Firmy Philips nie trzeba nikomu przedstawiać. Nie trzeba też nikomu przypominać czym jest marka Fidelio do niej należąca. Producent stworzył ją oferując różnorodne modele z serii X, które zdobyły uznanie u wielu użytkowników. Na łamy bloga zawitał jeden z wyższych przedstawicieli tej serii, model X3, za czego sposobność bardzo dziękuję p. Bartoszowi.
Dane techniczne
- Konstrukcja: otwarta
- Przetworniki: 50 mm, dynamiczne, na magnesach neodymowych
- THD: < 0,1%
- Czułość: 98 dB przy 1 mW
- Maksymalna moc wejściowa: 100 mW
- Impedancja: 30 Ω
- Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 40 kHz
- Cena na dzień pisania recenzji: 850 – 1400 zł (sprawdź najniższą cenę i dostępność w sklepach)
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki są wykonane z bardzo dobrych materiałów trzeba przyznać. Mamy tu oczywiście plastik, ale cały pałąk wraz z widełkami jest wykonany z metalu. Mimo to konstrukcja jest co do zasady boleśnie prosta.
Obie muszle to tak naprawdę plastikowe szkielety zamaskowane sztruksowym materiałem, obracające się tylko w jednej osi po skosie. Przytwierdzone są do jednoczęściowego, stalowego pałąka z dulkami ujmującymi obie muszle. Z niego też wychodzą plastikowe skrzydełka, na których spoczywa opaska samoczynnie ściągająca się w dół pod wpływem rozprężania materiałów – rozwiązanie identyczne jak w słuchawkach AudioQuesta czy KOSSach GMR 5xx.
Sama góra pałąka oklejona jest materiałem podobnym do tego, stosowanego na syntetycznych tapicerkach samochodowych albo obiciach tańszych kolumn głośnikowych. Owe oklejenie pałąka ma widoczne łączenia i szpary, co może powodować, że w miarę jego pracy i rozciągania na głowie, klej zacznie z czasem puszczać. Nie wygląda to estetycznie, ale zakładam, że producent zastosował taki zabieg, aby chwycenie za słuchawki było jakkolwiek przyjemniejszym doznaniem, niż gdyby nasza dłoń miała obcować z krawędzią gołego metalu. Na szczęście fragmentu klejonego z reguły nie widać, choć w pierwszej chwili myślałem, że producent zapomniał o jakimś elemencie lub sprzęt przybył na testy niekompletny.
Mechanizmu rozciągania widełek tu nie ma, ale o ile opaska samościągająca nie jest niczym złym, o tyle jej „siła” jest tu stanowczo za duża. Słuchawki mają tendencję przez to do podrywania się ku górze i forsownego naciągania ich na głowę przez użytkownika. Nie trudno zgadnąć, że jest to uciążliwe, w dłuższej perspektywie niewygodne, czy wreszcie pod koniec dnia – irytujące.
Następnie uwagę zwraca regulacja kąta nachylenia. Zastosowanie tylko jednej osi pod kątem to ewidentna oszczędność, jakiej spodziewałbym się raczej po tanich słuchawkach, a nie takich za konkretny pieniądz, do których X3 zdaje się aspirują. Powoduje to troszkę zabawę na chybił-trafił z dopasowaniem do kształtu naszej głowy i albo będziemy mieli dobre lub w miarę dobre wstrzelenie się w naszą anatomię, albo słuchawki będą sprawiały wrażenie nieszczelnych i niedokładnie przylegających do skroni.
Z faktu użycia w całości metalowego pałąka wyłania się z kolei masa, przez którą słuchawki są na głowie odczuwalne co do swej obecności. Dosyć drastycznym punktem odniesienia są tu LCD-XC, które przy swojej idiotycznie wręcz wysokiej masie stanowią dobry wyznacznik granicy tolerancji w moim przypadku. X3 co prawda go nie przekraczają, ale słuchawki bez problemu powodują wrażenie ciążenia, potęgowane siłą ściągania opisanej wcześniej opaski.
Być może słuchawki lepiej sprawdzą się na mniejszej głowie od mojej, ale ostatnimi słuchawkami które samoczynnie wędrowały mi w górę były rzeczone wcześniej KOSSy GMR. Przy budżetowych (i lekkich) słuchawkach nie było to jeszcze takim problemem, bowiem zawsze trzeba brać poprawkę na końcową cenę produktu. Inaczej ocenia się sprzęt za 14000 zł, inaczej ten za 1400 zł, a jeszcze inaczej za 140 zł. Nie można przyłożyć do wszystkich tych produktów jednakowej miary, bowiem byłby to kompletny absurd.
Dlatego o ile oczywiście biorę poprawkę na także tą najniższą cenę Fidelio X3 na rynku, niestety konsekwentnie będę mimo wszystko prosił o zaoferowanie mi czegoś wygodniejszego. Nie powinno bowiem być tak, że to użytkownik ma być dopasowany do produktu, tylko produkt winien być dopasowany do użytkownika, a nawet i te 850-900 zł to jednak nie są jakieś drobniaki leżące na ulicy dla wielu osób czytających właśnie tą recenzję. Jeśli produkt za takie pieniądze dopasowany nie jest i ogranicza w tym zakresie możliwości zastosowania w uszach, na uszach, na głowie, to jest to nic innego jak ograniczanie potencjalnego grona jego użytkowników. Wtedy albo przeprowadza się gruntowną analizę wad w stosunku do zalet, albo mimo faktu, że słuchawki komuś bardzo się spodobają, przez wzgląd na wygodę z żalem odpuści zakup i pójdzie kupić coś innego, nawet gorszego, byle tylko wygodniejszego. Mimo wszystko owszem, do słuchawek można się przyzwyczaić i istnieje szansa, że materiały wyrobią się na tyle na osi czasu, aby opaska oraz jej ciąg ku górze przestały być tak dokuczliwe, ale nie może to być swego rodzaju uniwersalna wymówka. A nią często jest. Niemniej jednak w tym przypadku, a więc słuchawek używanych wypożyczonych na stosunkowo krótki okres czasu, naturalnie nie sposób było się o tym przekonać jak temu autentycznie realnemu ich użytkownikowi.
Philips zastosował tu wtyki jack 3,5 mm transportujące sygnał zarówno do lewej jak i prawej słuchawki w sekwencji naprzemiennej na oba wtyki jack. Dzięki temu nie ma znaczenia który wtyk w którą słuchawkę włożymy, a jedynie jaka jest polaryzacja samych słuchawek. Utrudnia to jednak trochę konfekcję okablowania i sprawia, że standardowe kable tego typu nie będą z tymi słuchawkami działały, a co też mogłoby podnieść nieco jakość dźwięku.
Z kolei o ile pady jako takie są w porządku, zwłaszcza jeśli chodzi jak przypuszczam o porę letnią, o tyle nie można ich ściągnąć (a przynajmniej ja nie doszukałem się bezpiecznego sposobu by to uczynić), zaś ich materiał ma tendencję do niesamowitego wręcz zbierania wszelkich drobinek i włosków. Do tego stopnia, że nie byłem w stanie ich należycie do zdjęć doczyścić, za co naturalnie przepraszam.
Na tym jednak to by było tyle co do kwestii technicznych. Jak widać, sumarycznie słuchawki zostawiają na tym etapie mieszane uczucia co do ergonomii, ale pozytywne co do materiałów. Być może nawet celowo odwrócono tu nacisk między jednym a drugim, aby móc zaoferować użytkownikom produkt lepiej wykonany całościowo i sprawiający wrażenie trwałego, a jednocześnie zaoszczędzić na skomplikowaniu konstrukcji i sprawić, aby cena mimo wszystko utrzymywała się na jeszcze sensownym poziomie. O tym jednak decydować będzie tradycyjnie jakość dźwięku.
Jakość dźwięku
Strojenie X3 w pierwszej chwili odbiera się jako dosyć równe, poprawne, bezpieczne, kreowane na stosunkowo małym planie scenicznym, za to z ekspozycją sopranu w jednolity, „linearny” trochę sposób i z konkretnym wybiciem w 6 kHz, co nadaje im tego takiego typowego, nosowego charakteru a’la HD 800 czy Sundara. A choć w pierwszej chwili wydają się w istocie bardziej linearne i poprawne niż np. Austrian Audio Hi-X65 (1500 zł kontra maksymalne 1400 zł dla X3), to im dłużej ich słuchałem, tym bardziej widziałem kontrast klasowy między jedną a drugą parą. Bowiem o ile X65 akurat też były na testach w tym momencie i ich całościowe strojenie było teoretycznie mniej równe, to w praktyce kreowane w słyszalnie wyższej jakości i na znacznie większej scenie. Różnica była na tyle duża, że o ile dla X65 bardziej widziałbym Sundary w roli rywali, prawdopodobnie też z ich wygraną (w końcu planar), o tyle dla Fidelio X3 momentem krytycznym okazało się założenie AKG K271 MKII na welurach, gdyż są wtedy najrówniejsze moim skromnym zdaniem.
W całokształcie tonalnym słuchawki nie są złe, spokojnie sobie w nich pracowałem, słuchałem muzyki, a nawet zdarzyło się zagrać w to i owo. Wszystko było „w porządku”, nic nie przekreślało odsłuchu w sposób definitywny, ale też nie sprawiało, że słuchawki powalały na kolana. Troszkę jak w Aune Jasper. W obu przypadkach nie było może wybitnie, nie było obłędnie, ale w porządku. Tu mogłoby być czyściej, tam inaczej (w Jasper jaśniej, w X3 cieplej), ale nie kasowało to wrażeń z odsłuchu. Słuchawki próbowały nadrabiać to koherentnością, przewidywalnością, może też naturalnością w sensie takim typowo słuchawkowym, że dostajemy tu dźwięk zwyczajny, bez ekscesów, bez elementów kontrowersyjnych, które zmuszałyby do jednoznacznego odsłuchu własnego przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji. Co najwyżej de gustibus z ilością góry w górę czy w dół. I tak, Jaspery również były w tym samym okresie co Fidelio X3 na warsztacie i pisząc późnymi godzinami nocnymi ich recenzje nie dało się uniknąć konfrontacji, ale i bardzo ciekawych konkluzji wspólnych dla wszystkich tych modeli.
Z punktu widzenia obiektywnego, basu w X3 było pod dostatkiem, choć z racji welurowych padów zejście nieco ucierpiało. Średnica była dokładnie tam gdzie miała być. Góra, choć faktycznie jasna, nie była przejaskrawiona poza granicę słuchalności. Całość w Philipsach grała koherentnie, spójnie, przewidywalnie, bez specjalnych dziwności i wtrąceń z zupełnie innej beczki. Także w pierwszej chwili słuchawki tonalnie robią całkiem dobre wrażenie i może nawet swego rodzaju efekt „WOW”, że dostajemy coś normalnego, a nie kolejną porcję basu masującego mózg albo sopranu grającego sobie na naszych bębenkach jako na skrzypkach.
Założenie zaraz nich K271 to z automatu wrażenie bliższego środka, nieco lżejszego basu i kompletnie innej barwy góry, która na początku wydaje się, jakby zniknęło tam nieco fragmentu pasma, ale po chwili słychać, że to po prostu barwowo sopran uległ modulacji w stronę większego realizmu. Zaskakujące było natomiast, że ilość mikrodetali nie uległa zmianie. Scena to także zaskoczenie. Wielkościowo podobna, ale wrażenie stereofonii jest większe na tańszych K271. Fizycznie z kolei nie ma tego irytującego ucisku opaski na głowę i jedynie czujemy, że pojemność padów welurowych na uszy jest mniejsza. No i jest lżej całościowo.
Wracam sobie teraz na X3 jeszcze raz. Od razu czuję wagę słuchawek, docisk opaski do głowy, wędrowanie muszli ku górze z tego powodu. Pojawia się więcej basu, ok, bardzo dobrze, jakby wzmocnionego jednorodnie po całości, ale nie jest to bas fundamentalnie inny od K271, po prostu bardziej donośny o jedno oczko. Średnica idzie trochę bardziej w głąb, robi się przed nami więcej miejsca, ale nie mogę wyczuć do końca przestrzeni między mną a nią, jakby wszystko było utwardzone i zacementowane. Góra z automatu wróciła do formuły nosowej i podkreślonej, także działa tutaj niezawodnie punkt 6 kHz. Scena potwierdziła się jako gorsza, jest tu mniejsze wrażenie trójwymiarowości, nie mam już takiej stereofonii na osi lewo-prawo. Taka swego rodzaju „głębia bez głębi”.
Powiedzmy że scenę na razie zignorujemy i interesuje wyłącznie ogólny poziom jakości i czystości dźwięku. Tutaj także nie czuję, żeby K271 jakoś mocno przegrywały, czy może nawet w ogóle. Największym szokiem było dla mnie to, że poziom ogólnej jakości jest między nimi bardzo podobny, jeśli nie miejscami nawet lepszy w AKG. W słuchawkach o połowę tańszych i zamkniętych! I to nie jest wina sprzętu czy modyfikacji. Nie jest to też wyżywanie się na którymkolwiek z tych produktów, ani też doszukiwanie się czegoś na siłę. Właściwości dźwiękowe widać w wymiarze tonalnym na pomiarach X3, ale dopiero faktyczne porównanie do różnych słuchawek było tu czynnością w istocie demaskatorską. Teoretycznie wszystko było jak pisałem w porządku, powiedzmy że i ta proporcja góry, która była ponad moje preferencje ilościowe, byłaby też do zaakceptowania. W praktyce jednak prosty test porównawczy wykazał, że była tam dokładnie ta sama sytuacja co z Jasperami: słuchawki niby fajne i dobre, ale albo grające zbyt niską jakością całościowo względem swojej ceny, albo z ceną nieadekwatną do tego jak grają. I żeby było zabawniej, K271 posiadam w wersji z dostępnymi obecnie powszechnie chińskimi kapsułami DKK32. Nie jest to jakaś specjalna rzadka wersja, unikat, egzemplarz ciężko zmodyfikowany, tylko Made in China, sztuka podarowana mi przez mojego bardzo dobrego znajomego (ukłony w pas w podziękowaniu). To dlatego też postanowiłem X3 opisać bardziej jako w kontrze.
Żebyśmy się też dobrze zrozumieli, nie chodzi o gloryfikację K271, ani żadnej innej pary na ich tle. One mają swoje wady, nie wszystkim się podobają, ja sam również uważam jest za dźwiękowo gorsze technicznie od K270 Playback/Studio, aczkolwiek to właśnie one – z racji odpinanego kabla i wygody – goszczą u mnie na stałe, mimo sentymentów. Tak samo wadami obarczone są X65 albo Sundary. Ale wszystkie te pary oferują coś w zamian. K271 oferują bardzo fajną średnicę, całkiem naturalny dźwięk który nigdy nie męczy, wysoką użyteczność, niskie koszty eksploatacyjne, słowem idealne słuchawki do codziennego użytku za sensowne pieniądze. X65 dają świetną jakość wykonania, wciąż całkiem dużą wygodę, angażujący wgląd w mikrodetale i studyjny charakter okraszony dobrą sceną. Bardzo ciekawie odsłuchiwało się w nich krytycznie utwory, podczas gdy K271 były bardziej produktem już konsumenckim, pod zjadanie albumów jeden za drugim, a nie analizowanie czy basista miał spocone palce i czy to słychać na nagraniu. Nie są tak naturalnie strojone i tutaj można co najwyżej ubolewać. Sundary to z kolei kapitalna jakość dźwięku i świetna trójwymiarowość sceniczna, a jedynym moim zarzutem w ich stronę był jak pamiętam podkreślony sopran – także w okolicach 6 kHz – który demaskował je pod względem jakości jako słuchawki należące do klasy bardziej budżetowej u HiFiMANa. Ale i tu jest to na zasadzie coś za coś: w zamian za to mam bardzo fajną cenę, dobrą wygodę i przede wszystkim tą sceniczność, którą w recenzji konfrontowałem ze swoimi HD 800. Tak, scenicznie Sundary porównywałem z legendą stadionowych scen dźwiękowych.
Tymczasem Fidelio X3 nie zaoferowały niczego w zamian. Bas jest w porządku, średnica na swoim miejscu, sopran podkreślony bo podkreślony, ale także do strawienia. Scena – jest, po prostu jest. Nie wyróżniają się niczym, za to na tle K271 zaliczają kompromitację w temacie ogólnej jakości i klasy uzyskiwanego z nich dźwięku. Niczym taki trochę kolega, który błyszczy co to nie on, jaki to on nie jest wspaniały i cudowny, jak to on wszystkim nie pokaże, po czym zrobiwszy dwa kroki potyka się o własne nogi i wykłada jak długi na parkiecie pośród rechotu i zażenowania zebranych. Za swój „zwyczajny” dźwięk nie oferują nic w zamian, ani dobrej ceny, ani wygody, ani nawet i tej sceny dźwiękowej, która wypadła jako najmniejsza ze wszystkich które tu wymieniłem. Aczkolwiek żeby przegrać ze sceną K271, uznawaną za właśnie jedną z takich zwyczajnych, to w sumie jednak wyczyn. Może inaczej – niech X3 grają jak grają, ich strojenie niech będzie takie jakie jest. Ale niech przynajmniej zaoferują większą czystość, selektywność, czarne tło. A nie że część dźwięków jest matowa, lekko zbita, wytracająca drobne detale nadające dźwiękom ostrości i wyrazistości. Wydaje mi się więc, że finalnie wszystko będzie się sprowadzało po stronie użytkownika do tematu wygody, a zaraz po tym sceny i klasy dźwięku. Są to trzy newralgiczne punkty Fidelio X3, które koniecznie trzeba mieć przeanalizowane przed podjęciem finalnej decyzji zakupowej. Bo słuchawki te potrafią i owszem fajnie zagrać, przede wszystkim spójnie i bez wygibasów na kształt czegoś, czym nie są. Tylko pytanie czy taki pułap wystarczy nam do osiągnięcia satysfakcji za 850-900 zł. Zakładając X3 zaraz po K271 dostajemy po prostu dźwięk, który choć ze wszech miar aspiruje do półki premium, nie jest w stanie go osiągnąć. Przyznam też, że nie pamiętam kiedy ostatni raz pisałem tak dużo i tak pozytywnie na temat K271. Ale naprawdę jest między nimi tak wiele podobieństw klasowych, że to jest aż dziwne, że nikt takiego porównania do tej pory nie wykonał. Może to więc zrządzenie losu, że akurat trafiło na mnie i akurat w tym momencie, gdy posiadam te słuchawki na własność w kolekcji.
Co więc użytkownik, czy może już aktualny posiadacz X3 może zrobić? Przede wszystkim skupić się na muzyce i samemu stwierdzić, czy aby moje marudzenie ma rację bytu, czy nie. Bo to też odpowiada od razu na pytanie: czy można być z tych słuchawek zadowolonym? Można, zwłaszcza jeśli już się je ma i się podobają. To nie jest bowiem tak, że one grają jakkolwiek źle, beznadziejnie, pochodnie oraz widły w dłoń i marsz pod siedzibę Philipsa żądać głów tych, którzy nam to uczynili. Wręcz przeciwnie, bo spodziewałem się naprawdę mnóstwa problemów oglądając niektóre recenzje zagraniczne swego czasu. I to jest też trochę powód, dla którego nie lubię tego czynić. Słuchawki dzięki temu nie miały może do końca czystej kartki (nie wiedziałem że nadarzy się okazja ich testów), ale mocno się dzięki temu wybieliły na plus. Nie do końca, a w czym skutecznie przeszkodziły K271, ale np. bas bez problemu mi grał, podobał się, nie męczył, a był donośny i wystarczający siłowo. Góra też nie przebiła mi uszu. Jest wlane sporo jasności, ale nie pod korek. Było przy tym bardzo spójnie i koherentnie tonalnie, poza charakterystycznym wybiciem w 6 kHz. Wykres fazowy wygląda w porządku, impulsowy także nie wykazuje dramatu, zatem słuchawki nawet i pomiarowo mierzą się sensownie.
To co natomiast zawiodło, to być może zbytnia pewność siebie po stronie producenta, tudzież konkretnego projektanta, że X3 nie mają z kim przegrać. X3 mogłyby mieć nieco mniej góry, ale kardynalne dla mnie elementy to braki w kategoriach: czystość, klasowość, dynamika oraz scena. Tego mi tu zabrakło, aby zaznaczyć dominację nie tyle nad K271, co wbić się przebojem na salonik starego premium i kto wie, czy w cenie 1500 zł nie rywalizować z wymienianymi tu konkurentami. Tak się jednak nie dzieje i dlatego znacznie głośniej jest jak sądzę na temat modelu X2HR niż X3.
Z perspektywy bardziej technicznych aspektów dźwięku, nie można co prawda powiedzieć gdzie leży problem – czy tylko w samych przetwornikach, czy może jeszcze tłumieniu, kształcie komór itd. Na moje oko słuchawki cierpią z powodu dwóch wybić na THD w 2250 Hz i 2900 Hz. Przy 6000 Hz też co prawda jest podskok, ale nie jakiś wielki. Możliwe że tutaj właśnie jest pogrzebany ten przysłowiowy pies co do czystości Fidelio X3. Scena to z kolei zbyt szybko wytracająca się energia po progu 6 kHz. Jest oczywiście jeszcze po drodze trochę czynników i nie można sprowadzać tego wyłącznie do wskazanych tu elementów. Wciąż – są to tylko i wyłącznie moje przypuszczenia, ale tam właśnie szukałbym w pierwszej kolejności przyczyn zanotowanych tu problemów.
Receptą na te słuchawki byłyby myślę drobne modyfikacje ich konstrukcji, przede wszystkim wprowadzenie większego zakresu dostosowania do użytkownika oraz mniejszej siły ściągania opaski. Po tych zmianach, dobrałbym się do padów, przybliżył je do ucha, aż wreszcie popracowałbym nad komorami i dampingiem, aby zrobić je jednak bardziej muzykalnymi i wygładzonymi. Wówczas ten konkretny model Philipsa miałby większe pole do popisu. I to tak, aby moja recenzja nie była tylko jednym wielkim marudzeniem. A tego obawiam się będzie coraz więcej, gdyż przy zwiększającej się inflacji, jesteśmy co rusz zalewani bylejakością, na którą zwiększa się mam wrażenie ogólna tolerancja wśród użytkowników.
Świetnym tego przykładem są chociażby tematy przenośnych odtwarzaczy, gdzie szumy i przebicia oraz problemy z usługami strumieniowania są nagminnie tolerowane czy wprost bronione i to za własne grube pieniądze, bo „ale jak to gra!” z jakimiś słuchawkami o większej impedancji i na plikach lokalnie zapisanych w pamięci odtwarzacza. Jest to tzw. „cherry picking”, czyli wybieranie określonych tylko scenariuszy zwracających pozytywne efekty jako dowodów na jakąś całościową tezę. Tymczasem za sprzęt płacimy przecież z własnej kieszeni, ma on swoją specyfikację, zakres funkcjonalności, nie może być więc tak, że płacąc np. te 11 tysięcy za sprzęt dostajemy ~70% jego funkcji, bo reszta nie działa i trzeba czekać na poprawki FW itd. Niektórzy producenci wybierają wprost udawanie, że nie wiedzą o co chodzi i wina jak zawsze absolutnie nie może leżeć po stronie sprzętu. Nigdy nie leży. To zawsze jest przewrażliwienie użytkownika, złe słuchawki, zły prąd, złe WiFi. Przebicia? Problemy z buforowaniem? Artefakty? Szumy? Trzaski? Przecież tego nie ma. To się tylko tak wydaje. U nas w firmie wszystko działa. Wszyscy są zadowoleni. Miliony szczęśliwych użytkowników. Reklamacja dotyczy pojedynczych sztuk w skali świata. A tak w ogóle to jest standard w branży, bo wszyscy tak mają/robią/mówią itd.
Niemniej w kontekście Philipsów problem jest zupełnie inny. To nie są wcale złe słuchawki, naprawdę. Tylko oferują za mało w stosunku do ceny/oczekiwań. Za mało jakości dźwięku, za mało wygody, za mało ergonomii. Nie jestem zwolennikiem słuchawek dokanałowych, a mając Philipsy na głowie przez godzinę wolałem kolejne dwie spędzić już w ZAXach nić w nich. A po odkryciu, że na K271 jest nawet nie gorzej, co po prostu inaczej niż w X3, częściej było można spotkać na mojej głowie właśnie je. I cały czas mam z tego powodu wyrzuty sumienia, bowiem nie jest moją intencją X3 przesadnie krytykować, zwłaszcza ze względu na fakt bycia sprzętem prywatnym, nabytym przez Właściciela sprzętu i – jak zakładam – lubiącego ich dźwięk. Aczkolwiek pomiary zwłaszcza niekształceń nie pozostawiają złudzeń i pola do dyskusji, jak również potwierdziły (będąc robionymi na sam koniec testów) to co udało się wcześniej usłyszeć.
Jest to też największa przewaga recenzji bardziej technicznych, że nie jest to tylko i wyłącznie subiektywna opinia, ale również podparcie się obiektywnymi danymi pomiarowymi. Jeśli Philips twierdzi, że jego słuchawki mają poniżej 0,1% THD, a tymczasem na basie notujemy 5%, zaś na sopranie skokowo do 2%, to znaczy że słuchawki są już słyszalne pod tym względem (granica słyszalności z bodajże lat 70-tych to 1% THD). Szum tła jest wyraźnie zaznaczony poniżej odczytów, także i to nie jest czynnikiem wpływającym. Plus moja analiza nie jest odosobniona, gdyż inni recenzenci, JV chociażby, oceniali je jeszcze surowiej. Być może ze względu na przyleganie i dopasowanie do określonych głów o którym pisałem w akapicie o konstrukcji.
Na obecnym etapie traktowałbym więc X3 jako po prostu zwykłe słuchawki, interpretowane poza nawiasem poprzednich modeli, jak SHP9500 czy X2HR. Jako produkt pojedynczy, autonomiczny, mający swoje takie a nie inne wady i zalety, ale też taką a nie inną cenę. Jeśli ich największym dźwiękowym rywalem są K271, kosztujące obecnie 440-600 zł, to taka jest też dla mnie realna wartość tego modelu. A to z kolei rodzi multum wątpliwości i czego wyrazem jest nie tylko powyższa recenzja, ale i poniższy akapit…
Opłacalność i alternatywy
Zastanawiałem się nad tym bardzo długo i doszedłem do wniosku, że na tą chwilę względem Fidelio można przyjąć przynajmniej dwie różne optyki cenowe: biorąc kwoty zarówno z początku, jak i końca ich przedziału cenowego. Czyli mamy scenariusz na nabycie ich za te ~850 zł, ale i też za 1400 zł, pozycjonując je w dwóch różnych sferach konkurentów.
Perspektywa najwyższej ceny (nowe)
Z perspektywy 1400 zł mamy tutaj bardzo kuszące opcje w postaci rzeczonych X65 i Sundar. Będę się więc powtarzał.
Teoretycznie Hi-X65 są od nich mniej równe, ale o ile ich konstrukcja góry jest w pierwszej chwili słyszalnie bardziej „dziwna”, bo wydająca się mniej płynną, to bardzo szybko się do niej przyzwyczajamy, a wraz z należytym przylgnięciem padów do głowy efekty te mocno się zacierają. Pojawia się za to nieco słabszy bas od X3, ale za to większa czystość, wyraźnie większa scena, wyraźnie lepsza holografia, lepsze mikrodetale, a cały przekaz dostaje zastrzyku dynamiki względem Fidelio. Jest drożej, owszem, ale kontrast między X3 a X65 jest słyszalnie większy, niż między X3 a K271. I jestem niemal pewien, że tak jak X65 też nie zawsze trafią w czyiś gust, to mając do wyboru przed sobą te dwie pary, wybierze Austriany, a nie Philipsy, nie znając kompletnie ich cen. Bo to po prostu znacznie bardziej dopracowany produkt.
W tej cenie dostaniemy także Sundary. Tu również się powtórzę, że będzie to wyraźnie lepsza jakość ogólna, mocniejszy i lepiej schodzący bas, jeszcze większa holografia w scenie, podobnie skonstruowana góra, jeszcze większa dynamika i szybkość. Nie ma problemów natury ergonomicznej, a wygoda słuchawek także utrzymuje się na wysokim poziomie.
Są jeszcze i DT1990, ale to już powiedzmy że za dopłatą do 2000 zł i nie będziemy ich rozpatrywać jako alternatywy.
Perspektywa najniższej ceny (nowe)
A co jeśli przyjmiemy za optykę 850 zł?
Wtedy kłaniają nam się opcje za chociażby członków zawartych w „starym trio” dynamików z klasy premium. Cały czas możemy dostać je bez żadnego problemu. Bardzo możliwe, że preferowałbym spośród nich DT880 Edition, które będą całkiem podobne mimo wszystko, też z taką jasną górą, choć może być to góra jaśniejsza w tych miejscach, w których X3 nie emanują tak energią. Będzie i niższa cena, i lepsza jakość, i podatność na modyfikacje, wymienność wielu elementów konstrukcyjnych, lepsza wygoda, jednym słowem wszystko co sprawia, że słuchawki mają sens w codziennym użytkowaniu, czy nawet wręcz katowaniu dzień i noc.
Dla fanów jeszcze większej sceny są też nieśmiertelne K701, a dla użytkowników chcących pójść w naturalność lub muzykalność, kłaniają się używane HD 600 czy HD 650. Więcej basu do tego i sceny? DT990 PRO. Tu praktycznie na każdym kroku czyha gotowa odpowiedź i alternatywa.
I chyba na tym właśnie polega dramat Fidelio X3, że jeśli użytkownik miałby wybierać te słuchawki zakupowo w kwocie 850-900 zł, to albo może iść w droższe modele (ew. ten sam pułap jeśli brać najdroższe oferty za 1500 zł) i faktycznie dowieźć sobie lepszą jakość dźwięku (Hi-X65, Sundara, DT1990 itd.), albo popatrzeć na typową półkę premium (coś w okolicach wspomnianych DT880), albo w ogóle zrobić zeskok w dół na wspomniane lekko doinwestowane K271 MKII. Po prostu te słuchawki mają z czym przegrać i to na praktycznie każdym możliwym polu, nawet cenowym. Aspirujące do półki premium, ale tak realnie walczące, żeby wyjść z pułapu mid-fi. To natomiast prowadzi do trzeciej jeszcze optyki.
Perspektywa egzemplarza używanego
A więc wizja dostania ich w formie używanej za kwotę mniejszą niż najniższa sklepowa.
Słuchawki te można dostać za mniej i z tego co widziałem kwoty 550-700 zł są tu jak najbardziej realne do osiągnięcia za odpowiednio egzemplarze używane jak i powystawowe. Jeśli więc zastanawiać się nad ich zakupem, to przy pominięciu kwestii pałąka i założeniu, że słuchawki wyrobią się na osi czasu w tym względzie, będą porównywalne do K271 MKII i posiadały wprost kilka atutów, jak np. lepsze jakby nie patrzeć materiały, głębsze pady welurowe bez konieczności modyfikacji wprost z pudełka, brak schodzących z czasem emblematów (K240 i K271 doskwiera brak laminowania oznaczeń na naklejkach, co mnie samego zmusiło na tych drugich do odtworzenia ich samodzielnie). Gorzej będzie z dostępnością materiałów eksploatacyjnych oraz kosztem wymiany okablowania, które musi być specjalnie przygotowane pod piny przypisane X3. Użycie zwykłego kabla spowoduje, że dźwięk będzie tylko na lewej słuchawce. Ale zakładając, że nie jest to nic wielkiego, to tak, słuchawki stają się bardzo porównywalne, także dźwiękowo pod względem klasy. Czy nadal warte zakupu? W sumie, dla osoby która nie lubi kombinować, a wierzy w moc sprawczą wyrobienia się materiałów, można szczęścia wówczas popróbować. Chyba że stan słuchawek będzie wyraźnym odzwierciedleniem takiej a nie innej ich ceny.
Oczywiście proszę brać pod uwagę zarówno okres pisania recenzji, zmienność cenową, uwarunkowania gospodarcze, dostępność, spekulantów itd.
Podsumowanie
Na temat Philipsów Fidelio X3 znana mi była jedynie jedna wideorecenzja zagraniczna, w której wypowiedziano się niepochlebnie o tych słuchawkach, głównie w kontekście modelu X2HR. Spodziewałem się z tego powodu słabego basu i bardzo mocno atakującej góry bez czystości. W rzeczywistości X3 okazały się całkiem przyzwoitymi słuchawkami tonalnie, ale nie obeszło się bez wad i uwag co do całościowej jakości.
Pomijając cechy ergonomiczne (upośledzone kąty nachylenia, ciągnąca w górę opaska, masa własna), słuchawkom przede wszystkim brakuje sceny, czystości i klasowości dźwięku, która jest po prostu nieadekwatna do ceny, tudzież może po prostu oczekiwań. X3 poziomem utrzymywały się nie w półce cenowej 900-1400 zł, a jeszcze niżej, musząc walczyć z dawnym mid-fi w postaci K271 MKII. To również może nie jest wbrew pozorom łatwy przeciwnik do pokonania, ale przy tak sporej różnicy w cenie zadanie to okazało się niemożliwe i słuchawki sumarycznie remisowały. Choć X3 wciąż mogą wydawać się dobrymi słuchawkami dla fanów linearnej prezentacji, zwłaszcza przy możliwości kupienia ich używanych za niższą cenę, przy pewnej liczbie mankamentów i swojej finalnej jakości dźwięku – nie są to słuchawki ani jednoznacznie złe, ani jednoznacznie dobre. Mówiąc wprost, są przeciętne. Dźwiękowo niby wszystko jest w porządku, ale realizowane w ocenie szkolnej 3 z przebłyskami tu czy tam. Bije z nich intencja projektanta-inżyniera, któremu po prostu się nie chciało. Im też się nie chce. Słuchawki robią wszystko tak, jakby ktoś je zmuszał, obudził dopiero co i wyganiał marsz czym prędzej do pracy.
Mimo to, nawet jeśli uwzględnić częściowe spłaszczenie przekazu w ramach trójwymiarowości, pewne przytarcie mikrodetali, braki w dynamice, wspomnianą mniejszość sceny, to słuchawki nadal będą kreowały dźwięk. Całkiem równy i wykazujący się „rozjaśnioną liniowością”, który nadal może do siebie przekonywać. Trzeba mieć tylko wtedy świadomość (i akceptację faktu), że można ustrzelić albo drożej i lepiej, albo tak samo dobrze i taniej. Natomiast jeśli słuchawki już zdążyły do siebie przekonać lub mamy możliwość nabycia ich w cenie nie wyższej lub niewiele wyższej od nowych K271 MKII, będą stanowiły myślę bardzo dobry punkt wyjściowy do dalszych poszukiwań i to nawet niekoniecznie za więcej. Są na tyle poprawne, że działające na korzyść finalnego strojenia, wolnego od karykaturalności i potencjalnie fałszywych zachwytów.
Cena na dzień pisania recenzji: 850 – 1400 zł (sprawdź najniższą cenę i dostępność w sklepach)
Zalety:
- dobra jakość użytych materiałów
- miękkie, welurowe pady
- wymienne okablowanie bez konieczności orientacji kanałów
- liniowe granie z rozjaśnionym sopranem
- duża równość i koherentność
- uniwersalne gatunkowo przez swoją poprawność
- łatwe w napędzeniu i wysterowaniu
Wady:
- jakość dźwięku na poziomie znacznie tańszej klasy mid-fi
- braki w dynamice i selektywności
- mała scena dźwiękowa
- uwagi co do wykończenia oklejenia pałąka
- ograniczenia ergonomiczne
- zbyt mocna opaska pałąka podciągająca słuchawki do góry
- niepotrzebne komplikowanie kwestii wtyków kablowych
- pady bardzo podatne na łapanie włosków i drobinek
- zbyt wysoka cena
Serdeczne podziękowania jeszcze raz dla p. Bartosza za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Sprzęt użyty podczas realizacji recenzji:
- Źródło analogowo-cyfrowe: Pathos Converto MKII + Pathos Aurium z lampami 6N1P-EW OC
- Transport cyfrowy: Xonar Essence ST via COAX (Native ASIO)
- Słuchawki: AKG K240 MKII, AKG K271 MKII, Audeze LCD-XC, Austrian Audio Hi-X65, KZ ZAX, Sennheiser HD 580, Sennheiser HD 800
- Okablowanie: interkonekty zbalansowane Fanatum Emmoni XLR, interkonekty niezbalansowane AF Signature One RCA, interkonekt cyfrowy AF Signature CX (COAX)
- Okablowanie słuchawkowe: kable słuchawkowe z serii Fanatum Emmoni Reference dla XC i HD 800, kabel Fanatum Synavlia dla HD 580, kabel AC2 MK2 dla K271 i K240, kabel Fanatum Vasi i Eisodos 4 dla KZ ZAX
- Stojaki słuchawkowe: Fanatum Statera EVO Jesion olejkowany
Panie Jakubie. Szybkie pytanie. To kiedy można się spodziewać recenzji Austrian Audio na blogu? :). Pozdrawiam 🙂
Jeśli się uda to na dniach. ?
Jestem właścicielem tych słuchawek i w pełni się zgodzę z odczuciami p. Jakuba. Najpierw po wyjęciu ich z pudełka i podłączeniu do IFi Zen Daca zastanawiałem się co jest. Nie było wow. Ale po przepięciu się na wyjście zbalansowane, zaczęły mi się podobać, zwłaszcza że słucham różnych gatunków muzycznych i wszędzie było całkiem ok. Za to moim zdaniem są niesamowicie wygodne, mogę siedzieć w nich godzinami z założonymi okularami i słuchawki wcale mi nie przeszkadzają. Efekt podciągania pałąka nie ma u mnie miejsca, więc może i mam małą głowę 😉 Dzięki za trafną i spójną z moimi odczuciami recenzję.
Po przeczytaniu recenzji, zastanowiło mnie czy czytałem o tym samym modelu słuchawek które posiadam. Zwłaszcza jeśli chodzi o komfort i wygodę. Nie żeby – „każda myszka swój ogonek chwali”, ale słuchawki jak dla mnie są bardzo wygodne i nie mam efektu ściągania w górę. Wiadomo że jest pan fanboyem AKG, ale nieustanne porównywanie do K271 jest trochę niewłaściwe ze względu na zgoła odmienną konstrukcję muszli. K271 to słuchawki studyjne z świetnym środkiem (wokale,fortepian itp.) Fidelio bardzo uniwersalne.
Jest Pan bardzo nieuprzejmy Panie Adamie. Nie jestem fanboyem żadnej marki, wielokrotnie krytykowałem też samą markę AKG. W recenzji bardzo wyraźnie napisałem dlaczego porównywałem obie pary ze sobą, opisałem też dokładnie rzeczy które działy się podczas użytkowania na mojej głowie oraz przedstawiłem komplet danych pomiarowych. To, że nie chce Pan tego faktu zaakceptować, nie jest już moją winą. Dodatkowo w treści przywołałem recenzję Joshuy Valoura, który jeśli dobrze pamiętam również wypunktowywał dokładnie te same cechy. Jeśli jest Pan zadowolony z posiadania słuchawek i nie odnotowuje z nimi problemów to nic tylko jest to powód do radości. Proszę jednak łaskawie pozwolić, że ośmielę się mieć własne zdanie i punkt widzenia. Dziękuję.
Wybrałem te słuchawki świadomie, po przeczytaniu pierwszych pojawiających się w sieci recenzji. Kiedy czytałem opis brzmienia fidelio x3 pomyślałem sobie, że to właśnie to, czego szukam. Nabyłem więc, założyłem, posłuchałem i już na samym początku byłem zadowolony. Po dłuższym użytkowaniu nadal odpowiada mi ich brzmienie – jest przyjemnie, normalnie bez efekciarstwa, przesady i nieokiełznanej ostrości. Scena rzeczywiście wydaje się węższa niż można było by się spodziewać po otwartej konstrukcji, ale ja jestem świadomy skąd taki efekt się bierze. Może się mylę, bo nie posiadam takiego doświadczenia jak autor powyższego tekstu, ale moim zdaniem fidelio x3 nie grają na mocno zaakcentowanym planie V, a i wysokie tony mimo, że nie odczuwamy ich braku, są sprawnie wodzone na smyczy, a to właśnie przesada w obie strony „sztucznie rozbudowuje pozorną scenę dźwiękową. Podkreślam jeszcze raz, że nie jestem doświadczonym testerem sprzętu, a zwykłym konsumentem i ową teorię można potraktować jako zdanie laika, ale temu zwykłemu konsumentowi i miłośnikowi dobrego brzmienia sygnatura dźwiękowa tych słuchawek bardzo odpowiada. Zgadzam się z recenzentem co do wprowadzającego pewien dyskomfort ucisku czubka głowy i podciągania słuchawek do góry podczas odsłuchów. Efekt można zniwelować przesuwając opaskę wzdłuż głowy, szukając miejsca mniej czułego na ucisk (ja takie znalazłem na samym jej czubku), jednak jest niewątpliwie wada konstrukcyjna tych słuchawek i wypada mieć tylko nadzieję, że odpowiedzialny za nią zbyt mocny pasek gumki z czasem zacznie się luzować i efekt zarówno nadmiernego ucisku i niepożądanego podciągania będzie powoli ustępować.
Podsumowując chciałbym zaznaczyć, że po przeczytaniu powyższej recenzji raczej nie kupił bym opisywanych w niej słuchawek, a nabyłem je wcześniej i jestem z zakupu zadowolony, zwłaszcza w cenie 900 złotych.
Z tym że nie są przestrzenne/nie imponują pod tym względem niczym szczególnym się nie zgodzę, moje Fidelio X3 mają już parę dni i są z dnia na dzień w procesie wygrzewania coraz bardziej przestrzenne i szczegółowe, co do sygnatury to zbytnio się nie zmieniła, słuchawki nadal cechuje naturalność i brak przesadyzmu w którąkolwiek ze stron, jednak za największą ich zaletę uznaję przestrzeń i sceniczne rozplanowywanie poszczególnych planów dźwiękowych które jest naprawdę całkiem niezłe, słuchawki z dnia na dzień się otwierają a jeszcze do pełni wygrzania założę się że sporo im brakuje, przyznać się muszę że wygrzewam je opracowanym przeze mnie plikiem hi-res zrobionym w audacity i skonwertowanym do DSD256(to najgęstszy bitrate jaki obsłuży moja karta), zawierający tzw. frequency sweepy, chirp tone’y, biały szum, pojawiającą się i znikającą basowową sinusoidę o amplitudzie od 0 do 0,25, i nagrane przeze mnie odgłosy gniecionej plastikowej butelki, i muszę przyznać że wygrzewanie tym plikiem naprawdę robi robotę, nie waży sporo bo trwa 6 sekund, mógłbym go nawet Panu podesłać lecz boję się że może on wyrządzić szkody, nie wiem jak inne słuchawki zareagują na niego, bynajmniej nic u mnie takowego się nie stało.
Ma Pan pełne prawo się nie zgadzać. Pana uszy, Pana zdanie, tak samo jak moje, w tym konkretnym przypadku podparte pomiarami, więc niekoniecznie nawet moje jako moje „bo tak”. Nic nie trzeba wygrzewać, nic nie trzeba opracowywać, nic nie trzeba czarować i niczego nie ma potrzeby podsyłać, bo raz, że żadnych szkód nie da się wyrządzić jeśli nie przekracza się parametrów pracy słuchawek, a dwa, że w świetle wspomnianych pomiarów jest to bezcelowe, na zasadzie „chemia chemią, a mi smakuje”. 😉
Tak czy inaczej panie Jakubie z tym że jest to mid-end w cenie hi-endu się nie zgodzę, miałem wiele słuchawek mid-endowych takich jak AKG K240 Studio, Superlux HD 681 EVO, dokanałowe Superlux HD-386, z tych lepszych jakie miałem to Sennheiser HD 560S(te Philipsy wciągają je nosem), które aczkolwiek nie grały źle, to nie zgodzę się z tym tak jak pan że są one killerem do 200 dolarów, miałem na uszach także AKG K702 z kablem z miedzi 6N OCC, ale dopiero przy tych Philipsach poczułem naprawdę dobrą jakość która uzasadniała cenę i to na domyślnym kablu choć mi udało się je wyrwać za 500 zł na allegro, i naprawdę dałbym za nie i 900, a z tym wygrzewaniem to jest tak że robiąc to w sposób niewłaściwy można słuchawki uszkodzić, przeczytałem kiedyś na pewnym forum audiofilskim temat o wygrzewaniu basem słuchawek Grado i że najlepszy do tego jest bas – pobrałem z internetu program do wygrzewania słuchawek który generował do wyboru do koloru, szumy rózowy, biały, oraz mógł generować sinusoidę basową nawet 1hz, ustawiłem na noc przy normalnej głośności przy której zazwyczaj słuchałem muzyki częstotliwość 50Hz, na drugi dzień przy próbach odsłuchowych dźwięk był praktycznie pozbawiony średnicy i detali, dźwięk cały zalany basem, trzeszczące wysokie tony itd, dobrze że te słuchawki to nie był jakiś szczególny wydatek ale była to dla mnie nauczka by nie wierzyć we wszystko co piszą w internetach i nie podąrzać za wszystkimi wskazówkami i to tymi niesprawdzonymi, plik którym wygrzewam słuchawki to efekt kilkuset moich godzin prac nad nim w audacity a plik tekstowy zawierający wszystkie wyniki testów odsłuchowych gdzie udokumentowałem każdą zmianę nim ma ponad 3000 linijek, projektowałem go z maksymalnym nastawieniem na przestrzenność dźwięku, która była głównym wyznacznikiem jego rozwoju, w internecie można natknąć się na różne szkoły wygrzewania, jedne polecają szum różowy, jedne biały bądź czerowny, wygrzewanie przejściami tonalnymi tzw. frequency sweep 1 hz – 96 khz lub po prostu wygrzewanie muzyką, efekt moich prac jest taki że najlepiej aby plik taki zawierał trwające 6 sekund przejście tonalne 9 – 33719 hz rosnące liniowo o stałej amplitudzie 0,519, podczas którego odtwarzane jest 12 szybkich trwających 500ms przejść tonalnych tzw. chirp tones 50577-1 hz z krzywą logarytmiczną, wypełniający biały szum o amplitudzie 0,357, basowa sinusoida 51 hz która rośnie przez 2,7 sekundy do amplitudy 0,25, pozostaje tam przez 0,6 sekund po czym wraca przez 2,7 sekundy do 0, dodatkowo jeszcze dodałem do tego ściszone o -5,616 dB odgłosy gniecenia plastikowej butelki wycięte i zedytowane tak by trwały 500ms i powtarzały się w tym pliku 12 razy, nagrane całkiem niezłej jakości mikrofonem który fakt że był w zestawie z kartą dźwiękową lecz jednak jest on bardzo dobrej jakości, zostawiam tak na noc słuchawki odtwarzające ten zapętlony trwający 6 sekund plik po skonwertowaniu z 32 bit 352 khz do DSD256 przy głośności idealnie dla słuchacza, po każdej takiej nocnej sesji dźwięk jest bardziej efekciarski przestrzennie, holograficzny, scena nie dość że nabiera powietrza to jeszcze jest trójwymiarowa w tym kontekscie że niektóre instrumenty są oddalone bardziej od innych, itd, a o to że wygrzewanie istnieje nie chce mi się za bardzo spierać o coś co udowodniono naukowo i opisano i nawet niektórzy producenci słuchawek zalecają wygrzewanie, miałem styczność z kilkoma przypadkami słuchawek które po kilkudziesięciu już godzinach zmieniły sygnaturę brzmieniową diametralnie jak np. Superlux HD-386, czy bardzo dobre jak na swoją cenę Panasonic RP-HT161 które z początku nie miały praktycznie basu, dudniły, miały wyraźny pogłos bliskiego echa, aż uszy bolały od ich słuchania, po tygodniu korzystania z nich były to już jedne z najlepszych słuchawek jakie miałem na uszach, które są wymagające jeśli chodzi o jakość dźwięku, cenię sobie przede wszystkim przestrzeń, której poszukiwałem w sporych ilościach latami a znalazłem ją właśnie w tych recenzowanych tutaj przez pana Philipsach, bardzo przestrzenne były jeszcze wg, mnie AKG K702 lecz wg. mnie czegoś im brakowało, nie kłuły tak bardzo szczegółami i transjentami tak jak to było opisywane w opiniach czy recenzjach, były wg mnie były bardzo potulne, już AKG K240 Studio wspominam jako o wiele bardziej od nich szczegółowe, tak, K240 Studio to w zasadzie najbardziej szczegółowe słuchawki jakie miałem, te słuchawki to same szczegóły, było ich tam aż wg. mnie za dużo, dlatego sparowałem je z dosyć ciemnym grajkiem hi-res Sony NW-A45 ze zmodyfikowanym softem przy którym grały naprawdę dobrze, bo przy kompie były aż pod tym względem nieznośnie, K702 mają wg. mnie tylko lepszy bas i bardziej wyrównane pasmo od K240 no i lepszą scenę która jednak nie wywołała u mnie jakiegoś mega wielkiego wrażenia, jakiego oczekiwałem po nadmuchanych ich recenzjach.
Bardzo dziękuję za tak rozbudowany komentarz. Była to fascynująca lektura, inspirująca do przynajmniej kilku artykułów, jakie mogą powstać w przyszłości.
Ja poproszę na maila i plik i całą tę dokumentację, jesli to nie wiedza tajemna: bachankas@wp.pl
Mogę dosłać plik ale nie dokumentację, i tak nic z niej nie będzie Panu wiadomo. I jeszcze kwestia tego czy posiada pan dac obsługujący format DSD256 natywnie nie przez DoP, bo bez niego nie da sie odtworzyć tego pliku oraz odpowiednio skonfigurowany program do odtwarzania muzyki w tym formacie, w moim przypadku jest to foobar2000 z wtyczkami asio + dsd, wszelkie pomiary i testy wykonywałem po konwersji tego pliku z formatu .wav 32 bit 352 khz, oraz kwestia tego czy nie spowoduje on przesterowania membrany, bo wystarczy ustawić głośność na o 1 poziom zbyt wysoko na noc to dźwięk robi się jakiś taki… trudno to opisać, zalecam wygrzewanie nim przy głośności trochę poniżej niż „idealnie dla słuchacza”.
Mimo wszystko jakbym mógł spojrzeć w jakaś dokumentację, to byłoby miło. Jako niewierny Tomasz nie ufam swoim uszom na wyłączność, jako osoba pracująca technicznie zawsze zapoznaję się z dokumentacją plików, na których pracuję.
Jak jest zdefiniowana głośność „idealna dla słuchacza”? Czy nie rujnuje to całej powtarzalności i precyzji? Jedna osoba lubi słuchać na poziomie 65-70 dB, inna niekoniecznie obawia się o uszczerbek na słuchu i dobija do 90 dB. W takich przypadkach poziom „nieco cichszy” skutkuje zupełnie innym natężeniem dźwięku.