wczesna faza. A przynajmniej brzmieniowo nie powinno być między nimi różnic. Między pokazanymi na zdjęciu egzemplarzami takich różnic w zasadzie nie było. Teoretycznie starsza para grała jedynie ciszej od mojej.

 

Zasada działania przetworników zwielokrotnionych

Nie tylko same przetworniki są tu nietypowe. W klasycznych K240 przetwornik był otoczony albo membranami biernymi (Sextett), albo portami akustycznymi z materiałem aktywnym akustycznie (K241), albo samymi portami akustycznymi (pozostałe modele). W przypadku serii K270-290 po obu stronach znajdują się również porty akustyczne, ale wyprofilowane w formie panelu oraz frontowego nosa, który niemalże wyłania się z nausznicy i wymusza zakładanie jej właśnie od tej strony.

Słuchawek nie da się dzięki temu założyć na odwrót, ponieważ nos nie daje żadnej przestrzeni na ucho. Małżowina musi wejść do środka całej konstrukcji, jako że tylko schowany we wnętrzu panel na to pozwala, a i zasada działania soczewki musi być zachowana. Dzięki temu sprzęt jest niesłychanie wybredny na anatomię użytkownika oraz położenie ucha względem całego systemu akustycznego, jaki tworzony jest w każdej z nausznic.

Całość była przez AKG strojona wybitnie na nausznice skóropodobne i z użyciem metod gwarantujących uzyskanie najlepszych efektów akustycznych płynących z fal odbitych kreowanych przez zwielokrotnione źródła generowania dźwięku. Całość optymalizowano potem z użyciem matematycznego modelu dźwięku, jakim jest Funkcja Wignera, ale w wariancie operującym na zależności czas-częstotliwość. Co to daje w efekcie, będzie można dowiedzieć się w akapicie opisującym dźwięk.

Słuchawki w takiej konfiguracji wbrew pozorom nie były przez AKG pozycjonowane dla konkretnych grup użytkowników lub aplikacji. Były popularne zarówno pośród klientów pracujących w studiach nagraniowych, jak i użytkowników domowych. Ta pierwsza grupa nie powinna nikogo dziwić, jako że K2 od zawsze kojarzyły się z zastosowaniami studyjnymi i jest to ogromna część ich ponad 40-letniego rodowodu.

 

To nie defekt - z zewnątrz nie ma żadnej zaślepki przeciwkurzowej z papieru czerpanego.

Zresztą od strony wewnętrznej przetworników też jej nie ma.

Kabel w tym modelu wychodzi klasycznie z jednej strony.

 

Wygoda i ergonomia

Tymczasem póki jeszcze jesteśmy w temacie konstrukcyjnym, słuchawki jak pisałem wcześniej wykorzystują ramę i budowę K240. Tylko że był w tym wszystkim mały problem. Otóż projekt K240 nigdy z góry nie zakładał, że ktoś będzie próbował upychać tam nie jeden, a dwa przetworniki. W normalnych K240 nasze ucho zajmuje pokaźny fragment przestrzeni wewnętrznej, opierając się dodatkowo na wkładce akustycznej, która jakkolwiek, ale amortyzuje nam dodatkowo małżowinę. K280 nie mają takowej (i to z obu stron, bo również od zewnątrz), dlatego przetworniki raz, że są bardzo podatne na zabrudzenia, a dwa, że nasze ucho często zatrzymuje się w środku na części panelu z portami akustycznymi oraz kratownicach przetworników. Dlatego też dla osób o bardzo dużych i odstających uszach mogą być po paru godzinach dokuczliwe.

Aby w ogóle zmieścić to wszystko zastosowano najprostszą rzecz z możliwych, a więc powiększono komorę akustyczną każdej słuchawki w taki sposób, aby stworzyć zarówno nieckę na ucho użytkownika, jak i przestrzeń wewnętrzną dla wysuniętych kapsuł ustawionych pod kątem przetworników. A ponieważ użyto tu jeszcze tunelowania portów akustycznych, słuchawki nie tylko się spasły, ale i zyskały na wadze. De facto K280/290 są więc jednymi z najcięższych modeli z serii K2, ale też nie zauważyłem, aby w gwałtowny sposób moje uszy lub głowa cierpiały akurat z tego tytułu.

 

Oba przetworniki działają pełnozakresowo i tworzą soczewkę akustyczną skierowaną na nasz kanał słuchowy.
O wrażliwości ogólnej ustroju na położenie ucha oraz w ogóle kształt głowy przekonałem się osobiście podczas testów i zabaw dystansami do nausznic z czystej ciekawości. Od czasu bardzo fajnych rezultatów przy DFach, mam już taki zwyczaj wobec praktycznie każdego modelu nie tylko z serii K2, ale ogólnie opartego na tej konstrukcji. I co się okazało, słuchawki po standardowym podniesieniu tylnej części nausznic zaczęły grać wyraźnie gorzej. Jaśniej, ale sztuczniej. Znacznie sztuczniej. Coś mnie jednak podkusiło, aby sprawdzić także ustawienia inne i okazało się, że wkładki od strony żuchwy bardzo mocno prostują brzmienie K280. Poprzez prostowanie mam na myśli wyrównanie nie tylko ubytków tonalnych, ale też i nadwyżek. Jednocześnie nie jestem aż takim optymistą w tej materii, bowiem może to być jedynie przypadkowe świetne zgranie się tego konkretnego patentu z moimi uszami oraz głową.

Nasuwa się naturalne pytanie jak słuchawko mogłyby zagrać z nausznicami welurowymi i przyznam się, że nie miałem okazji ich jeszcze przetestować w takiej konfiguracji. Jedyną testową parę nausznic tego typu podarowałem niedawno znajomemu, który w swoich K2 okrutnie narzekał na wygodę praktycznie wszystkich padów, jakie miał w zestawie. Można spokojnie założyć, że basu byłoby mniej, tak samo jak pogłosu, za to więcej góry. W teorii zmiany jak najbardziej pożądane, ale czy na pewno – sprawdzić dane mi będzie zapewne gdzieś po drodze i w postaci ewentualnego suplementu. Obawiam się tego, że AKG, tak jak miało to w zwyczaju, stroiło te słuchawki dokładnie pod kątem jednego konkretnego typu nausznic i żadnego innego. Na dowód zasadności moich obaw przypomnieć można chociażby sprawę z DFami.

