HiFiMAN Arya są jednymi z pomników słuchawek, a raczej recenzji, które z racji absolutnie ekstremalnego obłożenia czasowego, znalazły się w tzw. „szufladzie”, z której wyciągam sobie treści w wolnych chwilach lub w przerwach innych recenzji i obrabiam. Efekt tego jest taki, że słuchawki te, dzięki uprzejmości p. Piotra, testowałem jeszcze w 2019 roku. W myśl jednak zasady „better done than perfect”, jej konkretną, krótszą niż z reguły przyzwyczaiłem formę prezentuję dziś, tu i teraz. Przy okazji dziękuję p. Piotrowi za cierpliwość.
Jakość wykonania i konstrukcja
Pod względem jakości wykonania jest to typowy HiFiMAN, a więc o ile słuchawki nie rozpadną nam się w rękach, o tyle też ciężko mówić o jakości nie z tej ziemi. Z tego co widzę producent ten jest coraz częściej krytykowany za ten element swoich słuchawek, jak również zaliczał w przeszłości wpadki, takie jak np. zrywająca się opaska w HE1000 v1.
W kontekście wysokiej ceny tych słuchawek trochę rażą mnie niedoróbki ergonomiczno-detaliczne, takie jak: ciężej obracająca się jedna z muszli, co skutkuje przechyłem pałąka na jedną stronę przy zdejmowaniu, bardzo luźna regulacja opaski, którą podczas ściągania łatwo przesuniemy dłonią lub samym faktem, że słuchawki na niej zawiesiliśmy, czy też nieco chybotliwe wtyki w gniazdach oraz łączenia mechanizmu obrotowego. Rzucają się też ostre krawędzie plastików przy nausznikach, co tym bardziej utwierdza użytkownika w przekonaniu, że Arye to nic nowego, a ciągłe odcinanie kuponów od dobrze znanej już konstrukcji, ale wraz z systematycznym wzrostem ceny nie rośnie jakość wykonania, a może wręcz jej ubywa. Materiał maskujący przetworniki od zewnątrz nie jest naciągnięty równomiernie, sama konstrukcja jest bardzo łatwa w uszkodzeniu: połyskliwy plastik łatwo zarysować, zaś czarna farba potrafi schodzić od samego obracania muszli (i widoczna jest w zakresie takich defektów dokładnie w tych miejscach). Ponieważ łączenie mechanizmu obrotowego z jednej strony ma większy luz a z drugiej nie, to tam gdzie ciaśniej, tam farba zdążyła zejść. Takie rzeczy oczywiście nie przeszkadzają bezpośrednio w użytkowaniu słuchawek, ale nie powodują też zachwytów i uczucia bycia użytkownikiem premium. A już na pewno nie pozytywnych wrażeń w kontekście ceny. Co więcej, tylko część tych rzeczy przypominam sobie z tańszych o 1200 zł Edition X i nawet tutaj nie mam pewności, czy jest to rozrzut jakościowy, czy może coś innego.
Nie mówię też, że sam posiadam słuchawki wolne od wad. Dość wspomnieć o sławnym lakierze z HD800 czy nie do końca wpuszczonych gniazd w LCD-XC. Co więcej, wprost zdarza mi się narzekać w zasadzie na wszystkie swoje słuchawki, choć najmniej na K1000, być może z racji wieku, jak i K24x Made in Austria. Pierwszym w miarę łatwo jest niektóre elementy dorobić samemu, głównie eksploatacyjne, a drugim łatwo można je dokupić lub dostać tanio rozbitki na części. Trzymając się jednak tematu magnetostatów, wspomniane LCD-XC nie są wcale wzorem i też mają swoje bolączki ponad Aryami, choć oferując lepszą jakość wykonania i materiały za cenę wygody i ergonomii.
O kablu można powiedzieć tyle dobrego, że jest i to w dwóch wersjach – na duży jack oraz w wersji zbalansowanej (dokupowany osobno). Niestety na tym kończą się jego zalety, dlatego z ogromną przyjemnością przygotowałem specjalnie na potrzeby tej recenzji nietypową wersję AC3B opartą o wtyki jack.
W zasadzie tyle można na ich temat powiedzieć. Raczej nie ma sensu rozpisywać się o technologii, przetwornikach, wygodzie (wysokiej jak zwykle w tych seriach, bo przy 404 g mamy bardzo dobry rozkład masy i delikatny docisk) czy padach (duże i całkiem wygodne). Uczyniłem to przy recenzjach Edition X oraz HE1000, więc tam też bym odsyłał i przechodził bezpośrednio do dźwięku.
Aby jakkolwiek zakończyć ten akapit, za jakość wykonania słuchawek kosztujących wcale nie mało, bo ok. 7200 zł, mocno dostały po ocenie i naprawdę życzyłbym sobie, aby HiFiMAN wziął się wreszcie do roboty i przestał traktować nas, użytkowników, jak idiotów. Pisałem o tym trochę przy okazji D8000, aczkolwiek tam jakość wykonania ogólnie była naprawdę fantastyczna, jednakże w dwukrotnie wyższej cenie niż Arye, słuchawki Finala realizowały kompletne ich przeciwieństwo: znacznie wyższą jakość wykonania ale bez takiej wygody jaką mają Arye. Arya to naprawdę świetnie zaprojektowane od strony długodystansowej słuchawki, tylko że… jakby to powiedzieć… ogólne odczucia co do potencjalnej trwałości nie korelują mi z wizją użytkowania tych słuchawek jako głównej pary w cyklu wielogodzinnym. Nie koresponduje też nieco z tym tonalność, ale o tym za moment.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem, który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.
Sprzęt dla pewności zawsze zostawiam sobie włączony na 24-48h z tytułu profilaktyki przed krytycznymi odsłuchami (tzw. wygrzewanie). Wyposażenie testowe obejmowało:
- Konwertery C/A: Pathos Converto MK2
- Wzmacniacze: Pathos Aurium, Cavalli Tube Hybrid
- Karty dźwiękowe: Asus Essence STX (2x MUSES8820 + TPA6120A2), AudioQuest DragonFly Red
- Słuchawki testowe: AKG K1000, Audeze LCD-XC, Sennheiser HD800, Pioneer SE-Monitor5 (gościnnie).
Jakość dźwięku
Arye często są opisywane jako słuchawki bardzo równe i neutralne. Zgadzam się z tymi opisami uwzględniając tor, ale jednak sam zakwalifikowałbym je jako słuchawki stojące po jaśniejszej stronie mocy, jeśli nie wprost jasnej. Z teoretycznie miększego toru Pathosa były zauważalnie jaśniejsze od zarówno LCD-XC jak i K1000, które są dla mnie takimi modelami „dostatecznie” jasnymi i balansującymi na granicy preferencji. Arye balansują zaś na granicy tolerancji, a więc przechodząc do tej wyższej grupy słuchawek pod względem jasności. Celowo nie wspominam o HD800; zrobię to za moment na konkretnym przykładzie.
Spotkałem się też z określeniami, że to słuchawki „idealne” i „referencyjne”, ale będą to określenia raczej personalne i tak też trzeba do nich podchodzić. Naturalnie moja ocena również jest takową, ale o ile rzeczywiście są stosunkowo neutralne w charakterze i szybkie w akcji jak na magnetostaty, nie są to słuchawki pozbawione wad, ponieważ nie są referencyjne. A nie są referencyjne dlatego, że posiadają wady. Na początku może być trudno się ich doszukać, bo słuchawki robią pozytywne wrażenie, ale po czasie jednak im dłużej i częściej spędza się kolejne albumy w ich towarzystwie, tym łatwiej daje się je zauważyć.
Te wady to tak naprawdę dwie rzeczy, które wynikają wprost z dziedzictwa Edition X – do których to jest im moim zdaniem najbliżej, jeśli pamięć mnie nie zawodzi. Będą to umiarkowana holografia, która nie jest na pewno tą z HE1000, a także podkreślona góra, która przy całej swojej poprawności i techniczności, jest wciąż jednak serwowana w ilości i barwie przesuniętej bardziej na stronę detalu i konturu. A co jest całkiem ciekawe przy innych aspektach tego modelu.
W temacie sopranu będąc (czyli troszkę od końca), dość powiedzieć, że słuchawki – a w co być może ciężko będzie uwierzyć – były najjaśniejszymi całościowo, jakie miałem w danej chwili na warsztacie. Tak jak pisałem, przebiły K1000 pod względem jasności, przebiły LCD-XC (i to specjalnie przeze mnie wtedy sprowadzone do formy niezmodyfikowanej na ten cel), natomiast względem HD800 –tutaj jednak 800-tki są bardziej ofensywne i choć nie posiadają podkreślonej całościowo jak Arye góry, to ich punkt 6 kHz daje się mocno we znaki. Jest to o tyle ciekawy pojedynek, że po jednej stronie stoi punktowość sopranu HD800, a po drugiej rozlana jasność Aryi.
To trochę tak, jakby Sennheisery próbowały wsadzić nam palec w oko, a HiFiMANy po prostu waliły całą pięścią. To chyba najbardziej obrazowe porównanie, ale konkluzja jest podobna, bo jedno i drugie boli oraz jest niebezpieczne. Symbolika długich odsłuchów. Z K1000 długo i mocno walczyłem aby nie przejawiały takich przymiotników w dłuższych odsłuchach. Z LCD-XC również bawiłem się w ten sposób, aby nie psując ich właściwości, zredukować jasność i dociążyć brzmienie. Z Aryami czułbym się w tym zadaniu już w bezwzględnym obowiązku i wcale nie aby zrobić z nich ciepłe kluchy.
Mówiąc bardziej technicznie, jasność modelu Arya wynika stąd, że względem Edition X podniesiono delikatnie sopran w punkcie 2,5-3,5 kHz, ale przede wszystkim mocno (+ 5 dB) zaczyna się on wzmagać po progu 4 kHz. To największa różnica względem HEX, od razu wyczuwalna od pierwszego założenia. W dłuższym odsłuchu częściowo można się do tego przyzwyczaić, ale i częściowo jest to zjawisko męczące i powodujące, że – przynajmniej moja skromna osoba – wolała albo robić przerwy w odsłuchach, albo ręka mimochodem latała gdzieś po innych parach nauszników. Być może dałoby się spokojnie z tym żyć na konkretnie ciepłych/ciemnych torach i wydaje mi się, że właśnie w takie sytuacje te słuchawki celują. O jakichś Aune czy Matrixach można więc zapomnieć, choć oczywiście słuchać się ich spokojnie da i nie jest to skrzeczenie ani systematyczne sypanie sybilantami.
Był to też jedyny moment, w którym żałowałem, że nie mam w Aurium zamontowanych lamp Tesli, które zapamiętałem jako jednoznacznie ciepłe. Choć i to mogłoby jeszcze się kwalifikować na poprawę (tj. doprawę), a nie całościowe odwrócenie sytuacji w jakimś radykalnym stopniu. Na pewno jednak uważałbym, aby nie przedobrzyć. To nie powinny być drugie HD650, tylko słuchawki kompetentnie stonowane tak, aby sopran nieco wygładzić, a nie przydeptać. Także żeby też nikt nie poczytywał ich za bezwzględnie jasne i sybilujące, bo tak też nie jest. Przedobrzenie w dążeniach znam osobiście także i z HD800 czy T1, gdzie nadmierne ujarzmianie góry skutkuje zadławieniem, spowolnieniem i kurczeniem się sceny.
Sytuacja brzmieniowa wygląda dalej już spokojnie i normalnie. Średnica jest tu w punkcie optymalnym – nie za blisko, nie za daleko. Pozwala doskonale wsłuchać się w wokalistów, których głos jest niepozbawiony dźwięczności, ale cały czas prezentowany w sposób bardziej neutralny i zuniwersalizowany. Nie mam tu do czego się przyczepić, zwłaszcza iż słuchawki oddają w pewnej części władanie nad tym podzakresem torowi.
Bas nie jest przesadzony, dobrano go w ilości moim zdaniem perfekcyjnej jak na te słuchawki. Super-niski bas ustępuje w naturalny sposób środkowemu i znów kłania się tu analogia z Edition X. Z tą jednak różnicą, że HEX były chudsze. Ilość basu modelu Arya, nawet bez dociskania słuchawek do fantomu (silikonowe uszy lubią się nie poddawać naciskowi słuchawek), jest większa w całym paśmie, niż dociskane HEX. HEX po prostu założone na fantom, czyli generalnie tak jak powinno się to z reguły odbywać, mają od 47 Hz bardzo wyraźny i jednostajny spadek basu. Można więc powiedzieć, że to taki środek między prezentacją HEX a HEK.
Problemem jednak będzie znów kwestia jakości, a dokładniej sparowania przetworników.
Trudno powiedzieć, czy jest to problem egzemplarza, ale wydaje mi się, że jest to kwestia prawego nausznika, zwłaszcza w zakresie basu. Pozostałe różnice mieszczą się w zakresie tolerancji, ale bas odnotowuje bardzo mocny spadek w rejonie od 30 Hz w dół. Zarówno fantom pomiarowy rejestrował regularnie słabsze natężenie basu na prawym kanale, jak i ja podczas odsłuchów to czyniłem, aczkolwiek słuchawki po jakichś 15-20 minutach słyszalnie wyrównywały się na basie między kanałami. Próbowałem sprawdzić czy są gdzieś widoczne uszkodzenia lub nieszczelności, ale nic nie zauważyłem. Ostatecznie odsłuchy kontynuowałem w takiej formie, aby nic mocniej nie rozbierać z tytułu bycia słuchawkami nie należącymi do mnie, ale dla zwykłej uczciwości myślę, że trzeba o tym wspomnieć. Ponownie, nie sądzę, aby HiFiMAN wypuścił słuchawki tak mocno różniące się między sobą przetwornikami za takie pieniądze, choć warto mieć to na uwadze podczas zakupów. Osoby złośliwe zapewne zrzucą to na barki kontroli jakości (QC),
Uwzględniając przy tym bardzo krótko zdolności sceniczne, a więc scenę rozbudowaną bardziej na boki, mniej w głąb, z przybliżonym słyszalnie wokalem, dochodzę do wniosku następującego:
Arya to trochę lepszy, zaktualizowany model Edition X o mocniej zaznaczonym basie i zastrzyku góry. Całościowo równiej, lepiej jakościowo, ale i jaśniej.
Ogólnie klasowo Arye plasują się mniej więcej na poziomie nieobrobionych akustycznie, fabrycznych XC. Stoją nieco wyżej niż fabryczne HD800 lub na poziomie trochę doinwestowanych HD800, ale też poniżej HE1000 (HEK: czyściej, lepsza holografia, równiejszy bas) czy ADX5000 (ADX: większa scena, lepsza holografia, większy „fun”, czulsze). Mimo otwartości mają kilka uproszczeń na polu dynamiki i przez to nie jest to substytut „HEKów” w sensie stricte, a bardziej mam wrażenie rozsądne wymieszanie ze sobą ich z Edition X. Co ciekawe, jeśli miałbym być bardziej dokładny, to różnica w cenie między HE1000 a Arya byłaby dla mnie adekwatną do różnic brzmieniowych, jakie zapamiętałem w obu parach. Po prostu tyle ile dopłacamy do HE1000, tyle dostajemy „lepszości” w dźwięku. Natomiast względem Edition X różnica jest już cenowo mniejsza niż zysk jakościowy.
Nie chodzi nawet o wspomnianą scenę, która jest między Arya a Edition X bardzo podobna konstrukcyjnie, ale już patrząc po wykresie można dojść do wniosku, że Arya sprawiają wrażenie modelu poprzedniego z dołożonym dodatkowym wigorem. Nie dziwiłbym się, gdyby w środku siedział dokładnie ten sam przetwornik, ale z lepszą aranżacją magnesów lub w ogóle zwiększoną ich ilością. Od razu jednak zapowiadam, że kompletnie nic na ich temat nie czytałem ani przed, ani w trakcie pisania recenzji, toteż tradycyjnie nie wiem co i jak w nich piszczy. Z jednej strony pokutuje to, bo istnieje ryzyko błędów merytorycznych wynikających tylko z bazowania na słuchu (vide recenzja iCAN PRO) i narażenie się na bardzo personalne ataki ze strony osób traktujących audio zbyt personalnie, ale ma to też swoje zalety, bo potrafi sprawdzić nasz słuch troszkę na zasadzie ślepego testu. Czyli coś, co czasami jest wręcz tematem tabu.
W ten sposób nie jestem wstępnie ustawiony osądem, ani też w żaden sposób sugerowany ewentualnością tegoż faktu, jeśli rzeczywiście miałby miejsce. Wtedy bardzo łatwo jest się doszukiwać czegoś tylko dlatego, że „jak jest więcej magnesów to MUSI być lepiej”. Otóż nie musi i moja powściągliwość w informowaniu siebie samego o walorach technicznych wynika z chęci jak najbardziej neutralnej oceny słuchawek po swojej stronie. Być może właśnie stąd taka, a nie inna konkluzja. A może i producent zmienił ułożenie ścieżki na membranie? No właśnie. Zresztą, czemu to my mamy się nad tym głowić? Za tyle pieniędzy w środku może nawet i chomik biegać, ważne aby słuchawki dowoziły konkretną jakość dźwięku jak na swoje pieniądze. Przynajmniej powie się wtedy, że to specjalny audiofilski chomik biegnący po kołowrotku z drabinki rezystorowej. Czy coś.
Ale na poważnie, dla mnie osobiście HiFiMANy, o ile faktycznie mają w sobie dużo jakości i lubią ją pokazywać, po prostu mogłyby być mniej jasne. I w sumie tyle. Może poza lepszą jakością wykonania, w wymiarze brzmieniowym nie mam co do nich większych uwag. Oczywiście można byłoby sobie życzyć i tego niższego basu bardziej wyrównanego względem reszty pasma, ale przecież K1000 w ogóle mają z tym problem, a słucha się ich rewelacyjnie. Nie jestem więc w swojej opinii zafiksowany na technikaliach. Suma summarum więc wyłącznie jasność na dłuższą metę była tym, co mi osobiście w Aryach jakkolwiek przeszkadzało. Nie była to też góra jak w słuchawkach elektrostatycznych, zarówno moje SR-202 jak i SR-303 grały od nich czyściej. Zwłaszcza w tych pierwszych, był to taki sopran, który choć jasny, w żaden sposób nie męczył i nie był tak nosowy jak w Aryach. Do tego jakość, zwiewność, transparentność… Arye są w tym względzie bardziej konwencjonalnymi słuchawkami, że tak to ujmę.
Niemniej słuchawki przez to przypominają na swój sposób DT1990 PRO i ten taki „bajerowy” sopran, który podkreśla się na całości. Na szczęście nie ma tu analogii bezpośrednich, ponieważ konstrukcje Beyerdynamica naciskają na dalsze rejony sopranowe, dlatego Arye nie męczą w sposób bezpośredni tak, jak robią to modele producenta z Niemiec, choć i owszem potrafią to uczynić, przynajmniej mnie. Czy są łagodniejsze od HD800? Na pewno z płynniej zrealizowanym podkreśleniem góry, bo jednak punktowość 800-tek to często rzecz w nich problematyczna, ale paradoksalnie w HD800 właśnie to je ratuje, że sopran nie jest tam rozlany po większej ilości zakresów, a trzymany w jednym punkcie, który albo utwór pomija, albo wbija się w niego konkretnymi instrumentami. Łatwiej jest to też później equalizować, choć w Aryach można łatwiej uzyskać dobrą synergię przyciemnieniem całościowym poprzez zastosowanie takich a nie innych komponentów toru.
Arye uważam więc za bardzo ciekawe słuchawki, uderzające w to jedno konkretne miejsce pomiędzy Edition X a HE1000, ale po recenzji odczuwam troszkę niedosytu, ponieważ o ile podkreślono bas i to jest absolutnie na plus, o tyle sopranu producent mógł w zasadzie nie ruszać, a zamiast tego dać kilka procent więcej do sceny, pracując nad najwyższymi oktawami i „hiper-sopranem”. Byłoby to moim zdaniem lepsze aniżeli pompując go całościowo. Inaczej wpada się w swego rodzaju paradoks, że w temacie stosunku średnicy do sopranu i ich zabarwienia, to Edition X są bliższe referencji, choć Arye są całościowo równiejsze. HiFiMAN moim zdaniem dobrze kombinował, widzę co chcieli tu robić, dlatego prawdopodobnie wkładki mogłyby załatwić temat przechylenia płaszczyzny dźwiękowej nieco na jasność, aczkolwiek na pewno za cenę szybkości, dynamiki i sceny. Sam niestety nie próbowałem takich zabiegów, ale byłby to definitywnie trop, którego próbowałbym się podjąć. Piszę o tym dlatego, że tak właśnie próbuję radzić sobie z HD800, gdy chcę na nich słuchać muzyki, a nie opierać się tylko jak na sprzęcie testowym. W końcu ich wygoda nie ma sobie równych (no prawie).
Warto wspomnieć również o jednej rzeczy. Ze słuchawkami, dzięki uprzejmości właściciela, mogłem spędzić trochę czasu i choć przez większą jego część nie nudziły w żaden sposób, o tyle pod sam koniec zaczęła pojawiać się aura rutyny. Za każdym razem miałem wrażenie, zresztą tak samo przy Edition X, że Arye próbują z różnym sprzętem i repertuarem grać swój własny rytm i realizować z góry ustalony, powtarzalny plan. Prawdopodobnie na cieplejszym torze nie byłoby aż takiego wrażenia, albo może i by się ono zwiększyło, ale to też nie może być tak, że jest to warunek konieczny do napisania recenzji. Recenzja powinna opisywać słuchawki takimi jakimi są, a nie takimi jakimi mogłyby być. Inaczej jest to kamuflowanie wad i ekspozycja warunkowo uzyskiwanych zalet. Znowu nawiązując do HE1000, ze słuchawkami tymi nie miałem takiego wrażenia jak z Aryami i EditionX. W sumie nawet i z HD800 nie mam takowego, choć tam zgoła inne problemy trapią ich użytkowników.
Przykładem niech będzie przeprowadzona dawno temu rozmowa z pewnym użytkownikiem na łamach innego forum, który wprost polemizował ze mną na temat tego jak grają DT990 Edition. Okazało się, a raczej dopiero po kilkunastu postach przyznał, że korzysta z ciężko modyfikowanej wersji i z odpowiednio dobranego toru. Tym samym nie dość, że negował opis moich fabrycznych DT990, to jeszcze z premedytacją próbował wprowadzić tym wszystkich w błąd. Dlatego należy rozróżniać jak słuchawki mogą zagrać, a jak grają. Z HD800 też mogę zrobić coś znacznie cieplejszego, ale zapłacę za to dużą cenę zarówno w środkach, sprzęcie jak i czasie. A na to nie każdy może sobie pozwolić i nie każdy w ogóle musi mieć wiedzę jak do takiego efektu dojść.
Dla kogo HiFiMAN Arya?
Najprościej byłoby powiedzieć, że dla fanów HiFiMANa, ale byłoby to zbytnie uogólnienie. Słuchawki przede wszystkim widziałbym u tych osób, którym podobały się Edition X i chcieliby coś lepszego, ale bez wchodzenia jeszcze budżetem w temat HE1000, nawet używanych. W bardziej generalnym pojęciu, słuchawki będą dobrze się sprawdzały albo u fanów równego, tendencyjnie jaśniejszego grania na należytą lekkość i lokalny balans podzakresów, albo u posiadaczy ciemnego, ciepłego sprzętu, który je dociąży, nasyci i przede wszystkim wygładzi ich sopran. To nie tak, że słuchawki będą na czymkolwiek innym niesłuchalne, ale jeśli chcemy wykorzystać ich duże możliwości na polu wygody i wielogodzinnego słuchania, takie scenariusze będą najbardziej korzystne.
Jeszcze może słowo wspominając o wyżej napomkniętej powtarzalności i rutynie. Czy będzie to zaleta, czy wada, to już kwestia indywidualnej interpretacji. Jeśli ktoś lubi taki sposób zachowania się słuchawek, a więc dużą solidność i powtarzalność rezultatów, brak niespodzianek, czytelność zamiarów, Arye zanotują u niego duży plus. Jeśli poszukuje się większych emocji, tu jednak będzie już bolało w portfel i sugerowałbym kręcenie się wokół tematu HE1000. Czy inne modele, takie jak Ananda lub HE1000se mają w tym kontekście sens – nie wiem. Nie testowałem, nie znam, nie mam pojęcia. Przy takich cenach jakiekolwiek dywagacje nie mają zresztą specjalnego sensu. Najlepiej jest iść i samemu posłuchać, ale znów wtedy można wpaść w tą samą pułapkę co przy Aryach, że w salonie będzie WOW, na mityngu będzie WOW, a w domu po godzinie będzie grzebanie w kablach, żonglerka lampami i wątki na forach nt. innego/lepszego/cieplejszego sprzętu.
Oczywiście można się przyzwyczaić. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nawet jeśli płaci się za to własnymi, grubymi pieniędzmi, ale z własnego doświadczenia wiem, że wystarczy jeden „słabszy” dzień, jakaś migrena, skoki ciśnienia, i nagle wszystkie wady będą do nas wracały podwójnie. To jednocześnie zaleta odsłuchów domowych i przekleństwo, bo człowiek może się wydawać znacznie bardziej marudny i czepialski, ale jeśli mamy kupować tak jak lubię, a więc „raz a dobrze”, to niech każdy ma na uwadze właśnie odsłuchy długodystansowe i obserwuje sam siebie oraz własny organizm w obrębie tego, jak reaguje i jak się zachowuje przy długotrwałym repertuarze, w jakich gatunkach, na jakiej głośności, czy czujemy dyskomfort, czy to przez dużo basu, albo dużo góry itd. Wygoda jest bardzo dobra i tutaj każdy nabijacz godzin będzie bardzo z Arya zadowolony. Jedynie aby w te słabsze dni nie było problemu. Sam potrafię wtedy o dziwo wyciągnąć HD800 i używać ich mimo punktowej górki na sopranie, którą lubię zresztą korygować wkładkami i korekcją, jeśli nie mam już wyjścia, ale muszę uważać z głośnością i raczej nie słucham szybkiej elektroniki, a powolny, przestrzenny ambient, który mi głowy i uszu do końca nie wymorduje.
Czy sam osobiście zdecydowałbym się na Arye? Biorąc pod uwagę moje dosyć limitowane zaznajomienie z tą marką wynikające chyba najbardziej z lubości do mnożenia wersji i modeli, raczej decydowałbym się jak pisałem na droższe HE1000, gdybym musiał trwać akurat przy marce HiFiMAN, lub jakąś ekwiwalentną im iterację. Też pewnie byłaby tam trochę walka z sopranem przy całodniowych odsłuchach, ale podczas ich recenzji szybciej się w nich odnajdywałem, miałem lepszą scenę i równiejszy bas. Po prostu słuchawki są technicznie lepsze, a od czasu do czasu można było też trafić na ciekawe oferty z drugiej ręki (czas przeszły, bo obecnie nic nie widzę).
Ale jeśli patrzeć na kwotę sklepową za jaką można kupić Arye, preferowałbym… nie, nie Audeze, tylko najpewniej ADX5000. Te słuchawki jakiś czas temu po obniżkach mocno z nimi konkurowały pozycyjnie, a uważam je tylko za nieznacznie gorsze technicznie od HE1000. Owszem, to „tylko” dynamiki, a promocje się obecnie skończyły, ale słuchawki były lepiej wykonane, do tego znacznie większa scena, trochę bardziej pasujące mi strojenie na większy „fun” i ogólnie większa czułość na tor. Też nie są idealne, ale po prostu czułbym się z nimi pewniej w codziennym użytkowaniu, jednocześnie nie mając problemu, że słuchawki mi się przejedzą i że jednak HE1000 dałyby mi więcej na dłużej.
Ostatecznie wszystko będzie jednak sprowadzało się do własnych preferencji i tego, kto co jest w stanie wyciągnąć na własnym torze i z własnego toru. Zawsze. I ponownie, tylko malkontenci i hejterzy będą mieli o to pretensje, że tak wygląda dobór sprzętu w ramach wyższych modeli słuchawkowych.
Niestandardowe okablowanie
Tu kłaniają się dodatkowe możliwości związane z wymiennym okablowaniem oraz torem zbalansowanym. Bardzo rzadko nadarza się taka okazja i są ku temu możliwości, ale tym razem w porozumieniu z właścicielem udało mi się jak pisałem opracować specjalną, Neutrikowo-niebieską wersję AC3B pod model Arya, ale też i inne słuchawki, które korzystają z wtyków 3,5 mm, np. Pioneer SE-Monitor 5, Focal Elex czy Kennerton Magni.
Kable takie umożliwiają lepsze napędzenie słuchawek poprzez wykorzystanie układów mających dwie końcówki mocy na kanał w ramach gniazda XLR 4-pin, ale to nie moc sama w sobie jest tu kluczowa, a notorycznie podnoszące się w ten sposób właściwości sceniczne, których każda ilość będzie dla Arya bodźcem pozytywnym i przybliżającym je troszkę bardziej w stronę droższych i bardziej utytułowanych braci. Oczywiście zakładając, że sprzęt ma prawdziwego XLRa, a nie „po prostu gniazdo”. Nie uważam jednakże żeby Arye potrzebowały dużo prądu i tutaj liczy się głównie klasowość toru i jego strojenie. Ich przetworniki to tylko 35 Ω przy 90 dB skuteczności, a co jeszcze nie jest jakimś dramatem. Niestandardowe okablowanie pozwala nabić im jeszcze kilka punktów jakościowych, ale trzeba pamiętać, że w HE1000 magicznie ich nie przemienią. Będzie lepiej, czyściej, z lepszą sceną, może i gładszą górą, ale to sprzęt źródłowy będzie miał pierwszeństwo.
Synergiczność
Niech więc balans nie odwraca uwagi od rzeczy najważniejszej, czyli odpowiedniego doboru źródła dla Aryi. Jak pisałem wcześniej, słuchawki te leżą po jaśniejszej stronie mocy i właściciel tych konkretnych HiFiMANów winien – w przypadku braku preferencji za takowym stanem rzeczy – oscylować wokół rozwiązań cieplejszych i najlepiej niepozbawionych scenicznego pazura. Pathos Aurium to dobry wzmacniacz, który może sporo w tym względzie zaoferować, choć nie jest to rozwiązanie bezwzględnie ekonomiczne, jeśli uwzględnić koszt dodatkowych zakupów: lamp (zależnie od dostępności i preferencji) oraz zasilaczy (Lucarto LPS, sBooster itd.). Cavalli Tube Hybrid uznałbym za najtańszą opcję pod te słuchawki, choć nie będzie to wyrafinowane brzmienie i podnoszenie klasy toru.
Być może warto pomyśleć też nad starym Cayinem HA-1A z wymienionymi lampami, może nad Lucarto HPA200, jeśli ma to być wciąż po kosztach. Nie będzie tam super sceny, ale miękko i przyjemnie, więc słuchawki o ile scenicznie będą musiały radzić sobie same, o tyle tonalnie będzie już bardzo dobrze co do kierunku. Feliks Audio Euforia to także ciekawa propozycja wokół której można się zakręcić. Rynek jest myślę na tyle szeroki, że każdy znajdzie tam coś odpowiedniego. To co przedstawiłem wyżej to tylko przykłady i mały jego wycinek, ale może coś z tego będzie w stanie kogoś nakierować. Czy sprzęt X zagra z Arya? Na jakim poziomie? Czy ktoś będzie zadowolony? Nie wiem. Tu już najlepiej udać się do salonu albo na mityng i posłuchać samodzielnie.
I tutaj na sam koniec wrócę do tematu referencyjności i idealności. O ile Arye nie są dla mnie takimi słuchawkami, o tyle nie znaczy to, że nie mogą w tą stronę się zwracać. Zastosowanie ciepłego toru bardzo może im w tym pomóc, mogą też pomóc modyfikacje. Ostatecznie może więc okazać się, że model ten będzie na tyle kompromisowy, że wyważający między sobą wszystkie przymiotniki i choć nie prezentujący ekstraordynaryjnych właściwości na tle droższych konstrukcji, również ze swojej własnej stajni, to jednak oferujący wysoką elastyczność i przyjemność, której na regularnym torze nie było lub nie w takiej ilości. Rodzi to kolejną konkluzję:
Arye to ten typ słuchawek, którym po prostu potrzebny jest odpowiedni towarzysz nie po to, aby wyciągnąć z nich maksimum, ale po to, by tak je znormalizować, żeby zagrały wszystko, zawsze i wszędzie.
Tak jak pisałem, żałowałem że nie miałem ze sobą cieplejszych Tesli, bo tam efekty mogłyby być brzmieniowo bardzo dobre, niemniej zawsze będzie to kompromis, bo akurat ECC88 jechały mi po czystości i scenie. Pojawiały się ziarnistość i piasek, holografia też nie była taka jaką sobie życzyłem. Być może więc potrzebne byłyby tu wyraźnie droższe rozwiązania, choć też nie sądzę, aby np. Sonoglo HPA300SE był odpowiednim sprzętem dla tego modelu, uprzedzając ewentualne pytania. Ostatecznie więc kupując Arye należy mieć na względzie, że będzie to zabawa raczej w ciepłe tory i tonowanie ich ekscesywnej czasami góry, uzyskując w efekcie słuchawki jak najbardziej wszechstronne i wygodne. Wtedy długodystansowe odsłuchy nie powinny sprawiać problemu, ale pozostanie też otwartym pytanie, czy może z inną parą nie byłoby to łatwiejsze zadanie.
Podsumowanie
Słuchawki jak pisałem z jednej strony są dosyć ciekawe i są w stanie zrobić na słuchaczu wrażenie, zwłaszcza na początku. Wydają się może swego rodzaju „odcinaniem kuponów” i do dyspozycji dostajemy de facto Edition X, ale z lepiej wykończonymi skrajami i konkretnym basem, ale spore grono osób zdaje się właśnie tego oczekiwało. W moim przypadku za mocno kołaczą odsłuchy HE1000 i jednocześnie zastosowania, takie jak odsłuch długodystansowy.
Brzmieniowo są dosyć równe całościowo, całkiem rzetelne, nawet powiedziałbym że optymalne pod wieloma względami i mogące zostawić po sobie bardzo pozytywne odczucia. Teoretycznie osiągają pułap bardzo bliski umownego słodkiego punktu wyważenia między posiadaniem ciastka i zjedzeniem ciastka, tj. tą mityczną referencją. Stąd podejrzewam tak wiele pozytywnych głosów na ich temat. Dla posiadaczy Edition X może być to nawet interesujące ulepszenie, o ile przełknąć nieco wyższą cenę i przyrost sopranu, który niekoniecznie musi być czymś w pełni pożądanym, również przez trochę bardziej nosową barwę. Dla chcących nabyć HE1000, ale bez możliwości podołania finansowo i z awersją do rynku modeli używanych, również może być to coś „na otarcie łez”. Zwłaszcza że poziom komfortu użytkowania jest bardzo, ale to bardzo wysoki.
Z drugiej strony jednak spodziewałbym się mimo wszystko lepszego wyrównania sopranu względem całości i korespondującego z ceną wykonania. W niej po prostu nie wypada robić słuchawek, które rażą niedoróbkami w stylu nierównomiernie obracających się muszli, chybotliwych wtyków w gniazdach, cienkiej blachy pałąka czy bardzo łatwej w rozregulowaniu opaski. Nie pogardziłbym też bardziej ergonomicznym okablowaniem, ponieważ nawet mój ciężki (ok. 192 g) AC3B bije „fabrykę” na przyjemności korzystania. To tak naprawdę jedyne rzeczy, które rzutują na tym modelu. Jeśli je pominąć lub spróbować rozwiązać, zostanie się nam jedynie konieczność zastosowania cieplejszego toru dla jak najlepszych efektów końcowych i zwalczenia dwóch największych wad tych słuchawek z perspektywy akustycznej wymienionych wyżej: nadmiernie ekspresyjnego sopranu i jego zbyt nosowej barwy. Chyba że ktoś faktycznie lubi takie granie i ilość sopranu oraz jego nosowość nie będą mu w żaden sposób wadziły, tudzież ciepły tor mu to wyraźnie skompensuje. Mi, nawet na zmiękczonym lampami Aurium, niestety powodowały efekt zmęczenia po czasami nawet całkiem krótkim czasie i mimo faktu, że pierwsze wrażenia są z nimi nader pozytywne, wręcz jako efekt „WOW”.
Ostatecznie słuchawki dostały po ocenie za niedoróbki jakościowe w budowie, a dopiero potem za mieszankę jasno-nosowej góry wymagającej konkretnie cieplejszego toru, choć oczywiście i bez niego dało się ich spokojnie słuchać. W tej cenie spodziewałbym się przynajmniej tego pierwszego na odpowiednim poziomie. Prawda natomiast, że na dłuższą metę były w stanie mnie zmęczyć swoim graniem. Jest ono fajne, efektowne, ale nie do słuchania non-stop, a przynajmniej u mnie. Plus trochę więcej sceny także by się przydało. Ani bowiem nie była to holografia LCD-3, ani wielkość HD800, ani otwartość K1000, ani też szerokość HE1000, choć znów: lepiej niż na Edition X, które też przecież pod tym względem złe nie były. Na szczęście na tym lista uwag się kończy i jeśli znów – komuś uda się te elementy przezwyciężyć, pozostanie się mu już potem w uszach tylko muzyka i bez względu na to kto jakie miałby o tych słuchawkach zdanie.
Słuchawki na dzień publikacji recenzji są dostępne w sklepach w cenie ok. 7 200 złotych. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- bardzo wysoka wygoda użytkowania
- niska waga i świetny rozkład masy na głowie
- łatwy recabling i dostosowanie kabla do potrzeb użytkownika
- możliwość dokupienia fabrycznego dodatkowego kabla zbalansowanego
- neutralno-jasne brzmienie
- plasowanie się jakby między HEX a HEK
- właściwości akustyczne w paru miejscach faktycznie bliskie wzorcowych
- utrzymana należyta klasa odsłuchu w swojej cenie
- rozbudowana scena na boki
- uniwersalność gatunkowa
- czułość na klasę i tonalność toru sygnałowego, premiując te cieplejsze i lepszej klasy
Wady:
- nieco za jasne i zbyt nosowe do wielogodzinnych odsłuchów, dlatego lepiej im na cieplejszym sprzęcie
- sztywny i mało praktyczny kabel fabryczny
- niedoróbki jakościowe w zakresie konstrukcji i budowy, których nie wypadałoby spotykać w słuchawkach za 7k+ zł
- ergonomia tradycyjnie mogłaby być lepsza w zakresie mechanizmu obrotu muszli i oporu wysuwania opaski
- słuchawki raczej na większe głowy
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla p. Piotra za użyczenie mi swojego prywatnego sprzętu do testów.
Może kluczem będzie solidne wygrzanie? Często wspominali o tym w zagranicznych tekstach. Ciekaw jestem ich porównania do sonorous VI, oba modele akurat mam na celowniku. Czekam na recenzję 🙂
„Sprzęt dla pewności zawsze zostawiam sobie włączony na 24-48h z tytułu profilaktyki przed krytycznymi odsłuchami (tzw. wygrzewanie).”
Nie wspominając że słuchawki były od osoby prywatnej i nie potrzebowały żadnego. Przynajmniej jeśli pyta Pan o Arye. To właśnie tych słuchawek tyczy się powyższa recenzja. Z tym że Pioneery były od tej samej osoby i również były sztuką prywatną, już wygrzaną. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby wmawiać sobie różne historie i magiczne odmienianie się sprzętu audio o 180 stopni pod wpływem wygrzewania, ale niestety, takie cuda to nie tutaj. 🙂
Co do Sonorousów…
https://audiofanatyk.pl/recenzja-sluchawek-final-audio-design-sonorous-vi/
Sonorousy VI na pewno warto mieć na uwadze oraz wypożyczyć albo porównać w salonie bezpośrednio z Aryami i dosyć ciepłym źródłem. Brzmienie radosne, przejrzyste, Vka, z lekko podkreśloną góra (szczególnie w nowym egzemplarzu, gdzie potrafi ona być zbyt ofensywną) i w typowy dla finali dźwięczne. Można je złagodzić padami od Sonorousów X/VIII (seria C). Mnie bardzo mile zaskoczyły oraz dały dużo przyjemności zarówno przy DAPie, jak i stacjonarnym (tam może być lekki szum w zależności od wzmacniacza, bo mają bardzo niską impedancję i można użyć IEMatcha lub jego zamiennika oraz odpowiedniej przejściówki).
Fajne byłoby zdjęcie na głowie/jakimś fantomie głowę udającym – dla określenia przenośności i wielkości słuchawek.
Czy autor może planuje w najbliższym czasie testy jakichś popularnych ostatnio rozwiązań TWS? Dla szerszego grona myślę, że pułap cenowy do ~300zł byłby najbardziej interesującym. Zdaję sobie sprawę z tego, że przyjemniej się testuje słuchawki za 7000zł, jednak prośbę o wspomniany choćby krótki test porównawczy kilku konstrukcji wnoszę, więcej pożytku by z niego było i dla większego grona.
Pozdrawiam
Czytelnik
Dziękuję za uwagę, choć słuchawki przenośne jako tako nie są.
Autor miał już okazję testować rozwiązania TWS. Zakładam że nie było to intencją, ale wygląda to jak za zasugerowanie, że z tak szczegółowych i rozbudowanych recenzji jak ta nie ma żadnego pożytku. 🙂
Mówiąc całkowicie poważnie, po prostu nie jest Pan w grupie docelowej takiego sprzętu i nie ma w tym nic złego. Pożytek jednak jest, bo istnieje spore grono, które nie jest zainteresowane słuchawkami za 300 zł, tylko tymi za 7000 zł. To właśnie dla nich jest ta recenzja. Na blogu testuję różne słuchawki i osobiście preferuję modele premium. Takie słuchawki posiadam prywatnie i taki też sprzęt najczęściej się trafia. Owszem, jest dla mnie osobiście ciekawszy, bo nie mam problemu z wydaniem na to hobby większej kwoty.
Z recenzji sprzętu tańszego na ogół wynikają jednak same problemy, tj. niekończące się zapytania co kupić / co lepsze / co bym wybrał, niekończące się pretensje bo coś komuś się nie spodobało albo nie przypasowało i NA PEWNO była to moja wina, bo recenzja o czymś nie wspomniała albo nie przestrzegła, że czytelnik X lub Y nie będzie zadowolony, będąc przez to NA PEWNO sponsorowaną, a ja głuchym i głupim mimo doświadczenia i zawieranych w recenzji pomiarów. Mikrofony pomiarowe też pewnie są głuche i głupie, choć nikt się pomiarami w naszym kraju nie zajmuje i też miałem już nieprzyjemności za sam fakt ich wykonywania. 🙂
Z testami porównawczymi jest ten problem, że od razu pojawiają się zapytania i zarzuty: a czemu tego i tego modelu nie ma w zestawieniu, a ja polecam ten i ten ale że go nie ma w teście to pewnie test sponsorowany, a co Pan sądzi o tym, a co lepsze do 300 zł, jak rozwiązać problem z parowaniem modelu Q lub Z itp. itd. Tak było przy głośnikach BT, więc podejrzewam, że przy shootoucie TWS będzie podobnie. Szkoda mi przyznam na to czasu i sił. Możliwe owszem, że z czasem pojawi się jakiś model TWS z niższej półki, ale raczej nie w formie zbiorówki. Jeśli będę w stanie wykonać w ramach takiej recenzji jakieś porównania do innych TWSów, zapewne taki akapit się pojawi.
Również pozdrawiam,
Czytając i porównując Pana recenzje odnośnie HEX v2 i Arya tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że dla mnie jako fana brzmienia HD600/HD650 oraz obecnych Sundary to HEX v2 będzie lepszą opcją od Arya. Słabo znoszę ostrą górę, a na ustawienia equalizera jestem zbyt leniwy. Wzmacniaczem lampowym z którym używam Sundar na pewno troszkę je dociążę i dodatkowo złagodzę górę. Dziękuję za obszerne, obiektywne i trafne wypunktowanie ich cech co pomogło mi w podjęciu decyzji.
Panie Jakubie,
Czy miał Pan okazję posłuchać Hifiman HE1000se? Jestem posiadaczem Arya i tak jak Pan napisał w recenzji – urzekły mnie sceną, separacją i przejrzystym basem, ale ciężko z nimi żyć na dłużej z powodu jasnej barwy, przez co brzmią trochę plastikowo (i to mimo poprawionej wersji – rev2). Posiadałem do niedawna także Focal Clear – brakowało mi w nich tej pięknej sceny Aryi, ale pod względem tonalnym i „siły” dźwięku (punch, slam) Clear brzmiały dużo bardziej realistycznie. Słuchałem tych słuchawek zamiennie, ale odkąd zamieniłem Clear na Utopie, które brzmią jeszcze bardziej realistycznie (przy nich Clear są troszkę przejaskrawione; co jest niezwykłym osiągnięciem ponieważ wcześniej to właśnie Clear sprawiały że wszystko inne w porównaniu z nimi brzmiało sztucznie) i teraz już w ogóle ciężko mi się przesiada na Arie – także z powodu głębi i ilości detali, dzięki którym w sposób dla mnie oczywisty Utopie są w zupełnie innej lidze. Jednak lubię czasem zakosztować tej przestrzeni, planarnej separacji dźwięku, nawet jeśli kosztem bardziej relaksacyjnej jego prezentacji, w porównaniu z bezpośredniością dynamicznych przetworników.
Jeśli miał Pan okazję posłuchać najnowszej wersji HE1000, czyli „se” – czy byłyby one godnym kompanem dla Utopii (wiem, że słuchał ich Pan krótko na targach, ale proszę uwierzyć – Clear robią lepsze wrażenie w pierwszych sekundach, ale w zaciszu własnego domu przy pełnym skupieniu na muzyce różnica między tymi modelami jest bardzo znacząca) jeśli chodzi o technikalia, oraz przede wszystkim czy w całości adresują problemy, przez które tak ciężko na dłuższą metę cieszyć się Arią?
Serdecznie pozdrawiam
Witam Panie Michale,
Niestety nie słuchałem HE1000se, toteż nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. A zgadywać bym absolutnie nie chciał. ?
Również pozdrawiam.