Final Audio Design FI-DBTW to przykład tego, jak wygląda często wzornictwo nastawione na konkretną grupę odbiorców. Tu bowiem zajmiemy się czymś z zupełnie innej beczki: stylizowanymi w konwencji anime Dragon Ball Z słuchawkami FI-DBTW (Dragon Ball True Wireless). A więc tradycyjna już konstrukcja w formule TWS bez wodotrysków i zaawansowanej technologii, ANC, dźwięku 8K czy wsparcia ze strony aplikacji Final Connect. Sprawdźmy więc, czy mimo wszystko względem droższego brata jest się czym pochwalić.
Recenzja jest owocem płatnej współpracy bezpośrednio z marką Final Audio Design i dystrybutorem, firmą Fonnex, która podesłała niniejszy sprzęt do testów.
Dane techniczne (wg producenta):
- Nr seryjny: FI-DBTW (GOKU) / FI-DBTW (VEGETA)
- Wersja bluetooth: Bluetooth 5.2
- Mikroprocesor: Qualcomm QCC3040
- Pasmo przenoszenia: 20Hz – 20kHz
- Obsługiwane kodeki: SBC, AAC, Qualcomm aptX™ audio
- Czas odtwarzania muzyki: 5.5 godz. (22 godz. z podładowywaniem w etui)
- Czas ładowania: 1.5 godz.
- Pojemność baterii: 35 mAh dla jednej słuchawki, 220 mAH dla etui ładującego
- Funkcja wywołania: może być*
- Cena: 999 zł
*?
Wykonanie i konstrukcja
Słuchawki są dostępne w kilku wersjach, z czego w moim posiadaniu jest wariant GOKU. Na wyposażeniu znajdziemy standardowe, dołączane do wielu słuchawek TWS: kabelek ładujący, etui, dodatkowe tipsy, no i oczywiście same słuchawki.
Wracamy w tym modelu do konwencjonalnych tipsów silikonowych oraz możliwości bardziej swobodnego ich doboru. Od razu jednak powiem, że te słuchawki najlepiej czują się na tipsach standardowych. Można naturalnie używać też z nimi pianek, choć dźwięk będzie się zauważalnie zmieniał. Cieszy mnie mocno że dostajemy w zestawie więcej rozmiarów niż klasyczne S, M i L. Jest jeszcze bowiem coś pośredniego między S i M, a co standardowo zamontowane, nie do końca pasowało moim kanałom. Wygoda jest finalnie na całkiem dobrym poziomie, potrafiłem wytrzymać dłuższy czas w FI-DBTW bez konieczności robienia przerw albo poprawiania „fitu”.
Zdumiewająco, ale FI-DBTW mają przewagę nad ZE8000, mimo że są to słuchawki pozycjonowane wielokrotnie niżej. Mianowicie z racji braku systemu ANC, słuchawki są w stanie w trakcie nieużywania przełączyć się w tryb oszczędzania energii. O ile ZE8000 mają tylko 5 godzin pracy, a FI-GOKU niespecjalnie dłużej, bo 5,5 godziny, czas ten był o dziwo wydłużany przez pauzy które robiłem w trakcie ich użytkowania. A co się bardzo chwali. To jest właśnie to czego brakowało mi w ZE8000, albo też możliwości wyłączenia systemu ANC. Tutaj? Nie ma ANC, nie ma problemu. Oczywiście mamy jeszcze możliwość rozszerzenia czasu pracy doładowaniami, które sumarycznie wyciągną nam ok. 22 godziny pracy.
Brak systemu ANC odbija się na izolacji od otoczenia rzecz jasna. FI-DBTW sprawdzały mi się przez to średnio pod względem odcięcia od dźwięków zewnętrznych. Stukanie w klawiaturę w trakcie pisania niniejszego tekstu było spokojnie słyszalne, ale już komputera kompletnie nie było, nie istniał. Szum wentylatora – też nie ma problemu. Otoczenie podczas spaceru czy jazdy na rowerze – tu już było je słychać, co z jednej strony powoduje zawód, ale z drugiej spotkałem się z wieloma osobami, które szukają takich właśnie słuchawek, gdyż nie chcą po prostu odcinać się od świata zupełnie, czy to ze względów bezpieczeństwa, czy z preferencji. Dlatego nie uznam tego ani za plus, ani za minus, pozostawiając to w ocenie czytających. Jeśli sensem istnienia słuchawek dokanałowych jest maksymalna izolacja, to wiedzcie po prostu, że FI-DBTW nie będą się różniły w tym względzie od typowych słuchawek pełnowymiarowych zamkniętych. Chociażby Edifiery W600BT które ostatnio testowałem mocno mi się tu przywoływały w głowie gdy pisałem te słowa.
Pochwalić muszę ponownie jakość wykonania. Mimo, że są to słuchawki tańsze od ZE8000, godnie trzymają gardę co do spasowania i materiałów, wliczając w to etui. Jemu zarzucić mogę tylko zbyt „jajowaty” kształt, przez co po otwarciu kompletnie nie trzyma pionu i momentalnie się przewraca. Trudno też było mi wyciągnąć słuchawki z niego, bowiem siedzą one zbyt głęboko i istnieje problem z w starciu z moimi palcami.
Jakość rozmów w wykonywanych połączeniach telefonicznych również jest bardzo dobra i tu nie ustępują pola nawet wspominanym tu droższym braciom za 1600 zł. W sumie to nie dałbym sobie ręki uciąć, że mogą być od nich lepsze. Nie stwierdziłem przy tym lagowania czy przebić. Szum własny – minimalny, toteż słuchawki można uznać za bardzo kulturalne i dobrze sprawdzające się w odsłuchach stacjonarnych.
Opis dźwięku Final Audio Design FI-DBTW
Dźwiękowo FI-DBTW były podobne, ale nie identyczne, względem ZE8000 na oprogramowaniu 1.7.1 bez wygrzania. Z czasem jednak dźwięk tych drugich się zaczął zmieniać, podczas gdy ten w opisywanych słuchawkach pozostał niezmieniony i tym bardziej między słuchawkami zaczął się kreować coraz większy kontrast.
Dragon Ball’owe słuchaweczki są wielokrotnie prostsze w interpretacji co ZE8000, mniej skomplikowane, mniej zaawansowane, będąc po prostu zwykłymi normalnymi słuchawkami TWS o sygnaturze neutralno-jasnej, stąd też zdecydowałem się opisać je w formule krótszej. Ale i bardziej konkretnej przez to.
Dostajemy tu brzmienie z dokładnym i równym basem plasującym się po tej bezpieczniejszej stronie, nieco oszczędniejszej ilościowo. Należy pamiętać, że w FI-DBTW ilość basu jest ściśle uzależniona od szczelności i zastosowanych tipsów, dlatego należy mieć to pod szczególną uwagą. Po zmianie tipsów z SM na M od razu pięknie mi się podniósł i uważam ich bardzo wyrównaną i lekko oszczędną linię basową za atut. W ZE8000 musiałem ostatecznie zbijać bas o -3 dB, a tu nie mamy żadnych aplikacji i tym samym możliwości wykonania takiego ruchu. Szczerze? Gdybym miał taki bas w ZE8000 to bym się nawet nie pogniewał, serio.
Inną sprawą, że miałem ogromne problemy aby go należycie zmierzyć i przez to słuchawki wykazują się mniejszym natężeniem i większym THD tego rejonu niż powinny w rzeczywistości. Z niektórymi słuchawkami dokanałowymi miewam taki problem, a co też będę starał się zaadresować w przyszłych recenzjach i popracować nad tym tak, ażeby pomiary były przynajmniej w przestrzeni basowej wierniejsze od obecnych. Dlatego pomiarów FI-DBTW pierwotnie planowałem wyjątkowo nie zamieścić, ponieważ jak znam życie, ogromna większość osób i tak nie przeczyta opisu do tychże i będzie próbowała ustosunkowywać się do tego co zobaczy na pomiarze wprost, bez żadnych opisów dodatkowych czy zastrzeżeń. Na oko powinno być tu tak z +10 dB więcej na całym basie względem linii do punktu 300 Hz.
Nie mam przy tym też pewności, że problem z należytym odczytem basu nie powstaje w ogóle przez same słuchawki (seal), które rzeczywiście mają nawet w odsłuchu takie coś, że nie są przemożnie izolujące i być może dlatego tak dla mnie wygodne, ale też mające takie właśnie konsekwencje. W tych samych bowiem warunkach mierzone były również i inne słuchawki i choć wszystkie wykazywały się obniżonym pułapem basu, często o tym decydował właśnie niedostateczny seal, bo tips akurat nie pasował w wylot mikrofonu pomiarowego tak, jak pasuje w ludzkie ucho, będące tkanką miękką i do tego smarowaną różnymi wydzielinami konserwującymi. I choć wygląda to jak dostarczanie argumentów pomiarosceptykom, handlowcom, dystrybutorom i ogólnie rzecz biorąc audiofilom, jest to po prostu kwestia wykonania dalszych badań i pomiarów oraz motywacji do jeszcze większej pracy nad warsztatem, a przynajmniej tak to odbieram względem siebie, gdyż głęboko wierzę, że spokojnie da się to akuratniej zmierzyć.
Samo THD jak mówiłem ma idealnie równy zjazd od dołu i jest to oznaka wspomnianej nieszczelności. W punkcie pomiarowym (1 kHz) jest to już przyzwoite 0,1 %, a więc bardzo w porządku i to tym bardziej rodzi tu moje wątpliwości co do poprawności odczytu basowego. ZE8000 znów wypadają tu jak na ironię gorzej, notują niemal ~0,2 % THD w tym samym punkcie kontrolnym.
Natomiast impuls wygląda naprawdę przyzwoicie i co śmieszniejsze jest (ponownie) lepszy niż w zauważalnie droższych ZE8000. Tak więc mimo moich trudności z ich pomiarem mają się czym pochwalić nawet w takich okolicznościach.
W każdym razie równy i lekko oszczędniejszy bas koreluje tu z czytelną i nieprzesadzoną średnicą. Wokal jest czysty i bezpośredni, dobrze słyszalny i nie tak ciepły jak w znacznie droższych ZE8000. W obu przypadkach DBTW zachowują się o dziwo bardzo porządnie, bez ekscesów i problemów. Zupełnie jak… normalne słuchawki TWS.
Sopran to takie ZE8000 na oprogramowaniu 1.7.1 + jeszcze dodatkowych sterydach. Mamy więc jasność w formie równego podkreślenia całej góry, coś w stylu Audio-Techniki, nie przechodząc jeszcze na stronę bezwzględnej jasności i sybilowania, ale stojąc na granicy, o przekroczeniu której decydować będą utwory i ich mastering. Im gorszy, tym Final Audio Design FI-DBTW bardziej to pokażą. Troszkę jest to paradoks, że słuchawki wcale nie jakoś specjalnie nastawione na selektywność i decydowanie o tym czy sopran jest źle lub dobrze zrealizowany, robią to wyraźniej niż wspomniane ZE8000.
Scenicznie mamy mocne zaznaczenie na szerokość. Głębia jest dostateczna, tak samo jak trójwymiarowość, dając nam w ręce scenę eliptyczną, typową dla słuchawek dokanałowych, z mocną i dobrą stereofonią oraz porządnym skupieniem na środku sceny dla czytelniejszego i bardziej intymnego wokalu.
W zakresie głośności całkowitej, słuchawki osiągnęły w pomiarze równe 100 dB SPL, a więc daleko poza bezpiecznym progiem poziomu odsłuchu. Fani niszczenia sobie uszu i wiecznie za cichymi słuchawkami będą więc wniebowzięci.
Do kierowane są Final Audio Design FI-DBTW?
DBZ-towe słuchaweczki TWS kierowane są – w oczywisty sposób – w pierwszej kolejności do fanów mangi i anime spod znaku Dragonballa Z, a dopiero potem do tych, którzy oczekują ponad wszystko jakości dźwięku i wszystkiego co z tym związane. Jest to kompletnie odmienny świat i atmosfera wokół samego produktu, niż wokół testowanych poprzednio ZE8000. Nie mamy tu wątpliwości czy dany mechanizm lub funkcja działa lub nie, nie ma też tak agresywnego marketingu, toteż skupić możemy się jedynie na samym produkcie i tym samym recenzję niesamowicie skrócić, sprowadzając do konkretów.
A te są tutaj takie, że w obu przypadkach – konwencji oraz dźwięku – jest całkiem dobrze. Skupiając się na tym drugim, FI-DBTW zaoferują nam brzmienie tendencyjne ku jasności, zaczynając od absolutnie fantastycznego basu, który jest zwiewny i równy, z zejściem i wydźwiękiem, ale ilościowo dobrany tak, aby się najeść bez uczucia sytości. Dalej mamy bardzo fajną i poprawną średnicę, więc i wokale nam nie ucierpią, ani będąc zbyt oddalonymi, ani zbyt przybliżonymi, ani nadmiernie krzykliwymi, ale i nie mającymi skarpety w ustach, jak pozwoliłem sobie napisać przy poprzedniej recenzji Finali ZE8000. Góra jest że tak powiem „na granicy”, balansując niczym cyrkowiec na linie, ale tyczkę trzymając dzielnie i pewnie w rękach. Z jednej strony łatwo jest stracić w takiej sytuacji równowagę, z drugiej nie miałem jednak ze swoimi utworami jeszcze specjalnych problemów i myślę, że fani słuchawek grających jasno, ale wciąż bez sybilowania, będą tu nasyceni. Na koniec scena, która na planie typowej sceny dokanałowej (elipsa), buduje typowo „Fajnalową” szerokość na osi lewo-prawo, dając multum ciekawych efektów stereofonicznych.
Final Audio Design FI-DBTW najlepiej sprawdziły mi się w roli uniwersalnej, gdzie żonglowałem nimi między telefonem a komputerem. Raz korzystając z nich przy oglądaniu filmów na YT, słuchaniu muzyki, podcastów, wiadomości w trakcie obierania ziemniaków w kuchni na obiad, jak to poruszono na forum swego czasu przy ZE8000. Innym razem towarzyszyły mi w spacerze do sklepu czy po prostu po mieście. Dosłownie chwilę później przełączony byłem na telefon by prowadzić rozmowy z klientami. We wszystkich tych zadaniach Fi-DBTW spełniały swoją rolę dzielnie, aż sam byłem zdziwiony że tak dobrze.
Trochę boli więc nie powalający na kolana czas pracy, wynoszący tylko 5,5 godziny, choć jest to czas pracy ciągłej i w przypadku przerywanej wydłuża się zauważalnie, jako że słuchawki odcinają wówczas sygnał i przechodzą w tryb czuwania. Czyli paradoksalnie sytuacja jest lepsza niż w ZE8000, które pracują bez przerwy, jeśli nie grając, to uskuteczniając system ANC, którego nie da się wyłączyć. Albo tłumacząc to dokładniej: nie tyle mechanizmu ANC co pracy mikrofonów, które zawsze w jakimś trybie muszą pracować. FI-DBTW nie mają żadnych takich dodatków, więc mogą zachowywać się tak jak każde inne normalne TWSy. A ponieważ tryb oszczędzania energii faktycznie przy pracy przerywanej i wieloźródłowej ma sens i działa, baterię w Finalach ładowałem praktycznie wraz z końcem dnia roboczego. W temacie wygody na pewno ZE8000 były wygodniejsze przy tak intensywnym wykorzystaniu słuchawek, toteż powrót na „konwencjonalne” TWSy zawsze jest po nich zauważalny, ale mimo trochę kanciastego kształtu było w miarę OK, zwłaszcza jeśli nauczymy się je zakładać prawidłowo i – jak w moim przypadku – tak aby nie mieć kontaktu fizycznego z małżowiną i jej nie rozpychać. Zajęło mi to trochę czasu, ale nauczyłem się i mocno poprawiło mi to czas „pracy” z moimi uszami.
Czy warto kupić Final Audio Design FI-DBTW?
I tym oto sposobem dojechaliśmy do końca recenzji. Pozostaje zatem podsumować jeszcze raz to co udało się tu ustalić, ale przede wszystkim odpowiedzieć na tytułowe pytanie. To zadanie nie będzie proste, ponieważ słuchawki tego typu zawsze mają wartość dwojaką: kolekcjonerską (fandom) i użytkową (reszta), tudzież będąc oceną łączoną obu tych aspektów. I zależnie kogo spytamy, taką uzyskamy odpowiedź.
W zakresie warstwy użytkowej, mamy tu zadziwiająco solidne TWSy, nie jakieś audiofilsko podniosłe i silące się na cuda wianki, a po prostu porządny produkt o bardzo dobrej jakości wykonania, pozornie nie za długim czasie pracy, sensownych parametrach i brzmieniu, które gdyby miało nieco mniej zaznaczony sopran, byłoby dla mnie wprost rewelacyjne. Aczkolwiek fani słuchawek jaśniejszych i tak przy obecnym strojeniu będą zadowoleni bardziej. I to zwłaszcza w świetle faktu, że góra wcale nie jest przejaskrawiona i nie powinna sprawiać problemu nikomu poza osobami wychodzącymi od wprost ciepłych i ciemnych słuchawek, gdyż tam kontrast będzie po prostu największy.
W zakresie wspomnianego fandomu, jest to przede wszystkim produkt dla ludzi kochających serię Dragon Ball Z. Sam do fanów tego tytułu powiedziałbym że średnio się zaliczam i przez to mam bardziej myślę neutralne podejście do tego typu produktów, skupiając się na tylko tym, co dostaję jako użytkownik, słuchacz, miłośnik dobrego dźwięku o należytej jakości. Tutaj zastrzeżeń specjalnych nie mam i jedynie życzyłbym sobie, aby ilościowo góry było odrobinę dosłownie mniej, a co wynika wprost z moich preferencji muzycznych. Na szczęście gatunkom których słucham jest to obojętne, a w użytkowaniu poza muzycznym wręcz pochwalić można było świeżość dźwięku i czytelność dialogów.
Problem wersji stylizowanych polega na tym jednak, że słuchawek tych nie można wprost polecić szerszemu gronu właśnie ze względu na ową stylizację, która ma zawsze 50% szans na wstrzelenie się w gust. Wiadomo że wygląd nie gra, ale i tak myślę, że większość osób zdecyduje się na wybór słuchawek bardziej stonowanych i niekoniecznie stylizowanych akurat w stronę DBZ, choć zapewne oscylujących w granicach brzmienia tychże. Ci natomiast, którzy trzymają blisko serca rzeczy związane z ich ulubioną serią anime, będą myślę bardzo zadowoleni z takiego nabytku (albo prezentu).
Zalety:
- bardzo dobra jakość wykonania słuchawek i etui
- należyte wyposażenie dodatkowe w tej cenie
- panele dotykowe
- dobra jakość rozmów telefonicznych
- brak problemów z lagami i synchronizacją dźwięku w materiałach video YT/PC
- niemal brak szumu własnego
- całkiem dobra ogólna jakość dźwięku
- świetnie dobrany ilościowo bas
- dobra scena na szerokość
Wady:
- jedynie dostateczna izolacja od otoczenia
- troszkę krótki czas pracy
- nie obraziłbym się za nieco mniej góry pod moje preferencje
- jajowate etui przewraca się po otwarciu, więc trzeba brać na to uwagę przy wyjmowaniu słuchawek