 

O konstrukcji ciąg dalszy

Pod wieloma innymi względami, tj. okablowania, systemu regulacji, materiałów itd., słuchawki są już klasycznym modelem z serii K2 i o takich samych cechach fizycznych oraz uwarunkowaniach konstrukcyjnych. Może poza tym, że słuchawki nachylają się tylko w jednej osi, ale pozostawiają drugą w rękach giętkiego pałąka, także również i tu oszczędności nie wpływają negatywnie na funkcjonalność.

Praktycznie jedynymi śladami użytkowania recenzowanego egzemplarza są drobne rysy na srebrnych obręczach, które powstały w sposób mechaniczny. Możliwe, że przy przechowywaniu lub w transporcie u wcześniejszych nabywców, jednak mogę tu tylko domniemywać. Słuchawki sprzedający zapakował mi bardzo dobrze, więc powstanie defektów na tym etapie można skreślić. Na szczęście nie widać ich ani na zdjęciach, ani z dystansu ok. 40-50 cm.

Sprzęt poddałem więc pełnemu czyszczeniu, myciu, polerowaniu, a także zmieniłem nausznice na współcześnie oferowane oryginały AKG, zachowując oryginały. Akustycznie bowiem nie różnią się od „prawdziwych” padów, ale mają minimalnie większy otwór na ucho. Są również wykonane z troszkę innych materiałów. Jedyną rzeczą, która uległa pełnej degradacji i nie została przeze mnie odtworzona, to duży gąbkowy O-ring, który uległ dosłownie dezintegracji tak samo, jak wkładka akustyczna w DFach.

Sznureczki ściągające okazały się być w stanie bardzo dobrym, żaden z elementów nie był zniszczony lub po widocznych przejściach oraz deformacjach, nawet opaska. Fabryczne nausznice również nie były specjalnie nadwyrężone, toteż tym bardziej intencją moją było zastosowanie nausznic przeznaczonych do codziennego użytkowania. Tym samym po praktycznie jednodniowym przeglądzie, czyszczeniu i polerowaniu, sprzęt nadawał się do wykonania krytycznych odsłuchów w pełnym wymiarze godzinowym jako interesujący przerywnik między regularnymi recenzjami innych urządzeń.

 

Spekulanci i kombinatorzy

Chciałbym również przy okazji wszystkich swoich czytelników bardzo przeprosić za wprowadzenie pewnego ograniczenia w obecne oraz przyszłe recenzje sprzętu klasy vintage. Mianowicie nie będzie już z mojej strony podawania jakichkolwiek informacji o wartości takich słuchawek, ocen opłacalności (a co za tym idzie całej grafiki podsumowującej) oraz wskazówek co do tychże aspektów. Przyczyną jest pazerność i chęć zysku za wszelką cenę, w ramach której nasi kochani krajowi sprzedawcy windują sobie ceny jak tylko chcą, biorąc cenę maksymalną, jakie dane słuchawki w stanie NOS (New Old Stock) osiągają na innych rynkach oraz forach dla entuzjastów i traktując ją, jako minimalną.

Nierzadko wyceniają w ten sposób nie owe NOSy, bo to tak naprawdę dla nich są zarezerwowane kwoty zamykające zbiór wycen, a naprawiany nieoryginalnymi częściami szrot po przejściach i katordze przechodzącej ludzkie pojęcie. Są to dla mnie bezczelne próby oszustwa, do których absolutnie nie zamierzam przykładać ręki w żaden sposób.

Dlatego też aby ukrócić ten proceder, postanowiłem we wszystkich recenzjach usunąć podsumowania oraz dane odnośnie cen zarówno na tamte czasy nowych egzemplarzy, jak i tych sprzedawanych dzisiaj, ale używanych. Nie ma znaczenia, że poświęciłem na ich śledzenie i przeliczanie po kursie z dawnych lat mnóstwo czasu. Bardziej liczy się dla mnie ogólna sprawiedliwość i działania wymierzone bezpośrednio w bandycki proceder. Także tak samo niestety będzie w przypadku recenzowanych K280, także przepraszam najmocniej tych z Państwa, którzy liczyli na jakiekolwiek wskazówki w tym względzie lub konkretne wartości kwotowe. Pogratulować należy jednak handlarzom za taki stan rzeczy. Ale być może dzięki temu wycena wielu przyszłych modeli klasy vintage będzie utrudniona na tyle, że nie stanie się obiektem spekulacji. A my, jako nabywcy, w efekcie przynajmniej na tym nie stracimy.

Co więc tyczy się recenzowanych K280, na całe szczęście tym razem sprzedawca okazał się osobą bardzo uczciwą, konkretną i ochoczo reagującą np. na prośby o podesłanie dodatkowych zdjęć. Wszystko przebiegło dosłownie wzorowo i życzyłbym sobie, aby każde moje i Państwa zakupy takie były. Piszę słowo „tym razem” pamiętając ostatnie przejścia i zgrzyty przy zakupie K501, gdzie niestety okazało się, że tak jak w przytoczonym wyżej przykładzie sprzęt okazał się nie do końca zgodny ze stanem faktycznym (uszkodzona odgiętka). Popularna wada, ale takie rzeczy należy opisywać w treści aukcji, a nie liczyć na to, że kupujący nie zauważy defektu na zdjęciach.

No ale nic to, wymarudziłem się już, więc możemy spokojnie wrócić do programu.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Słuchawki były odsłuchiwane zarówno przed, jak i po modyfikacji opisanej w poprzednim akapicie, uwzględniając zmiany dźwiękowe przed i po zabiegu, ale wnioski końcowe prezentując sumarycznie. Wykresy również obejmują sytuację tonalną i sceniczną przed i po modyfikacjach.

Tym razem za sprzęt źródłowy i wzmacniający funkcjonowały u mnie tylko wyselekcjonowane urządzenia:
– Asus Xonar Essence STX (2x Burson SS V5 + Sonic Imagery Labs 994Enh)
– AIM SC808 (3x Burson SS V5i)
– Burson Soloist SL MKII
– Colorfly C200
– Matrix M-Stage HPA-3B (2x Sonic Imagery Labs 994Enh)
– NuForce DAC-80
– NuForce HAP-100

W żadnym wypadku jednak nie umniejszało to ani też specjalnie nie korygowało brzmienia testowanych słuchawek. Wszystkie źródła były skonfigurowane z intencją uzyskania jak najwierniejszego i najbardziej poprawnego akustycznie/scenicznie brzmienia.

