Recenzja Noontec Zoro HD

Noontec idzie za ciosem furory, jaką robił i wciąż robi ich model Zoro, ciepło opisywany również i u nas. W recenzji jasno wyszło bowiem na wierzch, że słuchawki mimo sporego potencjału mają pewne niedoróbki, które definitywnie można i w sumie nawet trzeba byłoby poprawić. Tak też się dzieje w tym momencie i poczciwe Zoro doczekały się poprawionej ich edycji, brandowanej jako Zoro HD.

 

Dane techniczne

– przetwornik: dynamiczny, półotwarty, 40 mm
– złącze: jack 3,5 mm
– pasmo przenoszenia: 13 – 26 kHz
– skuteczność: 108 dB @ 1 kHz 1 mW
– impedancja wejściowa: 32 Ohm
– moc maksymalna: 60 mW
– długość przewodu: 1,2 m
– masa: 150 g

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Słuchawki kontynuują wszelkie standardy i zasady konstrukcyjne uskuteczniane przez poprzednika, zatem najbardziej na miejscu byłoby po prostu odesłanie wszystkich do recenzji zwykłych Noontec Zoro.

Między Zoro a Zoro HD nie zachodzą żadne, nawet najmniejsze różnice w cechach fizycznych poza zastosowaniem nieco innych przetworników oraz dołączeniem przewodu wyposażonego w mikrofon, dzięki któremu można używać Zoro HD z telefonem bez konieczności rezygnacji z możliwości prowadzenia rozmów w trakcie słuchania muzyki. Wszystko inne pozostaje bez zmian.

 

Noontec Zoro HD Noontec Zoro HD Noontec Zoro HD Noontec Zoro HD Noontec Zoro HD Noontec Zoro HD Noontec Zoro HD Noontec Zoro HD

 

Brzmienie

Jeśli ktoś lubił sposób prezentacji dźwięku zwykłych Zoro, to niemożliwym jest, aby nie polubił Zoro HD, przynajmniej w moim głębokim odczuciu. Ale może po kolei.

Bas jest między jedną a drugą parą bardzo zbliżony, choć subiektywnie bardziej kompetentny po stronie HD, bardziej uporządkowany i mniej skrajny w swoim wydźwięku, co poczytuję za subtelny ale bardzo pożądany plus. Już po samym tym zakresie daje się odczuć, że dźwięk na tle Zoro idzie w dobrym kierunku, nie rewolucyjnym, może nawet nie ewolucyjnym patrząc po skali, a po prostu korekcyjnym względem poprzednika. Nie brakuje mu niczego, wstrzykuje jednak do obiegu trochę więcej bardzo pożądanej kontroli i nieco lepszej przewidywalności, uderzając w tak właśnie formowany całościowy charakter tego modelu.

Średnica łączy się w tak samo ładny sposób z dołem, jak do tej pory Zoro nas przyzwyczajały. Uderzająca jednak wysoka stereofonia i rozpiętość planu średnicy w HD minimalnie zaczynają się zawężać, redukować i urealniać. Przypadkiem porównując Zoro z K550 uderzyło mnie, jak w niektórych utworach wymuszone czasami zdawało się przesuwanie rozmieszczenia elementów średnicy do drugiego planu odległościowego. Zoro HD takiego wrażenia się nie pozbyły co prawda, ale znów ma się wrażenie lepszej kontroli nad całym tym procesem. Charakter został zachowany, po prostu dojrzałość w jego realizacji wzrosła.

Zaczynając od góry dochodzimy do największej zalety droższych Zoro – braku dramatycznego dołka na łączeniu się jej ze średnicą. Brzmienie nie jest już pogmatwane, nie reprezentuje stanu przedzawałowego i przede wszystkim nabrało ogromnie potrzebnej Zoro przewidywalności w tamtym rejonie. Fakt, że w części utworów można zatem zanotować nieco większe przyciemnienie tego zakresu, ale całościowo efekty są definitywnie pozytywne. Przed Zoro otwierają się w tym momencie również o wiele większe drzwi do bardzo prostego wyważenia sobie brzmienia podle własnego gustu i osiągnięcia ogólnie pojętego balansu. Dlatego tak często i gęsto staram się pisać za każdym razem w recenzjach o możliwościach nie tyle samych słuchawek, co ich podatności na drobne lub mocne podkoloryzowania brzmienia we własnym zakresie. Oburzenie mogą odczuwać co prawda dźwiękowi puryści, a i ja sam jakoś niespecjalnie lubię używać korekcji w codziennym użytkowaniu, ale na niektórych modelach słuchawek to właśnie po niej można odkryć prawdziwy ich smak i to nawet bez specjalnych zniekształceń (choć zdarza się, że wprost przeciwnie – przetworniki bardzo szybko pokazują swoją słabość i prawdziwe oblicze, co też ma swoje zalety w toku testów). Zoro HD jest akurat tym modelem, który niedaleko pada od brzmienia docelowego, jakiego spodziewałbym się na półce kompaktów za 330zł, może nawet i wyżej oraz niekoniecznie już nawet w kompaktach.

Jeśli ktoś twierdzi, że Zoro i Zoro HD niczym się od siebie nie różnią – jest w dużym błędzie. Zoro HD sprawiają wrażenie modelu, który powstał głównie po to, aby utrzymać pozytywne wrażenie wariantu podstawowego, poprawiając jednocześnie niedoskonałości tańszego braciszka. Jakikolwiek plan pierwotny by nie był, myślę, że wykonany został w 100%. HD są od zwykłych Zoro bardziej koherentne, kompetentne i przede wszystkim w wielu utworach znacznie bardziej przewidywalne, bo pozbawione największej pięty achillesowej poprzednika – ostrego spadku w rejonie 3-5 kHz. Brzmią całościowo naturalniej i czynią potencjalne korekcje banałem. I to wszystko za niewiele więcej ponad kosztem „gołych” Zoro.

Zastanawiając się nad efektem końcowym przyznam, że nie wiem co dokładnie zrobił w tym modelu Noontec, prawdopodobnie coś z przetwornikami (nie mogła to być prosta zmiana materiałów, dampingu, etc.), a na co wskazują także zmiany w danych technicznych. Mam wrażenie też, że ktoś tam u nich przeczytał moje (a także i innych użytkowników) narzekania i poprawił dokładnie to, co mi (nam) się w zwykłych Zoro nie podobało. Utorowali tym samym sobie drogę do okrzyknięcia przeze mnie modelu HD jednymi z najlepszych kompaktów w swoim przedziale cenowym i jak na ironię czyniąc ze zwykłych Zoro model po prostu nieopłacalny. Przysłowiowe „tak wiele za tak niewiele”. Od siebie mógłbym życzyć sobie już tylko tyle, żeby wraz z nieco jaśniejszą górą takie brzmienie znalazło się w Hammo, może również w wydaniu „Hammo HD”.

 

Konfrontacje

Zoro vs Zoro HD – no właśnie, czy warto dopłacać? O ile tego typu pytania zawsze należy rozważać indywidualnie, to jednak mimo wszystko postanowiłem poruszyć tego typu rozważania osobno. Na dzień dzisiejszy (końcówka września 2013) Zoro można nabyć za 250-270 zł, podczas gdy wariant HD już za 330 zł. Daje nam to 60-80 zł dopłaty, w której otrzymujemy w zasadzie ten sam produkt z perspektywy cech fizycznych, a jedynymi różnicami są:
– przewód z mikrofonem (zwykłe Zoro go nie mają),
– nieco lepsze jakościowo brzmienie (większa klarowność i kontrola, co jest zasługą innych przetworników),
– brak wyraźnego ubytku w paśmie na granicy 3-5kHz (a co ogromnie zwiększa potencjał przy stosowaniu EQ).

Pytanie zasadnicze więc – czy powyższe cechy kwalifikują się na rozważenia zakupowe? Moim zdaniem jak najbardziej tak. Mikrofon to cecha pomijalna, jedynie przyjemny dodatek i nic więcej, ale nieco poprawione brzmienie względem zwykłych Zoro i brak wspomnianego ubytku to już rzecz, przy której porównując bezpośrednio obie pary między sobą za każdym podłączeniem jednych i drugich nie mogłem przejść obojętnie. HD na tle tańszego brata umożliwiały nie tylko bardziej komfortowy odsłuch z tytułu braku niespodzianek w zachowaniu podle różnorodnego materiału testowego, ale też możliwe stało się np. bardzo łatwe podbijanie góry na urządzeniach pokroju E07K, dzięki czemu słuchawki można w dziecinnie prosty sposób dostosować pod własny gust. Ze zwykłymi Zoro niestety nie było to możliwe i zmuszało to ich posiadacza albo do zabawy programowym EQ i modlitwy, żeby mógł wyregulować dokładnie jeden sprawiający problemy zakres, albo zaakceptowania ich takimi, jakimi są.

 

Zastosowanie

Identycznie, jak w przypadku zwykłych Zoro, nie ma tu specjalnych przeciwwskazań co do źródła, choć osobiście mógłbym rekomendować układy o większej jasności i przestrzenności, na których HD miejscami stosunkowo wyraźnie zyskują na jeszcze większym powietrzu znajdującym się w dźwięku. Poza tym ze względu na jeszcze większą uniwersalność niż podstawowy wariant, powinny sprawdzić się we wszystkim w równym stopniu. Problemy mogą mieć tylko osoby o naprawdę bassheadowym podejściu, ale im wiecznie we wszystkim jest mało i dopiero np. Sony z serii XB są w stanie zapewnić odpowiedni poziom doznań. Na szczęście (bo nie jest to wada) Zoro takim modelem nie są.

 

Podsumowanie

Pamiętacie moją wypowiedź na temat K450 i Zoro w ich ostatniej recenzji? Że gdybym szukał kompaktów w tej cenie to bym się bardzo nad nimi zastanawiał? Możecie zatem uznać moje słowa za niebyłe – oto bowiem perfekcyjny przykład najpełniejszego wykorzystania jednego z bardziej udanych modeli i poprawienia w nim dokładnie tego, co należało poprawić, bez ruszania pozostałych elementów układanki. Do tego stopnia, że Zoro HD nawet po obniżce cen zwykłych Zoro są na tyle atrakcyjnym produktem, że to właśnie one niemal natychmiast stają wraz z nimi na piedestale opłacalności w swoim przedziale cenowym. Otrzymujemy tak samo dobrze wykonany produkt o podobnym charakterze, tyle że z mikrofonem, nieco lepszym jakościowo brzmieniem i przede wszystkim brakiem irytującego miejscami dołka w paśmie. Są to wciąż te same dobre Zoro, ale poprawione w każdym aspekcie, który kwalifikował się do tej pory na poprawki. To sympatyczne słuchawki o ogromnych walorach praktycznych, w zasadzie niemożliwe do niepolubienia, stąd też szczera rekomendacja.

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

3 komentarze

  1. Witam. Mam AKG k414p i podoba mi się w nich bas (wygłuszyłem je w środku, żeby nie było studni:) Chciałbym większą przestrzeń i detaliczność. Mam zamiar kupić k450. Czy mogę się spodziewać poprawy w tych aspektach? Czy Zoro HD będą lepszym wyborem w muzyce elektronicznej i trance? Słucham muzyki na telefonie Lumia 930, który ma dobre opinie jeśli chodzi o dźwięk, ale to tylko telefon i nie wiem czy jest sens kupować droższe Zoro HD i czy będą grać tak efektownie jak AKG. Pozdrawiam

    • Witam,

      Zoro HD i K450 to bardzo różne od siebie słuchawki. Wygoda i praktyczność (pełen fold, odpinany kabel) jest moim zdaniem po stronie AKG. Izolacja od otoczenia – AKG. Bas wyraźnie mocniejszy u AKG. Średnica czytelniejsza w Zoro. Góra wyraźnie jaśniejsza w Zoro. Scena ponownie większa w Zoro.

      Niestety K450 są już od dawna nieprodukowane i aby je zdobyć, pozostaje rynek wtórny.

      Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *