Przedmiot niniejszej recenzji to ponownie rebrand OEMowego projektu, który znany jest u nas w kraju głównie pod marką Takstar. Nieprawdziwy jest tu dopisek „by Superlux”, a który miał przez krótki okres życia zapewne mocniej przebić się do świadomości kupujących, którzy SL kojarzyli z tanimi, ale dobrymi słuchawkami. Nie wiem też na ile prawdą jest, że Takstar i ISK to praktycznie ta sama fabryka/firma, a co za tym idzie i słuchawki, choć akurat przy tym konkretnym modelu analogii dźwiękowych jest wyraźnie więcej, niż przy poprzednio recenzowanych HP-580. Zapraszam zatem na recenzję kolejnej budżetówki dla oszczędnych: ISK HF2010.
Dane techniczne
– Przetworniki: 53mm dynamiczne, półotwarte
– Pasmo przenoszenia: 15Hz-28kHz
– Impedancja: 60 Ohm
– Czułość: 93dB +/- 3dB
– Moc maksymalna: 600 mW
– Moc znamionowa: 200 mW
– Przewód: 3 m wychodzący z jednej strony
– Wtyk: stereo mini-jack 3,5 mm + nakręcana przelotka na stereo jack 6,3 mm
– Waga: ok. 343 g (wraz z kablem)
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki właściwie są bardzo proste w konstrukcji i nie skrywają w sobie żadnej mistyki lub mechanizmów, jakich byśmy wcześniej nie widzieli w innych modelach. Taki już urok konstrukcji, które czerpią swoje wzorce od innych.
Rama tych słuchawek została bowiem w dużej mierze zaczerpnięta z Beyerdynamiców z serii T, opierając się na pałąku z obiciem trzymanym w ryzach przez dwa plastikowe bloczki, z których wychodzą metalowe widełki przystosowane do objęcia owalnych muszli z plastiku. Sprzęt pewnie trzyma się głowy ze względu na dosyć wyważony mocowo nacisk, zaś wysunięcie można idealnie dobrać do naszych potrzeb za sprawą ponumerowanych zakresów od 1 do 8. Kabel wychodzący z jednej muszli prowadzony jest do drugiej pod obiciem za pomocą kabelka-sznurówki.
W zestawie prócz słuchawek dostaniemy tylko woreczek w kolorze nausznic, ale na tym kończy się wyposażenie sprzętu od ISK, ale i raczej mało kto realnie oczekuje więcej. W tej cenie można potraktować to więc jako miły gest in plus.
Choć słuchawki wydają się małe, mają swoją pojemność jeśli chodzi o ucho. Na głowy jednak nadają się raczej mniejsze. Słuchawki pasowały na moją jedynie w maksymalnym ustawieniu, naciągając przy okazji sznurówkę sygnałową prowadzącą dźwięk do drugiego przetwornika do maksimum. Prawdopodobnie projektant nie przewidział, że używać ich będą również klienci spoza Chin.
Nausznice zastosowano welurowe, choć jest to welur akurat z tych budżetowych, a co widać i czuć w dotyku. Są troszkę twardawe, ale z racji nowości najprawdopodobniej po czasie – który niestety przekracza czas przeprowadzenia recenzji – wyrobią się i zmniejszą dystans przetwornika do ucha, przybliżając jednocześnie średnicę.
Generalnie prócz wspomnianego naciągu sznurówek przy maksymalnym wysunięciu muszli nie udało mi się znaleźć żadnej innej specjalnej przywary co do tego modelu. No, może poza tym, że plastik użyty jako imitacja metalu odróżnia się jakością na tle innych elementów konstrukcyjnych. Osobiście spodziewam się, że słuchawki na osi czasu będą stosunkowo trwałe i nie przysporzą swoją konstrukcją ich użytkownikowi bólu głowy. Tyczy się to również nacisku, ponieważ także i tu sprzęt ma szansę z czasem się wyrobić na tyle, że wygoda podniesie się w sposób zauważalny.
Przygotowanie do odsłuchów
Słuchawki tak samo jak poprzedni model przyjechały jako nowe, toteż można było od razu prześledzić ich proces wygrzewania. Poprawiał się ogólny balans tonalny oraz bliskość średnicy, ale jest to też zasługa to samych nausznic, które zaczęły poddawać się naciskowi.
Za sprzęt źródłowy i wzmacniający funkcjonowały u mnie głównie:
– Asus Xonar Essence STX (2x Burson SS V5 + Sonic Imagery Labs 994Enh)
– AIM SC808 (3x Burson SS V5i)
– Burson Soloist SL MKII
– NuForce DAC-80
– NuForce HAP-100
Zakres utworów standardowo już stanowiły pliki o wysokiej kompresji, ale też i formaty bezstratne, głównie FLAC 24/44.1 z wielu gatunków, najczęściej muzyki poważnej, IDM i elektroakustyki.
Jakość dźwięku
Słuchawki grają dosyć schematycznie względem poprzednio recenzowanych HP-580, opartych o inną konstrukcję i klonujących jeden z najsłynniejszych modeli AKG z serii K2. Przez schematyczność rozumiem tu głównie kierunek strojenia na planie V z naciskiem na bas. Realizowany jest jednak w inny sposób i z trochę wyższą jakością.
Bas
Jest wyraźnie słabszy od pompy znanej mi z HP-580 i bardzo się z tego faktu cieszę. O ile 580-tki są w stanie zaspokoić pragnienia basolubowe naprawdę ogromnej większości użytkowników, o tyle w HF2010 swoją ostoję znajdą przede wszystkim te osoby, które lubią „umiarkowany wygar” ponad standardową miarę, a więc bas podkreślony, rytmiczny, z jednoczesnym zejściem, ale bez napakowania, nadmuchania i głuchości, zwłaszcza w kontekście – ponownie – HD681 EVO MKII w wydaniach, które później miałem okazję testować już po pierwszej na ich temat recenzji.
Tym razem producent kładzie nacisk nie na sekcję niskiego i średniego basu oraz punkt styku tychże podzakresów, a wyższy bas i jego łączność z niższą średnicą. Z tego względu, zwłaszcza w rejonie 150 Hz, nadaje się na cerowanie i zbijanie niepotrzebnej nadwyżki. Ta z kolei jeśli ma swój pozytywny wpływ na linię basową, to jest nią ogólna odmienność od przesadyzmu midbasowego, jaki można często i gęsto obserwować w słuchawkach dynamicznych, ale też dodatkowy plus do konturowego zaznaczenia krawędzi wielu instrumentów z jednoczesnym brakiem negacji mocy i zejścia. Dlatego podejrzewam są reklamowane jako słuchawki z dodatkowym basowym zarywem, ujawniającym się przy większej głośności. To właśnie ona jest tu kluczem, ale powiem o niej więcej przy okazji średnicy, bowiem zakres ten najbardziej jest podatny na zmiany.
Mimo wszystko bas mógłby być tu o kapkę równiejszy i zamieniony naciskiem subtonalnym między sekcjami średnią i wysoką. Dlaczego? Bo wtedy bas bardziej wybrzmiewa, a mniej stuka, przynajmniej wedle wrażenia, jakie udawało mi się w HF2010 subiektywnie uzyskać.
Średnica
Występuje tu w roli dwojakiej, bo wycofanej tonalnie, ale nie scenicznie. Jest muzykalna i ocieplona, ale wpływ na to najprawdopodobniej miał tym razem damping przetwornika od strony zewnętrznej aniżeli własny projekt kopuły akustycznej, który jest praktycznie ten sam co w HI2050. Dzięki temu średnie tony są najwolniejszym zakresem na przestrzeni całego brzmienia ISKów. W wielu utworach wydarzenia dźwiękowe stają się bardzo płynne, ale też mało otwarte, jakby brakowało słuchawkom oddechu.
To brzmienie bardziej muzykalne i kameralne, trochę jakby zadymione w ciemnym lokalu, a przynajmniej powodujące u mnie takie wrażenie. Pisałem w podobny deseń przy Audeze, ale tam warstwa abstrakcji jaką była elementarna jakość (i cena), była nieporównywalnie inna. Mówiąc więc po ludzku: jest blisko i intymnie z wokalem, ale za słyszalnym „kocykiem”. Zapewne z racji niskiej ceny tych słuchawek lektury niniejszej recenzji podejmie się spore grono osób nie mających dużego rozeznania w terminologii, a może raczej żargonie audio, ale nie jest to nic niewłaściwego czy zdrożnego, dlatego wyjaśnię. Pod słowem „kocyk” najczęściej kryje się wrażenie, że średnica nie jest dostatecznie szczera, konkretnie skierowana ku nam, ale też świetlista, świeża i responsywna. To jest właśnie owy mój poprzedni akapit ze stwierdzeniem o ubytku w otwartości, do której jestem zresztą przyzwyczajony w naprawdę wielu słuchawkach tak z mojej prywatnej kolekcji, jak i ogólnie testów przeprowadzonych do tej pory.
HF2010 zachowują się za to zupełnie inaczej, jeśli albo wrzucimy na ruszt konkretne korekcje, albo… zwiększymy głośność (uwydatniając przy tym skraje jako efekt uboczny). Zdaje się jednak, że właśnie taka była intencja producenta i wszelakie strojenia tego modelu wykonywane były na większych głośnościach. Mając możliwość natychmiastowego odcięcia wszelkich korekcji strojenia jednym przyciskiem wielokrotnie łapałem się na tym, że w niektórych utworach preferowałem natywny dźwięk HF2010, ale po prostu głośniejszy. W naturalny sposób człowiek dostraja zazwyczaj sobie głośność w słuchawkach do najbardziej słyszalnego zakresu tonalnego. W ISKach robić jednak wypadałoby tak jak w Westone, a więc natężenie dźwięku ustawiać do najcichszego. Przyznam bardzo ciekawa sprawa.
Przy większej głośności nagle okazać się może, że słuchawki zaczynają powoli wytracać swoje wady w średnicy. Nadal jest płynnie i kameralnie, trochę nierówno, ale znacznie lepiej niż poprzednio, bardziej obecnie i donośnie. To też chciałbym przy tej okazji uczulić na to, że również i poziom głośności jest przy odsłuchu kontrolnym ważny. Z leżącymi obok K301 i K400 taki numer kompletnie nie przechodził. Inne słuchawki, inne pryncypia, inny zupełnie dźwięk. Ale też nie musiał przechodzić, bowiem sprzęt ten nie wymaga aż takiego podejścia, jakie należało zastosować wobec HF2010. A zastosować należało głównie lekką redukcję w 400 Hz i wyraźne podbicie w rejonie 1 kHz o 4-6 dB. Widać to zresztą na wykresie, który z racji uproszczenia nie pokaże dokładnie całego „pofałdowania” tonalnego tych słuchawek. Sprawy ulegają na szczęście tendencji ku lepszemu za sprawą wygrzewania i naszego oswajania się z takim a nie innym dźwiękiem ISKów. Ciężko powiedzieć którego zjawiska jest więcej, ale oba są tu dosyć ważne.
Góra
Z sopranem jest podobnie, jak w HP-580, a więc nosowo na barwie i z naciskiem na detaliczność, którą przetworniki tylko do pewnego stopnia są w stanie oddać, zatracając trochę mikrodetali zwłaszcza przy zagęszczonym materiale dźwiękowym, wymagającym selektywnie grających słuchawek, rozsuwających nam poszczególne dźwięki i dzieląc utwór na przynajmniej te podstawowe sekcje akustyczne.
Efektem tego jest uzyskanie góry owszem budżetowej, ale za to całkiem płynnej w przejściach i na załamaniach wynikających np. ze skopanego masteringu. HF2010 są w tym względzie cierpliwe i wybaczające, a także mimo nosowości unikające sybilacji i zostawiające troszkę tolerancji na wahania tonalne płynące ze sprzętu źródłowego. Bardzo miło jest taką rzecz w nich usłyszeć, choć najprawdopodobniej była to raczej wypadkowa, aniżeli coś faktycznie zamierzonego. Praktycznie jedyne rzeczy, jakie można rozważyć przy sekcji sopranowej, to ewentualnie lekko dopchnąć kolanem 2,4 kHz i uporać się z dołkiem w ok. 4 kHz.
Scena
Niestety nie jest mocno rozbudowana, a przynajmniej nie we wszystkich kierunkach. Słuchawki grają głównie na boki, redukując głębię i choć podają bliżej dzięki temu wokal, scenicznie plasują się za HP-580. Tak ułożona scena sprawdza się za to lepiej w innych gatunkach niż elektronika, czyniąc sprzęt paradoksalnie bardziej uniwersalny, bo nie wymuszający sztucznej dyfuzji źródeł pozornych, a zamiast głębi scenicznej serwując większą intymność. Klasycznie więc musimy wybierać między rybkami, a akwarium, choć raczej w tym konkretnym wypadku decyzja została podjęta jakoby za nas.
Czy można coś z tym zrobić? Wydaje mi się że tak, ponieważ sprzęt po założeniu nawet przy odbieraniu przez nas dźwięków z otoczenia (nie izolują jakoś szczególnie, to nie ten typ słuchawek) tworzy we mnie podejrzenia, że jest po prostu „przedampingowany” i prawdopodobnie między maskownicą zewnętrzną a przetwornikiem zawarto gruby materiał, którego pozbycie się mogłoby pozytywnie wpłynąć zarówno na scenę, jak i barwę sopranu. Zapewne też na jego ilość, ale to już należałoby sprawdzić samemu i również samemu kontrolować. Podkreślę jednak, że jest to moje podejrzenie, ponieważ tak jak przy HP-580 nie mam możliwości na otwarcie sprzętu i zabawę nim tak, jak uważam za najbardziej stosowne i korzystne dla ogólnie pojmowanej akustyki. Tym samym takie numery zarezerwować mogę sobie najwyżej na poczet moich prywatnych par, przy których jak coś zepsuję, to będzie na mnie i za moje.
Całokształt
Choć subiektywnie nie jest to moje granie, uważam ISK HF2010 mimo wszystko za całkiem znośnie i na swój sposób ciekawie grające słuchawki, mające zresztą pod postacią starszych i ciut inaczej brzmiących HI2050 niemałą grupę fanów. Ciekawość wynika głównie z tego, że sprzęt potrafi uformować w sporej części inne wrażenia akustyczne przy większej głośności, do której prawdopodobnie jest przeznaczony. Dźwiękowo jest to mniejszy bądź większy plan „V” z naciskiem na bas w podsekcji wyższej, trochę wycofaną średnicą, brzmieniem o ogólnej płynności i muzykalności, a także z nosową górą o ekspozycyjnej tendencyjności, do jakiej powoli zaczyna przyzwyczajać nas ISK.
Mimo grania na wspomnianym planie „V”, nie są to słuchawki z basem faktycznie przesadzonym, średnicą aż tak mocno wycofaną, a górą sybilującą. W pierwszych dwóch przypadkach może mieć miejsce takie wrażenie chyba tylko na samym początku odsłuchów, ale góra zachowuje swoją dużą kulturę i powściągliwość przed jazgotliwością praktycznie cały czas, a im dalej w las, tym bardziej sprzęt jesteśmy w stanie docenić i do niego przywyknąć. Zasługa tu w całkiem dobrej adaptacyjności, choć nie negującej potrzeby przyzwyczajenia się, zależnie od słuchawek na jakich do tej pory pracowaliśmy.
HF2010 tym samym faktycznie lepiej jest na swojej głowie dotrzeć przez jakiś czas, ponieważ nawet te kilkanaście godzin pozwoli na ich już jakkolwiek zgodną z prawdą ocenę. Z dwóch modeli ISK była to też jedyna para, której mogłem słuchać bez jakichkolwiek korekcji, bowiem bas HP-580 był dla mnie po prostu za mocny. Widząc jednak ilu fanów mają bardzo basowe i niestety w nowszych seriach rozlane na basie, wręcz ciapowate, HD681 EVO, podejrzewam, że i HP-580 znajdą swoich wielbicieli, jako sprzęt od nich po prostu tańszy i subiektywnie lepszy. Obie pary nie są jednak rywalami dla HF2010, ponieważ grają one na swój dosyć unikalny sposób.
Po drugiej stronie szali stoi jednak ta nieszczęsna łyżka dziegciu: wspomniana nosowość góry, pewien kocyk na średnicy, ale przede wszystkim scena, w której brakuje głębokość oraz rozmachu. Możliwe, że byłbym w stanie to zlikwidować jakimiś cudami-modami, ale w powyższej recenzji występuję przede wszystkim jako zwykły szary recenzent, a nie inżynier dźwiękowy, bo choć nim jestem, to akurat nie z zakresu dźwięku i akustyki. Także przykro mi, tym razem będzie bez słuchawkowej fizyki kwantowej.
Słuchawki prezentują na fabryce mieszankę cech zarówno pozytywnych w pewnych sytuacjach, jak i ubytków, do których być może będziemy musieli się po zakupie przyzwyczaić. Niech w lepszej adaptacji więc służy Państwu moja wskazówka z głośnością, bo może okazać się, że wcale nie taki diabeł straszny. Dla osób chcących coś bardziej naturalnego, trochę cieplejszego i z większą sceną na głębokość, pozostają recenzowane już przeze mnie Encore Rockmaster OE. Z kolei osobom chcącym większej izolacji kosztem komfortu i bardziej monitorowego brzmienia, zapalić powinna się lampka nad HD669. Ci chcący czegoś pomiędzy, niech chociaż przesłuchają HF2010 na własne uszy, bowiem wtedy żadna recenzja nie będzie im potrzebna. Może to też być właśnie to, czego szukają, choć gdyby nie bardzo mała scena na głębokość, ocena za dźwięk zapewne byłaby ode mnie wyższa. Albo i to, czego szukać jednak nie chcieli.
Podsumowanie
Jak już wspominałem całościowo sprzęt jest mimo wszystko ciekawy. Prezentuje mniej wyegzaltowane na skrajach brzmienie, większą normalizację i teoretyczną przystępność od HP-580, choć też kierowany jest do trochę innej publiczności o innych wymaganiach. Tak samo jak HI2050 może więc spodobać się głównie określonym osobom o określonych wymaganiach, a które szukają tańszej, ale bardzo podobnej alternatywy dla 2050-tek. Dla nich HF2010 mogą być dobrym kandydatem, również pod kątem ewentualnych modyfikacji. Jedna z tych par słuchawek, do których trzeba się z czasem przekonać i przywyknąć do ich „zwyczajności”, albo uczynić materiałem do dalszej własnoręcznej „obróbki”, co do której także są tu pewne dobrze rokujące widoki.
Zalety:
+ wytrzymała rama konstrukcyjna
+ dobra pojemność na uszy ze strony samych nausznic
+ same nausznice zastosowano welurowe, co wraz z obiciem pałąka korzystnie wpływa na komfort
+ brzmienie na planie „V” o całkiem dobrej jakości ogólnej osiąganej przy większej głośności
+ mimo grania skrajami, brzmienie nie jest aż tak egzaltowane (np. na bas) jak w HP-580
+ zadziwiająco wysoki współczynnik adaptacyjności
+ również ciekawa alternatywa dla Takstarów HI2050 za nieco mniejszą cenę
+ potencjalne możliwości modyfikacji
Wady:
– ze względu na tonalność, jest to sprzęt do głośniejszego słuchania muzyki
– trochę za krótkie przewody prowadzące sygnał z jednej muszli do drugiej
– pasowały na moją głowę przy maksymalnym lub niemal maksymalnym wysunięciu widełek
– tym razem jak na mój gust przydałaby im się większe wyrównanie na basie i definitywnie większa scena
– tak jak w HP-580 góra znów nieco zbyt nosowa w barwie
Cena:
– ok. 170 zł (sprawdź aktualną cenę i dostępność)
Serdeczne podziękowania dla firmy Sunnyline za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Czy mimo otwartej konstrukcji, scena wypada ogólnie gorzej niż w zamkniętych Encore Rockmaster?
Tak. Encory mają wyraźnie lepszą głębię sceniczną, choć wprowadzają w ten sposób troszkę pogłosu. Scena również jest w nich ogólnie większa. HF2010 mają jedyny atut w tym, że średnica przy większej głośności jest prezentowana bardzo blisko i z fokusem na wokalach, ale jeśli tylko nie jest to priorytetem, w każdej sytuacji RMOE powinny okazać się słyszalnie lepsze.
Mam podobne pytanie, również odnośnie sceny. Jak się ma ona do wspomnianych w recenzji takstarów hi 2050? Kiedyś byłam bardzo zainteresowana kupnem owych takstarów ze względu na chwalone przez użytkowników naturalne brzmienie z dobrą sceną jednak są to już słuchawki niedostępne w sprzedaży stąd moje zainteresowanie ISK.
Nigdy nie byłem fanem HI2050, ale scenicznie będzie to wypadało całkiem podobnie, także mogą spokojni funkcjonować tu jako ich substytut. Nie nazwałbym jednak modelu 2050 grającego naturalnie, chyba że przy większych głośnościach i drobnych korekcjach, tudzież modyfikacjach, bowiem wtedy słuchawki faktycznie zmierzają w tym kierunku.
Słuchawki to też kwestia preferencji dźwiękowych. Miałem do czynienia z bardzo wybrednymi osobami – dla mnie dźwięk był super, dla nich niekoniecznie. Więc zależy jak z czym się kto czuje.
Oczywiście, a co zawsze staram się podkreślać w każdej recenzji i wielu komentarzach oraz postach. Dlatego też do oceny słuchawek podchodzę z jak najbardziej optymalnego punktu odniesienia, aby móc łatwo ocenić tonalność danej pary i ilość jej poszczególnych rejestrów. Na co dzień korzystam ze sprzętu neutralno-naturalnego, ale też mam to niesamowite szczęście, że to właśnie taki leży w moich preferencjach. Także nie za ciemno, nie za jasno, trochę muzykalnie i z dobrym basem oraz sceną.
Będą one lepszym wyborem niż hd 681 evo ? Biorąc pod uwagę obecną cenę 130 zł ? Czy może dopłacić do Encore RockMaster OE ?
W jakim sensie lepszym Panie Patryku? Jeśli szuka Pan kontynuacji brzmienia EVO, takową oferują prędzej HP-580.
Czy te słuchawki są lepszym wyborem niż Superlux HD681 lub AKG K518
Jeśli to było pytanie, to o tym decyduje tylko i wyłącznie użytkownik poprzez pryzmat swoich oczekiwań, zastosowań, posiadanego sprzętu i oczywiście gustu. Wszystkie 3 pary mają swoje osobne zastosowania, mocne i słabe strony, a także – choć może przede wszystkim – grają od siebie zupełnie inaczej. Nie sposób więc wskazać jednoznacznego „zwycięzcy”.
Tak to było pytanie, autokorekta zjadła znak.
Szukam słuchawek które będą nadawały się do chodzenia po mieście, grania w gry i słuchania muzyki elektronicznej w kwocie do 150zł. Jest naprawdę ciężko z wyborem, więc chciałem porady.
Bardzo ciężko o takie słuchawki w tak dramatycznie niskiej cenie. Najwięcej szczęścia będzie miał Pan prawdopodobnie ze Snabami HS-42M. W zakresie porad jest również forum: http://forum.audiofanatyk.pl/
Budżet mogę lekko przekroczyć, a co myślałby Pan o słuchawkach Kruger&Matz DJ-200 ? Snaby zaraz przejrzę 🙂
Obawiam się, że moja opinia o słuchawkach tego producenta nie nadawałaby się do publikacji :).
Czyli Snaby :). Szkoda że nie ma innych wersji kolorystycznych, bo ten niebieski mocno odstrasza 😛
No i dziękuję bardzo za pomoc :).
Witam.
Zastanawiam mnie jedno. Kiedy mogę spodziewać się realizacji Takstar-ów HD2000 ponoć zabójców legendy swego czasu czyli Creative Aurvana Live! ?
Witam,
Obawiam się że zaszła pomyłka. To pytanie raczej do sklepu w którym realizował Pan swoje zamówienie na wymienione słuchawki.
Pozdrawiam.