Zakres utworów standardowo już stanowiły pliki o wysokiej kompresji, ale też i formaty bezstratne, głównie FLAC 24/44.1 z wielu gatunków, najczęściej muzyki poważnej, IDM i elektroakustyki.

 

Jakość dźwięku

Pierwszy kontakt jest bardzo ważny w tych słuchawkach, tak samo jak zagospodarowanie sobie odpowiednio dużej ilości czasu na założenie i aklimatyzację. Są to bowiem słuchawki bardzo specyficzne i pod tym jakże śliskim słowem kryje się głęboki sposób kreacji dźwięku, odmienny od konwencjonalnych słuchawek. W ogólnym postrzeganiu można uznać je za słuchawki grające ciepło, w części blisko, w części pogłosowo, ale przede wszystkim ciemno i basowo. Byłaby jednak to tylko częściowa charakterystyka i do tego mocno kalecząca prawdziwy obraz brzmieniowy K280. Solidny i nieźle skonstruowany bas, bliska i namacalna średnica z pogłosowym charakterem wyższych partii, trochę nierówna, ale przyjemna i wygładzona góra o ciemnawej karnacji oraz mała, bardzo personalna scena. Przede wszystkim jednak spora porcja analogii prezentacji podle głośników.

 

Bas

Przypomina w pierwszej chwili K240 MKII / Studio, ale jest od nich zupełnie inaczej skonstruowany. Bardziej odporny na braki w napędzie oraz oporność wyjściową, zachowuje kontrolę i kulturę w wyraźnie większej ilości sytuacji. Tak jak wszystkie stare K2, nie ma aż takiego głębokiego zejścia, żeby od razu walczyć np. z K7 z odblokowanymi portami BR, choć nadrabia to z nawiązką formatem: mocą, rytmiką i ilością. W tym ostatnim względzie przyznam jest to jedna z najbardziej basowych par ze starej kasty AKG.

Formatem bas potrafi przybrać często dużo cech monumentalności i zwłaszcza w filmach można dosłyszeć dużą kompetencję i kunszt projektantów AKG, którzy z dwóch przetworników oraz kanałów akustycznych prowadzonych i strojonych niczym porty Bass Reflex wykrzesali sumarycznie taki bas, że niemożliwym jest, aby nie zrobił na słuchaczu wrażenia. I nie przesadzają podczas tego zadania z ilością – współczesne K240 są bardziej basowe, bardziej kładąc nacisk na środkowy bas, podczas gdy K280 czynią umizgi do podsekcji wyższej. Słychać zmianę in plus, gdy mniej więcej w rejonach 150 Hz zaczniemy delikatnie obniżać natężenie rejestrów.

 

Średnica

Choć w pierwszym kontakcie może wydać się wycofana i skryta, tak naprawdę zawdzięcza to zakresom w okolicach 3 kHz, które po prostu nie wprowadzają do słuchawek należytej świeżości. Bardzo łatwo jest to poprawić prostymi modyfikacjami, polegającymi na odkształceniu nausznic od środka tak, aby dać więcej miejsca na ucho i inaczej dopasować punkt skupienia obu przetworników. Jest wtedy znacznie lepiej, ale i bez tego zabiegu przyznam Państwu, że dawno nie słyszałem tak bliskiego i namacalnego wokalu. Jest po prostu obłędny, nasycony, można go wręcz dotknąć, a czemu sprzyja przybliżenie centralnego miejsca scenicznego. Takie rzeczy do tej pory miały tylko Westone, Audeze i STAX, za każdym razem ujmując mnie do żywego. K280 ujęły dokładnie na tej samej zasadzie.

Opisywane wyżej wkładki dystansujące pozwalają na delikatną redukcję nasycenia średnicowego, głównie w rejonie 400 Hz. Ma się mniejsze wtedy wrażenie, że słuchawki ofensywnie podchodzą do budowania większości zakresu średniotonowego, a co wpływa też korzystnie na ostateczny realizm. I tu ponownie okazuje się, że normalizacja nie wyklucza pierwotnego charakteru średnicy. Nadal jest bliska i nasycona. Ma jednak za każdym razem coś jeszcze – pogłos.

Źródła pozorne na środku sceny owszem, są tak blisko nas, że możemy się z nimi niemalże całować. Reszta dźwięków jednak jest generowana na planie pogłosowym, zwłaszcza wyższa podsekcja średnicowa. Stąd bardzo sprzeczne ze sobą wrażenie, że średnica jest jednocześnie blisko i daleko, namacalna i wycofana, konkretna i skryta. Ponownie jednak wyjść nie mogę z wrażenia jak wspaniałym wokalem potrafią K280 operować. Po prostu coś pięknego i doceni to na pewno każdy fan namacalnego głosu.

 

Góra

W pierwszej chwili nierówna i przygaszona, ale bardzo ciekawa akustycznie ze względu na podbicie w 6 kHz. Ogromny wpływ na nią ma akustyka samych nausznic, które owe jej przyciemnienie powodują. Tu także wkładki dystansujące są w stanie wszystko ładnie naprostować, zostawiając jednak wciąż ich charakter w dużej mierze do objęcia i zrozumienia w takiej samej formie, jak . Bez nich jednak sprzęt wymaga wyraźnych korekcji albo preferencji ku takiemu graniu, ale im głośniej, tym lepiej i owe wady robią się mniej słyszalne.

Soprany są tu strojone bezpiecznie, umiarkowanie detaliczne, ale całkiem precyzyjne i nierzadko bardziej selektywne od zwykłych jednoprzetwornikowych konstrukcji, również z serii K2.

 

Scena

Słuchawki grają bardzo „kontrowersyjną” sceną i nie pamiętam przyznam ani jednej swojej recenzji, w której użyłem tego słowa. Kontrowersyjność zamiast specyficzności objawia się tu przede wszystkim skrajnymi relacjami użytkowników tych słuchawek, tj. między graniem „płaskim” a „wspaniałą holografią”. Być może jednak udało mi się odgadnąć powody dla takiego stanu rzeczy w niniejszym akapicie.

AKG K280 - basic soundstage layer

Sceniczność tych słuchawek zależy bardzo mocno od sopranu, a ten – od uwarunkowań zarówno anatomicznych, jak i synergicznych. Mówiąc wprost, ponieważ słuchawki grają górą z reguły przyciemnioną i wygładzoną, ale wciąż detaliczną i dokładną, należałoby stosować sprzęt po prostu jasny lub tendencyjny w tym kierunku. Dlatego tak świetnie potrafią się zachowywać na kartach pokroju STX czy SC808. Synergia na tych obu źródłach jest bardzo wysoka (na niestandardowych OPA).

W efekcie wszelakie pogłosy i prowadzenie mikrodetali na scenie będzie tym lepsze, im dokładniejsze będzie źródło, bardziej synergiczne z tak grającymi słuchawkami, a nasza anatomia nie będzie powodowała dodatkowego pogorszenia stanu rzeczy. W moim przypadku miało miejsce to ostatnie, stąd właśnie opisywane tu często i gęsto wkładki, które nie robią praktycznie nic poza lepszym ustawieniem punktu skupienia soczewek na moich kanałach. Ot cały sekret.

W praktycznym wymiarze uzyskujemy tu jednak rzecz ryzykowną i trochę dezorientującą: duże wahania opisów i nieprzewidywalność zachowania się słuchawek w zależności od tego, kto, jak i na czym będzie ich używał. Jednocześnie wskazuje to na bardzo duże możliwości co do potencjału kształtowania finalnego brzmienia słuchawek i uzyskania scenicznego progresu w miarę użytkowania, albo chociażby przekopywania się z nimi przez kolejne źródła i albumy.

W standardzie uzyskałem scenę o bardzo skromnych rozmiarach, mocno przesuniętą do przodu, ale też z wyjątkowo bliskim, niemalże ujmującym skupieniem na środku sceny dla niskiej i centralnej średnicy. Po zastosowaniu niezbędnych korekcji tonalnych oraz wkładek udało mi się jednak przeczołgać w sposób wręcz spektakularny z małej rozmiarowo sceny w coś wyraźnie większego (wraz z poprawioną akustyką i tonalnością ogólną). Scena przybrała formę rozmachu i faktycznej zgodności z opisami, że to „prawie jak głośniki”. Tak, wiele osób z tego co widziałem także przyznaje, że słuchawki potrafią zagrać bardziej jak głośniki niż słuchawki. Nie powiem kolumny, bo jednak wciąż trochę im będzie brakowało, ale po prostu dobre głośniki konsumenckie. Monitory bowiem to również nie są i tu DFy wiodą jednak prym.

Fakt faktem K280 (oraz 290) nie grają jak typowe słuchawki. Zachowują zarówno bliskie obrazowanie w centrum sceny, ale też renderują słyszalny pogłos i przestrzeń między źródłami pozornymi. Dlatego sprawiają też często problemy w akuratnym odbiorze i opisie, wydając się jednocześnie słuchawkami bliski i konkretnymi, jak też i rozmytymi i ze słyszalna dyfuzją sceniczną. Małymi i parnymi, jak też dosyć otwartymi i przestrzennymi. Jeśli tylko jednak zachowane są wszystkie kwestie o których pisałem wcześniej, sprzęt ma szansę uzyskać stabilność prezentacji, sprawnie lawirując między jedną i drugą skrajnością. Chyba też na tym polega „dramat” tych słuchawek i stąd ich produkcja dosyć szybko została przez AKG zakończona. Ale też jednocześnie dając możliwość ponownego ich odkrycia i docenienia.

 

Wiele elementów pochodzi tu jakby wprost z K240 DF.

 

Synergiczność

Z racji w wielu miejscach ciemnej karnacji tonalnej, sprzęt wyśmienicie radzi sobie na źródłach, które być może do tej pory bagatelizowaliśmy przez ich chudszą czy jaśniejszą tonalność, tudzież suchotę. Okazało się, że K280 rewelacyjnie pozwalają się prowadzić nawet takim układom, jak TPA6120A2 na pokładzie poczciwego starego Xonara STX, który zawsze spotykał się z moją krytyką odnośnie przesuszania dźwięku i dzielenia mi jakości płynącej z wymiennych układów OPA. Ale i na tych urządzeniach, które moglibyśmy uznać za znacznie pełniej brzmiące, K280 są w stanie zagrać bardzo dobrze.

Teoretycznie unikać powinno się źródeł ciemnych i basowych, ponieważ mogą tylko wzmagać cechy tonalne Paraboliców, ale rezultaty mogą mimo wszystko być akceptowalne, jeśli użytkownik gra dokładnie na taką nutę. Świadczy to więc finalnie o całkiem sporej uniwersalności K280, zwłaszcza że słuchawki mają umiarkowany opór na poziomie 75 ohm. Ten zaś pozwala im na jazdę nawet z bardzo oszczędnego prądowo Colorfly’a C200. I to bynajmniej bez trzymanki. Bas się na nim uspokaja, aczkolwiek takiegoż uspokojenia i tak w sumie nie potrzebował. I sytuacja taka będzie się powtarzała również na innych urządzeniach, które oszczędniej potraktują kwestię karmienia słuchawek prądem i napięciem. Słuchawki czerpią z obu walorów, ale trochę większy nacisk kładą na wymóg napięciowy (gain).

 

Całokształt

W tych słuchawkach uchwycenie całokształtu jest piekielnie trudnym wyzwaniem. Odrzucając jednak skalarność i przesunięcia sceniczno-tonalne w zależności od (niestety) dużej liczby zmiennych, sprzęt można uznać za przyjemnie basowy, bardzo intymnie i muzykalnie grający, jednocześnie pogłosowy i odmienny od typowej prezentacji słuchawkowej.

K280 miały nie lada zadanie, aby mnie do siebie przekonać, bo definitywnie nie jestem fanem pogłosowego brzmienia w słuchawkach, zwłaszcza gdy grają dokładnie tak jak słuchawki grać powinny każde inne słuchawki, tj. typowo słuchawkowo. Owszem, doceniam i toleruję profesjonalnie realizowany pogłos, ale tylko jeśli słuchawki niczego po drodze nie psują w ramach pozostałych cech, chociażby scenicznych. Sekretem K280 Parabolic jest to, że choć grają również pogłosowo, to specyfiką dźwięku wychodzą wyraźnie poza kanon.

Aby nie rozwlekać specjalnie tego akapitu, wystarczy powiedzieć, że K280 potrafią połączyć w sobie trzy różne fronty:
– tonalność (strojenie ciepłe, muzykalne, „wokalowe” i z bardzo dobrym basem),
– skalarność (całkiem spory potencjał oraz wrażliwość w renderowaniu sceny w zależności od innych czynników),
– głośnikowość (sposób prezentacji intymny, ale jak „nie-słuchawki”, nietypowy rozmach kreacji).

Jak widać jest to ciekawe połączenie różnych cech, których nie opisuje się zazwyczaj przy słuchawkach. Takowe przebłyski prezentują inne słuchawki, które próbują lepiej lub gorzej symulować efekt hali koncertowej. Takie zadanie stawiane jest często także i głośnikom, które K280 starają się wszystkimi siłami naśladować, ale jednak przyznać trzeba, że ani w fabrycznych Dharmach D1000, ani w T1.2, ani nawet w HD800 nie czułem takiego klimatu, jaki tworzyły podczas testów K280. A to przecież wierchuszka słuchawkowa za znacznie większe pieniądze, do których czynić porównania jest wręcz obelgą.

Ale z drugiej strony nawet i w dwuprzetrownikowych Dharmach prezentacja dźwięku jest bardziej „po ludzku”, akceptowalnie. Nie trzeba się do kreacji słuchawek przyzwyczajać i nie mówię tu o tonalności, tylko cały czas charakterze. W K280 taka potrzeba mimo wszystko jest i to, czy komuś taki stan rzeczy podejdzie, czy też nie, jest de facto ogromną loterią. Dlatego też słuchawki co rusz pojawiają się na rynku wtórnym, choć po prawdzie w różnym stanie je tam widuję.

Po zaaplikowaniu korekcji tonalnych okazuje się, że sprzęt ma w sobie naprawdę ogromny potencjał i najlepszą jakość ogólną dźwięku spośród wszystkich starych AKG z serii K2. To definitywnie sprzęt do „przegadania się” na spokojnie. Na początku dziwny, bardzo odmienny od jakiejkolwiek innej konstrukcji AKG, najbliższy jedynie K301 z nausznicami ceratkowymi, ale po wstępnej adaptacji, może troszkę lepiej zrealizowanym dopasowaniu sprzętu źródłowego, ale też i prostych modyfikacjach (nawet nie korekt w sensie stricte) podle osobistej anatomii, słuchawki stają się naprawdę mocnym przeciwnikiem. Nawet same wkładki dystansujące potrafią zdziałać tu małe cuda.

Wciąż słuchawki naciskają na wyższy bas, ale taki jest już ich urok, ale poczytuję to za plus, że nie zatracają pierwotnego swojego charakteru. Musielibyśmy ich wybitnie nie lubić już od startu, ale wtedy zapewne bardzo szybko sprzęt lądowałby ponownie w sprzedaży. Tak czy inaczej w efekcie zastosowanych wkładek K280 były w stanie przyspawać mnie do fotela z ogromnym uśmiechem na twarzy, że tak nietuzinkowa konstrukcja potrafi zrobić sporo zamieszania w naszym dotychczasowym postrzeganiu starszego rocznika zasłużonej klasy mid-fi, a także pokazać, że nawet głupie i proste zabiegi mogą mieć ostatecznie dużo do powiedzenia. Uśmiech tym większy u mnie, że słuchawki najpierw trochę mnie odrzuciły, głównie mnogością problemów zdiagnozowanych przy pierwszym odsłuchu, ale później krok po kroku nauczyłem się je zakładać jak należy, potem rozumieć, dopasowywać do posiadanego sprzętu na konkretny efekt, wreszcie bardzo wysoko cenić za potencjał akustyczny i sposób kreacji dźwięku. Jako użytkownik kolumn i innej pary „nie-słuchawek”, jaką są K1000, miałem znakomitą możliwość ich przyłożenia do Paraboliców w celu weryfikacji ile prawdy było w różnych deklaracjach i opisach czytanych na przestrzeni czasu po sieci. Część z nich była przerysowana, część wyraźnie wskazywała na problemy z ergonomią lub odpowiednim napędem, ale ogólnie sprzęt ten jest całkiem akuratnie postrzegany przez większość osób.

Zdziwiony będzie nimi też każdy posiadacz innych konstrukcji AKG z dawnych lat. Najbardziej na miejscu byłoby powiedzieć, że sprzęt ten gra kompletną odmiennością od K240 DF. „Diffusfeldy” to jednak szybszy, ale znacznie słabszy bas, znacznie bardziej doświetlona wyższa średnica / niższa góra i definitywnie konwencjonalny charakter kreowania sceny, dźwięku, w ogóle wszystkich wrażeń estetycznych. Parabolici dają jednak wyraźnie więcej frajdy z odsłuchów, przykuwają swoją odmiennością, nietuzinkowym podejściem, pewną mistyką kryjącą się za tą pionierską konstrukcją, nie mniejszą moim zdaniem niż przy Sextettach czy K340. Nie mają jednak pękających notorycznie opasek tych pierwszych, ani też często awaryjnych zwrotnic tych drugich. W zakresie modyfikacji także nie trzeba silić się na tzw. „screen mody”, a słuchawkom wystarczają bardzo proste i odwracalne zabiegi, bo i zależności też są tu znacznie bardziej trywialne, a możliwości i potencjał ujawniają się praktycznie od razu.

 

Tak właśnie wygląda stary wtyk i kabel AKG z serii K2, spotykany w najstarszych K240 Sextett, DF i Monitor.

No dobrze, to skoro było tak dobrze, to dlaczego wyszło tak niedobrze, że słuchawki były produkowane tylko przez 8 lat? To bardzo dobre pytanie. Najprostsza z możliwych odpowiedzi na tym etapie brzmi: „bo były zbyt dziwne”. Bez ogródek i prosto z mostu. Aczkolwiek będzie to tylko jedna szorstka strona medalu. W rzeczywistości odpowiedź można rozwlec na cały osobny akapit, a co właśnie zamierzam uczynić, aby lepiej zrozumieć dlaczego takie konstrukcje się na rynku nie przyjęły.

 

Powody ustania produkcji

Ludzie, koszta, oczekiwania, uwarunkowania konstrukcyjne wynikające z dwóch przetworników, konkurencja rynkowa, wprowadzenie K290 – możemy wymieniać składowe cały dzień. Najważniejszym aspektem jednak zawsze będzie przyjęcie przez publiczność, a na to składa się z kolei konkretna prezentacja.

I właśnie ich prezentacja, jak już wielokrotnie tu opisałem, jest bardzo specyficzna, bo czerpiąca z charakteru różnych rozwiązań dźwiękowych do których bardzo możliwe, że słuchacz po prostu nie jest przyzwyczajony. Rozwijając tą myśl, można określić je jako sumę charakterów, która może skutkować prezentacją cech wzajemnie się w teorii wykluczających. Dorzucając do ognia jeszcze kwestie ergonomii i jej przełożenia na sprawność soczewki akustycznej tworzonej przez przetworniki, która działa jak należy tylko i wyłącznie w sytuacji dokładnie identycznej odległości obu przetworników od naszego ucha, powstanie niemała awantura. Dlatego fakt faktem, choć te konkretne słuchawki były produkowane w latach 1987-1995, również i cała rodzina zakończyła swój żywot wraz z ustaniem produkcji K290, najprawdopodobniej w roku 2005 roku, a więc 10 lat po premierze. Ze sklepów słuchawki ostatecznie zniknęły na początku 2006 roku.

Słuchawki w trakcie pisania recenzji miały po drodze pewną dodatkową wyjazdową przygodę, bowiem dwóch moich znajomych było okrutnie ciekawymi jak gra tenże model. Z czystego zaintrygowania, z opcją nabycia dla siebie własnej pary albo K280, albo K290, jeśli będzie taka konieczność, ale też z okazji, bo organizowali sobie urlopowo-meetingowy zjazd połączony z wycieczkami krajoznawczymi. Sprzęt więc należycie wyczyściłem i szybko odrestaurowałem na poczet recenzji, potem ponownie zapakowałem i wysłałem. Pierwszego dnia (a właściwie wieczoru), wrażenia były bardzo pozytywne i rokujące na dobrą z jego strony opinię, również pod względem sceny. Drugiego wieczoru jednak przeważało już kręcenie nosem na tonalność, że grają jednak bardzo specyficznie, dziwnie w porównaniu chociażby do K400 i K501, które również mu podesłałem w celach testowych-porównawczych. Za najlepiej grającą parę z całej tej trójki wskazane zostały jednogłośnie przez obu K400. Na drugim miejscu K280, na szarym końcu K501. Naturalnie skutkiem była też rezygnacja z wszelakich zakupów oraz wdzięczność za okazję do zweryfikowania wszystkiego u siebie w domu, bez konieczności niepotrzebnego umoczenia portfela.

Zaznaczyć trzeba, że obaj mają u siebie w domach sprzęt doskonale mi znany i z wyższej półki cenowej. Do głuchych też nie należą, także nie było tu mowy o problemach z synergią czy jakimikolwiek innymi wątpliwościami. Zanim sam przystąpiłem do własnych odsłuchów, a nawet w ogóle pomyślałem o nabyciu jednej pary dla siebie, czytałem sobie sporadycznie to i owo na temat większości z tych wieloprzetwornikowych staroci. Dlatego też ostatecznie słuchawkom tym nie dawałem specjalnych szans na zwrócenie mojej uwagi na tle innych modeli jakie posiadam oraz doświadczeń z pozostałymi modelami z serii K2, które moje uszy były łaskawe gościć. Skończyło się na tym, że nie znikały mi z głowy. Do tego stopnia, że przerwy robiłem dopiero gdy pojawiał się u mnie konkretny ból małżowin opartych o wewnętrzne elementy muszli. Non stop w słuchawkach na głowie. Non stop. Tak bardzo angażujących słuchawek nie miałem od dawna.

To pokazuje dobitnie jak wielkie mogą być różnice w odsłuchach tej samej dokładnie pary w zależności od człowieka. W 99% takich przypadków, gdyby była to dyskusja na forum, zakończyłaby się skakaniem do gardeł i postawami wręcz faszystowskimi wobec drugiego dyskutanta, wchodząc na godność, kompetencje i nietykalne prawdo do wypowiedzi. Ale też pokazuje jak faktycznie skrajnie grające tonalnie słuchawki mogą być skrajnie odbierane. Kluczem jest tu myślę punkt odniesienia, z perspektywy którego się do oceny podchodzi, ale też doświadczenia. Z wrażeniami znajomego mógłbym się z grubsza nawet zgodzić, bo miałem bardzo podobne odczucia przy pierwszym odsłuchu. Ale słuchawki doceniłem zdaje się znacznie bardziej za potencjał, reagentną akustykę, możliwości. Prawdopodobnie zadziałała także anatomia, bowiem znajomy ma mniejszą głowę ode mnie, również i uszy. Możliwe, że Parabolic pasujące na moje, niekoniecznie zaiskrzyły na jego. Wystarczyło przesunięcie punktu zbiegu soczewki i sprzęt praktycznie wrócił do punktu wyjścia. To jest właśnie podejrzewam powód dlaczego słuchawki swego czasu nie zyskały na popularności i były produkowane z wielkim bólem egzystencjalnym jedynie przez 8 lat.

Takich historii najprawdopodobniej było i jest więcej, a póki sprzęt jeszcze jako tako sporadycznie wypływa na rynku wtórnym – wciąż będzie. Wiele osób przyzwyczajonych do tradycyjnego sposobu prezentacji dźwięku w słuchawkach bardzo możliwe, że punktowało negatywnie K280 na tym polu. Czy słusznie? Trudno powiedzieć. Z jednej strony z perspektywy kanonu słuchawkowego K280 należą do wyraźnej mniejszości, którą sam osobiście często kwalifikuję w formie poszczególnych modeli jako grającą bardzo ułomnie. Sęk w tym że K280 grają w podobny deseń, ale w zupełnie innym wydaniu, które mimo wszystko próbuje omijać pewne przywary. Jakie? Np. zbicie w konkretnych punktach czy słyszalne spowolnienia, typowe chociażby dla przedampingowanych materiałem słuchawek, bo ktoś nie potrafił ich należycie opanować konwencjonalnymi metodami na etapie produkcji.

Tu też się kłania wspominany już przeze mnie styl udający w pewnej części głośniki. Możliwe, że jakąś częścią składową niepopularności najwyższych modeli K2 był brak posiadania głośników i nieznajomość ich własnej specyfiki kreowania dźwięku. Nie jest to oczywiście przywara wobec kogokolwiek, a jedynie obserwacja i wskazanie, że w tym właśnie założeniu AKG się jednak trochę przeliczyło. Tak samo jak w tym, że w starciu z konwencjonalnymi słuchawkami ludzie nie będą w testach A-B wskazywać właśnie ich produktu, jako tego, który jest „gorszy”. A gorszy tylko dlatego, że inny. Gdyby faktycznie tak jednak było, ani modyfikacje, ani korekcje niczego by mi w teście nie dały. Proszę poczytać np. moją recenzję UE-600vi, w której dobitnie zdarzyło mi się przekonać na własnych uszach o tym, jak trochę bardziej precyzyjna korekcja jest w stanie odkryć praktycznie wszystkie karty danych słuchawek, jakie ta nie tylko miała na stole, ale i chowała po rękawach oraz bieliźnie.

Dramat K280 polega tym samym na tym, że słuchawki wyjęte wprost z pudełka faktycznie potrafią zagrać „dziwnie”. Jak się przy nich popracuje, dopasuje, podepnie tu i ówdzie – zagrają już wyraźnie mniej dziwnie. Nie każdemu się chce i nie każdy też widzi sens, skoro „płaci-żąda”. Jeśli dorzuci im się już odpowiednią korekcję, nagle słuchawki grają jak słuchawki, stojąc dokładnie między dwoma biegunami – pogłosowości i „głośnikowości” oraz obrazowości i „słuchawkowości”. Po wyłączeniu korekcji i oparciu się o dźwięk generowany tylko za pomocą samych K280 + wkładek, dochodzimy do wniosku że spokojnie dałoby się z tym żyć. To za sprawą wysokiej adaptacyjności słuchawek podle naszego ośrodka słuchu.

Mimo wszystko nie namawiam do ich poszukiwania i zakupu – jest to model specyficzny w kreacji dźwiękowej oraz zasadzie działania, do tego uzależniony mocno od wielu czynników, których kompletnie nie sposób jest mi przewidzieć z perspektywy zdalnych rad zza monitora z drugiego końca Polski. Mi się akurat podoba, głównie po modyfikacjach i jeśli trzeba – także korekcji, ale czy komuś innemu także? Tu już trzeba będzie porozmawiać z samym sobą, może jeszcze raz przeczytać całą recenzję, następnie podjąć decyzję samodzielnie i najpewniej zaryzykować zakup w ciemno. Jeśli jednak wszystko zakończy się szczęśliwie, staniemy się posiadaczami jednej z najciekawszych par mid-fi, jakie być może kiedykolwiek mieliśmy okazję założyć na głowę: ciekawostkę z dawnych lat dla fanów zabaw akustycznych i słuchawkowych systemów wieloprzetwornikowych.

 

Podsumowanie

Interesujące słuchawki o nietuzinkowej akustyce i niespotykanej formule kreacji dźwięku. Dobry i solidny bas, intymnie podana średnica wraz z pogłosem, jakiego prędzej spodziewalibyśmy się w głośnikach, trochę nierówna, ale precyzyjna i przyjemnie ściemniona góra, całkiem dobra jakość ogólna dźwięku. Drobne nieinwazyjne modyfikacje ujawniają ogromny potencjał co do wyrównania tonalnego, lepszego sopranu oraz większej sceny. W odpowiednich rękach i na odpowiednim torze są w stanie zagrać tak, że środki wydane na ich zakup prawdopodobnie uznamy za jedną z lepszych inwestycji w sferze audio. Tak jak ceniłem M220 PRO za dużą ilość frajdy z odsłuchów, a K240 DF za ogólny profesjonalizm i wejście w materię utworu, tak za klimat czołem biję właśnie tym słuchawkom. Ale naturalnie ja to ja. Dzięki nim zdobyłem kolejne cenne doświadczenie odsłuchowe, zaś moja kolekcja rozrosła się o następny nabytek, jakże daleki od zwykłego zawiśnięcia na kołku dla samego posiadania.

 

Zalety:

+ oparte o solidny i sprawdzony projekt K240
+ dobra jakość wykonania i duża trwałość
+ całkiem dobra dostępność większości części zamiennych
+ łatwa konwersja na model zbalansowany
+ muzykalne i intymne brzmienie ze świetnie skrojonym basem
+ jedna z najbliższych i dosadnych średnic, jakie miałem okazję słyszeć
+ niespotykany w konwencjonalnych słuchawkach charakter kreacji imitujący głośniki
+ bardzo bezpieczne w zakresie gatunków muzycznych
+ rozsądne zdolności napędowe
+ świetnie reagują na korekcje i proste modyfikacje
+ duża skalarność sopranowo-sceniczna w zależności od źródła

 

Wady:

– wybredne anatomicznie, co może powodować braki w tonalności i scenie
– przetworniki podatne na zabrudzenia z racji braku wkładek z obu stron
– całość cięższa od K240
– przeciętna wygoda dla osób o dużych uszach
– duże uzależnienie od stanu nausznic, toru, sposobu założenia i wielu innych czynników dodatkowych
– charakter ich „niesłuchawkowej” kreacji mimo wszystko nie każdemu może przypaść do gustu
– często nieuczciwi sprzedawcy próbujący wciskać egzemplarze po przejściach i naprawiane nieoryginalnymi częściami na własną rękę

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

15 komentarzy

    • Wkładki te wykonuje się samodzielnie z miękkiego plastiku. Taki materiał znajdzie Pan chociażby w postaci różnych opakowań spożywczych, np. kubełków z twarogiem lub ketchupów. Brzmi może śmiesznie, ale na próbę spokojnie wystarczy.

  1. Dzień dobry.. 
    Wiem ,że jest Pan wielbicielem i fanem marki AKG. Przez Pana ręce przeszły setki słuchawek . I dlatego piszę właśnie do Pana.    Mam problem z moimi K 280 i materiałem pokrywającym kanały akustyczne. Został on dosyć mocno uszkodzony i rozdarty i klejenie jego nie ma już sensu.  Czym można go zastąpić?    Fizelina jest za „rzadka” a filc już za gruby.  Może Pan orientuje się co to za materiał albo czym ewentualnie można go zastąpić.
    Z góry serdecznie dziękuję za uwagę i pozdrawiam.

    • Witam Panie Karolu,

      Domyślam się, że komentarz ma związek z tematem na forum. Przeklejając odpowiedź:

      „Pisałem o tym materiale przy recenzji K270 Playback, ponieważ musiałem wykonać regenerację tegoż na „nosach”. Nie wiem czemu flizelina jest dla Pani za rzadka, ale w moim przypadku to właśnie ona zastąpiła materiał fabryczny, prawdopodobnie o gramaturze 80 lub nieco wyższej. Podejrzewam że u Pani była to 40-stka. Wykonywałem testy akustyczne na tych słuchawkach (są znacznie czulsze od K280, choć oparte o tą samą technologię) i materiał ten okazał się w teście międzykanałowym najlepszym/najwierniejszym zamiennikiem względem oryginałów.

      Co do O-ringów, w K280 na całe szczęście są akurat mało wpływającym na brzmienie elementem.”

      Również pozdrawiam.

    • Dziękuję za odpowiedź.

      Teraz już mi się rozjasniło trochę. Ta flizelina którą posiadam jest widocznie o innej, niższej gramaturze. Z tego wynika drugie pytanie -są flizeliny wiotkie i są sztywne-hafciarskie, są takie jakby dziurkowane i są gładkie, są z klejem i bez. Dużo tego trochę. Mniemam iż musi być ona sztywna i bez tych dziurek, kółek. Tylko czy z klejem -to ułatwi wklejenia ale i klej też będzie bariera dla dźwięku. A jeżeli bez kleju to jak, na jaki klej ja wkleić.

      Z góry dziękuję za odpowiedź.

      Pozdrawiam

    • Proszę uprzejmie.

      Nie musi być sztywna, ale lepiej aby nie była perforowana. Na początek można spróbować użyć tej z klejem, aby sprawdzić sobie jak słuchawki w ogóle reagują z takim materiałem. Docelowo można natomiast użyć gramatury już bez kleju i ręcznie ją wkleić. Można spróbować kleju polimerowego, ale w moim przypadku sprawdził się bezbarwny Poxipol.

      Pozdrawiam.

    • Znalazłem akuratną flizelinę lecz była z klejem. Żelazkiem i chusteczkami kleju się pozbyłem. Uzupełniłem gąbki, te przy przetwornikach i te na krawędzi obudowy słuchawki : piankowy O-ring. Zmieniłem pady na AKG welurowe, poprawiłem wszystkie luty, wypolerowałem wtyczkę jack i dałem dystanse z twardej pianki pod pady . Tylko zastanawiam się czy wymienić także tę dobrą flizelinę na kanale akustycznym drugiej słuchawki , aby była taka sama – posłucham sobie parę dni i wtedy postanowię.
      Serdecznie dziękuję za pomoc i kurczę, wolę je bardziej słuchać niż moje k550 mod.B 🙂

  2. A ja właśnie dzisiaj wyjąłem z szafy moje AKG280. Założyłem i podłączyłem prosto do iMaca i jest pięknie, dlatego pomyślałem, że można by kupić jakiś wzmacniacz lampowy lub tranzystorowy do nich. Odtwarzacz to Audivana + i DAC Wadia 321, która nie ma wyjścia słuchawkowego a na wyjściu ma 4V RCA i 7V XLR. W moich słuchawkach które przywiozłem z Niemiec jakieś 20 lat temu nie ma żadnego materiału na głośnikach – czy tak może być, bez tej fliseliny? Jaki wzmacniacz Pan by polecił do nich. Pozdrawiam.

  3. Napisał Pan, że łatwa konwersja na model zbalansowany, z tego oryginalnego kabla wychodzą cztery kable, to mogę się spytać jak podłączyć do wytyczki czteropinowej Neutrik NC4FXX XLR a co z masą? Czy wystarczą te cztery kable?

    • Konwersja na model zbalansowany = puszcza się symetrycznie kabel do lewej i prawej muszli, zgodnie z oznaczeniem pinów we wtyku: lewy + masa (2 żyły) / prawy + masa (2 żyły). Standardowy kabel fabryczny należy w całości wtedy odlutować.

    • Bardzo dziękuję za poradę w poniedziałek dojdzie wtyczka Neutrik jak podłączę to zdam relację jak zabrzmi połączenie zbalansowane.

    • Już doszły wtyczka i gniazdo czteropinowe Neutrik. Podłączyłem jak mi Pan doradził. I podleciałem zaraz do mego DACa Geek Pulse XFi + zasilacz Geek LPS. Pliki lecą z Audirvana Mac Version 3.5.30 + iMac i7 8Gb RAM. Słuchawki muszą być posunięte do tyłu choć mam małe i nie odstające uszy.
      Zacząłem odsłuch i narobiło się. Słuchawki, których nigdy nie słuchałem jako zasadniczego odsłuchu po połączeniu zbalansowanym pokonały mój duży system. Wszystko jest cudowne od Jaromira Vejvody (okiestra dęta) przez Sama Yahela (Trace Elements) po klasykę z cudownych nagrań master MQA z Tidala, którego można słuchać przez Audirvanę. Tu muzyka zamyka się w strojonych słuchawkach i są emocje nie opisania. Pomieszczenie odsłuchowe czyli pokój generuje pełno przydźwięków i przesunięć fazowych. I tak oto po 20 latach spoczynku słuchawki wróciły na piedestał. Wielu moich znajomych mówi, że wolą kolumny bo po prostu jeszcze nie słyszeli co może się dziać w takich AKG K280.

  4. Mam te słuchawki jak i inne pamiętam jak je posłuchałem 1 raz puzniej 2 raz puzniej 3 raz i tak dalej dalej …………………. Ale to był skok w bok od tego co do tej pory słuchałem jak od żony do pięknej kochanki . Tak jakby niewidomemu ktoś dał latarkę i on z nią szedł przez las ciemny nie dotykając drzew tak się poczułem . Jest w tych słuchawkach światło tak to określę one są jak latarnia dla statków, jak bar dla alkocholika. Polecam bez porządnego ampa i dac nie podchodzić bo nie !!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *