Recenzja słuchawek Google by Google

Takich słuchawek nie spotyka się na co dzień, a jeśli już się spotyka, to są koszmarnie drogie. A co jeśli spotyka się takie słuchawki, które niby należą do jednej z największych korporacji na świecie, a jednak nikt – nawet ona sama – o nich nie wie? Oto słuchawki-enigma, jedyne w swoim rodzaju, słuchawki Google. Po prostu. Google. Google by Google. Model Google. Z rodziny Google. Zrobiony przez Google. Zaprojektowany przez Google. Ale wykonany chyba w Chinach. Choć niewykluczone, że składało i odlewało go osobiście samo Google. Kto wie. Cóż, jak mówiłem… enigma.

 

Dane techniczne

Brak. Prawdopodobnie zatajone przez producenta, aby nie zawstydzać konkurencji. Albo nie inspirować.

 

Wykonanie i konstrukcja

Słuchawki Google marki Google prezentują się okazale, jak na Google przystało. Czyste, białe, schludne, z precyzyjnie odlanymi plastikami, które wcale nie przypominają bazarowych słuchawek za 10 zł i klejonych super glutem na kolanie na przełomie 4:00 w nocy i 5:00 z rana. Naukowcy co do dokładnego ustalenia obu pór nie są zgodni.

W każdym razie jest to super lekka, zaawansowana konstrukcja z opcją… uwaga… składania! Tak jest, słuchawki można złożyć do środka! Tego nie potrafią żadne tam jakieś Sennheisery HD 800 czy inne Gradosy lub podobne „badziewie”. Google wie co dla nas dobre. Możemy wrzucić je bezkarnie do plecaczka na drugie śniadanie i udać się w podróż za jeden uśmiech, pokazując światu że mamy słuchawki nie byle jakie, bo stworzone przez samego Googla.

Nie wiem czy jest wiele takich słuchawek, w sensie egzemplarzy, bo nawet samo Google milczy na ten temat, ale ten jeden jedyny jest wręcz skrojony na moją niegodną tegoż zaszczytu głowę. Wysunięcie na maksimum powoduje, że pasują idealnie. Jak sama nazwa zresztą wskazuje – maksimum przyjemności i ergonomii dostępne tylko na maksimum ustawienia.

Na kablu znajduje się pilot, a na pilocie majestatyczny przycisk odbierania rozmów telefonicznych, który został celowo przekręcony pod odpowiednim kątem, symbolizując wolność i możliwość samostanowienia osoby słuchawki te misternie w fabryce składającej.

Kabel słuchawek Google marki Google jest cienki, bo ma taki być. Jest wiele różnych kabli, ale ten od razu czuć, że jest wyjątkowy. Samo Google bo aprobuje. A to przecież nie byle jaka firma i fuszerki w żaden sposób by przecież nie odwalała, prawda? Do tego zamocowany na stałe, ponieważ producent cały czas wie co dla nas dobre i jaki kabel jest najlepszy do tych słuchawek.

Wygoda jest kwestią zawsze indywidualną, ale nie bez powodu wzięło się powiedzenie Audiofil musi cierpieć™. Po godzinie użytkowania – jak to przy kompaktach – czuć już powoli ból małżowin, ale takie są obecnie trendy i Google definitywnie nie będzie przecież szło na przekór trendom. Słuchawki są tak audiofilskie, że aż uszy swędzą gdy ma się je na głowie.

Regulacja muszli co do kąta nachylenia odbywa się tylko w jednej osi. Google wie co dla nas dobre i uważa, że druga oś jest zbędna. Bo i na co to komu potrzebne? Niepotrzebnie by tylko się wyginały względem uszu. Tymczasem to uszy powinny się wyginać względem słuchawek, jako że raz, że jest to tkanka miękka, a dwa, że potęga marki Google wymaga odpowiedniego respektu. I tenże dostarczony być musi.

 

Jakość dźwięku

Słuchawki robią to, co do nich należy, a więc grają. I to jak! Jest to poziom bez mała Mitchell & Johnson GL1, a więc kosztujących nieco ponad 1000 zł słuchawek elektretowo-dynamicznych. A tutaj przecież tylko jeden przetwornik mamy i to niby „tylko” dynamik! Choć trudniej je napędzić (różnica 6% vs 10% na Essence ST). Pomiar dla kanału prawego (dominującego – z racji kabla):

Recenzja słuchawek Google by GoogleImpuls:

Recenzja słuchawek Google by Google

Skupiając się wyłącznie na tonalności:

Bas jest serwowany w nawet przyjemny (średni bas!), nieco brudny (ale dający analogowy sznyt!) sposób, nieofensywny dla słuchacza i przez to w żaden sposób nie rywalizujący z bólem powodowanym audiofilskimi padami wykonanymi ze sztucznej świni. Zaokrąglenie na super niskim dole to celowy zabieg Google, które w żadnym wypadku nie chciałoby być kojarzone ze słuchawkami Dr. Dre. Zwłaszcza, że ten ostatni wbrew pozorom nie jest lekarzem.

Średnica jest majestatycznie dźwięczna, eksponowana, audiofilsko rezonująca i powodująca, że wokaliści brzmią ciepło i intymnie, jakby śpiewali do nas wprost w odległości 1 metra, ale przez koc, aby przypadkiem nas nie opluć i nie powalić jeszcze przed momentem konsumowanymi kotletami mielonymi z czosnkiem. Ach ten zapach karbidu. A nie tam jakieś K1000 co to są niczym te słynne „dwa głośniki na patyku”. Google to się w przeciwieństwie do AKG postarało, bo przynajmniej pady dali i są składane. A i mikrofon jest. K1000 mikrofon na kablu mają? Nie. No właśnie. I od razu człowiek wie co lepsze. I tym bardziej względem takich HD 800, co to prezentują się na średnicy jak saszetka herbaty po czwartym zalewie.

Góra jest przyjemnie wygładzona, również analogowa, z barwą o dziwo lepszą niż na Mitchellach. Tamte grają bardziej nosowo, podczas gdy Google marki Google grają dokładnie tak jak powinny grać słuchawki bardziej wieczorne, na pewno bardziej realnie. Zresztą Google najlepiej wie jak to ma grać tak aby było referencyjnie, więc gdzież nam, maluczkim, dywagować nad tak wielkim geniuszem tejże firmy, objawiającym się w tak cudownym produkcie, do którego istnienia nie dorósł ani świat, ani jej własne wyniki wyszukiwania.

Scena jest intymna i bliska. Google wiedziało co dla nas dobre i nie tam żadne kosmiczne sceny czy stadiony jak w HD 800 tylko wszystko bliskie, namacalne, dostępne na dotyk. Niczym szwadrony starszych pań w markecie mających górnictwo jako takie małe hobby obok drogich słuchawek audiofilskich, przebierająca niestrudzenie te wszystkie kosze z pomidorami i pomarańczami. Wiadomo przecież że te pod spodem są lepsze, a te na wierzchu to macane i ktoś pewnie nie wziął bo coś z nimi było nie tak. Google też o tym wie, dlatego daje wszystko dokładnie takie samo, tak na wierzchu jak i pod wierzchem. Każdy utwór brzmi tak samo, jest tak samo skonstruowany, bez przykrych niespodzianek i zaskakiwania użytkownika każdorazowo. Takie rzeczy to tam audiofile lubią, a my tu rozmawiamy przecież o poważnych słuchawkach od poważnej firmy dla ludzi poważnego formatu.

Napędzenie i synergiczność

Słuchawki zagrają ze wszystkiego, od kartofla, przez telefon, po gniazdko elektryczne, choć nie polecam eksperymentów ze zrobieniem z nich elektrostatów w ten sposób. Zresztą nawet same takie myśli są grzechem i profanacją, bowiem słuchawki zostały zaprojektowane w laboratoriach badawczych Google nie bez powodu w taki a nie inny sposób. Gdyby Google chciało, to by zrobiło elektrostaty. A dynamiki zrobiło właśnie dlatego, że chciało i mogło.

Tu też odkrywa się przed nami największa zaleta słuchawek Google marki Google – grają ze wszystkiego tak samo. To naprawdę szczyt inżynierii słuchawkowej i rozwiązanie wszystkich naszych problemów. Nie tam jakieś HD 800 co to człowiek 5 lat im sprzęt dobiera aby to jakoś zagrało. Google wie jak to ma działać i z czego, dlatego zrobiło je właśnie tak a nie inaczej.

 

Opłacalność

Nie mam zielonego pojęcia jak bardzo opłacalne są słuchawki Google marki Google, ponieważ samo Google tego nie wie i nie jest w stanie powiedzieć ile ich słuchawki kosztowały bądź kosztują. Ba, nawet nie wie czy je nadal oferuje. To słuchawki-enigma, które niby nie istnieją (bo nie ma ich w Google), ale jednak istnieją, bo mam je ja. A najgorsze jest to, że ja sam nie wiem ile kosztowały. Pamiętam że wiele lat temu zostały mi podarowane przez znajomego, który był zdaje się absolutnym laikiem i nie był w stanie stwierdzić jak wspaniały kawałek inżynierii audio znajdował się w jego posiadaniu. Teraz pewnie gryzie buty ze złości i przegryza kabel od myszki czytając to. Takie skarby oddać za darmo. I nie musiałem bawić się w tą słynną „chorom curkem”.

 

Podsumowanie

Tajemnicze słuchawki Google by Google po dzisiejszej recenzji nie są już tak tajemnicze. A wydaje się, że i tak ruszyliśmy tylko wierzchnią warstwę tych słuchawek i jest tam jeszcze sporo tajemnic do odkrycia, fascynujących historii, niczym poszukiwanie złotego pociągu i tajnych lądowisk UFO zbudowanych za wojny w Górach Sowich.

Takich wypraw na szczęście czynić nie musiałem, a jedynie schylić się do szuflady, w której znajdowały się skarby nieprzebrane, niczym wrota do Narnii. No i jednym z tychże skarbów były właśnie rzeczone słuchawki Google by Google, o których samo Google – zapewne z racji tajności projektu – w wynikach wyszukiwania nie wspomina. A jak wiadomo i jak już pisałem, jeśli czegoś nie ma w Google, to nie istnieje. Ta recenzja jest jednak dowodem na to, że istnieje. Albo że mimo upływu lat nadal nie umiem korzystać z Google. Niemniej, jeśli samo Google będzie zaskoczone faktem stworzenia takich słuchawek (lub takowe udawało), no to kłaniam się uniżenie do usług z powyższym przypomnieniem.

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

7 komentarzy

  1. Przepiękne. Widać jakość materiałów. No i charakterystyka piękna. I w ogóle cud miód i orzeszki. Te brazylijskie, najdroższe.

    PS: podziwiam, że chciało się stworzyć tę recenzję 😉

  2. Sympatyczna recenzja w folklor-owym wydaniu 🙂 Panie Jakubie nie chcę Pana wprowadzać w niepokój, ale uchylę Panu rąbka tajemnicy, że identyczne słuchawki nabyłem w bodajże 2006 r. i była to radosna interpretacja produktu słuchawkowego wykonanego przez naszych azjatyckich przyjaciół, a ich zawrotna cena opiewała wówczas na około 39,99 zł. Notabene występowały z różnymi napisami i kolorystyce. Cechy szczególne: łamiące się łączenia składające słuchawki, łuszczące się pady z eko-skórki, no i ten nie zwykł dźwięk, o którym nie omieszkał Pan wspomnieć. Zdaje się, że stał się Pan szczęśliwym posiadaczem takiegoż właśnie produktu, gratuluje 😉 Panie Jakubie, a tak odbiegając od tematu, byłbym zaszczycony, gdyby zechciał Pan pochylić się nad moją wielką prośbą i zamieścił również pełną recenzje w swoim niepowtarzalnym stylu słuchawek dokanałowych KZ ZAX. Zawsze z wielką przyjemnością czytam Pańskie recenzje i dziękuje za pasje z jaką przelewa Pan swoją myśl w słowo. Pozdrawiam i jak zawszę proszę o więcej Pana wspaniałych recenzji

  3. Jeśli Pan Jakub chciał pobić rekord w wielokrotności użycia słowa „Google” w jednym artykule, to mu się udało.
    Fajnie się czytało, zwłaszcza w dniu 1.04.
    Pozdrawiam.

  4. Czy jest szansa na reckę jakichś słuchawkek B&O? Zwłaszcza serię H9/HX lub H95? Samemu korzystam z „haiksów” i są mega, choć rzecz jasna nie bez wad.

    • Na ta chwilę tylko jeśli któryś z czytelników zaoferuje się z podesłaniem na testy. Szczerze nawet nie wiem kto jest jej dystrybutorem na Polskę.

  5. Hey

    Z uwielbieniem śledziłem polecaną przez Ciebie muzyke, jednakże od dawna nic tam nie publikowałeś.
    Bardzo prosze o kontynuacje dzielenia sie z nami perełkami które znajdujesz 🙂

  6. Przez ten styl zwątpiłem w to jaki blog czytałem. Co do słuchawek, to nie zdziwiłbym się gdyby domyślały się czego chcę teraz słuchać i same przełączały piosenki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *