Recenzja słuchawek Final Audio Design D8000

Final Audio Design gości u mnie bardzo okazjonalnie dzięki możliwościom wypożyczenia od czytelników. Zawsze staram się im należycie za ten fakt podziękować w treści recenzji z imienia i nazwiska, aczkolwiek w tym przypadku padła prośba by zachować anonimowość. Trudno zresztą się dziwić chęci anonimowości, ponieważ ma miejsce wysłanie sprzętu naprawdę drogiego, który ma swoich zwolenników, a którzy czasami za jakąkolwiek krytykę, nawet nieświadomie napisaną, a jedynie tak odebraną, są gotowi drzeć z siebie szaty i doszukiwać się wszystkich możliwych nieprawidłowości, od zepsutego sprzętu po nieodpowiednią wilgotność powietrza i fazę księżyca. Internet ma jednak to do siebie, że w jak każdym medium dającym możliwość wypowiedzi i posiadania własnego zdania, jeśli tylko jest ono wyrażone w sposób kulturalny i szanujący innych, nie powinno i z reguły nie ma żadnych przeciwwskazań, aby owe swoje zdanie mieć i wyrażać je bez skrępowania. Zwłaszcza gdy opinia tyczyć się będzie bardzo drogiego sprzętu i w sytuacji, gdy ta właśnie cena nie powinna być żadną okolicznością łagodzącą, a wręcz przeciwnie. Tym razem na wokandę trafiły bowiem flagowe słuchawki Final Audio Design – model D8000. Co prawda uczyniły to sporo miesięcy temu, ale na dniach udało się wreszcie recenzję wykończyć i opublikować.

Audiofilskie cuda na kiju - dosłownie tak można opisać ten obrazek.

Jakość wykonania i konstrukcja

Słuchawki z racji posiadania przez dłuższy czas analizowałem ze swojej strony dosyć wnikliwie i muszę przyznać, że jest to naprawdę bardzo ciekawy pokaz inżynierii. Choć mający swoje konsekwencje, także w wadze. Więc już na starcie chciałbym zadać kluczowe dla całej recenzji pytanie: czy D8000 muszą być takie ciężkie? O dziwo tak, a przynajmniej przez większą część.

Słuchawki bądź co bądź robią wrażenie.

To jakże proste pytanie leży u podstaw wszystkich rozważań, problemów i generalnie cech konstrukcyjnych tego modelu. Niesie też ze sobą potężne konsekwencje emanujące na cały projekt. Okazuje się bowiem, że słuchawki nie posiadają obudowy w rozumieniu tradycyjnym. Każda słuchawka to technicznie rzecz biorąc ogromna kapsuła przetwornika, która jest tak wielka, że ma w sobie możliwość zamontowania nausznika, punktu montażowego dla pałąka a także gniazda na wtyk słuchawkowy. Srebrny pierścień na zewnątrz to w zasadzie ich magnes, jako że Final użył tutaj konstrukcji wielomagnesowej w formie pierścieniowej. To coś naprawdę interesującego względem fazorowych Audeze czy klatkowych HiFiMANów, ale wymaga użycia potężnych jednostek, które muszą swoją masę mieć i jednocześnie konstrukcję na tyle trwałą i sztywną, żeby nie było problemu ani z wytrzymałością, ani drganiami. Użycie magnesów pierścieniowych oznacza więc masę, a ta oznacza konieczność ogólnego dostosowania konstrukcji do takich gabarytów.

Wrażenie robią w sumie z każdej strony.

Wnętrze słuchawek to cztery otwory radialne będące ujściem fali akustycznej z centralnie umieszczonym dławikiem akustycznym. Rozwiązanie takie stosowało w latach 90-tych AKG w seriach K400 i K500. Polegało ono na centralnie umieszczonym materiale akustycznym, który tworzył punktowo wysokie tłumienie. Coś na zasadzie przesłony lub filtru. To właśnie on odpowiada za muzykalne brzmienie D8000.

Niestety o ile rozwiązanie jest ciekawe, musi iść w parze z jednoznaczną pozycją słuchawek na głowie. FAD są ciężkie, nie trzymają się zbyt pewnie, każdy ruch powoduje ich pracę i zmianę pozycji. Automatycznie i radykalnie słychać to w dźwięku, właśnie przez tenże tłumik. Upraszczając, ucho może przyjąć tutaj trzy pozycje:

  1. bezpośrednio w osi tłumika (słuchawki przesunięte najbardziej do tyłu, najcieplejsze brzmienie),
  2. częściowo w osi tłumika, częściowo w świetle otworów wokół niego (słuchawki w pozycji nominalnej, najbardziej wyważone brzmienie),
  3. w osi otworów dookólnych (słuchawki przesunięte najbardziej do przodu, najjaśniejsze brzmienie).

Jeśli trzem osobom damy te słuchawki i założą je każda inaczej w myśl powyższych obserwacji, uzyskamy trzy różne sygnatury i trzy różne relacje (i przynajmniej jedną kłótnię o to kto ma rację). Rację natomiast mają wszyscy i nikt, bowiem nawet przy pozycji nominalnej nie jest powiedziane, że słuchawki w naturalny sposób będą się właśnie tak układały. Teoretycznie najlepszym rozwiązaniem byłoby zastosować ogólny damping akustyczny i uśrednić wszystko za pomocą jednorodnych wkładek, ale w praktyce naprawdę nie wiem jakie miałoby to konsekwencje.

Nauszniki w środku skrywają jednak smutną prawdę o zastosowanych tu przetwornikach.

Wydaje mi się, że FAD zdecydował się na taki krok celowo, czy wręcz ryzykując. Sądzę tak dlatego, że najprościej (ale i też najbardziej zgodnie z rzeczywistością) wszelkie różnice, aspekty i ogólnie interpretację dźwięku zrzucić na kwestie anatomiczne, a to gust inny, a to sprzęt źródłowy itd. Wykorzystywane jest to w wielu recenzjach audio jako swoisty „wytrych”, ponieważ jeśli słuchawki zostały założone powiedzmy w sposób nr 3 przez oceniającego, a później użytkownik założy je w sposób nr 1, uzyskamy dwa kompletnie różne od siebie kondycje sopranu. Łatwo zarzucić recenzentowi wtedy kłamstwo, choć opisał to co słyszał.

Może nie tyle przetwornikach, co ich tłumieniu akustycznym.

Pojawiały się nawet jak słyszałem opinie, że słuchawki zmieniają swój styl grania na osi czasu, przynajmniej porównując dwa różne modele w różnych odstępach czasu. Wydaje mi się jednak, że nie ma to miejsca i prędzej całą winę zrzucałbym na opisywany tu tłumik akustyczny.

Tłumik jest tutaj kierunkowy. Ma to swoje dramatyczne wręcz konsekwencje dla akustyki.

Sama jego egzystencja to też problem, ponieważ nie można ułożyć sobie słuchawek na głowie według wygody, a trzeba układać według dźwięku. Nie byłoby to nic złego, gdyby nie fakt, że te słuchawki – choć ważą nawet nieco mniej niż LCD-2, posiadają pałąk podobny do modeli Sonorous, który nie był projektowany pod tak ciężkie kopuły. W efekcie rozkład masy na głowie jest kiepski i słuchawki bardzo mocno czujemy zarówno co do wagi, jak i nacisku tejże na naszą czaszkę. Doliczyć należy do tego nauszniki o twardawej trochę gąbce i łatwym w zaciągnięciu materiale obić (że tak powiem „rajtuzy”). A także typowe obracanie się muszli, ponieważ mechanizm regulacji i rotacji jest żywcem wzięty z Sonorousów.

Gniazda z blokadą są pewne i solidne, ale utrudniają konfekcję.

 

Niestety wszystkie te czynniki wzięte razem i przełożone na komfort kreują dosyć przeciętny obraz. Co prawda to nie tak, że słuchawek nie da się używać, ale dłuższa praca przy komputerze odpada, zaś długie sesje odsłuchowe jako takie, w salonie czy na wersalce, muszą odbywać się od pewnego momentu w pozycji leżącej lub jakkolwiek wspierającej konstrukcję na naszej głowie. Jest to możliwe tym bardziej, że słuchawki są średnio wrażliwe na przeszkody znajdujące się po zewnętrznej stronie i modulacja barwy od fal odbitych nie jest destrukcyjna.

System regulacji znany jest z poprzednich słuchawek FAD.

Jeśli jednak będziemy chcieli korzystać ze słuchawek normalnie, pod koniec dnia czeka nas konkretny ból kości czaszki i uczucie posiadania na głowie czegoś, co mogłoby być wyraźnie bardziej wygodne. I nie jest to moje narzekanie dla narzekania, bo przypomnę, że z reguły korzystam ze słuchawek jeszcze cięższych i jakoś daję sobie radę, a i do takiej wagi jestem jakkolwiek przyzwyczajony.

Szkoda, że słuchawki są tak ciężkie i niewygodne na dłuższą metę.

Jest to o tyle rozczarowujące, że słuchawki kosztują bardzo dużo, a jednak producent nie pokusił się o zainwestowanie również troszkę czasu i myśli inżynierskiej w zaprojektowanie pałąka, który specjalnie w tym konkretnym modelu umożliwiłby nam korzystanie z nich bez żadnych niedogodności przy fakcie mocno zwiększonej wagi. Czy byłoby to trudne? Nie. Nawet zmiana samego pałąka nie byłaby potrzebna, a jedynie dodanie 2-3 razy większej ilości wypełniacza w obiciu, które jest super-oszczędne i praktycznie powtarza ten sam błąd, który dawniej uskuteczniało Audeze. Teoretycznie element ten możemy rozkręcić i taką opaskę dorobić sobie samodzielnie, ale znów – mówimy tu o słuchawkach za słownie piętnaście tysięcy. Powinniśmy wyjąć je z pudełka i rozpływać się w zachwytach, a nie co rusz poprawiać je na głowie, bo brzmienie nie takie, bo jeden kanał gra inaczej niż drugi, bo za jasno, za ciemno, za ciężko, a może do przodu, a może jak obrócę muszle do przodu wtykami to będzie lepiej…

Na pochwałę zasługuje za to kabel warkoczowy. Posiada metalowe wtyki, metalowy splitter i ogólnie jest bardzo ładnie wykończony, znacznie lepsze wrażenie sprawiając, niż fabryczne kable od Sonorousów. Na naganę zaś stojak, który jest kompletnie moim zdaniem niepraktyczny, a do tego powodujący ryzyko zadrapania plastikowych kapsli przytrzymujących obicie pałąka. Równie dobrze mogłoby go nie być. Tak samo jak przekombinowanego doszczętnie pakowania, którego złożenie potem w całość graniczy z cudem i jest to pierwszy przypadek gdy musiałem robić zdjęcia przed rozpakowaniem sprzętu, aby móc potem go jakkolwiek złożyć do wysyłki.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze szczegółowym opisem sprzętu posiadanego, a który to przewija się również i w tej recenzji w jej treści.

Urządzenie testowe zawsze zostawiam sobie włączone dla pewności na 24-48h z tytułu profilaktyki (wygrzewanie, adaptacja itd.) przed krytycznymi odsłuchami.

Sprzęt testowy:

  • Konwertery C/A: Pathos Converto MK2
  • Wzmacniacze: Pathos Aurium (2x 6N1P-EW OC)
  • Karty dźwiękowe: Asus Essence STX (2x MUSES8820 + TPA6120A2)
  • Okablowanie analogowe: AF Balancer4 FLEX XLR, AF Connector2 Signature RCA, AF AC3B
  • Okablowanie cyfrowe: ViaBlue KR-2 Silver USB, ViaBlue H-FLEX
  • Słuchawki do porównań bezpośrednich i roli punktów odniesienia: AKG K270 Studio, AKG K1000, Audeze LCD-2F Rosewood, Audeze LCD-XC, Audeze iSine 20, Sennheiser HD800

 

Jakość dźwięku

Brzmieniowo słuchawki od początku robią bardzo dobre – choć zmienne – wrażenie. Rzuca się w uszy przede wszystkim nienaganna barwa, muzykalność z zachowaniem świeżości, zero efektu kocyka czy zgnuśnienia dźwięku, a także wysoka czystość, w tym wypadku w pełni adekwatna do ich ceny. Całość strojona jest na cieplejszy, miły dla ucha przekaz, choć wyjątkowo nie widać tego aż tak mocno na wykresach, zwłaszcza jeśli patrzeć na bas. Prawdopodobnie jest to spowodowane niedostateczną szczelnością padów na fantomie pomiarowym, a dokładniej zbyt twardymi silikonowymi uszami. Ew. jakimś czynnikiem konstrukcyjnym słuchawek. Są to jednak tylko moje przypuszczenia.

Tonalnie mamy tu mocny bas, który lubi skupić się na swoim środkowym podzakresie, ale nie negując tematu zejścia, dokładności, czy szybkości. Po prostu często lubi faworyzować wydźwięk, aczkolwiek bardziej dokładny sprzęt może wydatnie pomóc w utrzymaniu się w mocniejszych technicznie ryzach. Na Converto nawet nie obraziłbym się, gdyby basu było nieco mniej, choć jego ilość – przywodząca mi na myśl LCD-3 – wcale nie przeszkadza i łatwo jest się do niej przyzwyczaić. Chyba że ktoś naprawdę cierpi na konkretny basowstręt.

Średnica D8000 jest bardzo dobra i bliska idealnemu, ale nie idealna. Zachowana ładnie między dystansem a bliskością, pozwala na wkroczenie dźwiękom między nas, między wokalistę, na środek sceny, za nią. Średnica mimo dużego ładunku muzykalnego i dociążenia dźwięków pozostaje konstrukcyjnie w ramach wszelkiej sztuki prawidłowa i spokojnie może rywalizować z LCD-4z, ale też Odinami. Nie jest to też tak bliski zakres jak K1000 czy MX4, także osoby mające awersję do bliskości wokalistów lub szukające bardziej wyjątkowego klimatu, powinny być więcej niż zadowolone.

Góra to niestety element wypadkowy wynikający z tego jak słuchawki założymy. Potrafią być raz jaśniejsze, raz ciemniejsze, ale na ogół sopran jest ciepłym, naturalnym i bardzo dobrze dobranym co do barwy oraz proporcji. Słuchawki definitywnie identyfikują się jako te bardziej muzykalne i stroniące od grupy jasnej, w skład których wchodzą u mnie HD800, ale też i te bardziej stonowane i wyrównane, takie jak zmodyfikowane K1000 i LCD-XC. Bardzo jest im po drodze ponownie z LCD-4z, choć o dokładnych proporcjach rzeczy mógłbym opowiedzieć tylko w świetle konfrontacji bezpośredniej. Oba modele są bowiem za blisko siebie, aby móc z pamięci jednoznacznie zadeklarować się co do jednego czy drugiego. Zróżnicowanie sopranu pod kątem założenia również mi tej czynności nie ułatwia.

Dużą zaletą D8000 jest to, że obojętnie jakby się ich nie założyło, sopran zawsze prezentuje się z koherentnej perspektywy względem średnicy. Oba zakresy są ze sobą połączone i jest to przewaga nad Audeze, które forsuje obecnie pady pamięciowe. Wymagają one czasu na adaptację (złapanie temperatury oraz w efekcie zmiękczenie się) i we wszelkich testach porównawczych wymuszają przynajmniej 15-30 minut spędzenia na głowie. W lecie lub przy sprzęcie konkretnie się grzejącym jest zawsze łatwiej, ale wciąż trzeba brać na to poprawkę. Jeśli się nie weźmie, sopran LCD może mieć wrażenie nieco oderwanego od reszty i dopiero po czasie, gdy pady wtopią się (dosłownie) w naszą głowę, a odległość ucha od przetwornika się zmniejszy, następuje upłynnienie wszystkiego tak, jak powinno mieć to miejsce od początku. D8000 nie mają takich problemów, ponieważ ich pady nie są pamięciowe (okupują to wygodą), ale dźwięk sam w sobie jest tutaj dokładnie taki od startu, jaki winien być. Pady bardzo słabo się poddają, co ma tą zaletę, że ich założenie wymaga tylko ustalenia odpowiedniej pozycji na głowie, aby móc je ocenić dźwiękowo, a nie czasu, aby przyjęły jej kształt. Także to też nie jest tak, że Audeze są perfekcyjne w każdym calu. Jak daję sobie sam z tym radę jako ich posiadacz? W LCD-2 po prostu zakładałem słuchawki i czekałem, aż „dojdą”, zaś w LCD-XC zamontowano mi pady bez gąbki pamięciowej z jakiegoś powodu. Być może jest to efekt błędu producenta i stąd przeznaczono je na wersję Music Creator Edition, ale paradoksalnie preferuję je właśnie w takiej formie dźwiękowo.

Wracając ponownie do D8000, scena nie jest może jakaś specjalnie duża i bardziej ma tu swoje analogie do LCD-2, czy może bardziej LCD-X, ale jej dokładność i holograficzność spokojnie przywodzą mi na myśl LCD-3, może nawet LCD-4. Niech nie będzie zdziwieniem, że tak wiele porównań wykonuję do Audeze, ale słuchawki te po prostu są mi najbardziej ze wszystkim magnetostatów znane i byłem ich wielokrotnym posiadaczem czy to w przeszłości, czy też i na dzień dzisiejszy, choć może nie aż tak wysoko usytuowanym jak kiedyś (najwyższym modelem jaki miałem były LCD-3 2015). Były to dla mnie słuchawki wtedy bardzo wyjątkowe i tak samo D8000 okazały się teraz słuchawkami również naprawdę wyjątkowymi. Pod wieloma względami. Ich konstrukcja jest wbrew pozorom bardzo zaawansowana, a brzmieniu nie można zarzucić praktycznie nic, poza niektórymi konsekwencjami wynikającymi ze strojenia, jak np. mała scena. Ale nie samą wielkością człowiek żyje i przyznam, że o ile wygodniej siedzi mi się w takich K1000, które mimo wszystko nie mogą się poszczycić większą od D8000 holografią, to jednak FAD mają w sobie klimat i budują się scenicznie właśnie wokół niego. Daje to wysoką sumarycznie eufoniczność i wciąga użytkownika jak narkotyk. Naprawdę trudno potem – tak jak niegdyś przy Audeze – przejść obok nich do porządku dziennego.

W beczce miodu scena jest swego rodzaju łyżką dziegciu, jako że jest niestety mała i tym mniejsza, im słuchawki są odsunięte w kierunku tyłu głowy (na cieplejsze brzmienie). W maksymalnym rozjaśnieniu, najbardziej pozytywnym z perspektywy sceny, D8000 są w stanie rywalizować jak równy z równym z LCD-2F i skłaniać się już powoli w kierunku LCD-4z, ale faktem jednak pałeczkę pierwszeństwa w tym wyścigu dzierżą w większości sytuacji Audeze. Potwierdzają się tym samym głosy, że LCD-4 są od FADów jaśniejsze i bardziej przestrzenne, podczas gdy D8000 serwują bardziej teatralny przekaz, klimatyczny i cieplejszy. Również i moja opinia by się do tego przychylała.

I tak w sumie można byłoby je sobie wyobrazić – nocny spektakl teatralny, ale wykonywany przez najbardziej znanych aktorów, jakich na jego deskach spotkać by można było. Uczta dla oka i ucha, potrawka wykwintna dla koneserów i znawców sztuki.

Spektakl nie będzie jednak nosił znamion powtarzalności. Przez zastosowany tu tłumik akustyczny trzeba D8000 notorycznie opisywać z przedrostkiem „przez większość czasu”. Będą zdarzały się momenty, że odchylenie się lekko do tyłu wyraźnie przyciemni dźwięk, a spojrzenie na klawiaturę go rozjaśni i zmieni barwę sopranu. Prowadzi to do sytuacji wręcz kuriozalnej, w której z jednej strony chwalimy słuchawki za ogromny realizm i naturalność, a z drugiej mamy wręcz „automodulację” tychże cech w oparciu o to, czy patrzymy do góry, do dołu, ziewamy czy robimy cokolwiek, co powoduje, że słuchawki zmieniają swoją pozycję na głowie. A robią to praktycznie non-stop. To też prowadzi nie tylko do irytacji użytkownika, ale powoduje, że granica opisowa między ergonomią a brzmieniem zaciera się. Korelacja jednego z drugim w D8000 jest tak silna, że w zasadzie nierozerwalna i bardzo trudno byłoby to wszystko opisać jako jedno „prawidłowe ustawienie”, bo takowego po prostu nie ma. To znaczy jest, na kompletnym środku, ale sęk w tym, że słuchawki unikają wskazania go nam jak tylko mogą.

Niestety ich budowa oraz zastosowane patenty, jak np. filtr akustyczny pełniący rolę deflektora na środku przetwornika czy luźny zakres trzymania się na głowie, rzutują na powtarzalność uzyskiwanych rezultatów. Wraz z dużą wagą mającą częściowy tylko rozkład na głowie, powodują ostatecznie bardzo pozytywne wrażenia dźwiękowe mimo elementu losowego i trochę gorsze odczucia ergonomiczne.

Jakość dźwięku bezdyskusyjnie wgniata w fotel naturalnością, przyjemnością i paletą barw. Z reguły. Ergonomia ma bowiem swoje przełożenie na zabarwienie dźwięku, a dokładniej na kondycję ilościową sopranu. W zależności od ruchu głową dodają od siebie czy to więcej góry (przesunięcie do tyłu), czy to większego ciepła (przesunięcie do przodu). To w zasadzie jedyny mankament tych słuchawek od strony brzmieniowej, bowiem nie mam problemu nawet z rozmiarem sceny (nadrabia ona innymi właściwościami), a jedynie z tym co opisałem. Skrajnie utrudnia to tym samym jakiekolwiek porównania bazujące na pamięci na osi czasu, ale też przekreśla w dużej mierze ich zastosowanie w praktycznych testach jako punkt odniesienia.

Nie znaczy to oczywiście, że D8000 są „do niczego”. Bardziej jednak widzę je w zastosowaniach wyłącznie konsumenckich w rozumieniu słuchawek kanapowo-salonowych. One mają rozkoszować dźwiękiem i w istocie czynią to, będąc rywalem jednocześnie dla faworyzowanych w moim zeszycie LCD-4/4z. Co też trzeba im przyznać, Audeze są wygodniejsze od Finali i aby ten trend odmienić, należałoby w D8000 popracować nad obszerniejszym wypełnieniem pałąka oraz w drugiej kolejności twardością padów. To naprawdę niedopuszczalne, aby słuchawki za takie pieniądze dosłownie majtały się na głowie przy każdym jej poruszeniu. Jeśli jednak pominąć aspekty ergonomiczne, a także na wątpliwe z punktu widzenia powtarzalności odsłuchów rozwiązania tłumiące, FAD D8000 zasługują na wszelkie pochwały, jakie trafiają im się z ust innych.

 

Endgame?

Dla wielu osób zapewne subiektywnie tak, zresztą tak samo jak okrzyknięto tym mianem RME ADI 2, ale osobiście ośmielę się powstrzymać od takiego określenia w przypadku D8000 i jako argumentację chciałbym przedstawić szereg aspektów, jakie uzasadniają moją powściągliwość. Przede wszystkim:

W wymiarze subiektywnym – z powodu LCD-4z, które jednak były dla mnie wygodniejsze i potrafiły zrobić przynajmniej tak samo dobre wrażenie.

W wymiarze obiektywnym – słuchawki te nie mogą postawić krzyżyka przy pozycji „wielkość sceny” i będzie to w zasadzie od razu największy wobec nich zarzut w temacie dźwięku, który mimo wszystko bardzo mi się podoba zarówno właściwościami, jak i ogólną jakością, w obu przypadkach stojąc bardzo wysoko.

W wymiarze rzetelności odsłuchów – no właśnie, powyższy wymiar jest obarczony ogromnym „błędem pomiarowym”, bo z koniecznością uwzględnienia może nie wahania gustu, bo tą rzecz zawsze staram się wykluczyć u siebie na etapie przygotowania do testów, ale umówienia się, że słuchawki zawsze ocenialibyśmy w jednej i tej samej pozycji na głowie.

W wymiarze ergonomii – znów łącząc się z powyższym, a dokładając do tego dużą wagę słuchawek i niezbyt fortunny jej rozkład na głowie, nie byłyby to nauszniki w jakich mógłbym spędzić cały dzień, a co podważałoby trochę zasadność kosztowania się na sprzęt za 15 tysięcy, jeśli nie mógłbym z niego korzystać jak długo bym chciał i się czuł w mocy.

W wymiarze poczucia wartości – to ostatni wymiar analizy, który w przypadku D8000 nie daje mi spokoju, bo choć słuchawki są naprawdę nietuzinkowe tak konstrukcyjnie, jak i brzmieniowo, to jednak materiałowe i bardzo łatwe w uszkodzeniu pady, niejednoznaczne możliwości obracania muszli w ramach stosowanego przez FAD od lat systemu zawieszenia każdej z nich i zamocowania do pałąka, a także problemy natury konstrukcyjnej samego przetwornika na większych głośnościach wskazują sumarycznie, że projekt jako taki nie jest bez wad, a tego oczekiwałbym po sprzęcie sprzedawanym w cenie dobrych kolumn.

 

Sens i opłacalność

D8000 na pewno mogę wpisać w poczet najlepiej brzmiących słuchawek, jakie miałem przyjemność na swoją głowę przywdziać. Rozpychają się w moim osobistym rankingu TOP5, pośród takich tuz jak LCD-4, LCD-4z, HE1000 czy K1000. Czy takie słuchawki mają jednak sens? To pytanie, które raz, że zrodziło się w chwili, gdy zacząłem analizować na spokojnie wszystkie wady konstrukcyjno-ergonomiczne D8000 i którego normalnie nie akcentuję w aż takim stopniu, ponieważ każdy sam musi sobie na nie zawsze odpowiedzieć po lekturze czy to mojej, czy czyjejkolwiek recenzji, a która to odpowiedź nie będzie uniwersalną.

Poniższa analiza będzie jedynie moją własną odpowiedzią na powyższe wątpliwości i bardziej chyba na pytanie: czy sam bym D8000 dla siebie kupił. Niestety nie, nie uczyniłbym tego, a powodem byłoby odczucie, że sprzęt jest dla mnie zbyt niedopracowany i niewygodny przy swojej katalogowej cenie i wprowadzenie modelu PRO również wzmacnia tą decyzję.

Problemem tego hobby czasami jest to, że o ile producenci lubią skalować nam, konsumentom, ceny swoich produktów, o tyle konsumenci mam wrażenie czasami powinni mocniej skalować także i własne wymagania w ramach nich. I wydaje mi się, że to właśnie powinno mieć miejsce tutaj. Czemu przywiodłem do tego wszystkiego model PRO? Ponieważ Final Audio Design zdaje się próbuje tym modelem naprawić – przynajmniej częściowo – to, co trapi model zwykły w zakresie problemów ze zniekształceniami i głośnością, a o czym powiem za moment więcej.

Wracając do kwestii ceny i wymagań, mam wrażenie, że część klientów, czyli nas, pełni w ramach rynku wtórnego namiastkę takiego trochę zdrowszego regulatora cen. Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie, bo odsetek ludzi rozsądnych zdaje się jest wciąż różny w zależności na jaką branżę, a nawet przedział cenowy czy i konkretny produkt patrzymy. Ale zobaczmy, że np. używane HE1000 potrafiły chodzić za 6-7 tysięcy złotych, a jakby nie patrzeć są znacznie wygodniejsze od D8000. K1000 potrafią wisieć za 4500-5000 zł, ponieważ większość osób jest przerażona wizją ich napędzenia i ogólnie nie wie czego się spodziewać, bo co człowiek to inne o nich opowieści. LCD-4 są koszmarnie drogie, a i sama firma robi się – jak uważają niektórzy – coraz bardziej kontrowersyjna w swoich poczynaniach i decyzjach (np. bardzo tanie GX oparte o praktycznie te same obudowy magnezowe czy skasowanie wszystkich danych klientów z oficjalnej strony z tytułu niemożności ich zmigrowania przy aktualizacji). Wciąż jednak nie można odmówić Czwórkom bycia słuchawkami wybitnymi pod wieloma względami i ten dźwięk oddziałuje na człowieka jak narkotyk. Uzależnia, opętuje, zniewala, chodzi jak cień. Stręczycielstwo maniakalne jednym słowem. Takie same przymiotniki niosą jednak ze sobą i D8000, chyba że trafiają na użytkownika, który w temacie dźwięku ma kompletnie inaczej ulokowane wymagania i preferencje.

Obojętnie, czy D8000 są dla kogoś słuchawkami kresowymi, finalnymi (w końcu Final w nazwie), czy też nie, mimo wszystko mają znakomite predyspozycje, aby takowymi być i jeśli faktycznie są – absolutnie proszę się tego trzymać. Pytanie więc może zadam inne – kiedy dla mnie osobiście byłyby takowymi? Miałbym tu szereg życzeń i roszczeń, zatem słuchawki mogłyby być dla mnie świetne i brane pod uwagę zakupowo, gdyby:

  • posiadały większą scenę dźwiękową,
  • miały znacznie lepszy rozkład masy na głowie,
  • posiadały normalne pady,
  • kreowały znacznie większy „sweet spot” wewnątrz komór odsłuchowych.

I tak naprawdę to tyle. Nawet cena nie musiałaby być zmieniona. Wszystko inne, czyli cieplejsze strojenie, bardziej środkowy bas, to wszystko jest już rzeczą de gustibus i spokojnie można byłoby z tego korzystać w ramach ich własnego charakteru. Nie wylistowałem też problemu z przetwornikami, ale to dlatego, że nie słucham głośno muzyki i problem – o ile występuje – o tyle mnie osobiście po prostu nie dotyczy. Naturalnie byłoby fajnie, gdyby sprzęt za takie pieniądze nie miał defektów konstrukcyjnych, ale powiedzmy że podchodzę do tematu nieco lekceważąco celem faworyzowania rzeczy dla mnie najważniejszej, a więc brzmienia + wygody.

W każdym innym przypadku, a więc u każdego pojedynczego czytelnika/użytkownika/konsumenta/entuzjasty, aby realnie ocenić sensowność i opłacalność takich słuchawek jak D8000, należy przeprowadzić żmudną analizę i zadać sobie wiele fundamentalnych pytań:

  • czy zamierzam je kupić i zostać z nimi na dłużej, czy może jest to tylko chwilowy kaprys?
  • jeśli na dłużej i zakup jest na poważnie, to czy słuchawki grają adekwatnie do swojej ceny?
  • czy słuchawki są wygodne jak na swoją cenę?
  • czy są one trwałe i nie będą sprawiały problemów podczas użytkowania?
  • czy w razie czego mogę zakupić do nich łatwo lub tanio materiały eksploatacyjne?
  • czy znam inne tańsze lub droższe alternatywy?
  • czy niosą ze sobą konieczność dużych inwestycji lub zmian w torze?
  • czy jestem gotów liczyć się z ogromną stratą przy ich odprzedaży i wiszeniem ogłoszenia przez długi czas?
  • czy moich wymagań nie da się zaspokoić sprzętem tańszym lub innego typu (np. systemem głośnikowym)?

Większość z tych pytań zadaję sobie sam i zadawałem je także w chwili, gdy rozważałem koncepcję sprzedaży niemal wszystkich słuchawek, aby zdobyć LCD-4. Ostatecznie jednak wstrzymałem się, bowiem zadałem sobie jeszcze jedno, dodatkowe pytanie, które nie zawsze musi występować u innych osób: ile musiałbym poświęcić w zakresie innych słuchawek i sprzętu ograniczając w ten sposób swoje możliwości użytkowo-testowe, aby je kupić?

Wynika to z faktu, że od pewnego czasu staram się iść w minimalizm co do stanu posiadania i jednocześnie tak dobierać sprzęt do siebie, aby uzyskać optymalność w stosunku kosztów do jakości dźwięku. A zakup jednej pary skutecznie ograniczyłby moje możliwości w zakresie oceny innego sprzętu, który przecież przyjeżdża na blog w formie różnej, raz tańszej, raz droższej, a to otwartej, a to zamkniętej.

W przypadku D8000, pomijając oczywiście przypadki nabycia ich za bardzo atrakcyjną cenę, która stawia je w piramidzie opłacalności wyżej od LCD-4, zawsze będzie to walka w obrębie wymienionych wyżej pytań. Będziemy mieli dylematy, czy ich ograniczenia ergonomiczne powinny przysłaniać jakość dźwięku? Jak wiele dla tejże jakości jesteśmy w stanie przełknąć? Czy w ogóle powinniśmy cokolwiek przełykać?

Z jednej strony jest to walka serca, bo brzmienie jest naprawdę wysokiej jakości, z drugiej rozumu, bo kwota jest niemała, a jednak wygoda mogłaby być lepsza, ergonomia także, jak również całość nie musiałaby zachowywać się w taki sposób w jaki się zachowuje za sprawą wybranych do ich budowy rozwiązań akustycznych. Są ludzie tacy jak ja, którzy często nie mają z tym problemu i tolerują słabostki swoich słuchawek. W K1000, które pełnią zaszczytną rolę moich obecnych słuchawek klasy TOP, jestem w stanie przełknąć ich bas oraz rzeczy, które wynikają stricte z ich wieku. Bo oferują cechy, których nawet takie LCD-4 czy D8000 nie mają. W LCD-XC (i w ogóle Audeze) mogę przełknąć z kolei wagę, która jest większa od D8000, ale wyraźnie lepiej rozkładana, przez co jak na ironię mogę w XC siedzieć ponad dwukrotnie dłużej niż w Finalach. „Finały” umożliwiają mi pracę maksymalnie przez kilka godzin bez przerw (choć często mam ich dość już po godzinie), podczas gdy XC nawet 7-8 godzin. Zaokrąglając, wagowo stosunek między nimi to 500 kontra 700 gram. Różnica jest spora i powinna być odczuwalna na minus XC, a nie jest. Naturalnie klasa dźwięku D8000 jest wyższa, więc łatwiej byłoby im przebaczyć niedogodności na polu wygody, ale za nią kroczy też spora różnica w cenie. Aby było sprawiedliwiej, weźmy sobie LCD-3, które powinny ważyć też coś w okolicach Finali, może więcej, a jednak ich jakość również jest bardzo wysoka, cena niższa, wygoda większa. To wszystko napawa niestety wątpliwościami.

Na pewno sam osobiście z ich dźwiękiem byłbym szczęśliwy, bo to jednak kapitalna jakość ogólna i klasa podchodząca pod LCD-4. Obawiam się jednak, że w tej cenie zbyt mocno zwracałbym uwagę na kwestie ergonomiczne i w pierwszej myśli nie unikałbym konfrontacji z LCD-4, czyli ich największym rywalem. Nawet mimo czytania tu i ówdzie, że to słuchawki dla oszołomów, łamiące kark, badziewie dla jeleni itp. inwektywy pisane przez ludzi, których często po prostu nie stać na taki sprzęt i którzy swoją frustrację muszą wyładować na innych. Wolałbym w dłuższej perspektywie wyciągnąć zatem coś po prostu wygodniejszego, co choć grającego gorzej od D8000, dawałoby mi możliwość jakiegokolwiek obcowania z muzyką. Jeśli nawet LCD-XC są dla mnie wygodniejsze od D8k, to naprawdę coś jest z ich wygodą nie tak.

Patrząc w trochę szerszym spektrum zaś, rozważałbym też LCD-3 lub system kolumnowy jako te, które nawet w podobnych pieniądzach co LCD-4 i D8000 w wymiarze wydatku (ew. inwestycji, choć słowo to nie do końca tu pasuje) nie noszą w sobie znamion problematyczności na polu wygody oraz zużywania materiałów eksploatacyjnych. W tej cenie mam bowiem chociażby KEFy R7, które na AVS zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Jeśli więc uprościć i założyć, że R7 i D8000 to ta sama „klasa” dźwięku, kosztująca tyle samo, to przy spełnieniu wymagań koniecznych do posiadania kolumn, odpowiedź co bym preferował krystalizuje się dosyć mocno.

No i na horyzoncie majaczą jeszcze rozwiązania STAXa, np. systemy oparte na SR007, ale nie testowałem takowych i naprawdę nie wiem czego się po tym spodziewać, czy ma to sens, jakie są mocne i słabe strony. Wiem natomiast, że z perspektywy bloga, a nawet zwykłej diagnostyki w przypadku problemów, jest to bardzo mocne ograniczenie i ryzyko pozostania się ze sprzętem drogim, a niekoniecznie kwalifikującym się na bezproblemowy serwis.

Ze STAXem wiąże się bowiem pewna nieprzyjemna dla mnie historia, bowiem swego czasu awarii uległa taśma w moich SRS-3010. Okazało się, że w sklepie, w którym dokonywałem zakupu, zamieniono słuchawki mające być w zestawie i dano mi SR-202, ale od pakietu SRS-2050 (numery seryjne są tu przypisane także pakietowo). Próbowano później zrobić ze mnie oszusta i naciągacza, który kombinuje aby serwisować sprzęt w ramach gwarancji udzielonej na inny. Ostatecznie za naprawę zapłaciłem 430 zł z własnej kieszeni, ale zadowalając się nagrodą pocieszenia w postaci wymiany taśmy na tą z modelu SR-303, co było też wyraźnym zastrzykiem jakościowym dla tych słuchawek. Niby więc happy-end, ale fakt faktem pozostawiło to pewien niesmak, dlatego też STAX ostatecznie nie znajduje się w mojej kolekcji i najprawdopodobniej już nigdy nie będzie, o ile nie trafię na model, który faktycznie „zniszczy mi świat” i nie pozostawi absolutnie niczego z każdej pary jaką posiadam i której przez lata dane mi było słuchać. Na dzień dzisiejszy jednak substytutem takich systemów są obecnie moje K1000 i zawsze za takowy je brałem, ba, nawet i podobne słabostki im towarzyszą (oszczędny niski bas), do których z czasem się też jakoś zdążyłem przyzwyczaić. W przypadku FAD jestem przekonany, że takich problemów by nie było, choć nie sprawdzałem tej marki serwisowo na własnej skórze i chyba też nie miałbym nigdy intencji, aby czynić to przy tak drogim sprzęcie.

W kontekście sensu, należy brać jeszcze pod uwagę zużycie się słuchawek na osi czasu. To naprawdę nie jest tani sprzęt, więc robienie za słuchawki typu „daily” musi spełniać kilka wymogów, chociażby dostępu do materiałów eksploatacyjnych, czy nawet elementarne nawyki związane z ich zdejmowaniem, odkładaniem, jednym słowem szanowaniem słuchawek. Raczej gabaryty i ergonomia ograniczają ich wykorzystywanie jako słuchawki codziennego użytku, a jeśli tak, to wówczas co nam pozostaje? Gablota i użytkowanie rekreacyjne? I właśnie ta myśl stała się przyczynkiem do moich własnych decyzji za sprzedażą naprawdę potężnej kolekcji słuchawek vintage, a także i chociażby LCD-2, które choć są słuchawkami w gronie moich najulubieńszych, to jednak zadziwiająco, ale bardzo często łapałem się na użytkowaniu innych modeli czy to w codziennym cyklu, czy też wieczorowo. Bycie kolekcjonerem słuchawek ma definitywnie swój urok, ale wspomniana „gablota” i podziwianie jak ładnie sobie kilkanaście par słuchawek wisi na kołkach, zamiast potencjalnie cieszyć innych użytkowników, którzy szukają być może takich dokładnie modeli i w takim stanie miesiącami, ostatecznie zwyciężyły.

Ten sam problem jest poniekąd z D8000. Za dnia ich otwartość i brak izolacji zwłaszcza w pogodę letnią, czyli gdy jest parno, duszno i z koniecznością zrobienia przeciągu lub siedzenia w pokoju z wentylatorem/klimatyzatorem generującym hałas, mogą po prostu przeszkadzać. Co nam po ich czystości i czarnym tle, skoro w tymże tle słyszymy jednostajny szum wentylatora? To wtedy co to jest, szare tło? No właśnie. Siedzimy zatem w innych słuchawkach, które są bardziej izolujące, być może męcząc się z ich niższą jakością i będąc sfrustrowanymi, że nie można użyć w spokoju swoich cudów niesamowitych za 15 tysięcy, co to świeżo co zakupione są. Przychodzi wieczór, jest chłodniej, cieszymy się i zakładamy D8000, po czym stwierdzamy, że jesteśmy już tak zmęczeni, że ich waga to dla nas jednak zbyt wiele. Co rusz je na głowie poprawiamy, czasami ściągamy, zakładamy ponownie, może inaczej, może bardziej do przodu, może do tyłu, myślimy czy jakaś gąbka podłożona pod pałąk by nie pomogła. W słuchawkach za 15 tysięcy… echhh.

W każdym razie, wypisałem chyba wszystkie swoje przemyślenia, wnioski i wątpliwości, jakie towarzyszyły mi przy tych dosyć drogich słuchawkach. Nie po to, aby rozbudzać od startu w kimkolwiek wątpliwości wobec nich, ale wprost przeciwnie: aby każdy mógł zrobić sobie z tego swego rodzaju klucz logiczny, by takie zakupy skutecznie analizować pod kątem sensowności w sytuacji, gdy każdą złotówkę oglądamy po trzy razy, zanim ją wydamy. Osobiście w powstaniu D8000 sens widzę, dostrzegam ich wysoką wartość inżynieryjną, doceniam wspaniały dźwięk, jestem też świadom wad i ograniczeń, a ponieważ muzyki słucham czasami niemal non-stop, tu właśnie lokowałyby się moje własne wątpliwości. Tak samo było przy Odinach, tak samo też i przy starszych Audeze, także nie jest to szereg zarzutów specjalnie wymierzonych w D8000, a po prostu powtarzających się co jakiś czas. Jednocześnie jestem przekonany, że o tym, co tu tak obszernie opisałem, z reguły nie będzie traktowała w takiej mierze żadna inna recenzja w sieci. Może więc i takie subiektywne, krytyczne spojrzenie, też się jakkolwiek nam w przestrzeni podziwu, zachwytów i pochwał przyda.

 

Problem konstrukcyjny przetworników i wersja PRO

Dodatkową kwestią są problemy, jakie zgłaszali użytkownicy tych słuchawek i powód, dla którego producent wypuścił wersję PRO. Drożej.

Cytując z zagranicznych forów, a co przytoczył mi jeden z forumowiczów, który kupiwszy używane D8000 na własnej skórze doświadczył problemu tu opisywanego:

There’s a difference with the tonal characteristics because the Pro can be played louder without damaging the drivers. The original model has an issue where if one plays music really loud, especially highly dynamic music, the planar driver hits the magnets causing distortion. The Pro changes the bass and midrange a bit to keep the sound neutral at higher levels. Here’s final’s explanation of the change:

 

“Differences in sound quality between the D8000 and D8000 Pro Edition

The D8000 Pro Edition is a new product that leaves the delicate sound quality of the D8000 intact and has undergone retuning of driver units which adopt the Air Film Damping System (AFDS) in accordance with actual use for professional sound recordings upon the request of recording engineers who wish to listen at louder sound volumes than ordinary consumers. As a result of the new tuning, which takes into consideration the human auditory characteristic by which low frequency range becomes easier to hear as volume increases, the D8000 Pro Edition provides sound quality perceived to be of higher clarity when listening to rock, pops and other selections featuring a narrow dynamic range in contrast to the D8000, which is suitable particularly for classical music and otherselections that feature a wide dynamic range.”

Właśnie to mam na myśli pisząc o sensie i powodach dla których połowa recenzji jest de facto analizą zasadności zakupu tego modelu, a nie podziwiania i rozpływania się w superlatywach nad dźwiękiem, który – jak już wielokrotnie podkreślałem – jest naprawdę niczego sobie (minus scena i powtarzalność). Model PRO pokazuje przy tym pewne podejście do sprzedaży ogólnie droższego sprzętu audio, na które też nie zawsze zwracamy uwagę. Przekładając to na prosty język i należytą chronologię:

  1. producent wypuszcza D8000 za 15k zł,
  2. model okazuje się mieć problemy z przetwornikami (zniekształcenia na dużej głośności, kolizja z magnesami, jak zwał),
  3. przekonstruowanie za drogie i nieopłacalne,
  4. wycofanie produktu niemożliwe,
  5. wypuszczenie wersji PRO w innym kolorze i z „przyblokowanymi” przetwornikami za większe pieniądze jako coś lepszego,
  6. przerzucenie kosztu zmiany na klientów (chcesz poprawiony model to sobie kup PRO).

Oczywiście jest to tylko moja własna, bardzo sceptyczna i dogryzająca interpretacja, ale na razie tak mi to niestety wygląda. Może niesłusznie, może jest tam coś więcej niż to co napisałem, ale w tej chwili przypomina to łatanie własnych błędów pieniędzmi klientów przy jednoczesnym wmawianiu im, że jest to produkt lepszy i przez to musi być droższy. Owszem, jest „lepszy”, bo adresujący określone defekty konstrukcyjne i posiadający zmodyfikowane nauszniki, ale ta „lepszość” nie wynika z ponownej inwencji w temacie przetwornika (lub padów), a raczej poprawek w formie ograniczeń i zabezpieczeń nałożonych na już istniejący przetwornik, oszczędzając de facto na konieczności produkcji nowych jednostek, a wykorzystując w zamian te, które były przeznaczone dla modelu zwykłego i powodując w efekcie wszystkie zmiany brzmieniowe, jakie niesie ze sobą model PRO. Jeśli tak faktycznie było (lub jest), bo wciąż jednak są to tylko i wyłącznie moje takie marudne spekulacje, to z perspektywy producenta jest to… bardzo mądre podejście. Jemu się to bowiem opłaca i nie generuje strat produkcyjnych.

Podobna trochę sytuacja była przecież i u Audeze, także nie jest to novum. Ale tam jednak zdecydowano się na wprowadzenie wersji o podwyższonej ohmowości do 200 Ohm, która grała mniej więcej tak samo jak wariant 100 Ohm. Tam wynikało to z wysokiej awaryjności tego modelu, gdzie przetworniki nie wytrzymywały albo wysokiego ciśnienia akustycznego, albo ciśnienia podczas zakładania, albo dużych wartości prądowych. Podejrzewam że było to połączenie pierwszego i trzeciego. Nie próbowano jednak stworzyć wokół tego żadnego sztucznego marketingu, a modele były oferowane raz, że w takiej samej cenie, dwa że w przypadku awarii wymieniano przetworniki stare na nowe. Nie jest to więc sytuacja 1:1 identyczna, ale też nie pozbawiona analogii i mogąca służyć za pewne studium przypadku.

Nad tym aspektem naprawdę każdy musi indywidualnie się pochylić, ponieważ niektórzy na takie sytuacje, czyli konieczność kombinatoryki względem sprzętu droższego, aby jakkolwiek dało się z niego korzystać w dłuższym okresie czasu, tudzież na wszelkie modyfikacje wprowadzane w taki czy inny sposób przez producenta, reagują jak na wielki skandal. W sumie jeśli z kwestii wygody przechodzimy płynnie na problemy przy wyższych głośnościach, nawet jeśli w sztuce przeze mnie testowanej – nota bene też prywatnej przecież – sam problemu z rattlingiem (bo tak fachowo się to nazywa) nie uświadczyłem, to jest w tym jakaś zasadność.

 

Co robić więc? Jak słuchać?

Abyśmy jednak się dobrze zrozumieli – wbrew pozorom nic nie musimy robić i możemy dalej słuchać sobie D8000 z przyjemnością. Jeśli słuchawki spełniają nasze wymagania co do jakości wykonania, jakości dźwięku, właściwości ergonomicznych i nie mamy pod ręką lub nawet na myśli żadnego innego modelu, który może nam dać więcej za drożej, tyle samo lub mniej, to wszystko to, co opisałem w tej recenzji w temacie dookólnym wobec dźwięku, można uznać za nieistotne. Bowiem to uszy słuchacza i jego głowa decydują za każdym razem, czy coś jest dobre, czy nie.

Nie chcę D8000 walić w czambuł za ich cechy konstrukcyjne i przekreślać ich zasadności komukolwiek. Nie jest moją intencją obrzydzać komuś korzystania z tego modelu. Opisuję tu jedynie swoje własne odczucia i przemyślenia, które są dokładnie tym, czym są: moimi własnymi odczuciami i przemyśleniami. Tym bardziej, że jednak brzmienie jest tu naprawdę bajecznie przyjemne, a jakość ogólna dźwięku też bardzo wysoka.

Po tych wszystkich latach słuchania muzyki i obcowania z różnym sprzętem nauczyłem się częściowo przymykać oczy na różne bolączki obecne w słuchawkach, bo jednak sprzęt idealny to cały czas idylla i do tego uzależniona od oceniającego tak, iż nie sposób czasami dojść do jednoznacznych wniosków końcowych. Nie jestem jednak skłonny do gloryfikacji na zasadzie „tylko dźwięk i kropka” włącznie z przymykaniem oczu na problemy techniczne, za które przecież płacę z własnej kieszeni, ani też uprawiania hejtu dla słuchawek droższych, a nie do końca idealnych, tylko dlatego że producent nie stanął przy ich konstrukcji na wysokości zadania.

Punktuję natomiast fakt, że producenci muszą w końcu zacząć projektować swoje produkty premium kompleksowo, a nie podporządkowywać wszystko albo dźwiękowi, albo wyglądowi, albo jednemu i drugiemu, a nas traktować mniej lub bardziej jak ciemny lud audiofilski, co to zawsze kupuje emocjami zamiast rozumem, albo przynajmniej spycha go na dalszy plan tak mocno, że zaczyna kolidować to z szeroko pojętym zdrowym rozsądkiem. Mnie osobiście problem i tak by nie dotyczył, bowiem jak pisałem muzyki słucham cicho i oszczędzam swój słuch w ten sposób, ale nie będę przecież udawał przy tak dużej kwocie pieniędzy, że tego wszystkiego nie ma. I marketing tego nie załatwi.

W sumie podążanie za emocjami i sercem to też nie jest teoretycznie żaden grzech. Każdy z nas ma jakieś marzenia, nie musimy postępować stricte według reguł logiki czy prawideł ekonomicznych, inaczej każdy miałby byle jakie Grado albo K701, bo to przecież najlepsze słuchawki i po co komu coś lepszego. Kiedyś usłyszałem pod adresem swoich STAXów, że po co komu takie słuchawki, skoro można kupić HD555 i być szczęśliwym. No tak, po co komu Audi, przecież wystarczy Tico, też jeździ.

Problem z rattlingiem w zależności od poziomu natężenia dźwięku nie jest wcale taki rzadki, więc jeśli ktoś przesadza z głośnością, to nie tylko na tym polu, ale też i w kwestii zdrowia prosi się o kłopoty. Niemniej oczekiwałbym przy tak wysokiej cenie produktu i takiej renomie producenta, że słuchawki będą w razie czego poprawione, a nie zostawione tak jak są, a zamiast tego z dosztukowanym droższym wariantem PRO, aby każdy sobie kupił sam, jeśli chce mieć poprawione technicznie D8000. Co ciekawe, przytoczony komunikat nie mówi nawet wprost o problemach. Jak pisałem podejrzewam, że zredukowano niskie częstotliwości i w ten sposób obniżono współczynnik wychylenia membrany, może przez odsunięcie trochę magnesów. Dodano nowy kolor, wypuszczono jako PRO, kazano zapłacić więcej. A później ludzie dziwią się czemu w tej cenie zaczynam mówić o kolumnach i wyskakuję z nimi jak Filip z konopi.

Z kolei kwestie wygody zawsze można sprowadzić to do indywidualnych predyspozycji anatomicznych i puścić je mimo uszu (a bo to recenzent krzywy łeb miał i problem niekoniecznie musi się powtarzać u innych), ale śmiem twierdzić, że raczej nie jest to w tym wypadku źródłem problemów. Moja głowa gościła i nadal gości na sobie słuchawki z reguły albo o takiej samej wadze jak D8000, albo nawet cięższe (LCD-XC). Ale to z FADami miałem problem, tak jak niegdyś z Audeze, których pałąki obiciowe generowały dokładnie taki sam dyskomfort. Łatwiej było tam to jednak przełknąć, bo stosunek ceny do brzmienia był bardzo wysoki, sama cena słuchawek niższa, a i można było pałąk w razie czego wymienić albo na własny projekt obicia DIY, albo całkowicie na inny, oferowany bezpośrednio przez producenta. Pisząc to mam pod głową podłożone płaty gąbki, aby pałąk nie powodował problemów. I od razu po ich zastosowaniu znika ból kości czaszkowej. Tak, ból. Po godzinie jak pisałem mam ich dość pod tym względem i dyskomfort zaczyna przewyższać ilością poziom wrażeń dźwiękowych. Po trzech muszę odsłuch po prostu przerywać – utrzymujący się ból nie pozwala na dalsze korzystanie ze słuchawek. A to wszystko za tylko 15 tysięcy złotych. I to jest dla mnie irytujące, że – stawiając się w roli właściciela tych słuchawek – zapłaciłem tyle za to, że sprzęt jest dla mnie niewygodny. Oczywiście można go przerabiać i opracowywać własne wypełnienia, tak jak u Audeze, ale przepraszam bardzo: to ja mam poprawiać producenta słuchawek za 15 tysięcy? Poważnie?

Do mojego poczucia dyskomfortu dochodzi jeszcze i dodatkowa irytacja, bo związana z zastosowanymi dławikami akustycznymi i nietrzymaniem się głowy w sposób jednoznaczny. Muzykalność D8000 jest osiągana w sposób technicznie rzecz biorąc sztuczny, bo kreowany za pomocą mocnego dampingu akustycznego, wręcz zadławiając wylot przetwornika od strony naszego ucha i w ten sposób – prosty ale skuteczny – budując ich muzykalny charakter za cenę „jak założysz, tak to zagra”. Kierunek niemniej był dobry i to właśnie on jest najbardziej chwalonym przez innych elementem, ale mającym zbyt mocne ograniczenia i uwarunkowania poprawnego użytkowania.

Sam osobiście po spędzeniu dłuższego czasu z D8000 zaczynam powoli rozumieć rzucane tu i ówdzie hasła o „nieopłacalności” inwestycji w takie konstrukcje. Bo i owszem, za 15 tysięcy można kupić jak pisałem kolumny, które nie będą powodowały konieczności podkładania sobie gąbki pod pałąk, aby móc ich jakkolwiek dłużej używać. Oczywiście to cały czas dosyć abstrakcyjny przykład, bowiem na kolumny też trzeba mieć miejsce i warunki, a także nie można sobie ich słuchać o każdej porze dnia i nocy. Dlatego słuchawki święcą tak wielkie tryumfy w naszych domach i nie można do końca uczciwie konfrontować ze sobą tych dwóch światów. Robię to tylko dlatego, że problem sprowadzam do prostego zadania:

Mam 15 tysięcy, chcę wydać je na „dźwięk” w jak najlepszym wydaniu, w jak najlepszej jakości, na jak najdłużej, jak najwygodniej, nie obchodzi mnie co to będzie, ale ma być w tej cenie do ostatniej złotówki najlepsze.

Czy to będą kolumny, czy duże słuchawki, czy jakieś dokanałówki, nie interesuje mnie to. Ma to grać obłędnie i mam mieć „mokre nogawki” z wrażenia, poczuć się hajendowo, audiofilsko i nie żałować wydanych w ten sprzęt pieniędzy. I całe moje marudzenie bierze się właśnie stąd, że próbuję w te ramy wpisać D8000. W tej cenie, jeśli miałbym bezwzględnie trzymać się słuchawek pełnowymiarowych, wolałbym albo zacisnąć zęby i celować w LCD-4z, albo utrzymać złoty środek i wydać znacznie mniej na najnowsze LCD-3 z jakimś dobrym kablem, albo przełknąć gorszą jakość i trzymać się dobrze zachowanych K270 Studio. Trzy opcje które mamy w tym konkretnym przedziale brzmieniowym co do ogólnego kierunku dźwiękowego. Także to też nie tak, że nie mamy żadnych alternatyw.

Zmieńmy więc może trochę optykę – czy jest sens zakupu D8000, jeśli nie kosztują one 15 tysięcy? Co bowiem z rynkiem wtórnym? Ano i tu zaczyna się robić ciekawie, ale poziom tejże ciekawości będzie zależał od tego, na jaką ofertę trafimy, w jakim stanie, czy będzie to w pełni sprawne, a sam sprzedający wiarygodny. Niestety takie czasy, że teraz „wszyscy kradno” i „somsiad złodziej”, ale nie, tak jak to, co np. ja sam wystawiam od czasu do czasu z własnych zasobów sprzętu audio, nie jest próbą oszustwa, tak też i takie D8000 nie muszą być, nawet jeśli są w cenie okazyjnej. A jeśli mamy jakieś wątpliwości, to raz, iż napisałem swego czasu artykuł o tym jak bezpiecznie kupować słuchawki używane (może coś się z niego przyda), a dwa, że można spróbować zasięgnąć opinii czy to na forach, czy grupach dyskusyjnych, czy dana oferta jest wiarygodna, nawet mimo ryzyka, że ktoś nam słuchawki podwędzi. Może lepiej i tak, niż gdybyśmy mieli wtopić większe pieniądze.

A ile mielibyśmy wtopić jeśli już? Na pewno nie aż tak dużo jak cena nowego egzemplarza. Używane sztuki spokojnie znajdziemy poniżej 10 tysięcy, dobijając do granicy nawet 50% wartości. Tak średnio 7500-9000 zł trzeba byłoby liczyć za sztukę w dobrym stanie, niekiedy nawet na gwarancji. Oczywiście z racji tego, że jest to model dostępny w normalnej sprzedaży, nie mogę równać oceną końcową ani swoją opinią do egzemplarzy używanych, ale jeśli miałbym się rozglądać za D8k, absolutnie w pierwszej kolejności kierowałbym swoje kroki w kierunku rynku wtórnego i ogłoszeń na giełdach audio.

 

Porównania bezpośrednie

Tradycyjnie kilka porównań, zarówno bezpośrednich, jak i wykonywanych na bazie mojej pamięci. Zaczynając od tych pierwszych…

 

FAD D8000 vs Audeze LCD-2F Rosewood

Jest to jedno z ostatnich porównań z tymi słuchawkami, ponieważ od września przestały wchodzić w skład mojego wyposażenia, zaś recenzję D8000 pisałem jeszcze w połowie 2019 roku. Nie dlatego, że cokolwiek im coś dolegało, albo że się znudziły, tudzież trafiłem na coś lepszego, ale w myśl opisywanej wcześniej chęci zredukowania stanu wyposażenia do bezwzględnie najpotrzebniejszych i najczęściej używanych słuchawek, a także wspominanego w innym artykule przesunięcia środków na IA100PP, aby wzmocnić temat systemu kolumnowego, a co z kolei było pokłosiem wątpliwości narosłych właśnie przy okazji D8000. System naczyń połączonych można powiedzieć, a raczej mocno rozbudowany ciąg przyczynowo-skutkowy.

Ale do rzeczy. Paradoksalnie słuchawki te mają między sobą najwięcej wspólnego. Całkiem podobny bas, choć D8000 mają go nieco więcej i bardziej w środkowym zakresie niż dolnym. Audeze z kolei równoważą go jak mogą. Środek pasma i jego kreacja bardzo podobne, bo i scenicznie słuchawki wypadają do siebie w sposób zbliżony. Góra równiejsza i przyjemniejsza na D8000, jako że LCD-2 mają spadek w niższym sopranie i wzrost w wyższym. FAD są bardziej koherentne w tym względzie. Pod względem czystości sygnału również trzeba uznać wyższość Finali. Wygoda to już natomiast albo remis, jeśli mówić o starszych opaskach obiciowych, albo wygrana LCD, jeśli mówić o nowszych pałąkach bezobiciowych.

 

FAD D8000 vs AKG K1000

Porównanie to wykonuję na specjalne życzenie Właściciela słuchawek, mimo że K1000 to dosyć przeciwległy kierunek kreacji dźwięku.

W D8000 jest on bardziej przysadzisty, gładszy i czystszy. K1000 serwują go zaś jako wyraźnie jaśniejszy, bardziej zwiewny i przestrzenny przekaz. Holografia jest lepsza po stronie Finali i wzorem Audeze kreują dźwięk na mniejszym obszarze, ale z większym wrażeniem trójwymiarowości. K1000 skupiają się za to bardziej na środku, pięknie akcentując wokal. Bas wyraźnie lepszy i mocniejszy jest po stronie D8000, jako że ma słyszalnie lepsze zejście od K1000 i należytą objętość. W K1000 jest on krótszy, oszczędniejszy i taka mniej masywna prezentacja też ma swoje analogie do STAXa. K1000 nie są bowiem słuchawkami przesadnie basowymi i raczej stoją po tej oszczędniejszej stronie.

Sopran jak pisałem wyraźnie jaśniejszy jest na K1000 i to też uderza w pierwszej chwili po przejściu z D8000. Słuchawki wymagają przez to mocnych, ciepłych i basowych torów, z których wówczas dopiero są w stanie zagrać bardziej wyważonym dźwiękiem. Nie jest to oczywiście taka nosowość jak w HD800, bowiem konstrukcja góry K1000 jest wyraźnie odmienna i kładzie nacisk na mniej drażniące obszary, ale nie da się ukryć, że najpewniej uderzy nas ich światło wraz z lekką ziarnistością, której większość wyższych magnetostatów nie posiada.

Bardzo ciekawe wrażenia generują się zaś w sytuacji, gdy to z K1000 przesiadamy się na D8000. Cały dźwięk zaczyna „siadać”, robi się nieco mulasty, przesycony i zagęszczony, choć nie przytłumiony, o ile nie założymy D8000 omyłkowo „w trybie” największej muzykalności. Oczywiście jakość pozostaje po stronie Finali, ale jednak mimo ich bardzo muzykalnej natury, do której przez chwilę musimy się przyzwyczaić i w której w pierwszej chwili doceniamy lepszą głębię sceny oraz bas, to bardziej czytelność i może też konstrukcję sopranu K1000 wskazywałbym jako tą bliższą wierności, ideałowi. D8000 to takie „słodkie kłamstwa” mówione nam do ucha grubym, stanowczym głosem, zaś K1000 są bardziej z nami szczere, choć z niedowagą.

Wygoda natomiast będzie leżeć po stronie K1000, jeśli tylko użytkownik nie jest wrażliwy na nacisk skroniowy. W moim przypadku nie było z tym problemu, choć z drugiej strony były takie dni, że wolałem nie mieć nic na głowie, co mogłoby uciskać ten jej rejon (iSine ratowały).

Wciąż jednak nie da się ukryć, że D8000 są produktem doskonalszym pod względem jakościowym i tu już musiałyby do K1000 wejść konkretne, twarde modyfikacje, aby w ogóle myśleć o nawiązaniu walki na polu aspektów, które w K1000 są akcentowane słabiej, tj. holografia, czystość i bas. A biorąc pod uwagę aspekty konstrukcyjne, raczej tylko w dwóch pierwszych moglibyśmy coś powalczyć.

Należy pamiętać też, że moje K1000 nie są modelem fabrycznym. Ponieważ jestem zwolennikiem rozsądnych i odwracalnych modyfikacji, posiadają one pierścienie basowe, które bez wpływania na resztę zakresów podnoszą poziom basu. Można powiedzieć więc, że K1000 miały tutaj dodatkową pomoc i porównanie nie było do końca uczciwe względem kogoś, kto nabędzie wersję bez modyfikacji, ale i tak D8000 się obroniły jakościowo, jako po prostu przewagą technologiczną.

 

FAD D8000 vs Focal Elex

Gościnnie występujące słuchawki, które manifestują bardzo podobny kierunek co D8000, ale będący mimo wszystko słyszalnie bardziej „upośledzonym” tego wydaniem. Oczywiście należy brać pod uwagę kolosalną różnicę w cenie, ale Elexy nie mają ponad D8000 w zasadzie ani jednego atutu. Bas jest bardzo podobny ilościowo, mniej dopracowany technicznie. Średnica bliska z tendencją do zagęszczania się, a co wynika pośrednio z cieplejszej i mniej przejrzystej góry. Scenicznie jest między nimi dosyć podobnie co do wielkości sceny, ale D8000 nie mają żadnego problemu z pokazaniem kto tu rządzi pod względem dokładności i holografii. Jak również i czystości, bo Elex to wciąż ta sama dobra aura analogowego charakteru i plastyczności z typowym brzmieniem dynamików i o lekkiej chropowatości, którą czuć właśnie w starciu z takimi jednoznacznie czystymi słuchawkami. Wygoda jednoznacznie po stronie Elexów.

 

FAD D8000 vs Sennheiser HD800

W dużej mierze nie ma tutaj czego porównywać, ponieważ słuchawki te znajdują się po kompletnie przeciwnej stronie barykady i jeśli fabryczne K1000 były przeciwieństwem D8000, to HD800 są już doszczętną antytezą.

Bas w HD800 równiejszy, ale słabszy. Średnica bardziej dystansowana. Góra wyraźnie ostrzejsza i bardziej nosowa, żeby nie powiedzieć, że aż nieprzyjemna. Scena mocno napowietrzona i bardzo dokładna, choć głębia wciąż jakby nieco mocniej zaznaczająca się na D8000. Całość znacznie bardziej analityczna, mniej nasycona, mniej rozdzielcza i mniej czysta. Dystans można zmniejszyć poprzez mniej lub bardziej poważne modyfikacje, wymianę okablowania na konfekcjonowaną miedź OCC 7n z wtykami rodowanymi oraz dopasowanie toru, a także korekcje DSP/EQ, ale dla porównania wszystko pracowało na fabrycznych ustawieniach i materiałach, aby było uczciwiej.

Pod względem wygody natomiast D8000 nie mają czego szukać przy Sennheiserach. Można w nich siedzieć praktycznie bezkarnie cały dzień, podczas gdy D8000 mamy naprawdę dość po nawet tym razem mniej niż godzinie przy takim zawodniku. Tak wielki dzieli je dystans.

 

Porównania z pamięci

Takie porównania należy brać już z troszkę większym dystansem, choć decyduję się takowe zawrzeć w recenzji tylko wówczas, gdy sprzęt naprawdę dobrze pamiętam.

 

FAD D8000 vs MrSpeakers Ether Flow 1.1

Tym razem jest to już porównanie z pamięci, ale być może będzie to dla niektórych osób kilka interesujących spostrzeżeń. Od razu należy powiedzieć sobie rzecz oczywistą, że EF nie są i nie będą nigdy rywalem dla D8000. Kompletnie nie ta jakość, nie ta czystość, a przede wszystkim mniejsza, mniej holograficzna scena i uczucie koca na brzmieniu obecne w każdych warunkach i na każdym torze, nawet konkretnie neutralnym, żeby nie powiedzieć jasnym (choć oczywiście jest tam najmniej słyszalne).

To jest właśnie trochę też rzecz przy Elexach, że ich scena nie jest tak holograficzna jak w FAD, ale o ile Elex są trochę przytłumione na tle D8000, tak wrażenie to wyraźnie mocniej zapamiętałem z odsłuchów Etherów. Słuchawki były bardzo przyjemne w odsłuchu, choć wymagały szybciej i jaśniej grającego sprzętu. D8000 nie mają jednak takich obostrzeń i jest im obojętne, czy zagrają z Aurium na lampach ciepłych lub jasnych, czy może z Converto. Osobiście zamiast Etherów wolałbym Elexy/Eleary, a z kolei zamiast nich – oczywiście D8000, choć aby trzymać się sąsiedztwa cenowego, zapewne coś w stylu LCD-X pod modyfikacje.

Pod względem wygody przyznam że o ile Ethery są de facto znacznie wygodniejsze od D8000, o tyle ich opaska co do regulacji jest tak irytująca, że chyba wolałbym męczyć się z wagą FADów. Naprawdę, nawet wkręcane na sztywno śruby regulujące wysokość opaski w Verum One mnie tak nie rozdrażniły jak ten mechanizm.

 

FAD D8000 vs zmodyfikowane Audeze LCD-X (XMOD)

Choć nie posiadam modelu LCD-X w sensie stricte, wciąż jeszcze mam możliwość demontażu grilli z LCD-2 i zmontowaniu z nich oraz LCD-XC wariantu zmodyfikowanego X-ów (XMOD), w najbardziej oddychającej wersji o najlepszym rozjaśnieniu. Jak takie cudo ma się do D8000? Jak łatwo przewidzieć, FAD nadal nieruszone. Bas podobny owszem, średnica także. Scena robi się również bardziej podobna na tle LCD-2 do FADów, ale największa różnica będzie w ostatecznej holografii, która wciąż jest trochę lepsza na D8000, a także w sopranie, który na LCD-XMOD jest cieplejszy i mniej równy. W D8000 nigdy nie miałem problemu z dostępem do światła, nawet jeśli było ono troszkę skromniejsze, to jednak wpadało do pokoju, że tak powiem. W XMOD zaś nawet z modyfikacjami rozjaśniającymi i lepszym kablem ma się wrażenie, jakby na dwa okna jedno było zasłonięte. Do środka wpada mniej światła, część sopranu z racji nierówności jest mniej doświetlona. Można próbować to korygować Revealem i efekty są znacznie lepsze w ten sposób, ale wciąż będzie to sygnatura ciemniejsza od FADów.

 

FAD D8000 vs Audeze LCD-MX4

Finalną formułą zmodowanych LCD-X jest natomiast LCD-MX4, choć tam można zapomnieć z kolei o takiej scenie jaka ma miejsce w D8000. MX4 zapamiętałem jako słuchawki grające bardziej na szerokość, definitywnie nie na głębokość, zyskujące na jaśniejszym kablu i sprzęcie. Z tymi słuchawkami po prostu pracuje się nad sceną, a także nad odsunięciem trochę ich bliskiego, portretowego sopranu. Są znacznie wygodniejsze od D8000 trzeba przyznać, ale brzmieniowo dają mniej frajdy i bardziej nadają się na narzędzie do pracy, aniżeli audiofilskiego konia pociągowego.

 

FAD D8000 vs Kennerton Odin

Tu już można byłoby polemizować, czy Kennertony są trudniejszym do przywdziania i użytkowania zawodnikiem. Słuchawki są cięższe od FADów i obawiam się, że będzie tu też stosunkowo trudno w nich wytrzymać cały dzień. Brzmieniowo zaś – na tyle ile pamiętam te słuchawki, przepiękna średnica, która może urzec bardziej niż D8000, ale też mniejsza swoboda w dźwięku, mniejsza trójwymiarowość w scenie, ogólnie scena całościowo też mniejsza od FADów. To słuchawki bardziej tradycyjne w planarnym tego słowa znaczeniu, bardziej analogowe, można byłoby rzec. Mają nad D8000 jednak przewagę w tym, że to już konstrukcja klasyczna, dająca możliwości swobodnej wymiany padów i kabla, a przede wszystkim nie mająca żadnych problemów z założeniem tak, aby słuchawki zostały odebrane w jednoznaczny sposób.

 

Synergiczność

Tak naprawdę z D8000 jest tak, że słuchawki zareagują nam na różne dążenia do modulowania ich dźwięku. Można je w pewnym zakresie rozjaśniać i przyciemniać, jednak osobiście nie mogę powiedzieć jednoznacznie, czy widziałbym je w połączeniach ze sprzętem jasnym, czy ciemnym. To wszystko zależeć będzie od rezultatu, jaki chcemy z nimi osiągnąć. Sam raczej próbowałbym ze scenicznymi układami o wysokiej klasie dźwięku. Świetnie zgrały mi się z Pathosem Converto, z którego czerpią dokładną scenę i dodatkowy plus do detalu na sopranie. Bas jest kumulacyjny, ale nadaje to dodatkowego „funu” lub ładnie koreluje z muzyką mniej basową i dynamiczną, tworząc wrażenie pełniejszego, bardziej fundamentalnego przekazu.

Wciąż jednak jest to tylko jedna z receptur i równie dobrze źródłem może być Copland DAC215, jak też i Chord Hugo2. Obłędnie słuchawki zagrały także i z Songolo, choć wzmacniacz ten jest dla nich kompletnie zbędnym zakupem, bowiem nie potrzebują one takiej mocy nic a nic. Converto pędzi je praktycznie na tym samym poziomie co LCD-2.

 

Podsumowanie

Final Audio Design D8000 to słuchawki bardzo ciekawe konstrukcyjnie, budujące kapitalny jakościowo, klimatyczny dźwięk o dużej muzykalności i czystości. W zakresie dźwięku, w zasadzie jedyne, do czego mogę mieć pretensje, to mała wielkościowo scena, a także niska powtarzalność brzmienia w zależności od tego jak zostaną na naszą głowę przywdziane. To zaś łączy się z kwestiami ergonomicznymi i zastosowaniem chociażby tłumików akustycznych, które mocno redukują obszar poprawnego odsłuchu. Przesuwając słuchawki w jedną lub drugą stronę, czy nawet poprzez pochylenie się lub mówienie, uzyskujemy brzmienie raz to cieplejsze, raz jaśniejsze. Choć więc na początku chciałem nawet wpisać je śmiało do swojego zestawienia Polecanych słuchawek audiofilskich, niestety im dalej w las, im dłużej z nimi siedziałem, porównywałem, dawałem dojść do siebie i dopasować się do mojej głowy, tym bardziej byłem wobec ich warstwy użytkowej krytyczny, jak również ogólnej koncepcji.

Ostatecznie więc - śmiały projekt, ale niedopracowany.

Mało stabilne trzymanie się na głowie, notoryczna zmiana dźwięku podczas nawet zwykłego ziewania czy delikatnych ruchów głową, do tego konkretna waga i jej słaby rozkład na głowie, twardawe nauszniki z łatwym w uszkodzeniu materiałem oraz wysoka cena powodują wrażenie, że mimo innowacyjności przynajmniej kilka rzeczy można było zrobić lepiej. Ostatecznie w słuchawkach przesiadywałem podkładając sobie gąbki pod pałąk, co w cenie 15 tysięcy jest czynnością delikatnie mówiąc niepoważną. A jeśli dodamy do tego problemy natury konstrukcyjnej przy wysokich głośnościach o których głośno za oceanem, to produkt wprost można będzie nazwać przynajmniej jako niedopracowany i – zwłaszcza dla perfekcjonistów – co najmniej ryzykowny w zakupie w ciemno.

Niemniej D8000 zrobiły na mnie przede wszystkim dźwiękowo bardzo dobre wrażenie i tego chciałbym się przy nich trzymać. Grają czysto, muzykalnie, z esencją i świetnie schodząc na basie. Mniej dają nacisku na skraje, więcej na treść, także dla użytkownika szukającego właśnie nawet ogólnie „czegoś w tym stylu” naprawdę nie można trafić tu jednoznacznie źle. Kwestia tylko czy potencjalny nabywca będzie miał na tyle odporną głowę, aby wytrzymać z ich ergonomią i gabarytami dłuższy czas. Dlatego też, choć pierwotnie miałem chęć ogromną (i nadal mam), aby nadać im w pełni zasłużoną rekomendację za dźwięk, przy tak wysokiej cenie i kulejącej względem mojej głowy ergonomii, niestety nie ma ku temu opcji. U mnie nie zagrzałyby miejsca, ponieważ od słuchawek wymagam przede wszystkim powtarzalności i wygody, bo jakości dźwięku akurat mogę tu uświadczyć (minus scena). Co mi jednak po niej, skoro zakup słuchawek musiałby być doprawiony samodzielną wymianą elementów pałąka celem poprawy ergonomii? Nie w tą stronę winno to zmierzać, choć oczywiście z inną anatomią niż moja  wcale nie musi.

Słuchawki w chwili pisania recenzji są do nabycia w cenie 15 000 zł (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

 

Zalety:

  • nietuzinkowa konstrukcja dzięki zastosowaniu korpusu magnezowego będącego jednocześnie rozbudowanym przedłużeniem kapsuł magnetycznych
  • fabryczny stojak w zestawie jako dodatek
  • wymienne okablowanie
  • sam kabel zdaje się bardzo porządnej jakości
  • bardzo czyste, muzykalne brzmienie wysokiej jakości i rozdzielczości
  • nastawione na intymność i muzykalność ale z zachowaniem dużej naturalności i bez efektu kocyka
  • wysoka spójność tonalna oraz przyjemność odbioru
  • scena należycie holograficzna i dobrze wyważona we wszystkich kierunkach względem siebie
  • łatwe w napędzeniu i uzyskaniu dobrych właściwości synergicznych
  • spokojnie potrafią odnaleźć się na sprzęcie także i niższej klasy

Wady:

  • umiarkowany rozmiar sceny
  • bardzo wąski „sweet spot” powodujący problemy z powtarzalnością dźwięku
  • problemy z ułożeniem na głowie i zmieniającym się brzmieniem wraz z jej ruchami
  • duża waga połączona ze słabym jej rozkładem na głowie
  • łatwy w uszkodzeniu materiał nauszników
  • same nauszniki stosunkowo twardawe
  • frywolny system regulacji obrotu muszli
  • problemy ze zniekształceniami przy dużych głośnościach
  • kompletnie odsłonięte magnesy zapraszające do środka wszelakie zabrudzenia
  • stosunkowo problematyczny zakup nowych padów
  • niepraktyczny stojak potrafiący dodatkowo porysować konstrukcję słuchawek
  • absolutnie przekombinowane i frustrujące pakowanie
  • mimo bardzo wysokiej jakości dźwięku, zbyt niedopracowane technicznie i ergonomicznie

 

Serdeczne podziękowania dla użytkownika tych słuchawek za ich użyczenie do testów.

 

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

10 komentarzy

    • Wiele osób wskazuje na Empyreany. Ja bym do tego dorzucił PS2000e, zaś dziś rozmawiałem z osobą, która porównywała D8000 bezpośrednio z Throrami i mówiła wprost, że Kennertony wysadzały je na wszystkim z powierzchni wody. Wszystkie te produkty są bardzo podobnie do siebie wycenione.

    • W tej kwestii zależy dużo od preferencji. Osobiście przedkładam naturalne nasycenie nad szybkość, więc zapewne moja opinia mogłaby być inna 😉 Dużo zależy też od toru. Świetna recenzja, wspaniałych słuchawek strojonych podobnie jak 009. Chyba tylko odsłuch MDR R10 albo dobrze napędzonych Orfeuszy mógłby wpłynąć negatywnie na ich odbiór tego modelu Finala przeze mnie 🙂

    • Dokładnie tak. Co uszy to opinia i dlatego jest tak wiele modeli na rynku, że każdy w efekcie może znaleźć coś dla siebie. Problemem jest wtedy już tylko aby tak faktycznie się stało i to, czego się szuka, było w ogóle oferowane 🙂
      Niektórzy przy takich słuchawkach natomiast szukają nie tyle brzmienia, co poklasku, akceptacji i prestiżu, a każde złe słowo odbierają ad personam, jakby takiej osobie matkę i kota obrażano. No i ponad wszystkim, moja dygresja o kolumnach w recenzji jest wyłącznie osobistym echem po-AVS-owym, gdzie mnie, jako słuchawkowca z krwi i kości, naszły pewne wątpliwości w świetle możności operowania także i na tym sposobie odsłuchu.

  1. 15 tysięcy za słuchawki?!!! I po co ta recenzja, ile osób jest skłonnych wydać taką kwotę na słuchawki?!!!!

    • Uwierz panie, że troche jest 😉 I dla nich właśnie są takie słuchawki, dla pasjonatów wysokiej jakości dźwięku, którzy potrafią docenić te niuasne i różnice in-plus względem tańszych modeli, a te różnice istnieją, ale niekażdemu na nich zależy i nie każdy tyle za nie zapłaci.

  2. Emyreany bardzo mnie kuszą szczerze mówiąc (o ile są zamknięte, a tak wyglądają) , ale poczekam aż zaczną krążyć używki 😉 Ostatnio testowałem Sony Z1R , również pułap 10k+, i było to niebagatelne doświadczenie, nawet jak na kogoś kto już 'przerobił’ trochę wyższej klasy słuchawek.

  3. Świetna recenzja. Pisałem to już kilka razy, ale powtórzę raz jeszcze – Pańskie recenzje są nie tylko najlepsze, ale w moim przekonaniu w „polskim” internecie jako jedyne w pełni szczere, dogłębne, profesjonalne i na tyle, na ile jest to możliwe obiektywne. Jest bardzo dużo słuchawek wysokiej klasy, które można by czy chciałoby się przetestować, osobiście namawiam Pana – jeśli taka okazja się nadarzy – na przetestowanie Grado GS-3000E – w moim przekonaniu są ogółem (sic! ogółem, albowiem PS-2000E posiadają cechy, których tym pierwszym brakuje) lepsze niż PS-2000E, ponadto – co ma znaczenie – walory użytkowe, ze względu na ciężar są po stronie GS.

  4. Panie Jakubie,

    Jak zawsze doskonała recenzja. Nie miałem niestety okazji posłuchać wersji D8000 bez pro. Podobno różnią się znacznie. Jeżeli to prawda to polecam w miarę możliwości przetestować również wersje D8000 Pro. Pod względem wygody zakładam, ze niestety nie wiele się zmieniło ale jeżeli chodzi o dźwięk to te słuchawki wygrały dla mnie z konkurencja taka jak Utopia, LCD-5, Empyrean, He-1000se i kilka innych. Nie są mocarzami sceny pod względem wielkości ale w zakresie holografii, precyzji, separacji i pozycjonowani to dla mnie były na pierwszym miejscu. Robiły wszystko tak jak powinny z wyróżnieniem, że jakość Bassu jest wręcz na doskonałym poziomie.

    Jeżeli będzie miał Pan możliwość to polecam poswiecic im czas, ponieważ w moim mniemaniu naprawdę warto.

    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *