Tak samo jak w przypadku Ultimate Ears, tak i tym razem mam na warsztacie produkt premierowy, będący na swój sposób przeciwieństwem wyżej wspomnianego. Jest to produkt od producenta uznanego i mającego rzeszę wiernych fanów, miłośników jasnego i neutralnego brzmienia, do których w dużej mierze (bo nie całkowicie) sam się zaliczam. Ponownie dzięki uprzejmości Blueme z tomigra.wordpress.com mogę zaprezentować swoją recenzję na temat Etymotic Research HF3.
Dane techniczne
– Przetworniki: pojedyncza armatura zbalansowana
– Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 15 kHz
– Izolacja pasywna: 35-42 dB
– Opór: 16 Ohms
– Czułość dla 1 kHz przy 0.1V: 105 dB
– Maksymalne ciśnienie akustyczne: 120 dB
– Kabel: 1,2m, wtyk kątowy 3,5mm
– Gwarancja: 2 lata
Jakość wykonania i konstrukcja
No dobrze, żarty i uszczypliwości na bok, zajmijmy się tym, co najważniejsze. Na samym starcie muszę powiedzieć, że to jedne z najbrzydszych (czy też może inaczej – najmniej reprezentatywnych wizualnie) słuchawek, jakie ostatnio testowałem. Naprawdę cieszę się, że na kwestie wyglądu w ocenach końcowych w ogóle nie zwracam uwagi, zresztą jest to tak subiektywna sprawa, że byłoby wysoce nie na miejscu, gdyby było inaczej. Przechodząc szybko do konkretów:
– korpusy i wygoda
Całkiem sensownie zaprojektowane i nastawione na poręczną aplikację. To penetratory, więc nie spodziewałem się niczego specjalnego pod względem wygody i tak też się stało. Słuchawki muszą być aplikowane głęboko i nastręcza to sporych trudności z wyrównaniem ciśnienia wewnątrzkanałowego. Oczywiście problem tyczy się głównie tipsów trójpłaszczowych, aczkolwiek to właśnie podle nich HF3 były projektowane. W innych modelach problemów aż takich jak u Etymotica nie ma chociażby dlatego, że w HF3 tulejka wchodzi bardzo głęboko w tips, przez co rozpycha go i ogranicza możliwości dostosowania się do naszego kanału.
Czegokolwiek by tu nie mówić, do tipsów HF3 po prostu trzeba się przyzwyczaić i tyle. Osobiście najlepsze efekty udało mi się uzyskać ze smukłymi niebieskimi Star Tipsami od Westone, które doskonale na ten model pasują.
– izolacja
No i tutaj HF3 odpłacają się z nawiązką za wspomniane niedogodności. Tłumienie jest w nich w zasadzie niemal absolutne, więc jeśli ktoś szuka rekordowych izolatorów – właśnie je znalazł. Staram się sięgnąć pamięcią ale nie pamiętam uzyskiwania tak mocnej izolacji w żadnych słuchawkach, nawet w Westone na ich tri-flange’ach i tylko raz udało mi się odizolować od otoczenia do aż takiego stopnia – z pomocą słuchawek dźwiękoszczelnych.
– okablowanie i wyposażenie
Przewody i wtyki wyglądają na standardowe i wątłe, ale jakoś nie zwróciły mojej uwagi pod kątem wytrzymałości czy wykonania. W praktyce powinny sprawdzić się bardzo dobrze i nie spowodować, że ze słuchawkami będziemy się żegnać po jednym sezonie. Wyposażenie otrzymujemy bogate za sprawą różnorodnych tipsów, z którymi koniecznie trzeba się zapoznać i dopasować je sobie przed dokonaniem odsłuchów właściwych.
Brzmienie
Bas jest w nich łatwy do wyczucia, szybki, ale zredukowany na mocy i wybrzmiewaniu na tyle, że niestety nie do każdej muzyki te słuchawki można w efekcie polecić jako absolutny pewnik. Abyśmy się dobrze zrozumieli – zagrają Wam wszystko, po prostu czasami będziecie mieli z nimi wrażenie, że linia basowa mogłaby być ciut mocniejsza, dlatego podpinanie pod koloryzujące bas źródła jest w nich więcej niż wskazane. W zamian trzeba dół pochwalić za bardzo równe granie w całym swoim zakresie oraz absolutnie zerowe męczenie użytkownika. Bezpieczeństwo w przypadku takich słuchawek zyskuje na znaczeniu w chwili, gdy używamy dołączanych do zestawu „penetratorów”. Naprawdę nigdy nie byłem nim zmęczony, nawet podczas bardzo długich odsłuchów.
Średnica jest bardzo neutralna, zachowuje się nieufnie w stosunku do odtwarzanego materiału i prezentuje techniczną, kompletną grę bez zważania na jakiekolwiek czynniki. Jeśli szukałbym w tym momencie totalnego przeciwieństwa do UE-600vi, to właśnie je znalazłem. Słuchawki nie nastawiają się tutaj bowiem na jakąkolwiek kokieterię czy przyjemność, a na wysoką powściągliwość i oferowanie średnicy na sucho, metodycznie, rutynowo. Dla jednych jest to oznaka pozytywnej neutralności, klarowności, braku podatności na „zniekształcenia” idące od materiału, dla mnie jednak jest to gra trochę bardziej negatywna, bo ignorująca tak ważny element, jakim jest zaangażowanie sobą użytkownika. Brakuje mi również w niej trochę więcej rozdzielczości co do wielkości renderowanych obiektów dźwiękowych oraz zdystansowania się przynajmniej częściowo od słuchacza, ale o tym więcej opowiem przy okazji sceny.
Góra to w HF3 ten fragment zakresu częstotliwości, którym poszczycić się mogą jak mało która para słuchawek. Podawana jest ostro i bezkompromisowo, reagując ochoczo na wszelkie błędy realizacji materiału, jaki przez nie przepuszczamy. Sama z siebie nie sybiluje, ale posiada wyraźną tendencję do przeostrzania i tendencja ta wzrasta dramatycznie w przypadku nieprawidłowo dopasowanego dla nich źródła. Na jasnych kostkach są to słuchawki inne, niż znane nam do tej pory z ciemniejszych, do tego reagujące wyraźnie na klasę źródła, pod które są podpinane. To zabawne, że słuchawki o tak niskiej cenie są tak wybredne i potrafią w czytelny sposób odpowiedzieć słuchaczowi, czy właśnie jadą z kostki za 500 czy 1500 zł. Doprawdy ich wrażliwość mnie w pewnych chwilach wręcz zdumiewała.
Czy do tego fragmentu bym również mógł się przyczepić? Tak, sądzę że tak. Nie podoba mi się bowiem ta ich tendencyjność do przeostrzania, sporadyczna, ale zawsze. Do tego mimo bycia jasnymi słuchawkami mam wrażenie, które przyciera się tylko na droższych układach (przyciera – nie wyciera całkowicie), że jej najwyższe partie są mi odbierane, najwyższe szczyty góry są tutaj temperowane, jakby słuchawki „chciały a nie mogły”. Tyle że znów – ani nie jest to coś, czego nie moglibyśmy sobie tu z powodzeniem załatwić korektorem, ani też coś, czego nie należałoby się ewentualnie spodziewać w tej cenie. Jak na nią, HF3 prezentują i tak o wiele więcej, niż moglibyśmy podejrzewać, że w nich znajdziemy.
Dochodząc do sceny przyznam się, że doznałem pewnego rozczarowania. Fakt faktem, że jest renderowana w sposób kompleksowy i detaliczny, techniczny, może wręcz inżynieryjny, ale całościowo rysuje się głównie prosto w twarz i na zredukowanym obszarze. Westone 1 również prezentowały tego typu granie, a jednak to właśnie od HF3 spodziewałem się tutaj o wiele wyższej kompetencji, wręcz bezkompromisowości. Tymczasem znalazłem scenę dobrą i … tyle. Po prostu dobra, nie beznadziejna, ale też nie rewelacyjna. Tutaj przyznam się szczerze że jednak liczyłem na więcej, no cóż, muszę obejść się smakiem.
HF3 to brzmienie przede wszystkim bezpośrednie i techniczne, rozjaśnione i nastawione na klarowność oraz beznamiętność ponad relaksacją, tłuszczykiem i misiowatością. To słuchawki dla inżyniera, który z matematyczną precyzją dokonuje odsłuchu, a nie humanisty, który doszukuje się w słuchawkach poezji. Z tego względu jest to pozycja bardzo dojrzała technicznie, ale jednocześnie trochę wyprana z kolorów.
HF3 to bardzo fajne słuchawki, to nie ulega wątpliwości, mają w sobie dokładnie te rzeczy, które w armaturach się ceni. Ale czy są idealne? Definitywnie nie, do tego im daleko. Idealne słuchawki to dla mnie osobiście takie, których sposób grania prezentowany przez HF3 jest tylko składową, a nie całością. Technikalia i precyzyjność bowiem nie powinny moim zdaniem przesłaniać jednak celu nadrzędnego – czerpania przyjemności ze słuchania muzyki. Prawda jest tutaj taka, że mając pod ręką również UE-600vi, to właśnie one w niektórych gatunkach wiodły prym i choć były zauważalnie gorsze techniczne i jakościowo, to jednak odpowiednio strojone przez producenta sprawdzały się w praktyce może nie tyle lepiej, co po prostu przyjemniej, a przynajmniej wygodniej.
Zastosowanie
Chyba nie jest trudno domyślić się, gdzie najlepiej sprawdzą się słuchawki, które śmiało nazywam w tej recenzji „penetratorami”. Teoretycznie Westone z tri-flange’ami dawały -35 dB izolacji, tymczasem te już całkowicie rasowe izolatory dają odseparowanie nas od otoczenia śmiało większe, niż wspomniana wartość, co oczywiście odbywa się jednak kosztem komfortu.
Gdybym miał wskazać najlepsze zastosowanie dla tych słuchawek w sensie gatunków muzycznych, to przede wszystkim lekka i elektroniczna tematyka oraz klasyka powinny się na nich sprawdzić najlepiej, aczkolwiek co im nie wrzucicie w eter to Wam zagrają. Jedynie z ultra-ciężkim graniem będzie tu faktyczny problem o ile źródło lub korekcje nie będą takiej muzyki same z siebie faworyzowały.
Wspomniane źródło dla HF3 to w zasadzie największa niespodzianka. Słuchawki są wybredne co do klasy brzmienia płynącego z dziurki i warto mieć to mocno na uwadze, tak samo jak to, że Ety najgorzej czują się na lekkostrawnych i jasnych układach. Do czegokolwiek, co jest ciemne, gęste i niezbyt ostre są wręcz stworzone, będą wybawieniem w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Bardzo przyjemnie korzystało mi się z nich na Iconach HD/HDP, które podbudowywały dół i jednocześnie nadawały swoją klasą wyraźnej szlachetności brzmieniu wydobywającym się z produktu Etymotica. I choć przez większą część czasu miałem wrażenie, że próbuję takim połączeniem jechać po bułki do sklepu Kamazem, to fakt faktem właśnie tu brzmiały one najładniej.
Podsumowanie
Tak też dojechaliśmy do końca. Etymotic jak sięgam pamięcią od zawsze bawił się w jasne prezentacje, nie zwracano tam uwagi na kokieterię, tylko na jak najbardziej liniowe przedstawianie wszystkiego, co przez słuchawki przepłynie. Nie inaczej sprawa została potraktowana w HF3, dzięki czemu otrzymujemy jasne, analityczne i neutralne brzmienie dla fanów śnieżnobiałych obrusów i dźwiękowych talerzy, na których podawane są im muzyczne dania. To prawda, że żaden detal nie może umknąć uwadze w takiej sytuacji, ale jednocześnie trochę gubi się tu rozsmakowywanie w kolejnych daniach, czy też może nawet kęsach, na rzecz szukania błędów w sztuce kucharskiej. Po prostu w pędzie do doskonałości przestrzeliwuje się nieco cel, jaki moim zdaniem powinien idealnym słuchawkom przyświecać.