Kiedyś nie lubiłem zbytnio słuchawek dokanałowych, zawsze preferowałem modele nauszne i wokółuszne, ale z czasem i to się zmieniło, dokanałówki (przede wszystkim armatury) i duże, wygodne modele pełnowymiarowe wyparły u mnie wszystkie inne typy konstrukcji na wielu płaszczyznach. Dlatego też były to moje pierwsze otwarte w ostatnich testach słuchawki, wywołujące wraz z Hammo całkiem dużą ciekawość. Zobaczmy zatem co udało mi się znaleźć w ostatnim już produkcie z katalogu Noonteca, jaki ma na dzień dzisiejszy do zaoferowania klientowi końcowemu.
Dane techniczne
– moc maksymalna: 100 mW
– pasmo przenoszenia: 12-24 kHz
– skuteczność: 92 dB @1 kHz 1 mW
– impedancja wejściowa: 16 Ohm
– złącze: jack 3,5 mm
– długość przewodu: 1,3 m
– w zestawie: etui, zapasowe tipsy
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki przychodzą do nas w normalnym „nuntekowym” pudełku, od razu wywołując skojarzenia z droższymi i większymi modelami tej firmy. Odstawiając jednak opakowanie wraz z całym zawartym tam wychwalaniem przecudownej technologii przejdźmy do konkretów:
– korpusy
Już na tym etapie następuje zderzenie ze ścianą i to dosyć niewdzięczne. Korpusy zostały zaprojektowane czysto pod projekt wizualny, a nie praktyczny, ale z dobrych jakościowo materiałów gwarantujących wysoką trwałość i dużą odporność na uderzenia.
– wygoda
Po dosyć krótkim czasie niestety łatwo mogłem na nie narzekać i na powodowany przez nie ból. O ile korpusy bowiem w części znajdującej się bezpośrednio w uchu są jak najbardziej w porządku, tak wyprowadzenia przewodów zostały zrobione … z plastiku, do tego niezbyt specjalnie miłego na krawędziach w dotyku, a co dopiero w styczności z małżowiną. Wymiana tipsów na niestandardowe okazała się w tym miejscu zbawienna i problem został na szczęście w 100% rozwiązany.
– tipsy
Są stosunkowo dobre jakościowo, choć łapią niemiłosiernie wszelki brud. Jak zwykle w takich przypadkach zadowolenie mogą wyrazić użytkownicy z problemami natury wypadania dokanałówek z kanałów słuchowych, ale na higienę trzeba będzie tutaj tak czy inaczej mocno zwracać uwagę.
– przewód, mikrofon i łączniki
Poza brakiem sensownego wyprowadzenia przewodu z korpusów i przeszkadzających klamerek z napisem Rio tuż poniżej, żaden element nie zwrócił na szczęście mojej uwagi w sensie negatywnym. Pilot jest solidnej jakości, mikrofon działa również bardzo dobrze, a przewód typu flat wire zgodnie z obietnicą się nie plącze. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Z powyższego opisu wyłania się nam obraz niezbyt przyjemnych w noszeniu słuchawek o wzornictwie przewyższającym zdrowy rozsądek. Tak też jest w rzeczywistości, ale finalny poziom komfortu – lub może inaczej, bo dyskomfortu – będzie zależał od wyboru tipsów oraz naturalnie kształtu naszego ucha. Warto mieć to na uwadze, ponieważ mam doskonałą świadomość ułomności pod tym względem własnych, ale nie oznacza to również automatycznie, że problemy będą tylko i wyłącznie u mnie.
Brzmienie
Na samym początku zdradzę, że po cichu liczyłem tu na pozytywne zaskoczenie, ale się definitywnie z Rio przeliczyłem. Słuchawki grają w sposób nawet jak na brzmienie typu „V” specyficznie, bo ma to wszystko więcej wspólnego bardziej z sygnaturą „M”, a co niesie ze sobą daleko idące konsekwencje, ale może po kolei.
Bas jest najbardziej aktywnym elementem Rio, choć w ramach tego zakresu to średni i wyższy bas stają w pozycji dominującej nad tym niższym. Ilościowo jest dobrany bardzo dobrze – wyraźny, jeszcze nieprzesadzony, nie jest go ani za dużo, ani za mało. Było jednak w nim coś, czego mi brakowało – szybkości i klarowności. Na skomplikowanych utworach złożonych z ogromnej liczby np. bębnów metalicznych, nie było czuć aż takiego różnicowania materiału, jakiego bym w tej cenie oczekiwał. W tej cenie głównym moim punktem odniesienia były i wciąż pod wieloma względami są NuForce NE-700X/M, zatem niech nikogo nie dziwi, że to właśnie z nimi konfrontowałem tu i ówdzie małe Rio. Bas w NU, nawet pomijając jego wyraźnie większą moc, dawał mi znacznie więcej informacji w ramach tego samego utworu, nie gubił detali oraz wspomnianego różnicowania, podczas gdy w Rio linia basowa lubiła grać wszystko na jedną modłę, odstawiać przysłowiową „manianę”. Niby dobrze wykonuje swoją pracę, ale widać, że robi to i tak od niechcenia, nawiązując do pewnych cech większych i droższych Hammo.
Średnica leży nieco w cieniu warstwy basowej i ponownie przypomina mi styl grania Hammo. Całkiem neutralna, stara się jak może, aby wyjść z neutralną twarzą, z tym że niestety jej się to nie udaje – przez podbitą wyższą średnicę, która kontrastuje mocno na tle Hammo i nadaje Rio bardziej bezpośredniego i trochę bardziej detalicznego wydźwięku. Wywołuje to trochę więcej emocji i sprawia, że z Rio nie można się tak szybko znudzić, a w wielu utworach, zwłaszcza w początkowych fragmentach, brzmią zdumiewająco dobrze, choć naturalnie gdyby nie niestabilna sygnatura od średnicy do góry, to sprawa miałaby się zapewne zupełnie inaczej.
Co do góry jednak – niestety jest gorsza nawet od prawie 6-krotnie tańszych SHE3590 i już tłumaczę dlaczego. Otóż nawet jeśli miałaby podążać ścieżką sygnatur typu „V”, to wyszłoby jej to na ogół na dobre ponad częściowym podkreśleniem niższych i jednocześnie częściowym spadkiem wyższych jej podzakresów. W efekcie słuchawki wywołują w jednych utworach sporadyczne sybilanty (już przy 4 kHz daje się je słyszeć), a w innych sprawiają wrażenie wybrakowania górnego pasma i odcięcia użytkownika od jakiegokolwiek większego jej rozciągnięcia. Brakuje tu po prostu rozdzielczości wprost z pudełka. I wiecie co? Tak, znów powołam się na NU – znów są lepsze, a kosztują dokładnie tyle samo lub mniej.
Stereofonia jest w nich poprawna i niestety tylko poprawna, a za co można podziękować wspomnianym wyżej ubytkom w rozciągnięciu góry, która nie przekazuje tylu informacji, ile powinna. Otrzymujemy tu scenę po prostu standardową, typową dla dokanałówek i nie ma się co czarować, że jest inaczej. Najgorzej wypada głębia, która nawet na wysokiej klasy układach o wybornej przestrzenności nie jest w stanie pokazać czegoś więcej i wyjść przed szereg. Sytuację ratować może tylko siedzenie z precyzyjnym EQ, ale wprost z pudełka naprawdę trudno jest oczekiwać cudów.
Rio próbują zdaje się symulować brzmienie Hammo, tworząc w ten sposób ułudę ich rozjaśnionego co prawda, ale wciąż „firmowego brzmienia”, ale stosunkowo szybko przestałem się na te zabiegi łapać. Nie chodzi tu tyle o sztuczność generowanego przez nie dźwięku, ale o charakter, jaki im towarzyszy. Trudno też do końca mówić o brzmieniu w układzie lekkiego „V”, ponieważ na krańcach również odczuć można spadki, a więc generalnie „/\/\”. W efekcie uzyskujemy stosunkowo dziwną i trudną do szybkiego naprawienia mieszankę cech, które w tej cenie przegrają z kretesem z konkurencją pod postacią przede wszystkim NE-700M. Bliżej im bardziej do poziomu ProAlpha, tyle że te kosztują niemal dwukrotnie mniej i nie mają problemów natury ergonomii.
Poza tym słuchawki są swego rodzaju koncertem sprzeczności – z jednej strony Rio charakteryzują się podkreślonym basem, ale z drugiej można tak powiedzieć tylko o wyższych jego partiach. Góra? Tak samo: w części utworów czuć przesycenie, wręcz sybilanty, w pozostałych brak tego typu cech. Niestabilność góry zresztą, którą notowałem na swojej audiotece, potwierdziły wykresy częstotliwości z Innerfidelity, po które sięgam tylko w wyjątkowych sytuacjach. Tym razem pomiary pokrywają się z tym, co daje się w Rio usłyszeć i wyglądają w tamtym rejonie jak stan przedzawałowy. Ponieważ więc to, co słyszałem, znalazło swoje potwierdzenie w wynikach pomiarowych, to nie ma tu absolutnie mowy o jakimkolwiek zjawisku mogącym wpłynąć na taki a nie inny stan rzeczy oraz końcową ocenę.
Osobom o zapędach do kombinowania od razu pragnę wylać kubeł zimnej wody na głowę – nie pomogą tutaj żadne tipsy, testowałem je z tipsami NuForce (NE-770X) i Comply (S400) – o ile w pierwszych udało mi się w ogóle dokończyć testy Rio, bo poprawiały mi przeogromnie wygodę względem standardowych, tak Comply okazały się totalną porażką, dzielącą i tak dosyć skromne brzmienie przez 2. Zresztą głównie na słuchawkach Brainwavz sprawdzały się do tej pory najlepiej, więc nic dziwnego, że to właśnie do nich są zazwyczaj dołączane. Dźwięk ulega w nich zapiaszczeniu i zmatowieniu, traci klarowność na tyle, że zakup S400 jest w kontekście Rio całkowicie nieopłacalny. Można na upartego próbować co prawda T400, ale mimo wszystko należy sobie zanotować jasno i wyraźnie, że ten model jest stworzony pod silikony i koniec. Zresztą NuForce reagowały z nimi tak samo.
Zastosowanie
Dobór idealnego źródła pod te słuchawki jest w zasadzie niemożliwy, ponieważ musiałby być to układ o wysokim nacisku na średnicę oraz najdalsze skraje pasma. Na ciemnym i gęstym słuchawki będą jeszcze bardziej misiowate na basie, choć podniesie się bezpośredniość średnicy, z kolei na jaśniejszym bas stanie się delikatniejszy i szybszy, średnica nie nabierze nieco pożądanej tu masy, ale góra stanie się jeszcze bardziej nieprzyjemna, bo jeszcze mocniej wybite zostaną pewne jej i tak zbyt widoczne fragmenty.
Ponieważ słuchawki oferują całkiem dobrą izolację od otoczenia, a na którą również i tipsy mocno będą tu wpływały (jest możliwość osiągnięcia jeszcze lepszych efektów), jak najbardziej model ten ze swoją aparycją nadaje się na miasto lub do autobusu, aby pokazać wszystkim siedzącym dookoła nas, że słuchawki designerskie to nasza miejska domena.
Odtwarzany na nich materiał w sumie nie ma żadnego znaczenia, ponieważ finalny efekt zależeć będzie od konstrukcji samego utworu. Smutnym jednak faktem jest to, że większą szansę na dobrą prezentację będą miały te realizacje, które wcale nie są nagrane ze wszech miar poprawnie, a te, które są nagrane w sposób niechlujny lub ogólnie odstający od szeroko pojętego balansu realizatorskiego.
Podsumowanie
I tak dotarliśmy do końca pastwienia się nad Rio, a także na dzień dzisiejszy i kresu całej oferty Noonteca. Czy słusznie pastwienia się? Na to pytanie w zasadzie każdy powinien odpowiedzieć sobie samodzielnie, choć sprawa byłaby tu mocno dla Rio ułatwiona, gdybym nie przyrównywał ich do identycznie wycenianej konkurencji. Patrząc na niską ocenę Rio bardzo łatwo nasuwa się też jeden prosty wniosek – tak się właśnie sprawy mają, gdy „dizajnerka” zaczyna wchodzić w konstrukcje dokanałowe. Rio z jednej strony nie są konstrukcją uniwersalnie złą, ale niestety ani nie zostały do końca przemyślane, ani też należycie wyposażone w odpowiednie dla nich przetworniki, co w konsekwencji zaowocowało tym, że nie zostały adekwatnie wycenione. Prócz basu, który akurat pod względem natężenia mi odpowiada, przegrywają, miejscami wręcz z kretesem, z bardziej basowymi NE-700M dostępnymi dokładnie w tej samej cenie, nie mówiąc już o tańszych i pozbawionych pilota 700X, na które Noontec nie ma już jak odpowiedzieć. Jeśli wystarczy w przypadku NU poradzić sobie z nadmiarem basu czymkolwiek i w banalny wręcz sposób, to uzyskujemy na wyjściu słuchawki od Rio tańsze, lepsze, o wyższej ergonomii i dramatycznie mniejszej ilości problemów. Po co więc przepłacać? Dla wyglądu? Jeśli tak to beze mnie.